-
Postów
4 238 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Skończyłem i nie było to takie złe, ale jak sobie wszedłem na YT wyszukać inne endingi i zobaczyłem, w jak grubych milionach idą wyświetlenia filmów dotyczących tej gry, to miałem lekkiego zonka, że to był/jest aż taki fenomen.
-
PS4 Slim.
-
Grałem w SD pierwszy raz w tamtym roku, już w wersję DEFINITYWNĄ no i cóż, fajna gierka, nic ponad to, ot taka druga liga, w sumie mało co z niej pamiętam, poza paroma kawałkami w radiu (Softly FM), do których czasem sobie wracam, więc zawsze to coś na tle tytułów, które całkiem wylatują z pamięci. A no i to, że, mimo bycia "dopracowaną wersją", crashowała się do dasha kilka razy w ciągu kilkunastu godzin gry.
-
Popykałem dłuższą chwilę wczoraj i troszkę się wciągnąłem, więc faktycznie pewnie dokończę, ale raczej w sesysjkach pół godziny-godzina (howlongtobeat pokazuje ok. 6h). Fajne są niektóre patenty w mechanice, no i sama walka nawet satysfakcjonuje przez swoją "zręcznościowość".
-
Gry które kupiliście kilkukrotnie
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na MierzejX temat w Graczpospolita
Żadnej. No chyba, że liczymy remaster trylogii Crasha, bo miałem już trójkę na PSX, ale to mocno naciągane. Jeśli kiedyś się to zmieni, to ewentualnie w przypadku Wieśka 3 (kupiłem cyfrę GOTY i żałowałem, że nie pudło, fajne wydanie i chciałbym mieć do kolekcji). Chciałbym też ponownie kupić Tekkena 3, bo moja płyta już nie działa, a żeby było lepiej to dawno zgubiłem instrukcję i okładkę, strasznie mi tego szkoda, tym bardziej, że teraz ładne i kompletne wydanie PAL to spory wydatek. Możliwe, że kupię kiedyś kolekcję MGS HD (posiadając 2 i 3 na PS2), bo chciałbym sprawdzić trójkę w 60 klatkach i wyższej rozdzielczości. No i parę gier, które ze względów cebulackich kupiłem i odsprzedałem tuż po premierze, a obecnie kosztują grosze (np. GoW 2018). Ale to bez ciśnienia. -
Dostałem jakiegoś zaćmienia i post trafił nie do tego tematu, co trzeba. Właśnie zacząłem Undertale. Pograłem pół godziny i nie wiem, czy pociągnę to dalej. Jednak typowe indory to nie mój świat i kolejny raz się na tym łapię. No ale zrobię drugie podejście i zadecyduję.
-
Nier: Replicant Ło panie, ile tu jest czysto gamingowego zła. Jeżeli tak wygląda mocno usprawniony "semi remake", nie tak drewniany i upierdliwy jak oryginał, to aż mi szkoda ludzi, którzy to zaliczyli na PS3 (sam nie grałem i porównania nie mam). Bo niestety Replicant nawet w lepszej wersji to nadal naprawdę mocno archaiczna (choć nie wiem, czy to dobre słowo, bo przecież gry w 2010 były bardzo różne i wiele z nich dobrze się zestarzało), męcząca swoimi mechanikami i zwyczajnie niezbyt dopracowana gra. No ale może dla odmiany zacznę od tych lepszych stron. Po pierwsze, dzięki uprzejmości Kmiota i jego giwełeja, przygodę skończyłem za darmoszkę xD. Może trochę głupio będzie krytykować bądź co bądź prezent, no ale jesteśmy dorosłymi konsolomaniakami, liczy się prawda. Tak czy siak: Nier na pewno ma "to coś" co sprawa, że mimo przynudzania, irytowania czy czasem żenowania, intryguje i wciąga w świat przedstawiony Jest tu przede wszystkim ten specyficzny klimat, potęgowany przez, a jakże, muzykę. Momentami naprawdę piękną, momentami trochę pretensjonalną i jakby krzyczącą "jestem dziełem sztuki, zachwycaj się mną, patrz, są chórki, jest pompatyczna melodia!" (casus Automaty), co jest dosyć zabawne, kiedy przykładowo spacerujemy po miejscówce, gdzie nie dzieje się kompletnie nic ciekawego i epickiego xD. No i nie da się nie zauważyć, że owszem, wpada w ucho i czasem łapałem się na tym, że nawet sobie ją nuciłem w życiu codziennym, ale to bardziej efekt powtarzania się i zapętlenia dosyć krótkich motywów, z którymi mamy co chwila do czynienia. Trochę jak z piosenkami w radiu w pracy. Przy okazji mogę pochwalić voice acting, ze zdecydowanym numerem jeden, którym jest głos Weissa, zresztą cała "postać" jest jednym z największych plusów Niera. W