Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
PSX Extreme 280
Przy porównaniach były wszystkie. Przy premierach pojedynczo, bo i tak ukazywały się w odstępach czasu. Aż mi się przypomniała okładeczka na premierę X360, z dwóch różnych materiałów. Zachęcająca nie tylko do wąchania, ale też głaskania szmatławca. Byli czasy. No i gdyby na okładce była wywrotnica mechaniczna do skrzyniopalet, to pisalibyśmy o tym z niesmakiem w tym temacie. Co do samego numeru, to z dużą chęcią sprawdzę testy konsol. Może jestem staroświecki, ale nadal wolę wziąć do ręki pismo i przeczytać dobry, poruszający w spójny sposób wszystkie ważne kwestie, opatrzony zdjęciami test, niż czytać zaśmiecone dziesiątkami postów o tym, kto już przywiózł do domu, a kto ma anulowany preorder, tematy na forum.
-
PSX Extreme 279
Sam później napisałeś, że to sprawa mocno subiektywna, a jednak rzucasz dosyć mocnym zarzutem fanbojstwa. Jako, że grałem w AC: Origins i prawie wszystkie exy Sony, mogę powiedzieć tyle: gry Ubi cierpią na zasadniczy problem, mianowicie szybko nudzą. Ciężko mi to rozłożyć na czynniki pierwsze, ale nieraz w swoich postach (choćby Days Gone) wspominałem, że mimo pozornie takie samego schematy, gry na Pleja mają właśnie to "coś", element frajdy, którego nie znalazłem w tasiemcu Ubi Softu, są spójne, bardziej wciągające w świat. Asasyny cierpią przez niesamowicie przerośnięte mapy i levele, generyczne misje (zwłaszcza poboczne) i nieangażującą fabułę. Nie są to różnice kilku poziomów, ale jednak stawiam każdego open worlda niebieskich nad najlepszym AC.
-
Jaką grę wybrać?
Po takim przedstawieniu sytuacji to zdecydowanie TloU2. W pozostałe nie grałem, ale sama myśl o nowym AC mnie obrzydza (a jak Origins, które jest jedną z najlepszych części, szybko Cię znudziło, to w ogóle nie ma o czym mówić). GoT wybrałbym w drugiej kolejności, a Demony raczej jak jesteś fanem serii.
-
własnie ukonczyłem...
W Shadow nie grałem, ale TR 2013>RotTR. Sequel wprowadził w ogóle jakąkolwiek innowację/zmianę, poza śniegiem? Ostatnio zaliczyłem: Metro 2033 (redux) Chyba jedyny, poza Yakuzą, przypadek, kiedy grałem na raty w tak dużym odstępie czasu. Zacząłem prawie 1,5 roku temu, przeszedłem może 1/4, zupełnie mnie nie wciągnęła i poszła w odstawkę. Sięgnąłem niedawno z braku laku i dokończyłem bez większych zgrzytów, więc albo to kwestia nastawienia, albo gra po prostu jest lepsza w dalszych etapach. Ogólnie: czuć mocno poprzednią generację. W 2010 czy kiedy to wyszło, raczej bym łykał ten gameplay bez popity. Teraz było lekkie drewno. Strzela się bez dużej frajdy i mocy, za to podobały mi się patenty z różnymi gadżetami (pompka, zmiana filtrów, ładowanie baterii), choć ciężko tu mówić o survivalu. Poziomy, w których walczymy z ludźmi (szczególnie te, gdzie możemy się poskradać) całkiem spoko i nie takie łatwe. Bronie nie robią szału (a szczególnie system upgrade'ów, zważywszy, że po każdej zmianie/wyrzuceniu broni, dodatki trzeba kupować od nowa, a handlarzy jest mało i spotykamy ich tylko w narzuconych przez fabułę miejscach). Książki nie czytałem, więc z klimatem Metra miałem do czynienia pierwszy raz i spodziewałem się bardziej przyziemnej (more like "podziemnej" HEH) fabuły. Osobiście nie lubię "paranormalnych" wątków i jak dla mnie można by je wyrzucić na śmietnik. Tak samo zresztą, jak generyczne mutanty xd. No ale