-
Postów
4 238 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Mogę się całkowicie podpisać pod opiniami na temat Infinite i Cry Macho. Ja ostatnio widziałem: No Time To Die: napisałem parę zdań w temacie Bondowym, więc tutaj tylko powiem, że średniak ze zmarnowanym potencjałem, słabym "romansem", słabym głównym złym, za to niezłą prezencją, paroma fajnymi akcjami no i generalnie jako proste kino rozrywkowe jest to wszystko zjadliwe. Mój ranking Craigowych Bondów: CR>>>Skyfall=Spectre>NTTD>QoS. Przy czym wszystkie oprócz najlepszego i najgorszego zlewają mi się w jedną, szaroburą całość xD. No nie będą to klasyki kina. Vabank i Vabank II: powtórki po wieeelu latach, w zasadzie mógłbym to uznać za pierwszy seans, bo prawie nic już z nich nie pamiętałem, poza tym, że za dzieciaka mi się podobały (a i tak pewnie mało co rozkminiałem). Co tu dużo gadać, dobre filmy, przy czym część pierwsza jest wyraźnie lepsza. Tam mamy konkretną intrygę i skupienie na skoku, w drugiej części trochę to wszystko jest rozmyte i niby dominuje wątek zemsty Kramera, ale nie jest to przedstawione jakoś mocno frapująco. Notabene nie bardzo wiem, skąd do filmów przylgnęła jakaś dziwna łatka komedii, bo poza paroma zabawnymi dialogami i generalnie luźną atmosferą, to ciężko tu o śmiech. Jedynka to po prostu heist movie, w którym można wyczuć inspirację chociażby Żądłem (które też obejrzałem całkiem niedawno). Aktorstwo na poziomie, realizacja, mimo ewidentnej "biedy", całkiem przekonująca. Cóż, szkoda, że "gatunkowe" kino raczej u nas teraz leży.
-
Kurczak z ryżem był i będzie uniwersalny i popularny (nie tylko u ćwiczących), bo po prostu jest wygodny w przygotowaniu, tani i smaczny, a przy tym ma dobre makrosy (pomijam samą jakość mięsa, szczególnie marketowego, bo to inna dyskusja). A gdyby nie ceny, to Mateusze z osiedlowej siłki pewnie częściej by sobie jedli porządne rybki, wołowinę czy jagnięcinę. No a w tym względzie będzie jeszcze gorzej, i to nie przez inflację.
-
To w ogóle poza jakimiś barami mlecznymi ze szklankami w koszyczkach ktoś jeszcze dodawał cytrynę do herbaty w formie wyciętego wraz ze skórką plastra xD? Pozdro. Jak już wrzucamy protipy: warto przed dodaniem cytryny wyjąć torebkę z herbatą, bo w połączeniu wydzielają jakiś tam toksyczny związek. Co do czosnku, to regularne i długie stosowanie ma też jakieś tam negatywne skutki (o ile kojarzę to obciąża też dosyć mocno żołądek), także no. Raczej po prostu jakiś wirus, i akurat w takim przypadku najlepszym rozwiązaniem (dla swojego i współpracowników dobra) to jak najmniej roboty.
-
Wyleciałem z "rynku" odżywek jakoś przed wakacjami a tu widzę niezłe hece, skoro aż szefowie firm odżywkowych (swoją drogą profesjonalnie przystrzyżona broda) nagrywają oświadczenia xD. Co do chuja.
