Skocz do zawartości

kotlet_schabowy

Użytkownicy
  • Postów

    4 238
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez kotlet_schabowy

  1. Nie trafia do mnie ten argument, bo dość jest filmów/animacji targetowanych na dzieciaki, które zbierają dobre recenzje i boomerzy łykają je bez popity (wszystko od Pixara chociażby, MCU też jest przecież tworzone pod dzieciarnię, a mimo wszystkich wad, jest to zjadliwa rozrywka dla dorosłych). Tym bardziej, że film ewidentnie w jakimś stopniu miał być właśnie skierowany do nostalgicznych dziadów po trzydziestce.
  2. Kosmiczny Mecz: Nowa Era No słabe to było, ale chyba na ten moment już nikt nie spodziewał się, że będzie inaczej. Co więcej, obniżone do minimum wymagania może i nawet trochę "pomogły" filmowi. W skrócie: wszystko jest tu gorsze, niż w pierwszej części. Scenariusz, gagi, prezencja, muzyka, bohaterowie, mecz. Powiedziałbym, że to produkt na miarę dzisiejszej, zjebanej popkultury, ale w sumie to byłoby nie fair wobec mimo wszystko nadal powstających, trzymających znośny poziom, mainstreamowych produkcji. Temu filmowi brak jakichkolwiek jaj, brak duszy. Jest głupi, plastikowy, pstrokaty. Oczywiście nie da się tu pominąć kwestii nostalgii, jaką nasze pokolenie darzy jedynkę i panujące w okolicach jej premiery realia (nie wiem jak tam w USA, ale dzisiaj w Polsce losowy dziesięciolatek raczej nie będzie wiedział, kim jest LeBron). Sęk w tym, że twórcy praktycznie w ogóle na tej nostalgii nie grają! To chyba największy strzał w stopę w przypadku dzieła tak mocno przecież opierającego swoje istnienie na graniu na wspomnieniach. Poza kilkoma luźno rzuconymi tekstami (i jednym całkiem udanym gagu dotyczącym MJa) wszyscy zachowują się, jakby poprzedni Kosmiczny Mecz w ogóle nie miał miejsca (kwintesencją tego jest zupełnie od czapy wrzucony fragment "treningu" ekipy Królika). Jedyne, co mocno nawiązuje do jedynki, to schemat fabularny, z momentami wręcz kopiowanymi zagrywkami typu "dostajemy po dupie/odzyskujemy wiarę w siebie i zaczynamy wygrywać/źli oszukujo i znowu prowadzą/musimy na ostatnią chwilę zdobyć punkty". Dostajemy za to masowo i w sumie randomowo, bez głębszego sensu (poza "subtelnym" mrugnięciem oka do widza) wrzucane cameo postaci z szeroko pojętego "katalogu" Warner Bros., które zazwyczaj pasują tu jak pięść do nosa. No ale nie bolałoby mnie to (w końcu to z założenia prosty film dla dzieciaków), gdyby było to podane w sympatyczny sposób. Niestety, tutaj nie ma kogo polubić, z głównymi bohaterami na czele. Animki, jak już wspomniałem, w ogóle nie mają jaj, ale zakładam, że proces kastracji trwa w uniwersum Looney Tunes od dłuższego czasu (nie oglądam nic z nowych produkcji). Ekipa "złych" to porażka, na którą szkoda klawiatury. Ekipa ludzka o dziwo miała jakiś potencjał scenariuszowy, który jakoś w połowie filmu idzie się jebać przez jej całkowicie nieprzekonujące zachowania. No właśnie, "nieprzekonujące", to chyba kolejne dobre słowo określające to, co się dzieje w filmie. Wszystko jest naciągane i zwyczajnie głupie. I to nie głupie w stylu "Królik Bugs wciąga Michaela Jordana do świata animków przez dołek golfowy" tylko głupie w stylu "syn koszykarza gra przeciwko swojemu ojcu w meczu, którego stawką jest życie tysięcy ludzi i animków, bo algorytm połechtał jego ego i przekonał go, że ojciec go nie docenia" xDDDD. Dobra, kończę, bo rozpisuję się z zaangażowaniem godnym większej sprawy. Choć w jakimś sensie sprawa jest duża, bo Space Jam to jeden z moich filmów dzieciństwa i szkoda, że zamiast dostać kontynuację udanie grającą na sentymentach, fajnie opakowaną i po prostu rozrywkową, dostaliśmy takiego balasa, o którym za parę miesięcy nikt, ani dzisiejsze dzieciaki, ani dorośli, nie będzie pamiętał. No chyba, że wspominając, jak dużym zawodem był.
  3. kotlet_schabowy

