-
Postów
4 237 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Ostatnia wygrana kotlet_schabowy w dniu 5 kwietnia 2018
Użytkownicy przyznają kotlet_schabowy punkty reputacji!
Reputacja
2 731 Diamentowy PiesInformacje o profilu
-
Płeć:
mężczyzna
-
Skąd:
Kraków - Nowa Huta
-
Zainteresowania:
Gry, filmy, siłka.
-
Abstrahując od tego, że można się zupełnie obejść bez tego ruchu, to oczywiście, że zrobisz rzut do góry i to akurat nie jest nawet specjalnie upierdliwe, namierzający na upartego można ale to już całkiem utrudnione i w praktyce bezsensowne.
-
Ja tam 99% czasu grałem w trybie handheld z wpiętymi joy-conami i było git. Jedyna mocno wybrakowana akcja w takim układzie to "wirujący" rzut czapką, jest na to sposób, ale mniej intuicyjny.
-
Ciekawe, jaką wymówkę na swoją mizerną formę ma Ellie. Fani TloU2 wszystko sobie są w stanie wyjaśnić i dopowiedzieć byle pasowało do spójnej wizji (a jak komuś nie pasuje, to nie zrozumiał tego niezwykle głębokiego i odkrywczego scenariusza, wiadomo) no ale nie, nigdzie poza bodaj jednym rzuconym od niechcenia dialogiem, nikt się do tematu nie odnośni. Wszystko poza tym to naciągane tłumaczenia faktu, że w tym postapokaliptycznym świecie pełnym złych i żądnych zemsty ludzi akurat żądna zemsty Abby ma dostęp do sterydów i żarcia z wyjebanymi makrosami. Poza oczywiście faktem, że jest jedną z głównych bohaterek i tak sobie wymyślił Druckmann. Z mojej strony eot, bo to jest poziom dyskusji o babie w ciąży. Jedni po prostu łykają takie motywy w grze aspirującej do bycia realistyczną wizją postapo i relacji międzyludzkich, a drudzy nie. A co do Intergalactic jeszcze, to owszem, biorę pod uwagę, że jakieś wyjaśnienie będzie.
- 2 361 odpowiedzi
-
- semiremaster
- halfremake
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Skończyłem Pingwina no i dobre to było. Co prawda były momenty trochę taniego, serialowego scenopisarstwa (drugi epizod), ale ogólnie wciąga, a postacie są zbudowane (no i odegrane) świetnie. Główny bohater manipuluje nie tylko otoczeniem, ale też widzami, co przypomina nam dosadnie sama końcówka. Mimo wszystko bardziej niż los Farrell jako Pingwin hipnotyzujący, choć może momentami zahacza o groteskę i przegięcie. Sofia też zrobiła robotę i choć większość czasu jedzie trochę na jednej minie, to jak już pojawiają się jakieś niuanse czy większe emocje, wypada wiarygodnie.
-
Żeby nie zaśmiecać tematu głównego Intergalactic: zaskoczenie, aktoreczka promuje odpowiednią narrację w realu. Parafrazując klasyka: "ooo zobaczcie jak ona wygląda". Also, inny cytat: "As opposed to having just one character that is LGBTQ or non-binary, make it reflect the way that our society is. Sprinkle more in there". Gotowi na POSYPKĘ? Bo przecież odwzorowywanie rzeczywistego udziału osób LGBT w społeczeństwie literalnie oznacza, że w kilku-kikunasto osobowej grupie bohaterów serialu/gry musi być przynajmniej po jednym Pokemonie z zestawu. No ja też nie mam nic przeciwko, dwie wyżej wymienione serie to jedne z moich ulubionych ever. Tylko wiesz, w powyższych tytułach mieliśmy logiczne uzasadnienie takiego stylu, bo jednak, newsflash, łysy łeb to nie jest totalna oczywistość u kobiet, a jakoś od paru dobrych lat nie jest już nawet zbyt często widywana na osiedlach u ziomków. To tak jak z Abby, której dojebana sylwetka nie była w żadnym momencie wyjaśniona fabularnie. Decyzja czysto designerska.