-
PSX Extreme 292
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Roger temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Mimo wszystko ponad 2 strony na artykuł o serialu (ba, mianowanie go tematem numeru), który nawet nie jest związany ze światem gierek, to lekki precedens. Mi tam tych stron nie żal (a fenomen jest mi obojętny), ale jestem zdania, że spokojnie wystarczyłaby strona w kąciku filmowym. No ale wiem, chodzi o nośną tematykę (jak swego czasu wrzucane przy byle okazji artykuły dotyczące Wiedźmina xD). -
Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na metalcoola temat w Graczpospolita
Ale to nie lata 80, żeby bawić się w jakieś "akcje informacyjne", mamy 2021, najlepsze w historii (albo przynajmniej od antyku xD) czasy na bycie sobą, wychodzenie z szafy i wręcz chwalenie się odmiennościami, a dzięki globalizacji, Internetowi i szeroko pojętej popkulturze temat jest wręcz rozpowszechniony. Przedmówcy wskazali już wiele przykładów, że zagadnienie, mniej lub bardziej subtelnie, jest obecne w branży od dawien dawna, więc myślę, że artykuł jest albo cynicznie obliczony na "kontrowersje" i ruch w temacie, albo wpisuje się po prostu w obecne trendy. Nie chcę tu robić znowu światopoglądowej dygresji, ale czysto subiektywnie patrząc uważam, że cały ten wątek tolerancji i inkluzywności w popkulturze i polityce jest mocno wybiórczy i ocieka potężną hipokryzją, bo mniejszości naprawdę pogardzane lub pomijane, to np. osoby niepełnosprawne, oszpecone, chore psychicznie czy samotne (z naciskiem na mężczyzn, z których, zamiast pochylić się nad problemem w imię głoszonej tolerancji, robi się potencjalnych terrorystów). No ale zasadnicza różnica jest taka, że te grupy nie zabiegają aż tak o atencję i ich sprawy się "nie sprzedają". -
O właśnie, przypomniałeś mi, że też to kiedyś porzuciłem, może po jakiejś godzinie-dwóch. Zwyczajnie nie pykło i nie chciało mi się grać.
-
Grand Theft Auto: The Trilogy
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na ProstyHeker temat w Rockstar☆ Games
Dzięki materiałowi DF jeszcze fajniej widać, jak bardzo ta trylogia jest pluciem na graczy. Bugi to jedno, dziwacznie "poprawione" modele to drugie, ale nie trzymanie nawet na next-genach 60 FPS przy sub-4k w tak wyglądającym "remasterze" 20 letnich gier (i w ogóle wrzucanie wyboru między opcją performance, a fidelity) to jest kurwa skandal. O portach na słabsze konsole nawet nie mówię. -
No średnie to było. Bardziej liga QoS niż Skyfall i Spectre (bo CR to inna półka, wiadomo). Nie, żebym był jakimś fanem cyklu z wypiekami czekającym na nowy epizod, choć na NTTD planowałem przejść się do kina bardziej z racji całej otoczki (i cieszę się, że po lekturze opinii i recenzji zrezygnowałem). Beznadziejny villain wyskakujący ze swoją otoczką uberszefa w piątym filmie z Craigiem zupełnie z dupy (nie mówiąc tym, że w ogóle mamy napchane kilku "złych", co jeszcze nigdzie chyba nie dało dobrego efektu), beznadziejna Bond girl i całe to melodramatyczno-rodzinne pierdololo (owszem, sama idea dobra, ale wykonanie już nie), wątek główny wygląda, jakby scenarzyści byli fanami MGSa i mało subtelnie zerżnęli z niego cały pomysł na FOXDIE, słaba piosenka początkowa (fizyczny dyskomfort sprawiało mi słuchanie tego głosu) poza tym dużo klisz, niekoniecznie typowo bondowskich. Jak to ktoś na poprzedniej stronie napisał, jakoś mało Bonda w Bondzie. Jak w drugiej połowie filmu Q wcisnął Jamesowi nowy zegarek i inne gadżety, to przez chwilę poczułem, że faktycznie oglądam film należący do klasycznego cyklu. Na plus standardowo zdjęcia, sceny akcji (choć bez rewelacji, ot sprawnie nakręcone), reżyseria, mimo wszystko zakończenie (choć ostatni akt mnie już nudził, a sam motyw mało oryginalny i wprowadzony za sprawą nieco naciąganego ciągu przyczynowo-skutkowego). Na wątek wpisującej się absolutnie topornie w dzisiejsze standardy "inkluzywności" i PC szkoda klawiatury, więc krótko: beka. Podsumowując: mimo długości, seans zleciał raczej bezboleśnie, choć momentami łapałem się na tym, że tracę zainteresowanie wydarzeniami na ekranie. Jako film akcji "obejrzeć i zapomnieć": ok. Ale nic ponad to.