    Dwa pedały

    Nie ma porównania. Sam zacząłem ostatnio korzystać z bagażnika i różnica w stosunku do jazdy z założonym plecakiem jest kolosalna. A pomijając pocenie, jest zwyczajnie dużo, dużo wygodniej. No i nie mając plecaka, koszulkę zawsze (no, powiedzmy, że w odpowiednich okolicznościach przyrody) można ściągnąć xD.
  4. kotlet_schabowy

    Control

    No w sumie dash jest lekkim gamechangerem i frajda ze śmigania po planszach i siania rozwałki rośnie (a jak dochodzi lewitacja, to już w ogóle jest elegancko, ale to jakieś 2/3 gry, jak nie dalej), ogólnie gra od momentu zyskania "mocy" zyskuje, ale nie jest to przełom w stylu np. uzyskania dostępu do otwartego świata po wyjściu z Krypty w F3 czy po prologu Automaty. Co do pierwszej broni to przeleciałem na niej (w połączeniu ze "snajperką") chyba 90% gry xD. Dla mnie top i idealne wyważenie między celnością, szybkostrzelnością i siłą.
  5. kotlet_schabowy

    Control

    Podbijam przedmówcę, Control dosyć szybko pokazuje, czym jest, i poza standardowymi dla gier zmianami w gameplay'u idącymi w parze z progresem (nowe bronie, umiejętności, obszary) to raczej niczym Cię już nie przekona.
  6. No mnie mocno sponiewierał ostatni boss, szczególnie (co raczej naturalne) dwie ostatnie fazy, do których podszedłem z taktyką "podjazdową" i jeśli ktoś sobie nie radzi ze zbijaniem postury i deflectowaniem jego ciosów, to polecam taką, może mało efektowną (i baardzo dłużącą się, co idzie w parze z dużą szansą na popełnienie błędu), ale dosyć bezpieczną i łatwiejszą, metodę. Przy drugim i następnych playthrough, kiedy już naprawdę dobrze obcykałem system i jechałem ze wszystkimi zgodnie ze sztuką szermierstwa, to większych problemów nie było.
  7. kotlet_schabowy

