-
Postów
4 238 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Skończyłem (miało to być chwilowe) z innym sportem, więc jakoś tak naturalnie potrzebowałem czegoś innego. Druga rzecz, że byłem chudy, więc celem było nabrać trochę ciała, tak, żeby wyglądać "przeciętnie", i dać se spokój. Potem zacząłem kminić, że większa masa - zwiększanie szans w starciu (w sumie tego się trzymam w tym momencie, stąd poza obwodami najważniejsze są dla mnie kilogramy beztłuszczowej masy). Ćwiczyłem z ciężarami już wcześniej, amatorsko, a mimo to były jakieś efekty. Sprawiło to, że człowiek chciał więcej. Zacząłem się bawić w zmianę systemu jedzenia, czytałem coraz więcej w tym temacie, a po jakimś pół roku zaangażowałem się już na dobre. Ogólnie zawsze cieszył mnie wysiłek fizyczny, osiągi itd, a przy tym celuję w określony wygląd.
-
Można zrobić tysiące rzeczy, pytanie, które z nich będą wartościowe i jednocześnie smaczne, wygodne itd. Przecież to od naszego dozowania porcji zależy, ile co zawiera białka. Po pierwsze, z tymi teoriami to zgadzam się z Loco Choco. Dyskusja o mleku trwa latami, były i będą dwa obozy, a jakby się uprzeć, to nawet teorie spiskowe można w to wmieszać. Ja jestem zwolennikiem, i zdanie mógłbym zmienić tylko, odpukać, gdybym po sobie odczuł negatywne skutki. Wiem, że to już zahacza o slogan, ale nie bawimy się w kulturystykę i pokazy. Od nadmiaru teorii można wpaść w obłęd. Już się łapię na tym, że często jem coś, co nie do końca mi smakuje, a i tak moja dieta stoi na średnim poziomie. Owsianka z wodą, masakra jakaś, ludzie. O tym, żeby na noc dorzucić jakieś węgle, też już słyszałem, i brzmi to dobrze, o ile, jak wspomniałeś, ktoś nie ma problemów ze snem. Ja osobiście "instynktownie" dorzucam do twarogu coś z węglami, nie jestem w stanie zasnąć głodny, a po samym twarogu (100 gram zazwyczaj) tak bym się czuł.
-
Boję się, że próbując to wprowadzić, zemdlałbym do tej 16:00. No ale ja jestem z tych szybko trawiących. Nie zmienia to faktu, że dieta ciekawa i wierzę w jej działanie.
-
Jak tylko mogę, to z mlekiem. Dobrze toleruję, smak o wiele lepszy.
-
Na jednym z trzech treningów rób rozpiętki.
-
Przecież chyba nikt tu nie liczy na schodzenie poniżej 10 procent BF, więc raczej nie ma ryzyka, że będzie ktoś miał za mało tłuszczu w ciele na bieżące potrzeby . A kaloryfer przy 10-15 % można mieć świetny.
-
Mam taką sprawę : trafiłem na informację, że aby utrzymać całą ekipę przy życiu w czasie ostatniej misji, muszę mieć trzy konkretne usprawnienia statku. Skończyłem gierkę z tymi upgrade'ami, a mimo to dwie postaci zginęły. O co chodzi ? O co mam zadbać, żeby przeżyli wszyscy ?