-
Nawet przed trzydziestką. Powietrze w Krakowie wyjątkowo sprzyja takim problemom, szczególnie jak sezon grzewczy się rozkręca i organizm dostaje pierwszą porządną dawkę tego syfu, bo mam wrażenie, że później następuje już adaptacja. Też ostatnio mi się trafiło combo ból gardła+katar, również stosuję raczej domowe metody (plus jakiś ibuprom na początku), tylko zamiast płynu do płukania to klasyczna woda z solą, do tego "dawka uderzeniowa" witaminy C (D wjeżdża całą jesień i zimę), no i dosyć szybko przeszło.
-
Święci z Bostonu 2 Jakoś ostatnio się ten tytuł przewijał na subforum, chyba z racji newsów o produkcji części trzeciej, no to sięgnąłem i dawno się tak nie zmęczyłem seansem. Całość trwa dwie godziny a czułem, jakby to były ze trzy. Nie, że film był jakiś tragiczny czy żenujący. Było średnio, momentami słabo, ale przede wszystkim nudno i nijako. Jedynkę ostatnio oglądałem daaawno, ale jedno pamiętam dobrze: to był fajny film i oglądanie kolejnych akcji dawało zwyczajną frajdę. A tu? Marny humor, marne akcje, bracia jacyś bezjajeczni, nie mówiąc o drugim planie. W ogóle, mieć w filmie Postać silnej, pyskatej i seksownej pani detektyw (z chamską wręcz zrzynką "odtwarzania" przebiegu strzelaniny z jedynki, zresztą takiego kopiowania motywów mamy tu sporo) jest mocno na siłę i nie pasująca do trochę odjechanego klimatu, jaki posiadała część pierwsza, a nie udało się jej utrzymać w dwójce. Ogólnie: niepotrzebny sequel. Hazardzista (Owning Mahowny) Nie wchodząc za bardzo w szczegóły: to oparta na faktach historia uzależnionego od hazardu pracownika banku, który zdefraudował grube miliony dolarów. Film raczej mało znany, więc tym bardziej polecam się zainteresować. Samo oglądanie aktorskiego giganta P.S. Hoffmana to zawsze przyjemność, ale całość jest po prostu sprawnie nakręcona i, mimo raczej wolnego tempa i braku fajerwerków, mocno wciągająca, a drugi plan też daje radę. Miłość, Szmaragd i Krokodyl Latami, również w czasach świetności TV i Polsatu, unikałem tego filmu, bo po prostu nie lubiłem takich klimatów. Niedawno obejrzałem chyba ze względu na nazwisko reżysera no i zupełnie mnie nie porwało. Ciężko mi opisać jakoś lepiej swoje wrażenia, z jednej strony nie ma się za bardzo do czego przyczepić (no dobra, maniera gry Kathleen Turner działa na mnie drażniąco i zwyczajnie uważam, że nie jest dobrą aktorką), ale z drugiej ciężko też coś pochwalić, może poza pojedynczymi zabawnymi dialogami, głównie z udziałem Michaela Douglasa. Ot, przygodówka, pościgi, strzelaniny, błyskotliwe one-linery, dżungla, jeepy i te sprawy. Meh.
-
Już w sklepach.
-
20 lat marki Xbox, nasze wspomnienia, ulubione gry itd.
