-
Postów
4 238 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Zaliczyłem sobie prawie w ciemno The Outsider. Prawie, bo przeczytałem gdzieś krótki zarys fabuły i rzuciłem okiem na obsadę (Batemana nie toleruję, ale tutaj nawet mnie nie irytował). No ale umknęło mi, że to na podstawie prozy Kinga, więc oczekiwałem raczej "zwykłego", przyziemnego kryminału. A dostałem wiadomo co xd. Pierwszy odcinek-dwa to rewelacja, później robi się już gorzej, a odkąd mniej więcej wiadomo, o co biega, to już oglądałem z umiarkowanym zainteresowaniem. Sporo scen przegadanych, motywy melodramatyczne nudne. Plus za Mendelsohna, chociaż nie wspiął się tu na jakieś wyżyny swoich możliwości, większość serialu wygląda, jakby miał zaraz zasnąć. Za to postać Holly, która w pewnym momencie niestety wysuwa się na pierwszy plan, działała mi na nerwy. Stylistyka robi wrażenie, choć zahacza o granicę przerostu formy nad treścią (rozmowy o niczym nakręcone jak jakiś thriller psychologiczny xd).
-
New Mutants Nie oczekiwałem dosłownie niczego, nie śledziłem newsów i trailerów ani informacji o jakichś problemach w produkcji (o których dowiaduję się teraz) i seans był całkiem przyjemny. Pierwsza połowa, może nawet 2/3 jest naprawdę niezła, ot dosyć kameralne perypetie zamkniętej w "ośrodku terapeutycznym" ekipy młodych mutantów, mocno pachnące typowym kinem młodzieżowym. Niestety, jak zaczynają wjeżdżać na ostro "sceny akcji", to robi się już mocno meh (pomijam nawet kwestie wizualne, które nie stoją na specjalnie wysokim poziomie) i raczej odlicza się już czas do końca (film jest króciutki, co akurat na plus). Nic odkrywczego, ale fani mutantów powinni obejrzeć bez zgrzytu.
-
PSX Extreme 279
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Perez temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Zgadzam się z opinią, że 2 strony na komiksy to za dużo. Liczę, że to jednorazowa akcja. Jeśli już coś poszerzać, to wolałbym więcej miejsca na Region Filmowy (z drugiej strony jeśli miałoby się to wiązać z większą ilością recek filmów 6/10 z serwisów streamingowych, to może jednak nie xd). Zresztą teraz i tak mało premier. -
Ja nawet raz nie byłem w Tatrach w tym roku, a Rysy też od paru lat już na liście xd. Osobista porażka, ale zwyczajnie nie było pasujących terminów i chętnych. Ale za to Bieszczady zaliczone kolejny rok z rzędu.
-
Fakt, że można się zasiedzieć, ale ogólnie to kwestia spojrzenia: ja takie wyjście traktuję częściowo właśnie jako spotkanie ze znajomymi, tym bardziej, że niektóre z tych osób widuję też poza siłownią. Więc nawet jeśli taki trening potrwa trochę dłużej, niż jakbym się spiął (ale bez skrajności, bo to by się mijało z celem), to nie jest dla mnie problem. Wiem, że pewnie są badania pokazujące, że trening zrobiony w odpowiednim czasie i tempie jest bardziej efektywny (choć akurat przerw między seriami pilnuję ze stoperem), ale nie będę wpadał w przesadną gorliwość. Co nie zmienia faktu, że rozumiem ludzi, którzy przychodzą w słuchawkach na 60 minut ostrego napierdalania i idą do domu.
-
Dyskusja trochę jałowa, bo każdy ma swoją definicję hardkoru (zacznijmy od tego, czemu w ogóle uznawać jakąś wydumaną "hardkorowość" jako cnotę), jakoś tak zupełnie przypadkowo korelującą z wyznawaną marką. W świetle tego, ile osób nawet nie kończy gier, to nawet zaliczenie fabuły (o platynach nie mówiąc) świadczy o byciu nie-casualem. Ale samo śledzenie branżuni (jak bardzo dogłębne by ono nie było), pisanie w CW i zaliczanie 4 gierek rocznie to raczej zasługuje na określenie mianem teoretyka-gawędziarza, niż hardkorowca.
