Skocz do zawartości

kotlet_schabowy

Użytkownicy
  • Postów

    4 238
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez kotlet_schabowy

  1. Popatrzyłem na swoją listę no i niestety nie pękła okrągła 30, a było blisko. Zaliczyłem 27 gierek po raz pierwszy (nie liczę osobno dwóch potężnych DLC do Wiedźmina) i bodajże dwie powtórki (San Andreas, które męczyłem już długo, oraz Uncharted, co prawda kiedyś na PS3 a teraz w wersji zremasterowanej, ale liczę jako powtórkę). Listy nie wrzucam, pisałem o każdej parę zdań we właśnie ukończyłem. Ogólnie mówiąc był to najwyższy wynik liczbowy od wielu lat, jeśli nie w ogóle odkąd w miarę konkretnie to odnotowuję. Złożyły się na niego w większości gry z PS4, ale też całkiem sporo retro z PSX, PS2 i PS3. Co więcej, na molocha, jakim był Wiedźmin, przeznaczyłem ok. 2 miesiące (mimo, że godzin czystego grania nie nabiłem aż tak dużo, ale pykam raczej nie więcej, niż 2-3 godziny i to nie codziennie), więc mniejszych gierek wcisnąłbym w tym czasie pewnie ze 4. No ale nie o to się w tym rozchodzi, tym bardziej, że nigdzie mi się nie spieszy, prawie wszystkie większe zaległości miałem już zaliczone, więc "presji" nie czułem i mogłem sobie smakować przygody Geralta na spokojnie. Zaliczyłem dosłownie dwie gry z 2021 (GotG i Nier: Replicant), co jak dla mnie jest najlepszym podsumowaniem ubiegłego roku. W sumie nic mi nie urwało jaj, najlepszy był zdecydowanie Wiesiek 3, chociaż ponad pół roku po zakończeniu go (i dodatków) szczerze mówiąc nie wracam jakoś mocno myślami do tego świata. Cóż, może to już kwestia wieku i stopniowego "wypalenia" i po prostu gry (ale też filmy) nie wywierają na mnie takiego wrażenia, nie "przeżywam" ich tak mocno, jak kiedyś. Wśród pozostałych pozycji dominowały raczej takie na 6-7/10, w porywach do 8, więc "jakościowo" było tak sobie. Z innych spraw: kupiłem sobie fajny telewizor CRT, pobawiłem softem w starych konsolach i z jednej z nich zrobiłem potencjalnie fajny kombajn do retro, pod koniec roku przystopowałem z bieżącym czytaniem PE. Przeczytałem natomiast pierwszą w życiu książkę "o grach", mianowicie "Nie tylko Wiedźmin" znanego nam wszystkim Koso. Podsumowując: było dobrze.
  2. Idąc drogą przedmówców, pozwolę sobie zacytować samego siebie sprzed ~roku. Wszystko powyższe oprócz Observera zaliczone. Generalnie backlog tytułów AAA/świeżych mam praktycznie zamknięty. Cóż, ciężko wyjść na zero, kiedy jedna pozycja z backloga wylatuje, a druga wskakuje. Na filmwebie nadal mam ok. 30 pozycji, ale większość to już raczej retro, co do którego mam trochę luźniejsze podejście (bo to, czy zaliczę jakąś gierkę z PSXa w 2020, czy w 2030, już na dłuższą metę nie ma znaczenia). Ewentualnie jakieś indyki albo tytuły raczej skazane na gnicie w backlogu. No nie wyszło, i to w chuj xD. Nie dość, że straciłem już dużo na przegapieniu okienka przedpandemicznego, to z każdym kolejnym miechem ociągania się traciłem coraz bardziej. Niniejszym postanowienie przeskakuje na nowy rok, ale teraz już na serio: mam plus minus listę komponentów, w styczniu na nie poluję. O dziwo, Wiesiek spełnił oczekiwania i okazał się jedną z najlepszych gier tamtej generacji, świetna przygoda. Co na 2022? Poza wspomnianym kompem, sukcesywne ogrywanie giereczek z listy i to chyba tyle. Fajnie by było upolować te dosłownie 2-3 tytuły z PSXa, które chciałbym mieć w oryginale w kolekcji, ale to bardzo luźny plan. W ogóle nie nastawiam się na next-gena, patrząc realistycznie i logicznie na sytuację, to zestaw PS5+nowy TV to połowa-końcówka 2023. No.
