Skocz do zawartości

kotlet_schabowy

Użytkownicy
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kotlet_schabowy

  1. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Jakim odpowiedź w temacie w Metal Gear Solid
    Albo to, albo kwestia, jak się przetnie ten złom. Tak czy siak, w ferworze walki nie było to jasne. Ba, niektórzy rezygnowali z zabawy w blade mode w tym momencie i po prostu unikali tych kawałków poprzez ninja run, bo tak im ten fragment dawał w du.pę.
  2. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na aux odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    Życie Carlita : jeden z niewielu klasyków "gangsterskich", których dotąd nie widziałem, a zbierałem się od lat. Co tu dużo mówić, świetny film, nie dziwne, że doczekał się miana kultowego. Kozacki Pacino, który grając w kolejnych, teoretycznie podobnych filmach, nigdy nie wypada wtórnie (oczywiście to też zasługa scenariuszy), równie dobry Penn (którego rola, jak i inne motywy w tym filmie, stanowi ciekawy smaczek dla fanów Vice City), bardzo dobry soundtrack no i klimat. Stawiam wyżej, niż Scarface'a tego samego reżysera. Końcowy pościg to majstersztyk. Top Gun : znowu zaległy hit. Nadal dobrze się ogląda. Tak jak wyżej, świetna ścieżka dźwiękowa, fajny klimacik i niezłe role głównej ekipy (choć niektóre momenty trochę ciepłe). Militariami i samolotami się nie jaram, ale i tak spoko.
  3. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Jakim odpowiedź w temacie w Metal Gear Solid
    Co do Senatora, to przyznam, że się mocno nawkur.wiałem przy nim, dopóki nie przeczytałem gdzieś, że w momencie, jak rzuca kawałkami Metal Geara, można, po uprzednim idealnym przecięciu owych kawałków, kontynuować blade mode i ciachnąć go w głowę, co skutkuje scenką i pojawieniem się kilku "apteczek", co było dla mnie zbawienne (nie miałem żadnej w tej walce). Wówczas walka okazała się lajtowa. Głupia sprawa, no ale mało czytelne to wszystko było.
  4. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Metal Gear Rising : Revengeance. Słabo. Grałem na siłę, byle przemęczyć, bo nie mam w zwyczaju porzucać rozpoczętych gier (chyba, że są naprawdę ciulowe). Tytuł mnie interesował głównie z uwagi na uniwersum, ale zachęciła mnie też całkiem przyjemna sesyjka u znajomych. Niestety, jak to w slasherach bywa, przez chwilę jest zabawnie, ale robienie w gruncie rzeczy w kółko tego samego całą grę szybko zaczyna nużyć. Na normalu gierka jest dosyć prosta (podstawa to obcykać parry), oczywiście do momentu ostatnich dwóch walk z bossami. Nie wiem, co oni tam w głowach mieli, ale chyba nie słyszeli o czymś takim, jak balans. Na samego finałowego bossa straciłem chyba tyle czasu, co na resztę gry, i nie, nie uważam tego za fajne, niecasualowe itd, po prostu irytujące. Inna sprawa, że system ulepszeń, które można kupić, pozwala na to w niewielu momentach, więc jakbym w ostatniej potyczce chciał coś poprawić, to musiałbym cały chapter powtarzać. System walki i patent z blade mode jest całkiem spoko, wciśnięte na siłę natomiast wydają się sekcje skradankowe (i pudło, lol). Gierka całe szczęście jest dosyć krótka, no ale nastawiona na masterowanie. Z innych spraw : muzyka beznadziejna, design też mi się nie podoba (tandetne to wszystko), z uniwersum MG ma to w sumie tak naprawdę niewiele do czynienia, a przerywniki to momentami żenada, plus te patetyczne, błahe dialogi, szczególnie z bossami. Cóż, fanem slasherów nie jestem, więc zachowując jakiś obiektywizm nie będę z gry robił crapa, fanom gatunku, wnioskując po opiniach dookoła, się podoba. Dla mnie to takie 5+/10. Aha, grałem na PC, na którym (a jakże), nie obyło się bez dziwnych problemów, ale przyznam, że graficznie wygląda to bardzo ładnie, no i zoptymalizowane też jest nieźle (na moim starym sprzęcie leciało całkiem płynnie).