-
Przez pandemię i wymuszone treningi w domu zacząłem dostrzegać dużo plusów takiego trybu. Wygoda, czas, mniej rozpraszaczy. Gdybym miał teraz czysto teoretycznie taki wybór: biorę w pełni wyposażoną siłkę garażową bez mrugnięcia okiem. No ale nie mam garażu i nie mam wyposażenia xd. Co prawda na karnety/multisporta wydałem przez te lata tyle, że sprzętu bym zakupił pewnie z tonę, ale w sumie nie żałuję. Siłka ma aspekt społeczny, zawsze się spotka tych paru znajomych do pogadania. No i mimo uciążliwości związanej z dojazdem, pakowaniem i ubieraniem się i całą organizacją, to motywacja jest większa, jak idzie się na pakernię.
-
Sleeping Dogs: Definitive Edition (PS4) Na poprzedniej generacji nie grałem, więc różnic nie opiszę, ale gołym okiem widać, że zbytnio dopracowany to ten port nie jest. Framerate bardzo często rwie, głównie w miejscach z gęściejszą zabudową, co w świetle tego, że mamy do czynienia z konwersją z ery PS3, jest wręcz żałosne. Jak nie spada, to utrzymuje 30 klatek, więc szału nie ma. Graficzka znośna, ale czuć (głównie w poziomie detali i geometrii obiektów) poprzednią generację. Na plus oświetlenie i efekty pogodowe. Poza tym sporo bugów i problemów z detekcją kolizji (a dwa razy zostałem wywalony do dasha z poziomu loadingu, prawdopodobnie gdybym nie miał osobnego save'a, to bym nie mógł kontynuować przygody jakoś po paru godzinach). Samą grę określiłbym mianem przyjemnego średniaka. Jak chyba wszyscy wiedzą, Sleeping Dogs to w skrócie "GTA w Hong Kongu" (zresztą na początku developingu miała to być kolejna część True Crime), w której bohaterem jest policjant działający pod przykrywką. Tytuł miał solidne podstawy, żeby zostać pierwszoligowcem, ale zabrakło szlifu (albo kasy) i mimo, że ogólnie jest dobrze, to jednak z prawie każdym aspektem gameplay'u coś jest trochę nie tak. Model jazdy jest ogólnie mówiąc słaby, co w połączeniu z dziwną fizyką pojazdów daje nieprzyjemny efekt. Tyle dobrze, że jest to wszystko mocno arcade'owe, więc można w miarę bezboleśnie jeździć i brać udział w pościgach, rozwalając po drodze setki słupów i barierek, bez wyraźnych konsekwencji dla pojazdu. Niestety, ale mocno popalić daje kamera w czasie poruszania się pojazdami. No jest zwyczajnie zepsuta. Poruszanie się z buta też jakieś takie kwadratowe, no i bezsensownym rozwiązaniem jest przypisanie zarówno skoku, jak i sprintu, pod ten sam przycisk. System walki to, a jakże, coś w stylu Batmana, czyli oparte na kontrach i krótkich kombosach starcia z grupkami atakujących nas grzecznie po kolei bandziorów. Z uwagi na sterowanie (a głównie kontrę po trójkątem) oraz biedny zestaw ruchów, początki są trochę zniechęcające. Później się rozwijamy i zaczyna sprawiać to jako taką satysfakcję (szczególnie finishery z użyciem otoczenia), ale jakoś nie czuć do końca tych ciosów. Z podstawowych mechanik zostało jeszcze strzelanie: całkiem sympatyczne, szczególnie z uwagi na patent ze zwolnieniem czasu (przy przeskakiwaniu nad przeszkodami np.) i przyjemne efekty broni, ale, znowu, mam wrażenie, że przeciwnicy są strasznie wytrzymali, a sterowanie niezbyt precyzyjne. No i to jest gierka, w której nie kupimy sobie ot tak pistoletu. Pomiędzy tym wszystkim wplatane są "mini gierki" typu hackowanie czy zabawa wytrychem, nie są upierdliwe i stanowią nawet przyjemną odskocznię, choć jest ich trochę za dużo. Na plus na pewno samo miejsce akcji, jakże rzadko spotykane, szczególnie w typowych open worldach. Atmosfera mocno się udziela, również za sprawą świetnej muzyki (słuchałem głównie "chińszczyzny" z Softly FM, ale