To niepodważalny fakt, że tłuszcze są potrzebne metabolizmowi (np. rozpuszczają witaminę A). ALE tylko nieduże ilości i trzeba liczyć się z podziałem na "dobre" i "złe"tłuszcze. Coś co posiada w sobie SAME źródła energii pokroju tłuszczy (smalec, masło, margaryna; szczególnie czepiam się niebezpiecznych nasyconych tłuszczy, z wyjątkiem kwasu stearynowego - mój odnośnik "Men's Health") albo węglowodanów (cukierki, batoniki) i żadnych białek, błonnika, jest z prostej logiki niebezpieczne, no bo jak metabolizm ma sobie poradzić z paroma tysiącami kJ w stosunkowo niewielkiej ilości pożywienia...
Jako ciekawostkę podam, że sam nie spożywam żadnych maseł, margaryn (o smalcu nawet nie wspominam) już od lat i jako jedyny w rodzinie mam normalny cholesterol (ci niestety spożywają "fabrykowane" tłuszcze).
Według wikipedii smalec posiada: 38% - 43% tłuszczy nasyconych (z czego pozytywny kwas stearynowy 12% - 14%) i aż 56% - 62% nienasyconych... o, kur.wa! W tej chwili się konkretnie zdziwiłem. Przyznaję, że to całkiem nieźle, choć wciąż są to dla mnie puste kalorie, a obecności niebezpiecznych tłuszczy nasyconych nie należy ignorować.
Morał: podsmażyć cośtam smalcem można, ale smarowanie sobie kromek i robienie "smalczyku do słoiczka" to już pospolita głupota, fundowanie sobie zadyszki na boisku i wbijanie gwoździa do trumny. No i to wciąż moherowy przypał: świński tłuszcz. <_<