Skocz do zawartości

kotlet_schabowy

Użytkownicy
  • Postów

    4 238
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez kotlet_schabowy

  1. Zdecydowana większość postowanych w Zakupach zdjęć to zwyczajne pudełka nowości gierkowych, pozostałe to jakieś ciekawsze łupy, czasami niszowe lub oldschoolowe. Średnio ciekawy materiał do magazynu.
  2. Popatrzyłem chwilę, jak ktoś w to gra na twitchu i aż się niedobrze zrobiło od tego interfejsu i sposobu "zabawy". Na pierwszy rzut oka: kwintesencja wszystkich najgorszych cech wysokobudżetowych gierek. Już abstrahując od całego fundamentu gaas etc.
  3. kotlet_schabowy

    Tenet

    Nie śledzę mocno sytuacji w USA, ale tam chyba nadal kolorowo nie jest w temacie epidemii i różnego rodzaju obostrzeń, więc cudów nie można było oczekiwać. W Polsce, w której niby jest "spoko", niektóre kina notują 10-15 % frekwencji z poprzednich lat w analogicznym okresie, więc o czym tu mówimy. Cóż, nie wchodząc w szczegóły biznesowe, na których się nie znam-nikt im nie bronił przetrzymać premierę do 2021. Zaryzykowali, licząc na pozytywny efekt tego, że w zasadzie nic innego się nie gra w kinach, no i wyszło jak wyszło. W normalnych okolicznościach wysokobudżetowy Nolan to, nawet w słabszym wydaniu, setki milionów dolarów z całego świata. Całkiem prawdopodobnym jest, że Tenet trafi na afisz ponownie w 2021 r.
  4. skate Fajna gierka, ale niektóre elementy i mechaniki strasznie upierdliwe i irytujące. Kamera to nieporozumienie-cały czas oglądamy akcję z perspektywy kumpla, który nas nagrywa, z charakterystycznym dla filmów skejterskich obiektywem i stylem kręcenia. No wpisuje się to w klimat, ale jest zwyczajnie niewygodne i utrudniające rozgrywkę. A już apogeum wkurwienia można złapać przy sekcjach downhillowych/wyścigowych. Wyobraźcie sobie, że gracie w wyścigi, ale nie jesteście w stanie zobaczyć, co jest przed wami, bo kamera jest poniżej tylnego zderzaka, a samochód zasłania drogę xd. System trików jest spoko i doceniam odmianę (a w 2007 pewnie można by to nazwać rewolucją) od THPSów, ale ciężko o precyzję, szczególne przy trikach, których wykonanie wymaga dosłownie milimetrowych różnic w ruchu gałkami. W efekcie i tak przejedziemy całą grę na zestawie kilkunastu kombinacji. Samo jeżdżenie, robienie wyzwań i "kariery" sprawia frajdę, zadania wjeżdżają na ambicję i choć nieraz są mocno trudne, to człowiek nie chce odpuścić. Szkoda tylko, że gra technicznie niedomaga (framerate potrafi tak chrupnąć, że zwyczajnie przeszkadza w sprawnym wykonaniu sekwencji). No i loadingi, choć krótkie, są notoryczne, szczególnie, kiedy powtarzamy challenge 20 razy. Grafika jak to na początku tamtej generacji, za to muzyka dobra, ale bardzo często nic nie gra w tle, co jak na grę w tych klimatach i z dobrym soundtrackiem jest zwyczajnie nie na miejscu. Podsumowując: po latach trochę drewno, bardziej ciekawostka, ale w dziedzinie śmigania na desce w sumie niewiele poza trylogią od EA jest do wyboru. Mimo wszystko nie wiem, czy się będę zabierał za sequele. Zachciało mi się arcade'owego Tony'ego.
  5. Czyli można śmiało założyć, że stanie się to trendem. Niech się w dupę pocałują. A Crasha i tak się kupi, jak recki i opinie będą pozytywne.
  6. Kurde robicie hajp, a akurat jeszcze się wkręciłem w klimat nadrabiając Skate, ale jednak Tony to Tony. Daliby kurła to demko normalnie a nie bawili się w jakieś kombinacje...Kusi, ale chyba poczekam.
  7. Edycja postu dostępna pod osobnym, rozwijanym "menu" mocno upierdliwa.
  8. To tak tylko dla formalności: styl "ciemny" na ten moment jest rozjechany.
  9. kotlet_schabowy

    PSX not dead!

