Aj, już zapomniałem jak ta gierka robiła. Przez te wszystkie lata, po początkowych zachwytach, mam wrażenie, że o Skyrimie nie pisało się specjalnie pozytywnie. A że gra zabugowana, że głosy podkładają tam ze 3 osoby, że sztywna i na starym silniku, że trąci myszką i w ogóle. Do tego jeszcze kontrowersje z płatnymi modami. Przynajmniej ja trochę gdzieś w swojej głowie odłożyłem tą grę na śmietnik historii.
No i niedawno za sprawą wersji na Switcha wróciłem. Jasny gwint, TES V nadal niesamowicie robi! Jasne, silnik jest drewniany a bugi już od samej początkowej sekwencji można spotkać. I tutaj chyba jedyny minus tej gry, że wciąż ma problemy po tylu latach i wciąż woła się za nią pełną cenę przy okazji kolejnych reedycji. A poza tym? Poza tym dostajemy w swoje ręce wspaniły i różnorodny świat wypełniony po brzegi questami, z l.o.r.e tak gęstym, że w samej grze jest książek do czytania na wiele godzin. Oczywiście już po pierwszej misji zarzuciłem główny wątek i wstąpiłem sobie do Companions (w poprzednim przejściu skupiłem się na gildii magów). To uczucie, kiedy jako gołodupiec przybywamy do miasta, gdzie zdobywamy miejsce w szeregach jakiejś ekipy żądnych przygód wojów i dostajemy swoje łóżko w piwnicach siedziby. Te wspaniałe questy polegające na przedzieraniu się przez jaskinie pełne nieumarlaków, by zdobyć jakiś leżący na końcu przedmiot. Misje można przechodzić na różne sposoby, dialogów jest od ch,uja i jeszcze trochę. Chłonę ten świat jak poje,bany starając się chodzić według wskazówek od NPC, a nie według kursora na kompasie. Czytam książki o jakichś wojnach koalicji Nordycko-Redguardzkiej z wojskami imperium kierowanymi przez Septima Uriela czy jakieś przypowiastki do śpiewania po piwie. Po zrobieniu jakiejś super poważnej misji idę do małego miasteczka i mieszam w jakiejś historii miłosnej, zaraz nauczę się sztuki kowalstwa. Mogę zostać wampirem, wilkołakiem, zabójcą, magiem i cholera wie czym jeszcze na raz. Coś wspaniałego.
A sama gierka na Switchu wygląda bardzo dobrze. Tekstury są na pewno dużo lepsze jak je zapamiętałem z wersji na X360. Framerate trzyma sztywno 30fps, loadingi są całkiem znośne. Efekty wizualne są na pewno poprawione w stosunku do poprzedniej generacji i gra nie raz, nie dwa w trybie przenośnym po prostu zachwyca. Muzyka od zawsze była niesamowita i już po 15 minutach włóczenia się do tej orkiestralnej muzyki ma się wrażenie wielkiej przygody. Ale będzie napier,dalane w podróżach.