wybór jest zróżnicowany). Światełka, neony, sklepiki, wieżowce, świątynie i łódki: świetna sprawa. Świat gry to chyba jej największa zaleta, choć po jakimś czasie staje się raczej tylko tłem. Scenariusz i bohaterowie wypadają całkiem nieźle (mimo, że imiona części z nich do końca ciężko zapamiętać), do czego przyczynia się na pewno dobry voice acting. Historii o gliniarzach działających pod przykrywką raczej za dużo nie dostajemy, tutaj na dodatek nie jest to tylko zabieg fabularny, tylko wpływający na gameplay. Główny wątek jest dosyć krótki, za to dodatkowych zadań jest multum. Niestety, większość z nich to kopiuj wklej, różniące się głównie lokalizacją (syndrom Assassynów). Zaliczałem głównie przysługi (coś ala nieznajomi z gier Rockstar), ale już np. wyścigi całkowicie sobie odpuściłem. Pod koniec fabuły wpadła mi trofka za 50% zadań, a wydawało m się, że zrobiłem naprawdę sporo. Inna sprawa, że są dosyć krótkie, a na liczniku na koniec miałem może z 17h. I to jest dla mnie zadowalający wynik jak na dzisiejsze standardy. Pobawiłem się, zaliczyłem fabułę, pozwiedzałem, ale przede wszystkim nie zdążyłem się znudzić i przejeść. Po niezbyt pozytywnym pierwszym wrażeniu, z każdą godziną bawiłem się lepiej, co zdarza się raczej rzadko. Dla głodnych klasycznych, miejskich open worldów to warta do zaliczenia pozycja, bo nic w tych klimatach ostatnio raczej nie wychodzi.
-
Dobre pytanie, w dzisiejszych realiach to wszystko jest możliwe. Newsik spoko, przede wszystkim wreszcie sprawa jest jasna i skończą się spekulacje z dupy. Zagrać chętnie zagram, bo trójkę i tym samym trylogię skończyłem w 2013. Ale w sumie bez ciśnienia na kupno. Jak ktoś do tej pory nie grał (co samo w sobie jest heroizmem xd), to must have większy, niż wiele nowych gierek zapowiedzianych na 2021.
-
U mnie (lokalna pakernia) podobno też ruszyły treningi "do zawodów". Cóż, poniekąd rozumiem determinację szefostwa i zawzięcie ćwiczących, ale ja sobie mimo wszystko ten sezon już odpuszczę, nic na siłę, i tak jest stracony, i tak. Na ile się da podtrzymam formę w domu, a patrząc przez pryzmat tego, że jeden ze znajomych ze wspomnianej siłki całkiem niedawno miał potwierdzoną koronę, to jednak podtrzymuję, że to jest odpowiednia droga. Oszczędzę trochę kasy i czasu, dam odpocząć stawom i kręgosłupowi (który na początku roku już dawał o sobie znać).
-
Bo później się popsuły mocno i tyle. Kojima sobie wkręcił jakąś fazę na otwarte światy (już przy okazji trójki było dużo gadane, że miał wizję na wielką dżunglę bez loadingów, no ale wiadomo, sprzęt nie pozwolił xd), jakby zatrzymał się w latach boomu na GTA. No ale dotarliśmy do momentu historii, w którym co druga gra ma "otwarty świat", konsole wreszcie mogą zadowolić zachcianki mistrza, no i tym sposobem zamiast 15-20 godzinnych, świetnych przygód nasyconych ciekawymi patentami i emocjonującymi momentami, dostajemy od Kojimy rozwleczone, wypełnione obojętnymi postaciami i wydarzeniami gry.
-
Na pewno nie jest to bez wpływu, tak samo ilość tykw, ale i tak dla mnie decydujące było poznanie systemu. Za drugim, trzecim przejściem zdarzało się pocisnąć sub bossów no DMG (lub prawie no DMG xd), ot obcykane zbijanie postury i zapamiętane ataki przeciwników. A za pierwszym nawet mając 6-7 tykw bywał z tym problem xd.
- 3 919 odpowiedzi
-
- 1
-
- sekiro
- shadows die twice
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Na protestach otwarte wyrażanie chęci do penetracji mężczyzn. Czyżby powyższe hasło zaproponował znany ze swojej "niechęci" do kleru wściekły homoseksualista @schabek?
