Kto by pomyślał, że ten nowy poziom trudności tchnie pierwsze życie w ten tytuł? Gra z miernego RPG z fajnym systemem walki stała się prawdziwym survivalem. Grałem dzisiaj z 4 godziny i nawet nie ruszyłem pierwszego questa tylko czyszczę las chatka po chatce w poszukiwaniu lepszego eq i podbijaniu postaci. Latanie od waypointa do waypointa tu nie przejdzie.
Fajnie, że oprócz trudniejszych starć mamy też dodatkowe efekty jak senność, głód, pragnienie czy choroby. Dodatkowo zmniejszony udźwig sprawia, że zarządzanie ekwipunkiem staje się istotnym elementem rozgrywki. Zacząłem również korzystać z większej ilości przedmiotów niż dotychczas (gotowane żarcie dla buffów i samego pożywienia bez radiacji czy narkotyki dla przyjemności xD). Dostałem teraz prawdziwy wasteland gdzie niebezpieczeństwo czai się za każdym rogiem a o surowce bardzo ciężko.
No i najważniejsze, zapisywać można tylko podczas snu, dlatego często stajemy przed dylematem czy wracać już do bazy czy jeszcze zerknąć co czai się za rogiem. To samo czyni każde starcie emocjonujacym bo stoimy przed oczami z utraceniem jakiegoś tam progresu. Kilka sytuacji z tych paru godzin gry:
- namierzyłem grupke psów i zacząłem do nich strzelać, w międzyczasie nastała mgła, a że już była noc to słyszałem tylko ich tupanie bo widoczność praktycznie zerowa. Stres i ucieczka na jakiś wyższy punkt niestety nic nie dały bo zostałem rozszarpany
- walczyłem z jakimś robactwem i stwierdziłem, że sprawdzę co jest dalej. Wyskoczyło na mnie kilku raiderów, dość długa wymiana ognia, zużyte kilka steampaków, zraniona ręka, utrudnione celowanie, kończąca się amunicja. Zostały mi 2 naboje w shotgunia i ostatni raider. Prawie zero hp, ale wysłałem dogmeata, żeby odwrócił jego uwagę. Skradam się mu za plecy i dwie ostatnie kule kończą potyczkę, sprawdzam ich obóz zestresowany czy to wszystko a tam materac
- biegne sobie koło jeziorka i zbieram jakieś grzyby po czym wchodze na jaja mirelurkow. Wyskakuje kilka szwagrów z wody i gaszą mnie na strzała
- wracam po splądrowaniu jakiegoś złomowiska do bazy. Lecę sobie na pewniaka a tu zza kamienia wybiega jeden raider. Szybka wymiana ognia i przeciwnik pada, niestety zdazyl rzucic mi granat pod nogi. Na złomowisko trzeba było wybrać się ponownie.
Polecam obczaić. Mi ten rodzaj rozgrywki siadł bardzo dobrze. Szkoda tylko, że survival nie naprawia czerstwych dialogów i guwnianej fabuły
e: jeszcze doinstalowałem sobie m.in radio vietnam. Przemierzanie wastelandu w rytm purple haze czy california dreaming