-
Postów
4 246 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Robię sobie po trochę endgame i mam ambiwalentne odczucia. Z jednej strony formuła działa i granie nadal wciąga, no bo wiadomo, że level design łechce nawyki i instynkty gracza (wyczyścić skrzynię, nabić expa, dostać się w niedostępne miejsce itd.), Z drugiej strony, cały czas robię z grubsza to samo (i nie mówię tylko o obśmiewanym w prequelu, a również tu obecnym recyklingu minibossów) co poprzednie 30h, a miejscówki wręcz onieśmielają, żeby nie powiedzieć, zniechęcają swoim rozbudowaniem (w Vanaheim praktycznie drugie tyle mapy jest do odkrycia "nieobowiązkowo" i za każdym razem, jak gdzieś idę, po drodze natykam się na kolejne rozgałęzienie, i kolejnego side questa, i kolejny skarb...). Tak, wiem, nie muszę tego robić, więc po co narzekać? Chyba najprostszą odpowiedzią będzie, że po prostu gra się spoko, udziela się atmosfera tego świata, coraz bardziej doceniam OST, no i po prostu nie lubię zostawiać niedokończonych gierek, tym bardzie, jeśli content nie jest totalnie miałki, tylko oferuje coś nowego, choćby w temacie lore. A no i dodatkowe walki są na nawet normalu mocno wymagające. Niektórych Berserkerów zwyczajnie odpuściłem, z innymi męczyłem się kilka powtórek. Na wyższych poziomach musi być srogo, no albo to ja się starzeję. Mimo wszystko wjeżdżają na ambicję, aż przypominają mi się przeprawy z Walkiriami. Szkoda tylko, że na PS4 loadingi po śmierci się trochę dłużą.
-
PSX Extreme 305
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Roger temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
@K.Adamus tak, pamiętam, art był stosunkowo świeży, więc jeden z pierwszych, który mi przyszedł do głowy xD. W sumie to nie trafiłem z tą popkulturowością, bo przecież motyw Zodiaka to fenomen również w tym temacie, więc trochę bym sobie zaprzeczył. -
PSX Extreme 305
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Roger temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Chętnie zajmę stanowisko, ale sądzę, że posty raczej niewiele Ci pomogą w kwestii mętliku w głowie, bo tu też ilu użytkowników, tyle opinii i pewnie sprowadzi się to wszystko do postów "dla mnie tutaj lepsza opcja A, a tutaj opcja B". Najlepiej by było (jeśli cenisz sobie aż tak "głos ludu") zrobić starą, dobrą ankietę, no ale z racji na elektroniczną w domyśle formę, ciężko byłoby zweryfikować faktycznych czytelników. Wzmianka o tym, że coś wyszło na PC: jak najbardziej, bo w sumie czemu nie? Natomiast jestem starą konserwą jeśli chodzi o tzw. konsolowy profil pisma i zawsze będę za tym, żeby było ono stricte, no właśnie, konsolowe. Z bardziej lub mniej merytorycznych powodów, dyskusje na ten temat bywały już na forumie i z reguły są dosyć jałowe,więc pozwolę sobie ograniczyć się do "oddania głosu" bez rozwijania. W tym temacie bliżej mi do tej pierwszej grupy. Może to kwestia sentymentu do dawnych lat, kiedy co druga recka w danym numerze to był hit AAA, ale wolę szerszą opinię o "dużym" tytule, nawet kosztem kilku recek rogalików i innych noname'ów, w które i tak nie zagram. Ktoś powie, że może kto inny zagra: no to fajnie, ale to moja czysto subiektywna opinia (to chyba masło maślane swoją drogą). No mówiąc mniej elegancko, większość słynnych recek na 1/3 strony jak dla mnie można wywalić, a zyskają na tym też biedni zgredzi męczący się z jakimiś średniakami. Jednak >4 strony na reckę to już lekka ekstrawagancja. Obecna objętość przy dużych reckach jest w większości przypadków wystarczająca. Wiadomo, jak jest: jeśli tematyka trafi w czyjeś zainteresowania, to wchłonie się choćby i 10 stron artykułu. A jak nie, to uratować go może tylko lekkie pióro autora. I z tym ostatnim w PE jest zazwyczaj git, stąd też mimo początkowego sceptycyzmu, zazwyczaj i tak czytam nawet pozornie nieciekawe dla mnie arty. Trzeba jednak mieć na uwadze, że pewnie sporo czytelników to nie forumowicze, którzy czytają pismo od dechy do dechy i wielu widząc nagłówek dotyczący talassofobii po prostu zmieni stronę. Mimo wszystko mam wrażenie, że w ostatnich miesiącach PE trochę za mocno odchyla się w tym temacie w stronę tematów "nie popkulturowych" (bo to, że "nie growych", to akurat żaden problem). No ale to też trochę śmieszna sytuacja, bo z jednej strony mogę powiedzieć, że nie potrzebuję akurat w PE takich artykułów, jak ten o Zodiaku, a z drugiej czyta się je dobrze. No, to pomogłem xD. Obecnie jest dobrze. Na pewno nie zgodzę się z tym, że newsy w miesięczniku nie mają racji bytu, bo po prostu lubię w skondensowanej, wygodnej formie podsumowanie paru ostatnich tygodni i i zwyczajnie nie śledzę zbyt dokładnie stronek o grach. Zresztą autorzy z reguły dodają jakieś dwa słowa refleksji na dany temat od siebie, a to w tym wszystkim chyba najciekawsze. No właśnie: rozszerzyłbym Cytat Numeru, w dobie twitterów i innych mediów z materiałem źródłowym nie powinno być problemów. Mniej ciepły będę dla kącika Kroolika. No niestety, ale zarówno forma ("morze" tekstu) jak i treść (z grubsza mogąca się zawrzeć w zwykłych newsach) mi po prostu nie pasuje. Ja wiem, że polski gamedev się rozwinął i można by zapełnić co miesiąc pewnie i kilka stron, ale mnie to zwyczajnie aż tak nie interesuje. Ohayo Nippon ma przynajmniej to do siebie, że Japonia i ich trendy są nadal dosyć "egzotyczne" No i konsolometry....może Śledziu się da namówić na ich opracowanie graficzne xD? Dla mnie Retro i tego typu klimaty to zawsze (odkąd w ogóle wskoczyły na łamy PE) były i są jedne z ulubionych elementów pisma, więc dawajcie jak najwięcej. Lata lecą, więc siłą rzeczy coraz "nowsze" sprzęty łapią się do tej kategorii, a akurat szósta generacja to jeden z chyba najmocniej zapisujących się w głowach dzisiejszych trzydziestoparolatków okresów, więc jak najbardziej. Ba, era PS360 spokojnie się już nadaje do omawiania w tym kontekście. Retrorecenzja ma być w nowym numerze, więc jeden z pomysłów już wszedł. Zawsze lubiłem też omówienia całych serii, najlepiej