-
-
Cóż, może spróbuję i ocenię, ale jak czytałem posty po premierze, to wyglądało na to, że jest ciężej, niż w klasycznych częściach.
-
Dokładnie tak jest, w najgorszym wypadku możesz się po prostu pozbyć (opcja "discard") jakichś mniej potrzebnych przedmiotów. Zresztą występowanie skrzyni jest na tyle sensowne, że takich patowych sytuacji właściwie nie ma. W RE2 wszystko jest dobrze przemyślane. @SlimShady prawda, chociaż efekty graficzne naszych strzałów (w postaci odrywania się kawałków truchła) są całkiem satysfakcjonujące. Lecąc drugi scenariusz po prostu strzelałem głównie w kolana i elo. Ale brakuje tych soczystych headów ze starych części, to fakt.
-
Resident Evil 2 remake O panie, jakie to dobre było. Jak dla mnie kwintesencja GRY. Jasne, lubię się zanurzyć się w AAA cinematic experience z zaangażowaniem w fabułę i losy postaci, ale ile można? Tutaj mamy czyste mięso, dosłownie. Dostaliśmy remake idealny: duch oryginału czuć na każdym kroku, sporo tu rozwiązań i patentów znanych z RE2, jednak z drugiej strony jest to praktycznie nowa gra, z dostosowanymi do dzisiejszych realiów (ale bez przesady-qte i strzelania zza zasłony tu nie uświadczymy) mechanizmami, zapewniającymi z grubsza bezbolesne zanurzenie się w przygodę. Jest ograniczone miejsce w ekwipunku? No jest, ale wraz z naszymi postępami (i zaangażowaniem w szukanie nieobowiązkowych, ukrytych znajdziek) kilka razy sobie go powiększamy, a zarządzanie nim (chociażby możliwość wywalania "w locie" niepotrzebnych rzeczy czy łączenia podnoszonego przedmiotu z posiadanym, nawet jak nie mamy miejsca) zostało skutecznie zupgrade'owane, dzięki czemu patent przestał być upierdliwy. Mamy skrzynie? Mamy. Mamy maszyny do pisania jako save pointy? Mamy, ale na poziomie "medium" (na którym grałem) dysponujemy nieograniczoną ilością save'ów plus autosavem w paru momentach (wcale nie tak często). Wiem, że tu puryści mogą parsknąć szyderczym śmiechem, ale uważam, że to naturalna ewolucja w przypadku odświeżenia tej gry. Osobiście: gram w Residenty prawie 20 lat, zaliczyłem prawie wszystkie ważniejsze części i kurwa zwyczajnie zasłużyłem sobie na starość na trochę luksusu xd. Dla chętnych jest tryb hardcore (może kiedyś się skuszę) bez tych casualowych patentów. Przede wszystkim, mamy pełną kontrolę nad kamerą i możemy poruszać się w czasie strzelania, co najbardziej chyba różni opisywany tytuł od klasycznego REmake i RE0 z pięknymi, renderowanymi tłami i praktycznie nie zmienionymi fundamentami gameplay'u. W odświeżoną dwójkę gra się zwyczajnie przyjemnie. No chce się chodzić po tych pokojach, odnajdywać gadżety, rozwiązywać "zagadki" i strzelać w te wstrętne mordy. Mr. X: rewelacja, choć po pierwszych parunastu minutach można go rozpracować i w sumie przestaje być zagrożeniem. Ale atmosferę podkręca elegancko. Mapka: cudo. Sterowanie: niezłe, ale wolałbym, żeby bronie meele i granaty były do wyboru pod tym samym przyciskiem, co reszta broni (zwykłe kółko wyboru by stykło). Jakie mam zarzuty do kwestii typowo gameplay'owych: omawiana już szeroko w temacie dedykowanym "walka wręcz". Mocno brakuje choćby kopniaka czy przygniecenia łba leżącego zombiaka, znanego przecież już z PSXa. Jeśli jakimś sposobem zostaniemy bez broni użytecznej w zwarciu, to będąc zaatakowanym możemy tylko przypatrywać się dłużącej animacji gryzienia. A należy pamiętać, że umarlaki są teraz dosyć żwawe i trudne w ominięciu (bardzo efektywne jest natomiast spowalnianie ich poprzez strzelanie w nogi i/lub "stunowanie"). Tu przechodzimy do