  3. Pamiętam, że to był jeden z bodajże 4-5 tytułów, które można było sobie wybrać jako gratis do rocznej prenumeraty OPSM. Wszystkie to były albo starocie, albo crapy xD Ja do listy dopisuję Spyro: Enter The Dragonfly. Parę zdań napisałem we "właśnie ukończyłem", więc nie będę się produkował, w każdym razie gra jest totalnie nieodkrywcza, jest technicznym koszmarkiem i ogólnie ciężko się w nią gra, ale i tak ma ten specyficzny klimat, świetną muzykę i zwyczajnie dobrze się było zanurzyć w ten świat. Bo kiedy nie wkurwiała mnie jakimiś niedoróbkami, to świetnie się przy niej relaksowałem. W przeciwieństwie chociażby do takiego Jaka 2, którego mniej więcej jednocześnie ogrywałem.
  4. A ja napiszę, że jednak nie było AŻ TAK źle. Nastawienie się na totalny paździerz miało swoje plusy. Czasem prychnąłem pod nosem w momentach, które niekoniecznie miały być śmieszne, ale nie waliłem facepalmów co chwilę, a tego się spodziewałem. W skrócie: to wybitnie nijaki i wybitnie niepotrzebny sequel, bez sensownego pomysłu na siebie. Sceny akcji są po prostu nudne i nakręcone bez polotu (co boli tym bardziej, gdy porówna się je do genialnych choreografii i widowiskowości w trylogii), nowi bohaterowie są słabi, a starym brak ikry, wizualnie nie ma tu dosłownie nic ciekawego, w ogóle film wygląda tanio i dziwnie (jakaś taka nienaturalna płynność w niektórych scenach akcji). Keanu chyba faktycznie, jak to ktoś ładnie napisał, "zapomniał, jak się gra", no chyba, że to było zamierzone, ale śmiem wątpić xD. Najgorsze jest jednak to, że wątki najbardziej mnie (i zakładam, że większość widzów) interesujące, zostały w sumie tylko liźnięte (cała historia po Rewolucjach, obecny status quo, generalnie prawdziwy świat), a trzon fabuły (kiedy już kończy się 1 akt) jest wręcz prostacki. Dużo tu tego słynnego już "meta", dużo easter-eggów (mniej lub bardziej subtelnych). Film generalnie ma dużo lżejszy wydźwięk, niż prequele (nie mówiąc o braku jakiegokolwiek poczucia poważnego konfliktu), choć końcówka niby robi się poważna. Tak czy siak, przy oryginalnej trylogii nowy Matrix nawet nie stał, ale tą naciąganą piątkę w dziesięciostopniowej skali mógłbym mu dać, ot takie tam kino sensacyjne z "przesłaniem", osadzone w lubianym uniwersum i jadące na koniku nostalgii boomerów. Choć na sali było sporo "młodzieży" i w ogóle frekwencja całkiem duża, mimo dosyć późnej godziny seansu. W sumie to niesamowite, jak z rangi epickiego wydarzenia, popkulturowego fenomenu, jakim były premiery sequeli, zjechano do tak totalnego "meh" (względnie: obrzucania błotem). Poza głupotami scenariusza, ogólnie pojętą taniością i zmarnowaniem potencjału, za największy grzech uważam częste momenty nudy (a film jest długaśny, a przynajmniej taki się wydawał w kinie).
  5. Chyba pierwszy raz idę do kina z tak niskimi oczekiwaniami i tak mocnym poczuciem, że nie powinienem. Chodziło się na jakieś średniaczki, wiadomo, ale tutaj to jest inny kaliber. No i w przeszłości rzadko się zdarzało, żeby na premierę kinową w sieci latała wersja w dobrej jakości. Ale chuj, to tylko 15 zł, w kinie byłem ostatnio ponad rok temu, niech tradycji stanie się zadość i zobaczę kolejnego Matrixa na dużym ekranie. Najwyżej będę z ziomkami miał bekę z odwalającej się żeżuncji, zawsze to jakaś rozrywka.