- 2 361 odpowiedzi
-
- semiremaster
- halfremake
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Resident Evil 4 Remake (PS4) Z tydzień już będzie, ale jakoś nie miałem weny i/lub czasu, żeby coś napisać, a w zasadzie doszedłem do wniosku, że łatwiej i szybciej pisze mi się o grach, w których nie bardzo jest do czego się dowalić, więc jedziemy. Co tu dużo gadać, kolejna świetna gra z serii. W zasadzie od początku do końca sprawia frajdę, chce się grać i aż szkoda wyłączać konsoli. Co prawda to najdłuższy Residencik, ale trzyma poziom i nie nudzi. No ale wiadomo, nic nie jest idealne, zresztą ostatni jestem do tego, żeby wystawiać RE4 na ołtarze, bo oryginał zaliczyłem raz, w 2012 (PS2) i ze "starych" części jest chyba jedyną, do której nigdy nie wróciłem. Zwyczajnie wolę schemat znany z trylogii (a teraz też części 7-8), czyli więcej choćby prostackich zagadek i eksploracji z patrzeniem na mapkę i szukaniem kluczy, wiadomo o co chodzi (choć ktoś mi może zarzucić, że RE:VIII to też strzelanka, tyle, że w FPP, i trochę racji w tym jest, ale jednak to nadal trochę inny styl zabawy, nie mówiąc o klimacie). Fabuła, choć to zawsze w serii była niska klasa B, tutaj też jakoś wyjątkowo mocno po mnie spływa i cała ta banda hiszpańskich pojebów nigdy mnie jakoś mocno nie przekonywała xD No także wracając: naturalne jest, że abstrahując od oprawy, nie odniosę się tu jakoś mocniej do zmian w stosunku do OG. To była elegancka gierka, ale poza wioską i Regeneradorami niewiele z niej pamiętam. Wiadomo, że ogólnie rzecz biorąc, wszystko tutaj jest świeże i (raczej) lepsze. Gra się po prostu dobrze i nie ma sensu tu po kolei wymieniać rajcownych elementów, bo każdy wie, czym RE4 stoi. Strzelanie jest mięsiste, a cała otoczka związana z walką mocno rozbudowana i zapewniająca możliwość zróżnicowanej zabawy zarówno sprzętem, jak i elementami otoczenia. Nóż robi robotę, melee również. Wkurzałem się tylko czasami na celowanie, gdy przeciwnik był już bardzo blisko i robiło się nieczytelnie. Poza tym: gra cymesik. Nawet rozbudowanie jej o poboczne zlecenia okazało się strzałem w dziesiątkę i wsiąknąłem w temat na maksa, choć z dosyć głupich przyczyn nie udało mi się ukończyć ze dwóch. Byłem zmotywowany do przeczesywania mapki i robienia zadań choćby ze względu na potencjalne zakupy u niezastąpionego Sprzedawcy. No po prostu dobry game design, odpowiednio łechtający nasz układ nagrody. To, co się nie zmieniło na plus, to obecność Ashley. Tzn. owszem, konkretne elementy gameplay'u czy game designu są poprawione, ale no kurwa, to nadal Ashley xD. Czyli generalnie jeden z bardziej rakowych pomysłów na zabawę w grze, jakim są wszelkiego rodzaju misje ESKORTOWE, dbanie o NPCa, który za nami podąża itd. No jebać te fragmenty tak ogólnie. Poza tym nie jestem fanem (tak teraz, jak i grając w OG) rozwiązania, jakim jest motywowanie gracza do wkładania hajsu w rozwój pukawek, jednocześnie co parę godzin wrzucając mu nowe, teoretycznie lepsze ich wersje. Wiem, że tutaj i tak jest to w miarę spoko rozwiązane, bo dopakowaną fuzję można sprzedać za uczciwą cenę, ale nadal, nie lubię tego. Coś tam mi jeszcze po drodze trochę wadziło, ale skoro nie mogę sobie teraz przypomnieć, to widocznie nie było tak ważne. Parę słów o oprawie, no bo w końcu rozmawiamy o remake'u. Cóż, jak widać na początku posta, grałem na PS4, więc szału nie było, ale najważniejsze, że udało się utrzymać płynność. Ogólnie rzecz biorąc jest bardzo ładnie, choć dosyć często tekstury są trochę rozmazane. Koniec końców, poprzednie rimejki czy nawet siódemka wizualnie stoją wyżej, no ale pewnie wpływ na taki efekt ma większa skala poziomów w czwórce, może też skupienie się na wersji next-genowej. Za to oświetlenie i szczegółowość wykonania otoczenia, szczególnie wnętrz z tymi wszystkimi bambetlami, jest na naprawdę wysokim poziomie. No także jaki RE4make jest, chyba każdy widzi. Ja byłem w pełni kontent i choć nie było to odświeżenie mojej ukochanej gry, na które czekałem z wywieszonym jęzorem, a po odpaleniu wsiąkłem na 12 godzin, wyszukując każdego szczególiku zmienionego w stosunku do oryginału, to zwyczajnie oceniam całość jako świetną GRĘ. Capcom zwyczajnie robi to jak należy, mają złotą formułę i niech się jej trzymają.
