-
Postów
4 238 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Nie "właśnie", bo już parę tygodni temu, ale natchnęło mnie teraz, żeby parę zdań napisać. Otóż odświeżyłem sobie (jeśli się nie mylę, po ~8 latach) wszystkie główne część Metal Gear Solid (1-4). Jako że człowiek i jego postrzeganie świata cały czas się zmienia, to takie powroty po latach potrafią przynieść ze sobą sporo nowych refleksji, a czasem nawet mocno odmienną ocenę całej zabawy. Myślałem, żeby rozbić posta na poszczególne części, ale trochę przemyśleń mi już zdążyło wylecieć z głowy, więc poniżej ogólnie parę zdań. Po pierwsze, wskoczyłem do tych gier bez zgrzytu, płynnie i wygodnie. Mam tu na myśli zarówno kwestie kontrowersyjnego sterowania (z którym nigdy nie miałem problemu, paradoksalnie, to najbardziej "nowoczesne" rozwiązania, czyli zastosowane w czwórce, wymagały najdłuższego przyzwyczajania się i były najmniej intuicyjne), jak i szeroko pojętą "kulturę grania", czyli operowanie menusami, sejwowanie, ogólny feeling gry. Pomijając kamerę (nie dotyczy MGS3: S i MGS 4) i techniczne niedociągnięcia GoTP , uważam, że seria zestarzała się naprawdę godnie. Po latach zdecydowanie bardziej doceniam całokształt MGS3, który ma po prostu idealne proporcje wszystkich elementów, niesamowitą liczbę detali i pierdółek, ubarwiających zabawę, a wygląda (grałem w edycję HD na PS3) po prostu świetnie. No i ten OST i dźwięk, cudo. No wszystko tam zagrało, a sama rozgrywka jest po prostu przyjemna i co chwilę dostajemy jakiś nowy, pomysłowy patent. Trochę zmniejszyła mi się natomiast tolerancja na wpadki MGS2, szczególnie niekończące się codecowe dialogi i rozwleczone "tutoriale" oraz kiczowatość czy wręcz debilizm niektórych rozwiązań scenariuszowych (na czele z całym Dead Cell). No ale sentyment i nadal robiące wrażenie, świetnie wyreżyserowane scenki, trochę zasłaniają te problemy. O MGS1 wielokrotnie już pisałem, więc nie będę się powtarzał z pewnymi frazesami. Na tym etapie życia i z taką ilością zaliczonych playthrough ciężko mi już patrzeć na pierwszą przygodę Snake'a w 3D jak na zwykła grę, bo to trochę jak z filmem, który oglądaliśmy w dzieciństwie setki razy i praktycznie z pamięci możemy odtwarzać dialogi. Ale jakbym miał tak czysto gejmingowo się do czegoś przyczepić, to niezmiennie będzie to trochę męczący backtracking, szczególnie epizod z kluczem PAL. Ale poza tym: gra wyprzedzająca swoje czasy i najbardziej "poważna" z całej serii. Wyjątkowa, niepodrabialna atmosfera i specyficzna surowość też nadal działa. Czwórka to już pierwszy poważniejszy spadek formy Kojimy i swego czasu mimo raczej pozytywnego ogólnego wrażenia, była dla mnie zawodem, głównie ze względu na żałosną wręcz ilość "gry w grze" i żenujące rozwiązania fabularne. Po latach podszedłem do niej z większym dystansem i o ile problemy gameplay'owe niezmiennie wadzą (co boli tym bardziej, że potencjał był ogromny, sam trzon zabawy był świetny i po prostu szkoda, że został tak słabo wykorzystany), tak historia i scenki, kiedy nie brać ich całkiem serio, już tak nie drażnią, a parę momentów nadal potrafi wywołać jakieś tam emocje. Ale generalnie zaliczając wszystkie części jedna po drugiej ewidentnie widać, że fabularnie kupy się to nie trzyma i większego zamysłu/planu na całość tutaj nie było. Ot, najlepiej traktować historyjki jako niezależne od siebie byty. No także seria ze wszystkimi swoimi wadami przetrwała próbę czasu (poza tym, że w czwórkę nadal trzeba grać w mizernej rozdziałce i z rwącym framerate na PS3, pomijam emu na PC, który wymaga kosmicznego sprzętu) i abstrahując od sentymentu (choć przecież nie da się go "wyłączyć" i bawić w chłodne ocenianie), to takich gier faktycznie już nie ma, a szkoda.
