-
Postów
4 238 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Crash Bandicoot 4: Najwyższy Czas Co tu dużo gadać, rewelacja. A dla fanów trylogii z PSXa (bo na późniejsze części spuszczam zasłonę milczenia, również na WoC, które, choć poprawne, nie miało tego czegoś i tak naprawdę było leniwą kopią poprzedników) to po prostu must have i nostalgiczna bomba. Jestem sentymentalnym dziadem, wiec jak słyszę znajome dźwięki, widzę klasyczne fonty czy oglądam easter eggi nawiązujące do gierkowych wspomnień z dzieciństwa, to po prostu jestem kupiony. A tutaj jest to naprawdę naturalnie wplecione, nie ma mowy o prostackim graniu na sentymencie i wrzucaniu tego na siłę. Fundamentalnie to jest stary dobry Crash: platformówka 2,5D z okazyjnymi odskoczniami (tutaj wyjątkowo różnorodnymi), nastawiona na zbieranie owoców wumpa, kryształów i rozwalanie skrzynek. Kilka światów z indywidualnym charakterem, kilku bossów na ich zakończenie. Jednak mimo polegania na sprawdzonych patentach i klasycznym feelingu (cudowna responsywność sterowania), gra ma mocno zarysowany własny charakter. Przede wszystkim manifestuje się on w postaci masek, zapewniających nam okazyjnie specjalne umiejętności. Nie są to skille, które zdobywaliśmy tak jak w Warped wraz z postępem gry i zostawały na stałe: tutaj pełnią one rolę urozmaicenia fragmentów poziomów, i wychodzi im to naprawdę fajnie (może poza "antygrawitacyjnym obrotem", mało funu, więcej irytacji). Co do samych poziomów, to mam wrażenie, że są mocno rozbudowane w stosunku do tych z czasów szaraka. Co więcej, jest ich naprawdę dużo, a licząc z odwróconymi wersjami (może trochę pójście na łatwiznę w kwestii rozciągnięcia gry, ale i tak miałem ochotę je zaliczać, tym bardziej, że poza lustrzanym odbiciem oferują rożne ciekawe efekty graficzne) wręcz za dużo. Tutaj mogę przejść do płynnie do jednej z wad nowego Crasha: jest tu kosmiczna liczba pierdółek do zaliczenia/zebrania, która, w połączeniu z naprawdę wysokim poziomem trudności (zwykłe zaliczenie poziomu może dla dorosłego być problematyczne, a rzeczy, które trzeba odwalić, żeby spełnić warunki do uzyskania niektórych gemów zahaczają wręcz o absurd) raczej zniechęca do wymasterowania tytułu. Typowa ilość skrzynek na poziomie waha się między 200 a 300 xD. Chyba nie muszę przypominać, że jednym z podstawowych celów jest rozwalenie ich wszystkich? Mając splatynowaną jedynkę mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że czwórka w temacie trudności to jest przynajmniej jedna klasa wyżej. Osobiście: odpuszczam, zamierzam zaliczyć pewien zestaw, który sobie sam określiłem i raczej się pożegnamy. Obecnie mam ponad 25h na zegarze i około 60% ukończenia gry, a najgorsze i najbardziej wymagające rzeczy i tak dopiero przede mną. Używając wyświechtanego sloganu recenzenckiego: Crash 4 to Soulsy platformówek. Tutaj dochodzi do sytuacji, że siadasz do konsoli i 2-3 h masterujesz jeden i ten sam poziom. I niekoniecznie się uda osiągnąć cel xd. W tym wszystkim jedno jest najważniejsze: gra cholernie wciąga, bawi i daje satysfakcję. Do pełni szczęścia przydałyby się szybsze loadingi: niestety, przy ładowaniu levelu są one naprawdę długi (rekordzista, którego podliczyłem, wczytywał się 37 sekund!), a co w tym wszystkim jest najgorsze, żeby zaliczyć pewne "zadania", musimy przelecieć poziom na jednym życiu. Nie dość, że samo w sobie jest to trudne i frustrujące, to jeszcze w przypadku wpadki musimy ładować poziom od nowa z menu, brak tu natychmiastowej powtórki (żeby było śmieszniej, gry robimy time trial i giniemy, to wracamy na początek poziomu momentalnie). Mocno zniechęcające i dodatkowo wkurwiające. Oprawa? Cukiereczek. Śliczne, płynne (chociaż tylko 30 klatek na podstawowej PS4), z fajnym, mocno kreskówkowym designem. Nowe projekty postaci w pełni mi pasują (szczególnie tytułowy bohater, wg mnie odświeżony look lepiej oddaje jego charakter, niż wersja z remake'ów), otoczenie jest bajkowe i kolorowe. Muzyka wpada w ucho, a sporo kawałków opiera się na patencie, który bardzo lubię, mianowicie wpleceniu gdzieś jako tło (albo nawet jako podstawę linii melodycznej) nut znanych z prequeli. Charakterystyczne "cymbałki" motywu przewodniego czy klasyczny motyw Cortexa: fani poczują się jak w domu. Z mniejszych zarzutów powiem, że nie do końca przypadły mi do gustu poziomy rozgrywane kompanami (z racji na mocno odmienne sterowanie i patenty na poruszanie się, wybijają z rytmu i są momentami mocno upierdliwe), szczególnie Tawny (z której, w zgodzie z dzisiejszymi standardami, zrobiono "strong female character" z farbowanymi włosami xd). O przegięciu z trudnością i listą "zadań" już mówiłem. To w sumie chyba tyle. Dla mnie to mimo wszystko fantastyczny tytuł, w pełni zasługujący na miano prawdziwej kontynuacji trójki. Na każdym kroku czuć, że twórcy znają i lubią serię i zwyczajnie wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi. Dostałem z zaskoczenia coś, na co nawet nie wiedziałem, że podświadomie czekałem ponad 20 lat. Tak jak pisałem w innym temacie: moje GOTY 2020. A każdego, kto nie jarał się specjalnie Bandicootem w przeszłości, i tak zachęcam do sprawdzenia się z nową odsłoną.