-
Ja tam nie dziwę się, że człowiek się może zniechęcić do przysiadów, i nic do tego nie ma bycie pipką. Wiem po sobie : gdyby nie to, że nie mam lepszej alternatywy, to już dawno olałbym przysiady. Skoro koleżka ćwiczący kilka miesięcy wskakuje na maszyny i robi nogi tak, że mu puchną i nie może chodzić, a bawiąc się ze sztangą bardziej niż pracę mięśni nóg to czuje skrzypienie w kolanach, to ja się nie dziwię, co wybierze. Oczywiście, można być wszechstronnym, w końcu różnorodność jest wskazana. Ale na dobrą sprawę, ile można się pier.dolić z przysiadami, żeby wypracować dobrze najważniejsze partie ud ? Prędzej czy później każdy odczuje brak ćwiczeń typu wyciskanie na maszynie ciężaru w górę (nie wiem jak to nazwać). Ja mam do dyspozycji ławkę z uginaniem na nogi (leżąc ma brzuchu i siedząc), a mimo to i tak odczuwam braki w atakowaniu pewnych obszarów nóg. Nie przesadzajmy po prostu w pewnych aspektach. Siłownia to ćwiczenie mięśni, jak ktoś odczuwa najlepiej pracę mięśnia na danym ćwiczeniu, to niech to robi tam. Mimo tych wszystkich pochwał na temat wolnych ciężarów, MĆ, przysiadów itd, to jakoś stosunkowo lepiej prezentują się zazwyczaj ludzie ćwiczący regularnie na dobrze wyposażonej w różne maszyny siłce, niż ci, co mają sztangę, hantle, ławki i drążek i 150 kg ciężaru. To są moje obserwacje i wnioski.
-
Białko jako uzupełnienie diety, raczej pasuje jeść sobie przez kilka miechów. Ty zakładam chcesz poczuć jakiegoś "kopa", więc najlepiej albo powtórzyć cykl na kreatynie mono, albo spróbować np czegoś z azotem (NO Shotgun itd) dla większej pompy na treningu. Ewentualnie stack kreatyn typu Xpand (osobiście ani Xpand, ani Shock nie podziałały na mnie rewelacyjnie, ale domyślam się, że jestem w mniejszości, więc próbuj śmiało). Tylko najpierw się upewnij, że składniki nie wpłyną na Ciebie jakoś negatywnie (krążenie, serce), spokojnie z pierwszymi dawkami.
-
Ja robię takie coś i po dwóch tygodniach efekty są zauważalne (co prawda mam fundamenty, bo brzuch na przestrzeni ostatnich lat mocno męczyłem, ale obecnie "oklapł"). W sumie improwizacja, kilka elementów ze znanych systemów. Ćwiczę z 5 minut co drugi dzień. Opcja wygląda tak : brzuszki z nogami opartymi o łóżko/ławeczkę (byle utrzymać coś na kształt kąta prostego między łydkami a udami), raczej do wyczerpania. Staram się, żeby z 20 % całości to były brzuszki ze skrętem tułowia. Chwila przerwy, kładziemy się, unosimy wyprostowane nogi w górę (kąt 90 stopni między nogami prostymi w kolanach a tułowiem) i "wypychamy" nogi w górę siłą brzucha (ustawienie tułowia, dociśnięcie do podłogi itd można regulować, co wpływa na pracę). Taki ruch kopulacyjny jakby, oderwanie pośladów i położenie ich z powrotem na podłodze, ciężko to na sucho opisać, trzeba to wyczuć samemu, ale jak się to zrobi porządnie, to nawet 10-20 powtórzeń daje popalić (oczywiście do czasu). Można się czegoś chwycić rękoma zza głowy (np dół drabinek). Odpoczynek i unoszenie wyprostowanych nóg z podłogi do pionu. Następnie minuta z hakiem (oczywiście czas się dostosowuje wg. preferencji) scyzoryków itd z unoszonymi leciutko nad ziemią nogami (polecam zataczanie "kółek" nogami do wewnątrz i zewnątrz), ogólnie freestyle, zakończony utrzymaniem w bezruchu nóg nad ziemią przez ileś tam sekund. W razie możliwości : ćwiczenia ze zwisem na drabinkach, wersja krótka to po prostu kilkanaście unosów wyprostowanych nóg (albo ugiętych, kolana do brzucha). Nic specjalnego, ale głównie polecam to wypychanie nóg, bo jakoś rzadko się z tym spotykam w opisach różnych systemów na brzuch, a wg mnie jest świetnym ćwiczeniem. Spotkałem się z opinią, że jest to jedyne (czy jedno z niewielu) ćwiczeń na brzuch, które jednocześnie w równie mocnym stopniu angażuje górne i dolne partie (na ile w tym prawdy, to nie wiem).