-
@Grabek gdzie dorwałeś i za ile?
-
Tony Hawk's Pro Skater 5 W sumie to daję jej jeszcze jakiś procent szansy na powrót, ale szansa ta jest raczej niewielka. No chujowy ten Tony i tyle. Fundament tej serii, czyli feeling jazdy i robienia tricków, został mocno zjebany, wszystko jest drewniane i jakby zlagowane. Jest to tym bardziej bolesne stosunkowo świeżo po skończeniu remake 1+2, ale nawet odpalając oryginalną dwójkę z PSXa grało mi się sto razy lepiej.
-
Jeśli chodzi o listę tego, co ograłem i w co chcę zagrać, to standardowo: filmweb. Opcji "kupione/nie ograne" nie ma, no ale można improwizować i np. dodawać sobie tytuły bez oceniania ich.
-
Abstrahując od samej postaci autora, którego nie znam, to ta notka akurat dosyć dobrze podsumowuje książkę Kosa, zresztą ocena 7/10 to chyba nie tak źle xD. Miałem podobne odczucia, mianowicie że obcuję bardziej z dosyć suchym wymienianiem chronologicznie kolejnych epok i gier polskich producentów, niż jakąś ciekawszą narracją na ten temat. Co samo w sobie nie jest może złe, ale też trudno udawać, że jest inaczej.
-
PSX Extreme 299
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Roger temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Ta okładka to ciąg dalszy zadośćuczynienia za "seksistowkie" żarty, efekt jakiegoś przegranego zakładu, czy przysługa dla znajomych devów xD? -
Doom 2016 No nie po drodze mi było dotąd z tą gierką, a zaczęło się od tego, że jej demko było jedną z pierwszych rzeczy, jakie sprawdziłem na świeżo kupionej PS4. No i nie pykło. Nigdy mi te "demoniczne" klimaty nie pasowały (i to nie tylko jako stricte seria Doom, generalnie w grach i popkulturze), a pierwszy level jakoś nie porywał atrakcjami, więc w przeciwieństwie do chociażby takiego Wolfensteina, którego kupiłem niedługo później i który kupił mnie totalnie (a piszę o nim, bo w temacie feelingu poruszania się i strzelania gierki mają sporo wspólnego), Doom mnie zwyczajnie zniechęcił. No ale jakoś tak wyszło trochę od czapy, że niedawno dałem grze drugą szansę i co prawda nie było tu jakiegoś efektu "kurwa jak ja mogłem tak zbłądzić, przecież to megahit", to jednak przekonałem się. Przede wszystkim wsiąkając mocniej w grę dojrzałem zalety w postaci nieźle zaprojektowanych map i pochowanych na niej sekretów. Może to tylko dodatek do beztroskiego napierdalania w potwory, ale mi się podobało. Kolejnym urozmaiceniem są challenge i inne wyzwania. Ogólnie sporo tu zawartości. Samo strzelanie jest oczywiście kozackie i mięsiste, a zabawki różnorodne, ale koniec końców używa się kilku ulubionych/najbardziej efektywnych, a killroomy jakoś tak w ostatniej 1/3 gry robią się już po prostu monotonne ze swoimi niekończącymi się hordami wrogów. Design całego świata mnie (ze wspominanych na początku powodów) do końca nie porwał, no bo nie oszukujmy się, to Mars i typowe sci-fi "kosmiczne bazy", w pewnym momencie kolorystyka i ogólny klimat już trochę męczy, ale nie przeszkadzało to w dobrej zabawie. Nawet dosyć pretekstowa fabułka i LORE momentami zaciekawiły. Tak czy siak, strzelało się spoko, ale jak na mój gust gierka jest trochę za długa, tym bardziej, że jest zaprojektowana raczej pod kątem powtarzania leveli (ja podziękowałem). Idealna na max godzinne sesje, niezobowiązująca rozrywka. Akurat na lato, kiedy nie bardzo mam czas i ochotę na dłuższe posiedzenia.
-
Gdzie? Co do samego picia Komesów w lecie, to jak dla mnie dobrze schłodzony potrójny złoty dobrze wchodzi wieczorkiem.
-
Przypomniałeś mi, że też porzuciłem Invisible War, ale zdecydowanie szybciej, niż Ty, myślę, że grałem nie dłużej, niż pół godziny. Odpaliłem z rozpędu po skończeniu Deus Ex, no ale nie. Z reguły daję gierkom szansę się rozkręcić, ale tutaj ewidentnie nie siadła mi stylistyka, mechanika, no wszystko. Śmierdziała mi takimi najgorszymi trendami lat 2003-2004. Przeczytałem streszczenie fabuły i w sumie jakoś mocno nie żałowałem, że odpuściłem.
