Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Konsolowa Tęcza
No archaizmy są, ale w świetle tego, że SH1 i SH2 (na normalu) to dosyć proste (abstrahuję od zagadek) i krótkie gry, to drewno jakoś mocno nie przeszkadza, chociażby w walce. Co prawda w jedynkę grałem ostatnio w 2004 i teraz może inaczej bym śpiewał, ale dwójkę zaliczyłem rok albo dwa lata temu i naprawdę nie było zgrzytów. Ale nie będę namawiał, bo jednak szansa na odbicie się istnieje. Zresztą ja jakoś nigdy nie poczułem tego "geniuszu" serii.
-
Właśnie porzuciłem...
Dziś powalczyłem chwilę, powkurwiałem się, w końcu zmieniłem na easy, a tu zonk, bo później "za karę" nie możemy grać na normalu w kolejnych levelach. No fajna złośliwość twórców xD. No to przemogłem się i jakoś w końcu poszło na normalu, ale na hardzie sobie tego nie wyobrażam. Kwintesencja upierdliwego level designu i psucia rozgrywki niesprawiedliwymi chwytami.
-
PSX Extreme 288
Parafrazując klasyka, przestańmy udawać, że to co pisze Zooltar ma jakiekolwiek znaczenie. Ale koniec końców nie jestem za wywalaniem kogokolwiek z felietonistów (co innego Myszaq i jego "dział"), bo się z nim nie zgadzam, ot wolność słowa. Szczególnie, że miejsca w magazynie mają niewiele.
-
własnie ukonczyłem...
@up zawsze mnie ciekawiła ta gra, szczególnie ze względu na otoczkę związaną z kwestiami psychiki, ale nigdy nie mogłem się przemóc przez ten absolutnie odpychający design postaci, na czele z głównym bohaterem. Tak, to może dosyć płytkie, żeby oceniać "książkę po okładce", ale co ja poradzę?
-
Właśnie porzuciłem...
Rozmowa w innym temacie przypomniała mi, że porzuciłem też (co prawda nie "właśnie", bo parę lat temu) ICO. No nie siadło mi zupełnie, a od momentu pojawienia się "zjaw" to już całkiem odechciało mi się bawić. Niezbyt angażujący gameplay, save pointy w określonych miejscach, toporne sterowanie, ciągła cisza i surowy klimat i mamy już niezły zestaw zniechęcający do dalszego grania. Niby gra tylko na 5-6 h, a i tak mi się nie chce. Wczoraj zrobiłem rage quita i już myślałem o wpisaniu w tym wątku TimeSplitters 2, ale spróbuję jeszcze raz dzisiaj, w ostateczności obniżę poziom trudności. Gra w trybie story generalnie jest (na normalu) raczej łatwa, więc tym bardziej bolesny jest strzał w pysk w postaci poziomu Atom Smasher (lata 70). Kto grał, ten wie, tym, co nie grali, nie ma sensu dokładnie opowiadać, powiem tylko, że twórcy na kupę rzucili nam presję czasową, fale przeciwników, również silniejszych niż "normalnie", chujowo umiejscowiony checkpoint (jeden na cały poziom) i inne atrakcje. A że gra w ogóle ma zjebane celowanie i oldschoolowe podejście do zabawy, to robi się kwaśno. No ale tak jak wspomniałem, dziś kolejne podejście. A właśnie, chyba na dobre porzuciłem też niedawno Viewtiful Joe. Nie powiedziałem definitywnego "a jebać to", ale po pierwszej, około godzinnej sesji, gra mnie po prostu nie wciągnęła i nie mam ani trochę ochoty na kontynuację. Cóż, czasem jednak intuicja gracza działa: gra odpychała mnie, głównie za sprawą designu postaci, już w okolicach premiery, na przestrzeni lat nigdy nie czułem potrzeby nadrobienia jej, a jakoś ostatnio ni z gruchy ni z pietruchy, chyba na fali powrotu do grania na PS2, spróbowałem tej nietypowej pozycji od Capcom. No i nie pykło.
-
Poleć coś w stylu...
Jak nie widziałeś to na pewno "2012". Nic nadzwyczajnego, wręcz bliżej mu do gniota pełnego przeruchanych klisz, ale w tym gatunku poza wymienionymi już tytułami ciężko o coś z odpowiednim budżetem i rozmachem.