  5. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na aux odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    Ucieczka z Alcatraz : klasyka kina "ucieczkowego", ale oglądając w dzisiejszych czasach dopiero pierwszy raz napiszę, że to kino tylko dobre. Dużo zagrywek, które były później często stosowane w tego typu filmach, stąd widza teraz już nie zaskoczą. W roli głównej typowy Clint, wiadomo, na propsie. Teddy Bear : pełnometrażowe rozwinięcie znanego może niektórym filmu Dennis, pokazującego problemy z kontaktami międzyludzkimi u nieśmiałego duńskiego kulturysty. Cóż, krótki metraż trafił do mnie lepiej. Tutaj mamy wątek podróży do Tajlandii, poznania tam dziewczyny, no i oczywiście toksycznej relacji z matką. Wszystkie te ludzkie zachowania jest doprowadzone do lekkiej przesady, no ale może żyją gdzieś tam tacy ludzie. Trzeba przyznać, że główny bohater budzi sympatię. Bardzo powolny rozwój wydarzeń. Dla mnie średniak, nie warty zachodu. You Don't Know Jack : film oparty na faktach, przedstawia działalność lekarza, parajacego się na przełomie lat 80 i 90 w USA eutanazją i walczacego o prawo do owej procedury dla pacjentów. Wątki poszczególnych "zabiegów" przeplatają się z wątkiem zmagania się z systemem prawnym, pozwami itd. W roli głownej Al Pacino, drugi plan Goodman i Sarandon. Jakbym chciał to prosto przedstawić : lewackie pitolenie. No ale rozszerzę myśl. Przede wszystkim mamy bardzo jednostronne, wręcz naiwne przedstawienie problemu. Dobry doktor i jego ekipa, biedni pacjenci a po drugiej stronie dzicy, bezlitośni konserwatyści tudzież religijni fanatycy, reprezentowani w całym filmie jako skandujące tłumy albo zły pan prokurator. Ba, brak tu właściwie (za wyjątkiem postaci Goodmana) jakichkolwiek wątpliwości i rozterek (może to kwestia materiału źródłowego). Element jakiejś dwuznaczności wprowadza adwokat głównego bohatera, ale nie dotyczy to sprawy eutanazji samej w sobie, a kwestii prawdziwej motywacji i udziału w tym polityki. Swoją drogą, nie do końca rozumiem, a film mi w tym nie pomógł, do czego część pacjentów potrzebowała pomocy lekarza, skora a) sami byli na tyle sprawni, że mogli zapewnić sobie sprzęt i przeprowadzenie zabiegu b) mogła, na identycznych zasadach prawnych, pomóc im rodzina. Kwestia stwierdzenia zgonu i wypełnienia formularza ? Straszne spłycenie całego problemu. Dodam, że jedyny wyrok skazujący doktorek wyłapał za własnoręczne wprowadzenie zabójczych środków pacjentowi. No ale pomijając kwestie poglądowe, film jest po prostu niezbyt ciekawy. Na pewno nie odmówię Pacino dobrej roli (no i fizycznie wypadł naprawdę podobnie do realnego doktora), pochwała należy się też odtwórcy roli adwokata, natomiast Goodman gra prawie zawsze taką samą postać. Dla mnie porażka, co zaskakuje o tyle, że reżyser ma na koncie parę naprawdę dobrych filmów (Rain Man, Sleepers, Sphere).
  6. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Figaro odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Rzyg mentalny, lol, piszesz o trailerach, na dodatek gier. Ja wiem, że motyw muzyczny jest już przeruchany strasznie, ale wtedy to była inna sprawa. Dla fana ME1 kozak. No ale beka z wszystkiego co popularne wśród mas, wiadomo. Proszę o niebekowy wg Blubera trailer gry wideo.
  7. Strasznie to nudne jak dla mnie, jeden odsłuch w całości mi wystarczył, żeby nie mieć ochoty wracać do niczego poza może trzema kawałkami. Co gorsze, nawet z tych trzech nie zapisał mi się w pamięci żaden wers.