-
Cyfrówka z wykastrowanym soundtrackiem Zresztą za siebie mogę powiedzieć, że są serie, które chcę mieć fizycznie na półce i też niedawno kupiłem za grosze GTA IV na PS3. Co do tematu, to zacząłbym od tego, że płyty DVD są zajebiście podatne na rysy, co widzę chociażby po tytułach z PS2, za czasów której już dbałem o giereczki jak o towar ekskluzywny: gra może parę razy wyjęta z pudełka i z powrotem jest cała w rysach.
-
Tru. Chociaż potężne 550 ml edycje biedronkowe piw i tak by nie weszły w całości xd. Mi prawie każdy Komes wchodzi jak złoto, standardowo w zimowych klimatach raczej porterki (choć generalnie ten gatunek piwa nie jest moim ulubionym), a najbardziej lubię chyba potrójny złoty.
-
Jak z czasem ładowania poziomów na PS5? Na czwórce jest pod tym względem słabo, co jest mocno problematyczne w przypadku prób zdobycia itemów wpadających przy zaliczeniu poziomu bez zgonu. Otóż za każdym razem, kiedy zaliczymy skuchę, musimy wybrać opcję "restart level", która odpala dłużący się loading (minimum 20 sekund, na jednym z leveli było to aż 37 sekund!). Zważywszy na szybką i dynamiczną formułę gry i potencjalnie dużo wpadek, jest to kurewsko drażniące i jak dla mnie wyklucza masterowanie gry. Sprawa jest o tyle dziwna, że robiąc np. czasówki, po zgonie wracamy na początek poziomu w sekundę.
-
Tak nawiązując do akcji Komes: zakupiłem w końcu ten opisywany wcześniej zestaw. Było tak, jak myślałem: w lokalnych Lidlach wjechały po prostu w innym terminie i w ostatnim tygodniu grudnia widziałem je w kilku miejscach. "Pokal" niestety okazał się mieć tylko 0,4l objętości, o czym informacji nie znalazłem na pudełku, a na oko niestety ciężko zweryfikować. Dla mnie spory minus. Spróbowałem też tego portera z płatkami dębu i faktycznie szału nie ma, w rankingu Komesów chyba byłby na szarym końcu.
-
Ostatnio oglądam mniej filmów, ale i tak od poprzednich wpisów trochę się chyba tego uzbierało. Szklana Pułapka 2: być po trzydziestce i nie widzieć tego filmu do 2021 to lekki sztryms (choć wiadomo, że pewnie setki razy gdzieś tam leciał w tle i się jednym okiem oglądało), ale w sumie nigdy nie byłem wielkim fanem serii. Tak czy siak, dwójka to dla mnie najsłabsza część (chyba nieprzypadkowo jedyna z trylogii nie reżyserowana przez McTiernana). Naciągane i zwyczajnie głupie wątki, niespecjalnie dobre one linery, drugi plan momentami tragiczny, villain (a właściwie villainowie) bezjajeczni. Ogólnie: DH1>DH3>DH2. Jakichś robionych na siłę shitowych sequeli nie zamierzam tykać. Polowanie na Czerwony Październik: podobna sprawa jak z powyższym: tyle lat od premiery, a nigdy nie przysiadłem, żeby obejrzeć na spokojnie od początku do końca. Klimaty political fiction jakoś mi w młodości nie siedziały, ale po seansie mogę powiedzieć, że żałuję opóźnienia, bo film to świetny. Potężna obsada, mocarny klimat i napięcie, świetna realizacja. Spider-Man: Uniwersum: wszechobecne po premierze spusty jakoś uruchomiły mi lampkę ostrzegawczą, ale okazało się, że tak, ten film naprawdę jest tak dobry. Props przede wszystkim za warstwę wizualną i pomysłowość twórców. Ciągle dzieje się coś ciekawego i zaskakującego, a bohaterów można polubić. Sympatyczny twór. Kolor Purpury: niby Spielberg, niby