Skocz do zawartości

raven_raven

Użytkownicy
  • Postów

    19 355
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    95

Treść opublikowana przez raven_raven

  1. raven_raven

    Hotline Miami

    Nie.
  2. ej ale ta Marta Bijan z X-factor to do kochania

  3. raven_raven

    Zakupy growe!

    https://store.sonyentertainmentnetwork.com/#!/en-pl/games/hotline-miami/cid=EP3643-NPEB01341_00-HOTLINEMIAMI0000
  4. raven_raven

    Zakupy growe!

    Nie nie. Po prostu w grach indie jak naciśniesz X to np. postać skacze. W wysokobudżetowych produkcjach X może być bardzo wielofunkcyjne: press X to jason, to win, to trigger emotional cutscene, press it twice to unleash deadly combo.
  5. To uczucie, kiedy podchodzisz do domofonu i zaczynasz myśleć o tym, jaki faktycznie masz kod do mieszkania... i przez to nie potrafisz go wpisać. #NAJGORZEJ

    1. Square

      Square

      Jest jeszcze coś takiego jak kody uniwersalne :)

    2. Zdunek

      Zdunek

      Ja jak byłem kiedyś w jakimś fastfoodzie to w kolejce powtarzałem nazwę produktu "łajlatofliskitburger". Doszedłem do kasy, moja kolej, typ się pyta "co podać?" a ja "ętekę". #NAJGORZEJ

  6. raven_raven

    bieganie

    Gratki !
  7. W co teraz zagrać? Kolejny eks na mighty PlayStation czy może jakaś dobra multiplatforma jak Deus Ex HR albo Mass Effect?

    1. Pokaż poprzednie komentarze  4 więcej
    2. raven_raven

      raven_raven

      Nie no, Mass Effect tylko na PC, Deus Ex zresztą też.

       

      Demon's Souls to też dobry pomysł, rozważę. Dzięki Mejm.

    3. Ins

      Ins

      trudny wybor, tzn. miedzy ME i Deusem, na sonowskie exy szkoda czasu

  8. Microsoft mnie wkur,wia . Kiedyś robili dobry system, dobre gierki, dobre sprzęty, dobre programy. Od pewnego czasu wszystko się spier,doliło. Windows Phone zamiast Windows Mobile, Windows 8 i kafelki zamiast normalnego Windows 7, który czerpał z OSX a nie z tabletowych rozwiązań, Xbox One zamiast Xboksa 360 z początku swojego życia, ch,ujowe gierki zamiast Black & White, Age of Empires itd. Oh god, why have you abandondem me .
  9. Wieczór spędzony na instalowaniu Archa. To był dobry dzień.

    1. Pokaż poprzednie komentarze  1 więcej
    2. raven_raven

      raven_raven

      O Archu na razie wiem tyle co najwięksi fani PlayStation o TLOU, czyli nic.

    3. raven_raven

      raven_raven

      No ja właśnie na razie GNOME, bo boję się czegoś ciekawszego jak awesome albo bspwm na przykład. Ale powoli, krok po kroku coś wykombinuję.

    4. Accoun

      Accoun

      >not gentoo

       

      Choć w sumie jestem ciekaw jak to wygląda w porównaniu do Debiana na przykład.