    U nas jest ten "problem", że sprzedając takie śmieci i tak każdy zaczyna gmerać na olx albo w innych miejscach i porównywać ceny. Potem se pomyśli "kurła panie, to plejstejszyn to przecież spokojnie 200 zł z kompletem kabli kosztuje" i pogadane. Co oczywiście jest uczciwe, mamy wolny rynek i może sobie za nią żądać nawet tysiaka, no ale chodzi o samą mentalność, gdzie hamburger ma w dupie wzbogacenie się, chce po prostu uprzątnąć piwnicę xd. No ale to też kwestia poziomu bogactwa narodu. Dlatego też u nas raczej nie ma takiej tradycji wyprzedaży (a sprzęty i giereczki retro przeżywają od paru lat boom i już niemal każdy wie, że to może być coś warte, co prowadzi czasem do absurdalnych cen). Oczywiście sam też bym tak robił.
  10. Skate (PS3) Po początkowej fascynacji systemem i ogólnym klimatem gierki, zaczęły się pierwsze frustracje xd. No kurwa, nie do końca umiem w to grać, w czym nie pomaga kamera i mimo wszystko mało precyzyjne sterowanie, a najbardziej mnie irytuje to, że nawet na najmniejszy krawężnik muszę się rozpędzać i go przeskakiwać, ergo lekki zjazd z zaplanowanej trasy: najlepiej odpalić "restart event", bo dłużej się wraca, niż ładuje checkpoint. Mocno brakuje schodzenia z deski a'la THUG. Swoją drogą, 20 lat pamięci mięśniowej daje się we znaki, bo nadal zdarza się w chwili nerwówki wcisnąć trójkąt, licząc na grinda, albo X żeby podskoczyć xd. Zobaczymy, na ile mi starczy cierpliwości, na razie mam dwie okładki magazynów.
  11. Zważywszy, że gierki z PS3 (nie mówiąco starszych konsolach, które najlepiej odpalać na CRT) naprawdę marnie wyglądają na telewizorach FHD/4K , to taka wsteczna z podbiciem rozdziałki czy jakimiś innymi efektami podkręcającymi wygląd byłaby świetną sprawą i dla mnie dużym plusem. Tak, nadal grywam na trójce, dwójce i jedynce.
  12. Człowieku, masz się jarać i już, bo jak nie, to przyjdzie jeden czy drugi, którym do szczęścia wystarczy, żeby się ładnie świeciło i wyszło na nowy HIGH ENDOWY sprzęt i rzucą jakimś urojeniem, że pewnie wolisz CoDy albo Assassyny. A poza tym to tylko kilkuminutowy fragment (wcale nie wybrany przez twórców, żeby jak najlepiej odzwierciedlał, czym będzie gra), dopóki nie zaliczysz 20h w singlu masz się powstrzymać z wyciąganiem jakichkolwiek wniosków. A jak już zagrasz i nie będzie Ci się podobało, to najlepiej zachowaj to dla siebie, tutaj nie lubimy marudzenia! A argument o docieraniu do nowych odbiorców, którzy teraz są młodzi to jest jakiś dziwaczny wytrych mogący uzasadnić stanie w miejscu każdej serii. Dobrze, że SSM nie wyszło z takiego założenia w nowym God of War, przecież niektórzy gracze w czasie premiery pierwszego GoWa na PS2 mieli z 5 lat, formuła im się na pewno nie przejadła xd. Tylko czemu musimy wybierać między eksperymentem z dupy, nie mającym wiele do czynienia z rodowodem serii (jakieś tower defence i inne pierdoły), a brakiem większych zmian i powtarzalnością?