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na ASX temat w Graczpospolita
No mimo wszystko trzeba mieć na uwadze, jakie nastroje wtedy panowały i jaką opinią cieszył się Microsoft. I nie chodzi tylko o fanbojskie wojenki, ale sprawy sądowe, monopol, kradzieże pomysłów etc. Nie mówiąc o całkowitym oszczaniu polskiego rynku w kontekście dystrybucji ich konsol, co trwało bodajże jakoś do 2006. Dzisiejsza poprawna rzeczywistość i "wychowanie" młodych pokoleń przez gigantów sprawia, że jak powiesz złe słowo na korporację to zaraz zleci się grupa obrońców i to jeszcze ty jesteś zły, ale wtedy jak widać było inaczej. I dobrze. Inna sprawa, że teraz łatwo z perspektywy ludzi mających na wyciągnięcie ręki dostęp do wszystkich danych, opinii i źródeł świata, czepiać się, że ktoś 20 lat temu mylił się w swoich sądach i mogą się nam wydawać cokolwiek "niemerytoryczne". Also, po premierze X360 i początkowym (słusznym) sceptycyzmie akurat w PE szybko pojawiły się mocne propsy i wychwalanie tego sprzętu (nie mówiąc o tematach numeru czy okładkach, bo kiedyś ktoś na forumie próbował przepychać wersję, że na coverach były tylko platformy i exy Sony). Więc narracja, że z X-em jest jak z mniejszościami i zaściankowi Polacy powoli się przyzwyczajają do widoku murzyna na ulicy, jest niezgodna z realiami przynajmniej od kilkunastu lat. -
Ja w tamtych latach chyba trochę za mocno wczuwałem się w słowa autorytetów z pism typu PE czy N+, gdzie redaktorzy oceniali takie giereczki raczej przez pryzmat DOJRZAŁEGO gracza, ergo kończyło się na ocenach w okolicach 5-6. Oczywiście pocinałem twardo w Crashe, Spyro i inne tuzy, ale mimo bycia dzieciakiem miałem lekki dystans do gier "dla dzieci" (wiadomo, jak to jest). Stojąc przed wyborem między GTA a Mickey's Wild Adventure decyzja była chyba oczywista.
-
Trochę klimatów retro, mianowicie szarak (zaliczane na PS2): Toy Story 2 Ogrywane pierwszy raz, więc zero nostalgii. W okolicach premiery jakoś nie po drodze mi było z grami na licencji Disney'a (a szkoda), ale gdzieś z tyłu głowy TS2 mi tkwił jako potencjalnie fajny tytuł. Ot taki głęboki backlog. Miałem grać na emu, ale jakoś nie działało. W każdym razie po 21 latach od premiery zaliczyłem przygodę Buzza no i było całkiem znośnie, choć mooocno topornie. Do pierwszej ligii platformówek z szaraka jest bardzo daleko. Przede wszystkim kuleje (i to bardzo) kamera, która potrafi całkowicie wariować przy ścianach czy obiektach, skutecznie utrudniając niektóre bardziej wymagające akrobacje. Sterowanie też nie zachwyca, ale powiedzmy, że jak na wiek gry nie jest źle. Problem mam z dziwnie wchodzącym skokiem, a przede wszystkim z chwytaniem się krawędzi (ślamazarne i niedokładne). Poza tym giereczka dla dzieci, typowy produkt na licencji zrobiony raczej bez wkładania w to zbytnio serca. Mamy różne plansze, a na nich za każdym razem z grubsza ten sam zestaw pięciu zadań (z kosmetycznymi zmianami), za które dostajemy tokeny (nie musimy mieć wszystkich, żeby ruszyć dalej). Znajdź 50 monet, znajdź część "ciała" pana Bulwy, znajdź 5 pierdółek dla NPCa, znajdź ukryty token. Co jakiś czas jakiś mini boss lub boss. Skaczemy, strzelamy laserkiem (jest nawet przełączanie się na tryb FPP i odbita w hełmie twarz Buzza), wspinamy się, oglądamy fragmenty filmu wrzucone trochę bez większego powiązania z akcją gry. Zdecydowana większość przygody jest bardzo łatwa i w połączeniu z brakiem różnorodności w rozgrywce niestety całość zaczyna dosyć szybko nudzić (trzeba sobie dawkować, mimo, że gra jest krótka). Levele są całkiem zgrabnie zaprojektowane, wymuszają przeszukiwanie zakamarków i kombinowanie, ale też nie przytłaczają, ich rozmiar jest w sam raz. Chociaż momenty mocno wertykalne potrafią dać w kość, kiedy po paru minutach wspinaczki spadamy na sam dół przez jakiś mały błąd. Gorzej z ich designem, bo niektóre są mocno szarobure i zrobione na odwal się. Ogólnie gra nie wygląda zbyt dobrze, i mówię tu o standardach PSXa z okolic 2000 roku. Proste obiekty, mały