-
Lody
Szkoda tylko, że przechowywanie lodów w takiej Biedrze woła o pomstę do nieba. Pomijam już standardowy u nich burdel i zamieszanie z oznaczeniem cen. Nie tak dawno miałem brać pudełkowe Big Milki, bo fajna promka była, ale calutka "świeża" dostawa była mocno oszroniona z zewnątrz i całkiem miękka w środku. Czyli można śmiało zakładać, że dosyć długo poleżały poza chłodniami przy wypakowaniu.
-
Piwo
Prawda jest taka, że, tak jak w większości jakichkolwiek sporów i dyskusji, wiele osób nie potrafi zaakceptować, że dla kogoś sprawa może nie być czarno biała i picie piwa to nie przynależność do gangu, wobec którego mam być lojalny i wyznawać tylko jego zasady. Sprawiają wrażenie, jakby ich mózgi nie ogarniały rzeczywistości, w której ktoś raz na jakiś czas wypije jedno-dwa lepsze piwa na smaka (tak, nawet tą "mityczną" IPĘ), ale nie ma zupełnie problemu ze strzeleniem sobie kilku przeciętnych koncerniaków do towarzystwa czy tego słynnego grilla. Przecież jest dokładnie na odwrót i to z reguły "snoby" muszą przy każdej możliwej okazji dodać swoje 3 grosze na temat tego, że ktoś śmie śmieć pić "szczyny" i, co gorsza, nie wykrzywia mu to ryja (w zależności od stopnia snobizmu, mogą za nie być uznane zarówno Harnaś, Perła, jak i jakikolwiek koncerniak). I jesteś tego najlepszym przykładem, wystarczy spojrzeć na ilość tekstu i jad, jaki produkujesz, w odpowiedzi na mem albo czyjąś krótką uwagę xD. I cały czas ta pasywna agresja i odnoszenie się do kwestii finansowych jak jakiś nuworysz, który musi na każdym kroku udowadniać, że jest wyżej niż plebs. Ale z tego co widać po aktywności w innych tematach tu nie chodzi konkretnie o piwo, po prostu jest z ciebie kawał frustrata, więc nie ma się co za bardzo wczuwać. Tylko nie uzurpuj sobie prawa do decydowania, o czym kto ma rozmawiać, bo żaden z ciebie moderator dyskusji.
-
Dead Space (Remake)
Meh. Im młodsza generacja, z której pochodzą rimejkowane gry, tym mniejsze emocje budzą we mnie owe rimejki. Remaster trylogii w stylu ME? Spoko, tym bardziej, że seria Dead Space wizualnie trzyma się naprawdę dobrze. A to? No będę z ciekawości obserwował projekt, może za 5-6 lat zagram jak ktoś pożyczy na PS5 xD
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Pozostając w klimacie, wczoraj zaliczyłem Looney Tunes: Back in Action i film jest tak z 10 razy lepszy, niż te popłuczyny z LeBronem. Jest luz i dystans, absurdalny, ale mający jakiś sens w swoim funkcjonowaniu świat przedstawiony, sympatyczni bohaterowie ludzcy (choć za Fraserem jakoś nigdy nie przepadałem), jest łamanie czwartej ściany, jest dobry slapstick (może nie jest to najwyższy poziom poczucia humoru, ale nawet to trzeba umieć zaprezentować w zabawny sposób) i typowe świrowanie znanych bohaterów. Daffy zachowuje się jak Daffy, Bugs jak Bugs. Jedynie główny antagonista to skrajnie przerysowany, cringe'owy "evil mastermind", który raczej drażni swoją obecnością. Oczywiście żadne to arcydzieło, ale sympatyczna "bajeczka", przy której można parę razy prychnąć (a także docenić kunszt animatorów). No i dobry detox po nowym Kosmicznym Meczu, jednocześnie będący kolejnym potwierdzeniem, że nie o wiek widza i sentyment tu chodzi (bo powyższego filmu nigdy dotąd nie oglądałem).