fajnie oprawione screenami (ale błagam, z dobrze dobranych gier xD), grafikami i jakimiś ciekawostkami. Wzorem w tym temacie określiłbym okolice 2006-2010 w PE. Serio ktoś patrzy na to w kontekście powrotów za X lat? Nie no, sam lubię czasem poczytać stare numery, ale akurat "replayability" miesięcznika o grach to niekoniecznie najważniejsza jego cecha xD. Headshotów itd. jak najwięcej. Jako stary forumowicz przywykłem do czytania i pisania o grach/branży w taki właśnie nacechowany własnymi refleksjami, mocno subiektywny, czasem nawet zahaczający o fanbojstwo lub pewne niekoniecznie "poprawne" stereotypy, sposób i uważam, że takie coś czyta się po prostu dobrze. Tak jak jeden z przedmówców: zgrentgeny jak najbardziej za, skróty fabuł na nie. Zresztą niekoniecznie musicie zawsze mieć ekipę i organizować stricte zgrentgen. Wartościowe byłoby drukowanie drugiej opinii dotyczącej danego tytułu choćby jednego redaktora, najlepiej odmiennej od "ogólnie przyjętego kursu". Nie chodzi o kontrowersje na siłę czy silenie się na bycie tetrykiem, ale w PE brakuje mi od dłuższego czasu trochę "niepoprawności" w ocenach, szczególnie potężnych AAA. Na forumie (też czasami mocno na siłę, ale jednak) ten cykl życia mesjasza to już klasyka: hajp i same GOTG, później chłodny dystans i w końcu burzenie pomników, kiedy podnieta zaczyna już ludzi męczyć xD. Zagraniczni jutuberzy w tym temacie robią świetną robotę, z analiz typu "co jest nie tak z grą xyz" robiąc wręcz osobny gatunek. No to tak na szybko i trochę po łebkach, jak mi coś przyjdzie do głowy, to dopiszę. Aha, właśnie: szata graficzna do poważnej oprawy, więcej na ten temat w wątku gdzieś poniżej. -
PSX Extreme 305
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Roger temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Ale i tak czekam, głównie dlatego, że przepadam za podsumowaniami w "starym stylu", no i fajnie zapowiada się Retrorecenzja, dobry pomysł, zresztą sugerowany tu i ówdzie już od jakiegoś czasu. jeszcze tylko zorganizujcie czasami zgrentgen (GoW: Ragnarok byłby chyba idealną okazją, bo z tego co chociażby było widać po Hyde Parkach, to sporo redaktorów ogrywało tego hita) i będzie elegancko. -
Prenumerata i cena PSX Extreme
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
No albo tak wspaniale się wywiązywali z umów, że klienci odchodzili. -
Prenumerata i cena PSX Extreme
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Ten upadek drukarni i wymuszona tym faktem zmiana to chyba najlepszy news "około Extrimowy" od dawna, przecież gorzej pod względem współpracy i wywiązywania się z umów być nie może. Nie może, no nie? -
Twelve Minutes Mało brakowało, a tytuł wpisałbym w temacie "właśnie porzuciłem". W czym rzecz? Otóż to growy "Dzień Świstaka" (tak, wyświechtane, ale najprostsze porównanie), tyle, że osadzony w małym mieszkaniu z trzema bohaterami. Niestety w pewnym momencie można mieć serdecznie dość błądzenia po omacku i próbowaniu w kółko tego samego, tyle że np. z jedną odmienną rozmową/czynnością. No ale przebrnąłem. Tytułowe 12 (w zasadzie to 10) minut to czas, po którym następuje zapętlenie i gramy od nowa. Wracamy do mieszkania, gdzie czeka na nas z deserem kochająca żona, gadka szmatka, można zjeść ciastko i popić wodą, poszwendać się po pokojach, aż do drzwi zapuka pewien jegomość. Cała idea pętli polega na poznawaniu z każdym "cyklem" kolejnych informacji, które tworzą elementy większej układanki, ale nie zdradzę za dużo jeśli powiem, że w zależności od naszych decyzji możemy np. skończyć martwi/nieprzytomni/być świadkiem czyjegoś morderstwa/samemu zabić. Im większą mamy wiedzę, tym więcej dostajemy np. opcji dialogowych i możemy "posuwać do przodu" fabułę, tudzież zmieniać bieg wydarzeń. Sam pomysł jest świetny, gorzej z realizacją. Otóż żeby dotrzeć do "prawdziwego" zakończenia (tych generalnie jest kilka, przy czym takich serio, z creditsami, to chyba ze dwa) musimy odwalić szereg czynności (których wykonanie umożliwia nam poznanie konkretnych informacji w poprzednich pętlach) i wybrać konkretne opcje dialogowe. Jedna pomyłka i jedziemy od nowa. Pod koniec staje się to okropnie uciążliwe i miałem nawet momenty zwątpienia, czy po prostu nie wywalić gry z dysku. Problem sprawia głównie to, że zestaw wykonywanych raz po razie, identycznych czynności/rozmów zwyczajnie trochę trwa, co prawda rozmowy można przyspieszyć (choć, co dziwne, nie zawsze to działa), to jednak nawet gdy je przeklikujemy to po -entym razie można mieć dość. Dużo by pomógł choćby osobny przycisk "przewijający" akcję w trybie fast forward. Sterowanie (grałem na padzie) też potrafi wkurwić swoją niedokładnością, prezencja ma swój urok, ale za sprawą pewnych decyzji designerskich można mieć problem ze znalezieniem sensownego rozwiązania problemu (vide przedmiot schowany w pewnym miejscu, o którym wiedziałem, ale na ekranie praktycznie go nie widać i nie wiadomo, gdzie kliknąć). No i cały czas musimy pamiętać o upływającym, no właśnie, czasie. Nie wyrobimy się ze wszystkim odpowiednio szybko: skucha, rób reset i leć od nowa. Co ciekawe, swoich głosów użyczyli tu James McAvoy, Daisy Ridley (oboje prawie nie do rozpoznania, zapewne przez zmianę naturalnego akcentu) i najbardziej charyzmatyczny w ekipie, Willem DaFoe. No tylko, jak wcześniej wspomniałem, teksty odsłuchiwane po raz dziesiąty wychodzą bokiem. Akcję oglądamy z góry, a poruszamy się trochę na zasadzie point and click. Mogę polecić jako eksperyment, bo samego grania tu niewiele, a nawet błądząc i powtarzając pętlę wielokrotnie, z zaliczeniem gry można wyrobić się w 2-3 h (choć przy tej formule to akurat plus). Gdyby całokształt był wygodniejszy w obsłudze i bardziej "przejrzysty" w kontekście tego, co i kiedy trzeba zrobić, to mógłbym mocno spropsować. A tak to w sumie lekko się zawiodłem, choć nie przeczę, że obserwowanie kolejnych możliwych scenariuszy zróżnicowanych w zależności od naszych decyzji, było interesujące i wciągające.