zasięg widzenia, rozlazłe tekstury. Muzyka sobie plumka w tle, ale poza kawałkiem z menu brakuje tu licencjonowanych utworów z filmów (a może były, tylko ich nie poznałem?). Ogólnie: plus za to, że mimo lat na karku i tak dało się bez większych zgrzytów w to grać. Bardziej jako forma zaspokojenia ciekawości i chęci powrotu do oldschoolowych klimatów. Dino Crisis 2 Tu natomiast miałem krótką styczność z grą niecałe 20 lat temu, DC2 bardzo mi wtedy przypadło do gustu, ale o ile dobrze pamiętam, musiałem oddać ją komuś, zanim się mocniej wkręciłem. Sequel jest mocno odmienny od pierwszej części przygód Reginy, subiektywnie niemal wszystkie zmiany wyszły na plus. Przede wszystkim postawiono mocno na akcję i strzelanie, wprowadzając nawet pewne elementy arcade: punkty za zabójstwa dinozaurów, łącznie ich w combosy, kupowanie broni i i amunicji w sklepikach etc. Jest dynamiczniej i zwyczajnie bardziej grywalnie, ale nie oszukujmy się, to po prostu już nie jest survival horror. Gra zyskała na oprawie: powrót do klasycznych, renderowanych teł w kontraście do polygonów w DC1. W efekcie otrzymaliśmy jedną z najlepiej prezentujących się gier na szaraka. Za to muzyka (kiedy w ogóle występuje, bo mamy tu sporo ciszy) wypada słabiutko. Z innych różnic: tym razem mamy dwoje grywalnych bohaterów, co, poza lekką różnicą w arsenale, jest zmianą czysto wizualną, bo gra się dokładnie tak samo. Nie ma też mowy o różnych ścieżkach jak w Residentach: postacie zmieniają się tylko w przewidzianych przez autorów momentach. Gierka jest bardzo łatwa (normal), po drodze znajdujemy sporo lootu, a punkty, za które robimy zakupy, możemy nabijać praktycznie w nieskończoność bez większego stresu (gady respawnują się bez końca, co samo w sobie jest dosyć męczące, bo w wielu miejscach nie można spokojnie sobie eksplorować, inna sprawa, że i tak zazwyczaj jest to bezcelowe). Ale nawet bez grindu można szybko obkupić się w najmocniejsze pukawki, z których często wystarczy 1-3 strzałów, żeby położyć przeciwnika. Przygoda jest bardzo krótka (licznik pokazywał niecałe 4h), nie zachęcając do powtórek. Niestety, dostajemy tu (szczególnie w pierwszej połowie) naprawdę dużo chamskiego backtrackingu w stylu "żeby otworzyć te drzwi musisz wrócić się drogą, którą właśnie pokonałeś, do strumyka na drugim końcu mapy". Mechanika, menu i ogólna przystępność gry jest lepsza, niż w pierwszej części i bawiłem się generalnie dobrze i bezboleśnie. Mimo wszystko czuć tu zew klasycznych horrorów Capcomu, są jakieś tam pseudo zagadki, specyficzny klimat i cringe'owe scenki. Ale nadal podtrzymuję, ze to półka niżej, niż chociażby wspomniane Residenty.
-
Grand Theft Auto: The Trilogy
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na ProstyHeker temat w Rockstar☆ Games
Popatrzyłem wczoraj na poszczególne części na twitchu i cóż, odrzucając całą otoczkę, dojenie graczy, bugi i lenistwo twórców/wydawcy, to bez bicia powiem, że po prostu pograłbym sobie w te wersje. Oczywiście nie za taką kasę, nawet nie za połowę ceny premierowej, ale jako wrzutka do Game Passa? Czemu nie. Sęk w tym, że ciężko być graczem-klientem i ot tak odrzucić tę otoczkę, no chyba, że ktoś ma nadmiar kasy i ma wyjebane, że "głosując portfelem" popiera niedobre praktyki. No casus CP2077 jak znalazł. A jeszcze nawiązując do powtarzającego się w tym temacie porównywania do remastera Mass Effectów: to były stosunkowo świeże gry, a za całość z DLC do dwójki i trójki wg cen sklepikowych trzeba było do tej pory dać kilka dobrych stówek, więc porównanie do 15-20 letnich gier, które w różnych, mniej lub bardziej udanych formach, ukazały się już na prawie wszystkie sensowne platformy do grania, jest po prostu nietrafione. -
Grand Theft Auto: The Trilogy
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na ProstyHeker temat w Rockstar☆ Games
xDDDDD -
Na ten moment powiedziałbym, że 1>3>2, ale wszystkie są naprawdę dobre. Drugi sezon to w zasadzie show jednego aktora, który mocno pozamiatał, nadrabiaj bo warto.