-
Byłem, no dobry film, wszystkie sceny "z samolotami" świetne, a końcówka (powiedzmy: od rozpoczęcia akcji bojowej, czyli jakieś ostatnie 40 minut) wręcz rewelacyjna. Magia kina, cieszę się, że jednak (po początkowej obojętności, bo Top Gunem zwyczajnie się nigdy nie jarałem, nie mam sentymentu, a pierwszy raz "na serio" obejrzałem go jakieś 8 lat temu) zdecydowałem się na seans, bo to jeden z tych filmów, które po prostu trzeba widzieć na wielkim ekranie, z kinowym nagłośnieniem. Trochę nudziły mnie wymuszone momenty romansu (co gorsza, z nową dla widza bohaterką, więc brak tu elementu "powrotu po latach"), bez nich film by tylko zyskał. Nierealistycznych głupotek (szczególnie w "końcówce końcówki") wyjątkowo nie będę się czepiał, bo tutaj mnie po prostu nie drażniły, tak samo jak nieokreślony wróg w nieokreślonych maszynach (ot taka konwencja). Nie będzie to mój klasyk, pewnie nawet nie będę do filmu wracał, ale swoje zadanie, jako efekciarskiego, emocjonującego akcyjniaka z dobrymi aktorami i chemią między bohaterami, "Maverick" wypełnia wzorowo. I w sumie nie przypominam sobie tego kalibru hitu ostatnich lat, który robiłby to w tym stylu, na takim poziomie. Niby stara szkoła, ale realizacyjnie (widoki z kabiny, wszelkie efekty, miodzio) dopasowana do dzisiejszych realiów.
-
PSX Extreme 297
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Roger temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Dopiero nadrabiam numer i tylko na szybko: panowie, strona wizualna pisma momentami to jest dramat. Kartkuję sobie pismo, widzę "art" z wielką, rozmazaną mordą Hugo w rozdziałce chyba 800x600 i sobie myślę, co tu się odwala xD. Podobnie z Freddy Kruegerem. I takie kwiatki są od jakiegoś czasu regularne. Jednocześnie są działy/strony, gdzie zupełnie nic nie da się zarzucić oprawie (chociażby art o anime). Trochę, jakby różne osoby się tym zajmowały. I sorry, ale nie przyjmuję argumentu, że "materiał źródłowy był słaby", przy takim efekcie końcowym lepiej by było po prostu zrezygnować i wrzucić na stronę coś innego. Dosyć dyskusyjny jest też często dobór grafik/screenów do arta. Taki tekst o emulacji na Xboxie: lepiej, niż jakieś nieco randomowe arty ze starych gierek, prezentowałyby się choćby screeny z odpalonych gierek. To tylko przykład, ale ogólnie mam czasami wrażenie, że artykuł sobie, a wrzucone nieco randomowo obrazki, sobie. -
Nie no miło ze strony devów, że gra określana jako remake łaskawie wygląda lepiej od oryginału, ale w sumie co to zmienia w świetle tego, że remaster z PS4 w ogóle się nie zestarzał? Rozumiem, że jak kiedyś wyjdzie trójka tylko na PS5, to będzie trzeba wypuścić Part I i II z nowszymi assetami, obowiązkowo w pełnej cenie xD. Klasycznie: niech sobie każdy kupuje, co chce, ale dla mnie beka z golenia graczy i ogólnie branżuni.
-
Zaplusowałem, choć na mnie aż takiego wrażenia nie zrobił (pierwszy seans parę lat temu). To przez większość trwania dobry serial z przebłyskami prawdziwego geniuszu i momentami chwytającymi mocno za serce, występującymi wśród poprawnej, raczej równej całości. I niestety z perspektywy lat powiem, że o ile wiele momentów skłaniało do mocnej refleksji nad własnymi relacjami z ludźmi (tak, to nie przesada), to niestety ludzka natura sprawia, że i tak w życiu codziennym się o tym zapomina. No w każdym razie ja tak mam.