    Dwa pedały

    Ja natomiast zapytam, czy ktoś z Was jeździ z torbą/sakwą na bagażniku i może polecić jakąś firmę/sklep/konkretny produkt? Interesuje mnie pojemność 13l.
  8. Tony Hawk's Underground 2 Serię kocham, ale byłem zawsze raczej konserwatystą jeśli chodzi o wszelkie gruntowne zmiany czy eksperymenty. THUG mi się podobał, ale nie darzę go jakimś sentymentem, może to już był też czas, kiedy po prostu przeszła mi zajawka na deskę i cykl gier sygnowanych nazwiskiem Jastrzębia. Do dwójki miałem już jedno podejście jakoś w okolicach 2007 na PC, co samo w sobie nie było najlepszym pomysłem (granie w grę skejtowską na klawie xD) i odpuściłem jakoś po tutorialu. Człowiek ledwo mrugnie okiem, a tu nagle mija 15 lat. Niedawno jakoś całkiem z dupy przyszło mi do głowy, że pojeździłbym se na desce, więc sięgnąłem po THUGa2 (mając wszystkie poprzednie części zaliczone), no i bawiłem się bardzo dobrze. Pamięć mięśniowa działa i klasyczne komendy "trójkąt-grind, kółko-grab" sprawiają, że nawet po latach przerwy wystarczy parę sekund, żeby złapać bakcyla i napierdzielać kombosy warte setki tysięcy punktów. No po prostu fundament serii jest i był rewelacyjny i z każdej części Tony'ego po prostu wylewa się ten słynny miód. No ale każda dodawała coś od siebie, czasem lepszego, czasem gorszego, i tak też jest oczywiście tu. Utrzymane zostały zdobycze rewolucji jaką zrobił THUG 1, czyli możliwość schodzenia z deski, wspinania się etc. Wywalono natomiast poruszanie się pojazdami, i dobrze. Nie przypasowały mi natomiast dodatkowe postacie w trybie story, którymi mamy na każdej planszy kilka zadań do wykonania. Niestety poruszanie się nimi i fizyka ich specyficznych pojazdów (bo są to typowe dziwadła) mocno odstaje od zwykłego jeżdżenia deską i zwyczajnie irytuje. Słaby dodatek. Tu przejdę do jednej z najbardziej charakterystycznych cech THUG2, mianowicie postawienia na, będącą wtedy na czasie, "jackassowo-viva la bamową" otoczkę. No co tu dużo gadać, całość jest raczej mocno cringe'owa i niedzisiejsza, całe szczęście nie jesteśmy jakoś bardzo mocno atakowani filmikami i dialogami (ot, pretekst do zabawy i mocno odjechanych, wręcz komiksowych motywów). Ten całkowity brak powagi i konwencja może zniechęcić, choć wg mnie nie przekroczono granicy, bo koniec końców chodzi o robienie trików, szukanie sposobów na dotarcie w określoną miejscówkę itd. Plansze są spoko, nie za duże, fajnie zaprojektowane (czuć wertykalność), pełne ukrytych miejsc, skrótów itd. Wraca też kilka znanych z poprzednich części miejscówek w fajnym trybie Classic, polegającym na zaliczaniu zadań typu "znajdź literki SKATE" w określonym limicie czasowym. Zabawa równie dobra, jeśli momentami nie lepsza, od trybu Story. Grafika na PS2 jest, cóż, akceptowalna. Gierka ma specyficzny design, głównie postaci, który akurat mi się nie podoba, ale może przez to, że nie siliła się na realizm, trochę godniej się zestarzała. Grunt, że działa to bardzo płynnie, a loadingi są króciutkie i do gry wskakuje się