Oscary, niby klasyka, a mnie ten film zupełnie nie przekonał. Albo ja nie załapałem konwencji, albo tak naprawdę nie wiadomo, jaki to ma mieć wydźwięk. Historia i ciągle następujące po sobie tragedie i cierpienie bohaterów zwyczajnie męczą widza. Przeplatane to jest z jakimiś niby luźnymi czy wręcz humorystycznymi wtrętami, oderwanymi jakby od rzeczywistości. Poza przekonującymi kreacjami aktorów, nie bardzo mam co pochwalić. Diabeł Wcielony: świeży film, mocno chwalony w niektórych kręgach (choćby przez Sobka w PE), dla mnie lekki zawód. Trochę za bardzo fetyszyzuje zło i przemoc poszczególnych postaci, nie widzę tu jakiegoś głębszego przekazu, źli są trochę jak z komiksu (chwalony Pattinson dla mnie groteskowy), sporo klisz. No ale niech będzie, że Holland się pokazał od trochę innej strony (przynajmniej w mainstreamowym kinie, bo jakoś mocno jego kariery nie śledzę) i nawet zdał egzamin. Co w duszy gra (Soul): czyli nowy Pixar. No studio przyzwyczaiło nas do pewnego poziomu, a najnowszy film reżyseruje Pete Docter, odpowiedzialny dotąd choćby za W głowie się nie mieści, i trochę to czuć. Są rozterki egzystencjalne, zagadnienia dotyczące tego, co nas czyni takimi, jakimi jesteśmy, a to wszystko w klimatach jazzu w tle (dobrze, że w tle, bo sam nie lubię szeroko pojętych wątków "muzycznych"). Wizualnie bomba, szczególnie wszelkie sceny w "zaświatach" (pomysłowe). Wątek "zamiany ról" całkiem wesoły i śmiechogenny. Film dobry, ale w osobistym rankingu Pixara nie dałbym mu wysokiego miejsca, raczej do zapomnienia.
-
@GSPdibbler oznacz to lepiej jako spoiler. @YETI Ale tu nie ma żadnej skomplikowanej kwestii, żeby czegoś nie pojmować, sam dokładnie do tego zamiaru twórców się odniosłem na poprzedniej stronie. Problem jest taki, że im nie wyszło. Tak samo zresztą w przypadku innych postaci. W TLoU2 nie ma się z kim zżyć i kogo polubić, szczególnie po stronie WLF (z Abby na czele) i dlatego właśnie (a przynajmniej w moim przypadku tak jest) całe założenie fabularne A jeśli cały fundament pomysłu na scenariusz, ze względu m.in. na słabo zaprojektowane postacie, nie wywołuje zamierzonego efektu, to sypie się praktycznie cała układanka. I tym bardziej tęskni się za Jedyny moment względnego współczucia do
-
No raczej Jędruś idzie na lucky losera. Ale fajnie by było się pomylić, w sensie, że wygra w parze.
-
Rozumiem, że można uznawać TLoU2 za GOTY/GOTG itd., mnie się też dobrze grało, choć scenariusz mocno zawiódł (nie przeczę, że miał swoje momenty), ale bronienie z tego powodu największych fabularnych absurdów to już jest samo w sobie trochę absurdalne. Zacznijmy od tego, ze w ciąży czy nie, Mel (dobrze, że przeglądnąłem ten topic, bo bym nie pamiętał, jak miała na imię) to po prostu marna, słabo zbudowana (jak większość npców) postać i zwyczajnie nie wypełnia dobrze swojego zadania w scenariuszu. Jest moment, w którym jako graczowi Truzim, no ale nie ma gry bez wad, nawet jeśli kochamy ją całym serduszkiem. Chyba się już powtarzam z tą analogią, no ale mimo, że MGS3 to dla mnie 10/10, to w życiu bym nie przeczył, że ekipa Cobras to banda Pokemonów i nawet jak na świat Kojimy, to ich "moce" są oderwane od rzeczywistości i trochę żenujące.
-
Indywidualne podsumowanie roku w grach.