-
Jakiś dziwny ten bit, tzn jakoś nie pasuje mi do ich nawijki. Jakieś to mało rytmiczne, że tak się wyrażę. Ogólnie po dwóch przesłuchaniach : takie se. Męczy ten bit.
-
Ok, ale argument o grzaniu ciała odpada w sytuacji, kiedy koleś śmiga w koszulce na ramiączkach .
-
Mnie trailery i reklamy obrzydzają, z ciekawości kiedyś tam pewnie obejrzę.
-
Śmieszne to jest kur.wa robienie 3ech wersji "limitowanych", "specjalnych" na premierę, gdzie najlepsze dodatki to KODY na dodatkową broń, KODY na ściągnięcie soundtracku, większe doświadczenie na wstępie w multi. Dno dna.
-
Ten Vshare to nie żaden fake, instalować to ?
-
Chooja.
-
Po pierwsze, jak na przejście singla potrzeba poświęcić 5-7 godzin, to jak zayebiste by inne jej elementy nie były, nie pasuje za bardzo do definicji kompletnej. Druga rzecz, już w kategoriach technicznych, to płynność animacji. Kur.wa, wchodzą nowe generacje co parę lat, a w praktyce chyba proporcjonalnie więcej płynnych gierek mamy na PSXie, niż PS2 i dalej. Czasem jużna trailerach widać, że jest bieda, nie do wiary. O DLC nawet nie wspominam, najważniejsze już zostało powiedziane. Grami kompletnymi w każdym razie określiłbym serię GTA (raczej nowsze części), choć technicznie nieco kuleją. Dodałbym do tego God of Wary, MGSy, serię Crash Bandicoot, Ratchety. Na dobrą sprawę dużo by tego można wymienić, niech to będą przykłady. Grafika i technikalia ok (warto zwrócić uwagę, że taki Crash nie wygląda źle po kilkunastu latach od premiery, z naciskiem na część drugą i trzecią) muzyka ok (wychodząc z założenia, że muzyka jest dobra, kiedy chociaż trochę zapada w pamięć) czas gry jak najbardziej ok, plus dodatkowy czas dla chętnych na masterowanie fabuła (tu akurat platformówki z boku, chociaż plus za w miarę charyzmatyczne postaci). Zresztą, ciężko to jakoś mądrze opisać.
-
Co do Shawshank, to mnie wystarczy : - tematyka - aktorzy - muzyka - klimat - sentyment plus po prostu to coś, co czyni film zayebistym. Na dodatek chce się go oglądać po raz kolejny, nie nudzi się. Co by nie mówić, ja tam rozumiem, jak ktoś się tym nie podnieca. Od wtorku na TVN zaczynają puszczać serial V (podobno bez rewelacji, chyba zakończony po jednym sezonie, ale ja tam sprawdzę).
-
King's Speech : bardzo dobry. Świetny klimat, aktorzy, no i oczywiście przedstawiona historia. Bardzo wierne odwzorowanie przemówień, realiów itd. Black Swan : dobry, ale nie ma rewelacji. Nie zmiażdżył mnie, a tego oczekiwałem. Mało Mansella, swoją drogą (niby zrozumiałe, no ale jednak).
-
W moim przypadku też nie spełnił oczekiwań. Zresztą, to też wina tego, że wszędzie się tym filmem jarają na potęgę. W każdym razie : momentami monotonny i męczący. Aktorstwo na bardzo dobrym poziomie, wiadomo. Realizacja świetna. Jednak całokształt po prostu nie trafił do końca w mój gust. Może inne czynniki miały też na to wpływ, nie wiem (nie jestem specjalnym fanem schizów bohaterów i związanych z tym zwrotów akcji w filmach, trudno) Jest to oczywiście dobry film, warty obejrzenia, zresztą sam czuję, że pasowałoby powtórzyć seans w najbliższej przyszłości.