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Nie trafia do mnie ten argument, bo dość jest filmów/animacji targetowanych na dzieciaki, które zbierają dobre recenzje i boomerzy łykają je bez popity (wszystko od Pixara chociażby, MCU też jest przecież tworzone pod dzieciarnię, a mimo wszystkich wad, jest to zjadliwa rozrywka dla dorosłych). Tym bardziej, że film ewidentnie w jakimś stopniu miał być właśnie skierowany do nostalgicznych dziadów po trzydziestce.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Kosmiczny Mecz: Nowa Era No słabe to było, ale chyba na ten moment już nikt nie spodziewał się, że będzie inaczej. Co więcej, obniżone do minimum wymagania może i nawet trochę "pomogły" filmowi. W skrócie: wszystko jest tu gorsze, niż w pierwszej części. Scenariusz, gagi, prezencja, muzyka, bohaterowie, mecz. Powiedziałbym, że to produkt na miarę dzisiejszej, zjebanej popkultury, ale w sumie to byłoby nie fair wobec mimo wszystko nadal powstających, trzymających znośny poziom, mainstreamowych produkcji. Temu filmowi brak jakichkolwiek jaj, brak duszy. Jest głupi, plastikowy, pstrokaty. Oczywiście nie da się tu pominąć kwestii nostalgii, jaką nasze pokolenie darzy jedynkę i panujące w okolicach jej premiery realia (nie wiem jak tam w USA, ale dzisiaj w Polsce losowy dziesięciolatek raczej nie będzie wiedział, kim jest LeBron). Sęk w tym, że twórcy praktycznie w ogóle na tej nostalgii nie grają! To chyba największy strzał w stopę w przypadku dzieła tak mocno przecież opierającego swoje istnienie na graniu na wspomnieniach. Poza kilkoma luźno rzuconymi tekstami (i jednym całkiem udanym gagu dotyczącym MJa) wszyscy zachowują się, jakby poprzedni Kosmiczny Mecz w ogóle nie miał miejsca (kwintesencją tego jest zupełnie od czapy wrzucony fragment "treningu" ekipy Królika). Jedyne, co mocno nawiązuje do jedynki, to schemat fabularny, z momentami wręcz kopiowanymi zagrywkami typu "dostajemy po dupie/odzyskujemy wiarę w siebie i zaczynamy wygrywać/źli oszukujo i znowu prowadzą/musimy na ostatnią chwilę zdobyć punkty". Dostajemy za to masowo i w sumie randomowo, bez głębszego sensu (poza "subtelnym" mrugnięciem oka do widza) wrzucane cameo postaci z szeroko pojętego "katalogu" Warner Bros., które zazwyczaj pasują tu jak pięść do nosa. No ale nie bolałoby mnie to (w końcu to z założenia prosty film dla dzieciaków), gdyby było to podane w sympatyczny sposób. Niestety, tutaj nie ma kogo polubić, z głównymi bohaterami na czele. Animki, jak już wspomniałem, w ogóle nie mają jaj, ale zakładam, że proces kastracji trwa w uniwersum Looney Tunes od dłuższego czasu (nie oglądam nic z nowych produkcji). Ekipa "złych" to porażka, na którą szkoda klawiatury. Ekipa ludzka o dziwo miała jakiś potencjał scenariuszowy, który jakoś w połowie filmu idzie się jebać przez jej całkowicie nieprzekonujące zachowania. No właśnie, "nieprzekonujące", to chyba kolejne dobre słowo określające to, co się dzieje w filmie. Wszystko jest naciągane i zwyczajnie głupie. I to nie głupie w stylu "Królik Bugs wciąga Michaela Jordana do świata animków przez dołek golfowy" tylko głupie w stylu "syn koszykarza gra przeciwko swojemu ojcu w meczu, którego stawką jest życie tysięcy ludzi i animków, bo algorytm połechtał jego ego i przekonał go, że ojciec go nie docenia" xDDDD. Dobra, kończę, bo rozpisuję się z zaangażowaniem godnym większej sprawy. Choć w jakimś sensie sprawa jest duża, bo Space Jam to jeden z moich filmów dzieciństwa i szkoda, że zamiast dostać kontynuację udanie grającą na sentymentach, fajnie opakowaną i po prostu rozrywkową, dostaliśmy takiego balasa, o którym za parę miesięcy nikt, ani dzisiejsze dzieciaki, ani dorośli, nie będzie pamiętał. No chyba, że wspominając, jak dużym zawodem był.
-
Dwa pedały
Nie ma porównania. Sam zacząłem ostatnio korzystać z bagażnika i różnica w stosunku do jazdy z założonym plecakiem jest kolosalna. A pomijając pocenie, jest zwyczajnie dużo, dużo wygodniej. No i nie mając plecaka, koszulkę zawsze (no, powiedzmy, że w odpowiednich okolicznościach przyrody) można ściągnąć xD.