  8. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Metal Gear Solid
    Nemesis : nie no bez skrajności, że albo realizm, albo kicz. O ile w klasycznej jedynce można było dyskutować, czy dwumetrowy koks dałby radę z ręki strzelać minigunem, albo czy egzoszkielet Foxa wytrzymałby deptanie REXa, tak w TTS mamy przy byle okazji dwumetrowe salta czy słynne skakanie po rakiecie. Niepotrzebne (czasami, bo są też rewelacyjne scenki) efekciarstwo.
  9. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na aux odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    Autor Widmo : senna atmosfera, powoli rozwijająca się intryga, i Zagrane dobrze (props dla Brosnana, szkoda, że w sumie tak go niewiele), no i ogólnie klimat jest całkiem gęsty, choć thrillerem bym tego nie nazwał. Takie 6,5/10, bez szału. Zodiac : tutaj mamy również do czynienia z filmem nieco monotonnym, momentami wręcz nudnym, choć wątek główny wciąga. Kto zna historię z realnego świata, ten wie mniej więcej, jak to się rozwinie, ja wiedziałem przed seansem tylko tyle, że (niech będzie, że spoiler) W filmie brylują Gyllenhaal i Downey Jr. (oboje całkowicie w swoim stylu, bez zaskoczeń), plus Rufallo, za którym, jako aktorem, ogólnie nie przepadam. Oczekiwałem troszkę więcej wątków "zagadek", no i lepiej zarysowanego klimatu lat, w których miała miejsce akcja. W sumie to chyba najsłabszy film Finchera, który widziałem, ale nadal całkiem dobre kino, trza się jedynie nastawić na długi i spokojny seans. Fałszerze : Oscar dla filmu nieanglojęzycznego sprzed paru lat, konkurował z Katyniem. Dosyć krótka, treściwa opowieść o żydowskim cwaniaku i fałszerzu działającym w nazistowskich Niemczech, który trafia do niewoli, a później do obozowego komanda zajmującego się fałszowaniem m.in. funtów i dolarów (historia i bohaterowie oparci na prawdziwej operacji Bernhard). Interesuje mnie tematyka obozowa, więc film na wstępie ma plus. Props dla aktora odtwarzającego główną rolę. Trochę tu klisz i sztampy, ale ogląda się dobrze, także polecam, jak ktoś lubi takie klimaty. The Royal Tennenbaums : w ramach sprawdzania twórczości Andersona. No niestety, jest słabo. Oczywiście jego styl wylewa się z ekranu, ale nie idą za tym ani humor, ani ciekawi bohaterowie (może poza tytułowym). Jak zwykle nagromadzenie znanych nazwisk w większych i mniejszych epizodach, specyficzne ujęcia itd. No ale ogólnie film mnie raczej znudził, a w przypadku Grand Budapest Hotel i Moonrise Kingdom nie było takiej opcji. Nie polecam. In The Name of The Father : no wreszcie coś naprawdę świetnego. Oparta na faktach historia niesłusznie skazanego w połowie lat 70tych (z grupką znajomych i krewnych) za działania terrorystyczne młodego chłopaka z Belfastu, który ląduje w celi z ojcem, również wciągniętym do sprawy. W roli głównej Daniel Day Lewis, jak zwykle świetnie, obok niego Pete Postlethwaite, również na bardzo wysokim poziomie. Jak to się mówi, poruszająca opowiesć, która przypominaja/uświadamia też przyjemne działania wymiaru sprawidliwości, również w "cywilizowanych" krajach. Minus za mało odczuwalny upływ czasu. Polecam.
  10. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Metal Gear Solid
    Nie grałem w TTS, ale umówmy się, remake MGSa bez oryginalnej muzy (już mniejsza o nowy voice acting, bo ekipa aktorów jest niemal ta sama) musi dużo stracić na klimacie. MGS 4 pokazał No i kontrowersyjne cut scenki. W 2004 oglądając trailery jarałem się niesamowicie, zresztą do dziś uważam, że Gray Fox vs REX to miazga, ale momentami są bardzo przesadzone i kiczowate. Na jakimś emu z ciekawości można sprawdzić kiedyś.