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
Swoją drogą, Sony nie robiło w tym roku tej akcji podsumowującej rok na profilu PSN? Nie no stary, zarządzanie czasem to jedno, ale spanie 5h to jest katowanie organizmu. No chyba, że należysz do jakiegoś procenta ludzkości, któremu tyle wystarczy do dobrego egzystowania (albo wydaje im się, że wystarczy, bo jadą na rozpędzie i monsterkach). Jakbym ja tak spał, to albo bym zasnął na siedząco w pracy, albo po pracy, a w weekend odsypiał 14 godzin xD. Można rzucać hasła o zarządzaniu czasem, co nie zmienia faktu, że choćbyśmy się zesrali, to nadal wszyscy mamy do dyspozycji 24 godziny, minus czas na sen i pracę. Wiadomo, że warto ograniczyć marnowanie czasu na bezmyślne scrollowanie papki w necie, ale faktem jest, że doby nie rozciągniemy, więc im więcej czasu spędzam na innych aktywnościach, tym mniej mam na giereczki, proste. W moim przypadku to jest hobby mocno zależne od szeroko pojętego nastroju (a bardziej poczucia luzu, wypoczęcia) i klimatu (no nie odpalę sobie Residenta o 16:00 w czerwcu). Dlatego dosyć zaskoczony przeglądam Wasze listy, bo mimo, że w tym roku miałem wyjątkowo dużo wolnego, a pracuję standardowe 40h tygodniowo, to i tak moje 20 gierek (nie liczyłem powtórek retro, no ale naciągnijmy to do 22-23) to jest jak na mnie wynik świetny i raczej w górnych granicach moich możliwości. Jeżeli ktoś, jest w stanie wyciągnąć dziennie więcej, niż 2-3h (uśredniając, bo wiadomo, że są dni, kiedy nie gramy), to jak na dorosłego człowieka jest to moim zdaniem już sporo. No chyba, że o tych "innych aktywnościach" to tak tylko każdy pisze, a w praktyce większość jest ze sportem na bakier, neta lurkują w pracy, znajomych widzą raz na miesiąc na domówce, a żoną i dziećmi pogadają w przelocie przy obiedzie xd. Co do mojego podsumowania, to listy nie robię, bo i tak mało komu się chce takie rzeczy czytać (a mi pisać), swoją potrzebę napisania czegoś o gierkach realizuję bardziej we "właśnie ukończyłem", tu musiałbym się trochę powtarzać. Zaliczyłem wspomnianą wcześniej liczbę "dużych" tytułów, kilka interesujących mnie z 2020 i multum zaległości, gierkowo jestem zadowolony, w sensie "zadowolony z wyniku", bo jeśli chodzi o same doznania i oceny poszczególnych tytułów, to raczej rok upłynął pod znakiem gierek na 7, w porywach 8. Poza Sekiro (przy mocno ambiwalentnych uczuciach), RE2 i RE7 oraz Crashu 4, nic mnie tak naprawdę nie zachwyciło, zresztą słowo zachwyt jest chyba za mocne nawet wobec wyżej wymienionych, ot bardzo dobrze się pykało. Brakowało mi jakiegoś naprawdę mocnego pierdolnięcia, może nawet bardziej w kontekście narracji i wykreowanego świata, niż samego gameplay'u. Liczyłem trochę w tym temacie na TLoU2 i CP2077, no ale z przypadku jednego nie wyszło, a drugiego nawet nie odpaliłem. -
Realna czy nie, data premiery God of War 2 to na ten moment 2021, więc trzeba by dorzucić to do ankiety (oczywiście możemy dyskutować, czy pokazanie daty na końcu teasera to faktycznie zapowiedź roku wydania gry, czy dalszych materiałów chociażby, ale nie bądźmy aż tak skrupulatni, to tylko zabawa). Osobiście w tej kategorii zagłosowałbym z powyższej listy właśnie na GoWa 2, więc na ten moment kliknąłem w "na nic nie czekam", bo dla mnie nowy rok zapowiada się średniacko. Zagram pewnie jeszcze w Horizona 2, ale to i tak na PS4. Moje GOTY: Crash Bandicoot 4. Jasne, nie zagrałem nawet w połowę premier, więc można taki głos uznać za niezbyt wartościowy, ale kto ograł wszystko albo choćby większość z listy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Jeśli do zamknięcia ankiety wyrobię się z zaległościami (wątpliwe) i coś by wpłynęło na zmianę zdania (też wątpliwe), to zrewiduję swój głos. Czemu Crash? Bo bawiłem i nadal bawię się po prostu rewelacyjnie, czuję czystą frajdę (przemieszaną z frustracją w trudniejszych momentach, ale motywującą do powtórek, szkoda tylko, że loadingi przy powtarzaniu leveli trochę się przedłużają) i jako osoba, która po prostu uwielbia trylogię z PSXa, jestem w pełni kontent z tego, co dostaliśmy. Poza Sekiro, RE2 (obie z 2019) i częściowo TloU2, Crash to zwyczajnie najlepsze, w co grałem w 2020 r. Co do zawodu: w CP 2077 nie grałem, więc niby nie wypada na niego oddawać głosu. Z drugiej strony można spojrzeć na sprawę tak, że jako posiadacz PS4 nie grałem właśnie z powodu problemów technicznych i zwyczajnego niedopracowania gry, więc w pewnym sensie jestem tym dotknięty bezpośrednio. Co więcej, nie udało się gry wylosować w forumkowym giveaway'u, więc tym bardziej powinienem Cyberpunk utożsamiać z rozczarowaniem roku. Mimo wszystko oddałem głos na The Last of Us 2. No ale chwila, akapit wcześniej wspominałem, że to jedno z lepszych doświadczeń ubiegłego roku, a teraz takie hece? Ujmę to tak: przygody Ellie to bardzo dobra gra, ale oczekiwałem czegoś jeszcze lepszego, szczególnie w kwestiach fabularnych. No w najważniejszym aspekcie nie dostarczono. Skradanie i wymiana ognia były pyszne, ale raz, że prędzej czy później zaczyna się to robić mocno powtarzalne, dwa, że gra jest rozwleczona i zwyczajnie za długa. edit: a no jeszcze next gen. Nie kupiłem i prędko nie kupię żadnego. No, tak to wygląda u mnie. Trochę z dupy, ale pasuje do tego roku.
-
Bierz i się nie zastanawiaj. Nikt przecież nikogo nie zmusza do masterowania, a zwykły playthrough jest wyważony w sam raz, żeby nie znudzić łatwością, ale też nie zniechęcić frustrującymi momentami.