-
Control
No w sumie dash jest lekkim gamechangerem i frajda ze śmigania po planszach i siania rozwałki rośnie (a jak dochodzi lewitacja, to już w ogóle jest elegancko, ale to jakieś 2/3 gry, jak nie dalej), ogólnie gra od momentu zyskania "mocy" zyskuje, ale nie jest to przełom w stylu np. uzyskania dostępu do otwartego świata po wyjściu z Krypty w F3 czy po prologu Automaty. Co do pierwszej broni to przeleciałem na niej (w połączeniu ze "snajperką") chyba 90% gry xD. Dla mnie top i idealne wyważenie między celnością, szybkostrzelnością i siłą.
-
Control
Podbijam przedmówcę, Control dosyć szybko pokazuje, czym jest, i poza standardowymi dla gier zmianami w gameplay'u idącymi w parze z progresem (nowe bronie, umiejętności, obszary) to raczej niczym Cię już nie przekona.
-
Sekiro: Shadows Die Twice
No mnie mocno sponiewierał ostatni boss, szczególnie (co raczej naturalne) dwie ostatnie fazy, do których podszedłem z taktyką "podjazdową" i jeśli ktoś sobie nie radzi ze zbijaniem postury i deflectowaniem jego ciosów, to polecam taką, może mało efektowną (i baardzo dłużącą się, co idzie w parze z dużą szansą na popełnienie błędu), ale dosyć bezpieczną i łatwiejszą, metodę. Przy drugim i następnych playthrough, kiedy już naprawdę dobrze obcykałem system i jechałem ze wszystkimi zgodnie ze sztuką szermierstwa, to większych problemów nie było.
- 3 919 odpowiedzi
-
- sekiro
- shadows die twice
- fromsoftware
- ps4
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
- Dwa pedały
-
własnie ukonczyłem...
Tony Hawk's Underground 2 Serię kocham, ale byłem zawsze raczej konserwatystą jeśli chodzi o wszelkie gruntowne zmiany czy eksperymenty. THUG mi się podobał, ale nie darzę go jakimś sentymentem, może to już był też czas, kiedy po prostu przeszła mi zajawka na deskę i cykl gier sygnowanych nazwiskiem Jastrzębia. Do dwójki miałem już jedno podejście jakoś w okolicach 2007 na PC, co samo w sobie nie było najlepszym pomysłem (granie w grę skejtowską na klawie xD) i odpuściłem jakoś po tutorialu. Człowiek ledwo mrugnie okiem, a tu nagle mija 15 lat. Niedawno jakoś całkiem z dupy przyszło mi do głowy, że pojeździłbym se na desce, więc sięgnąłem po THUGa2 (mając wszystkie poprzednie części zaliczone), no i bawiłem się bardzo dobrze. Pamięć mięśniowa działa i klasyczne komendy "trójkąt-grind, kółko-grab" sprawiają, że nawet po latach przerwy wystarczy parę sekund, żeby złapać bakcyla i napierdzielać kombosy warte setki tysięcy punktów. No po prostu fundament serii jest i był rewelacyjny i z każdej części Tony'ego po prostu wylewa się ten słynny miód. No ale każda dodawała coś od siebie, czasem lepszego, czasem gorszego, i tak też jest oczywiście tu. Utrzymane zostały zdobycze rewolucji jaką zrobił THUG 1, czyli możliwość schodzenia z deski, wspinania się etc. Wywalono natomiast poruszanie się pojazdami, i dobrze. Nie przypasowały mi natomiast dodatkowe postacie w trybie story, którymi mamy na każdej planszy kilka zadań do wykonania. Niestety poruszanie się nimi i fizyka ich specyficznych pojazdów (bo są to typowe dziwadła) mocno odstaje od zwykłego jeżdżenia deską i zwyczajnie irytuje. Słaby dodatek. Tu przejdę do jednej z najbardziej charakterystycznych cech THUG2, mianowicie postawienia na, będącą wtedy na czasie, "jackassowo-viva la bamową" otoczkę. No co tu dużo gadać, całość jest raczej mocno cringe'owa i niedzisiejsza, całe szczęście nie jesteśmy jakoś bardzo mocno atakowani filmikami i dialogami (ot, pretekst do zabawy i mocno odjechanych, wręcz komiksowych motywów). Ten całkowity brak powagi i konwencja może zniechęcić, choć wg mnie nie przekroczono granicy, bo koniec końców chodzi o robienie trików, szukanie