nie czepiam się, jeśli taki był materiał źródłowy. Wizualnie prezentuje się to całkiem ładnie, mimo rodowodu, no ale płynność (60 fps) potrafi dużo wynagrodzić. Na plus też korytarzowa struktura (mimo okazyjnych odnóg i możliwości szukania znajdziek), można się skupić i nie tracić czasu na pierdoły. Metro jest krótkie, ale i tak przed dwójką muszę odpocząć. Dino Crisis Nie chcę się pastwić nad 20 letnią grą, więc powiem tak: jest to gra gorsza od Residentów dosłownie w każdym względzie, mimo, że jej fundamenty to wręcz chamska kopia starszej serii. Mimo, że ukazała się w podobnym okresie, co RE3, gameplay cofnął się w rozwoju do czasów jedynki, albo i gorzej. Pełno tu niewygodnych, archaicznych rozwiązań, które już wtedy musiały wkurwiać. Menu ekwipunku to tęgie nieporozumienie (za przykład niech posłuży to, że opcja łączenia przedmiotów jest osobną kategorią w menu, a nie jedną z możliwości interakcji z przedmiotem w ekwipunku). Sterowanie jest mniej wygodne niż w serii o zombiakach, Regina rusza się tak ślamazarnie, że strzelanie jest praktycznie bezcelowe (wycelowanie i odłożenie broni, żeby uciec, zajmuje tyle czasu, że w 99% przypadków gad zdąży nas zaatakować), więc pozostaje wymijanie, ale to też nie takie proste, bo struktura poziomów (wąskie korytarze) jest podobna do RE, ale już przeciwnicy, z racji swoich rozmiarów i sprawności fizycznej, dużo mocniej utrudniają manewrowanie. W praktyce prawie cała grę przeleciałem na nabojach usypiających. Mapa jest nieczytelna i obrócona do góry nogami xd. No i zapomnijcie o takich podstawowych kwestiach, jak np. podpisanie nazwy pomieszczenia. Czytasz notatkę, że musisz udać się do Communications Room, i próbujesz sobie przypomnieć, który z tych niemal tak samo nazywających się i wyglądających pokoi to był. A propos, jeden z największych absurdów: nie zapisujące się notatki. Inaczej mówiąc: jeżeli znajdziesz dziennik naukowca, opisujący działanie jakiegoś mechanizmu, który znajduje się na innym piętrze, to odczytasz je tylko i wyłącznie w tym miejscu. WTF? No na każdym kroku miałem wrażenie, że gram w kulawą podróbkę Residenta, a nie pełnoprawną grę tego samego developera. Odczucia pogarsza też oprawa a/v. Odejście od renderowanych teł miało być chyba, poza bestiariuszem, jednym z wyróżniających DC aspektów, tylko co z tego, skoro i tak większość gry obserwujemy z ustawionych kątów kamery, z okazyjnym jej ruchem? Paleta kolorów niezróżnicowana, wywołuje mdłości już po paru sesjach. A muzyka jest zwyczajnie okropna. Serio, w niektórych momentach nie da się tego słuchać, fizycznie męczy słuch, kakofonia jakichś, sprawiających wrażenie losowych, dźwięków z syntezatora. No nie bawiłem się dobrze. Wiadomo, że nie da się gładziutko wskoczyć do takiego starocia, ale obiektywnie patrząc i porównując do znudzenia do oryginalnych trzech RE, które powtarzałem sobie całkiem niedawno i naprawdę było to fajne doświadczenie, to widać, że problemem tej gry nie jest tylko jej wiek.
-
PSX Extreme 279
Zax to chyba zwyczajnie fan generycznych open worldów, ot lubi spędzać setki godzin i odznaczać "pytajniki" na wielkich mapach. Tłumaczyłoby to pozytywne podejście do Falloutów Bethesdy czy chociażby takie felietony, jak wspomniany wyżej. Co kto lubi, choć niektóre preferencje są dosyć kontrowersyjne, szczególnie, kiedy mówimy o redaktorze siedzącym lata w branży.