-
Widzę, że nie wpisywałem się rok temu, więc nie zacytuję sam siebie w celu podsumowania, co z listy udało się zrealizować w 2020. Powiem przy tej okazji, że skończyłem w ubiegłym roku okrąglutkie 20 gier (z czego jedna rozpoczęta w 2019). Większość to backlog, ale stosunkowo świeży, ten rok nie obfitował w hity w moim guście (pozycje obowiązkowe w postaci TLoU2 i GoT, w okolicach Świąt Crash 4), więc mogłem sobie na to pozwolić bez spiny. Zaopatrzyłem się wreszcie w Dual Shocka 2 (notabene, postanowienie z początku 2019 xd) i naprawdę dobrze było wrócić choć na chwilę do dawno odstawionych tytułów z czarnuli (część odpaliłem na chwilę, część sobie powtórzyłem w całości, chociażby Vice City w okresie, a jakże, wakacji). Tym samym po dziwnych awariach i perypetiach w końcu moja rodzinka Plejstacji jest w komplecie i w pełnej gotowości bojowej. Nie udało mi się (a raczej nie zaangażowałem się w poszukiwania aż tak mocno) upolować sensownego CRTka do retro, wiec ten punkt przechodzi na nowy rok. Jakie postanowienia poza tym? Standardowo: dokończyć backlog ("dużych" tytułów została mi dosłownie garstka, więc pozwolę sobie je wymienić: FF VII Remake, Wiesiek 3 z dodatkami, The Last Guardian, Hellblade, Observer). Szybki rzut oka na listę i widzę, że w kategorii "chcę zagrać" mam zaledwie 27 tytułów, w tym kilka wrzuconych raczej z rozpędu i bez przesadnie silnej potrzeby zaliczenia, kilka symulatorów chodzenia i coś z oldschoolu (może skuszę się na Black na PS2). W sumie jestem aż zaskoczony. Czyżby wizja wyjścia "na zero" w tym roku była realna? Pewnie się nie uda, ale rozpoczęcie 2022 z poczuciem "nie mam w co grać" mogłoby być dobrą motywacją do zakupu PS5. Jeśli chodzi o hardware, to bardzo wstępnie przymierzam się do upgrade'u kompa (choć patrząc na to, ile rzeczy muszę całkowicie wymienić, to lepszym określeniem byłoby "wymiany kompa"). W zamierzeniu ma to być sprzęt pozwalający odpalić w znośnej jakości gierki z ósmej generacji, co byłoby okolicznością sprzyjającą zagraniu w parę mniej obowiązkowych pozycji z backloga w lepszej cenie niż na konsoli. Gdzieś tam mi przechodzi przez głowę pomysł zakupu gogli VR od Sony. Myślę, że jako gadżet zapewniający zupełnie nowe spojrzenie na gierki (nigdy z VR nie miałem do czynienia) byłaby to fajna odskocznia i alternatywa dla nowej generacji. Jeśli bym w to wszedł, to lista tytułów do sprawdzenia zdecydowanie spuchnie. No ale to takie niezobowiązujące rozkminy, tym bardziej biorąc pod uwagę, że zawsze jest szansa, że to w ogóle nie jest zabawa dla mnie. Z takich już naprawdę mało realistycznych celów: może kupno Switcha, krótka piłka z zaliczeniem tych dosłownie kilku interesujących mnie pozycji i puszczenie go dalej w świat? Wygodnictwo i niechęć do zabawy w akcje kupna/sprzedaży trochę tutaj może przeszkodzić, no ale opcja jakaś jest. No także ten rok raczej bez szaleństw. Jako że zapowiada się na bardziej pracowity, ale też mniej "piwniczny", niż mijający, liczę się z mniejszą ilością czasu na granie, więc może i dobrze się składa, że to już koniec generacji, a na nową się na razie nie napalam. Najbardziej jestem ciekaw chyba tego Wiedźmina, zostawiłem go poniekąd jako wisienkę na torcie, podsumowanie generacji i oczekiwania są naprawdę gigantyczne, rozum podpowiada mi zatem, że mogę się trochę przejechać. No zobaczymy.
-
No gierka jest świetna, naprawdę godna kontynuacja trylogii od ND, wciąga, wjeżdża na ambicję, bawi i oczywiście regularnie wkurwia. Na ten moment wymasterowanie podstawowych rzeczy (gemy i triale) wydaje mi się bardzo mało realne, a platyna zwyczajnie poza zasięgiem. Nie dziwię się przekazowi mojemu przedmówcy, bo wygląda na to, że faktycznie twórcy lekko przegięli. Pamiętacie, jak w PSXowych częściach na jakimś levelu mieliśmy około 100 skrzynek, to było wiadomo, że poziom jest trudny i rozbudowany? Tutaj 150-200 to jest norma xD. Nawet zwykłe zaliczenie poziomu może sprawić duże trudności dzieciakom. Ja ogólnie jestem kontent, ale do gry trzeba podejść w miarę możliwości na chłodno i bez narzucania sobie chorych celów.