  10. No właśnie nie ma oceny i jeśli ktoś faktycznie przeczyta, to może zrozumie dlaczego .
  11. Ponad 17 000 znaków. Za dużo?
  12. The Last of Us HERE BE SPOILERS!!! (Nie będę się pier,dolił i używał tagu spoiler co drugie zdanie oceniając grę, która bardzo mocno polega na opowiedzianej historii. Spoilerów będzie dużo i jeśli nie grałeś, to jak najszybciej zmień ten stan rzeczy, ale posta nie czytaj.) Gra, dla której kupiłem PS3. No, główny powód, który zaważył na decyzji, którą i tak podejmowałem już od dłuższego czasu. A mimo tego przeszedłem ją dopiero teraz, chociaż zacząłem krótko po zakupie konsoli (w październiku). Nie pamiętam, by był taki hype, zachwyt jakimś tytułem i wysyp nagród od czasów Half-Life 2. Oczywiście, rynek gier rośnie i już nie tyle co staje się mainstreamowy, ale jest mainstreamowy. W związku z tym kręcenie hype'u na gry stało się dość powszechne, a ludzie mocno się na to nabierają, ba, nawet zbiorowa schiza przekłada się na zupełnie dla mnie niezrozumiałe zachwyty i gloryfikowanie tytułów, które na to nie zasługują (Bioshock Infinite). Po części tyczy się to też TLOU, ale zanim wydacie na mnie wyrok śmierci, to przeczytajcie do końca, by zrozumieć, co mam tutaj na myśli. Takie czasy, gdzie marketing i granie na emocjach odnosi ogromny sukces. Niemniej szajba na punkcie akurat tego tytułu ma dość mocne podłoża, więc i ja swoje chciałbym o nim napisać. Do gry podchodziłem raczej nie znając za wiele, obejrzałem urywki gameplayów i wiedziałem tyle, że jest Joel, Ellie a gra to GOTG (pipi)O i tyle. Niestety wszechobecna ekscytacja i moja niechęć do tego gatunku były bardzo szkodliwe, bo gra po trzech godzinach (na hardzie!!!11) mnie po prostu znudziła i odrzuciła. Nie dostałem strzała w ryj, nic odkrywczego, przełomowego. Było bardzo dobrze i solidnie, ale fabuła startuje tutaj bardzo długo i z początku w ogóle nie porywa, więc ona na początku nie przykuwa do ekranu. W kwestii gameplayu na początku też jest średnio. TLOU to jedna z tych gier, gdzie na początku jest najtrudniej, przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie. Nie jesteśmy jeszcze w pełni zapoznani z mechaniką gry, nie wiemy na co możemy sobie pozwolić, a sprzęt i umiejętności są blisko dna. Najgorszy moment miałem w muzeum, kiedy rzuca się nas przeciwko dużym, dobrze uzbrojonym siłom (teoretycznie przeciwko ludziom, którym dorównują tylko Fireflies) i masz, strzelaj sobie. Chyba niedługo potem rzuciłem grę. W końcu jednak wróciłem, i jak się okazało, byłem tuż na granicy dobrej zabawy. Podobnie miałem z pierwszym Uncharted. Tak jak pisałem, oni powinni sprzedawać swoje gry z czteropakiem Red Bulla. Dwa bierzesz na start, by nie zasnąć, a kolejne dwa musisz mieć na sam koniec, bo od pewnego momentu nie da się oderwać od ekranu dopóki nie zobaczysz napisów końcowych. No właśnie, gameplay. Troszkę mi tu czegoś brakowało. Nie mamy ani arsenału Snake'a, ani ruchów Sama, ani możliwości Corvo. Świat jest bardzo mało plastyczny i dróg do celu zazwyczaj nie ma więcej niż jedna, a przejście niezauważonym nie zawsze jest opcją. Ja rozumiem takie podejście do tematu, bo gra celuje w ogromny realizm i ukazanie wszystkich jako ludzi, a nie jako maszynki do zabijania, które w pudłach przechodzą środkiem placu czy noszą w du,pie cały arsenał bądź łażą