  13. Proszę bardzo: powrót do korzeni, a właściwie do klimatu pierwszej części. Zmiana proporcji strzelanie-pseudo RPG-skakanie na zdecydowaną korzyść tego ostatniego. To nabijanie expa i kupowanie trzech odmian tej samej broni, której i tak użyjemy raz, to w ogóle mogliby wywalić w pizdu. Jakieś nowe, rozbudowane zręcznościowe patenty, gadżety zmieniające sposób przemieszczania się, miejscówki z bardziej "naturalnym" designem, a nie setny raz metal, szkło i neony. Nadanie Clankowi jakiegokolwiek znaczenia gameplay'owego. Co za problem (teoretycznie ofkoz) zrobić coś bardziej w stylu Banjo Kazooie? Do tego scenariusz nie udający kolejnej, generycznej bajki Dreamworks (bo do Pixara im daleko), przyziemna historia i więcej humoru i mnie mają. Bo to, co zobaczyłem, to jest totalne meh, też po paru fragmentach wyłączyłem. Seria zatraciła magię już po przeskoku na PS3, remake na czwórkę to w ogóle dla mnie klimatycznie rzecz spoza głównego nurtu. Nie rozumiem, czemu przy zmianie generacji nie postawić na mocniejsze odświeżenie świata i formuły, tak, jak właśnie zrobili po zakończeniu serii z PS2 (tyle, żeby tym razem zrobić to dobrze). Tu nie chodzi o to, żeby gameplay był rewolucją w świecie gier w ogóle, czy nawet w swoim gatunku. Można czerpać z innych kozaków w branży, by zmienić rozgrywkę w skostniałej serii.
  14. Ależ spadek formy w trzecim sezonie, męczę się z nim niemiłosiernie. Ledwo przez jeden odcinek dziennie jestem w stanie przebrnąć, natężenie schematów i mocniejsze skupienie na Marcie, chyba najmniej ciekawej postaci z całej ekipy (która na dodatek jako aktorka też szału nie robi z tym swoim ciągłym bitchfacem/miną, jakby miała się zaraz rozpłakać) i cały fundament tego sezonu, czyli skutecznie zniechęca do serialu. Szkoda, potencjał był, ale każdy kolejny sezon to równia pochyła w dół. edit: no i skończyłem. Cały sezon to była tragedia, ale przynajmniej ostatni odcinek jakoś to wynagrodził. Już tu chyba wcześniej ktoś ładnie to podsumował: każdy odcinek polega na tym, że kolejna osoba pojawia się i mówi naszym bohaterom "tamten jest zły i kłamał, tak naprawdę musisz zrobić tak". Po czym ten drugi mówi, że pierwszy kłamał i musisz zrobić inaczej. Z ciekawości sobie wszedłem na jakieś stronki z timelinem całej serii i nie idzie tego ogarnąć w locie xd. Przekombinowali dla samego przekombinowania. Dla mnie wielki zawód.
  15. Czy ja wiem, analogowe przyciski spokojnie robiły robotę.
  16. Killzone: Shadow Fall Ty no spoko się strzelało w sumie. Taka tam typowa gierka na 6+. Nie mam nic przeciwko, żeby sobie czasem coś takiego zaliczyć, o ile nie jest za długie, a singlowa kampania w KZ to jakieś 8-10 h, więc w sam raz. Gunplay dosyć mocno odbił od trylogii, wszystko jest dynamiczne, szybkie i dosyć generyczne. Z jednej strony jest to trochę utrata charakteru, z drugiej nie byłem specjalnym fanem tej słynnej ociężałości i laga w sterowaniu i nowe podejście nawet mi pasowało. Ot taki COD w świecie KZ. Niezmiennie trzeba wpakować sporo kulek w Highów, żeby padli, ergo nie czuć zbytnio mocy naszych broni (a zabawki są całkiem spoko, choć niemal wszystkie są znane poprzednich części). Zmienił się też trochę ogólny klimat gry (choć lokacje w drugiej połowie, szczególnie "osiedle kontenerów", są całkiem spoko, notabene mocne skojarzenie z ostatnim Deus Exem), ale plusik za różnorodność miejscówek i atrakcji (chociaż wciśnięte trochę na siłę przerywniki typu "free fall" czy strzelanie na szynach bywały raczej irytujące) i piękne widoczki. No są tu naprawdę epickie momenty. OWL (dron-pomagier) jakoś do mnie nie trafił, wprowadza trochę za duży bajzel. Fabuła, postacie, poznawanie lore: beznadzieja. Wydarzenia nie angażują, bohaterowie są papierowi, a przerywniki jakby urwane w pośpiechu. Szkoda tym bardziej, że tło, jak zawsze zresztą w tej serii, ma duży, niewykorzystany potencjał. Aha, gra mimo 7 lat na karku wygląda świetnie, widać, że dopieszczono ją na maksa na premierę sprzętu i w 2013 musiała mocno robić. Ogólnie: nie jest tak źle, jak się przyjęło o SF mówić. Tym bardziej, że dałem za gierkę 15 zł xd. Multi nie odpalam, więc nic się nie wypowiem.