przypadku reszty jest raz lepiej, raz gorzej, ale generalnie zjadliwie lub dobrze. Grafika to łatwy cel do obsmarowania, no bo proste obiekty, puste przestrzenie, mdła kolorystyka. Ale ja powiem, że nie raziła mnie w oczy, może za sprawą 60 klatek, może za sprawą "gładkości" i ogólnej plastyczności obrazu, może dzięki designowi. Tak, czuć tu siódmą generację, ale nie miałem z tym problemu. W pewnym sensie Replicant wygląda nawet lepiej, niż Automata. Pochwalę też system walki: nieskomplikowany, ale robi robotę i szczerze mówiąc chyba ciachało m się lepiej, niż w N:A (wiem, herezje, ale czasem mniej=więcej). Uproszczony jest system rozwoju i ekwipunku, co mnie akurat cieszy (samo polepszanie broni można spokojnie zlać i skupić się tylko na tym, żeby ustawić sobie zawsze najlepszą w danej kategorii). Handel, mini gierki czy inne zbieractwo z grubsza zlałem i polecam tak zrobić każdemu. Plusem jest również dosyć prosta struktura świata, nie jest to typowy open world, choć mamy kilka ścieżek w każdym hubie. Levele nie są przesadnie duże i skomplikowane i jasne jest (poza paroma momentami), gdzie iść i co robić. Sama eksploracja i inne elementy czystego gameplay'u ze względu na niezły feeling, responsywność i sterowanie są same w sobie całkiem przyjemne. No właśnie, same w sobie, bo z powodu całej otoczki i projektu rozgrywki, zabawa w pewnym momencie po trochę zaczyna przeradzać się w mękę. Tu płynnie przejdę do wad gry. Po pierwsze, mamy tu śmiesznie mało lokacji, które za sprawą wymuszonych powrotów są absurdalnie wręcz przez nas "wymęczone". To chyba najgorszy backtracking, z jakim się spotkałem w grach. Serio, jest aż tak źle. Na przestrzeni jednego pełnego przejścia (a, jak wiadomo, wypada grę powtórzyć przynajmniej raz) odwiedzamy te same miejscówki (i robimy w nich dokładnie to samo pod kątem gameplay'u) obowiązkowo przynajmniej dwa razy. Inaczej mówiąc: to tak, jakbyśmy (pomijając różnicę w dialogach i przerywnikach) po prostu po dwa razy przechodzili ten sam level. A niektóre nawet więcej xD. Żeby to jeszcze było tak, że wpadamy, robimy swoje i się zawijami. O nie kolego, najpierw musisz się powolutku wspiąć po kilku drabinach, przebiec po rusztowaniu albo wspiąć na szczyt wieży, przechodząc przez wiele par drzwi, przesuwając skrzynki. Pomijam tu huby, które zresztą odwiedzamy notorycznie. Wisienką na torcie jest to, że podróżujemy niemal cały czas z buta. Na "wierzchowcu" możemy poruszać się tylko w obszarach przejściowych między osadami, a i to nie we wszystkich, więc marne to pocieszenie. W drugiej połowie gry pojawia się pseudo-szybka podróż, ale, po pierwsze, nie zabierze nas wszędzie, a po drugie, wysiadka i tak nie jest w miejscu docelowym, po prostu przebiec musimy nie dwa obszary, tylko jeden xD. W sumie prawdziwą wisienką na torcie jest to, że (niekrótkie) loadingi występują dosłownie co chwilę. Nawet przy wchodzeniu do jebanej biblioteki, która jest niemal pustym, prymitywnym prostopadłościanem z dwoma NPCami w środku. Kochani twórcy zaprojektowali "misje" w tak fantastyczny sposób, że w większości przypadków wymagają od nas biegania jak debil od Annasza do Kajfasza, czasami tylko po to, żeby u postaci A usłyszeć, że musimy dotrzeć do postaci B, która każe nam wrócić do A. Straszna słabizna, a dotyczy to również misji głównych. Osobną kwestią, która mnie wręcz zniesmaczyła, była obecność epizodów "tekstowych". Nie wiem, czy stał za tym jakiś głębszy przekaz, czy ograniczenia budżetu, ale sytuacja, w której czytamy dosłownie kilkanaście ekranów tekstu na czarnym tle, poznając w ten sposób backstory jednej z bohaterek, to dla mnie mocne kuriozum. Żeby było śmieszniej, na pewnym etapie gry jesteśmy zmuszeni do czytania, a twórcy "złośliwie" wrzucili nam na koniec historyjek "quiz" z losowo ułożonymi odpowiedziami, które wynikać mają z tekstu. W skrócie: robią nam sprawdzian z czytania xD. No ale SYNKRETYZM. O side questach (poniekąd z racji na wyżej wymienione wady) powiem krótko: tragedia. Owszem, raczej wszyscy ostrzegali, że są marne i niezbyt warto je robić, ale nie byłbym sobą, gdybym choć trochę nie poczyścił listy zadań. Do czasu, aż coś we mnie pękło, bo widząc kolejny raz zadanie w stylu "dostarcz mi 10 tuńczyków, 2 tulipany i 5 kawałków żelaza", gdzie każdy ten element jest w innym miejscu mapy, albo trzeba go farmić, po prostu je zlałem. Albo znowu bieganie tam i z powrotem i komunikaty typu "księżniczka jest w innym zamku". Nagrody za ich wykonanie są zresztą marne: głównie kasa, za którą i tak nie ma za bardzo czego kupować. Przyjęło się, że "może Nier niedomaga jako gra, ale nadrabia w innych aspektach". No cóż... Fabuła, podobnie jak w przypadku Automaty, za bardzo nie zachwyca. Po pierwsze, naprawdę ciekawe wydarzenia można by streścić w kilku zdaniach i w stosunku do rozbuchanej długości wątku głównego stanowią może 1/5 całości, a najwięcej interesujących rzeczy dowiadujemy się z końcówki. Żeby było "lepiej", to część z nich jest rzucona jakby mimochodem, część doczytamy w notatkach, a część (w sumie to chyba większość) najlepiej przeczytać na wikipedii, bo wiele informacji w grze po prostu się nie pojawia. Postacie mają lepsze i gorsze strony, niby są interesujące, ale niektóre ich zachowania to taki trochę pachnący anime cringe (z Emilem i jego kwestiami na czele) czy usilnie przedstawiana nam GŁĘBIA i skomplikowanie (Kaine). Po drugie, przyjęło się, że warto zaliczyć powtórkę, bo "pozwala nabrać innej perspektywy". No dobra, jest inna perspektywa, ale poza kilkoma dodanymi dialogami i scenkami to robimy dokładnie to samo, co w pierwszym playthrough (tyle dobrze, że gramy od połowy fabuły) i oglądamy niemal te same sceny. Serio, drugi "scenariusz" to jest dokładnie ta sama gra, nie ma tu mowy o różnorodności ścieżek znanej z Automaty. Po drugim zakończeniu rzuciłem okiem, co trzeba zrobić, żeby zobaczyć ending C i D i dowiedziawszy się, że muszę ZNOWU przejść pół gry, nie mówiąc o zdobyciu wszystkich broni (więc zapewne trzeba by zacząć od początku, bo część może przepaść), to szybciutko odpaliłem YT i obejrzałem je sobie na spokojnie. Także podsumowując: to nie jest tak, jak niektórzy piszą, że gra została "niedoceniona" na premierę czy "skrzywdzona przez recenzentów". Wręcz przeciwnie: Nier został doceniony dokładnie w takim stopniu, na jaki faktycznie zasłużył. To nie jest świetna gra i nie tylko o gameplay i technikalia chodzi. To gra słabo zaprojektowana, z dziwnymi, męczącymi gracza pomysłami, wydłużającymi monotonne czynności potrzebne do jej zakończenia, w zamian oferująca ten mityczny artyzm oprawy A/V, w miarę ciekawy świat przedstawiony i oryginalną, choć przedstawioną w dyskusyjny sposób, fabułę. I ja jestem w stanie to przełknąć (inaczej bym teraz nie pisał tego wysrywu), ale też nie będę udawał, że plusy przesłaniają minusy. Tym bardziej, że historia aż tak mnie nie porwała i styl jej przedstawienia przez Jojko Taro po prostu niezbyt do mnie przemawia. Oczywiście, Replicant ma "duszę", a sama walka jest naprawdę przyjemna i satysfakcjonująca, przeciwnicy dosyć różnorodni, no i co chwila dostajemy wielgachnego bossa. Można się bawić w kombinowanie orężem i magią (osobiście trzymałem się stałego zestawu "zaklęć" całą grę) i raczej nie dostajemy tu takich niekończących się, łykających "amunicję" i ciosy jak gąbki, fal przeciwników, jak to bywało w Automacie. Jest to też ciekawa podróż dla kogoś, kto poznał świat sequela, choć na ten moment nie wyłapałem aż tylu powiązań, inna sprawa, że musiałbym sobie chyba powtórzyć przygody pani robot, bo po prostu sporo mi już wyleciało z głowy. Koniec końców, nie żałuję czasu spędzonego z grą (ok. 28h na dwa, a właściwie 1,5 przejścia), no może poza paroma godzinami, które mi zeszły na zaliczenie ~20 zadań pobocznych (obstawiam, że to połowa całości). Ale nie mógłbym jej z czystym sumieniem polecić. A jak już, to na pewno z nastawieniem "lecę same misje główne".
-
Dopiero co napisałeś, że robisz dwa treningi na siłce w tygodniu, no to sorry, ale to jest jednak inny kaliber, niż mój system (z czasów pełnego zaangażowania, bo teraz to jest pizda z treningami, z innych przyczyn), wynikami nie będę rzucał, bo nie lubię. Także no kończąc już ten wątek, bo i tak do konsensusu raczej nie dojdziemy, a mogę co najwyżej trzeci raz przeczytać merytoryczne "pierdolisz", bo ktoś ma inaczej, niż ja: jak ktoś łączy te dwa światy i czuje satysfakcję z osiągów w obu dziedzinach, to gratuluję i cieszę się, że można. Jak będzie mi się chciało, to może spróbuję, ale pewna logika i wiedza na temat treningu typowo "kulturystycznego", szczególne gdy celem jest nabranie masy, sprawia, że na papierze takie połączenie raczej najlepszych efektów nie da. Co innego, jakbym np. był na redukcji, wtedy taki trening SW jest idealny jako uzupełnienie. A jak będzie w praktyce, to się okaże (lub nie). Różne są organizmy, bardzo dużo też zależy od suplementacji (no i diety, wiadomo).
-
No panowie będąc złośliwym mógłbym napisać, że treningi dla seniorów to już lżejsze są i nie dziwne, że starcza sił na inne dyscypliny xD Jak ćwiczyłem siłowo, to robiłem po 4, nawet 5 treningów tygodniowo. Abstrahując od samej kwestii braku czasu, to (nie robiąc się tu rzecz jasna na jakiegoś prosa) jak działam w danej dziedzinie, to wczuwam się w to mocno i skupiam się głównie na tym. Także no fajnie, że dajecie radę, ale jakoś nie bardzo widzę, żebym np. po ciężkim poniedziałkowym treningu szedł we wtorek z "zakwaszonym" brzuchem, tricem czy klatą bić w worek, albo dzień po dojebaniu barków trzymać gardę kilka rund sparringu. Oczywiście to jest wątek na inną dyskusję, można przemodelować system i intensywność ćwiczeń, no ale tak czy siak na razie trzymam się swojego ALE biorę pod uwagę opcję, żeby kiedyś to połączyć.
-
Inwestycje, kredyty na 500 lat ogolnie liczymy pieniazki
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na michal temat w Koguty Domowe
No niestety, pandemia dojebała do pieca w temacie cen niektórych dóbr czy usług. Inna sprawa, że sprzedający odlecieli mocno i liczę (trochę ze względu na chęć zakupu, a trochę ze zwykłej ludzkiej złośliwości), że zostaną mocno zweryfikowani, tak jak nabywcy mieszkań na wynajem krótkoterminowy etc. Aaa no to wiadomo, ale chyba nikt nie myśli, że samo będzie rosło i ładnie wyglądało. Ale to też kwestia oczekiwań i podejścia do tematu, mam znajomego, który w sezonie kosi działkę dosłownie co tydzień (co swoją drogą przy tej powierzchni i tak zajmuje max pół godziny), co rok wymyśla jakieś przebudowy i remonty altanek etc. Taki typ, który nie usiedzi, i wg mnie dużo tego to jest nadprogramowa zabawa, którą ja bym sobie odpuścił i nic strasznego by się nie stało. Zresztą tak jak mówisz, to jest satysfakcjonująca praca, a nie tyranie na roli u bauera. Swoje zawsze cieszy, no i też o to właśnie chodzi, żeby ruszyć tę dupę z blokowiska raz na jakiś czas i mieć choć namiastkę czegoś swojego. Cóż, może kiedyś xD. -
Zack Snyder's Justice League Wersja z 2017 to dla mnie crap z dosłownie kilkoma zjadliwymi momentami i paroma zaletami. Cały fandomowy ruch dotyczący wypuszczenia wersji "prawdziwej" mignął mi gdzieś tam bokiem, ale po prostu z reguły nie wczuwam się za bardzo w otoczkę tych wszystkich komiksowych filmów, ot wyjdzie, to obejrzę (lub nie). No ale interesując się chociaż trochę kinem nie da się nie uznać całej tej sytuacji za swego rodzaju ewenement. Jak natomiast wypadł sam film? Zdecydowanie lepiej niż edycja pierwotna. Po pierwsze, bohaterowie (szczególnie ci, którym nie udało się załapać na własny film) mają wreszcie jakąkolwiek (lepszą lub gorszą, mocno kliszową, ale jednak) motywację, podbudowę i nawet jakieś zalążki ewolucji charakteru w trakcie filmu. Owszem, nadal Cyborg to największe nieporozumienie w całej ekipie, ale tym razem jest on jednak, paradoksalnie, człowiekiem. Reszta odwala swoje, ma swoje momenty (generalnie trochę mało tu Batmana, a za dużo WW, fajnie natomiast oglądać w akcji Flasha, który ogólnie jest jednym z najjaśniejszych punktów obu wersji tego filmu), bijo się i strzelajo, w sumie standard, ale ekipa (plus drugi plan i cameo) robi dobrą robotę. CGI nadal słabuje, główny zły jest marny (ale-znowu-poznajemy go troszkę lepiej), no i ogólnie cała fabuła to mocny pierdolnik, skakanie po lokacjach i bohaterach i zwyczajnie (mimo MROKU) lekki plastik. No ale ja nigdy w komiksach i ich adaptacjach nie lubił wątków "międzywymiarowych, potężnych bytów" i tego kosmicznego pierdololo, stąd zawsze najchętniej śledziłem losy Spidermana, X-Menów (choć tu też w pewnym momencie "odleciano") czy Batmana. Ale mimo wszystko (przede wszystkim mimo przerośniętego czasu trwania) ogląda się to bez zgrzytu, jak już wspomniałem na początku, jest to po prostu lepszy, niż pierwsze wydanie, film. Trzeba oczywiście pamiętać, że to nadal Snyder: slow-mo (bez którego film spokojnie mógłby trwać z pół godziny mniej), epickie, wręcz nadęte sceny, pompatyczna muza. Ja to łykam, ale wielu może zniechęcić.
-
Inwestycje, kredyty na 500 lat ogolnie liczymy pieniazki
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na michal temat w Koguty Domowe
Tak sobie przeglądałem stare posty i aż mi się trochę smutno zrobiło, że nie kupiłem kiedyś tej jebanej działki na ROD, bo więcej niż 10k to mi było szkoda: Nie, będzie jeszcze drożeć. Bierz to chłopie jak masz wolne środki. Raz, że sama taka działka to skarb, szczególnie, jak sam napisałeś, mieszkając w mieście, a dwa, że jak Ci się odechce, to sprzedasz z zyskiem. Oczywiście że jest szansa 1 na milion, że prędzej czy później wejdzie jakieś nowe, niekorzystne prawo i np. będą wywalać z działek, ale już był taki moment, przynajmniej w Krakowie (a tu jak wiadomo, władza sprzedałaby każdy skrawek ziemi deweloperom) i się działkowicze mocno trzymali. No za mniej niż 15k w Krakowie to już tylko jakiś syf z ob.sraną ruderą jako altanką. Z takiej okazji to tylko korzystać. No i jak tam @WisnieR, kupiłeś wtedy xD? Pomyśleć, że 15-20k to było wtedy dużo, no to się wesoło porobiło, bo teraz w Krakowie trzeba dać z 40-50 tysi xD. Doszło do tego, że ludzie kupują działki rolne i korzystają z przepisów umożliwiających stawianie domku letniskowego, ale prędzej czy później podchwyci to więcej osób i znowu wywinduje się ceny do chorych wysokości. Mam kumpla, który trafił los na loterii, bo jakieś 5-6 lat temu wszedł w posiadanie działki ROD za śmieszne grosze, wyremontował trochę altankę, odświeżył ogródek, a niedawno, już po skokach cen, sprzedał, bo i tak ma jeszcze drugą. Myślę, że miał jakieś 800% czystego zysku xD. -
Grand Theft Auto: The Trilogy
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na ProstyHeker temat w Rockstar☆ Games
Myślę, że "problem" z tą trylogią i powód niezbyt gorącego jej przyjęcia jest prosty: te gry są po proste za stare na to, żeby "zwykły" remaster robił wrażenie i rozpalał wyobraźnię, przy dwóch (a w zasadzie trzech) generacjach różnicy potrzebowałyby one remake'u. Pełnego remake'u, na który potrzebne by były lata pracy i mocarne zaangażowanie i który jest, nie oszukujmy się, czymś nierealnym. Czegoś w stylu Tomb Raider Anniversary. No ale to inna skala. Może Mafia byłaby tu lepszym przykładem. Bo takie, jak to ładnie nazwano, pudrowanie trupa, zawsze będzie kojarzyło się z półśrodkiem. Wyobrażacie sobie reakcję ludzi w przypadku, gdy remake MGS3, o którym się plotkuje, byłby zrobiony w analogiczny sposób xD? Podmianka tekstur i niektórych obiektów, lepsze efekty pogodowe, celowanie "znad ramienia", save w dowolnym momencie bez konieczności dzwonienia na codec etc. Konami by zostało zjedzone przez graczy. No poza tymi, którzy by polecieli od razu po pre-order. Jasne, koniec końców lepiej mieć wybór którą wersję odpalić, niż go nie mieć i kombinować z mniej lub bardziej niedopracowanymi konwersjami na PS3/4/komórki, no ale to takie luźne przemyślenia. -
Grand Theft Auto: The Trilogy
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na ProstyHeker temat w Rockstar☆ Games
Jest w sumie tak, jak się spodziewałem, czyli dostaniemy odczuwalne odświeżenie oprawy i lekkie zmiany na plus w gameplay'u. Wygląda w sumie spoko, szczególnie te efekty pogodowe, ale zachowując cały czas mocną wierność korzeniom (może poza tą lekką kreskówkowością czy, jak tu napisaliście, plastelinowatością). Oczywiście w życiu nie kupiłbym tego na premierę, jeszcze w takiej cenie. Ot idealna gierka typu "za darmo sprawdzę z ciekawości". No ale ja jestem świeżo po powtórce VC i SA i mimo zgrzytów to jednak nie trzeba mi dużo więcej do szczęścia. Temat OST jeszcze wróci, ale chyba nie ma się co łudzić na odświeżenie wszystkich licencji, a w tych grach muza to jednak fundamentalny element budowania ich klimatu i nie wyobrażam sobie grania w wykastrowane wersje. No i jeśli to będzie miało 30 klatek na past genach, to beka i tym bardziej plucie na graczy, za które R nie zasługuje na taką kasę. -
Dragon Ball (także Z, GT i Super)
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na raven_raven temat w MANGA&ANIME
Francuski, pomijając już nawet sentyment każdego polskiego widza, miał przynajmniej te głosy mocno różnorodne i jakieś tam aktorstwo jednak było. W angielskim prawie każdy brzmi jakby miał zatwardzenie i usilnie próbował grać mega twardziela rodem z kina sensacyjnego klasy C, albo jak dzieci kiedy próbują naśladować głosy dorosłych xD. Z Vegetą na czele. Druga kwestia, że w pakiecie z francuskim dubem szedł oryginalny OST, a to już jest bezcenne. W czasach ultra zajawki na DB, oglądałem też wersję niemiecką na RTL II xD. W sumie brzmiało to znośnie, abstrahując od tego, że nic nie rozumiałem, a sam język jest obrzydliwy. Z tego co kojarzę, to hiszpański dub był całkiem dobrze oceniany w "opinii publicznej". Z drugiej strony barykady mamy takie ciekawostki, jak wersja malezyjska xD -
To ciekawe, bo każdy stary robol jakiego znam ma problemy z kręgosłupem i/lub stawami. Z młodszych fizoli pod 30-40 lat też już się zaczyna, jeden kumpel już po operacji kręgosłupa. Sam dobrze pamiętam, co się działo z moim organizmem jak robiłem fizycznie, a co się działo w mitycznym biurze, także no nie, dzięki. Inna sprawa, że jest praca fizyczna i praca fizyczna. Co innego boli, jak trzeba malować cały dzień, a co innego jak trzeba wrzucać towar na paleciaka i zasuwać po hali. No ale jakoś tak subiektywnie oceniając, to "fizyczni" to grupa społeczna, która ma bardziej wywalone na wszelkie normy zdrowotne, dobre rady etc. i prędzej "informatyczek" siedzący cały dzień przy kompie weźmie sobie do serca, że trzeba się czasem poruszać dla zdrowia, niż pan Andrzej zacznie pracować zgodnie z zasadami BHP i poprawnie schylać po narzędzia.