-
Ano tak, do Giebułtowa to jest zwykła ulica i śmiganie między samochodami, a wylot z północy Krakowa to właściwie w każdym kierunku jest chujowy, no ale nie można mieć wszystkiego xD (ewentualnie jak ktoś ma taką opcję, to można podjechać autem z bagażnikiem rowerowym już na miejsce). Natomiast ta DW nie taka straszna, szeroka i zadbana, oczywiście to już inny komfort jazdy, ale tragedii nie ma.
-
JCVD kozak, uwielbiam całą klasykę kina kopanego z jego udziałem i dla mnie zawsze był numerem jeden jeśli chodzi o ten gatunek. Kolesia po prostu nie da się nie lubić. Oczywiście większość jego filmów widziałem pierwszy raz za gnoja, więc sentyment robi tu duża robotę, ale parę lat temu pierwszy raz widziałem "Za Ciosem" i kurwa co tam się odwala xD. Polecam każdemu, kto nie widział, bo film wyszedł w 1998, a więc okresie, kiedy tego typu kino raczej umierało i przestawało być traktowane poważnie (inna sprawa, że w tym akurat przypadku nie da się go traktować poważnie) i przeszedł bez echa. Kicz, dziwaczne zoomy, psychodeliczny montaż, odjechane akcje, autentyczna beka. Oglądałem po paru piwach i co jakiś czas łapałem się na tym, że nie wiem w ogóle, co się dzieje, ale wydaje mi się, że na trzeźwo wrażenia mogą być podobne xD.
-
Resident Evil 3: Remake Świetna gra, ale z RE3 to ma w sumie niewiele wspólnego. To bardzo luźny remake, a wiele elementów/miejscówek/postaci to bardziej "cameo", niż odświeżenie dawnych inkarnacji. Ale w sumie dwójka też w dużym stopniu taka była, więc luz. Co prawda niektóre decyzje designersko-wizualne są dosyć dyskusyjne (przede wszystkim spaszczony Nemesis i jego kultowe okrzyki, czy niezbyt ładna Jill, zresztą w ogóle zepsuli najfajniejszą bohaterkę robiąc z niej wulgarną i nieprzyjemną zołzę, no ale "takie czasy"), ale ogólne wrażenie jest dobre, i mówię to jako osoba mająca największy sentyment właśnie do RE3 (bo to była moja pierwsza styczność z serią). Po prostu trzeba się pogodzić z tym, że to luźna adaptacja. No dobra, scenki i ogólny dramatyzm nie mają podjazdu do tych z 1999 (na czele z pierwszym pojawieniem się Nemesisa, rozwaleniem helikoptera, czy końcówką) i atmosfera jest trochę bardziej jak z filmu akcji, niż horrroru. To po prostu inna gra. Mechanika: wiadomo, jeszcze więcej "tego samego" z pewnymi dodatkowymi patentami typu mieszanie prochu strzelniczego. Strzelanie, eksploracja itd. to sam miód i nie mam żadnych większych zarzutów. Naczytałem się, jak to gra jest poobcinana i krótka, i o ile z samym obcinaniem ciężko się nie zgodzić (tyle, że przy takim podejściu do remake'u i tak dużym przemodelowaniu miejscówek i scenariusza ciężko nawet brać wszystko z oryginału jako punkt odniesienia), tak czas gry mi w zupełności wystarczył i na koniec miałem 7,5h na liczniku. Potencjał Nemesisa trochę zmarnowany, bo jednak pojawia się tylko w określonych miejscach, jest mocno oskryptowany (momenty ucieczki pachną mocno 7 generacją) i w porównaniu do atmosfery, jaką swoją obecnością generował Mr. X, to prześladowca STARS wypada dosyć blado. Poza tym, jak już wspomniałem, to po prostu zupełnie inna gra, niż RE3, którego oczywiście stawiam wyżej, niż remake, no ale to nadal fajny akcyjniaczek. No i gra wygląda po prostu rewelacyjnie, będąc przy tym dobrze zoptymalizowaną (grałem na słabym PC). Bez żadnej przesady powiem, że twarze i mimika postaci są jednymi z najlepszych w gejmingu. No, to z głównej serii została mi już tylko ósemka i szóstka, ale nie wiem, czy dam radę się wziąć za tą drugą.
-
W sezonie w weekend/święto to nawet jadąc rowerem można się tam zdziwić, szczególnie w tym charakterystycznym miejscu-rondzie, gdzie wszyscy dookoła parkują i ruch jest jak pod marketem. Ogólnie to miejsce jest baaardzo popularne i oczywiście przyciąga typ "turysty", który wszędzie musi dojechać autem, bo po co sobie zrobić spacer? Januszerka totalna, szczególnie w okolicach Bramy Krakowskiej, no i oczywiście Maczugi Herkulesa i Zamku. Ale jak ktoś sobie zaplanuje w tygodniu, to pewnie jest bajka. Zresztą sam dojazd rowerami z Krakowa to świetna wycieczka, szczególnie od Prądnika, dolinka, rzeczka, coś pięknego.