po suficie, ale... przez to trochę się nudziłem, szczególnie na samym początku. Bierzcie tylko na uwadze, że to nie jest mój ulubiony gatunek i moja opinia może mocno odbiegać od Waszych odczuć w tej kwestii. Rozumiem takie, a nie inne podejście do tematu z punktu prowadzenia fabuły i budowania realistycznego świata, ale niestety nie zgadza się moimi oczekiwaniami w kwestiach czystej zabawy. Niestety nie obyło się też bez dzinych rzeczy, które mi się po prostu nie podobają. Są pewne niekonsekwencje w opisie przeciwników a ich faktycznym zachowaniu. Kiedy pierwszy raz spotykamy się z clickersami, to dowiadujemy się dlaczego klikają: bo nie widzą nic przez grzyb i muszą używać echolokacji do orientowania się w przestrzeni, niczym nietoperze. Dlaczego więc... wykrycie następuje kiedy robimy hałas? Przecież to zupełnie w drugą stronę. To one robią hałas i odbijając fale dźwiękowe widzą nawet absolutnie ciche obiekty, wystarczy tylko, że są w zasięgu fali dźwiękowej. Bez sensu. Faktycznie są po prostu ślepi, ale nie posiadają echolokacji. Oprócz runnerów i clickerów jest też przeciwnik, który jest miksem obu. Ma dobry słuch, ale wciąż widzi. Niestety dopóki nie zginiemy pierwszy raz z jego rąk to o tym nie wiemy . Wizualnie ciężko odróżnić od zwykłego runnera, a gra w żaden sposób ich nie hintuje. Wciąż będąc w temacie dźwięku: bez sensu jest, że nikt nie słyszy duszącego się przeciwnika metr obok siebie. Niby duszenie jest najbardziej stealth, ale faktycznie z głośników dobiega mnóstwo hałasu i harczenia, ale nikt w świecie gry na to nie reaguje. W poziomie z hotelem też jest dziwna rzecz. Spadamy na dół, do generatora i drzwi z kartą. Najpierw oczyszczam cały poziom, znajduję kartę, podchodzę do generatora i... dwa razy zostałem zabity już podczas samego odpalania (skąd on się wziął!?), a normą jest, że spawnują się wtedy grzyby i purchawa i musimy z nimi walczyć. Weeeeeeird. Zaś w miejscu, gdzie Ellie dostaje karabin do ręki, a my schodzimy na dół eliminować wrogów nie wolno rozwiązać sytuacji tylko i wyłącznie po cichu O_o. Musimy odpalić broń choć raz, by Ellie też miała okazja strzelić, gdyż scenka do tego nawiązuje później. Gra będzie spawnować przeciwników tak długo aż nie dojdzie do otwartej walki. Debilne jest AI towarzyszy, ale to wiemy. Sytuacje, gdzie Bill czy Ellie dosłownie wpadają na Clickerów jest mnóstwo i niestety psuje to wczuwkę. Zdaję sobie sprawę, że AI towarzysza nie jest sprawą łatwą, że postacie są niewidzialne, by te wpadki niezależne od nas nie powodowały frustracji, ale to nie było jedyne wyjście z tej sytuacji i moim zdaniem można było to lepiej zrobić. Aha, no i noszenie drabiny... to serio jest mały powód do drwin . Za dużo tej palety jest, za dużo drabin i naciskania trójkąta by podsadzić Ellie. Ja wiem, że to ma budować więź między postaciami i pokazać ich zależność od siebie, ale wciskanie jednego przycisku w kółko albo wykonywanie po raz n-ty nudnego holowania na palecie jest średnio fajne. A, no i snajper! To było po prostu durne. Podkradasz się pod okno w zasięg strzału, widzisz karabin, przycelowujesz i... nikogo nie ma, a karabin stoi jakby porzucony (nawet nie jest w Ciebie wycelowany). Moment później jednak dostajesz kulkę xD. Patrzysz jeszcze raz i oczom nie wierzysz, bo nadal nikogo nie ma, nadal karabin