-
Gorszego przeskoku nie mogłeś chyba zrobić xd. Z jednej strony Star Warsy, które są skondensowaną (mimo backtrackingu), zapewniającą masę funu grą, z drugiej rozwleczona, monotonna Andromeda. Pod postem SlimSzejdiego mogę się tylko podpisać dwiema rękami. Też sobie zafundowałem zahaczający o masochizm cel zaliczenia prawie wszystkiego, co się da (efektem był najwyższy czas gry ze wszystkich tytułów w 2018 w podsumowaniu, które robi Sony), chyba ze względu na miłość do trylogii i ciągłą nadzieję, że coś tam fajnego jeszcze znajdę. No nie znalazłem xd. Ze dwa niezłe (jak na tę grę, bo w porównaniu do prequeli, to nic nadzwyczajnego) momenty fabularne, morze powtarzalnych czynności na nudnych planetach i kompletnie nieudane postacie i dialogi. Ktoś kiedyś zauważył, że dobrym podsumowaniem jakości tej gry (szczególnie w kontekście fabularnym) jest to, że cameo to najlepszy występ w grze xd.
-
Ghost of Tsushima Miałem się troszkę bardziej rozpisać w standardowym stylu, ale jakoś nie mam weny, co jest chyba trochę związane właśnie z jakością samej gry. Bo to dobry tytuł, ale czysto gejmplejowo jest niestety do bólu typową ubi gierką. I mówię to, jako osoba, która raczej omija takie sztampowe open worldy i nie jest nimi zbytnio zmęczona. Całe szczęście fundament rozgrywki jest przynajmniej jedną półkę wyżej, niż chociażby w takich Asasynach- mianowicie chodzi o walkę. System jest naprawdę dobry, czuć zadawane mieczem razy (do czego dokładają się efekty wizualne), walka sprawia satysfakcję (na hardzie stanowi momentami niezłe wyzwanie, szczególnie w pierwszych godzinach) i jest całkiem rozbudowana (postawy na różnych przeciwników). Mamy oczywiście sporo opcji rozwoju (standardowo: sporo dodatkowych perków jest zupełnie zbędna) wraz z podpakowaniem naszego bohatera. Problem stanowi niestety dosyć często kamera i lockowanie się na mobach. Przy większym zamieszaniu można się też trochę zamotać przy wyborze ekwipunku, no nie spasowało mi pod tym względem sterowanie. Poza tym: spoko, czuć tu nawet troszkę vibe Sekiro. Na pewno GoT wyróżnia się settingiem i szeroko pojętym klimatem. Robotę robi oprawa a/v: gra jest po prostu piękna. Chodzi głównie o poziom artystyczny, bo czysto technicznie cudów nie ma i dostaliśmy na PS4 przynajmniej kilka lepszych graficznie tytułów. Można się parę razy zachwycić, a ochota na odpalanie photo mode przychodzi co chwilę. Jednak po iluś tam godzinach wszystko może spowszednieć. No i tu płynnie mogę przejść do najważniejszego problemu tej gry: powtarzalność czynności i zniechęcający nadmiar rzeczy do zrobienia, ogrom znaczników, misji, pierdółek do znalezienia (jak w pierwszych godzinach raz za razem wyskakiwały mi kolejne kategorie gadżetów do zebrania i info o ich liczbie, to mi się robiło mdło). Co najgorsze, mimo dochodzących z różnych stron głosów o jakiejś wyjątkowo wysokim poziomie side questów, większość polega z grubsza na tym samym (przyjedź, pogadaj, pojedź do obozu, zajeb Mongołów, znowu pogadaj), a co gorsza, npc strasznie nudzą. Misje poboczne są rozwleczone, a żeby było "lepiej", nie można przerywać tych wszystkich nieinteraktywnych momentów, z dialogami na czele. Po setnym razie człowiek ma dość przedłużającej się przed i po każdej misji animacji z nazwą misji, wskakującym expem i innymi takimi wtrętami typu "śledź Mongoła" albo "poszukaj śladów w domu" (zieeew). Chętniej bym się za to zabierał, gdyby wszystko działo się natychmiastowo. Tu przy okazji pochwalę szybką podróż i ogólnie loadingi: są naprawdę bardzo krótkie, szczególnie patrząc na rozmiar mapy. Najlepsze, poza hurtowymi walkami Jin vs banda dzikusów, są samurajskie starcia jeden na jednego. Szkoda, że takiego mięsa było stosunkowo mało, świetna zabawa w szermierkę, dodatkowo podbudowana całą tą otoczką. No ogólnie tak po kilkunastu godzinach wkrada się już coraz mocniej monotonia i uczucie, że już niczym gra nie zaskoczy (i raczej tak jest). Fabuła, jak to w przypadku otwartych światów, szału nie robi, ale końcówka była świetna i, co ostatnio rzadkie, lekko mnie poruszyła emocjonalnie. Grane oczywiście z japońskim dubem, ok. 40h na wątek główny i "ciekawsze" poboczne (dla członków ekipy oraz mityczne), do tego jakieś 5 godzinek na wymaksowanie i platynę która, jak to tradycyjnie w exach Sony, jest raczej łatwa. Całe szczęście, że nie trzeba odnaleźć 1500 zwojów, zapisków czy innych kurwa chorągwi, bo bym odpuścił xd. Ogólnie: dla mnie żadne cudo, ot relaksująca i zachwycająca momentami swoim stylem gierka, do której wracać raczej nie zamierzam, a wspominać jakoś mocno też nie będę. Fajnie się ciachało i to chyba jej największa zaleta pod względem czysto gierkowym. Całość, mimo skrajnie odmiennego świata przedstawionego, bardzo mocno mi zalatywało Horizonem (koń, trawa, łuk, różne mniejsze szczegóły) i to akurat nie jest z mojej strony pochwała. Na koniec generacji pozwolę sobie na taki mocno subiektywny mini ranking open world exów Sony: Spiderman>Days Gone>Horizon=GoT.
