Od lipca jestem na keto albo pseudo keto low carb, bo może za dużo białka a za mało tłuszczy, ale tak czy siak wyzbyłem się węgli i jest spoko.
Plusy:
- schudłem
- je się głównie mięso, jaja i ryby więc lux
- bez węgli praktycznie nie pierdze i już nie ma bulgotania w bebzonie
- tłuste jest sycące, więc nie mam ochoty podjadać
- pośredni: dobre promki w lidlu na łososia i stejki
- można o(pipi)ać camemberta grillowanego zawiniętego w bekon, bo makrosy się zgadzają z dietą
- można zeżreć naprawdę dużo pysznego grilla jak się nie zapycha ziemniakami pieczonymi
Minusy:
- pierwsze 2 tygodnie to katorga, spać mi się ciągle chciało i ostre ssanie w bebechu
- razem z dietką zacząłem chodzić do fitnes clubu i totalny brak siły na początku na adaptacji
- żarcie na mieście praktycznie odpada - ze świecą znaleźć coś w knajpie lub na dowóz bez węgli
- trzeba się suplementować ostro, bo owoce i warzywa w większości odpadają przez dużą ilość węgli i cukru
- kuszą czasem cziperki i jak się siedzi ze znajomymi co żrą picke to się smutna żaba robi
- awokado jest drogie, niedobre i (pipi) mu na pestke i matule
- trzeba się nauczyć, że gastro jest w głowie i tak naprawdę nie potrzebujesz zeżreć tej tuby pringelsów do przeróbek makłowicza
W combosie z abstynencją i ćwiczeniami za(pipi)iście mi się poprawiła sylwetka w niecałe 2 miechy co pomaga jeśli chodzi o motywację, więc ogólnie polecam