-
Chada, Pih i Hukos 6 marca w Krakowie, klub Studio.
-
Teledysk zayebisty (co do tego samochodu, to różne opcje mogły mieć miejsce). Kawałek mocny, po drugim przesłuchaniu coraz bardziej się wkręca, no ale nie ma co ukrywać, nie jest to banger.
-
127 godzin : bardzo dobry, wciągający film, ciekawa historia. Plus za montaż i różne ciekawe zabiegi stylistyczne. Początek może troszkę przynudzić, ale potem jest ok. Franco się spisał. The Fighter : w sumie standardowa fabuła, ale nie ma jakiegoś większego uczucia monotonni. Dobra (choć może wydawać się nieco przesadzona) gra Bale'a (plus szacun za metamorfozę fizyczną, koleją w jego karierze), Marky Mark na raczej standardowym poziomie, ale nie jest źle. Znowu historia na faktach, ciekawie poprowadzona. Porządne dzieło, warte sprawdzenia.
-
Nie chodzi o to, że zakwasy to dla mnie wyznacznik dobrego treningu, po prostu każdy z nas wie, że czasem powinny się pojawić, chociażby przy zmianie treningu, zwiększenie ciężarów itd. Stąd moje "zaniepokojenie" . Loco : niestety nie mam możliwości robić wiosłowania siedząc, nie mam do tego sprzętu i na razie się to nie zmieni, a brakuje mi tego. Popróbuję wiosłowania końcem sztangi, co prawda eksperymentowałem z tym kiedyś i najbardziej czułem prostowniki, no ale zobaczymy. Dzięki za rady. W temacie zakwasów jeszcze, powiem tak : fakt, mieć mocne "zakwasy" (bo to w sumie nie kwas mlekowy, swoją drogą, Sebas, wydaje mi się, że każdy tu mówiąc o zakwasach mówi o DOMS) co trening to przesada. Do rozwoju potrzebujemy uszkodzeń mięśni, ale nie muszą to być systematyczne uszkodzenia powodujące ból przez następne dni. Regeneracja może się wtedy przedłużyć na tyle, że następna sesja treningowa zaatakuje mięśnie jeszcze nie "wypoczęte". To tak przynajmniej na moją logikę, pewności nie mam, bo kto wie, może taki hardkorowy trening na dłuższą metę da jakieś niespodziewane rezultaty. Ja po prostu nie miewam ich za często poza momentami, kiedy zaczynam ćwiczyć po jakiejś przerwie, albo robię dużą zmianę w treningu, stąd ciężko mi sobie wyobrazić mieć to co tydzień.
-
U mnie jest tak, że w ogóle nie czuję pleców, robiąc takie ćwiczenia jak podciąganie na drążku czy ściąganie drążka, kur.wa. Zawsze przedramiona, czasem troszkę bicepsy, i takie dziwne rwanie w barkach. Próbowałem chyba wszystkich technik, chwytów, sposobów ruchu, i zawsze prawie to samo, i również bardzo mnie to męczy (robię ze 4 serie po 10-12 powtórzeń, więcej, jak asekuracja, swoją drogą, o wiele lepiej czuję pracę pleców, jak ktoś mi przytrzymuje nogi w miejscu w czasie ćwiczenia). Chyba nie wynika to ze słabości przedramion (raczej jedna z lepiej rozwiniętych u mnie partii, chociaż, może w tym przypadku wygląd nie idzie w parze z siłą czy wytrzymałością). Jakaś rada ? Ogólnie to efekt jest taki, że przed te wszystkie miesiące raczej średnio wypracowałem plecy, szczególnie środek i górę. Oczywiście robię martwy i wiosłowanie, lubię te ćwiczenia, ale nie czuję po nich tego czegoś, czego oczekuję od pracy pleców (praktycznie nie miewam "zakwasów" motylów spowodowanych treningiem).