-
Najlepszy prolog/początek w grach
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na SlimShady temat w Graczpospolita
Jakbym spojrzał na listę ogranych w swojej karierze tytułów, to (pomijając te, w których ciężko wyodrębnić jakiś typowo samodzielny prolog) raczej niewiele z nich wywoływało u mnie opad szczęki swoim otwarciem, szczególnie w poprzednich dwóch generacjach. Raczej wkręcałem się po paru godzinach, często po takim sobie wrażeniu początkowym. Ale kilka konkretnych przykładów: God of War II: co tu dużo gadać, cudo audiowizualne, uderzenie z grubej rury pod względem rozmachu (Kolos!) i możliwości zabawy (mamy na dzień dobry wszystkie moce i przykoksowanego bohatera, tylko po to, żeby potem zostać bezczelnie z nich ograbionymi). Słynne otwarcie prequela z Hydrą w roli głównej zdecydowanie słabiej na mnie zadziałało, tam bakcyla złapałem dopiero w Atenach. Metal Gear Solid: podobnie jak kolega parę postów wyżej, katowałem demko tyle razy, że poszczególne kwestie bohaterów poznałem już na pamięć. Co prawda jako prolog możemy traktować doki (nauka zabawy w kotka i myszkę i zasad rządzących tym światem), ale możemy podciągnąć pod wstęp również całą pierwszą animację i wejście wspaniałego tematu muzycznego z menu. MGS2: jeśli potraktujemy cały tankowiec jako prolog, to jest to chyba najlepszy wstęp w historii gejmingu. Dlaczego aż tak? No w końcu nieczęsto prolog jest lepszy, niż zdecydowana większość gry właściwej. Half Life 2: klasyka. Zachwyt oprawą (mimo, że grałem kilka lat po premierze), swobodą i różnymi efekciarskimi patentami (AI, fizyka), a do tego świetny klimat zamordyzmu. Mafia II: tu trochę naciągnę na potrzeby tematu, bo właściwy prolog to misja we Włoszech, która jest mocno mehowa. Natomiast wstęp, o którym mówię, to oczywiście pierwsze pojawienie się Vito w zimowej scenerii i Let it Snow w radiu. Totalna magia, a że zbiegła się w czasie z faktycznym okresem świątecznym w prawdziwym świecie, to tym bardziej mocno oddziaływała na gracza. -
Star Wars: The Mandalorian - 2019 - Disney Play
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na sprite temat w Seriale
Poniżej SPOILERY. Zaliczone, no i cóż, było dobrze, choć może lepszym słowem będzie "poprawnie", bo serial (tak samo zresztą jak poprzedni sezon) w żadnym momencie nie jest czymś więcej, niż prostą fabularnie historią opowiedzianą w formie krótkich odcinków-misji z gry wideo, z mocniej zarysowanym wątkiem "głównym" w końcowych epizodach. Pełna fan service'u (że większości nie łapię, bo nie oglądam jakichś kreskówek na kiju, to inna sprawa), ale zdecydowanie lepiej i naturalniej wplecionego, niż w przypadku chociażby nowej nowej trylogii. Tyle, że mimo głupotek scenariusza czy wspomnianej struktury odcinków, to po prostu dobrze działa, czy to ze względu na bohaterów (może dałem się złapać na prostacką zagrywkę, no ale nie da się nie ulec urokowi tego małego, zielonego gremlina), ten słynny "klimat", czy właśnie prostotę i brak przekombinowania na siłę. W sumie czas trwania odcinków uznaję za plus, nie ma zbędnego rozciągania, dzisiaj jest akcja na planecie lodowej, rach ciach, zaliczone, jutro lecimy na planetę dżunglę. Pojawienie się Boby sprawiło mi chyba większą radochę, niż końcowa "rzeź" w wykonaniu Skywalkera (trochę zepsuta jak dla mnie przez nie najlepszy efekt wizualny odmładzania-jak już wiele osób na necie wspomniało, zdecydowanie lepszą robotę zrobiłby jakiś podobny do Luke'a aktor). Oddali tej postaci szacunek, jednocześnie nie zlewając jednego z niewielu ciekawych wątków Ataku Klonów. Ale końcówka ogólnie świetna i nawet grająca lekko na emocjach. Z takich luźnych przemyśleń: standardowo czuć Disney'owskie wpychanie co krok silnych, pyskatych lasek, ale nie jest to jeszcze poziom powodujący odruch wymiotny, więc da się przełknąć (chwilowo się obawiałem, że zrobią z Boby ofiarę kobiecej przemocy, jak z Nicka Fury w Captain Marvel xd). Co nie zmienia faktu, że jakoś ciężko tu o zasługującą na polubienie postać kobiecą. Mimo wszystko jeśli faktycznie S03 to będzie osobne przedsięwzięcie, niż Księga Boby, to zdecydowanie bardziej czekam na to drugie. -
Z tego wszystkiego szkoda też, że nie spróbuję tego z płatkami dębu, bo jeszcze nie miałem okazji, a nie widuję go w sieciówkach.