  17. TloU: 2 lata po premierze, kiedy w końcu zagrałem, nie trafiłem na choćby jeden spoiler. TloU 2: 2 miechy po premierze i już w dwóch miejscach na YT, oglądając rzeczy zupełnie nie związane z grą, przeczytałem jebitnego spoilera. xD Wiem, że wrzucając film dotyczący konkretnego wydarzenia, trudno nazwać go inaczej, ale te algorytmy z polecanymi są mocno zepsute (oglądasz zakończenie RDR2: w polecanych zakończenie Lasta 2). No, to mnie lekko złości, bo w sumie czytając "bezspoilerowe" opinie z ciągłymi podtekstami i opisami szoku, jaki nas spotka, to i tak wiem, że coś wisi w powietrzu.
  18. Jako że gierki na obecną generację kupuję raczej dosyć długo po premierze, to nie są to zazwyczaj duże wydatki. Ergo-nie zależy mi mocno na odsprzedaniu, więc sobie leżą na półce. Natomiast chcąc zagrać w coś świeżego, parę razy zabawiłem się w "kup, przejdź, sprzedaj ze stratą 30 zł" i nie żałuję, bo to chyba najlepsze rozwiązanie na cebulackie zaliczenie nowości, a jakbym bardzo chciał za parę lat sobie dany tytuł powtórzyć lub dorzucić do kolekcji, to prawdopodobnie będzie kosztować ułamek premierowej ceny. Sporo gierek pożyczyłem też od kumpli. Inna sprawa, że z każdym rokiem i ewolucją w branży coraz mniej mi się chce wracać do zaliczonych tytułów, więc czasem mam wrażenie, że nawet ta skromna kolekcja zajmuje tylko bez sensu miejsce i równie dobrze mógłbym ją pogonić. Co innego starocie: co jakiś czas przychodzi mi ochota i sięgam po coś z kolekcji na PS2 albo PSX. Co prawda wiele gierek na PS2 to obecnie wydatek rzędu 10-30 zł, ale pewnie przyjdzie czas, że i one zaczną drożeć. No ale nawet jeśli nie, to i tak wolę sobie szybko wziąć coś z półki i odpalić, niż w danym momencie szukać okazji na necie czy w sklepikach.
  19. O właśnie, miałem to sobie dziś obejrzeć. Co do konia: RDR 1, SotC, TloU (epizody, ale jednak), Horizon, MGS V, to tak na szybko przykłady lepszego sterowania wierzchowcem. DLA MNIE. W Wieśka nie grałem, liczę się z tym, że może być gorzej. No dobra, pupcio przypomniał o Assassynach, tam faktycznie było drewno. Ok, może trochę mocno to ująłem (w sumie z lekką premedytacją), ale wśród jakichś gęściejszych zarośli czy przeszkód albo próbując manewrować w mieście było naprawdę tragicznie. Tu może tkwić sedno tych frustracji: w wyżej wymienionych tytułach raczej poruszaliśmy się po stosunkowo pustych obszarach, a już na pewno nie po dosyć ciasnych uliczkach miast xd. Ogólnie jazdę na koniu w RDR2 poza głównymi ścieżkami porównałbym do jazdy motocyklem po trudnym terenie w Death Stranding. Z tą różnicą, że tam 90% czasu spędzaliśmy na nierównościach, więc efekt był zdecydowanie mocniejszy i bardziej upierdliwy, bo w kowbojach możemy sobie jechać po drogach i wtedy nie bardzo jest się do czego przyczepić.
  20. Nie no jak na moje oko to zrobiłem zdecydowaną większość pobocznych, jakoś niefortunnie napisałem wcześniej, że było ich "trochę". W pewnym momencie olewałem "misje" typu polowanie z Charlesem czy wędkowanie z Kieranem, natomiast jeśli chodzi o dłużników Straussa, to odpuściłem może jednego. Poza tym robiłem każdą misję i pytajnik wyskakujący na mapie. Zresztą zamierzam jeszcze na chwilę tam wrócić i przeczesać okolicę już na luzie.
  21. Red Dead Redemption 2 Przy takich tytułach zawsze jest problem. Z jednej strony kusi iść w szyderę i ostre sądy, z drugiej można by napisać szczegółową rozprawkę dotyczącą każdego aspektu rozgrywki. Tego drugiego mi się w sumie nie chce pisać (a innym pewnie czytać). Spróbuję jakoś skondensować swoje odczucia, a te były w czasie około 51 godzin potrzebnych na zaliczenie wątku głównego (w tym trochę misji pobocznych i free roamingu) bardzo zróżnicowane. Może miejmy od razu z głowy najważniejsze: RDR2 to dla mnie potężny zawód. Możliwe, że największy "fałszywy mesjasz" tej generacji obok Niera (z tą różnicą, że mimo wszystko Automata to tytuł niszowy, a moje oczekiwania, naturalnie, nie były aż tak wysokie). Jasne, po premierze i przez ostatnie ~2 lata docierało do mnie na tyle różnych opinii, że mogłem się spodziewać pewnych "kontrowersji", ale pewne aspekty przekroczyły nawet moje obawy. Gameplay to niestety największy problem tej gry. Merytorycznie chyba wszystko zostało już powiedziane, każdy wie, o co chodzi: ociężałe poruszanie się bohaterem, żmudne, powtarzalne i wydłużające się czynności typu przeszukiwanie, zabawa w kowbojskie "simsy", upierdliwe "realistyczne" utrudnienia gry. Część to łyka i tłumaczy konwencją, ja tego nie kupuję i zwyczajnie przeszkadza mi to w cieszeniu się grą. Nie ma responsywności, sterowanie ma potężnego input laga, jest niewygodne i przesadnie skomplikowane (nie, wychwalanie go to nie oznaka umiejętności i hardkorowości, tylko dużej tolerancji). Najgorsza jazda koniem w historii nowoczesnego gejmingu? Myślę, że to nie będzie nadużycie. Z naszego bohatera zrobiono kalekę mającą problem z wejściem na lekkie wzniesienia. Problem z tymi niby immersyjnymi motywami w sterowaniu jest taki, że gry R (i otwarte, mocno zapełnione obiektami światy w ogóle) nigdy nie słynęły z idealnej detekcji kolizji. To, co działo się w czasie podróży wśród gęściejszych zarośli czy skał to momentami była nieśmieszna parodia. Koń wypie.rdala się w zależności od humoru, będąc magicznie raz to magnetycznie przyciąganym do drzewa, raz odpychanym xD. Przymusowe spowolnienie Arthura w obozie i wielu określonych z góry miejscach to też już klasyk. Kolejna sprawa: misje, ich konstrukcja i przebieg. Jak ktoś stwierdza, że RDR2 to odejście od standardów typowych gierek AAA, to niezamierzenie strzela sobie w stopę, bo tutaj występuje przecież schemat złożony z najgorszych cech mainstreamowych gierek. Gejmizmy, skrypty, powtarzalność w rozgrywce. Prawie każda misja fabularna wpycha nam do "pomocy" kompana. Jedziemy razem, obowiązkowo w powolnym tempie, na miejscówkę. Powoli zsiadamy z konia, gadka szmatka, jakieś rozpoznanie terenu (wszystko kure.wsko powolne), akcja w postaci strzelania, filmik, powrót na miejscówkę kończącą misję (jak twórcy się nad nami zlitują, to misja kończy się w tym samym miejscu i mamy wolną rękę, ewentualnie mamy loading i jesteśmy na miejscu). Ale największym w mojej ocenie grzechem jest praktycznie ZUPEŁNE odebranie nam wolności w zabawie (z której przecież tak słynęły gry Rockstar!). Oddal się 20 metrów od kompana: game over. Pobiegnij inną stroną, niż przewidział scenariusz misji: game over albo skarcenie przez kompana. Chcesz pobawić się strzelbą, a twórcy przewidzieli w tej misji zabawę łukiem? Masz pecha. Chcesz wjechać na ostro, a masz się skradać? Zapomnij (no dobra, uczciwie przyznam, że na te kilkadziesiąt misji, ze 4-5 razy mamy wybór podejścia). Misje często prowadzą praktycznie po szynach. Przez upierdliwą obecność NPCów odebrano nam nawet wolność w wybraniu sobie ścieżki i sposobu dojazdu na miejsce. To teraz zróbmy sobie małą wizualizację i wyobraźmy, że większość misji w Vice City przechodzimy w towarzystwie Lance'a, z