-
Tony Hawk's Pro Skater 1+2 Powiedzmy, że ukończyłem, bo zaliczyłem wszystkie zadania w obu częściach, na co potrzebowałem, wg licznika, ok. 5 godzin. Pomyśleć, że za małolata męczyłem te gierki dosłownie tygodniami. Inna sprawa, że wtedy chciało mi się bawić w przechodzenie całej gry każdym skejterem xD. Wiem, że remake ma pełno różnych dodatkowych "zadań" do odhaczenia, przede wszystkim w kontekście platyny, ale rzuciłem okiem na ich listę i wytyczne i są one często wręcz absurdalne, a ja nie jestem trophy hunterem. Challenge są często trochę z dupy, natomiast na akcje typu zaliczenie wszystkich gapów jestem już "za stary". Jasne, mógłbym odpalić na jednym ekranie tutorial z YT, na drugim gierkę, i lecieć po kolei, ale w sumie w imię czego? Może bym się zmotywował do tego, gdyby nie obecność trofeów z multiplayera, które z automatu u mnie odpadają, więc elo. Co do samej gry: co tu dużo gadać, świetny, udany remake. Fan THPSów czuje się jak w domu i wchodzi w grę jak w masełko, odwalając grube kombosy dzięki pamięci mięśniowej. Na dodatek mamy dorzucone kilka elementów z późniejszych części (z revertem na czele), co nieco ułatwia zabawę, ale dla purystów jest opcja ustawienia trybów klasycznych. Ja mimo wszystko grałem w sposób nowoczesny, ba, łapałem się momentami na tym, że odruchowo klikałem L1+L2, co w THUGach odpowiadało za schodzenie z deski. Trzony gry jest przeniesiony niemal 1:1 (przynajmniej na tyle, na ile pamiętam, bo w stare części grałem ostatnio ze dwa lata temu). Mamy zestaw poziomów z Tony'ego 1 i 2, na każdym 10 zadań do zrobienia, 2 minutowe sesje i jazda. Oczywiście podniesiono to wszystko do dzisiejszych standardów, jest wygodniej, przystępniej (chociażby lista zadań w menu pauzy, podgląd tricków etc.) i oczywiście ładniej. Oprawa graficzna zasługuje na dużą pochwałę. Grałem na PS4 i oprócz tego, że jest płynniutko (co przy mocno ślamazarnych i tnących częściach z PSXa wydaje się wręcz nienaturalne), to czysto wizualnie jest cymesik. Co prawda w ferworze zabawy nie da się na wszystko zwrócić uwagi, ale kiedy odpaliłem sobie free skate i na spokojnie podziwiałem szczegóły otoczenia, wysoką jakość tekstur i ogromne przywiązanie do detali (chociażby na przykładzie witryn w sklepach), to byłem pod dużym wrażeniem. Świetnie prezentuje się też oświetlenie. Levele pod względem architektonicznym odwzorowane są wiernie, ale otoczenie przemodelowano bardzo mocno. OST natomiast jest dosyć pocięty (wiadomo, licencje), w zamian dostajemy jednak sporo nowych kawałków, większość dobrze wpasowanych w klimat. Grę traktuję jako nostalgiczną przygodę, ale spodziewałem się, że mocniej mnie "tknie". Lata minęły, zajawka na deskę minęła, może braki w soundtracku też się do tego przyczyniły (bądź co bądź, to muzyka najbardziej oddziałuje na wspomnienia). Koniec końców, to nadal "Tony Hawk", więc wręcz z definicji kapitalna gra i czysta frajda ze śmigania po planszach. Bawiłem się dobrze, choć dosyć krótko.
-
To już lepiej czasówki niż szafę, bo z nich przynajmniej są trofki xD
-
Atmosfera była faktycznie mocno specyficzna, chyba jedna z najbardziej charakterystycznych na tamtej generacji. Osobliwe poczucie osamotnienia, mimo obecnych gdzieś tam współpracowników, z którymi mamy kontakt, wszystko duszne i klaustrofobiczne. Do tego mocno minimalistyczny OST. Jest "dziwnie".