  6. Spyro: Enter the Dragonfly (czyli "Spyro 4") No to mam świeżego kandydata do wpisania w temacie "Szambonurek..." xD. Bo jest to gra obiektywnie (i w sumie subiektywnie też) nieudana, nieodkrywcza, niedorobiona, ale mimo to przyciągnęła mnie i wytrwałem do końca, w pewnym sensie dobrze się bawiąc (a może lepiej by było napisać "miło spędzając czas"). Generalnie jest to maksymalnie leniwa kontynuacja trylogii z PSXa wydana na PS2 (i GC), można by rzec typowy sequel na nowe konsole, tyle, że nic nie jest tutaj ani "bigger", ani "better" xD. Trzon jest z grubsza identyczny jak w starszych częściach: styl poruszania się, mechanika, ruchy smoka, nawet modele postaci, choć wzbogacone o dodatkowe polygony, wyglądają mocno znajomo. Gra wyszła w 2002 a developing był ponoć krótki i trudny, co widać. Nie wprowadzono tu prawie nic naprawdę nowego (poza kilkoma "smoczymi oddechami" do wyboru: Spyro zieje lodem, prądem, bąbelkami itd.), a sporo rzeczy z prequeli poszło wręcz pod nóż. Przygoda jest w ogóle niesamowicie krótka, mamy tylko jeden świat-hub i chyba z 10 leveli, co prawda dużych (momentami wręcz za dużych), ale i tak robi się na nich prawie zawsze to samo, czyli klasycznie: zbieraj diamenty i ważki za wykonanie "zadań" i kończenie mini gier (odpowiednik orbów i smoczych jaj z poprzedników), czasem jeszcze wpada jakiś speedway. Tylko tym razem nie dostajemy nawet krótkiego wstępu "fabularnego" na każdym z leveli, znanego choćby z dwójki. W ogóle przez całą grę mamy chyba tylko ze dwie cutscenki: na początek i na koniec xD. Ale może to i lepiej, bo ich jakość (mimiką postaci spokojnie można by straszyć dzieci) woła o pomstę do nieba. A no i wpadłem zedytować post, bo po prostu muszę dodać, jak żałosna pod każdym względem była walka z finałowym bossem i zakończenie, które wygląda tak, jakby no właściwie nie było zakończenia xD. Cięcie i lecą creditsy. Nice. Same założenia zabawy można by przełknąć bez grymasu, ot leniwy sequel, ale jako tytuł na rozluźnienie/dla dzieciaków swoją rolę spełnia. Tyle, że gra jest potężnie zepsuta na poziomie technicznym, Bugi, zła detekcja kolizji, zwiechy (częste i losowo występujące), koszmarny framerate (wahania między 50 fps w ciasnych pomieszczeniach do, ja wiem, z 15-20 na otwartych terenach, a jak wiadomo, seria Spyro raczej słynie z dużych przestrzeni), no przynajmniej raz w ciągu godzinnej sesji coś dziwnego się odwalało. Dramat, gdyby nie swego rodzaju upartość (i zapobiegawcze walenie save'a co chwilę), to rzuciłbym to szybko w pierony. Graficznie jest znośnie. Na plus fajne kolory i ogólna plastyczność świata. Faktem jest jednak, że w 2002 mieliśmy na rynku chociażby pierwsze części Jaka i Ratcheta, i w takim porównaniu Spyro 4 wypada jak ubogi kuzyn z prowincji. Ot podrasowany PSX (a momentami może i nawet nie podrasowany). Sytuację ratuje (i w moim odczuciu jest jednym z aspektów, przez który w ogóle chce się grać) soundtrack, bo jakimś cudem, mimo, że nad grą pracowali zupełnie nowi ludzie (licencja Universal wyleciała z rąk Insomniac/Sony po Spyro 3), to kompozytora muzyki, czyli Stewarta Copelanda, udało się zwerbować, no i jak zawsze dostarczył. Muzyka jest świetna, momentami mocno zalatuje poprzednimi przygodami smoka, momentami jest mocno odmienna i wręcz "dziwna", ale w pozytywnym znaczeniu. W sumie to przez ten OST, na który trafiłem kiedyś na YT, sięgnąłem w ogóle po latach po ten tytuł, bo zarówno po recenzjach na premierę, jak i opiniach "po latach", skreślałem ją raczej z listy. Mimo wszystko nie żałuję, bo jako fan Spyro w pewnym sensie czułem się jak w domu. Jak na okres przedświąteczny gra wpasowała się idealnie, oferując mi namiastkę dawnej magii, kiedy to jako dzieciak znalazłem pod choinką Spyro 2 i wsiąknąłem w ten świat na całego, aż do wymaksowania jej na 100% (oczywiście z opisem z N+). Tutaj 100% jest chyba nawet nieosiągalne przez bugi xD, no ale gierkę zaliczyłem i wspominać będę kiedyś z uśmiechem.
  7. Samo to, że stary w 1995 miał fazę na sprzęt i kolekcjonowanie nie mniejszą, niż dzisiejsi boomerzy-jutuberzy. Tyle, że kupował na bieżąco, a nie przepłacał po dekadach xD. W ogóle, 1995, w Polsce dzieciaki marzyły o pegazie i jego podróbkach (podróbkowa incepcja), mając właściwie dwie generacje opóźnienia w stosunku do cywilizowanego świata, mało kto znał coś innego, niż amiga, pegaz i KOMPUTER IBM, a w zgniłej Ameryce dobrobyt, kolekcje gier Segi, Nintendo, nowy szarak na stoliku. Ale chyba nawet jak na Ameryczkę to byli jacyś bananowcy, patrząc chociażby po rozmiarze tego TV i osprzęcie wokół.
