A jakoś tak gierki mnie ostatnio cieszą. Szczególnie te od Nintendo. SMB3 na Mini NES-ie (tak naprawdę to na emulatorze, bo mogę grać DualShockiem 3 bezprzewodowo, ale ciii) to coś niesamowitego. Wciąż nie mogę ogarnąć geniuszu tej gry. Jak byłem mały to grałem w SMB na Pegasusie (i tak, jestem z lat 90', ale jak miałem 4-5 lat to w moim otoczeniu dużo łatwiej było zagrać na Amidze i Pegasusie, niż na PlayStation, więc dużo bliższe mi Mario niż Crash Bandicoot) i doskonale pamiętam poziom skomplikowania tej gry. Geniusz, ale mimo wszystko dość prosta (nie w sensie łatwa, ale nieskomplikowana). Nigdy zaś nie było mi dane spróbować SMB3 aż do niedawna. I słodki jezu jaka ta gra jest dobra. Co oni z tego NES-a wycisnęli, ile cudownych pomysłów nawsadzali to głowa mała. Ten obłędnie przyjemny skok, jak to zawsze w grach Mario, ta muzyczka, ta grafika, te poziomy. Jak to jest, że grając w LittleBigPlanet z 2007 (?) mam ochotę się zabić po 30 minutach, a grając w SMB3 na NES-a którego nie tyle mój zegarek przebija mocą obliczeniową, a je,bany układ do komunikacji po Bluetooth pewnie jest mocniejszy mam cały czas sztywnego beniza.
Plus na X1 czeka RE4 remaster na ponowne przejście, bo wciąż mi mało po niedawnym ukończeniu gierki. Na PC sprawiłem sobie JC3 do bezmyślnego napier,dalania i wybuchów, na 3DS-ie są nowe Pokemony. No i pełno innych zaje,bistych tytułów czeka na półeczce grzecznie. Wiadomo, syndrom pirata może się wkraść, ale ostatnio jakoś sobie z tym radzę i niesamowicie się ostatnio jaram gierkami.