-
PPE.pl - portal graczy
To chyba wesoła twórczość w ramach publikowania tekstów użytkowników (jakkolwiek byśmy nie oceniali sensu takich akcji), więc jakąś tam taryfę ulgową można mu dać (chociaż jak coś ląduje na głównej, to pewien poziom powinno trzymać). Tylko w sumie po co to w ogóle czytać xd.
-
Demon's Souls Remake
Przecież w Sekiro save point mamy bezpośrednio przed bossami (co prawda do niektórych subbossów trzeba kawałek przebiec od kapliczki, no ale jednak inaczej to wygląda, kiedy kierujesz szybkim ninja bez paska staminy). Można tłumaczyć na siłę patenty z Soulsów "konwencją" i naturą gier FS, co nie zmienia faktu, że niektóre są jak na dzisiejsze standardy upierdliwe i przestarzałe, co poniekąd samo From przyznało właśnie w wyżej wymienionej grze z 2019. I jak wiadomo, bynajmniej nie stała się przez to łatwa xd.
-
Następna generacja
No ale jest różnica między graniem jakiś czas po premierze i korzystaniem z plusów takiego podejścia (cena, patche), a trzymaniem największych sztosów generacji w backlogu latami, a potem robieniem z tego czegoś pozytywnego, bo przecież zagram w lepszej jakości 5 lat po premierze. A jak czytam nieraz wyliczanki, w co to jeden z drugim pierwszy raz zagra dopiero na nowym sprzęcie, to nasuwa się proste pytanie: w co oni w ogóle grali przez ostatnie parę lat? inb4 "co ci do tego, jak kto gra?". Sam stronię od premierowego hype'u, no i jestem cebulakiem, więc od czasów San Andreas nie kupiłem żadnej gry na premierę, ot zaliczam je sobie jak mam akurat ochotę/zachodzą sprzyjające okoliczności. Nie jestem też maniakiem, który sprawdza wszystko, ot 15-20 gierek rocznie pęka. Ale jednak po coś kupiłem tę konsolę parę lat temu. Co to za radość z doświadczania aktualnej generacji, jarania się tym, co wycisnęli np. magicy z ND na obecnym sprzęcie, jeśli nie jestem chociaż trochę na bieżąco? RDR2 zaliczyłem prawie 2 lata po premierze, i abstrahując od swoich wrażeń, żałowałem, że tak długo z tym czekałem. Jest czas, żeby grać w nowości i jest czas, żeby nadrabiać backlog. A grając regularnie w zaległości z poprzedniej generacji, dobrze wiem o tym, że większość giereczek niezbyt dobrze się starzeje i zwyczajnie zapewniłbym sobie lepsze doznania i bardziej pozytywny ich odbiór, jakbym grał w nie odpowiednio wcześniej. Także wsteczna na takim poziomie, jak teraz, jest świetną sprawą dla graczy, ale wygląda na to, że też wygodną sytuacją dla producentów sprzętu (nie oszukujmy się, głównie MS), bo po co starać się o standardowe launch titles, skoro można oprzeć marketing na reklamowaniu znanych hitów? Cóż, widocznie jestem staroświecki (albo nie muszę sobie tłumaczyć na siłę zastanego stanu rzeczy), dla mnie sytuacja z brakiem na premierę choćby jednej gry, w którą zagram tylko na nowej konsoli jest, delikatnie mówiąc, osobliwa.
-
własnie ukonczyłem...
Podobnie u mnie, też mało co pamiętam (niedawno trafiłem losowy na filmik wyjaśniający jakąś tam kwestię, która była mocnym plot twistem, a ja ni chu chu nie kojarzyłem motywu, a grałem z 2 lata temu xd). No spadek formy, choć ciężko powiedzieć, że coś jest naprawdę zepsute, bo gra jest typowym do bólu sequelem, bez większych zmian. Po prostu większość elementów jest odczuwalnie słabsza, tak jak w recenzji kolegi wyżej: słabsze lokacje (choć Praga miała potencjał,a Golem całkiem odczuwalny klimacik), słabsza muzyka, słabsza fabuła i lore. To powinien być typowy pomost do Deus Exa, z mocno akcentowanymi nawiązaniami, a wyszło mocne meh.