nawet nie jest zwrócony na Joela, a Ty masz już nie jedną, a dwie dodatkowe dziury do oddychania. Musisz wejść do domu i odpalić scenkę szarpania się ze snajperem, dlatego nie można go zabić wcześniej, no ale (pipi) xD. To raczej wszystkie zarzuty wobec gry w grze. Później, kiedy arsenał i umiejętności troszkę się poszerzyły, ja wczułem się w świat i poznałem schematy zachowań przeciwników, to gra dla mnie zdecydowanie zyskała na miodności. Skończyła się faza samouczka i gra dała mi dużo większe pole do popisu (pierwsze areny starć są niesamowicie sztuczne, ale to po to, by nas nauczyć grania właśnie). Zacząłem po prostu dobrze się bawić. Mimo wszystko gra w pewnym stopniu jest powtarzalna, choć ostatecznie mimo długości nie nudzi. Jest solidnie, ale du,py nie urwa. Technicznie za to jest fenomenalnie. Owszem, zdarzają się brzydsze tekstury i nawet lokacje. Owszem, framerate nurkuje miejscami. Owszem, zdarzają się zwłoki przeciwników, które w bardzo dziwny sposób wzbijają się w powietrze, raz też włosy Ellie bardzo przerażająco się zglitchowały (na dodatek podczas scenki z żyrafami, gdzie ogólnie jesteśmy wychillowani, aż podskoczyłem wtedy). Na siłę zdarza się jeszcze złe łączenie tekstur (biała pustka na krawędziach). Ale to tyle, to wszystkie małe rysy na pięknym diamencie jakim jest ta produkcja. Gra jest cholernie imponująca biorąc pod uwagę na jakim sprzęcie jest odpalona. Bogactwo zaawansowanych efektów, czy to cząsteczkowych czy świetlnych po prostu rozwala. Postacie są przepiękne, animacje perfekcyjne, szczena opada jak widzi się rozpryski krwi dynamicznie wpływające na świat. Nie mam tutaj pytań i chylę czoło przed ND, są zaje,biści pod tym względem, co tu dużo mówić. Grafika powala, dźwięk powala, animacje powalają, dopracowanie gry jest prawie perfekcyjne. Postać prowadzi się niesamowicie ludzko, animacje przechodzą płynnie jedna w drugą, nie wiem, mogę zachwycać się długo. Podoba mi się jak przeprowadzono rozwój adwersarzy podczas gry, a właściwie jak go nie było. Standardowy schemat jest taki, że na początku mamy najsłabszych przeciwników, a z czasem rzuca się na nas coraz trudniejsze wyzwania. Tutaj przez całą grę jest bardzo równo (stąd właśnie to uczucie, że gra robi się łatwiejsza wraz z rozwojem postaci i ekwipunku). Świetnie wpasowuje się to w świat, bo dlaczego do cholery w Bostonie w mocno zmilitaryzowanej strefie miałoby być najłatwiej, a oprychy z końcówki gry ośmieszałyby ich (żołnierzy) wyszkoleniem i śmiercionośnością? Jedynie na koniec nie mogli powstrzymać się od klasycznego bumpu trudności i ogomnej, epickiej potyczki i nawet karabiny się pojawiły. Chociaż to też miało pozytywny wpływ na to, jak mocno uderza w nas zakończnie, więc spoko. Boję się tylko, czy nie dostanę zawału z powodu frustracji tym fragmentem kiedy będę próbować jednak ukończyć grę na Hardzie. Nie ma też bossów, a właściwie są (purchawy, David), ale nic nadzwyczajnego, nadprzyrodzonego i niesamowitego, wszystko wciąż perfekcyjnie wpasowuje się w gameplay i ramy świata. Miodzio. A etapy, kiedy zaczynamy sterować Ellie i smaczki z tym związane? hnnnng Prowadzenie gry też jest świetne. Ciągle do przodu, ciągłe zmiany otoczenia, ciągle nowe mechaniki i nigdy za dużo jednej na raz. Poszczególne walki poprzetykane są długimi sekcjami, gdzie tylko