-
Przecież to proste, tylko trzeba trochę z większym chłodem podejść do GoWów (albo mieć mniejszą wrażliwość na zmęczenie schematem) i widzieć jej wady mimo przesłaniających niektórym oczy zalet. Gearsy działają, bo są to gry stosunkowo krótkie, natomiast mięso to najwyższej jakości koncentrat z gameplay'owego miodu. Co nie zmienia faktu, że wrzucone w 40+ godzinną epopeję zrobiłyby zupełnie inne wrażenie końcowe. GTA to już trochę inny przykład, bo gra oferuje otwarty, potężny świat i jeszcze więcej godzin potencjalnej zabawy, niż Ragnarok. No ale tutaj znowu działa inna kwestia: to, co "pomiędzy" mięsem, samo w sobie jest wartościowe. Chodzi oczywiście o podróżowanie. Model jazdy, rozmowy w samochodzie, no i rzecz jasna OST. A i tak w większości przypadków możemy skipnąć podróż do celu wsiadając w taxi. Zauważ też, że to właśnie schemat "jedziesz z punktu A do B" oraz nadmierna ilość generycznych strzelanin, były najczęściej padającymi zarzutami wobec czwórki. Moglibyśmy wymieniać dalej, ale tak: większość dużych gier AAA prędzej czy później wpada w schematyczność i jak dla mnie to jest jeden z problemów dzisiejszego gamingu. Nawet nie tyle sama schematyczność, co takie rozwlekanie gier, że wyłazi ona coraz mocniej na wierzch, i kłuje. I tu wychodzi jeden z większych problemów GoWa. Nużąca zawartość "pomiędzy mięsem". Nużąca głównie gameplay'owo, bo wiadomo, że zawsze spoko pooglądać widoczki czy posłuchać gadek bohaterów. Męczy tempo przemieszczania się, te wszystkie gejmizmy, przeciskanie się szczelinami, powolny trucht Kratosa, generalna "zamuła" ruchu, którą wprowadził prequel. Sięgnąłem ostatnio w ramach endgame do "misji" dotyczącej i prawie mi się niedobrze zrobiło od tych wszystkich ślamazarnych etapów podróży. I tu właśnie wchodzi wspomniana wcześniej subiektywna kwestia wrażliwości na dany schemat: na ile piękne wizualia, lore i pojawiająca się co jakiś czas (później wręcz co chwila) walka, która oczywiście sprawia frajdę, "wynagradza" to słabsze momenty. Dla mnie w ogólnym rozrachunku wyszło tak, że grę uznaję za bardzo dobrą, ale musiałem sobie w pewnym momencie tak pokierować przygodą, żeby właśnie te proporcje nie zepsuły mi ogólnego wrażenia i minusy nie przesłoniły plusów. I dlatego też w takich gierkach, jak Cuszima czy Spider-Man jestem w stanie bez mrugnięcia okiem pyknąć platynę i spędzić w nich 30-40h (no dobra, w GoT już się pod koniec nudziłem), bo śmigam sobie wszędzie w wygodny, przyjemny sposób, a jak mi się nie chce jeździć koniem/strzelać pajęczyną w wieżowce, to "teleportuję" się 100m od interesującego mnie punktu na mapie. Tak, wiem, inna struktura świata, no ale rozmawiamy o odczuciach końcowych z obcowania z grą, a moje są właśnie takie.
-
Super Mario 64 Rok zacząłem z grubej, hehe, rury. Gra-legenda, rewolucja, punkt odniesienia dla platformówek (i nie tylko) na wiele lat do przodu. Mimo, że trafia na moją listę ukończonych dopiero po ponad ćwierćwieczu od premiery, to jednak swoje miejsce w moim gejmingowym serduszku ma od bardzo dawna. "Mario" to w czasach mojego dzieciństwa niemal synonim GRY, czemu przysłużyła się oczywiście popularność Pegasusa i SMB. Z N64 miałem po polskiej premierze do czynienia głównie gdzieś na standach w nowo powstających HIPERMARKETACH (bardzo prawdopodobnie, że w Krakowie było to w Hicie i/lub Geant'cie). No i co tu dużo gadać, gra na takim gówniaku, który do tej pory kojarzył granie głównie z "chodzeniem w prawo", robiła oszałamiające wrażenie. Pierwszy level (Bob-Omb Battlefield) zawsze będzie jednym z moim najbardziej nostalgicznych wspomnień. Ta swoboda, te ruchy, ta wielkość dostępnego obszaru. Dość powiedzieć, że na zbliżającą się jakoś wtedy komunię miałem poważne postanowienie zakupu N64. Cóż, historia potoczyła się tak, że w moim domu zagościł PSX (jakieś 10 minut po odpaleniu Demo 1 odrzuciłem rozterki dotyczące wyboru konsoli, a po zagraniu w demo Tekkena 3 zapomniałem o istnieniu sprzętu Nintendo) i z punktu widzenia czasu była to bardzo szczęśliwa sytuacja. Lata sobie leciały, a Mario 64 tkwił gdzieś tam w głębokim backlogu. A to miałem kupić N64 już w "dorosłym życiu", a to odpalić emu, a to jakąś konwersję na nowszy sprzęt N. W końcu zmotywowały mnie niedawne wpisy forumowiczów chwalących się ukończeniem tego klasyka w tym właśnie temacie i pod koniec ubiegłego roku stanęło na tym, że w końcu odpaliłem Mariana na emu na PC. Cóż, nienajlepsza forma, tym bardziej, że cenię sobie granie w formacie jak najbliższym oryginałowi, no ale trudno, miałem już dość odkładania. No to, kończąc już ten przydługi wstęp, jak było? Zaskakująco dobrze, ale też momentami zaskakująco upierdliwie. Wiadomo, że gierka ma swoje lata, ale ta kamera i sterowanie naprawdę dają w dupę. O ile o sterowanie to jeszcze kwestia w miarę dyskusyjna (specyficzne ślizganie się, rozpędzanie Mariana, no mi to nie siadło, ale jakaś responsywność w tym wszystkim jest), tak kamera to po prostu tragedia: skutecznie przeszkadza w najtrudniejszych momentach, blokuje się bez większego powodu, zmienia sama położenie etc. Wiem, że pierwsze koty za płoty i jak sam wspomniałem, to była nowość, ale nie da się tego pominąć przy opisywaniu wrażeń, a chyba już po premierze były zarzuty w tym temacie. Robotę robi oczywiście level design. Poziomy są dosyć małe (tu też byłem zaskoczony, miałem wyobrażenie, że dostanę bardziej coś w stylu późniejszych platformówek typu Spyro), za to pełne smaczków, niespodzianek i poukrywanych motywików. Zabawa opiera się na powtarzaniu ich po kilka razy (bo nie jest ich w sumie tak dużo), co jest wymuszone niestety chujowym patentem, mianowicie wyrzucaniem do zamku-huba po znalezieniu każdej gwiazdki (oprócz tych za monety). Upierdliwe z oczywistych względów. Co ciekawe, tą samą drogą poszedł Gex (tam mieliśmy piloty) i było to równie wkurzające i zniechęcające do maxowania poziomów. Tu akurat motywacja jest duża, bo odpowiednia liczba gwiazdek zapewnia progres "fabularny" (całe szczęście jest to liczba dosyć wyważona i w zasięgu ręki). Na ten moment zakończyłem przygodę na obowiązkowych 70 i może skuszę się na więcej, ale to już zabawa typowo "z opisem na kolanach" i potencjalnie nieco żmudna (choćby 100 monet w każdym świecie). Niestety levele "jakościowo" są nierówne i do niektórych w ogóle nie chce się wracać (z grubsza tych opierających się na jakichś szaro burych labiryntach, czy oczywiście "wodne"), za to na niektórych klimat jest elegancki i typowo "bajkowy". Ogólnie atmosfera, budowana przez oprawę wizualną (dającą radę nawet dziś), muzyczną (szkoda, że dosyć powtarzalną) i wygląd miejscówek czy wrogów, jest dużą zaletą tej produkcji. Generalnie: status zasłużony, bo (o czym w minimalnym stopniu udało mi się przekonać) lata temu ta gra była totalnym kozakiem. Szkoda, że nie miałem możliwości dłuższego obcowania z nią już wtedy. Jak widać jest też ponadczasowa, bo bez większego zgrzytu można się nią dobrze bawić nawet dziś. Co pokazuje też scena speedrunnerów. Skakanie, bieganie, salta, odbicia od ściany, to wszystko ma fajny feeling. No i kurde, to w końcu Mario! Nie będę silił się na oceny, grało się dobrze, choć momentami z lekką frustracją.