-
Konsolowa Tęcza
To, że gra byłaby mniejsza, to żaden problem akurat, bardziej niepokoi ten fragment: that is then expanded with regular updates over time Czyli kolejny raczek się szykuje.
-
HBO Max
Zaliczyłem sobie prawie w ciemno The Outsider. Prawie, bo przeczytałem gdzieś krótki zarys fabuły i rzuciłem okiem na obsadę (Batemana nie toleruję, ale tutaj nawet mnie nie irytował). No ale umknęło mi, że to na podstawie prozy Kinga, więc oczekiwałem raczej "zwykłego", przyziemnego kryminału. A dostałem wiadomo co xd. Pierwszy odcinek-dwa to rewelacja, później robi się już gorzej, a odkąd mniej więcej wiadomo, o co biega, to już oglądałem z umiarkowanym zainteresowaniem. Sporo scen przegadanych, motywy melodramatyczne nudne. Plus za Mendelsohna, chociaż nie wspiął się tu na jakieś wyżyny swoich możliwości, większość serialu wygląda, jakby miał zaraz zasnąć. Za to postać Holly, która w pewnym momencie niestety wysuwa się na pierwszy plan, działała mi na nerwy. Stylistyka robi wrażenie, choć zahacza o granicę przerostu formy nad treścią (rozmowy o niczym nakręcone jak jakiś thriller psychologiczny xd).
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
New Mutants Nie oczekiwałem dosłownie niczego, nie śledziłem newsów i trailerów ani informacji o jakichś problemach w produkcji (o których dowiaduję się teraz) i seans był całkiem przyjemny. Pierwsza połowa, może nawet 2/3 jest naprawdę niezła, ot dosyć kameralne perypetie zamkniętej w "ośrodku terapeutycznym" ekipy młodych mutantów, mocno pachnące typowym kinem młodzieżowym. Niestety, jak zaczynają wjeżdżać na ostro "sceny akcji", to robi się już mocno meh (pomijam nawet kwestie wizualne, które nie stoją na specjalnie wysokim poziomie) i raczej odlicza się już czas do końca (film jest króciutki, co akurat na plus). Nic odkrywczego, ale fani mutantów powinni obejrzeć bez zgrzytu.
-
PSX Extreme 279
Zgadzam się z opinią, że 2 strony na komiksy to za dużo. Liczę, że to jednorazowa akcja. Jeśli już coś poszerzać, to wolałbym więcej miejsca na Region Filmowy (z drugiej strony jeśli miałoby się to wiązać z większą ilością recek filmów 6/10 z serwisów streamingowych, to może jednak nie xd). Zresztą teraz i tak mało premier.
-
Wspinaczka
Ja nawet raz nie byłem w Tatrach w tym roku, a Rysy też od paru lat już na liście xd. Osobista porażka, ale zwyczajnie nie było pasujących terminów i chętnych. Ale za to Bieszczady zaliczone kolejny rok z rzędu.
-
Trening
Fakt, że można się zasiedzieć, ale ogólnie to kwestia spojrzenia: ja takie wyjście traktuję częściowo właśnie jako spotkanie ze znajomymi, tym bardziej, że niektóre z tych osób widuję też poza siłownią. Więc nawet jeśli taki trening potrwa trochę dłużej, niż jakbym się spiął (ale bez skrajności, bo to by się mijało z celem), to nie jest dla mnie problem. Wiem, że pewnie są badania pokazujące, że trening zrobiony w odpowiednim czasie i tempie jest bardziej efektywny (choć akurat przerw między seriami pilnuję ze stoperem), ale nie będę wpadał w przesadną gorliwość. Co nie zmienia faktu, że rozumiem ludzi, którzy przychodzą w słuchawkach na 60 minut ostrego napierdalania i idą do domu.