którym za każdym razem musimy powoli podejść na parking, wsiąść do wskazanego samochodu, jechać przepisowo na drugi koniec mapki, żeby wystrzelać 30 gagatków, po czym wracamy na miejsce określone przez scenariusz, nie mogąc po drodze nawet kupić sobie broni. Co więcej, konwencja nie jest tu wymówką, bo często zwyczajnie nie ma tu konsekwencji i o ile niektóre czynności są "realistyczne" i trwają wieki, tak inne można zrobić już typowo gejmingowo. Ogólnie jazda koniem po kilku czy nawet kilkunastu godzinach zaczyna mocno nużyć. Tu pomocna jest szybka podróż, no ale jest rozwiązana na tyle niewygodnie (a loadingi trwają naprawdę długo), że marna z niej pociecha (nie rozbijesz obozu, jak obok "coś się dzieje"albo "nie jesteś na pustkowiu", dyliżanse i kolej jeżdżą, co logiczne, tylko do odpowiednich stacji, rozsianych dosyć rzadko, a jeśli nasz cel nie jest na drugim końcu mapy, to licząc z ładowaniem i dojazdem często wychodzi na to, że czasu aż tyle nie oszczędziliśmy). Oczywiście, że miejscówki są przepiękne, zapełnione dosyć ciekawymi zdarzeniami losowymi i postaciami pobocznymi, ale przychodzi taki moment (albo decyzja gracza), że chcę grać, a nie, jak już pisałem w temacie dedykowanym, klepać jeden przycisk i podziwiać widoczki. Prędzej czy później i tak już nic specjalnie nas nie zaskoczy, a widoki się powtarzają. Strzelanie też zawodzi. Mamy tu, z małymi wyjątkami (strzelba tłokowa, obrzyn, łuk) te słynne kapiszony, na dodatek powtarzające się i mało między sobą różniące rodzaje broni no i do tego tragiczne sterowanie. Z reguły gram bez wspomagania, tym razem po jakimś czasie uruchomiłem auto-aima, żeby uratować resztki frajdy ze strzelania, ale też zwyczajnie ułatwić sobie zadanie i mieć prędzej z głowy "strzelnice", jakimi są momenty większych akcji. Co nam wynagradza "trudy" związane z graniem? Po pierwsze, prezencja. Gra wygląda wspaniale (PS4 Slim), jest to chyba najpiękniejsze, co widziałem na tej generacji, jako całokształt (nie rozdrabniając się na poszczególne elementy, bo przykładowo woda czy twarze bohaterów są takie se, a niektóre tekstury występują w niskich rozdzielczościach). Przede wszystkim robotę robi przywiązanie do szczegółów, ilość obiektów, ich fizyka (roślinność, błoto!), zastosowany AA, efekty, no praktycznie wszystko. Tutaj widać lata pracy, kapitał ludzki i filozofię dewelopera (że przypłacone męką pracowników, to inna kwestia). Poziom nieosiągalny dla większości twórców w branży. Poza wrażeniami czysto estetycznymi wiąże się to też z wpływem na rozgrywkę, bo różne małe pierdołki mają swoje zastosowanie, często tylko jako ciekawostka. Szkoda tylko, że framerate w niektórych miejscach (Saint Denis, wiadomo) mocno nie wyrabia. Muzyka mnie nie zachwyciła, ot dobrze dopasowana i budująca atmosferę, ale westernowe klimaty to nie mój konik, natomiast z użytymi parę razy w fabule piosenkami miałem ten problem, że dosyć szybko się kończyły (a takie That's The Way It Is zwyczajnie przestało grać po jakichś ~30 sekundach, psując cały efekt, jaki miał przynieść ten moment w grze, no ale to już nie moja wina). Drugi aspekt ciągnący Red Deada 2: szeroko pojęty scenariusz. Postaci (nie wszystkie, bo początkowo dużo tu no name'ów i poza fanatykami, nie bardzo wyobrażam sobie ludzi, którzy polubili czy w ogóle zapamiętali jakoś tak połowę kobiet w obozie) są ciekawe, dobrze napisane. W topce znajduje się oczywiście nasz protagonista, zaraz obok Dutch. Interakcje są mocne i czuć słynną chemię, nawet w takich niepozornych momentach, jak losowe gadki w obozie. Właśnie: obóz. Fajne rozwiązanie, pozwala zżyć się z ekipą, odetchnąć po misji i poczuć ten słynny klimat. Szkoda, że dużo rzeczy może człowieka ominąć, jeśli nie będzie dosłownie co chwilę tam