zwiedzamy i świetnie to działa na zasadzie kontrastu, gdzie dzięki temu każde starcie jest emocjonujące i coś znaczy. OK, to tyle jeśli chodzi o gameplay. Jest dobrze, jest na poziomie, którego oczekuje się od ND, ale nie bez wad. No i teraz przechodzimy do opowiedzianej w grze historii. No i tutaj jestem autentycznie zachwycony, nie mam żadnych pytań. Tak jak po skończeniu Bioshock Infinite byłem wkur,wiony coraz bardziej z każdą sekundą analizowania tego co się właśnie stało, tak tutaj przez ostatnie kilka godzin po obejrzeniu zakończenia mój zachwyt tylko narasta. To zakończenie, które na pozór nie składa nas na łopatki, nie wywołuje niekontrolowanych wybuchów płaczu (czy to ze smutku czy z radości). Może nawet u niektórych zostawia niedosyt, ale im dłużej nad nim myślę, tym bardziej jest perfekcyjne. Zastanawialiście się w ogóle nad tytułem tej gry? The Last of Us. Chyba nawet sama gra próbuje nas do takich rozważań nakłonić, kiedy Tess i Joel kłócą się o to, czy jest jeszcze "us" i co ono znaczy. No właśnie. Kim są Ci tytułowi "my"? Chodzi o to, co zostało z ludzkości? A może o ostatnich dobrych? Ostatnich zorganizowanych? A może każdy ma swoje "us" ograniczone tylko do kilku osób? Do Tess? Do żony i miasteczka? Przez całą grę poznajemy co znaczy "us" dla głównego bohatera, co idealnie jest podsumowane w zakończeniu. Nie ma "us" dla Joela. Po tej stracie, jaką przeżył nic już dla niego się nie liczy. Gotów jest poświęcić los ludzkości dla Ellie, a następnie i ją okłamuje. Dlaczego? Dlatego, że robi to wszystko tylko dla siebie. Nikt więcej go nie obchodzi i od początku nie obchodził. Strata córki a później Tess sprawiły, że on nie chce już więcej tracić. Nie interesuje go życie w świecie bez Ellie, nie interesuje go ratunek ludzkości. Jest starym, samotnym człowiekiem i desperacko chce temu zapobiec, tymbardziej, że po początkowym odrzucaniu Ellie, kiedy już się z nią zżył, za nic nie chce jej stracić. Pięknie tą samotność podkreśla ostatnia scena, kiedy kierujemy Ellie, a on opowiada o Sarze i swoim wieku. Zachwycony też jestem tą kompozycją klamrową. Oczywista ucieczka z Sarą i z Ellie, ale też konsekwencje tego. Tam doszło do najgorszego i stracił córkę, a tutaj czarno na białym widzimy, jak sytuacja się powtarza i Joel dosłownie gotowy jest zniszczyć wszystko, byleby tylko drugi raz nie dopuścić do straty. Joel nigdy święty nie był, ba, jest raczej bydlakiem i egoistą, a gra cały czas stara się nam opowiedzieć, dlaczego tak jest. Cały zimowy chapter właściwie jest o tym, jak my podczas swojej podróży nie byliśmy nic lepsi od całej reszty. Że jesteśmy tylko stroną w tym bezsensownym i brutalnym konflikcie o przeżycie. Sam Joel mówi o sobie, że on po prostu jest "survivor". David okazuje się kanibalem i psycholem, ale to tylko po to, byśmy mieli powód do zabicia go . Czytałem też zarzuty o tym, że dużo jest walki z ludźmi. Bardzo dobrze, że są. Nie dość, że wprowadzają urozmaicenie do gameplayu w postaci żywych i kombinujących istot (choć czasami trochę za bardzo kombinują jak magicznie nas zachodzą od tyłu), to jeszcze pięknie wpasowują się w to pytanie: kim jesteśmy "My". Nie ma nas. Nie ma ludzkości. Upadliśmy do poziomu wyrzynających się o puszkę jedzenia i żyjących na śmieciach band. Największym wrogiem człowieka jest człowiek. Scena