sposobów na dotarcie w określoną miejscówkę itd. Plansze są spoko, nie za duże, fajnie zaprojektowane (czuć wertykalność), pełne ukrytych miejsc, skrótów itd. Wraca też kilka znanych z poprzednich części miejscówek w fajnym trybie Classic, polegającym na zaliczaniu zadań typu "znajdź literki SKATE" w określonym limicie czasowym. Zabawa równie dobra, jeśli momentami nie lepsza, od trybu Story. Grafika na PS2 jest, cóż, akceptowalna. Gierka ma specyficzny design, głównie postaci, który akurat mi się nie podoba, ale może przez to, że nie siliła się na realizm, trochę godniej się zestarzała. Grunt, że działa to bardzo płynnie, a loadingi są króciutkie i do gry wskakuje się niemal z marszu, jak w legendarnym haśle "wkładasz płytę i grasz". Muzyka to inna bajka. Metalowe darcie mordy szybko wyłączyłem (props za opcje customizacji, również playlisty), ale niestety hiphopy też jakoś niespecjalnie dobrane, a kawałków w tym gatunku jest po prostu nie za wiele. Fajnie, że OST urozmaicają rodzynki (The Doors, Johnny Cash). Generalnie: szału ni ma. No także mimo dystansu, jaki miałem wobec tej części (otoczka już w okolicach premiery mnie trochę zniechęcała), to jednak Tony to Tony i gra się po prostu przyjemnie. Poziom trudności jest całkiem nieźle wyważony i żeby zaliczyć obydwie ścieżki można odpuścić po kilka zadań z listy na każdym level, natomiast zrobienie wszystkiego wymaga już większego zaparcia i w niektórych przypadkach wielu prób, czasem kończących się mocnym wkurwieniem. Całokształt jednak pozytywny. Ale za American Wasteland już się raczej nie biorę.
-
PSX Extreme 287
Jako że kończę powoli czytanie nowego numeru, a afera twitterowa już ucichła, to parę słów ogólnej oceny: no nie za ciekawa lektura to była i w ogóle od kilku miesięcy mam wrażenie jakiegoś spadku poziomu. Oczywiście z magazynem zawsze było i będzie tak, że każdemu nie dogodzisz, i to, o czym jeden ma ochotę czytać, drugiego całkiem nudzi, no ale trudno, ocena z zasady jest subiektywna. Od jakiegoś czasu mamy w PE lekki przesyt tematów : a) moocno okołogrowych ("snajper") b) retro w wydaniu niemal antycznym jak na naszą branżę (lata 70/80 to, mimo średniej wieku czytelników, jednak mocna prehistoria, szczególnie w kraju, w którym w tamtych czasach z oczywistych powodów granie nie było aż tak powszechne i mam wrażenie, że niewielu czytelników ma jakiś mocniejszy sentyment do tego okresu). c) wątek automatów, na czele z mocno oderwanymi od typowych giereczek wideo pinballami etc. Forma też stała się jakaś taka, nie wiem, mało atrakcyjna. Np. artykuł o Metroidzie: tu się nie przyczepię do treści, ale prezentacja trochę zniechęcająca. Kiedyś dział retro był moim ulubionym, a wszelkie przeglądy czy historie serii/deweloperów czytałem jednym tchem. Ostatnio jest z tym słabo. Kolejna sprawa to "klęska urodzaju" recenzji (tak, z tymi na 1/3 strony na czele). Tytuły absolutnie przeciętne i raczej przemykające bez większego echa (no mówiąc wprost noname), na które aż szkoda czasu recenzentów. No i tak od jednego działu do drugiego i doszło do tego, że pół numeru tylko przeglądam/zaczynam czytać i rezygnuję po akapicie/czytam z braku laku. Postarałem się przedstawić w tym poście konkrety na podstawie najnowszego numeru, ale ogólnie mógłbym ująć to tak, że od jakiegoś czasu "coś tu jest nie tak" i zwyczajnie pismo jako całość ma zniżkę formy. No trochę mi się ulało, ale podobno redakcja ceni feedback, więc oto jest. Kupować PE pewnie w najbliższym czasie i tak nadal będę, trochę już siła przyzwyczajenia, no i obecnie to jedyne papierowe pismo, które jeszcze regularnie nabywam, ale patrząc czysto pragmatycznie to coraz mniej mi się to po prostu "opłaca".