-
No ja sobie odświeżam ostatnio całą serię MGS i cieszę się na myśl o sesji z konsolą bardziej, niż pykając w coś nowego. A "coś nowego", co ostatnio kupiłem, to remake THPS 1+2 xD
-
Od kilku generacji ta "degradacja" w ilości i jakości kozackich AAA postępuje (i to nie tylko w pierwszych latach życia konsol, ale z perspektywy całej generacji). Wystarczy cofnąć się dalej i porównać, co było do ogrania na PS360 dwa lata po ich premierach. Jedźmy dalej i wspomnijmy lata 2001-2002 na PS2. Tak to wygląda i będzie tylko gorzej. Zmieniła się ogólna filozofia wydawnicza, zmieniły się koszty, zmienił masowy odbiorca. Pewnie przyjdzie kiedyś taki czas, że wielu z nas odpuści gierkowanie nie przez zmianę życiowych priorytetów, tylko spierdolenie branży do końca i zostaniemy takimi Ścierami, którzy wracają tylko do oldschoolowych tytułów i mają wyjebane na nowinki. Osobiście poza czysto technicznymi aspektami nie widzę żadnej zachęty do kupna next gena przez najbliższy rok-dwa, a jak już go kupię, to w backlogu będę miał góra 10 gier, no to można tylko prychnąć. Doczekać GTA VI, może czwartego Wieśka i elo.
-
Unpacking Jakoś mnie natchnęło czytając reckę i inne wzmianki o tym tytule w jednym z ostatnich numerów PE. Pomysł wyjściowy wydawał się zaskakująco prosty (wypakowujemy z pudeł przedmioty po przeprowadzce do nowego/starego lokum, i tak parę razy). No i faktycznie, nie ma tu jakiegoś drugiego dna, no może poza tym, że możemy sobie "dopowiedzieć" życiowe zmiany i perypetie, jakie przechodzi nasza niewidzialna bohaterka. Gra zajęła mi dwie niezbyt długie sesje (łącznie jakieś 3-4h) i nie ukrywam, że po koniec robi się już nudnawo, bo patent cały czas jest jeden i ten sam. Otwieramy pudła, wyciągamy graty i szukamy dla nich miejsca. Wbrew pozorom nasza swoboda jest dosyć ograniczona i jeśli nie wpasujemy się ze wszystkimi przedmiotami w pewne przewidziane przez twórców ramy, to nie zostaniemy "puszczeni" dalej. Ot chociażby papier toaletowy nie może leżeć na środku łazienki, a środki chemiczne powinny znajdować się pod zlewem, a nie na stole. Z grubsza rządzi tym wszystkim logika, ale czasami można na dłuższą chwilę utknąć, bo nie zawsze miejsce przewidziane przez twórców musi pokrywać się z naszym zdrowym rozsądkiem. No i pixelartowa oprawa powoduje, że czasami po prostu nie wiadomo, czym jest dany przedmiot xD. Tak czy siak, ciekawe, typowo relaksujące doświadczenie, które porównałbym do zabawy w meblowanie w The Sims. Przyjemna muzyczka sobie gra, nam nic nie przeszkadza i nie goni nas czas i sobie ustawiamy figurki na parapecie i gierki na półce.
-
Też zamierzam kupić i też na razie biorę na przeczekanie, bo i tak gra poleci na półkę i będzie czekać, aż mnie weźmie na powtórkę (pewnie najwcześniej za rok), więc nie chcę przepłacać jak kolekcjonujący nowości "na zaś". Byle się nie przejechać z tą cebulą, bo pewnie mniej niż 59 zł to już nie będzie.
-
A ja sobie odpaliłem jakiś czas temu Sekiro na PC, żeby w końcu zobaczyć, jak się gra w 60 klatkach, no i po dwuletniej przerwie powrót był dosyć bolesny. Pomijam to, że pamięć mięśniowa trochę zaczęła zawodzić, tym bardziej, że od wymęczenia Sekiro zaliczyłem szereg gier (choć niektóre nawyki czasem się ujawniają nawet w innych tytułach, grając niedawno w taką Kenę, w momentach podwyższonego zagrożenia łapałem się na tym, że próbowałem parować L1). Mimo wszystko nie chciało mi się znowu przyzwyczajać do sterowania i męczyć i w rezultacie odpuściłem dosyć szybko. Swoje już wycierpiałem xD
- 3 919 odpowiedzi
-
- 1
-
- sekiro
- shadows die twice
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami: