Skocz do zawartości

kotlet_schabowy

Użytkownicy
  • Postów

    4 238
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez kotlet_schabowy

  1. Powtarzam sobie San Andreas i cholera, jak to się źle zestarzało. Zaliczyłem dosyć niedawno również VC i zawsze uważałem, że VC>SA, ale po latach dysproporcje są jeszcze bardziej widoczne. Na pewno znaczenie ma też to, że o ile w 2004 te dziesiątki minigierek, duże możliwości customizacji, wiele misji dodatkowych, ogromna mapa, znajdźki, no ogólnie mówiąc rozbudowanie, to był ewenement na skalę gamingu (i coś wspaniałego dla gimbusa z dużą ilością czasu na gierki, a niewielką ilością tychże), tak teraz, po latach grania w lepsze lub gorsze open worldy, gdzie milion pytajników i side questów to norma, powoduje to raczej zmęczenie. No i przez swoją archaiczność, skala mapy bywaja mocno upierdliwe, brak tu przecież chociażby szybkiej podróży. Ogólnie gra jest mocno drewniana, misje w późniejszym etapie gry bywają frustrujące przez swoją nieprzyjazną graczowi strukturę i utrudnienia wynikające z mechanizmów (sterowanie, celowanie, brak sensownych i wygodnych opcji na odnowienie HP), a do tego jest zwyczajnie brzydka (no i na PS2 działa baaardzo niestabilnie). Fajnie posłuchać OST i poczuć nostalgię, ale poza tym ciężko nazwać to dobrą zabawą. Spójny, bardziej skondensowany charakter VC jest po prostu jest lepszy.
  2. kotlet_schabowy

    PSX not dead!

    O proszę jaki ruch w temacie. Dzięki za podpowiedzi. @Mejm z alko klasycznie już działałem, wyczyściłem też wnętrze (faktem jest, że nie było za dużo syfu, zresztą raczej dbałem o sprzęt na bieżąco). O tym patencie z filmiku coś kiedyś słyszałem, może spróbuję, choć z tego co kojarzę to jest tam jakiś element ryzyka. @grzybiarz @łom jeśli chodzi o oldschool, to jestem raczej purystą, lubię odpalić gierkę na dedykowanym sprzęcie i odpowiednim wyświetlaczu, choć w ostateczności w ruch idzie emu na PC. Szarak do gabloty na razie nie idzie, choć używany jest już naprawdę od święta. PS2 mam, niestety tam laser już w ogóle nie czyta CD. Co tu ukrywać, nie chodzi tylko o oryginały, z którymi szarak całkiem spoko sobie radzi, a które PS3 też odpala. Mam trochę płytek, czasem by się sprawdziło jakiegoś starocia, który już jest realnie niedostępny. PS3 mam "nieprzerabialne", więc tutaj temat odpada (kolejnego nie będę kupował, bez przesady xD).
  3. Tak jak część przedmówców, jestem zdania, że pełny remake tak dużych i rozbudowanych gier sprzed 3 generacji to by było potężne przedsięwzięcie i jakoś w świetle tego, że R z łaską wydaje teraz jedną grę na generację, wydaje mi się mało realne. Abstrahując od tego, że wkurwili by tym graczy, bo zamiast robić szóstkę, odświeżają trylogię, to w sumie byłbym tego ciekawy. Stare GTA zestarzały się niestety niegodnie (szczególnie na PS2), przede wszystkim San Andreas, które mam teraz umiarkowaną przyjemność sobie powtarzać. Sam gameplay, schemat misji, uciążliwe rozwiązania designerskie, no to wszystko do zaorania i zasiania od nowa.
  4. Fakt, trochę niekonsekwencji było w tym poziomie trudności (choć mi się sam system walki bardzo podobał, takie casualowe Soulsy, prędzej wyjebałbym te ogniska i odradzanie się przeciwników), a dodając do tego długie loadingi po śmierci bywało niemiło, ale generalnie bardzo ciepło wspominam tę grę. Ja ostatnio ukończyłem: The Last Guardian Do gry miałem duży dystans, a całą epopeję związaną z przenoszeniem premiery, platformy docelowej itd. śledziłem z umiarkowaną ciekawością (zresztą są gierki, które dłużej nie mogły się doczekać wydania). Może to też za sprawą tego, że żadnym wielkim wyznawcą Uedy nigdy nie byłem (Ico zupełnie do mnie nie trafiło, za to SotC uważam za świetny tytuł, ale nic ponad to). To tak na wstępie, po którym przejdę od razu do problemów tej gry, bo za parę miesięcy/lat to niestety pewnie będzie moje pierwsze skojarzenie, kiedy będę ją wspominać. Otóż gra na zwykłej PS4 działa tragicznie. W tej formie na bazowej konsoli po prostu nie powinna się ukazać i uważam, że słowo "skandal" nie byłoby tu przesadą. To nie są spadki animacji, to jest stały, trwale obniżony framerate, który przez większość rozgrywki oscyluje w okolicach 20-25 klatek, z dosyć częstymi spadkami grubo poniżej 20. Jest różnica między okazyjnym szarpaniem, a graniem praktycznie cału czas w slow-mo. Cóż, ominęły mnie Kolosy na PS2, to teraz poczułem namiastkę tamtego doświadczenia xD. Co więcej, ten problem wpływa nie tylko na doznania czysto estetyczne, ale też przeszkadza w rozgrywce, szczególnie biorąc pod uwagę to, że bardzo często musimy wykonać dosyć precyzyjne skoki czy inne ruchy. W połączeniu z nienajlepszym sterowaniem, bardzo często dającą ciała kamerą i przede wszystkim kurewskim lagiem, kierowanie bohaterem jest po prostu uciążliwe. A skakania, wspinania się czy turlania mamy tu sporo. Najgorszym chyba elementem zabawy jest wspominanie się na Trico, którego to musimy doświadczać notorycznie, a jest absolutnie skiepszczone. Chłopak gubi kierunki, spada, chwieje się, kamera żyje własnym życiem, a my musimy praktycznie w każdej lokacji po kilka razy to wchodzić, to zeskakiwać na bestię. A "walka" ze zbrojami to już w ogóle paraolimpiada. Mam w zwyczaju przeglądać sobie forumowe tematy dotyczące aktualnie ogrywanej gierki i nie powiem, czasem lekko uśmiechnąłem się pod nosem czytając posty "TLG defense force", którego przedstawiciele "praktycznie nie mieli dropów" na zwykłej PS4 xD. No ale popremierowa podnieta czasem skutkuje większą tolerancją. W tym wszystkim słynne "nieposłuszeństwo" zwierzaka chyba najmniej mnie denerwowało, może to też kwestia patchy i tego, że aż tak często nie miałem z tym problemu, bo z tego co widziałem to po premierze było w tym aspekcie różnie. Nie zmienia to faktu, że co do zasady gracz często może znaleźć się w punkcie, w którym nie wie, czy on coś źle robi, czy to Trico nie potrafi się ogarnąć. Granica między "urokiem" niesforności zwierza, a utrudnianiem zabawy, czasami jest przekroczona. A co zagrało? Zdecydowanie sam Trico: jego wygląd, animacja, mimo wszystko AI i ta słynna WIĘŹ, która się nawiązuje między nim, a chłopcem/graczem. No te jego zachowania, "mimika", odgłosy momentami są po prostu rozczulające i bardzo wiernie odwzorowujące zachowanie prawdziwego niesfornego psa. Myślę, że każdy, kto ma/miał czworonoga automatycznie może dodać jeden punkt do oceny gry. Najlepszy zwierzęcy towarzysz w historii gier? Myślę, że można się pokusić o takie stwierdzenie. Fajne i przemyślane (choć nie zawsze intuicyjne) są różnego rodzaju zagadki i przeszkody, które musimy pokonać współpracując. Gra, jak to się czasem mówi, wierzy w inteligencję gracza, stąd w zasadzie nie mamy tu podpowiedzi, o jakichś trybach detektywistycznych czy świecących się "ważnych miejscach" nie mówiąc. I spoko, bo faktycznie czułem się trochę jak za dawnych czasów i po raz pierwszy od dawna musiałem coś więcej pokombinować, czy to czysto "akrobatycznie", czy logicznie. W tym wszystkim cieszyła mnie też liniowość przygody i brak rozpraszaczy/gadżetów do zbierania (poza opcjonalnymi beczkami). Idziemy przed siebie i kombinujemy, jak dostać się dalej/wyżej. Choć nie powiem, czasem ten schemat "jesteśmy już blisko, ale nagle spadliśmy w przepaść i musimy zaczynać od nowa" trochę psuje poczucie motywacji. Całość jest utrzymana w typowo Uedowskiej atmosferze mistycyzmu i niedopowiedzeń, no i nie będę udawał, że jestem fanem takich klimatów, ale ma to swój urok i jest jakże odmienne od tego, czym jesteśmy "na co dzień" raczeni przez developerów. Na pewno pochwała należy się muzyce, szkoda tylko, że nie występuje ona częściej. W TLG bardzo dobrze widać, jak dużą różnicę dla budowania emocji potrafi zrobić pojawienie się w tle odpowiedniej melodii. Tak, jak w przypadku Kolosów, do OST będę wracał. Na koniec, tworząc pewną pętlę, wrócę do wizualiów. Abstrahując od wspomnianego już klatkażu, dla mnie gra była zwyczajnie piękna. Trico: wiadomo, świetny design, szczegółowy model (pióra!). Chłopak: ciekawy patent ze swego rodzaju "kreskówkowym" designem. No i rewelacyjna animacja wszystkich postaci. I to oświetlenie! Ogromne przestrzenie (mimo mgły w oddali) prezentowały się epicko i nie zdziwiłoby mnie, gdyby co poniektórzy gracze czuli się nieswoja oglądając na swoich wielkich ekranach niektóre przepaście rozpościerające się pod bohaterami. Inna sprawa, że klasyczny dla gier Team Ico design świata, który można by podsumować jako "kamienie, ruiny, trochę zieleni i okazyjnie woda" po kilku godzinach gry może już trochę wychodzić bokiem, ale wystarczyło, że zmieniła się pora dnia i świat nabrał nowego blasku. Nawiązując jeszcze do wspomnianego przeze mnie czytania popremierowych opinii na FPE: o ile w stosunku do fpsów wiele osób miało wyjątkowo dużą tolerancję, tak za grafikę grze się dostawało trochę za mocno. Śmiem wątpić, żeby PS3 mogło wyświetlić coś takiego (nawet w obniżonej rozdziałce), a już gadanie o poziomie PS2 to zwyczajny absurd. Odpaliłem sobie SotC HD na PS3 i różnica jest, nomen omen, kolosalna. Jasne, poszczególne elementy szału nie robią (tekstury, odbicia czy fizyka wody, aliasing), ale całokształt zrobił na mnie duże wrażenie. No także kończąc ten przydługi wywód: gra była, a jakże, mocno specyficzna. Dobra odmiana od typowych hiciorów, ale jak na dzisiejsze standardy nie byłoby dużą złośliwością powiedzieć, że w trochę krótszym wydaniu to mógłby być bardziej rozbudowany indyk. Jeśli chodzi o odczucia "duchowe", to tutaj nie będę się silił na natchnione wrażenia, nie jestem już na etapie ronienia łez przy gierkach, ale było parę emocjonujących czy, powiedzmy, wzruszających motywów, a samo zakończenie jest w tym temacie naprawdę angażujące i po prostu bardzo dobre. TLG na pewno warto sprawdzić, ale ZDECYDOWANIE na PS5, względnie na Prosiaku, no i z odpowiednim podejściem, nie zniechęcając się na początku.
  5. kotlet_schabowy

    PSX not dead!

    Mało kto tu chyba zagląda, ale spróbuję: bawił się ktoś z Was w jakieś konkretniejsze "odświeżanie" swoich PSXów (głównie chodzi mi o sprawy techniczne, nie estetyczne)? Warto inwestować w jakieś "chińskie" lasery, żeby coś tanim kosztem poprawić? Smarowanie prowadnic etc? Tak, żeby nie zaszkodzić jeszcze bardziej xD. Mój szarak od dawna mocno się męczy przy czytaniu płytek i zastanawiam się nad jakimiś tuningiem minimalnym kosztem. Czy już lepiej szukać na aukcjach jakiegoś w miarę sensownie wyglądającego modelu i ewentualnie brać go na części?
  6. Obejrzałem w końcu nową kinówkę z Brolym, no i cóż, w porównaniu do tego, co reprezentuje Super, to praktycznie w każdym aspekcie wypada ona lepiej (no może poza równie marną oprawą muzyczną). Wizualnie to niebo a ziemia (wiadomo, pełnometrażówki zawsze za sprawą budżetu wyróżniały się in plus w stosunku do serialu, ale tutaj efekt jest tym bardziej dostrzegalny), świetna animacja i efekty, choć sama kreska dosyć kontrowersyjna (i te dziwne zoomy na twarze i oczy bohaterów xD). Ogólnie miałem momentami skojarzenie z jednym z epizodów Animatrixa, mianowicie "Rekord Świata". Nic nie jest specjalnie rozwleczone, akcja skacze z miejsca na miejsce, walki są dynamiczne i efektowne, nie ma jakiejś mocniejszej żenady czy męczących bohaterów. Fabularnie natomiast zawód (nie, żebym oczekiwał arcydzieła). Przede wszystkim słabe podbudowanie największych akcji, z fuzją na czele. Przypominam, że w Filmie 12 mieliśmy kilka minut akcji z nieudanymi Gogetami, a ostateczna, udana fuzja to było coś ultra epickiego i dosyć krótko obecnego na ekranie. Nie przekonuje mnie zmiana lore, na czele z baaardzo naciąganą "motywacją" samego Broliego i Paragusa. Bardock i akcja na Vegecie też od czapy. No nie czułem żadnego ciężaru wydarzeń i epickości skali. Nie widzę w ogóle powodu do robienia takich luźnych "remake'ów" znanych historii, poza wepchaniem ich w kanon. Ogólnie: takie se.
  7. Skusiłem się bo nieraz na forumie polecacie coś dobrego, a mamy chyba podobny gust, no i nie kurde wiem co tak słabo. Miałem ochotę na takie luźne ciepłe kluchy z przyjemnymi widoczkami, a okazało się, że nawet tych całych Hawajów za dużo na ekranie nie ma. Scenariusz niestety jest mocno chaotyczny i po prostu momentami głupi, motywacje bohaterów też mało wiarygodne. Meeh.
  8. I co, przez pół roku nie powiedział pracodawcy (albo nie zrobił tego za niego ktoś z rodziny), że nie wraca, bo jest chory? Nie powiedziałby znajomym, którzy zaprosili do na wesele, że jednak nie da rady, bo ma problemy ze zdrowiem? Kurwa no ja rozumiem szpital, zdrowie etc. Ale jeśli masz jako dorosły człowiek jakieś zobowiązania (a prowadzenie zbiórki i zarządzanie bądź co bądź pieniędzmi i towarem, to są zobowiązania, a nie hobbystyczna zabawa) to na wypadek takich trudnych sytuacji masz kogoś, kto za ciebie to ogarnie. No chyba, że nie jesteś wcale tak profesjonalny jak sądzisz Nie mówiąc o tym, że wiele wskazuje na to, że temat był zlewany już przed szpitalem. No także wybaczcie chłód lub wręcz cynizm, ale za dużo w internecie już widziałem (szczególnie w szeroko pojętych tematach "gierkowych"), żeby nie mieć mocnych obaw o uczciwość/profesjonalizm ludzi organizujących takie akcje. Przecież to brzmi jak słynne wymówki Kaliego odnośnie spóźnień z tekstami. Albo ludzi, którzy nie przelewali na Pchlim Targu kasy za zakup, nie odzywali się miesiąc, a potem nagle się okazywało, że "byli w szpitalu" albo "przeprowadzali się i zgubili komputer". A koniec końców kasa nie docierała xD Reasumując: z każdym tygodniem utwierdzam się z przekonaniu, że dobrze było od początku podchodzić do tej akcji z dystansem. Obym się mylił i wszystko skończyło się dobrze.
  9. Nie no zdecydowanie wolę sobie zostawić furtkę na rozbudowę w przyszłości. Wiesz no generalnie nie pali mi się, ale to samo słyszałem rok temu i ten tragiczny czas trwa i trwa i zaczyna się zabawa w spekulację, a na tym nigdy dobrze nie wyszedłem. Poczekam pół roku i może być taniej, ale może też być drożej i będę żałował, że czekałem, tak jak już teraz żałuję. A nie chciałbym się znaleźć w sytuacji, w której któryś podzespół mi po prostu padnie i zostanę w dupie.
  10. @Ukukuki dzięki za obszerną wypowiedź, mocno naprowadzająca na kierunek, chociaż jako stary konserwatysta muszę mocno przemyśleć to APU. Faktem jest, że gdyby nie grafika, to bym już dawno coś złożył, ale z drugiej strony ile można czekać? Na jesień tamtego roku pojawiły się pierwsze plany na zmianę, miałem zacząć zakupy na początku 2021, no i wyszło jak wyszło. A tak w ogóle to podłączę do jakiejś w miarę nowej MB napędy pod ATA xD? @Mejm to jest komp z 2008 roku. Intel Dual Core podkręcony do 2,7 Ghz, 3GB RAM, GeForce 9600GT (zamieniona za moje ówczesne oczko w głowie, GF 8800GT, która z pewnych przyczyn skończyła marnie po kilku latach funkcjonowania). I tak po prawdzie to jeszcze rok-dwa temu w ogóle nie czułem wyraźnej potrzeby zmiany. Widocznie kolejne aktualizacje przeglądarek i coraz mocniej obciążające system witryny (z YT na czele) sprawiają, że sprzęt nie wyrabia.
  11. Bez przesady, przecież to, co finalnie dostaliśmy i tak mogło być lepsze, nawet abstrahując od afer i rzekomego wycięcia ostatniego aktu. Jaki wpływ na chujowość postaci i scenariusza w akcie 1-2 miało rozstanie z Konami? Kojima przedobrzył ze skalą, dając ciała w temacie scenariusza. Reżyseria z tą trzęsącą się kamerą "z ręki" i absurdalnymi wręcz lens flare'ami też szału nie robiła. Muzyki mało, a jak chcesz więcej to puść se na kasecie xD. Snake milczący, postacie poboczne snują się po bazie i pierdolą kocopoły, antagonista żałosny, Metal Gear wyrwany z taniego anime. Jedynie pojawiene się Eliego, parę momentów z Ocelotem i może Quiet i dosłownie ze dwie-trzy mocniejsze scenki przypominały, że to nadal MGS. Gra miała świetny gameplay: zgoda, ale pomijając cały niedosyt dotyczący "MGSowości", nawet cieszenie się tym wspaniałym gameplay'em jest skutecznie utrudniane przez sprawy takie, jak słynne podróże helikopterem, podział na misje, zbieranie gównosurowców, grind, powtórki misji, męczące na dłuższą metę rekrutowanie etc. To nie jest tak, że nie wracam do tej gry tylko przez żenującego Skull Face'a i nudne, przeciągnięte filmiki (bo to zawsze mogę przerwać). Nie wracam do niej, bo jest tak "niewygodna" w użyciu i rozciągnięta na siłę, że po prostu odpycha mnie sama myśl o wchodzeniu w ten świat ponownie. Zawód dekady, o ile nie gierkowy zawód życia. Tym bardziej bolesny, że byłem wyznawcą serii w czasach jej świetności (i z dużą tolerancją przyjąłem grafomaństwo w czwórce). Kojima przeproś za Venom Snake'a.
  12. Czy ja wiem, większość wymienionych tutaj tytułów to typowe wysokobudżetowe AAA (patrząc na dzisiejsze standardy), ciężko powiedzieć, żeby ME2 czy MGS3 były ryzykownymi eksperymentami. Swoją drogą wymieniłem te dwa tytuły, bo to u mnie były chyba najsilniejsze "kace" (choć nie do końca pasuje mi to określenie, bardziej bym to porównał do "doła" albo "depresji" gracza). ME2 wiadomo: wiele godzin spędzone na integracji z ekipą (to w zasadzie trzon wydarzeń w tej części), mocno immersyjny i wiarygodny świat przedstawiony. No po zakończeniu czułem się trochę jak po powrocie z zielonej szkoły albo wakacji xD. Nie chciało mi się w nic innego grać, "pocieszałem" się zapowiedziami trójki, a w końcu zacząłem całość od nowa. MGS3 to już w ogóle potężny kaliber. To, co się dzieje od ostatniej walki z bossem to jest pierwsza liga grania na emocjach gracza (i mówię to z perspektywy osoby, która miała zaspoilerowane prawie wszystkie twisty na koniec). Debriefing w scenie wyjawienia, "o co chodziło", Way to Fall na napisach, tego się nie zapomina. Patrząc bardziej analitycznie dochodzę do wniosku, że żeby wystąpił opisywany tu efekt, grę musi charakteryzować kilka cech: -wciągający scenariusz i ciekawi bohaterowie, z którymi się zżywamy -odpowiednia długość (no jednak inaczej spędzić 40-50 h w jakimś uniwersum, niż zaliczyć szybki strzał z pięciogodzinnym indykiem, jak bardzo by on nie był immersyjny) -wywoływać te słynne EMOCJE (na co składa się również muzyka, reżyseria, dialogi). Moja obserwacja jest taka sama, jak Wezyra: w odchodzącej generacji takich gier praktycznie nie stwierdziłem (z Wiedźminem będącym najbliżej osiągnięcia tego efektu). MGS V dał w tym temacie ciała (DS zresztą też, prawdopodobnie z tych samych powodów- zabrakło spójności i lepszej syntezy w przedstawieniu wydarzeń, na rzecz rozbudowania mdłego świata zaludnionego nieciekawymi postaciami). Nie wiem, czy winić tutaj nasz wiek, 10 lat temu nie byłem (i chyba większość tu obecnych też) dzieciakiem wchłaniającym z opadniętą szczęką wszystko co dzieje się na ekranie jak za czasów PSXa czy nawet PS2, a jednak tych wywołujących głębsze emocje gier było więcej. Co tu dużo gadać, branża się zjebała i tyle.
  13. No powiedzmy, że idealnie by było w okolicach 1000-1200 zł bez obudowy i peryferiów.
  14. Dobra ludzie, wejdę Wam w te dyskusje o hi-endowych sprzętach i spekulacje, czy płacić teraz 5k za kartę, czy czekać i poproszę o rady w sprawie, którą już tu kiedyś poruszałem, ale temat został z różnych przyczyn (poniekąd też dzięki "dobrym radom" xD) odłożony na kiedyś: chcę złożyć najmniejszym możliwym kosztem sprzęt, na którym będę mógł spokojnie przeglądać neta i YT, bo obecny złom już ledwo zipie, a będzie tylko gorzej. Gierki odpalić na nim, owszem, czasem zamierzam, ot żeby poprzednia generacja działała w 30-60 klatkach w FHD, ale nie jest to priorytetem. Przyjmijmy, że stawiam na używane części i standard sprzed 3-5 lat. Nie chodzi mi na ten moment o wypisanie konkretnych produktów, po prostu jako zielony w temacie nie wiem nawet, od jakiej płyty głównej zacząć. Najważniejsze: jaką MB, jaki RAM, jaki procek, jakie zasilanie i chłodzenie (mam zasilacz 450W, spotkałem się z różnymi opiniami na temat tego, czy to wystarczy). Obudowa, peryferia i inne to już kosmetyka.
  15. Timesplitters 2 (PS2) Pierwsze wrażenie dobre: jest płynnie (50 fps w PAL), estetycznie (specyficzny dla pierwszych lat życia PS2 styl graficzny z niezbyt imponującą jakością tekstur czy szczegółowością modeli 3D, ale za to z dużą "plastycznością" i wspomnianą płynnością, kojarzył mi się z Ratchetami), bez zbędnego przedłużania, szybkie wprowadzenie i wskakujemy w akcję. No i tutaj zaczyna się pierwszy i największy zgrzyt: sterowanie, a konkretniej celowanie. O ile samo obłożenie przycisków (abstrahując od różnych opcji customizacji, które robią chyba więcej złego, niż dobrego) można przełknąć, szczególnie pamiętając standardy starszych konsolowych FPSów, tak celowanie woła o pomstę do nieba i jest chyba najgorszym, najmniej precyzyjnym i zwyczajnie najbardziej chujowym celowaniem, z jakim miałem do czynienia na konsolach (tak, biorę też pod uwagę FPSy ogrywane bez gałek analogowych na szaraku). Jakby to obrazowo opisać: przy lekkim wychyleniu prawej gałki celownik (o ile go w ogóle włączymy, bo to nie jest wcale defaultowe ustawienie) pływa w okolicach środku ekranu, a dopiero kiedy mocniej ją wychylimy, ruszamy też "głową" postaci i możemy się rozglądać. Puszczenie gałki równa się powrotowi do punktu wyjścia w centrum ekranu. W praktyce jest po prostu upierdliwe i niewygodne i nieraz pozornie banalne starcia 1 na 1 z niewielkiej odległości zamieniały się w potężną wymianę ognia. No ale na początku jeszcze to przełknąłem, bo gra jest raczej prosta. Niestety, na końcu robi się już hardkorowo (dwa-trzy ostatnie levele), w połączeniu z chorym pomysłem na umiejscowienie na każdym poziomie tylko jednego (często w mocno dyskusyjnym miejscu) checkpointa doprowadza to po prostu do frustracji. Sam byłem zmuszony obniżyć poziom trudności na przedostatnim etapie (kolejna inteligentna decyzja twórców: jeśli obniżymy poziom na danej planszy, to następną musimy rozgrywać też na obniżonym). Na plus muzyka i, pomijając minusy, ogólnie nie taki zły gameplay, z różnymi zadaniami na każdej planszy, interakcją z otoczeniem i masą dodatkowych wyzwań poza trybem story (które osobiście odpuściłem, nie te czasy). No cóż, zachciało mi się oldschoolu, to mam, choć mogło być gorzej. Serca z Kamienia oraz Krew i Wino Tu nie będę się rozwodził, o samym Dzikim Gonie już kiedyś sporo napisałem, a o dodatkach nie powiem raczej nic odkrywczego. To świetne, długie i bardzo klimatyczne rozszerzenia, mające fabularnie lepsze momenty, niż podstawka. Tutaj brylują oczywiście Serca z Kamienia, choć osławiony, surrealistyczny epizod związany z żoną pewnego szlachcica mnie wymęczył, za to wesele pełne smaczków i cała postać Witolda (dawno nie miałem takiej beki słuchając dialogów w grze) to cymesik. Jednak uczucie przebywania w mimo wszystko znajomych stronach (co prawda grając w podstawkę unikałem tego rejonu mapy, zresztą ze względu na małego expa nie było tam dużo do roboty) trochę odbiera poczucie obcowania z czymś zupełnie nowym, które natomiast dostajemy przy dodatku Krew i Wino. No tutaj to już Redzi naprawdę się popisali, bo skala tego rozszerzenie na upartego przeszłaby w mniejszych grach (i u innych devów) za sequel. Ogromny nowy teren działań i pełno zadań robią wrażenie. Gameplay to nadal stary "dobry" Wiesiek (klasycznie, w pewnym momencie nudziło mnie już trochę ciachanie kolejnych bestii, szczególnie nowych, dosyć upierdliwych rodzajów), z całkiem fajnymi patentami dotyczącymi rozwoju broni i zbroi (zaklęcia z SzK bardzo mi przypasowały, ale niestety horrendalne ceny skutecznie odebrały możliwość zabawy w eksperymenty). O ile sam wątek główny i antagonista w Sercach... wygrywa z Krwią...., tak obecność pewnego starego znajomego z książek w drugim DLC mocno to rekompensuje, bo to jedna z najciekawszych (i najlepiej zdubbingowanych) postaci pobocznych w całym Wiedźminie 3. Zakończenie jest przyjemnym zamknięciem całej przygody no i co tu dużo gadać, było świetnie. Od marca z przerwami na inne tytuły po zaliczeniu podstawki tkwiłem w tym świecie i było to jedno z najciekawszych przeżyć growych, choć lata już nie te, żeby angażować się emocjonalnie tak jak kiedyś. Tak czy siak: szacun dla Redów.
  16. No archaizmy są, ale w świetle tego, że SH1 i SH2 (na normalu) to dosyć proste (abstrahuję od zagadek) i krótkie gry, to drewno jakoś mocno nie przeszkadza, chociażby w walce. Co prawda w jedynkę grałem ostatnio w 2004 i teraz może inaczej bym śpiewał, ale dwójkę zaliczyłem rok albo dwa lata temu i naprawdę nie było zgrzytów. Ale nie będę namawiał, bo jednak szansa na odbicie się istnieje. Zresztą ja jakoś nigdy nie poczułem tego "geniuszu" serii.
  17. Dziś powalczyłem chwilę, powkurwiałem się, w końcu zmieniłem na easy, a tu zonk, bo później "za karę" nie możemy grać na normalu w kolejnych levelach. No fajna złośliwość twórców xD. No to przemogłem się i jakoś w końcu poszło na normalu, ale na hardzie sobie tego nie wyobrażam. Kwintesencja upierdliwego level designu i psucia rozgrywki niesprawiedliwymi chwytami.
  18. Parafrazując klasyka, przestańmy udawać, że to co pisze Zooltar ma jakiekolwiek znaczenie. Ale koniec końców nie jestem za wywalaniem kogokolwiek z felietonistów (co innego Myszaq i jego "dział"), bo się z nim nie zgadzam, ot wolność słowa. Szczególnie, że miejsca w magazynie mają niewiele.
  19. @up zawsze mnie ciekawiła ta gra, szczególnie ze względu na otoczkę związaną z kwestiami psychiki, ale nigdy nie mogłem się przemóc przez ten absolutnie odpychający design postaci, na czele z głównym bohaterem. Tak, to może dosyć płytkie, żeby oceniać "książkę po okładce", ale co ja poradzę?
  20. Rozmowa w innym temacie przypomniała mi, że porzuciłem też (co prawda nie "właśnie", bo parę lat temu) ICO. No nie siadło mi zupełnie, a od momentu pojawienia się "zjaw" to już całkiem odechciało mi się bawić. Niezbyt angażujący gameplay, save pointy w określonych miejscach, toporne sterowanie, ciągła cisza i surowy klimat i mamy już niezły zestaw zniechęcający do dalszego grania. Niby gra tylko na 5-6 h, a i tak mi się nie chce. Wczoraj zrobiłem rage quita i już myślałem o wpisaniu w tym wątku TimeSplitters 2, ale spróbuję jeszcze raz dzisiaj, w ostateczności obniżę poziom trudności. Gra w trybie story generalnie jest (na normalu) raczej łatwa, więc tym bardziej bolesny jest strzał w pysk w postaci poziomu Atom Smasher (lata 70). Kto grał, ten wie, tym, co nie grali, nie ma sensu dokładnie opowiadać, powiem tylko, że twórcy na kupę rzucili nam presję czasową, fale przeciwników, również silniejszych niż "normalnie", chujowo umiejscowiony checkpoint (jeden na cały poziom) i inne atrakcje. A że gra w ogóle ma zjebane celowanie i oldschoolowe podejście do zabawy, to robi się kwaśno. No ale tak jak wspomniałem, dziś kolejne podejście. A właśnie, chyba na dobre porzuciłem też niedawno Viewtiful Joe. Nie powiedziałem definitywnego "a jebać to", ale po pierwszej, około godzinnej sesji, gra mnie po prostu nie wciągnęła i nie mam ani trochę ochoty na kontynuację. Cóż, czasem jednak intuicja gracza działa: gra odpychała mnie, głównie za sprawą designu postaci, już w okolicach premiery, na przestrzeni lat nigdy nie czułem potrzeby nadrobienia jej, a jakoś ostatnio ni z gruchy ni z pietruchy, chyba na fali powrotu do grania na PS2, spróbowałem tej nietypowej pozycji od Capcom. No i nie pykło.