  8. W tym roku kupiłem zadbanego LG Flatron 21 cali za potężne 15 zł i polecam taki ruch, bo granie w giereczki retro na takim sprzęcie to jest zupełnie inna zabawa, niż z tymi rozmazanymi pikselami na LCD. A kto wie, czy w przyszłości retroświrom nie odwali tak jak z wieloma gadżetami do tej pory i ceny kineskopowców nie wystrzelą w kosmos. Zresztą już teraz na olx jest w tym temacie niezła loteria, raz trafi się janusz, co chce zarobić na elektrośmieciach i wystawia takie "skarby" za 100-200 zł,kiedy indziej trafisz na kogoś, komu zależy tylko na pozbyciu się grata z mieszkania i wystarczy, że dostanie na symboliczną "flaszkę".
  9. W Enter the Matrix grałem tylko u kumpla i bardzo się jarałem, raz, że licencja, dwa, te wszystkie akcje, bullet time, akrobacje, chuje muje, no mokry sen fana filmów. Ale gierka była oceniana całkiem przyzwoicie, więc ciężko tu mówić o gniocie. Nie mam za bardzo czego tu wpisać, pomijając czasy prehistoryczne, kiedy podobało mi się wszystko, w co się da grać (ot chociażby takie Mortal Kombat 3 albo Król Lew na Game Boy'u i inne tego typu wynalazki, które, patrząc dzisiaj obiektywnie, są praktycznie niegrywalnymi portami), albo miałem farta, albo dobrze selekcjonowałem giereczki i raczej w crapy po prostu nie grałem. A jak grałem, to mi się raczej nie podobały xD. Mogę tu na siłę podciągnąć np. Lost: Zagubieni na licencji serialu, ale to raczej przeciętniak bez ambicji, niż gniot (gra wyszła w okolicach mojej maksymalnej zajawki na serial, więc sama "wejście" w ten świat i interakcja z bohaterami wystarczyło, żeby się cieszyć). Podobnie z Wolverine: Geneza (film słaby a gra średnia, ale system walki był całkiem spoko) . Mafia 3 jest przez wielu jebana, ale patrząc na oceny, to o crapie nie można mówić. Ale niech będzie w tym temacie. Grało mi się dobrze, może poza jakimiś rozwleczonymi zadaniami pobocznymi (wyścigi). Świetny klimat, muzyka, niezła prezencja (to było moje pierwsze półrocze z PS4, więc tym bardziej niewiele mi trzeba było do podjarki). No i koniec końców to jeden z niewielu miejskich open worldów na tamtej generacji.
  10. Ale gdzie się najwięcej o tym gada niby? Ta narracja, że NIEDOJRZALI GRACZE NARZEKAJĄ GŁÓWNIE NA SCENY LESBIJSKIE I UMIĘŚNIONĄ KOBIETĘ to jest już taki chochoł (szczególnie po 1,5 roku od premiery), że ciężko brać to na poważnie do "dyskusji". I co parę miesięcy wyskakuje w tym czy innym temacie kolejny gagatek z odkrywczymi przemyśleniami, że gra świetna i nie wie, o co tyle krzyku, oczywiście protekcjonalnym tonem, bo jemu się podobało, a gimbusy dupa cicho. Ja już w paru miejscach pisałem, co mi nie pasuje poza tymi oczywistościami i w sumie niezbyt chce mi się powtarzać, ale oczywistym jest, że problemy tego scenariusza to nie tylko kontrowersje "światopoglądowe". Gameplay jest potężny, oprawa i szeroko pojęta jakość produktu to cymes, no ale te formy "obrony" fabuły drugiej części przygód Ellie (bo to jej przygoda i żadna nasterydowana zołza ze skwaszoną miną tego nie zmieni) przez coraz to nowe chwyty erystyczne jej fanów robi się już męcząca.