  11. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na tk___tk odpowiedź w temacie w HHC - HaIPe HaOPe Crew
    Popencjusz dalej zaskakuje :
  12. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na aux odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    Trylogia Pusher : mocno chwalona przez większość znajomych, również w necie, mnie nie zmiażdżyła. Od razu zaznaczę, że jako najlepszą uznaję trójkę (ta z Milo), za najsłabszą dwójkę (w roli głównej Tonny, czyli Mikkelsen). Na pewno duży props się należy za klimacik, brudny, trochę mroczny, brak tu "ładnej" i przyjemnej strony gangsterki, zresztą jest to doprowadzone niemal do skrajności, bo z jednej strony mamy do czynienia z przestępcami obracającymi dużą kasą, z drugiej wszyscy wyglądają i zachowują się, jakby ledwo starczało im na jedzenie, a każdy dług jaki zrobią urasta do rangi problemu, który zakończyć się może dla nich tragicznie. Ja rozumiem, że to celowe, no ale zahacza o przesadę i pewien brak autentyczności, bo ciężko uwierzyć, że zachowując się po prostu głupio, doszliby do robienia takich interesów. Tonny wypada w tym wszystkim jeszcze w miarę autentycznie, bo jego postać jest taka od początku, ale Milo, którego znamy z poprzednich części jako budzącego postrach bossa, a w trójce to lekka przesada. W każdym razie, w całej trylogii mamy zbiór ciekawych, dobrze zagranych postaci (fajnie, że mamy, nieraz naprawdę długie, dialogi w językach ojczystych, w tym całkiem spory epizod Polaka, swoją drogą, bekowy). Refn jeszcze nie odpływał, film dosyć klasyczny w formie, oczywiście nie bez pewnej symboliki niektórych scen. Obejrzeć warto, przede wszystkim dla odmiennego, duńskiego klimatu, dobrych dialogów i świetnych postaci. No i trójka ma mocne zakończen ie, to trzeba przyznać. Polecam, ale bez nastawiania się na mega uderzenie.
  13. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na MrNorbi odpowiedź w temacie w HHC - HaIPe HaOPe Crew
    Płytkę przesłuchałem w całości raz i ponownie, jak w przypadku Elliminati, mam ochotę wracać do góra kilku utworów. W tym przypadku propsuję Johna Rambo, Streetwear, Feat. Mimo ogólnych spustów, nie jaram się specjalnie produkcjami Sir Micha i wolałbym kolaborację z jakimś innym producentem (Matheo przede wszystkim). Parę niezłych wersów też się trafiło, aż się uśmiechnąłem pod nosem słuchając.
  14. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji odpowiedź w temacie w Metal Gear Solid
    Snake i Liquid mają w 1984 po 12 lat przecież, więc gdzie tu Hayter. Chyba, że mnie ominęło jakieś info o jakichś epizodach w innych latach w piątce, albo, że liczycie na coś w stylu scenki po napisach, no ale tu chyba też nie ma się co łudzić, że David zdradziłby to na tweeterze. No i fakt, John Cygan też by się nadał.
  15. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji odpowiedź w temacie w Metal Gear Solid
    Wybór aktora może nie do końca trafiony, ale decyzja o rezygnacji z Haytera poniekąd słuszna, w końcu na jakimś etapie trzeba troszkę mocniej podkreślić odmienność Snake'a i BB, a głos odgrywa tu dużą rolę (wyobraźcie sobie Mogli zostawić tego Bardziej bym się przyczepił do wyglądu, kolejna część po MGS3, gdzie BB wygląda prawie tak samo, lepiej by się prezentował, jakby wyglądał jak Solidus, zaczes, siwizna. Na tym artworku, z którego zrobiono fanowską okładkę, wygląda git. Dobrze, że chociaż bandany się pozbyli.