-
No nieźle zepsuli klasyczne "oh crap" xD. W sumie może być znośny akcyjniak bez ambicji, ale raczej słaba adaptacja. Casting mocno przestrzelony, przede wszystkim Wahlberg: już chuj z tym wąsem, ale ten aktor, z całym szacunkiem, nie nadaje się do grania sympatycznych postaci, zresztą już widać na trailerze, że to nie jest "ten" Sullivan. Hollanda też lubię, ale, znowu, Drake'a za bardzo w nim nie widzę, a mieliśmy już przecież możliwość oglądać jego młodzieńcze lata w grach, więc to nie tak, że materiał źródłowy to dojrzała postać. No nic, obejrzy się kiedyś tam.
-
The Suicide Squad Jakoś tak sięgnąłem z braku laku. W sumie nawet nie wiedziałem, czy to sequel czy jakiś reboot, jak to lubi ostatnio robić Hollywood, no ale parę znajomych twarzy rozwiało wątpliwości. Z "jedynki" pamiętam w sumie tyle, że był to słaby film i że miał nowego Jokera (mi Jared w sumie przypasował) i Harley, którą jarała się publika. A jak wypadła nowa część? Również słabo xd. Może nie jest żenująca i "zła" w typowym tego słowa znaczeniu, ale ma jeden, może nawet gorszy grzech: nudzi w chuj. No fajnie, że mamy różnorodne, śmieszne postacie, ale ich potencjał jest słabo wykorzystany, a większość akcji zwyczajnie zamula. Wątek główny to w ogóle nieporozumienie. Twórcom chyba wydawało się, że gore i wyższy rating wiekowy załatwi sprawę sam w sobie. No niestety, mam wrażenie, że część krwistych scen to sztuka dla sztuki. Aaa nie chce mi się więcej pisać, marne to było i nijakie. Props chyba tylko za Cenę, Rekina i mimo wszystko kilka śmiesznych tekstów/sytuacji.
-
Panie, od Zmierzchu to chłopak się już zdążył tak wyrobić, że na ten moment raczej jest kojarzony jako "ten, który zerwał z wizerunkiem z Twilight". Co do trailera jeszcze, to ten main theme Michaela Giacchino robi w nim przynajmniej połowę roboty. No cacuszko, chodzi za mną od niedzieli. Kurwa nakręcili mnie prawie jak kiedyś po zajawkach TDK. Do marca hype pewnie siądzie, ale i tak melduję się w kinie.
-
Tak tylko wpadłem wyrazić swoją dezaprobatę (używając bardzo delikatnego słowa) wobec tego, ile suchego tekstu na czarnym tle, bez choćby czytania kwestii przez voice aktorów, dostajemy w tej grze. Przy rozpoczęciu drugiego przejścia to zahacza już o absurd i miałem tego serdecznie dość. A to tylko jeden z wielu game designerskich problemów tej gry. Ehh coś czuję, że wymęczę ending B i reszta wlatuje na YT.
-
Rehabilitacja oczywiście będzie jednym z kroków na drodze do poprawy, ale myślę, że podstawą jest w ogóle się dowiedzieć, co tam się w środku dzieje. Ortopeda nawet za dużo nie chciał mówić na czuja i dlatego od razu skierowanko na rezonans, i dobrze. Fizjo też musi wiedzieć przecież, czy to staw, czy ścięgno, czy mięsień. Wiesz, może jak to przedstawiłem to zabrzmiało dosyć lajtowo, ale to raczej nie będzie tak hop siup. Ćwiczę i uprawiam aktywność ruchową od -nastu lat i jak coś się czasem w barku działo, to po paru-parunastu dniach samo przeszło. Mobilność w stawach zawsze miałem dobrą, rozgrzewki robiłem, skłonności do zapaleń raczej nie mam. Szczerze mówiąc trochę zbyt optymistycznie mi brzmi scenariusz 1-2 wizyt, tym bardziej, że mam znajomych z siłki z podobnymi przypadłościami, jeden z nich dostawał zastrzyki bodajże z kwasu hialuronowego, przechodziło na tydzień i wracało (każdy kosztował parę stówek z tego co kojarzę), obecnie nie wiem, jak to się potoczyło, wiem, że ćwiczy, ale chyba nadal go boli xD. Inny gibał się od lekarza do lekarza i skończyło się operacją. No ale zobaczymy. Topowi fizjoterapuci to jednak spore koszty, więc będę musiał to taktycznie przemyśleć, na razie wyciągnę skierowanie do fizjo od ortopedy (bo taka jest pojebana ścieżka na NFZ).