niemal z marszu, jak w legendarnym haśle "wkładasz płytę i grasz". Muzyka to inna bajka. Metalowe darcie mordy szybko wyłączyłem (props za opcje customizacji, również playlisty), ale niestety hiphopy też jakoś niespecjalnie dobrane, a kawałków w tym gatunku jest po prostu nie za wiele. Fajnie, że OST urozmaicają rodzynki (The Doors, Johnny Cash). Generalnie: szału ni ma. No także mimo dystansu, jaki miałem wobec tej części (otoczka już w okolicach premiery mnie trochę zniechęcała), to jednak Tony to Tony i gra się po prostu przyjemnie. Poziom trudności jest całkiem nieźle wyważony i żeby zaliczyć obydwie ścieżki można odpuścić po kilka zadań z listy na każdym level, natomiast zrobienie wszystkiego wymaga już większego zaparcia i w niektórych przypadkach wielu prób, czasem kończących się mocnym wkurwieniem. Całokształt jednak pozytywny. Ale za American Wasteland już się raczej nie biorę.
  9. Jako że kończę powoli czytanie nowego numeru, a afera twitterowa już ucichła, to parę słów ogólnej oceny: no nie za ciekawa lektura to była i w ogóle od kilku miesięcy mam wrażenie jakiegoś spadku poziomu. Oczywiście z magazynem zawsze było i będzie tak, że każdemu nie dogodzisz, i to, o czym jeden ma ochotę czytać, drugiego całkiem nudzi, no ale trudno, ocena z zasady jest subiektywna. Od jakiegoś czasu mamy w PE lekki przesyt tematów : a) moocno okołogrowych ("snajper") b) retro w wydaniu niemal antycznym jak na naszą branżę (lata 70/80 to, mimo średniej wieku czytelników, jednak mocna prehistoria, szczególnie w kraju, w którym w tamtych czasach z oczywistych powodów granie nie było aż tak powszechne i mam wrażenie, że niewielu czytelników ma jakiś mocniejszy sentyment do tego okresu). c) wątek automatów, na czele z mocno oderwanymi od typowych giereczek wideo pinballami etc. Forma też stała się jakaś taka, nie wiem, mało atrakcyjna. Np. artykuł o Metroidzie: tu się nie przyczepię do treści, ale prezentacja trochę zniechęcająca. Kiedyś dział retro był moim ulubionym, a wszelkie przeglądy czy historie serii/deweloperów czytałem jednym tchem. Ostatnio jest z tym słabo. Kolejna sprawa to "klęska urodzaju" recenzji (tak, z tymi na 1/3 strony na czele). Tytuły absolutnie przeciętne i raczej przemykające bez większego echa (no mówiąc wprost noname), na które aż szkoda czasu recenzentów. No i tak od jednego działu do drugiego i doszło do tego, że pół numeru tylko przeglądam/zaczynam czytać i rezygnuję po akapicie/czytam z braku laku. Postarałem się przedstawić w tym poście konkrety na podstawie najnowszego numeru, ale ogólnie mógłbym ująć to tak, że od jakiegoś czasu "coś tu jest nie tak" i zwyczajnie pismo jako całość ma zniżkę formy. No trochę mi się ulało, ale podobno redakcja ceni feedback, więc oto jest. Kupować PE pewnie w najbliższym czasie i tak nadal będę, trochę już siła przyzwyczajenia, no i obecnie to jedyne papierowe pismo, które jeszcze regularnie nabywam, ale patrząc czysto pragmatycznie to coraz mniej mi się to po prostu "opłaca".
  10. kotlet_schabowy