-
Trening
Jak chodziłem na siłkę, to robiłem, przez jakiś czas było to u mnie nawet podstawą ćwiczeń na brzuch, ale odkąd nie mam dostępu do wyciągu, to odpuściłem i w sumie nie tęsknię. Ostatnio stawiam tylko na ćwiczenia w zwisaniu na drążku (własny "freestyle'owy" program) i mam wrażenie, że efekty są dużo lepsze, niż wcześniej. Tylko wysiłkowo strasznie daje w kość, no i męczy też przedramiona.
-
Trening
To ja jeszcze od siebie dodam, że jak już rozmawiamy o wariantach francuza na trica, to ja polecam taki z leżeniem na plecach na ławce (w ostateczności można nawet na podłodze, odpowiednio kontrolując ruch, co zresztą czasem z braku laku uskuteczniam). Osobiście uważam to za fundament rozwoju łapy i jak tylko z jakichś przyczyn odpuszczałem to ćwiczenie, to dosyć szybko straty wizualne były widoczne. Siedząc wolę prostowanie jednorącz, dwiema rękami ze sztangą bardzo trudno utrzymać łokcie w miejscu, nie ryzykując przy tym nadwyrężenia stawów barkowych. A ściąganie linki jest wg mnie doskonałym ćwiczeniem uzupełniającym, czy, jak to się mówi, dobijającym na koniec. Niewielki ciężar, powolny ruch i CZUCIE mięśnia.
-
Konsolowa Tęcza
O tak, fajna to gierka była i całkiem innowacyjna (zresztą w tamtych latach co drugi tytuł czymś zaskakiwał gameplay'owo), przede wszystkim za sprawą patentu z morale ekipy (krótego odpowiednio mocny spadek skutkował ześwirowaniem kompanów). Klimat był mocny, no i gra fajnie wyglądała i była zoptymalizowana (przede wszystkim zapamiętałem ją dlatego, że to była jedna z ostatnich nowości, jaka poszła na moim pierwszym kompie). Mimo, że w okolicach premiery raczej nie miałem jeszcze zaliczonego filmu, to trailer dorzucany do któregoś z PCtowych magazynów skutecznie mnie nakręcił: Koniec końców, gry nie ukończyłem chyba nawet w połowie, co jak na tamte czasy było u mnie dosyć częste, szczególnie w przypadku PC xD. No ale człowiek był młody, gier było dużo, wiadomo jak to było.
-
PSX Extreme 287
Przecież to już się dzieje, o ile mnie pamięć nie myli to na jedną z celebrytek, która chwaliła się szybkim powrotem do wysportowanej sylwetki po ciąży, wylała się fala komentarzy uciemiężonych, obrażonych jej dobrym wyglądem ulańców, no bo przecież jak to tak szczuć ludzi i tworzyć "fałszywą" wizję rzeczywistości, w której MOŻNA dobrze wyglądać? Ogólnie środowisko "tolerancyjnych" znane jest ze swojej kosmicznej hipokryzji i odwracania wartości do góry nogami. Nie jest wartością zdrowie i estetyczny wygląd, tylko udawanie, że niezdrowe życie też jest ok, bo fundamentem ich istnienia jest dobre samopoczucie, nawet fałszywie wykreowane (kosztem zaklinania rzeczywistości i wymuszania na całym świecie danych postaw). A najlepsze jest to, że takie osoby zazwyczaj nie mają żadnych zahamowań wobec szydzenia z kurdupli, prawiczków, niezaradnych facetów etc. (generalnie zazwyczaj z mężczyzn). Ale to już odpływając trochę od tematu. W ogóle niesamowite w całej tej sytuacji jest to, jak szybko i niespodziewanie dotarły do nas (i to do dosyć mimo wszystko niszowego miejsca, jakim jest ostatni papierowy magazyn o gierkach konsolowych, bo przecież gdzie PE a gdzie np. program rozrywkowy w dużej telewizji?) trendy i zwyczaje znane do niedawna głównie z tzw. zgniłego Zachodu, twitterów, redditów, resetery i innych miejsc aktywności płatków śniegu. A tu proszę, Polska już taka światowa, szkoda, że w tych negatywnych aspektach. To jest właśnie sedno problemu. To, że nagle, niemal z dnia na