-
Numer odebrałem w najgorszy możliwy czas, czyli niedzielę wieczur. Cóż, leży sobie zapieczętowany, by nie ulatniał się aromat i czeka na lepsze okoliczności przyrody, bo takiego specjala wypada celebrować, a nie czytać w krótkiej przerwie między innymi zajęciami.
-
PlayStation Wrap-Up - twoje podsumowanie roku
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na oFi temat w Graczpospolita
Coś błędnie zlicza ten czas, nie ma bata. I nawet nie mówię o sumie i o tym, że nie widać grudnia, tylko patrząc na poszczególne tytuły. -
Akurat argument "oceniacie pochopnie, a przecież parominutowy trailer prawie nic nie pokazał" jest chybiony, bo nie mówimy o pierwszej grze indie developera. Jak ktoś ma rozum, to obserwuje rzeczywistość i wyciąga z niej jakieś wnioski, widzi schematy, zależności, więc nie trzeba być jasnowidzem, żeby próbować coś przewidywać. I oczywiście wcale nie musi się to spełnić, co nie znaczy, że sceptycyzm jest nieuzasadniony. W tym przypadku mamy do czynienia z twórcami, którzy udowodnili wielokrotnie mistrzostwo w kwestii dopracowania technicznego i audio-wizualnego swoich produkcji, jednocześnie ich ostatnia gra w temacie fabuły jest, delikatnie mówiąc, kontrowersyjna, a mówiąc mniej delikatnie, popsuta na wielu płaszczyznach i oblana irytująco ostentacyjnymi elementami mitycznego WOKE. Czyli mamy święte prawo oczekiwać, że z tymi samymi ludźmi u sterów sytuacja może się powtórzyć. Czy to automatycznie dyskwalifikuje grę? No dla mnie nie, choć na pewno psuje mi potencjalny hype, a kiedy już będzie można zagrać, może popsuć zabawę, tak jak miałem zepsutą skądinąd świetną grę, jaką było TLoU 2. Tak czy siak, w skrócie: za samą tematykę plus, bo jaram się sci-fi, podoba mi się zaprezentowana estetyka, choć motyw retrofuturyzmu i soundtracku złożonego z hitów lat 80 robi się już przeruchany, za to oryginalna ścieżka może być wspaniała, czego próbkę mamy już w trailerze (do którego wracam właśnie ze względu na momenty z tym OST), nie podoba mi się cringe'owa i uruchamiająca czerwoną lampkę w kontekście "inkluzywności" i "strong female protagonist" bohaterka (notabene linia włosów gorsza, niż u niejednego piwniczaka po trzydziestce), drażni jej rozmówczyni (głos zakatarzonej nastolatki z mutacją), niepokoi sugerowany kierunek, w którym mogą iść z gameplay'em, ale generalnie wiemy na razie bardzo mało. ND to mistrzowie technologii, każda ich kolejna gra to pokaz kunsztu wykonania i magii w temacie wyciskania ze sprzętu jego maksimum, ale odkąd poszli w "dorosłe" przygody, to mimo bycia pierwszoligowcem tworzącym WAŻNE gry oparte na NARRACJI, dla mnie to już nie jest "to". Ich opus magnum w mojej ocenie to seria Crash, trochę niżej stawiam przygody Jaka i Daxtera (wspaniała jedynka i słabsze sequele). Co nie zmienia faktu, że zawsze gameplay'owo dostarczali. A w Intergalactic na pewno kiedyś się zagra. Ale raczej nie na premierę. I niestety, choćby jak wspaniały to był ostatecznie tytuł, to jeśli główna bohaterka będzie mnie odrzucać, to zwyczajnie będzie to psuło całokształt. No ale zobaczymy, czy pani A. MUN faktycznie nią będzie.