    Trening

    Jak chodziłem na siłkę, to robiłem, przez jakiś czas było to u mnie nawet podstawą ćwiczeń na brzuch, ale odkąd nie mam dostępu do wyciągu, to odpuściłem i w sumie nie tęsknię. Ostatnio stawiam tylko na ćwiczenia w zwisaniu na drążku (własny "freestyle'owy" program) i mam wrażenie, że efekty są dużo lepsze, niż wcześniej. Tylko wysiłkowo strasznie daje w kość, no i męczy też przedramiona.
  11. kotlet_schabowy

    Trening

    To ja jeszcze od siebie dodam, że jak już rozmawiamy o wariantach francuza na trica, to ja polecam taki z leżeniem na plecach na ławce (w ostateczności można nawet na podłodze, odpowiednio kontrolując ruch, co zresztą czasem z braku laku uskuteczniam). Osobiście uważam to za fundament rozwoju łapy i jak tylko z jakichś przyczyn odpuszczałem to ćwiczenie, to dosyć szybko straty wizualne były widoczne. Siedząc wolę prostowanie jednorącz, dwiema rękami ze sztangą bardzo trudno utrzymać łokcie w miejscu, nie ryzykując przy tym nadwyrężenia stawów barkowych. A ściąganie linki jest wg mnie doskonałym ćwiczeniem uzupełniającym, czy, jak to się mówi, dobijającym na koniec. Niewielki ciężar, powolny ruch i CZUCIE mięśnia.
  12. O tak, fajna to gierka była i całkiem innowacyjna (zresztą w tamtych latach co drugi tytuł czymś zaskakiwał gameplay'owo), przede wszystkim za sprawą patentu z morale ekipy (krótego odpowiednio mocny spadek skutkował ześwirowaniem kompanów). Klimat był mocny, no i gra fajnie wyglądała i była zoptymalizowana (przede wszystkim zapamiętałem ją dlatego, że to była jedna z ostatnich nowości, jaka poszła na moim pierwszym kompie). Mimo, że w okolicach premiery raczej nie miałem jeszcze zaliczonego filmu, to trailer dorzucany do któregoś z PCtowych magazynów skutecznie mnie nakręcił: Koniec końców, gry nie ukończyłem chyba nawet w połowie, co jak na tamte czasy było u mnie dosyć częste, szczególnie w przypadku PC xD. No ale człowiek był młody, gier było dużo, wiadomo jak to było.
  13. Przecież to już się dzieje, o ile mnie pamięć nie myli to na jedną z celebrytek, która chwaliła się szybkim powrotem do wysportowanej sylwetki po ciąży, wylała się fala komentarzy uciemiężonych, obrażonych jej dobrym wyglądem ulańców, no bo przecież jak to tak szczuć ludzi i tworzyć "fałszywą" wizję rzeczywistości, w której MOŻNA dobrze wyglądać? Ogólnie środowisko "tolerancyjnych" znane jest ze swojej kosmicznej hipokryzji i odwracania wartości do góry nogami. Nie jest wartością zdrowie i estetyczny wygląd, tylko udawanie, że niezdrowe życie też jest ok, bo fundamentem ich istnienia jest dobre samopoczucie, nawet fałszywie wykreowane (kosztem zaklinania rzeczywistości i wymuszania na całym świecie danych postaw). A najlepsze jest to, że takie osoby zazwyczaj nie mają żadnych zahamowań wobec szydzenia z kurdupli, prawiczków, niezaradnych facetów etc. (generalnie zazwyczaj z mężczyzn). Ale to już odpływając trochę od tematu. W ogóle niesamowite w całej tej sytuacji jest to, jak szybko i niespodziewanie dotarły do nas (i to do dosyć mimo wszystko niszowego miejsca, jakim jest ostatni papierowy magazyn o gierkach konsolowych, bo przecież gdzie PE a gdzie np. program rozrywkowy w dużej telewizji?) trendy i zwyczaje znane do niedawna głównie z tzw. zgniłego Zachodu, twitterów, redditów, resetery i innych miejsc aktywności płatków śniegu. A tu proszę, Polska już taka światowa, szkoda, że w tych negatywnych aspektach. To jest właśnie sedno problemu. To, że nagle, niemal z dnia na dzień, znaleźliśmy się (Wy jako twórcy, my jako czytelnicy) w jakimś absurdalnym miejscu i czasie, gdzie do tej pory okazji do podobnej dramy było pewnie już tysiąc (a narzekanie na poziom humoru w PE to wątek powracający od przynajmniej dwóch rednaczów). No tyle, że wtedy to się kończyło tam, gdzie powinno: na wyrażeniu swojej opinii, ewentualnie ustosunkowaniu się pismaków na forum lub w piśmie. A teraz dochodzi do jakiejś absurdalnej w skali afery, kończącej się przeprosinami. Chyba ostatnia taka sytuacja to było dystansowanie się od legendarnej już recki MGS2. Przecież nawet stronę dalej mamy konsolometr, do którego też można by się