-
Ja po którymś razie po prostu to zlewałem i grałem po swojemu, raczej nie mając z tego powodu zbytnich strat.
-
Odwrócić znaki i w sumie akurat będzie się można zgodzić. Porównywanie GoT do Days Gone w kontekście ubirakowości jest ogólnie trochę przestrzelone. Jasne, open world, milion znaczników, odkrywanie mapy, obozy. Ale samo oparcie gameplay'u na szermierce i podróżowaniu konno to już zasadnicza różnica w stosunku do jazdy motorkiem i strzelaniu i tutaj zawsze grom takim, jak GoT będzie bliżej do AC. Dla mnie Cuszima to typowa gra na 7, ma świetny system walki, ale grzechy typowego open worlda są tu znacznie bardziej widoczne, niż w DG. Tyle, że zasłania je imponująca warstwa A/V, no i dla wielu ciekawszy setting. W Infamousy grałem dosłownie chwilę i nigdy mnie nie wciągnęły, a Slyto w moim rankingu druga liga platformówek na PS2 (zresztą tam stricte platformerstwa jest coraz mniej z części na część, już widać inklinacje twórców do dużych poziomów i wolności wyboru w sposobie przechodzenia gry), więc reasumując, w mojej opinii (mówiąc o jakości a nie o sprzedaży, ocenach w prasie itd.) SP to nadal nie jest pierwsza liga devów.
-
To tak żeby trochę ponarzekać: u mnie do zeszłorocznych problemów z kostką i kręgosłupem (powiedzmy, że w miarę ustabilizowanych) doszedł bark. I to w sumie z zaskoczenia, nie po jakimś nadwyrężeniu, ot zaczął boleć i ne przestaje. Całe szczęście tylko przy określonych ruchach, w codziennym życiu raczej mocno nie przeszkadza (problem by był, jakbym pracował fizycznie i musiał coś podnosić/przenosić), no ale siłka z grubsza odpada (trenuję nogi i robię jakieś lżejsze ćwiczenia nie angażujące tak stawu, ale to jest na dłuższą metę bez sensu). Na NFZ chwila czekania na rodzinnego, skierowanie do specjalisty i w międzyczasie RTG, ok. 2 miechy czekania na wizytę u ortopedy, skierowanie na rezonans no i teraz sobie czekam, bo termin wyjątkowo krótki, niecałe 3 tygodnie. Not great, not terrible. Wiadomo, mógłbym to wszystko przyspieszyć prywatnie, ale rezonans swoje kosztuje, a w sumie te terminy nie okazały się aż tak tragiczne. Kurwa jak teraz takie cyrki to co będzie w naprawdę starszym wieku.
-
Nie dopowiadaj sobie czegoś czego nie ma w naszych postach. Zresztą meritum jest proste: czy mówimy o piciu, czy o "ambitnych" rozrywkach, to uważam, że trzeba liczyć siły na zamiary, więc zarabiając 1500 zł nie piję co tydzień flaszki kupionej za 500% ceny rynkowej w klubie z płatnym wstępem, tylko raczej stawiam na domówki i "studenckie" imprezy (klimaty jak u przedmówców). Nie jeżdżę na narty z własnym sprzętem w Alpy, tylko do Białki, a sprzęt wypożyczam. Zwiedzanie świata, skakanie ze spadochronem, kurs szybowania czy poznawanie najlepszych restauracji w mieście po prostu zostawiam na czas, kiedy będę zarabiał lepiej, i tak to widzę. Kwestia ogarnięcia finansowego, kombinowania i trochę naszego rodzimego cebulactwa. Nie spadła mi korona z głowy jak poszedłem do kina w środę za 13 zł, zamiast w sobotę za 25. No chyba, że ktoś ma pełne wsparcie finansowe od rodziców, a ta marna pensja z pierwszej pracy to takie jego kieszonkowe, to inna bajka, ale wtedy mnie mamy o czym rozmawiać. Koniec końców, niech każdy robi ze swoją kasą co chce, ale mnie zwyczajnie drażniło trochę, jak ktoś zarabiający więcej ode mnie narzekał, że jest spłukany/biedny, nie mając żadnych zobowiązań. Z tego potem wyrastają Janusze, które zarabiają 2k, ale i tak palą codziennie paczkę sklepowych szlugów i zmieniają DUŻY telewizor częściej, niż niektórzy konsolomaniacy.