drugiego minusa: odporność wrogów na strzały, nawet na średnim poziomie trudności. Bo nie o trudność tu chodzi: amunicji jest w cholerę. Ale strzelać (szczególnie ze zwykłego pistoletu) trzeba multum razy, spokojnie z 10-12 (mniej przy headshotach, ale nadal dużo), zanim powali się takiego brzydala. Efektem jest klasyczna kapiszonowatość, a to odbiera fun z gry. Wolałbym mieć 20 kulek, ale zabić zombiaka 5-6 strzałami (lub 2 headami), niż mieć 60 kulek i strzelać do niego jak z wiatrówki. W sumie mięsistość poczułem dopiero z magnumem w rękach. Nóż powinien być niezniszczalny, ale ewentualnie słabszy. Czysto teoretycznie, możemy zostać z niczym, i pozostaje load game (w oryginale zawsze można się było ratować nożykiem, choć marne to było pocieszenie). Oczywiście z punktu widzenia grania na medium to jest czepialstwo, bo gra i tak nie sprawia dużej trudności, no ale fakty są faktami, można to było inaczej zbalansować. Lootu jest pełno, szczególnie, jak gra się w oszczędnym stylu. Mam wrażenie, że poziom trudności został nie do końca wyważony. Nie powiem, że było banalnie, ale momentami sam sobie utrudniałem grę, bo zamiast rozwalić stojących na przeszkodzie, kombinowałem, chomikując gadżety. Natomiast hardcore, co wynika z opinii, jest faktycznie hardkorowy. Ogólnie gra raczej nie frustruje i jest uczciwa wobec gracza (może poza "walką" z bossem w kanałach, dziwna odskocznia). Prezentuje się to wszystko bardzo ładnie. Jest estetycznie, płynnie, w miarę sprawnie się ładuje. Nie podobał mi się tylko redesign naszych protagonistów, z naciskiem na Claire, która wygląda jak jakiś muppet. Zachowuje się nie lepiej, ale to już osobna historia. Cholernie brak za to muzyki z oryginału, tu karny kutas za pazerność Capcom i wrzucenie jej jako płatnego dodatku. Pół biedy, jakby nowa ścieżka prezentowała jakiś poziom, ale niestety dostaliśmy bezbarwne i zwyczajnie niesłyszalne brzdąkanie w tle. Lipa. Generalnie: byłem bardzo zadowolony, ale już od czasu zagrania w demo wiedziałem, że będzie dobrze. Nie jestem fanatykiem serii, ale trylogię z PSXa bardzo lubię, przechodziłem parę razy i uważam, że mimo drewnianych mechanik, nadal można się z nią dobrze bawić. Jednak REmake 2 to po prostu Resident na miarę naszych czasów. Najlepsze cechy tradycyjnych części i "strzelankowych" inkarnacji w erze post-RE4. Daję 9-.
-
Fanom Borata i spółki polecam przede wszystkim sięgnąć po oryginalny serial, który to wszystko zaczął, czyli Da Ali G Show (UK) i "sequel" z akcją w USA. Kopalnia beki. Wbrew nazwie, nie oglądamy tylko Aliego, ale też pierwsze wersje Bruno i Borata. Czysto improwizowane scenki z nieświadomymi niczego ludźmi (również znanymi), dobre teksty i z grubsza brak barier. Teraz to pewnie ze świecą tego szukać, ale na pewno są odpowiednie serwisy, na których to namierzycie.
-
Wpadłem do tego Rossmana i faktycznie zaskakująco duży wybór kosmetyków (choć akcesoriów nie namierzyłem). Na tyle duży, że nie wiedziałem, co wziąć xd. Stanęło na jakimś mydle Masveri. Brodę noszę z przerwami na wiosnę i lato od paru lat, ale nigdy nie zagłębiałem się w temat specjalistycznej pielęgnacji, ot myłem ją tymi samymi środkami, co całą twarz, regulowałem sam, czesałem zwykłym grzebieniem. Jakieś tipy, w co warto zainwestować? Ale bez przesadnej rozrzutności, nie chcę być dandysem, ale po prostu zadbać trochę bardziej, niż dotychczas, głównie zależy mi na czymś, co pomoże ładnie ją ułożyć (żeby włoski nie odstawały), ewentualnie nadać "blasku" xD. Raczej nie zapuszczam więcej, niż 2-3 cm.