dojebać, że pokazuje toksyczną męskość, no bo podrywanie kobiet (przede wszystkim przez nieatrakcyjnych facetów) to już prawie jak gwałt. Wydaje mi się, że problemem jest przykładanie za dużej uwagi do danego medium, w tym przypadku twittera. No obiektywnie patrząc, jakiś anonimowy nick z kilkoma setkami obserwujących nie jest ani ważną, ani opiniotwórczą, ani wpływową osobą, więc czemu przejmować się tym, co on pisze, bardziej, niż postem na FPE albo komentarzem na PPE? W moich oczach trochę tymi przeprosinami tracicie, bo nie chodzi już o jakąś tam "walkę" lewak/prawak, postępowiec/konserwa, grubas/sportowiec. Tu chodzi o uginanie się przed grupą histeryków, która będzie w swojej krucjacie zapędzać się w coraz głębsze odmęty absurdu, skoro raz się pokazało, że ich krzyk ma na Was bezpośredni wpływ. Takie miejsca jak twitch (gdzie z jednej strony można świecić niemal gołym tyłkiem i na tym zarabiać, a z drugiej zabronione jest używanie określenia "blind playthrough", bo może urażać niepełnosprawnych xD) pokazują, jaki klimat zaczyna panować w branży i szkoda by było, żeby to samo dotarło i do PE. Nierealne, u takich "lasek" samoocena (wbrew pozerskim wpisom na TT) wyjebała mocno w górę i mimo wątpliwej urody, nie zniżyłaby się do poziomu takiego nerda. Raczej przygotuje nam potężny felieton z którego dowiemy się, czemu to my jesteśmy źli, on dobry, a afera była potrzebna.
  14. Kwestia czasu (a może już to się dzieje, w końcu szpiegów tu na pewno mają), aż ktoś z tego przewrażliwionego towarzystwa zaglądnie na forum i zacznie wyciągać posty, będzie kolejne pękniecie dup, tym razem z powodu "toksycznej, mizoginicznej grupki DZIADERSÓW na zapomnianym forum magazynu". Jeszcze trochę i forum stanie się niewygodne dla wizerunku pisma. Podobnie (chyba, mogę się tylko domyślać) stało się z forum KMF, do którego link wyleciał ze strony-matki, film.org. No ale tam antysyjonizm, podjarka bronią palną, delikatny (lub nie) szuryzm i apoteoza męskiego kina akcji lat 80 to codzienność, więc dla portalu, który polega na sponsorach raczej było to niezbyt fortunne towarzystwo xD.
  15. Miałem pochwalić za to, że PE wrzuca sobie do numeru co chce i ma wyjebane na szczekających kryptofanów cenzury, którym wiecznie wszystko nie pasuje, ale jeszcze nie zdążyłem kupić nowego numeru, a już jakieś przeprosiny latają po necie xD. Zrozumcie, że takim zachowaniem ("w sumie nic złego nie zrobiłem, ale i tak przepraszam, bo ktoś się pewnie czuje urażony") daje się właśnie takim ludziom, jak te płaczki z twittera, sygnał, że mają rację i przesuwa granicę tego, co wolno, a czego nie, świadomie lub podświadomie wprowadzając autocenzurę (bo przecież rysownik i rednacz za miesiąc się trzy razy zastanowi, czy wrzucić dany komiks/opinię do numeru) a to jest chora sytuacja.
  16. @maciucha ja mam coś takiego, tyle, że ja miałem dofinansowanie z NFZ na określony rodzaj ortezy, więc nie miałem ich zbyt dużo do wyboru, w rezultacie dałem jakieś 20 zł. Dosyć wygodnie nosi się w bucie (zarówno niskim, lekkim, jak i trekkingowym). Nosiłem ją parę miechów po kontuzji, ale tylko na jakieś wycieczki górskie, dłuższą jazdę rowerem etc. i swoją funkcję spełniała, no ale jest to mimo wszystko dosyć delikatne usztywnienie. https://helpik24.pl/stabilizatory-ortezy-i-opaski-na-lydke-kostke-i-stope/900-stabilizujaca-orteza-stawu-skokowego-malleo-dynastab-2350-03-thuasne.html W ogóle, ponad rok minął od skręcenia kostki i przymusowej przerwy w ćwiczeniach nóg (która się przeciągnęła w związku z pandemią), ale powiedzmy, że od początku 2021 robię już normalnie przysiady etc. i mam taki problem, że nadal czuję, że jedna noga przejmuje część pracy drugiej, mimo, że już nic mnie nie boli, ot podświadomie wyrobił się nawyk przenoszenia ciężaru na jedną stronę. Wkurwia mnie to mocno, bo po treningu (a czasem nawet w trakcie) czuję zdecydowanie większe zmęczenie/ból jednej nogi, no i w rezultacie pogłębić to może dysproporcje w rozwoju mięśni (a szerzej patrząc, może to źle wpłynąć na całą sylwetkę). Przechodził ktoś z Was coś takiego, macie jakieś rady, jak "wyrównać" pracę nóg?
  17. kotlet_schabowy