z żyrafami jest dość charakterystyczna i może nawet trochę zbędna, ale to jest ostateczne podkreślenie wątku zwierząt w tej grze. Pokazanie, że to tylko człowiek ma problem, a zwięrzęta, rośliny i planeta radzą sobie wyśmienicie w wydartych człowiekowi terenach. Że jest im wręcz lepiej bez nas. Właśnie, nas. Gdyby w ogóle było jeszcze coś takiego jak "my" . Mógłbym tak dalej się zachwycać, jak wątek jest mistrzowsko prowadzony i budowany przez całą grę. Jak przydługawy i nudnawy z początku wstęp ma ogromne znaczenie i sens patrząc z perspektywy całości. Jak wydarzenia jesienią po prostu zostawiają ze szczęką w piwnicy, gdzie przepięknie zawiązuje się przyjaźń między Ellie i Joelem, jak oboje zaczynają o siebie dbać (pościg za Ellie, eskortowanie rannego Joela). Jak powoli i nieobowiązkowo możemy odkrywać okrutną i brutalną prawdę o świecie. Czy to notatki na kampusie, czy schron Isha w kanałach... mało która historia skończyła się dobrze. Wszystko, co zostało to zarażeni, trupy i szabrownicy. Puste strefy kwarantanny, w których rozgrywały się tragedie. Świat jest zbudowany po prostu fantastycznie, a fabuła po zapoznaniu się z całością jest idealna. No i właśnie, po tych wszystkich zachwytach zostaje to ostatecznie pytanie: GOTG? GOTY? 10/10? Pewna część mnie krzyczy, że tak, że dawno nie grałem w tak złożone emocjonalnie dzieło, że dawno nie zastanawiałem się tak dużo nad zakończeniem. Gra jest piękna, dopracowana, wywołuje emocje i przemyślenia. Tylko... no właśnie. Zauważyliście może, że kilka razy napisałem, że coś mi nie pasuje w grze, ale idealnie pasuje do świata i opowieści. To opowieść i fabuła dominują w tej grze. Jej siłą są przekazane treści, a nie faktyczne momenty spędzone z padem w ręce, kiedy gramy. Jest wyraźny podział na scenki i sekcje grane, wszystko ważne dzieje się bez naszego udziału, a my jedynie spacerujemy przez świat bądź torujemy sobie drogę przez przeciwników. Patrząc czysto pod względem gameplayu jest solidnie, ale nie ma tutaj niczego zwalającego z nóg. Gra na początku nudzi (wielu mówi, że dopiero od jesieni jest dobrze). Dlaczego tak jest? Ano dlatego, że to nie skradanie i strzelanie, a cut-scenki i ciekawość dalszego ciągu historii gna nas do przodu. Growa część tej... gry nie jest GOTG. Ona na początku wręcz nudzi. Dopiero później sprawnie wplątuje się w kreowany świat i nie jest źle, ale nasza interakcja ze światem jest tylko tłem do fabuły. Czy ja chcę takich gier? Czy to jest produkcja, którą mogą okrzyknąć lepszą niż wszystkie inne w ciągu tej całej długiej generacji? Czy za słuszny uważam trend, gdzie z gier robi się filmy, pod wieloma względami cofając się i zachwyt budząc dzięki graniu na emocjach? Naughty Dog dość dobrze balansuje na granicy dobrej zabawy i dobrej opowieści, ale już Bioshock Infinite z tego samego roku moim zdaniem nie podołał temu zadaniu, a trend jest dość mocno widoczny: mniej gry, więcej oglądania, słuchania i biernego przyjmowania historyjki. Od czasów wspomnianego Half-Life 2 mimo przeskoku generacji wciąż zamiast iść do przodu, idziemy raczej w bok. I chociaż na razie jest fajnie, to boję się, czy ten kierunek to nie jest ślepa uliczka.
  13. A dla mnie właśnie fajny element kolekcji jak ktoś lubi piłeczkę . Sam kiedyś miałem wszystkie PES-y na PS2.
  14. raven_raven