-
PlayStation 5 - komentarze i inne rozmowy
Dyskusja trochę jałowa, bo każdy ma swoją definicję hardkoru (zacznijmy od tego, czemu w ogóle uznawać jakąś wydumaną "hardkorowość" jako cnotę), jakoś tak zupełnie przypadkowo korelującą z wyznawaną marką. W świetle tego, ile osób nawet nie kończy gier, to nawet zaliczenie fabuły (o platynach nie mówiąc) świadczy o byciu nie-casualem. Ale samo śledzenie branżuni (jak bardzo dogłębne by ono nie było), pisanie w CW i zaliczanie 4 gierek rocznie to raczej zasługuje na określenie mianem teoretyka-gawędziarza, niż hardkorowca.
-
Trening
Przez pandemię i wymuszone treningi w domu zacząłem dostrzegać dużo plusów takiego trybu. Wygoda, czas, mniej rozpraszaczy. Gdybym miał teraz czysto teoretycznie taki wybór: biorę w pełni wyposażoną siłkę garażową bez mrugnięcia okiem. No ale nie mam garażu i nie mam wyposażenia xd. Co prawda na karnety/multisporta wydałem przez te lata tyle, że sprzętu bym zakupił pewnie z tonę, ale w sumie nie żałuję. Siłka ma aspekt społeczny, zawsze się spotka tych paru znajomych do pogadania. No i mimo uciążliwości związanej z dojazdem, pakowaniem i ubieraniem się i całą organizacją, to motywacja jest większa, jak idzie się na pakernię.
-
własnie ukonczyłem...
Sleeping Dogs: Definitive Edition (PS4) Na poprzedniej generacji nie grałem, więc różnic nie opiszę, ale gołym okiem widać, że zbytnio dopracowany to ten port nie jest. Framerate bardzo często rwie, głównie w miejscach z gęściejszą zabudową, co w świetle tego, że mamy do czynienia z konwersją z ery PS3, jest wręcz żałosne. Jak nie spada, to utrzymuje 30 klatek, więc szału nie ma. Graficzka znośna, ale czuć (głównie w poziomie detali i geometrii obiektów) poprzednią generację. Na plus oświetlenie i efekty pogodowe. Poza tym sporo bugów i problemów z detekcją kolizji (a dwa razy zostałem wywalony do dasha z poziomu loadingu, prawdopodobnie gdybym nie miał osobnego save'a, to bym nie mógł kontynuować przygody jakoś po paru godzinach). Samą grę określiłbym mianem przyjemnego średniaka. Jak chyba wszyscy wiedzą, Sleeping Dogs to w skrócie "GTA w Hong Kongu" (zresztą na początku developingu miała to być kolejna część True Crime), w której bohaterem jest policjant działający pod przykrywką. Tytuł miał solidne podstawy, żeby zostać pierwszoligowcem, ale zabrakło szlifu (albo kasy) i mimo, że ogólnie jest dobrze, to jednak z prawie każdym aspektem gameplay'u coś jest trochę nie tak. Model jazdy jest ogólnie mówiąc słaby, co w połączeniu z dziwną fizyką pojazdów daje nieprzyjemny efekt. Tyle dobrze, że jest to wszystko mocno arcade'owe, więc można w miarę bezboleśnie jeździć i brać udział w pościgach, rozwalając po drodze setki słupów i barierek, bez wyraźnych konsekwencji dla pojazdu. Niestety, ale mocno popalić daje kamera w czasie poruszania się pojazdami. No jest zwyczajnie zepsuta. Poruszanie się z buta też jakieś takie kwadratowe, no i bezsensownym rozwiązaniem jest przypisanie zarówno skoku, jak i sprintu, pod ten sam przycisk. System walki to, a jakże, coś w stylu Batmana, czyli oparte na kontrach i krótkich kombosach starcia z grupkami atakujących nas grzecznie po kolei bandziorów. Z uwagi na sterowanie (a głównie kontrę po trójkątem) oraz biedny zestaw ruchów, początki są trochę zniechęcające. Później się rozwijamy i zaczyna sprawiać to jako taką satysfakcję (szczególnie finishery z użyciem otoczenia), ale jakoś nie czuć do końca tych ciosów. Z podstawowych mechanik zostało jeszcze strzelanie: całkiem sympatyczne, szczególnie z uwagi na patent ze zwolnieniem czasu (przy przeskakiwaniu nad przeszkodami