-
Umówmy się, że przestaniemy, jak Wy przestaniecie się kompromitować porównywaniem go do seriali z najwyższej półki. Sens zawsze jest, bo wartość rozrywkową ten serial ma (nie wszystko musi być od razu arcydziełem, z takim nastawieniem byłoby strasznie trudno oglądać większość produkcji telewizyjnych), w najgorszym wypadku utwierdzisz się w przekonaniu, że to nie dla Ciebie i przerwiesz tym razem już na dobre. Nie bójmy się napisać, że The Wire też miało słabsze momenty, kiedy faktycznie nie byłoby ujmą postawić go obok The Shield (Hamsterdam, brat Mouzone i inne tego typu "odloty", a cały ostatni sezon niestety zalicza zjazd formy). Dlatego też koniec końców, dla mnie król jest jeden, niekwestionowany.
-
Dzięki temu postowi przypomniałem sobie o ACS, gdzieś mi kiedyś mignęło, że mają być kolejne sezony, patrzę na neta, i proszę, właśnie leci trzecia seria, kręcąca się wokół skandalu Clinton-Lewinsky. Jestem po dwóch pierwszych odcinkach i jest (jak zawsze zresztą w przypadku tego serialu) bardzo dobrze, polecam. Co prawda nie bardzo kupuję Clive'a Owena jako Billa (po prostu nie pasuje wizualnie), a część wątków i postaci raczej nie zainteresuje jakoś specjalnie przeciętnego, polskiego widza, nie interesującego się polityką USA w latach 90, ale można to przełknąć, bo podane jest w sposób przystępny.
-
Lol. Nie no gusta są różne, ale nawet patrząc obiektywnie na tzw. production value, to to są dwa różne światy, gdzie Shield bliżej do CSI, niż tuzów świata seriali. No nie przepadam za tą serią, bo przez takie hasła, jak w tym temacie, nastawiłem się na arcydzieło, a dostałem ambitnego średniaka z kilkoma ciekawszymi rolami i wątkami oraz mnóstwem nijakich wypychaczy.
-
Grand Theft Auto: The Trilogy
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na ProstyHeker temat w Rockstar☆ Games
Abstrahując już od tego "przecieku": ja wiem, że Rockstar ma w przypadku tej trylogii dosyć kontrowersyjny marketing (nie pokazać gameplay'u na kilka dni przed premerą to lekki lol, no ale preorderowcy ich nauczyli, że w sumie nie trzeba xD), ale w świetle tego, jak gorącym tematem jest kwestia licencji na OST, to mam wrażenie, że gdyby nie było cięć, to już byśmy dawno o tym przeczytali w jakimś materiale/byłoby info w stylu "FULL BELOVED OST COMING BACK!" na trailerach. Więc cięcia raczej będą (wiem, odkrywam Amerykę), a samo to, że na ten moment nadal musimy spekulować, jest dosyć zabawne. -
Też stosunkowo niedawno widziałem i zupełnie mnie nie porwał. Chyba trochę zbyt naciągane jak na mój gust były różne akcje i ich skutki. Ale końcowy pościg na pewno zapamiętam jako jeden z bardziej realistycznych i dobrze nakręconych pościgów w filmach. Ostatnio widziałem też: Wonder Woman 1984: tak, wszyscy trąbili, że to gówno obesrane i sam mimo sprawdzania głośniejszych komiksowych filmów, z premedytacją odpuściłem go po premierze. Ale zaliczyłem niedawno nową wersję JL i jakoś nabrałem smaka na takie kino, a ostatnio za bardzo nic nie wychodzi, no to sięgnąłem po WW. No i film faktycznie jest tak zły, jak mówią. Takiego stężenia głupoty w scenariuszu dawno nie widziałem. Sam pomysł na fabułę jest totalnym niewypałem i z każdą minutą jest coraz gorzej. WW snuje się pół filmu z ograniczonymi lub całkiem odebranymi mocami i w efekcie oglądamy w jej wykonaniu coś bliższego bohaterce zwykłego kina akcji, niż półbogini. A jak wleciała w tym nowym stroju to mocne xD na twarzy. Przeciwnicy: szkoda gadać. Pascal próbuje tchnąć w swoją postać jakąś duszę i na poziomie czysto aktorskim mu się udaje, ale co z tego, skoro cała jej konstrukcja jest po prostu słaba. Lata 80 jako tło są tu tylko sztuką dla sztuki i poza paroma motywami krzyczącymi do widza "HEJ, TO FILM OSADZONY W 80S!!!" to nawet nie da się tego za bardzo odczuć. Powrót Pine'a i umotywowanie tego: śmiech na sali. Ogólnie film to syf i radzę trzymać się od niego z daleka.
