No, wreszcie pykła trzydziesta godzina. Cały dzień się zbierałem, żeby wrócić do tej gry i dopiero dzisiaj mi się udało. Okazało się, że byłem podczas misji po której można zebrać ostatni power coil do tej najlepszej zbroi, więc po szybkim odwiedzeniu dwóch miejsc i zebraniu tych, które wcześniej ominąłem stałem się posiadaczem tego god mode. I w sumie dobrze, bo nie mogę znaleźć przyjemności w walce w tej grze. Czekam już trzydziestą godzinę aż się rozkręci no i chyba do tego przysłowiowego Meksyku nigdy już nie dotrę. A że historia tego świata mnie zainteresowała, to akurat styknie na szybkie przebiegnięcie fabuły i poczyszczenie mapy z paru side-questów i znajdziek.
Mam wrażenie, że w GG nikt nie pomyślał co sprawia, że niektóre open worldy są fajne. W GTA jazda samochodem po głównym bohaterze każdej części, czyli mieście, była rdzeniem rozgrywki. W GTA IV to wręcz sztuka, w GTA V jest inaczej, ale wciąż przemieszczanie się z punktu A do B jest przyjemnością. W takim Assassin's Creed było wspinanie się po budynkach, w Dying Light przeprawa przez zombiaki, w Zeldzie interaktywność świata, nawet w takim dość nudnym Far Cry jest walka z ludźmi, czyszczenie posterunków i tego typu aktywności, które tutaj są zwalone (walka z ludźmi to beka kompletna). Non-stop korzystam z szybkiej podróży gdzie tylko się da i jak mam się przemieścić do miejsca, do którego nie mogę szybko skoczyć to jestem chory.