  11. Wąs, siwizna i stylówka u Karwowskiego robiły efekt, ale chyba faktycznie jest coś w tym, że ludzie z tamtych lat szybciej się starzeli i poważnieli, wystarczy spojrzeć na fotki maturzystów z lat 70-80 xD. Inna sprawa, że niejeden dzisiejszy 40 latek, gdyby dodać mu wąsa, wyglądałby jak typowy boomer, a jeszcze gdyby występowały przy tym zakola i brzuszek, to już w ogóle. Tak czy siak: pamiętaj Pupcio, 30 to dawne 20, życie dopiero się rozkręca. xD
  12. Strażnicy Galaktyki Cichy hit 2021, co widać było w okolicach popremierowych po postach na forumie, bo takiej zgodności w pozytywnej ocenie gierki AAA dawno nie było. Sam, jak chyba większość, w ogóle nie śledziłem info na temat tego tytułu, ba, nieliczne informacje, które do mnie docierały traktowałem raczej z mocnym dystansem, bo fanem MCU nie jestem, a samych Strażników w wydaniu kinowym oceniam raczej jako fajne średniaki. No i w przypadku gry to był jeden z tych momentów, kiedy wchodzę poniekąd w ciemno, bez trailerów i branżowych recek, tylko na podstawie opinii "zwykłych" ludzi. No i gierka to bardzo dobra, choć na pewno nie objawienie gejmingu. Po prostu świetnie dopasowane znane i lubiane elementy typowej korytarzowej, singlowej przygodówki AAA, polane sosem świetnych postaci, humoru, luzu i doprawione trochę niesubtelnymi, ale mimo wszystko dobrze działającymi, hitami muzyki lat 80. Zresztą cały design, oprawa i efekty atakują nas intensywnymi kolorami, mocnymi efektami świetlnymi i ogólnie pojętym PRZEPYCHEM (choć stricte technicznie, przynajmniej na PS4, szału nie ma). No brzmi i wygląda to po prostu dobrze. Nie rozpisując się specjalnie na temat gampelay'u, powiem w skrócie: latamy stateczkiem (który pełni rolę miejscówki, w której możemy odsapnąć, między misjami i pogadać z ekipą) od planety do planety i zaliczamy raczej korytarzowe miejscówki (z okazyjnymi odnogami, zazwyczaj nagradzającymi naszą ciekawość jakąś znajdźką), trochę eksplorując, trochę rozwiązując "zagadki" wymagające udziału towarzyszy (którym wydajemy polecenia z menu kontekstowego, ale tylko w czasie walki i przewidzianych przez grę momentach poza nią) no i właśnie, strzelamy. Strzelania jest całkiem dużo (w końcówce wręcz za dużo, niestety), ale całe szczęście jest zaprojektowane z pomysłem i sprawia satysfakcję, choć na normalu raczej rzadkością są jakiekolwiek problemy i zgony. Walka opiera się na wsparciu towarzyszy, którzy oprócz zwykłego strzelania/cięcia/bicia mobków, dysponują różnymi mocniejszymi atakami, odnawiającymi się co jakiś czas. Do tego dochodzą specjale i inne cuda. No działa to wszystko ok, choć na początku (i nie tylko) jest dosyć chaotyczne i zanim ogarnąłem instynktowne, szybkie klikanie komend w ferworze walki (bo dzieje się dużo i często nawet nie widać do końca, co się odpierdala), minęło parę dobrych godzin. Bardzo mi się podobało to, że przez większość przygody poruszamy się całą, pięcioosobową drużyną. Dotychczasowe gry korzystające z tego typu patentów (na czele z Mass Effect, z którym, mimo całkowitej odrębności gatunkowej, Strażnicy mają dużo wspólnego) zazwyczaj ograniczały liczbę naszych kompanów np. do dwóch. A tu proszę, pamięci starczyło na wszystkich. Całość pęka w jakieś 15-20 godzin, czyli idealnie, ale przyznam, że ostatnie 2-3 chaptery (pomijam te krótkie, typowo fabularne rozdziały z niewielką ilością czystego grania) już troszkę mnie nużyły. Raz, że miejscówki nie robiły wielkiego wrażenia, dwa, że jesteśmy w nich dosłownie zalewani kolejnymi falami wrogów, a trzy, że scenariusz w tym momencie jakoś specjalnie też już nie porywa. Ogólnie fabuła miała potencjał i same wątki skupiające się na emocjach i przeżyciach postaci są bardzo dobrze przedstawione, ale już to całe "czarodziejskie" pitu pity, Ryker, bogowie, potężna moc etc. to lekka sztampa. Siła tej gry to interakcje między bohaterami i wspomniane już dialogi, choć mimo wszystko ich natłok i tempo, w jakim jesteśmy nimi zasypywani (nie mówiąc o czysto praktycznym problemie, jakim jest nakładanie się rozmów np. naszych towarzyszy i jakichś pobocznych npców) momentami trochę męczy. No nikomu się kurwa gęba nie zamyka na dłużej, niż kilka sekund xD. A jako że człowiek wciągnął się w ten świat i chciał chłonąć maksimum informacji, to nieraz trzeba było przystanąć i dać się im wygadać. GotG na PS4 potrafi niestety mocno chrupnąć, a w jednym z ostatnich rozdziałów są momenty istnego slideshow. Wizualnie całokształt jest zjadliwy, choć gra działa chyba w obniżonej rozdziałce. Ale błędów, jakichś brzydkich, niedorobionych tekstur czy obiektów etc. raczej nie stwierdziłem. No, czasem był jakiś zgrzyt przy wczytaniu dźwięku. Niestety, loadingi po śmierci na past genie są bardzo długie, całe szczęście nie musimy ich często oglądać. Także solidne 8/10 i polecam nawet jak ktoś, tak jak ja, nie jara się jakoś wybitnie komiksami/filmami Marvela (choć nie powiem, minimalna znajomość realiów raczej pomaga).
