Szybka recenzja one liner: Schludnie, ale nasrane
Głupia ta gra bywa strasznie momentami, opus magnum pretensjonalności Kodżambo, czyli niespełnionego reżysera europejskich filmów indie.
Fabuła jest czasami bardzo głeboko we własnej dupie lub dupie reżysera, ale o dziwo trzyma się jakoś kupy i idzie się wkręcić mimo antypatycznego bohatera, kartonowych postaci pobocznych i grafomańskich dialogów pisanych przez nastolatka(catchphrase Fragile to cringe over 9000). Główne twisty widać na kilometr niestety i końcówka, która nawet nie ma porządnego final bossa męczy bardziej niż tryliard filmików w mgs4. Tak jakoś się to kończy bez większej satysfakcji z czegokolwiek. Meh.
Gameplay sam w sobie jest o dziwo mniej w(pipi)iający niż wydaje się przez pierwsze kilka godzin z wyjątkiem fizyki pojazdów, która jest wyssana z bakiem z dupy i miałem flashbacki z antygrawitacyjnego konia ze skyrima.
Trzon gry czyli loop kuriera jest dość wciągający, szkoda, że zero motywacji do robienia opcjonalnych zleceń przez brak ciekawych postaci i wątków pobocznych.
Momentami jednak dystanse do pokonania są zbyt duże i tak naprawdę największą atrakcją w trakcie ich przemierzania będzie s(pipi)enie się do rzeki jak się zagapisz by podrapać po jajach. Ilość tutoriali co 5min też odrzuca mocno - mechaniki które można mieć głęboko w dupie tak naprawdę by przejść grę.
Przez tereny wrogów można się przewalić boostem na szybkości i tyle z emocji, bo walka sama w sobie jest kulawa. Dobitnie pokazują to pojedynki z weteranem, gdzie miejscówki powodują opad szczeny, a potem następuje ta nieszczęsna wymiana ognia. Bossowie BT to też brak zagrożenia i jedne z gorszych bullet spongy jakie widziałem w grach. Jedynie
Na plus na pewno genialny soundtrack, grafa i dopracowanko. Klimacik też bywa momentami lux, no i nie można zapomnieć o Madsie, który ciągnie mocno niektóre momenty. Jest to gra nietuzinkowa to trzeba przyznać, bardzo świeża jak na tytul triple A i nie bojąca się iść swoją drogą, a że ta droga bywa w większości wyboista przez co upada często na głupi ryj to już inna kwestia.
Nie jest to arcydzieło, nie jest to produkcja bardzo dobra nawet, rzekłbym poprawna na bezpieczne 7/10. Nie zmienia to faktu, że IMO będzie ważna dla branży z perspektywy czasu i często przywoływana jako inspiracja w przyszłości.
Kojima dostał wolną rękę bez bata nad głową i wyszło jak wyszło, ale ważne, że tak miało być i mimo wad nie żałuje czasu spędzonego z Samem i BB.