-
Jasne, co nie zmienia faktu, że oryginalną Mafię swego czasu skończyłem. I akurat moje podejście jest takie, że gdybym nie zagrał te ~10 lat temu, to pewnie wersji definitywnej bym nie ruszył. Tak samo choćby z FF VII. Dla kogoś to może być oczywiście dziwactwem, no ale tak czy siak analogią by było, gdyby ktoś skończył MGSa, a później TTS. Zresztą czytałem sobie później trochę o różnicach w odświeżonej Mafii i całkowicie rozumiem zarzuty, używając Twojego słownictwa, psychofanów. To są w dużej mierze dwie różne gry i zawsze w takich przypadkach będzie się pojawiać dyskusja "co lepsze dla świeżaka" (w przeciwieństwie do remake'ów w stylu wspomnianych Kolosów, notabene wyobraźmy sobie, że w SoTC na PS4 mielibyśmy całkowicie zmieniony OST). Inna sprawa, że między Mafiami minęły dwie pełne generacje. Twin Snakes wyszedł ledwo 5 lat po jedynce i między innymi dlatego był on w kontekście postępu w branży, mało potrzebny. Choć faktem jest, że na tamte czasy graficznie przeskok między generacjami był potężny. W rozmowach o gierkach, filmach i innych hobby nie jestem typem, który się upiera przy swoim, bo z reguły kieruję się zasadą "co kto lubi". Ale w tym przypadku nie będę KONCYLIACYJNY, bo w mojej ocenie, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, TTS oferuje albo zmiany na minus, albo "neutralne", a chyba jedyną w miarę obiektywnie mierzalną (choć wcale nie obiektywną w kontekście osobistej "wrażliwości estetycznej") zmianą na plus jest grafika. Więc, pytając retorycznie, dlaczego ktoś miałby w ogóle grać w TTS zamiast oryginału? Tylko przez liczbę polygonów i jakość tekstur? C'mon. Paradoksalnie, ta gra jest właśnie idealnym produktem dla fanów oryginału, bo cały fun z obcowania z nią wynika z porównań do poprzednika. Jak wyjdzie kiedyś w końcu nowy, mityczny remake, to zmieni postać rzeczy. Mimo wszystko polecę fajną analizę, oczywiście pełną spoilerów:
-
Nie no weźcie nie polecajcie Twin Snakes ludziom, którzy nie znają MGSa, bo to niedźwiedzia przysługa xD @zdrowywariatTemat wraca przy różnych okazjach i zawsze mnie uruchamia, bo znam tę serię na wylot i po prostu TTS, choć ma swoje zalety i gierką sam w sobie jest niezłą, to koło oryginału nawet nie stał. Zmian jest sporo i w większości są to zmiany na minus, pozbawiające przygodę mitycznej DUSZY, nie oferując w zamian wymiernych korzyści. A to, że grafika trochę lepsza, to dajcie spokój, tu siedzą boomery wychowane na starych konsolach, a nie dzieciaki, które trzeba zachęcać stroną wizualną (i tak już mocno niedzisiejszą, paradoksalnie umowne i niewyraźne sylwetki z 1998 nie rażą tak, jak "porcelanowe" gęby z czasów szóstej generacji, czego najlepszym przykładem jest Meryl). Sterowanie jest tak samo archaiczne (a nawet gorsze, niż na szaraku, vide wciskanie dwóch przycisków, żeby wejść w codec), gameplay jest z grubsza identyczny (kilka dodatkowych ruchów Snake'a i widok FPP wepchane do gry, do której nie pasują ze względu na jej trzon i level design), za to muzyka, reżyseria scenek, różnice w dialogach i zupełnie inna atmosfera skutecznie psują tę przygodę. Czyli nic nie zyskujesz, a sporo tracisz. Ktoś chce zrozumieć "o co cały ten szum", to powinien sprawdzić oryginał i tyle. Pomijam już temat dostępności poszczególnych wersji, jeśli ktoś gra na oryginałach. Mógłbym zalinkować analizy ładnie i dokładnie pokazujące, co jest z tym rimejkiem nie tak, ale to każdy zainteresowany może sobie łatwo znaleźć, może wystarczy, że wrzucę to: Abstrahując od porównań- czy w jedynkę "da się grać"? Ciężko mi odpowiedzieć, bo ogrywam ją regularnie od ponad 20 lat i nie byłbym tu obiektywny, ale porównując do innych gier, które też znam z tamtych lat, a obecnie granie w nie jest bolesnym doświadczeniem (choćby Syphon Filter, stare Tomb Raidery) to jednak MGS wyprzedził czasy i jest jak na dzisiejsze standardy dużo bardziej grywalny. Jest też grą stosunkowo łatwą i przystępną, z możliwością częstego save'a, więc odpada znany problem retro, jakim jest frustracja z powodu poziomu trudności. Jak dla mnie gra się elegancko, tylko pewnie parę razy trzeba będzie sięgnąć po jakąś podpowiedź w necie, bo niektóre motywy, które trzeba zrobić w celu postępu są dosyć...nieoczywiste.