  13. Też się skusiłem na seans z Polsatem i ta cenzura to był niezły lol, przez chwilę miałem wątpliwości, czy oglądać dalej, no ale co tu będę czarował, polskich filmów nie ma za bardzo skąd "brać", a nie jestem aż tak zdeterminowany, żeby za nie płacić, więc dooglądałem xD. Jedyne wytłumaczenie, to (mniej lub bardziej oficjalna) zasada, że przed 22:00 się w polskiej TV nie przeklina, a wiadomo, że seans po 22:00 to mniejsza oglądalność. Ehhh. Tak czy srak: mi się Psy 3 nawet podobały, szczególnie w pierwszej połowie (no, powiedzmy do słynnej strzelaniny). Tyle, że to zupełnie inne kino, niż prequele, nawet mimo łączących je nazwisk reżysera i wielu aktorów. Linda daje radę, Pazura w sumie też, z nowych postaci Dorociński, reszta różnie. Film jest nierówny, największy zarzut mam niestety do samej fabuły, gdzie sporo rzeczy jest mocno chaotycznych, mało wiarygodnych i powiązanych na siłę, z samym punktem wyjścia na czele. Franz wychodzi po 25 latach (co samo w sobie jest zonkiem w kontekście zakończenia dwójki) i w sumie za bardzo to nie ma znaczenia, bo wskakuje do akcji i odpala tryb zabijaki, a jakiejkolwiek większej refleksji czy chwili zastanowienia nad zmianami, jakie zaszły, tu po prostu brak. Dialogi są zjadliwe, ale czasami niepotrzebnie cool na siłę (albo bezpośrednio, wręcz śmiesznie, nawiązujące do cytatów z dwóch pierwszych części, w ogóle te "mrugnięcia okiem" do fanów są mało subtelne). Ogólnie do kultowości 1 i 2 nie zbliży się i nie miał nawet prawa, choć można było pokusić się o jakiś mocniejszy komentarz dotyczący teraźniejszości w Polsce (w sumie najlepiej wypadła sama diagnoza stanu policji i pokazanie jej degrengolady, z niemal bezpośrednim nawiązaniem do zabójstwa Igora Stachowiaka, za to props dla twórców). Ale generalnie: oglądało się dobrze. Mumia powraca: jedynkę widziałem dosyć niedawno i byłem zadowolony (jak na niezobowiązujący, lekki seans), jednocześnie nie będąc napalonym na oglądanie kontynuacji. Ale z braku laku sięgnąłem no i cóż, nadal oceniając w tych samych kategoriach, co prequel, film niestety wypada odczuwalnie słabiej. Marni nowi bohaterowie (sam pomysł na wciśnięcie dzieciaka nie zwiastował nic dobrego, choć przyznam, że koniec końców nie wyszło aż tak źle, jak się na początku zapowiadało) i mniej tej słynnej chemii między starymi znajomymi. Mało tu w ogóle momentów wytchnienia, czasu na luźniejsze heheszki i rozwój postaci jak w Mumii, ot lecimy akcja za akcją, ekspozycja za ekspozycją. Sporo tu chaosu i kiczu, a nie pomaga warstwa wizualna, która mocno się zestarzała (jakoś nie rażąca tak w starszej przecież o dwa lata pierwszej części). Nieraz w trakcie seansu ziewałem i łapałem się na odpływaniu myślami od wątku, a to chyba najgorszy grzech w kinie. Meh.
  14. O przypomniałeś mi, że też to niedawno oglądałem. No dla mnie takie 4, może 5/10 (podobnie jak jedynka). Brak oczekiwań i podejście jak do typowego odmóżdżacza w połączeniu z krótkim czasem trwania filmu i mimo wszystko obecnością Hardy'ego i Harrelsona sprawiły, że przełknąłem to bez większego zgrzytu. Zjebali "trochę" Carnage'a, ale chyba przy PG-13 nie można było liczyć na wiele. Jego ukochana i cały wątek romansu to całkowity rzyg, a sam Venom? No trochę w dziwnym kierunku poszły niektóre rozkminy i "głębia" relacji z Eddiem, ale mimo wszystko uśmiechnąłem się czasem pod nosem oglądając ich interakcję. Ot taki tam camp.
  15. kotlet_schabowy

    Bond

    Śmiem twierdzić, że to efekt tego, że po prostu do Bonda jako do "świętości" podchodzi stosunkowo niewielki procent widzów, szczególnie młodszych. To zawsze była seria niezłych filmów akcji, trochę fenomen popkulturowy, trochę wydarzenie marketingowo-plotkarskie, stare części sobie leciały co niedzielę w TVP, ale (przynajmniej dla mnie) nic ponad to. Osobiście zawsze mnie trochę bawiło to hype'owanie kolejnych epizodów i otoczka niesamowitości wokół premiery PIOSENKI PRZEWODNIEJ albo wyjawienia nowej BOND GIRL. A że seria z Craigiem i wykreowany przez niego 007 były, generalnie, trochę mdłe, to tym bardziej
  16. Nie no nie skończyć epilogu na tym etapie to wręcz nie wypada, szczególnie po zainwestowaniu w grę takiej ilości czasu. Ale faktem jest, że poza paroma momentami jest taki se, mocno rozwleczony (o ile pamiętam to z 10h xD) i zamulasty. I tak, będzie "tru ending".