-
No tak ale pytanie, czy to kwestia skali, czy "inflacji" ocen. Nikt nie chce grać w nic poniżej 7/10, ale na gry 3/5 i mniej to już by się ludzie rzucali? Zresztą w czasach PSXa i gierek z giełdy i tak czytałem recki i raczej nie grałem w rzeczy poniżej 7/10 (zależy też od pisma, bo czasem PE dało czemuś szóstkę, a N+ ósemkę). Za dużo dobra było, żeby brać się za crapy.
-
Panowie, w stacjonarnych sklepach, typowych sieciówkach, kupię w ogóle jakieś podstawowe gadżety do pielęgnacji brody? Czy raczej tylko net?
-
No proszę, a myślałem, że będzie bezproblemowo. Tak czy siak, to na razie w fazie odkładanych na kiedyś planów. Mam dylemat, czy chińszczyzna z ali jest warta choćby tych niewielkich, ale jednak, pieniędzy. Bo oryginalnego Network Adaptera nie zamierzam kupować xd. U mnie też Bravia, służy mi już ponad 5 lat i jestem naprawdę zadowolony.
-
Borat 2 No słabo coś, słabo. Ciężko powiedzieć, że miałem jakieś oczekiwania, bo film wyskoczył jak filip z konopi, zupełnie zaskakując swoim istnieniem (szczególnie, jeśli nie śledzi się jakoś mocno anglojęzycznych newsów o wybrykach jego twórcy), no ale jednak twórczość Cohena (może z wyłączeniem typowo fabularnych dzieł, jak Ali G czy Dyktator) uwielbiam, więc spodziewałem się utrzymania pewnego poziomu. Okazało się jednak, że to sklecona specjalnie przed wyborami w USiA nagonka na określoną opcję polityczną i światopogląd. Że momentami słuszna i faktycznie zabawna, to inna sprawa, ale myślałem, że Sasha ma troszkę szerszy zakres "działania". No i formuła się już trochę zestarzała. Co oczywiste, latanie i próby wkręcania ludzi w stroju Borata mijają się w obecnych czasach z celem, dlatego dostaliśmy, po pierwsze, przebieranki w inne postaci, a po drugie, większy udział "córki" Borata, próbującej przejąć trochę jego rolę z przeszłości i udając naturszczyka prowokować czy wyciągać od ludzi różne absurdalne albo wręcz głupie stwierdzenia. Efekt jest mizerny, bo dziewczynie brakuje wyczucia, doświadczenia i zwyczajnych umiejętności aktorskich, a poza tym żarty i poruszane wątki są po prostu słabe. Upraszczając, cały film kręci się wokół "wyzwolenia kobiet". Myślę, że dużo z nas już po takiej informacji ma mdłości, no i niestety trochę słusznie. Dawny Borat zrobiłby idiotów zarówno z konserw, które sprowokowałby do przyznania, że kobietom trzeba odebrać prawa wyborcze, jak i z feministek, od których wyciągnąłby hasła o zabiciu wszystkich mężczyzn. Dzisiejszy pojechał zgodnie z panującą modą (jeśli to dobre słowo). Ale nawet, jakby cały film miał się skupiać tylko na jebaniu alt-rightu i foliarzy, to bym się nie obraził, jakby to było faktycznie zabawne. Potencjał pokazuje chociażby epizod na wiecu. Tyle, że tego jest zwyczajnie za mało. No i odsetek scenek reżyserowanych jest tu zdecydowanie większy, niż dotychczas. A tak przyziemnie patrząc, to zwyczajnie nie było to zbyt śmieszne i błyskotliwe. Zdecydowanie lepiej sięgnąć (jeśli jeszcze tego nie zrobiliście) po "Who is America?".
-
W ogóle problem tych maili był taki, że pisali do nas ludzie, których losy nic mnie nie interesowały xd. Randomy, dosłownie avatary, którym przyniosło się kiedyś paczkę, a im się teraz zebrało na opowieści o ciężkim życiu na pustkowiu.