np.) i przyjemne efekty broni, ale, znowu, mam wrażenie, że przeciwnicy są strasznie wytrzymali, a sterowanie niezbyt precyzyjne. No i to jest gierka, w której nie kupimy sobie ot tak pistoletu. Pomiędzy tym wszystkim wplatane są "mini gierki" typu hackowanie czy zabawa wytrychem, nie są upierdliwe i stanowią nawet przyjemną odskocznię, choć jest ich trochę za dużo. Na plus na pewno samo miejsce akcji, jakże rzadko spotykane, szczególnie w typowych open worldach. Atmosfera mocno się udziela, również za sprawą świetnej muzyki (słuchałem głównie "chińszczyzny" z Softly FM, ale wybór jest zróżnicowany). Światełka, neony, sklepiki, wieżowce, świątynie i łódki: świetna sprawa. Świat gry to chyba jej największa zaleta, choć po jakimś czasie staje się raczej tylko tłem. Scenariusz i bohaterowie wypadają całkiem nieźle (mimo, że imiona części z nich do końca ciężko zapamiętać), do czego przyczynia się na pewno dobry voice acting. Historii o gliniarzach działających pod przykrywką raczej za dużo nie dostajemy, tutaj na dodatek nie jest to tylko zabieg fabularny, tylko wpływający na gameplay. Główny wątek jest dosyć krótki, za to dodatkowych zadań jest multum. Niestety, większość z nich to kopiuj wklej, różniące się głównie lokalizacją (syndrom Assassynów). Zaliczałem głównie przysługi (coś ala nieznajomi z gier Rockstar), ale już np. wyścigi całkowicie sobie odpuściłem. Pod koniec fabuły wpadła mi trofka za 50% zadań, a wydawało m się, że zrobiłem naprawdę sporo. Inna sprawa, że są dosyć krótkie, a na liczniku na koniec miałem może z 17h. I to jest dla mnie zadowalający wynik jak na dzisiejsze standardy. Pobawiłem się, zaliczyłem fabułę, pozwiedzałem, ale przede wszystkim nie zdążyłem się znudzić i przejeść. Po niezbyt pozytywnym pierwszym wrażeniu, z każdą godziną bawiłem się lepiej, co zdarza się raczej rzadko. Dla głodnych klasycznych, miejskich open worldów to warta do zaliczenia pozycja, bo nic w tych klimatach ostatnio raczej nie wychodzi.
-
Mass Effect: Legendary Edition
Dobre pytanie, w dzisiejszych realiach to wszystko jest możliwe. Newsik spoko, przede wszystkim wreszcie sprawa jest jasna i skończą się spekulacje z dupy. Zagrać chętnie zagram, bo trójkę i tym samym trylogię skończyłem w 2013. Ale w sumie bez ciśnienia na kupno. Jak ktoś do tej pory nie grał (co samo w sobie jest heroizmem xd), to must have większy, niż wiele nowych gierek zapowiedzianych na 2021.
-
Trening
U mnie (lokalna pakernia) podobno też ruszyły treningi "do zawodów". Cóż, poniekąd rozumiem determinację szefostwa i zawzięcie ćwiczących, ale ja sobie mimo wszystko ten sezon już odpuszczę, nic na siłę, i tak jest stracony, i tak. Na ile się da podtrzymam formę w domu, a patrząc przez pryzmat tego, że jeden ze znajomych ze wspomnianej siłki całkiem niedawno miał potwierdzoną koronę, to jednak podtrzymuję, że to jest odpowiednia droga. Oszczędzę trochę kasy i czasu, dam odpocząć stawom i kręgosłupowi (który na początku roku już dawał o sobie znać).
-
Death Stranding
Bo później się popsuły mocno i tyle. Kojima sobie wkręcił jakąś fazę na otwarte światy (już przy okazji trójki było dużo gadane, że miał wizję na wielką dżunglę bez loadingów, no ale wiadomo, sprzęt nie pozwolił xd), jakby zatrzymał się w latach boomu na GTA. No ale dotarliśmy do momentu historii, w którym co druga gra ma "otwarty świat", konsole wreszcie mogą zadowolić zachcianki mistrza, no i tym sposobem zamiast 15-20 godzinnych, świetnych przygód nasyconych ciekawymi patentami i emocjonującymi momentami, dostajemy od Kojimy rozwleczone, wypełnione obojętnymi postaciami i wydarzeniami gry.