  17. Myślę, że nie jest tak źle. Aktywnych (szczególnie tych mocniej kojarzonych) użytkowników jest faktycznie garstka, ale spójrz choćby na statystyki na dole głównej strony forum. W momencie pisania tego tekstu online jest ponad 100 użytkowników i jeszcze więcej gości. Sporo osób lurkuje, również bez konta, więc forum mimo wszystko na pewno istnieje w świadomości "przeciętnego" czytelnika. A pojawianie się nawiązań do FPE w piśmie na pewno jakąś tam ciekawość odnośnie tego miejsca budzi. Zresztą do pisma trafia tyle materiałów, o których też można dyskutować, że wielu czytelników zupełnie nie interesują, że to nie byłby jakiś wielki wyjątek.
  18. Podłączę się do propsów, bo odpaliłem dziś pierwszy raz, ot tak na dłuższą chwilę, a wciągnęło mnie i wyłączyłem konsolę godzinę później, niż planowałem. Jestem na razie na początku, więc sporo przede mną, ale już na ten moment widać, że to idealne połączenie różnych fajnych patentów gameplay'owych, narracji i ogólnie budowania świata. Jest po prostu fajnie i cool, czysty fun. Wkurwiłem się jedynie, kiedy nie mogłem z jakichś przyczyn zebrać znajdźki (chyba kostiumu) w jednym miejscu w drugim chapterze, czyżby zależało to od wyborów dialogowych, czy po prostu za słabo kombinowałem? A właśnie, te momenty "dylematów" mi nie pasują, nie lubię tego w grach, które nie są z założenia "interaktywnymi filmami" ala dzieła Quantic Dream, wprowadzają zamieszanie i poczucie "może trzeba było wybrać inaczej", bo nie wiem, czy będzie to miało wpływ na gameplay, czy to sztuka dla sztuki, a nie oszukujmy się, nie jest to raczej gierka, którą będę przechodził więcej niż raz. No ale to taki mały zgrzyt.
  19. Trochę mnie zmartwiliście, bo właśnie sobie zainstalowałem (i to wersję na PS3 xD), co prawda i tak nie oczekiwałem cudów, ale to, o czym pisze Ludwes to są dokładnie te zjebane motywy, których nie znoszę i które potrafią mocno zniechęcić nawet do skądinąd dobrej gry. No zobaczymy, na razie czeka w kolejce.
  20. No i pamiętaj, że w razie czego masz 14 dni na zwrot przez PS Store.
  21. Konsensus jest taki, że kreatyna zawsze spoko, jej forma to już kwestia osobistych preferencji. Utarło się, tak jak kanabis pisał, że mono trochę "podlewa", jabłczan mniej (a inne formy mnie nigdy nie interesowały), ale nie jest to chyba aż tak diametralna różnica w wyglądzie mięśnia. A jeśli chodzi o samą jakość i markę, to jest to jeden z najtańszych suplementów na rynku i raczej przyjęło się, żre tutaj nie ma sensu kombinować i przepłacać. Raczej odeszło się od robienia "cykli" (choć sam jeszcze czasem się w to bawię) i popularna zrobiła się stała suplementacja dawkami 2-5g dziennie nawet przez kilka miechów. Ale nie zaszkodzi (szczególnie po przerwie od odżywek) zaobserwować reakcję na suplementację 5-10g dziennie i ewentualnie później sobie zejść. Reasumując: nie umrzesz, przynajmniej nie od mono. Nie no wiadomo, laski nie lubią napakowanych koksów z siłowni, bardziej taki lekki zarys mięśni, który sugeruje, że koleś coś tam ćwiczy, chodzi na basen, gra w piłę itd.:
  22. Co drugi forumowicz to boomer z dwójką dzieci, a Zeratul wyskakuje z protekcjonalnym tonem jak do jakichś dzieciaków xD No i rozumiem, że żeby powiedzieć, że baba w ciąży nie nadaje się na akcję, trzeba być ginekologiem, ale żeby stwierdzić, że nie ma w tym nic dziwnego, już nie? Ja nie lubię w temacie fabuły TLoU 2 spłycania dyskusji o fabule do tych wątków lgbt i innych "kontrowersji" (choć oczywiście trzeba to wytykać, szczególnie typowe głupotki), kiedy tam kuleje praktycznie cały przekaz scenarzystów, motywy, konstrukcja i ewolucja postaci, tempo narracji itd.