-
Nie za późno, bo promocja wg ogłoszenia wjechała 14 grudnia i w ten dzień szukałem, a w Lidlu jestem regularnie i widziałbym na pewno, jakby rzucili coś wcześniej. Po prostu ich nie było. Fortuny i ten drugi zestaw leżą cały czas, po Komesach nie było nawet pustego miejsca na półce z ceną. @messer88 Dziś byłem na kocmyrzowskiej (tydzień temu też) i nadal nie ma. A jebać, za same piwa bez promocji i tak dałbym max 30 zł, szkło na upartego też za parę złotych znajdę.
-
Oba zarzuty trafne. Kamera daje mocno popalić, szczególnie w obozach, między jakimiś namiotami i innymi obiektami. A co do stealth killi,. to oczywiste, że trzeba kliknąć w odpowiednim momencie, sęk w tym, że ten moment jest mocno płynny i łatwo przegapić okienko jakimś drobnym ruchem w złą stronę. Mi to akurat jakoś mocno nie przeszkadzało, ale coś jest na rzeczy
-
Ja byłem w trzech i w żadnym nie było xd. Są też w sieciówkach typu Carrefour i Auchan, ale za 33 zł. W Lidlu miały być za 28. Także nie wiem, co to za akcja z jakimiś wybranymi lokalizacjami, ale nie podoba mnie się to.
-
Abstrahując już od wyzywania kogokolwiek: gry to nadal produkty (co sam dalej zauważyłeś) i jako produkty będą oceniane, czemu tu jakieś wyjątki robić? Sprowadzanie dyskusji do poziomu absurdu ("obrażanie na gierkę/to tylko kawałek plastiku") jest słabą zagrywką, bo tak można spłycić jakiekolwiek poważniejsze emocje wynikające z błahej (dla ciebie) sprawy. Te wszystkie rzeczy, które napisałeś o branży, dotyczą nie tylko CDP, więc czemu mają mieć jakąkolwiek taryfę ulgową? Bo cały post brzmi jak usprawiedliwianie producenta. Nie widzę logiki w tym fragmencie o dogadzaniu graczom. Skoro jako odbiorcy jesteśmy skazani na przesunięcie premiery, w domyśle: w celu dopracowania produktu, to rozgoryczenie, jeśli ten cel nie został osiągnięty, jest całkiem zrozumiałe. Zresztą posługujesz się uogólnieniem, że gracze to, gracze tamto. Ja np., miałem z grubsza wyjebane na termin premiery i CP mógłby się dla mnie spokojne ukazać w lutym, jeśli by miał być dostarczony w znośnej formie. A tak wyszło na to, że przesunięcia premiery były, a dokończenia produktu i tak nie ma xd. Zachowajmy też pewien obiektywizm: to, że "u mnie działa, a na PS4 mam wyjebane" w żaden sposób nie umniejsza zaniedbań i błędów Redów. Wnioskując po łatwo dostępnych materiałach źródłowych i gównoburzy w necie, nie będzie chyba nadużyciem stwierdzenie, że mamy do czynienia po prostu ze skandalem. Więc taka postawa to trochę umywanie rąk. Mam wrażenie, że patrzysz na sprawę za bardzo przez pryzmat kwestii ludzkiej (może nawet osobistej), co jest o tyle niepotrzebne, że nigdzie raczej nie dostaje się "zwykłym pracownikom", a wrzuty na ogólnie pojęty CDPR to raczej skrót myślowy związany ze zniesmaczeniem polityką firmy, której, jak można się domyśleć, nie kształtuje jakoś mocno bezpośrednio szary koder. No, to tak tylko przechodząc sobie tędy, w oczekiwaniu na losowanie prezentów od pana Kmiota.
-
Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
Jak najbardziej, sensowne rozwiązanie. -
Na liczniku prawie 30h i jakoś tak ostatnie 10 godzin już lekko się nudzę. Nie, żebym się jakoś mocno zmuszał, bo gra relaksuje i ma inne zalety, ale poza głównym wątkiem i nielicznymi patentami w misjach pobocznych, to mam wrażenie, że od wielu godzin robię ciągle to samo, nic nowego mnie nie spotyka. Zacząłem więc cisnąć mocniej fabułę, bo odczuwam syndrom Falloutów i innych wielkich, zarypanych znaczkami światów. Patrząc na to, ile rzeczy nie mam jeszcze odhaczonych, to nie wyobrażam sobie, ile czasu trzeba poświęcić na platynkę. Cóż, ja odpuszczę.