  16. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Shago odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    Byłem (2D ofkoz), no i całe szczęście, lepsze wrażenia niż po Godzilli. Ogólnie troszkę za mocno podkreślano w tym wszystkim rolę Mystique, co pewnie ma związek z realnym światem i mocną pozycją Jennifer Lawrance. Za mało relacji Xavier : Magneto. Za mało przyszłości (liczyłem na zupełnie inne proporcje w filmie). Niezbyt mi pasuje design Sentinelów z przyszłości, a ci z przeszłości wyglądają tandetnie (słabe CGI). Props za ekipę aktorów/mutantów (oczywiście prym wiodą Fassbender i McAvoy), za Quicksilvera, za przedstawienie świata lat 70ych, za ogólny klimat (przede wszystkim końcówe sceny w przyszłości) i parę świetnych scen (wspomniany Quicksilver, finałowe starcie, akcja we Francji, pojedyncze ujęcia). Takie 7+, mimo narzekania na początku. Czy lepsze od FC, ciężko powiedzieć. Czekam na następną część, świetna scenka po napisach mi w ogóle o niej przypomniała.
  17. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Metal Gear Solid
    Całkowicie się podpisuję pod nobodylikeyou. Wypowiedź zawiera oczywiście SPOILERY. Owszem, w trójce mamy do czynienia z zestawem dziwaków, szczególnie jak opisze się ich krótko tak, jak to uczynił raven, ale kurde bele : - po pierwsze, mają oni dobry lub bardzo dobry design i motyw muzyczny; - po drugie, walki z nimi są świetne (przypominam przy okazji, że w dwójce walczymy tak naprawdę z czterema bossami, w trójce z siedmioma, roboty pomijam) i rozmawiamy o grze, więc ma to mimo wszystko jakieś znaczenie dla oceny postaci; - po trzecie, dziwolągami są tylko Cobrasi, przerywniki w wędrówce Naked Snake'a, ot rozrywka. Główna ekipa złych jest świetna. W dwójce natomiast freaki stanowią większość głównych wrogów a Kojima dorobił im większe tło i znaczenie. Na dodatek mają na siłę wepchane jakieś udziwniające atrybuty, jakby nie można było w spokoju ich zostawić (Vamp poza wszystkim, co widzimy, musi być też biseksualny i mieć romans akurat z ojcem Fortune, Fortune nie może mieć ciemnych włosów jak przeciętna murzynka, Fatman musi malować paznokcie i jeździć na rolkach). Także, drogi ravenie, to są zasadnicze różnice w ocenie bossów w tych częściach. Problemem jest natomiast MGS 4, który ma tylko czterech bossów : dziwaków, z brakiem jakiegokolwiek większego udziału w historii, interesującego tła i z wyjętym z du.py motywem angażowania modelek do ich odegrania. Zostaje Ocelot, rewelka, no ale z czym do ludzi ? Nawiązując jeszcze do marcowej wymiany zdań w tym temacie : w pewnym sensie zgoda z Waldkiem. MGSy (poza jedynką ,która jest ponadczasowa i ani mój, ani jej wiek nie ma znaczenia) wpasowały się idealnie w zajwkę dzieciaka/nastolatka, ale po latach pewne głupoty i kicz są coraz mocniej zauważalne. Tak jak zauważył, jako CAŁOŚĆ, wcale nie są dobrze ze sobą poszczególne części połączone, i nie ma tu nic do rzeczy rozumienie scenariusza, bo uwierzcie mi, przerobiłem to na wszystkie możliwe sposoby. Ja wolę na tym etapie traktować MGSy jako osobne twory. Nie da się ukryć, każdą część Kojima planował jako "ostatnią", każdej zakończenie to cliffhanger, który ma mały lub zerowy wpływ na następną część, każda skupia się na czymś innym i wyróżnia się specyficznym klimatem. Już pomijam tutaj fakt, iż Kojima z części na część dodawał wątki i rozwinięcia starych wątków, które stały czasem w sprzeczności z poprzednimi częściami. Dobrym przyjkładem jest cała postać Ocelota. Poznajemy go jako zwykłego, typowego złego w jedynce, i w tej roli jest idealny, później okazuje się podwójnym agentem, a na koniec już nie wiadomo do końca, kiedy był sobą, kiedy nie, i w czwórce poznajemy