-
No beka z tego była, tym bardziej, że to nie były jakieś początkowe odcinki i otoczka serialu była już mocno profesjonalna/wysokobudżetowa. Ale cameo Stasia w wątku z pewną mityczną kurtką...mocny moment. Szybki research i okazuje się, że o ile w jednym epizodzie Staszka zagrał Polak, tak w następnym już jakiś Rusek lol.
-
W NJ i NY była/jest spora mniejszość polska.
-
Ja to bardzo dobrze wiem, bo już kilka sprawdziłem, chociaż osobiście mogę bez problemu powoli wieczorem wypić całego takiego Komesika. Tyle, że mając szkło 0,2l nie jest trudno na oko, bez podpowiedzi, wlać sobie ~0,1l xD. Całość rozbija się o estetykę, mogło to być bardziej subtelne, a przecież produkt nie jest wymierzony w przypadkowych klientów, którzy nie wiedzą, co piją.
-
Liczy się tylko wersja z ekranem OLED, no chyba, że w ogóle nie zamierzacie korzystać z trybu przenośnego (czyli gralibyście na TV). Natomiast wersja Lite ma na stałe "przytwierdzone" joycony i nie oferuje opcji podłączenia do TV.
-
Dragon Ball (także Z, GT i Super)
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na raven_raven temat w MANGA&ANIME
Odcinki z pierwszą i drugą formą Cella to dla mnie peak DBZ. Ostatnie faktycznie konkretne momenty Piccolo (walka z 17, później z Cellem), Tien i jego Kiko-ho, Vegeta USSJ, trening Goku i Gohana, no była moc. Dodatkowym smaczkiem było to, że w trakcie emisji Cell Sagi na RTL7 w 2001 zbliżały się wakacje i na dwa miechy trzeba było się pożegnać z nowymi odcinkami. Kiedyś to były cliffhangery. -
Nadrobiłem drugi sezon Wielkich Kłamstewek (pierwszy to była chyba największa pozytywna niespodzianka ostatnich paru lat), swoją drogą sam się zdziwiłem, ile lat już minęło od jego premiery. Cóż, to nadal dobra, świetnie zagrana i dobrze wyglądająca opowieść, tyle, że sporo jej brakuje do "prequela" w kwestii fabularnej. Tam robotę robił sam punkt wyjścia: ginie facet, a my śledzimy wydarzenia, które do tego doprowadziły, poznając przy tym niezwykle barwną i różnorodną grupkę mamusiek z przedmieścia. Tym razem brak jakiegoś mocniej wciągającego wątku. W pewnym momencie na prowadzenie wysuwa się motyw walki o dzieci Nicole Kidman, ale to inny kaliber. Robotę robi tu niezawodna Meryl Streep, naprawdę odpychająca, jednocześnie budząca współczucie, niejednoznaczna postać. Poza nią (i przewijającą się na trzecim planie matką Kravitzowej) nie wprowadzono praktycznie żadnych nowych, znaczących bohaterów, a wątek szkoły zszedł na daleki plan, ogólnie jest tu jakaś taka dziwna mieszanka tematów, z których żaden tak mocno nie angażuje. I mam wrażenie, że trochę mniej tu humoru, choćby czarnego. Ale generalnie to kawał dobrze napisanej historii, z gatunku tych bardziej ludzkich i "przyziemnych".