    Trening

    Po dwa ćwiczenia na duże partie 3 razy w tygodniu? No nie powiem, przy dobrej regeneracji może i ma to sens, ale 1,5h samego treningu to sporo i taki program oznacza duże zapotrzebowanie energetyczne, szczególnie jak zaczniesz dorzucać ciężaru/powtórzeń. Przede wszystkim jednym z fundamentów FBW zawsze była wymiana ćwiczeń w poszczególnych treningach. Dziś zrobiłeś wiosło, to pojutrze zrób martwy, a na następnej sesji podciąganie. A jak chcesz się trzymać jednego zestawu, to przynajmniej zmień go całkowicie po kilku tygodniach. No i może przemawia przeze mnie tradycja/przyzwyczajenie, ale 8 powtórzeń w serii to dla mnie ogólnie mało (jasne: zależy od ćwiczenia i zmęczenia), no chyba, że na jedną z ostatnich serii. Ale takie ćwiczenia, jak unosy na kaptur czy barki to raczej przyjęło się, że lepiej porządnie wymęczyć mniejszym ciężarem, ale wieloma powtórzeniami, niż robić do odcięcia dużym obciążeniem. Jak miałbym coś sugerować, to ciężkie, wielostawowe ćwiczenia proponowałbym robić stosunkowo dużym ciężarem w mniejszej ilości powtórzeń, a pozostałe na odwrót (rozpiętki). Osobiście nie lubię FBW, robię go w ostatnich miesiącach z czystej konieczności, ale i tak trochę go sobie dostosowałem pod siebie i w rezultacie robię mieszankę splita i fbw xD. Nie czuję odpowiedniego zmęczenia mięśni w takim trybie, mam za mało czasu w jednej sesji, żeby swobodnie zrobić wszystko do końca (tracą na tym łydki, przedramiona, kaptury, brzuch). No chyba, że bym spędził właśnie ze 2h na siłce, ale to bez sensu. Dlatego po wakacjach zamierzam wrócić na normalną siłkę i zapierdalać "sebixowy split", bo w tym się najlepiej czuję i progresuję i mądrości internetowe tego nie zmienią.
  18. Zacznijmy od tego, że pracownicy za kasą mają zwyczajnie wyjebane na ~tysięcznego w tym dniu klienta i to, co on kupuje xD Ten wątek to się ciągnie (bardziej lub mniej żartobliwie) przynajmniej od 2003 i właśnie słynnej okładki z Marianem (bodajże numer 63, chyba też pierwszy z lakierowaną okładką).
  19. Dla mnie najgorsze jest to, że mam zajebistą ochotę na tę gierkę biorąc pod uwagę całe jej założenia, no ale serce jedno a rozum drugie: mam tylko PS4 i po prostu nie ma sensu sobie psuć zabawy, choćby gra kosztowała 40 zł, bo już nawet w tytułach, które obiektywnie są całkiem spoko działające, odczuwałem braki w mocy mniej lub bardziej psujące zabawę (na czele z długimi loadingami). A co gorsza, nawet jakbym miał PS5 to i tak szału by nie było, bo łatki next-gen ani widu ani słychu. No zjebali sprawę.
  20. Hellblade: Senua's Sacrifice No zawiodłem się i mimo, że kupiłem gierkę w "historycznie niskiej" cenie na PSN, to i tak momentami mi było trochę szkoda kasy. Grałem w sesjach po godzinie dziennie, a i tak mi się dłużyło, co chyba jest najgorszym podsumowaniem całej przygody (całe szczęście stosunkowo krótkiej). Szkoda tym bardziej, że lubię czasem taką "samograjową" odskocznię, a ze względu na tematykę miałem pewne oczekiwania wobec gry. Przede wszystkim wszystko jest tutaj okropnie powolne, ociężałe i ślamazarne. No nie lubię takiego gameplay'u i nikt mi nie powie, że taki urok symulatorów chodzenia etc., bo twórcy jednak wyraźnie aspirowali do czegoś więcej. Zagadki oparte na dwóch-trzech patentach szybko robią się (w ramach danego "epizodu") powtarzalne i męczące, a całość sprowadza się czasem do latania w te i wewte po planszy i szukaniu sposobu na przejście dalej ("podświetlenie" run). Krytykowaną często walkę przyjmowałem mimo wszystko jako przyjemne urozmaicenie, bo mimo prostoty systemu i, a jakże, toporności ruchu (cały czas miałem wrażenie, że każda moja akcja ma sporego laga), mieczem ciachało się całkiem sympatycznie i potencjał w tym względzie był całkiem spory. Inna kwestia to prezencja: gra wygląda pięknie i abstrahując od tego, że na taki przepych można było sobie pozwolić za sprawą ograniczonych, korytarzowych leveli, to efekt końcowy może zachwycić i czysto powierzchownie patrząc to jeden z piękniejszych tytułów ubiegłej generacji, co więcej działający cały czas płynnie (framerate ma chyba unlocka, bo w niektórych rejonach plansz skakał widocznie powyżej 30 fps). Muzyka miała momenty, ale niestety tylko momenty, jakoś jej mało. Za to udźwiękowienie (oczywiście na słuchawkach, zresztą niemal zawsze tak gram) to rewelacyjna robota, szczególnie na początku, kiedy się jeszcze przyzwyczajamy. Głosy dochodzące z różnych stron z różnym natężeniem nieźle podkreślają atmosferę i tracenie zmysłów. Tu przejdę do kolejnej, jednej z najważniejszych kwestii, czyli fabuły i całego pomysłu na przedstawienie zaburzeń psychotycznych. Za samą ideę i jej formę przedstawienia (znawcą tematu nie jestem, choć trochę się nim interesuję, ale film dokumentalny zawarty w grze ładnie pewne rzeczy pokazuje i widać, że twórcy podeszli do tematu naprawdę poważnie i profesjonalnie) duży plus. Szkoda tylko, że jest to włożone w realia i mity ludów północy, którymi jakoś się nie jaram i mimo obecności w coraz większej ilości dzieł popkultury, nadal są dla mnie bardzo chaotyczne i po prostu niezbyt ciekawe. To tak czysto subiektywnie, choć rozumiem, że to nie był całkiem przypadkowy wybór. Sama historia mnie jednak nie wciągnęła. Czyli gameplay'owo marnie, przedstawiona fabuła też niespecjalna, propsy za poważne, interesujące w formie i nadal raczej rzadko spotykane przedstawienie choroby psychicznej oraz warstwę wizualną. Dziwny twór, który na pewno zyskałby dużo na rozwinięciu trzonu zabawy i dwójka ma szansę stać się czymś bardzo dobrym, jeśli twórcy pójdą w odpowiednim kierunku. Ale ja jej wyczekiwać nie będę.
  21. kotlet_schabowy