-
Widzę, że nie wpisywałem się rok temu, więc nie mogę sobie odhaczyć, co z planów na 2022 się udało zrealizować, a co nie. Grunt, że w końcu zrobiłem upgrade pieca, bo to przeskakiwało z roku na roku w sumie już od 2020, jak nie 2019 xD. W dużej mierze dzięki tej zmianie udało mi się zaliczyć dużo rzeczy z backloga, z czego wyróżnić mogę Fallout: New Vegas (bo odkładany od dawna), Walking Dead sezon 3 i finałowy (bo zaliczyłem długą przerwę w samym środku historii, co więcej, trzymałem zapisane save'y, żeby prawilnie kontynuować swoją ścieżkę, a okazało się, że nic z tego nie wyszło). Jeśli dobrze pamiętam, to zamierzałem ograć nowego GoWa w okolicach premiery, i to się udało zrealizować. Co na 2023? Grać jak najwięcej, w rzeczy jak najbardziej mi pasujące. Wiadomo, zaliczanie backlogu, bo po rzucie okiem na zapowiedzi na 2023 już wiem, że kolejny rok z rzędu raczej niewiele premier będzie mnie interesowało. Ze starszych rzeczy mam gierki z przekroju 4 generacji, więc będzie co robić. Z nowości może skuszę się na Hogwarts Legacy, remake RE4 i Dead Space, ale bez ciśnienia, możliwe, że poczekam z nimi na lepszy sprzęt. Tu przechodzę do najważniejszego "postanowienia" (bo wcale nie jest to ani pewne, ani tak ważne), czyli kupna PS5 i jakiegoś fajnego TV (marzy się rzecz jasna OLED, ale w tym temacie czeka mnie jeszcze doktoryzowanie się, na myśl o którym odechciewa mi się w ogóle tego zakupu). No i może jakieś lepsze GPU (oczywiście mowie tu o przyziemnym sprzęcie, a nie jakichś chorych zakupach za kilka tysięcy). Jako że nieco niespodziewanie pod koniec roku zakupiłem sobie rocznego PS Plusa, to zamierzam z niego mocno korzystać i w końcu trochę pobawić się multi online, bo cała generacja PS4 minęła mi bez takich "uciech". No i na dzień dobry wpadła zremasterowana trylogia Mass Effect, której zakup w pudełku od dawna odkładałem na "kiedyś", więc myślę, że zmotywuje mnie to do powtórzenia sobie serii. Ładnie by się złożyło, bo jakoś na wiosnę będzie okrągłe 10 lat od skończenia trójki z DLC. Zakładam, że siłą rzeczy dzięki abonamentowi ściągnę trochę nieoczekiwanych, również mniejszych tytułów, więc nastawiam się na NIESPODZIANKI. Akcje typu "kupno PS VR/jakieś innej konsoli" pozostawię raczej spontanowi, bo już dawno miałem takie pomysły i nic z tego nie wyszło, bo też aż tak mnie do tego nie ciągnęło.
-
Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na metalcoola temat w Graczpospolita
Zwykłe foliowe koszulki A4, do dostania w większych marketach z działami papierniczymi. 10-15 zł za 200 sztuk. W zupełności wystarczają, a trzymam tak większość PE od wielu lat. -
Indywidualne podsumowanie roku w grach.
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
Listy wrzucać nie będę, w 2022 skończyłem 36 gier (jeśli nie pominąłem jakiejś powtórki, bo tych nigdzie nie odnotowuję) co, o ile dobrze pamiętam, jest moim osobistym rekordem rocznym. Jest to tym większym sukcesem, że gorsze wyniki osiągałem w latach, kiedy miałem dużo więcej czasu (neet, studia), ale to wynika w sumie z wielu czynników. Jednym z nich jest to, że od dłuższego okresu pracuję hybrydowo, co w kontekście ilości wolnego czasu do dyspozycji w tygodniu, tudzież samej ochoty i siły na granie, okazało się totalnym game changerem i na ten moment nie wyobrażam sobie powrotu do "tradycyjnej" pracy z codziennymi dojazdami etc. Faktem jest też, że w tym roku raczej nie sięgałem po dużo bardzo rozbudowanych pozycji na dziesiątki godzin (w sumie to tylko Fallout: New Vegas, z którym spędziłem ok. 40h oraz GoW: Ragnarok z prawie 30h na liczniku), ba, kilka pozycji to blantmany na 3-4 godziny zabawy, co tylko pokazuje, że te listy, jeśli patrzeć na same liczby, nie są miarodajne. No ale z drugiej strony, to tylko niezobowiązujące podsumowanie własnego gejmingowego roku, a nie badania naukowe. Poszczególne tytuły "recenzowałem" na bieżąco we "właśnie ukończyłem", więc tutaj już sobie daruję. W skrócie: raczej nic nie spowodowało u mnie opadu szczeny, retro raczej pozostawiało obojętnym lub rozczarowanym. Co było w "menu"? Wszystkiego po trochę, głównie tytuły z dalszego (pamiętającego PSXa) i bliższego (2021, vide Kena, The Medium) backlogu, bo gry z premierą w 2022 ograłem dosłownie dwie (Stray i Ragnarok). Wynikało to, po pierwsze, z braku PS5 (nieliczne exy Sony), a po drugie z subiektywnie małej liczby ciekawych premier. Wielkim nieobecnym można by nazwać Elden Ring, ale po prostu nie miałem ochoty i czasu na wsiąkanie w takiego kolosa, tym bardziej, że na ten moment mógłbym go odpalić tylko na PC, który niekoniecznie udźwignąłby to dzieło w satysfakcjonującej formie. Nie jestem zresztą fanatykiem From, z ich gier skończyłem tylko Sekiro i gdyby nie hype, to po prostu nie byłbym Eldenem jakoś specjalnie zainteresowany. Ale sprawdzić zamierzam. Z początkiem roku złożyłem w końcu nowego, choć niezbyt imponującego mocą, peceta, co było małym przełomem i po latach znowu blacha stałą się pełnoprawną platformą do grania (ale mimo wszystko wolę odpalić PS4, nawet jeśli port gry jest gorszej jakości czy więcej kosztuje). Grałem dużo, grałem regularnie i, co jest dużym sukcesem, również "w tygodniu", a także w sezonie wiosenno letnim (choć naturalnie tutaj spadek zaangażowania w to hobby był odczuwalny). Na boczny tor poszły filmy i seriale, no trudno. Wsiąkłem trochę mocniej w twitcha, ot lubię sobie czasem odpalić wieczorem lubianego streamera pykającego w jakieś retro z PSXa czy męczącego raz po razie jakiś speedrun. Albo odpalić setne playthrough któregoś z kolei MGSa na extreme. I to chyba tyle. -
Już poprawione.