-
Sekiro: Shadows Die Twice
Na pewno nie jest to bez wpływu, tak samo ilość tykw, ale i tak dla mnie decydujące było poznanie systemu. Za drugim, trzecim przejściem zdarzało się pocisnąć sub bossów no DMG (lub prawie no DMG xd), ot obcykane zbijanie postury i zapamiętane ataki przeciwników. A za pierwszym nawet mając 6-7 tykw bywał z tym problem xd.
- 3 919 odpowiedzi
-
-
- 1
-
-
- sekiro
- shadows die twice
- fromsoftware
- ps4
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
własnie ukonczyłem...
Cóż, może spróbuję i ocenię, ale jak czytałem posty po premierze, to wyglądało na to, że jest ciężej, niż w klasycznych częściach.
-
własnie ukonczyłem...
Dokładnie tak jest, w najgorszym wypadku możesz się po prostu pozbyć (opcja "discard") jakichś mniej potrzebnych przedmiotów. Zresztą występowanie skrzyni jest na tyle sensowne, że takich patowych sytuacji właściwie nie ma. W RE2 wszystko jest dobrze przemyślane. @SlimShady prawda, chociaż efekty graficzne naszych strzałów (w postaci odrywania się kawałków truchła) są całkiem satysfakcjonujące. Lecąc drugi scenariusz po prostu strzelałem głównie w kolana i elo. Ale brakuje tych soczystych headów ze starych części, to fakt.
-
własnie ukonczyłem...
Resident Evil 2 remake O panie, jakie to dobre było. Jak dla mnie kwintesencja GRY. Jasne, lubię się zanurzyć się w AAA cinematic experience z zaangażowaniem w fabułę i losy postaci, ale ile można? Tutaj mamy czyste mięso, dosłownie. Dostaliśmy remake idealny: duch oryginału czuć na każdym kroku, sporo tu rozwiązań i patentów znanych z RE2, jednak z drugiej strony jest to praktycznie nowa gra, z dostosowanymi do dzisiejszych realiów (ale bez przesady-qte i strzelania zza zasłony tu nie uświadczymy) mechanizmami, zapewniającymi z grubsza bezbolesne zanurzenie się w przygodę. Jest ograniczone miejsce w ekwipunku? No jest, ale wraz z naszymi postępami (i zaangażowaniem w szukanie nieobowiązkowych, ukrytych znajdziek) kilka razy sobie go powiększamy, a zarządzanie nim (chociażby możliwość wywalania "w locie" niepotrzebnych rzeczy czy łączenia podnoszonego przedmiotu z posiadanym, nawet jak nie mamy miejsca) zostało skutecznie zupgrade'owane, dzięki czemu patent przestał być upierdliwy. Mamy skrzynie? Mamy. Mamy maszyny do pisania jako save pointy? Mamy, ale na poziomie "medium" (na którym grałem) dysponujemy nieograniczoną ilością save'ów plus autosavem w paru momentach (wcale nie tak często). Wiem, że tu puryści mogą parsknąć szyderczym śmiechem, ale uważam, że to naturalna ewolucja w przypadku odświeżenia tej gry. Osobiście: gram w Residenty prawie 20 lat, zaliczyłem prawie wszystkie ważniejsze części i kurwa zwyczajnie zasłużyłem sobie na starość na trochę luksusu xd. Dla chętnych jest tryb hardcore (może kiedyś się skuszę) bez tych casualowych patentów. Przede wszystkim, mamy pełną kontrolę nad kamerą i możemy poruszać się w czasie strzelania, co najbardziej chyba różni opisywany tytuł od klasycznego REmake i RE0 z pięknymi, renderowanymi tłami i praktycznie nie zmienionymi fundamentami gameplay'u. W odświeżoną dwójkę gra się zwyczajnie przyjemnie. No chce się chodzić po tych pokojach, odnajdywać gadżety, rozwiązywać "zagadki" i strzelać w te wstrętne