ostatecznie jego osobistą motywację, czyli podążanie za Big Bossem i jego odnalezienie. Serio, nie chce mi się rozpisywać zdanie po zdaniu, co w tym wszystkim uważam za niekonsekwencję albo głupotę, ale uważam, że zepsuto ciekawą postać, a motyw ręki stał się największym failem tej serii. Odpowiadając na pytanie z ankiety : oczywiście jedynka. Wiadomo, sentyment i te sprawy (mogę się podpisać pod słowami Andżeja, bo ładnie zawsze przedstawia to, co ja też czuję w stosunku do tej gierki : każdy dźwięk, obiekt, dialog, odgłos, wrył się w psychikę młodego człowieka, totalnie zafascynowanego grą), ale pewne sprawy są raczej obiektywne : fabuła, postacie, stosunek wątków paranormalnych do realnych, stosunek gameplay'u do przerywników, klimat. Na dodatek bez specjalnych zgrzytów da się w to grać nawet dzisiaj. Z dwójką jest ciekawa sprawa. Sprzedała się chyba najlepiej ze wszystkich (ewentualnie gorzej od czwórki, nie jestem pewien), choć to niekoniecznie musi być wynikiem odbioru tej części przez fanów, raczej rozpędu po rewelacyjnej jedynce. To tłumaczyłoby trochę spadek sprzedaży trójki (po zawodzie dwójką). Druga rzecz : powierzchownie oceniając, jest to często najbardziej krytykowana część, no i propsowanie jej i stawianie na szczycie w rankingach (szczególnie w starciu z trójką) stało się takie nieco hipsterskie. Ot, zaczęło się powtarzać w kółko tezy o ambicji, o niezrozumieniu dwójki, o drugim i trzecim dnie, no i dochodzi do tego, że dla niektórych krytyka dwójki = nie zrozumienie jej. No ale choćby jak bardzo uzasadnione to było, Raiden nie był w dwójce fajną postacią, mówiąc ogólnie. Nie, fani nie chcieli nim grać i dziękujemy za uszczęśliwianie na siłę. Ja tam lubię tą część, chyba nawet bardziej niż trójkę (mówimy o historii, bo jako gra to MGS3>MGS2, tyle, że Substance miał od cholery fajnych misji VR, no i dwójkę tak czy siak skończyłem więcej razy), ale ma naprawdę dużo wad. Trójka dużo lepiej wyważona. Czwórka to inna historia, na razie jestem zbyt na świeżo (skończyłem pierwszy raz w maju), ale raczej znalazłaby się na samym dole rankingu.
  18. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na miki77 odpowiedź w temacie w Metal Gear Solid
    Chyba każda częśc doczekała się oficjalnej nowelizacji, jedynka i dwójka na pewno, ale jak z dostępnością, to nie mam pojęcia, może być na allegro jutro, a może za rok, w księgarniach nie ma co szukać. Słyszałem, że nowelizacja MGS4 jest godna uwagi : http://www.goodreads.com/book/show/11486145-metal-gear-solid Podobno rozwija parę niewyjaśnionych wątków a pomija niektóre głupoty. Tylko po angielsku, ale dostępna na allegro.
  19. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Wafrzo odpowiedź w temacie w Mass Effect
    Dla mnie obie te postacie to niewypały i nudziarze. Moim kanonem było ratowanie Ashley, bo tak czy siak jest troszkę lepszą bohaterką niż Kaidan, ale z romansu po ME1 już zrezygnowałem. Względy gameplayowe pomijam, bo nie bawiłem się nigdy w Insanity.
  20. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Samo zaliczenie GoWów na najwyższym poziomie trudności (God/Titan) to już inna zabawa, niż normal, więc nie ma co pier.dolić, komuś nie przypasiła seria, to skończył raz, ja skończyłem dwie pierwsze części parę razy, i co to udowadnia ? Inna sprawa, że to zaliczanie ponowne, masterowanie itd. i tak w dużym stopniu zależy od obecnego podejścia, czasu, sytuacji Gracza. Na PS2 robiłem 100 % we wszystkim, co miałem, grając parę lat na PC nie zaliczyłem żadnej gierki poza serią ME więcej, niż raz, natomiast PS3 prędzej motywuje trofeami. nobody : zaliczenie jedynki na poziomie God odblokowywało z tego co pamiętam całkiem ciekawe bonusy.