  23. Castlevania: Symphony of the Night Świetna gierka, choć przyznam, że o ile pierwsza "połowa" jest rewelacyjna, tak odwrócony zamek dosyć szybko mnie zaczął nużyć i męczyć. Umówmy się: lustrzane odbicie (z kosmetycznymi zmianami) poznanych już poziomów, jako ciąg dalszy gry, to tania zagrywka. Owszem, mamy nowych przeciwników i bossów, a poziom trudności zauważalnie wzrósł, ale Alucard jest na tym etapie gry (oczywiście jeśli dokładnie pozwiedzaliśmy zamek w wersji "normalnej") na tyle dokoksowany, że w sumie nie ma tu jakichś naprawdę ciężkich momentów (poza jednym dojebanym bossem, który mi troszkę krwi napsuł i nawet Dracula to przy nim lamus, dziwny, jednorazowy skok wyzwania), ot trzeba częściej użyć jakiegoś itemu (notabene ekwipunek i "zarządzanie" nim mocno niewygodne, a mnóstwo przedmiotów to po prostu śmieci, z którymi nic sensownego nie można zrobić), czasem czegoś uniknąć zamiast walczyć (nawet ze względu na oszczędność czasu) itd. No ale trzon jest naprawdę dobry i prawie nie czuć tych 25 lat na karku. Oczywiście są pewne przestarzałe czy trochę upierdliwe rozwiązania, ale i tak byłem pozytywnie zaskoczony chociażby szybką podróżą, użyteczną mapką, sensownym systemem save i ogólnym feelingiem. Co jak co, 2D się dobrze starzeje, i to nie tylko stricte wizualnie, ale również w temacie samej mechaniki zabawy. Metroidvaniowy charakter, którego SotN jest w zasadzie prekursorem, zachęca do zwiedzania, odkrywania mapy, poszukiwania nowych gadżetów i generalnie mocno motywuje do zabawy. Niestety backtracking momentami jest potworny (a punktów szybkiej podróży po prostu jest za mało). O ile nie gramy z opisem na kolanach, to czasem trzeba łazić w te i we wte długaśnymi korytarzami po kilka razy, czasem tylko po to, żeby zaraz się wracać. Lekkim pocieszeniem są upgrade'y postaci, które zapewniają pewne szybsze formy przemieszczania się, ale działają nie do końca tak, jak by się oczekiwało. Trochę potrafi też wkurwić castlevaniowy "odrzut do tyłu" po otrzymaniu obrażeń, no nie fajne, upierdliwe rozwiązanie, które przy obecności kilku wrogów może szybko doprowadzić do potężnych strat HP, kiedy to "odbijamy się" od mobków. Gra wygląda bardzo ładnie, choć ma słabsze momenty i obiekty (zdarzają się mocne kontrasty między tłami wyglądającymi jak małe dzieło sztuki, a tymi sprawiającymi wrażenie wyjętych z jakiegoś prostego kreatora). Wiadomo: pixelart, tyle, że autentyczny a nie stylizowany. Świetna jest animacja, szczególnie płynne ruchy naszego protagonisty. Pomysłowo zaimplementowano tu także elementy 3D. A muzyka jest po prostu TOP i słucham jej z przyjemnością poza grą. Kawałki są raczej krótkie i zapętlone, ale przez to wpadają w ucho, uprzyjemniając eksplorację. Dostajemy dosyć specyficzną mieszankę, bo są tu zarówno epickie utwory pachnące muzyką klasyczną, jak i elektronika czy jakiś ambient. To jeden z tych OSTów, którego odpalenie momentalnie przenosi nas w klimat danej miejscówki. Podsumowując: ciekawe doświadczenie, przyjemna podróż do lat 90 i pewnego rodzaju "mistycyzm" poznawania gry, która w pewnych kręgach jest już kultowa. No i zwyczajnie fajnie się grało. Aha, pykałem na PS2.
  24. del, pomieszałem tematy. Albo niech będzie: zagrałbym sobie w nowe GTA
  25. Ja jestem za dalszą obecnością tego typu zestawień. Po prostu je lubię, ot taka lekka lektura ala "TOP 10 hełmów w grach video". Tylko sensowniejsze by było ograniczenie "rozmachu" tego głosowania, bo, po pierwsze, wiąże się to z, jak sam pisałeś, dużą ilością pracy i czasu poświęconego na opracowanie rankingu, a po drugie ciężko zapełnić długą listę faktyczne interesującymi tytułami. Myślę, że spokojnie wystarczy, żeby było to 20, może 30 najciekawszych i faktycznie zapowiedzianych na konkretną datę, tytułów (choć osobiście nie mam nic przeciwko bajaniom o niepotwierdzonych czy nawet czysto fantastycznych zapowiedziach, ot takie coś w stylu "w co bym sobie zagrał" z FPE).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...