    The Last of Us

    No pewnie, rozumiem. Dorównać do tego, co zaserwowali nam po angielsku to jest niemożliwe bez nadzoru i wielu godzin pracy. Mimo wszystko daleko jest dubbingowi do żałosnego.
  15. raven_raven

    The Last of Us

    Złoty kilof za odkop, wiem wiem. Ale ostatnio podobny temat był podniesiony chyba w temacie o D3 (albo ja go wykopałem, mniejsza). Mam wrażenie, że polscy mają po prostu jakąś awersję do własnego języka. Może jest jakaś naukowa nazwa na to, jakieś wytłumaczenie, że dźwięk z innego języka przebywa inną drogę w mózgu i przez to odbieramy go inaczej, ale niektórzy tak alegircznie reagują jak słyszą swój ojczysty język, że to aż śmieszne. Musicie zdać sobie sprawę, że ludzie mówiący po angielsku rozumieją to właśnie tak samo jak my polski. Nie ma "clickers", "runners", "rifle", "upgrade" i "bullshit", ale dokładnie "klikersi", "biegacze", "karabin", "ulepszenie" i "gów,no prawda". Oni nie słyszą obco brzmiących nazw własnych tylko zwykłe słowa z języka używanego na codzień. Grubo przesadzasz mówiąc, że voice-acting jest żałosny i nie ma żadnych emocji. Sama kłótnia z Billem (ta, gdzie pada kwestia o planach a, b, c aż po z) jest dobrze przyprawiona emocjami, nie mam zastrzeżeń. Polscy aktorzy nie mają tak dobrze jak oryginalny, którzy mają kwestie nagrywane pod nadzorem samych twórców, gdzie mają na bieżąco feedback i są dopasowywani do wizji scenarzystów. Mimo tego radzą sobie całkiem dobrze i jeśli ktoś nie umie angielskiego, to ten dubbing nie wydaje się najgorszym jaki był.
  16. raven_raven

    Hotline Miami

    Grałeś bez patcha, że Ci nie wpadły?
  17. Skończyłem TLOU. Moja ocena to...

    1. Pokaż poprzednie komentarze  1 więcej
    2. Tokar

      Tokar

      <sztuczne napięcie rodem z talent show>

    3. kermit

      kermit

      <wywiad z rodzicami ravena> <tatiana placze>

    4. aux

      aux

      <raven zawsze gwiazdorzył - mówi pani Ania, nauczycielka z przedszkola>

  18. Play z okazji 7 milionów abonentów zrobił taki filmik:

    Gdzie jest coś podobnego od Sony? To jest to słynne #4theplayers?
    1. Pokaż poprzednie komentarze  4 więcej
    2. Pupcio

      Pupcio

      >barcfelona

    3. FARMEROS

      FARMEROS

      ja mam telefon w t-mobile i wii, nie kibicuje pedalskiej pilce noznej. I CO TERASS?

  19. Dobra, teraz od pada nie mogę się oderwać i muszę wyjść, bo umówiłem się na wyjście ze znajomymi. Morał? Tylko gierki, znajomi to zło.

    1. Pokaż poprzednie komentarze  6 więcej
    2. erix

      erix

      oho przechodzenie gotg na szybko , duzy blad :/ ...

    3. Kazub

      Kazub

      zazdroszcze tlou, dla super gierek należy rezygnować z życia bez wstydu

    4. Tokar

      Tokar

      I tak będziecie wszyscy gapić się w smartfony, zostań i graj

  20. TLOU na skali od 0 do GOTG na razie "10/10 - it's okay"

    1. erix

      erix

      You make every shot count

    2. Stunik

      Stunik

      Możesz doliczyć punkt, że pozwala obcować z najlepszą marką na świecie.

  21. raven_raven

    Steam

    Nie no bez przesady, coś pod 8 euro i kilka kart w ekwipunku .
  22. raven_raven

    Steam

    Chcę wreszcie Banished, portfel Steam pęka w szwach sianem za karty, więc niech będzie jak najszybciej. Dziwne tylko, że żadnych przecieków ani nic.
  23. raven_raven

    W co teraz grasz?

    W The Last of Us, oczywiście. W ciągu ostatnich dwóch dni wróciłem do przerwanej dawno temu gry i wkręciłem się dużo bardziej niż wtedy, więc jest spora szansa, że w niedługim czasie tytuł zostanie przeze mnie ukończony.
  24. nobodylikeyou to the rescue O, z tym porównaniem do Fallouta to czuję bardzo podobnie. Ale z tą sztuką, Columbią i oczekiwaniem od gier by były filmami to mów za siebie!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...