-
God of War: Ragnarok Udało się wyrobić w okresie świąteczno-noworocznym, co było jednym z moich planów na ten czas. Gdy zaczynałem zabawę, wokół panowała jeszcze mocno zimowa aura, śnieg i zamieć, więc IMMERSJA była zwiększona. Przygodę zakończyłem z niemal równymi 30 godzinami na liczniku, przy czym jakoś w 2/3 wątku głównego olałem już zadania poboczne i leciałem fabułę. Notabene, gdyby nie dłuższe wolne od pracy, to męczyłbym ten tytuł pewnie z miesiąc. No, ale do meritum. Może hasła o "rozbudowanym DLC" do jedynki są przesadzone, ale wynikają z niepodważalnego faktu, że sequel jest naprawdę bardzo zachowawczy, bezpieczny i zwyczajnie podobny do przygody z 2018 roku. Zarówno czysto technicznie (rodowód past genowy), jak i gameplay'owo. Wynika z tego pewna oczywistość: w zależności od tego, jak dana osoba przyjęła tamte, co by nie mówić, rewolucyjne w skali serii zmiany i jak ogólnie oceniała poprzednią część, z grubsza tak samo oceni Ragnaroka. W moim przypadku ogólne wrażenia są podobne: bardzo dobra gra, potrzebne zmiany w systemie walki i wciągająca fabuła, ale rozciągnięcie czasu rozgrywki, wepchanie quasi otwartych światów i elementów metroidvani tudzież różnego rodzaju misji pobocznych i do przesady rozbudowanego (przy tym mało efektywnego i efektownego) zarządzania rynsztunkiem to akurat te gorsze strony wspomnianej rewolucji. Tak jak w poprzedniku, tutaj również mocno cierpi szeroko pojęty pacing, szczególnie, jeśli ulegniemy "kuszącym" (szczególnie ludzi z "natręctwami gracza") side-questom, w których nagroda zazwyczaj jest nieadekwatna do wysiłku, natomiast samo poszerzenie lore....cóż, powiedzmy, że w przypadku tych, które jeszcze chciało mi się robić, niekoniecznie było aż tak fascynujące. Co nie zmienia faktu, że zanim gra pójdzie do żyda, to pewnie jeszcze chwilę pobawię się w post game, a kieedyś, kiedy już będzie latać po 39 zł kupię ponownie i może splatynuję xD. No żmudne się robi w pewnym momencie powtarzanie tego samego schematu w różnych lokacjach. Rzuć toporem w mechanizm, przejdź korytarzem, spadnij z platformy na niższą, szeroką platformę, na której "o dziwo" zrespawnują się te same mobki. Albo popłyń łódką i posłuchaj rozmów (to akurat zawsze spoko, szkoda, że wszystko jest na tyle słabo wyliczone, że zazwyczaj w połowie wymiany zdań dobijamy do brzegu i albo przerywamy gadkę, albo stoimy i słuchamy). Szczytem antyrozrywki był dla mnie epizod w którym poznajemy Angrbodę. Akurat miałem powoli kończyć, ale myślę se "no dobra, zebrałem już jakieś gównorośliny, to chyba lecimy dalej". Ale nie, teraz zbieramy jakieś gównokorzenie. I cały czas poruszamy się powooooli, no bo przecież NARRACJA. I takich rozwleczonych momentów jest więcej, tylko czasem zamiast skupiania na rozmówkach, mamy niekończące się kill roomy (Helheim...). Obśmianych trolli już nie ma, ale spoko, są inne powtarzające się monstra. Tym razem grałem od początku na normalu (GoW 2018 leciałem na hard) i nie żałuję, bo w świetle ogólnego rozwleczenia przygody, dodatkowe powtórki starć i jeszcze wolniej uciekający wrogom HP mocno pogorszyłyby wrażenia. Podszedłem do tematu tak, że mam sobie przyjemnie pociachać toporem, poznać historię i napawać klimatem tudzież wizualiami. I tu parę słów o oprawie. Grałem na PS4 Slim, porównania do PS5, poza filmikami w necie, nie mam, ale co tu się czarować, nie ma żadnej rewolucji w skoku między platformami i na past genach brakuje głównie 60 klatek i szybszych loadingów. Oczywiście pewne elementy wizualne są już niedzisiejsze, ale jak na moje wymagania gra wygląda naprawdę świetnie i pokusiłbym się o stwierdzenie, że nawet lepiej niż prequel, choć to pewnie bardziej kwestia decyzji artystycznych, niż czysto technicznych. Są lepsze (Vanaheim nocą, końcówka) i gorsze (Helheim) momenty, niektóre modele postaci wyraźnie odstają od głównych bohaterów (Kratos natomiast prezentuje się imponująco), a tekstury niestety szału nie robią, ale generalnie: super. OST natomiast lekko mnie zawiódł, szczególnie w kontekście mocnych pochwał innych graczy. Wrażenie zrobiły na mnie ze trzy, może cztery kawałki (i to głównie te, które są mocno inspirowane utworami z poprzedniej części, co akurat samo w sobie nie jest wadą, a nawet na swój sposób zaletą), ale dam mu szansę przesłuchując poza grą. Czysto technicznie jest wszystko cacy, żadnych bugów, zwiech i innych baboli, produkt mocno dopieszczony. Historia, dialogi, postacie: tu w zasadzie wszystko gra i problem jest jedynie we wspomnianym już tempie i ogólnie sposobie narracji. No bo z jednej strony czujemy wielkie napięcie przed zbliżającym się nieubłaganie Ragnarokiem, wojną i epickimi wydarzeniami, a z drugiej co krok słyszymy od jakiegoś towarzysza teksty w stylu "wojna poczeka, jak chcesz to chodźmy eksplorować" xD. No trochę wybija z wczuwki, choć wiadomo, że to nadal "tylko" gra. Abstrahując od tego, mamy tu też momenty mocnego spowolnienia czysto fabularnego i mniej ciekawych wątków (niestety głównie epizody Atreusa, ale też Frejr i cała ta banda obdartusów z dżungli xD), ale każde pojawienie się Thora i jego rodzinki zwiastuje ciekawe akcje. No i wisienka na torcie, czyli końcówka Cała ta atmosfera, muzyka, widoczki, rewelka. Dla takich momentów gram w AAA i szkoda, że na przestrzeni całej przygody jest ich trochę mało (mam wrażenie, że mniej, niż w GoW 2018). Druga sprawa, że tempo we wspomnianej końcówce odbija trochę w drugą stronę i wszystko leci aż za szybko (chociażby dwie ostatnie walki, następujące po sobie, dosłownie w tym samym miejscu, no spodziewałem się, że zostaną one osobno, mocniej podbudowane). Ale z dwojga złego, wolę tak. I żeby nie było, że wyznaję tylko szkołę epickich wydarzeń, walk z