przyjeżdżał, najlepiej w porze wieczornej. Główny wątek ma lepsze i gorsze momenty. Ogólnie: raczej nie urywa du.py, sporo klasycznych motywów, interesujące są raczej relacje między bohaterami, niż samo to, co robią. Trochę nuży też schemat "musimy zarobić kasę i uciekamy-mam plan-plan poszedł nie do końca po mojej myśli, ścigają nas, (pipi)my-powtórz kilka razy). Osobiście wciągnąłem się mocniej w okolicach 4 chaptera, uważam, że historii dobrze zrobiło skupienie się na mniejszej ilości postaci. Co prawda słynny rozdział piąty, choć generalnie spodobał mi się pomysł, mocno się ciągnie, nie oferując zbyt wiele gameplay'owo,, ale potem jest tylko lepiej. No może, poza epilogiem, o którym swoje zdanie już pisałem w temacie dedykowanym. Jego zawartość, oderwanie od ciekawych wątków i rozwleczenie to nieporozumienie. Powoli kończąc: grało się nie najlepiej, momentami zwyczajnie się nudziłem, a dla mnie to jest jeden z największych grzechów jakiejkolwiek gry. Wątek główny jest niesamowicie rozwleczony i rozrzedzony przez mniej ciekawe epizody i powtarzalne czynność. Gameplay na każdym kroku nas spowalnia, misje są schematyczne. Pełno mechanik, które albo są zbędne i szybko można z nich zrezygnować, albo są upierdliwe. Gra zachwyca stworzonym światem, który, w przeciwieństwie do wielu open worldów, faktycznie żyje i zachęca do zwiedzania. Podsumowując moje wrażenia mogę napisać, że najlepiej bawiłem się samodzielnie eksplorując mapę, przeszukując różne miejscówki, zwiedzając. No ale ile można? Tym bardziej, że w powietrzu wisi cały czas niezły wątek główny, którego ruszanie jednak mocno odkładałem, bo zwyczajnie mi się "nie chciało". Idę na misję, słyszę od "zlecającego", że ktoś ze mną pojedzie, i mam już dość. No to jak mogę potem zachwycać się taką gierką? Mnie, jak wspomniałem, RDR 2 zawiódł w najważniejszym w tym medium aspekcie, czyli czystym graniu. Może jakbym był fanem westernów, to inaczej bym to odbierał. Koniec końców, jedynkę uważam za grę zwyczajnie lepszą.
  22. kotlet_schabowy

    Cuphead

    Jaka żenada xd. Skojarzenie z tymi bieda bajkami, które wychodziły na VHS "w odpowiedzi" na hity Disney'a:
  23. Ten epilog xd. Mam wrażenie, że biorę udział w jakimś trollingu albo eksperymencie Rockstar.
  24. Co racja to racja, nie wiem, na ile mocno tekst był redagowany, ale bohater artykułu naprawdę ciekawie i lekko opowiadał o swojej działalności i realiach tamtych czasów. Dobrze się to czytało. A numer jako całokształt, poza ww. tekstem, jakoś mnie nie zachwycił. Dużo materiałów albo nie dla mnie, albo mocno meh (może dlatego, że sporo z nich odnosiło się tematycznie do gry miesiąca, czyli GoT, która sama w sobie mocno mnie nie kręci). No ale cóż, czasem wypadnie taki miesiąc. No i dzięki Sobkowi i jego wrażeniom w Regionie Filmowym, skusiłem się w końcu, mimo wcześniejszego sceptycyzmu, na serial Dark. Na razie (kończę pierwszy sezon) jestem zadowolony.
  25. Jeśli negatywne ocenianie "bo mi się mało kawałków podobało" jest ignorancją, to stawianie sprawy "stacja X była znakomita i już" w stylu "Słowacki wielkim poetą był" to arogancja. Wkraczamy w temat, czym jest w ogóle podyktowana ocena czegokolwiek, szczególnie w mediach/sztuce. Skoro piszemy na forum dyskusyjnym, to chyba oczywiste, że oceniamy soundtracki na podstawie własnych gustów (nostalgicznych wspomnień i szeroko pojętego "klimatu" też, bo niby czemu nie?), bo obiektywne to mogą być dane z notatki encyklopedycznej dotyczące ilości tracków, gatunków czy czasu trwania piosenek (pomijam skrajności, kiedy w jednej grze cały soundtrack stanowi 10 piosenek, a w drugiej 100, choć i tu sprawa niekoniecznie musi być taka oczywista, bo czasem mniej=więcej).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...