    HBO Max

    Wpadłem trochę przypadkiem na ten temat, nakręciliście mnie swoimi postami na to Banshee i po pilocie jestem lekko, delikatnie mówiąc, zawiedziony. Pomijając sam absurdalny pomysł wyjściowy, to takiego natężenia klisz "kina akcji" na godzinę serialu dawno nie widziałem. Pościgi, strzelaniny (w biały dzień na środku skrzyżowania, bez przypału), sidekick Azjata-haker o nieokreślonej orientacji, bandzior z ruskim akcentem, złowieszczy boss-podstarzały, siedzący w cieniu gangster, barman z przeszłością, zbuntowana nastolatka, odwracanie się plecami do wybuchu, nie no jest wesoło xD. Jak zobaczyłem akcję z przewracającym się autobusem sunącym po ulicy, to po cichu liczyłem, że to jakiś sen głównego bohatera czy coś w tym stylu xD. Nie chcę zrzędzić, bo może serial w swojej kategorii jest spoko, nie wszystko musi być realistyczne i mieć kija w dupie, no ale jak rzucacie tutaj tym tytułem na luzie obok SFU to jednak oczekiwałem czegoś innego. Nie wiem, czy dokończę, dam szansę jeszcze paru odcinkom. Ehh coś nie mogę trafić ostatnio na naprawdę zadowalający serial, a prawie cały kanon mam już zaliczony.
  22. kotlet_schabowy

    Dwa pedały

    Jakbym miał w obecnych warunkach pogodowych zrobić coś więcej, niż przejażdżka do sklepu albo na siłkę, to bym chyba dostał udaru. Za to w poniedziałek strzeliłem niecałe 70km (w obie strony) na południe od Krakowa, więc co chwilę na zmianę górka i zjazd. O ile w momencie podjazdów momentami miałem wrażenie, że ledwo dycham, tak w skali całego wyjazdu czułem się kondycyjnie dobrze, a nogi nawet się nie zakwasiły. No ale generalnie w moim rejonie jakiekolwiek ciekawsze trasy do 100km wiążą się z mocniejszymi przewyższeniami i szczerze mówiąc zniechęca mnie to czasami, co gorsza ciężko o spokojne trasy, a najszybsza droga prowadzi zazwyczaj jakąś śmierdzącą krajówką. Chętnie bym sobie strzelił jakiś większy wypad po płaskim, wybrzeże i te sprawy.
  23. Przede wszystkim marne nowe postacie zepsuły trochę scenariusz. W jedynce groteska i ogólnie mówiąc klimat był z grubsza podobny, ale tam działało to jakoś lepiej, wszystko wydawało mi się bardziej spójne, miałem wrażenie jakbym brał udział w ciekawej przygodzie z ekipą, którą lubię i coś mnie łączy. W TNC, z małymi wyjątkami, za bardzo tego nie odczułem. Natomiast te słynne "rozterki" Blazko to w ogóle mnie nie drażniły i nawet nie jestem w stanie sobie zbytnio przypomnieć, co tam mogło być problemem. A gierka generalnie świetna.
  24. Nie no dodatki do ME2 są już naprawdę dobre, zarówno ilościowo, jak i jakościowo (abstrahując od tego, że niektóre to chamsko wycięty content z podstawki, wepchnięty ludziom do preorderów). Dwie dodatkowe postacie (w tym potężny Zaeed) ze swoimi lojalnościówkami (u Kasumi fajna odmiana od kosmicznych scenerii i odwiedziny ziemskiej kolonii), do tego rewelacyjny epizod z Shadow Brokerem i mniej emocjonujące, ale mające swoje momenty Arrival i Overload. Jak dla mnie mocny pakiet.
  25. Ogólnie słabe te DLC w jedynce, no ale poznajemy w nim Batarian, więc z punktu widzenia lore warto zaliczyć.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...