Metal Gear Solid V. Oczywiście spojlery ahead.
Oj jak ja wyczekiwałem tej gierki, oj jak wyczekiwałem. Obejrzałem tylko jeden trailer (ten z Nuclear) i oprócz tego nic więcej, to miało być idealne ogranie. Od razu na premierę, praktycznie bez żadnych spojlerów czy to z trailerów czy to z Internetu. Aby sobie umilić oczekiwanie ograłem Peace Walkera, który był wstępem do mechanik zaimplementowanych w MGSV. Wrażenia opisywałem jakiś czas temu w tym temacie. Premiera w końcu nadeszła, dzięki promocji NVidii kodzik STEM można było wyrwać w przyjemnej cenie, więc praktycznie od razu wziąłem się za ogrywanie. Niestety trafiłem na całkiem spory spojler, dzięki "żartom" pewnych podludzi z innego forum, ale o tym później.
Gameplayowo od razu strzał w pysk. Jest fantastycznie. Sterowanie jest bardzo responsywne i nie ma udziwnień. Wszystkie akcje wykonuje się dokładnie tak jak chcemy. Strzelanie sprawia satysfakcję, skradając się walczymy jedynie z widocznością i przeciwnikami, nie z padem. Fantastycznie wpływa to na odbiór gry i naprawdę robi robotę. Być może stąd bierze się bardzo dużo dobrych ocen, bo gra się w to naprawdę dobrze. Trochę męczące było to rozwijanie bazy, przypominało jakąś grę F2P w której ktoś w ostatniej chwili stwierdził, że może jednak nie powinniśmy kasować ich za te fuel resources. Ale to jest MGS, oprócz tego, że zazwyczaj jest bardzo dobrą grą z kilkoma naprawdę dobrymi pomysłami, to do tej pory zapewniał nam emocjonalną przejażdżkę dzięki długiej, mistrzowsko prowadzonej wielowarstwowej fabule z całą plejadą ciekawych postaci. Jak to wyszło tym razem?
Średnio. Zacznijmy od jednego: gra nie jest mistrzowsko prowadzona. Wstęp jest całkiem w porządku, by rzucić nas na pustynie Afganistanu, a później Afryki byśmy umierali z nudów. Tylko jedna na kilka misji przynosi jakiś postęp fabularny, który na dodatek rzadko jest przedstawiany za pomocą cut-scenek, a dużo częściej za pomocą kaset. Ktoś mógłby powiedzieć, że wcześniej były gadające głowy w Codecu, a teraz kasety to zastępują, dając do tego możliwość słuchania ich podczas gry. Problemów jest kilka: mi osobiście ciężko się skupić na skomplikowanych niekiedy dialogach i jednoczesnym graniu, za dużo ważnych rzeczy trafia do opcjonalnych kaset i o ile rozmowy w Codecu były odgrywane w konkretnych miejscach i umiejscowione w jakimś miejscu fabuły, to kasety zdobywamy czasami za przejście misji, czasami podczas i słuchamy ich w dowolnej kolejności w dowolnym momencie. No i do cholery, dlaczego to jest tak rozwleczone. Ja tą grę przechodziłem prawie 60h. Ze dwa razy miałem kryzys, czy w ogóle grać dalej. Zbyt dużo opcjonalnych rzeczy trafiało do głównego wątku, a na dodatek niektóre side opsy były obowiązkowe. WTF.
Graficznie jest świetnie. Gra na PC działa wyśmienicie. Muzycznie? Niezbyt dużo z tej gry pamiętam. Chyba ktoś wpadł, żeby OST zastąpić kawałkami z tamtych lat, które będziemy znajdować podczas gry. No fajnie było sobie posłuchać Final Countown czy Man Who Sold The World, ale bez przesady.
Fabuła? Jak już była, to była po prostu w porządku. Wątek z pasożytami i Sehalantropusem w porządku. Oczywiście przegięty jeśli próbować by to umiejscowić w rzeczywistości, ale kaman, który MGS nie jest przesadzony. Wszyscy ubóstwiają MGS3 w którym był typ strzelający szerszeniami z ust. Ja kocham MGS2 w którym był grubas jeżdżący na rolkach. To jest część tej serii i nie mam nic przeciwko tym dziwadłom. Szkoda tylko, że są tacy płytcy. Jak cała fabuła w sumie. Wszystko jest takie prostolinijne, bez drugiego dna (albo ja czegoś nie usłyszałem lub zrozumiałem). Największym zarzutem jest to, że mamy tutaj 2x mniej zawartości jak poprzednio rozciągnięte na 4x więcej grania.
Nie chce mi się nawet o grze pisać, bo jak tylko się zastanawiam to mnie chwyta zawód. Fabuła nie była zła, ale prawie w ogóle jej nie było. To mnie boli. Mam Phantom Pain po tej grze.