mordy. Mr. X: rewelacja, choć po pierwszych parunastu minutach można go rozpracować i w sumie przestaje być zagrożeniem. Ale atmosferę podkręca elegancko. Mapka: cudo. Sterowanie: niezłe, ale wolałbym, żeby bronie meele i granaty były do wyboru pod tym samym przyciskiem, co reszta broni (zwykłe kółko wyboru by stykło). Jakie mam zarzuty do kwestii typowo gameplay'owych: omawiana już szeroko w temacie dedykowanym "walka wręcz". Mocno brakuje choćby kopniaka czy przygniecenia łba leżącego zombiaka, znanego przecież już z PSXa. Jeśli jakimś sposobem zostaniemy bez broni użytecznej w zwarciu, to będąc zaatakowanym możemy tylko przypatrywać się dłużącej animacji gryzienia. A należy pamiętać, że umarlaki są teraz dosyć żwawe i trudne w ominięciu (bardzo efektywne jest natomiast spowalnianie ich poprzez strzelanie w nogi i/lub "stunowanie"). Tu przechodzimy do drugiego minusa: odporność wrogów na strzały, nawet na średnim poziomie trudności. Bo nie o trudność tu chodzi: amunicji jest w cholerę. Ale strzelać (szczególnie ze zwykłego pistoletu) trzeba multum razy, spokojnie z 10-12 (mniej przy headshotach, ale nadal dużo), zanim powali się takiego brzydala. Efektem jest klasyczna kapiszonowatość, a to odbiera fun z gry. Wolałbym mieć 20 kulek, ale zabić zombiaka 5-6 strzałami (lub 2 headami), niż mieć 60 kulek i strzelać do niego jak z wiatrówki. W sumie mięsistość poczułem dopiero z magnumem w rękach. Nóż powinien być niezniszczalny, ale ewentualnie słabszy. Czysto teoretycznie, możemy zostać z niczym, i pozostaje load game (w oryginale zawsze można się było ratować nożykiem, choć marne to było pocieszenie). Oczywiście z punktu widzenia grania na medium to jest czepialstwo, bo gra i tak nie sprawia dużej trudności, no ale fakty są faktami, można to było inaczej zbalansować. Lootu jest pełno, szczególnie, jak gra się w oszczędnym stylu. Mam wrażenie, że poziom trudności został nie do końca wyważony. Nie powiem, że było banalnie, ale momentami sam sobie utrudniałem grę, bo zamiast rozwalić stojących na przeszkodzie, kombinowałem, chomikując gadżety. Natomiast hardcore, co wynika z opinii, jest faktycznie hardkorowy. Ogólnie gra raczej nie frustruje i jest uczciwa wobec gracza (może poza "walką" z bossem w kanałach, dziwna odskocznia). Prezentuje się to wszystko bardzo ładnie. Jest estetycznie, płynnie, w miarę sprawnie się ładuje. Nie podobał mi się tylko redesign naszych protagonistów, z naciskiem na Claire, która wygląda jak jakiś muppet. Zachowuje się nie lepiej, ale to już osobna historia. Cholernie brak za to muzyki z oryginału, tu karny kutas za pazerność Capcom i wrzucenie jej jako płatnego dodatku. Pół biedy, jakby nowa ścieżka prezentowała jakiś poziom, ale niestety dostaliśmy bezbarwne i zwyczajnie niesłyszalne brzdąkanie w tle. Lipa. Generalnie: byłem bardzo zadowolony, ale już od czasu zagrania w demo wiedziałem, że będzie dobrze. Nie jestem fanatykiem serii, ale trylogię z PSXa bardzo lubię, przechodziłem parę razy i uważam, że mimo drewnianych mechanik, nadal można się z nią dobrze bawić. Jednak REmake 2 to po prostu Resident na miarę naszych czasów. Najlepsze cechy tradycyjnych części i "strzelankowych" inkarnacji w erze post-RE4. Daję 9-.