10km w wiosce obok Wrocławia dzis pykło. Tak sie stresowalem ze sie zesram, ale poszło ok. Upał troche doskwierał. Wpadłem do szatni, a tam goście rozmawiali, że dziś bez napinki w 37min celują
miałem 52 min, z czego jestem zadowolony, bo też bez napinki szedłem xD
po wszystkim bigos i grochówka z bananem. W zestawie startowym paczka reklam oraz skarpety, wydają się spoko. Generalnie bieg od zawsze nastawiony na lokalsów, gość co wygrał, był tylko raz na podium (34 min yebany), a reszta pionkow, bo malzenstwo z gminy, bo urzednik, bo mieszkaniec, bo kobieta.
marzy mi sie ciagle to zejscie do choć tych 45 min, ale tak nie mam czasu na odpowiednie treningi ze mi smutno od kilku lat na biegach >10km srednio 5:10-5:25 i nic z tym nie mogę zrobić.