-
Undertale Parę zdań, bo jakoś łatwiej mi się rozwodzi nad typowo dużymi tytułami. Indyków sprawdzam stosunkowo niewiele, traktując je raczej jako przerywnik/zastępnik, jak nie mam aktualnie nic "poważnego" do grania. Undertale jest króciutkie (miałem na liczniku coś ponad 4h), ale to jedna z gier z motywem, którego nie znoszę: jak nie przejdziesz jej na kilka sposobów, obowiązkowo posiłkując się poradnikami (bo ścieżki inne niż "podstawowa" to jakieś kombinacje, na które samemu ciężko wpaść), to ominie cię pełno smaczków czy wręcz fundamentalnych fragmentów gry i fabuły (bossowie, prawdziwe zakończenie etc.). No a jako że gra mnie nie zachwyciła aż tak, żebym odpalał ją od razu po raz drugi, to podziękowałem i inne endingi sprawdziłem na YT. Jak już wspomniałem w innym temacie, fenomen tej gry zupełnie mnie ominął i nie miałem pojęcia, że jest już w pewnych kręgach wręcz kultowa. Subiektywnie: nie do końca rozumiem, z jakich przyczyn. No muzyczka jest fajna, atmosfera specyficzna, na pewno na plus wyróżnia się dużo ciekawych i zaskakujących patentów łamiących czwartą ścianę, niezłych zagadek czy patentów gameplay'owych (walka jest sympatycznie zręcznościowa). Postacie i ta cała fabuła to jak dla mnie meh, no ale dobra, są "jacyś", czasami nawet śmieszni. Na pewno props za lekko porytą końcówkę i twisty, szczególnie patenty-znowu-łamiące czwartą ścianę i mogące mocno skonfundować gracza. Za te wszystkie nietypowe zagrywki duży plus. Poza tym: nic nadzwyczajnego.
-
Mumia (1999) Jakoś omijałem tyle lat, a tu proszę, bardzo przyjemny film przygodowy. Odpowiedni miks akcji (która raczej nie nudzi) i spokojniejszych momentów, do tego sympatyczni (lub niesympatyczni) bohaterowie i słynna chemia między nimi, naturalne aktorstwo, luz i śmieszne momenty. CGI może obecnie trochę razić, ale nie jest tragicznie. No Sudden Move: czyli najnowszy film Soderbergha, z gwiazdorską obsadą (m.in Don Cheadle, Benicio Del Toro, Ray Liotta), który okazał się czysto obiektywnie poprawny, ale mimo wszystko jakiś taki nijaki, wylatujący z pamięci. W czym rzecz? Mamy tu intrygę kryminalno-sensacyjną osadzoną w latach 50 w USA. Zaczyna się od prostej, przestępczej roboty paru kolesi raczej z końcówki mafijnego łańcucha pokarmowego, a rozwija w aferę sięgającą władz i wysoko ustawionych przedsiębiorców. Film wciąga, ale nie emocjonuje jakoś mocno i jak wspomniałem, jest dosyć mdły. Ale czasem jest chęć na takie kino i wtedy warto sprawdzić.