dzień, znaleźliśmy się (Wy jako twórcy, my jako czytelnicy) w jakimś absurdalnym miejscu i czasie, gdzie do tej pory okazji do podobnej dramy było pewnie już tysiąc (a narzekanie na poziom humoru w PE to wątek powracający od przynajmniej dwóch rednaczów). No tyle, że wtedy to się kończyło tam, gdzie powinno: na wyrażeniu swojej opinii, ewentualnie ustosunkowaniu się pismaków na forum lub w piśmie. A teraz dochodzi do jakiejś absurdalnej w skali afery, kończącej się przeprosinami. Chyba ostatnia taka sytuacja to było dystansowanie się od legendarnej już recki MGS2. Przecież nawet stronę dalej mamy konsolometr, do którego też można by się dojebać, że pokazuje toksyczną męskość, no bo podrywanie kobiet (przede wszystkim przez nieatrakcyjnych facetów) to już prawie jak gwałt. Wydaje mi się, że problemem jest przykładanie za dużej uwagi do danego medium, w tym przypadku twittera. No obiektywnie patrząc, jakiś anonimowy nick z kilkoma setkami obserwujących nie jest ani ważną, ani opiniotwórczą, ani wpływową osobą, więc czemu przejmować się tym, co on pisze, bardziej, niż postem na FPE albo komentarzem na PPE? W moich oczach trochę tymi przeprosinami tracicie, bo nie chodzi już o jakąś tam "walkę" lewak/prawak, postępowiec/konserwa, grubas/sportowiec. Tu chodzi o uginanie się przed grupą histeryków, która będzie w swojej krucjacie zapędzać się w coraz głębsze odmęty absurdu, skoro raz się pokazało, że ich krzyk ma na Was bezpośredni wpływ. Takie miejsca jak twitch (gdzie z jednej strony można świecić niemal gołym tyłkiem i na tym zarabiać, a z drugiej zabronione jest używanie określenia "blind playthrough", bo może urażać niepełnosprawnych xD) pokazują, jaki klimat zaczyna panować w branży i szkoda by było, żeby to samo dotarło i do PE. Nierealne, u takich "lasek" samoocena (wbrew pozerskim wpisom na TT) wyjebała mocno w górę i mimo wątpliwej urody, nie zniżyłaby się do poziomu takiego nerda. Raczej przygotuje nam potężny felieton z którego dowiemy się, czemu to my jesteśmy źli, on dobry, a afera była potrzebna.
-
PSX Extreme 287
Kwestia czasu (a może już to się dzieje, w końcu szpiegów tu na pewno mają), aż ktoś z tego przewrażliwionego towarzystwa zaglądnie na forum i zacznie wyciągać posty, będzie kolejne pękniecie dup, tym razem z powodu "toksycznej, mizoginicznej grupki DZIADERSÓW na zapomnianym forum magazynu". Jeszcze trochę i forum stanie się niewygodne dla wizerunku pisma. Podobnie (chyba, mogę się tylko domyślać) stało się z forum KMF, do którego link wyleciał ze strony-matki, film.org. No ale tam antysyjonizm, podjarka bronią palną, delikatny (lub nie) szuryzm i apoteoza męskiego kina akcji lat 80 to codzienność, więc dla portalu, który polega na sponsorach raczej było to niezbyt fortunne towarzystwo xD.
-
PSX Extreme 287
Miałem pochwalić za to, że PE wrzuca sobie do numeru co chce i ma wyjebane na szczekających kryptofanów cenzury, którym wiecznie wszystko nie pasuje, ale jeszcze nie zdążyłem kupić nowego numeru, a już jakieś przeprosiny latają po necie xD. Zrozumcie, że takim zachowaniem ("w sumie nic złego nie zrobiłem, ale i tak przepraszam, bo ktoś się pewnie czuje urażony") daje się właśnie takim ludziom, jak te płaczki z twittera, sygnał, że mają rację i przesuwa granicę tego, co wolno, a czego nie, świadomie lub podświadomie wprowadzając autocenzurę (bo przecież rysownik i rednacz za miesiąc się trzy razy zastanowi, czy wrzucić dany komiks/opinię do numeru) a to jest chora sytuacja.