gigantami i rozwałki całych miast ala GoWy 1-3: uważam, że jest czas i miejsce na różne style narracji i formuła starych części dawno się wyczerpała, a bardziej osobista i "głębsza" historia, jaką raczyły nas dwa ostatnie epizody serii, są świetne i pozwalają lepiej zrozumieć bohaterów. Ale można spotkać się "po drodze" i trochę więcej starej dobrej rozpierduchy nigdy nie zaszkodzi, oczywiście w ramach określonej konwencji. Na koniec kilka luźnych uwag, bo post się robi za długi. Standardowo, słabiutko wypadły elementy rozbudowywania broni i sprzętu, te wszelkie talizmany, dodatki i inne chuje muje. Było to słabe 4 lata temu, jest słabe i teraz, choć może coś tam poprawili (zniknęły te kamyki przytwierdzane do broni). Absurdalnie rozbudowane, nieadekwatnie wpływające na realną rozgrywkę. Schemat walki jest z grubsza niezmieniony, ale parę nowych ruchów zawsze spoko, inna sprawa, że te, które dokupujemy za expa, w dużej mierze są zwyczajnie niepotrzebne. Czyli typowe grzeszki action adventure AAA. Nowa broń w sumie na propsie, ale i tak jakieś ~80% walk używałem toporka, ewentualnie żonglując ekwipunkiem w celu skorzystania z działania efektów. Mapa to porażka i w sumie realnie po prostu nie działa. Z racji tego, że stosunkowo mało latałem między światami poza wątkiem głównym, to nie odczułem aż tak niewygód z "szybkiej" podróży, ale faktem jest, że bramy są rozmieszczone zbyt rzadko i backtracking na pewno nie sprawia specjalnie dużej frajdy. No także ogólnie największe minusy poprzedniej części są największymi minusami najnowszej. Ja się momentami już męczyłem, a tego bynajmniej nie szukam w grach. Idealną formułą byłoby dla mnie skondensowanie całości do jakichś 20h plus parę godzinek na poboczne zabawy. Mniej powtarzalnych schematów zarówno w eksploracji, jak i walce i uproszczenie/większa przejrzystość ekwipunku. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu to żadne wady, ale ja pewnych elementów giereczkowych mam już po prostu dosyć. Całość to mimo wszystko mocne 8/10. Poniżej parę fotek, jak ktoś jest wrażliwy na spoilery w rodzaju zdradzenia miejscówek, to niech nie patrzy xD. A takie stricte spoilerowe są schowane.
-
Znam ten ból, też mnie gra zaczęła w pewnym momencie męczyć tym powtarzalnym schematem, choć chyba nie aż tak, jak Ciebie xD. W okolicach 15-20 godziny, czyli w moim przypadku jakoś po pierwszej wizycie w Vanaheim, zwyczajnie zacząłem lecieć już tylko przez główne misje i przygoda tylko na tym zyskuje. Bo narracyjnie jest tip top i poza paroma rozciągniętymi "skokami w bok" fabuła wciąga mocno.
-
Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na metalcoola temat w Graczpospolita
Piękna kolekcja. Mam kilka numerów z początku rocznika 99 i póki grało się na oryginałach, to pismo robiło robotę, choć cena faktycznie była potężna i trochę trzeba było rodziców namawiać (a że kilka egzemplarzy równało się jeden tańszy pełniak, to rachunek robił się prosty, notabene do rocznej prenumeraty dorzucali jakiegoś wybranego z niezbyt imponującej listy starocia xD). Generalnie żałuję, że więcej numerów nie nabyłem/nie dostałem w czasach, kiedy te demówki miały jeszcze swoją magię (pismo zresztą, jakie by nie było, też), bo po latach każdy taki egzemplarz to osobne wspomnienia i przygoda (do dziś lubię sięgnąć po takie stare gazetki, które wtedy czytało się na mega wczutce, a wyobraźnia działała na najwyższych obrotach, i każdy screen uruchamia to specyficzne uczucie nostalgii). Abstrahując już od tego, jaką to ma teraz wartość. Pyknąłem dzięki nim w sporo gierek, o których nikt by dzisiaj nie pamiętał (a już wtedy przeszłyby cichaczem), a ze względu na ich obecność na "cover CD" będą miały jakieś małe miejsce w osobistej historii gejmingowej już zawsze (ot takie O.D.T. czy jakiś crapowaty Psybadek). Doświadczyłem też pierwszych spotkań z uber hitami pokroju MGS czy Crasha 3, które kierunkowały moje późniejsze zakupy growe i wpływały na kształtowanie gustu. No i demówki zwyczajnie zapewniały godziny zabawy. Także OPSM, choć to krótki epizod w mojej karierze, na zawsze zostanie w serduszku. -
No to zaskoczony jestem, bo sam zaliczyłem jedynkę parę lat temu (odpalone na PS3) i mimo, że też mam ogromny sentyment do tej części (jedna z pierwszych gier na PSX, jeszcze oryginał), to jednak ostatnie, co bym stwierdził, to że świetne się grało, bo warstwa techniczna i archaizmy tak dają w tyłek, że momentami gra jest po prostu niegrywalna. Szczególnie bolał koszmarny framerate, chora kamera (patent z oddalaniem się przy nabieraniu prędkości i na odwrót), w zasadzie brak fizyki (co kończyło się notorycznym utykaniem auta np. na jednym pikselu bitmapowego płotu) itd. No i klasyka, czyli save między "miastami" (bo w praktyce mamy po dwa etapy na jedno miasto). Za to dwójeczka, mimo, że nadal ma pewne męczące rozwiązania, to już gameplay'owo całkiem sympatyczna jest. Trochę skusiłeś sprawdzić ten Londyn, bo to jedyna część serii, w którą nie grałem.
-
Jako że stosunkowo niedawno pierwszy raz zaliczyłem Soul Reavera, to muszę powiedzieć, że jest to jedna z tych lepiej starzejących się gier z PSXa i sterowanie/responsywność to naprawdę wysoki poziom, spokojnie do łyknięcia w 2022, w przeciwieństwie do wielu gier z tamtego okresu, a nawet młodszych. Więc jakim to musiało być rozpierdalatorem w '99. Graficznie jest ładnie i w "wysokiej" rozdziałce, no ale ja mam słabość do okresu późnego PSXa, natomiast czysto obiektywnie nie da się nie być pod wrażeniem tego, co twórcy osiągnęli czysto technicznie przy tak słabym sprzęcie. No a SH niestety był brzydki już na premierę. W żaden sposób to nie ujmowało tej grze, ale nie ma co się czarować, że ze wszystkimi starociami jest tak samo.