  21. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na aux odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    Też niedawno widziałem Grand Budapest Hotel i również polecam, świetny film z mega obsadą (choć poza Fiennesem to gwiazdy mamy albo w epizodach,albo w cameo). Prezentuje się rewelacyjnie (twórczością Andresona zainteresowałem się dopiero po dobrym Moonrise Kingdom, pod względem klimatu i reżyserii dużo między nimi podobieństw), nie nudzi, bawi. Widziałem też niedawno Godzillę, w kinie, pisałem więcej w wątku jej poświęconym, tu krótko : zawód, mało Godzilli, kosztem Muto i nijakich wątków "ludzkich", mało Cranstona, ale przynajmniej świetne efekty, kozacki wygląd tytułowego monstrum no i parę fajnych scen (końcówka). Napoleon Dynamite : film podobno obrósł w pewnych kręgach kultem, zresztą pamiętam, że w okolicach jego premiery na FPE też się sporo osób jarało. Nie śmieszy w standardowy sposób, że tak powiem, no miałem momentami bekę, ale nie zdziwię się, jak ktoś po 10 minutach to dzieło wyłączy. Props za grę aktorską odtwórcy głównej roli.
  22. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Mass Effect
    Ku.rwa ale lipa z tym "pokazem" na E3, a było to jedyne, na co serio czekałem, poza U4. W takim układzie końcówka 2015 to najwcześniejszy termin premiery chyba.
  23. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji odpowiedź w temacie w Metal Gear Solid
    I znowu spoilerów w kur.wę, ja chyba po raz pierwszy odkąd mam Net, podziękuję za to wydarzenie. Choć ciężko będzie.
  24. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Figaro odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    Sprawdź We Are Marshall z McConaughey'em i Jackiem z Lostów.
  25. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na MaZZeo odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    Byłem dziś w kinie (oczywiście 2D) i niestety, zawiodłem się. Nie jest to zły film jako tako, jest to zły film z Godzillą w tytule. O śmiesznej ilości czasu ekranowego tytułowego monstrum (jak i reklamowanego na gwiazdę filmu Cranstona) pewnie już każdy pisał. Tu jednak podkreślę, że każde jego pojawianie się ma moc, wygląda i brzmi rewelacyjnie, może nawet przez to, że jest go tak mało, to te fragmenty smakują jeszcze lepiej. Mamy za to dużo więcej a także sporo rozwleczonych, nudnych fragmentów . O głupotach scenariusza nie wspominam, bo to już normalka w takim kinie. Na takie wady łatwiej przymknąć oko, gdy film ma mocny klimat, trzyma w napięciu, a tu tego zabrakło. Jest kilka świetnych scen (częściowo zdradzony w trailerze skok HALO), bardzo ładne zdjęcia, świetne efekty wizualne (naprawdę przekonująco wykonane zniszczenia miast) i niezłe efekty dźwiękowe, no ale ogólnie rzecz biorąc, film jest średniakiem i na pewno lepsze wrażenie zrobił na mnie ten z 1998 (że byłem wtedy młodziakiem, to inna sprawa), który nadal lubię sobie odświeżyć. Żaden ze mnie wyznawca "prawdziwej" Godzilli, więc mieszanie z błotem Emmerichowskiego tworu, choć uzasadnione, mnie nie obchodzi. Szkoda, liczę, że chociaż Xmeni spełnią oczekiwania. Co nie zmienia faktu, że i tak Godzilla 2014>>>Pacific Rim. A tak w ogóle to od Cloverfield (mimo, że tam monstrum widzimy naprawdę króciutko) chyba nic z potworami mnie jakoś mocniej nie ruszyło. Co pokazuje, że nie chodzi wcale o pokazywanie potworasów non stop, a o jakiś klimat.