  21. Jak nie widziałeś to na pewno "2012". Nic nadzwyczajnego, wręcz bliżej mu do gniota pełnego przeruchanych klisz, ale w tym gatunku poza wymienionymi już tytułami ciężko o coś z odpowiednim budżetem i rozmachem.
  22. kotlet_schabowy

    Lody

    Szkoda tylko, że przechowywanie lodów w takiej Biedrze woła o pomstę do nieba. Pomijam już standardowy u nich burdel i zamieszanie z oznaczeniem cen. Nie tak dawno miałem brać pudełkowe Big Milki, bo fajna promka była, ale calutka "świeża" dostawa była mocno oszroniona z zewnątrz i całkiem miękka w środku. Czyli można śmiało zakładać, że dosyć długo poleżały poza chłodniami przy wypakowaniu.
  23. kotlet_schabowy

    Piwo

    Prawda jest taka, że, tak jak w większości jakichkolwiek sporów i dyskusji, wiele osób nie potrafi zaakceptować, że dla kogoś sprawa może nie być czarno biała i picie piwa to nie przynależność do gangu, wobec którego mam być lojalny i wyznawać tylko jego zasady. Sprawiają wrażenie, jakby ich mózgi nie ogarniały rzeczywistości, w której ktoś raz na jakiś czas wypije jedno-dwa lepsze piwa na smaka (tak, nawet tą "mityczną" IPĘ), ale nie ma zupełnie problemu ze strzeleniem sobie kilku przeciętnych koncerniaków do towarzystwa czy tego słynnego grilla. Przecież jest dokładnie na odwrót i to z reguły "snoby" muszą przy każdej możliwej okazji dodać swoje 3 grosze na temat tego, że ktoś śmie śmieć pić "szczyny" i, co gorsza, nie wykrzywia mu to ryja (w zależności od stopnia snobizmu, mogą za nie być uznane zarówno Harnaś, Perła, jak i jakikolwiek koncerniak). I jesteś tego najlepszym przykładem, wystarczy spojrzeć na ilość tekstu i jad, jaki produkujesz, w odpowiedzi na mem albo czyjąś krótką uwagę xD. I cały czas ta pasywna agresja i odnoszenie się do kwestii finansowych jak jakiś nuworysz, który musi na każdym kroku udowadniać, że jest wyżej niż plebs. Ale z tego co widać po aktywności w innych tematach tu nie chodzi konkretnie o piwo, po prostu jest z ciebie kawał frustrata, więc nie ma się co za bardzo wczuwać. Tylko nie uzurpuj sobie prawa do decydowania, o czym kto ma rozmawiać, bo żaden z ciebie moderator dyskusji.
  24. Meh. Im młodsza generacja, z której pochodzą rimejkowane gry, tym mniejsze emocje budzą we mnie owe rimejki. Remaster trylogii w stylu ME? Spoko, tym bardziej, że seria Dead Space wizualnie trzyma się naprawdę dobrze. A to? No będę z ciekawości obserwował projekt, może za 5-6 lat zagram jak ktoś pożyczy na PS5 xD
  25. Pozostając w klimacie, wczoraj zaliczyłem Looney Tunes: Back in Action i film jest tak z 10 razy lepszy, niż te popłuczyny z LeBronem. Jest luz i dystans, absurdalny, ale mający jakiś sens w swoim funkcjonowaniu świat przedstawiony, sympatyczni bohaterowie ludzcy (choć za Fraserem jakoś nigdy nie przepadałem), jest łamanie czwartej ściany, jest dobry slapstick (może nie jest to najwyższy poziom poczucia humoru, ale nawet to trzeba umieć zaprezentować w zabawny sposób) i typowe świrowanie znanych bohaterów. Daffy zachowuje się jak Daffy, Bugs jak Bugs. Jedynie główny antagonista to skrajnie przerysowany, cringe'owy "evil mastermind", który raczej drażni swoją obecnością. Oczywiście żadne to arcydzieło, ale sympatyczna "bajeczka", przy której można parę razy prychnąć (a także docenić kunszt animatorów). No i dobry detox po nowym Kosmicznym Meczu, jednocześnie będący kolejnym potwierdzeniem, że nie o wiek widza i sentyment tu chodzi (bo powyższego filmu nigdy dotąd nie oglądałem).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...