-
No dokładnie, tzn. rozumiem niższe oceny, stawianie na końcu rankingu serii itd., ale dla mnie to są różnice jak między 8/10 a 7/10, a niektórzy piszą o niej jak o jakimś crapie nie godnym stanie obok prequeli. W sumie po latach to najmniej wyróżniających się i zapadających w pamięć elementów mogę przywołać z dwójki. Trzecia odsłona miała przynajmniej świetny początek i mocno klimatyczne latanie między wrakami.
-
PSX Extreme 304
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Roger temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
No wiem, PE to czasopismo więc nie może nikomu podziękować, to taki skrót myślowy. A czy faktycznie jeden jedyny Łapusz jest za wszystkie takie elementy działalności pisma odpowiedzialny, to już inna kwestia. -
The Medium Grałem tylko w jedno dzieło tego teamu (Observer), ale i tak ciśnie się na usta hasło "kolejna typowa gra Bloober Team". Dłużące się, powolne szwendanie po pomieszczeniach, będący punktem wyjścia świetny setting (wtedy cyberpunkowy Kraków, teraz opuszczony podkrakowski ośrodek wczasowy, na każdym kroku przypominający o poprzednim systemie, za którego miał swoją świetności, ale i doczekał dramatycznego upadku), który po paru godzinach trochę "ginie" w tle bieżących wydarzeń i mocno paranormalno-horrorowatych (powiedzmy) klimatach. Całość krótka i z niespecjalnie rozbudowanym gameplay'em. Ogólnie: raz na jakiś czas taka gierka dobrze mi siada, ale przyznam, że tutaj musiało minąć trochę czasu, zanim pykło. Pierwsza godzina-dwie raczej nudzą. Ciekawie robi się, kiedy pojawiają się fragmenty z równoległym funkcjonowaniem w dwóch światach (niestety technicznie jest to katorga dla sprzętu, w moim przypadku PC) i nie powiem, bo zagadki, choć proste (żeby nie powiedzieć, prostackie) wykorzystują ten patent w całkiem fajny sposób i generalnie jest to coś świeżego. Również wizualnie, bo choć Beksińskim się jakoś specjalnie nie jaram, tak nie sposób odmówić wizjom przedstawionym w The Medium kunsztu i efektowności. Za to te wszystkie elementy PRLowskiego wystroju wnętrz, różne nawiązania do epoki itd. są świetne i dla odbiorcy-Polaka (a już szczególnie krakusa) to zawsze dodatkowy plusik. Drażnią takie typowo gejmingowe, wepchane nieco na siłę patenty, typu "fragment z ucieczką przed niezniszczalnym złym, gdzie każda pomyłka na trasie to game over i powtórka" czy beznadziejne sekcje skradania. Irytujące (a przy tym lekko zabawne, a może bardziej żenujące) są zagrywki, kiedy to nasza bohaterka (swoją drogą mocno bezpłciowa i nijaka, również wizualnie, całkowitym zaskoczeniem było dla mnie, gdy w creditsach ujrzałem, że to niby Weronika Rosati, zero podobieństwa) wchodzi do nowego pomieszczenia i przez chwilę gada do siebie o tym, co trzeba tu zrobić (i przez tę chwilę nie możemy użyć żadnego przedmiotu ani przerwać jej wywodu). Na plus cały wątek Dorocińskiego, ogólnie moment, kiedy go poznajemy zapamiętam chyba najlepiej i był to jeden z mocniejszych fragmentów gry (fabularnie, bo gameplay'owo latanie po labiryncie żywopłotu nie robi szału). No i trochę szkoda, że nie dostaliśmy polskiej ścieżki dialogowej, bo to jeden z nielicznych przypadków, kiedy byłoby to naprawdę naturalne i na miejscu. Generalnie: niezła przygoda i wcale nie taki samograj, jak niektórzy mówią, ale ma swoje dosyć mocno odczuwalne wady i pierwszoligowym hitem dla mnie nie jest. Ale sprawdzić warto, chociażby dla patentu z poruszaniem się w dwóch światach.
-
PSX Extreme 304
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Roger temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Wpadłem tylko napisać, że jestem już zniesmaczony tymi wszystkimi opóźnieniami i innymi dziwnymi akcjami. Nie dość, że pismo z mojej czysto subiektywnej perspektywy zalicza od jakiegoś czasu regres, wygląda źle, a kosztuje coraz więcej (tak wiem, koszty, inflacja), to jeszcze teraz (a w sumie od dawna, jeśli chodzi o prenumeratę) dochodzą jakieś hece logistyczne. No właśnie jako szary czytelnik jestem ciekaw tego powodu, bez złośliwości, po prostu dlaczego nie działa mityczny wolny rynek i PE w odpowiedzi na tak nieprofesjonalne podejście drukarni (o ile to faktycznie jest główny powód i wina leży po jednej stronie) nie podziękuje za współpracę. -
Strasznie to nierówne było. Są odcinki bardzo dobre i trzymające w napięciu, a są usypiające. Są ciekawi, charyzmatyczni, niejednoznaczni bohaterowie, którzy zdecydowanie pasują do wysokich norm jakościowych ustalonych przez Grę o Tron, i są postacie nijakie, bezjajeczne i nie zapadające w pamięć (osobiście niektórzy mi się po prostu ze sobą mieszali, szczególnie cała ta murzyńska rodzinka z białymi mopami na głowie), część zwyczajnie irytuje (i nie, nie chodzi o zamierzoną irytację w stylu znienawidzonego Joffrey'a, tylko drażniących bohaterów, którym "powinniśmy" kibicować). Całość oczywiście odczuwalnie polana sosem "woke'izmu", z braku lepszych określeń (women stronk itd.). Zagrywka z przeskokiem czasowym i podmianką niektórych aktorów może i sam w sobie nie byłby problemem, gdyby nie tak duża niekonsekwencja w odpowiednim "postarzeniu" (a właściwie jego całkowitym braku) niektórych postaci. Wiele z nich wypada po prostu nieprzekonująco (30 letnie kobiety udające matrony rodu z kilkorgiem nastoletnich dzieci, tak, wiem, realia Westeros to szybsze dojrzewanie, no ale wizualnie to po prostu nie gra). Sama intryga ma potencjał, ale naprawdę ciekawie robi się dopiero w ostatnich 3 odcinkach serii. No i jeśli tak jak ja, nie ogląda się tego "binge'ując", to można się trochę pogubić (co nie zdarzało mi się w przypadku GoT, która niby słynęła z zamotanych układów i wątków). W połowie sezonu uznałem, że raczej będę miał wywalone na dalszy ciąg serii, ale po finale w sumie jestem lekko zaintrygowany. Tak czy siak, nie powiem na pewno, że to jakieś objawienie po niesmacznym zakończeniu oryginalnej sagi. Ot, niezły, niezobowiązujący serial, co jak na dzisiejsze standardy wielkich produkcji tego typu i tak jest chyba sukcesem. Audio-wizualnie jest tip-top.