Skocz do zawartości

kotlet_schabowy

Użytkownicy
  • Postów

    4 238
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez kotlet_schabowy

  1. Trochę szkoda w takim razie, że fenomen polega na czymś tak ulotnym, jak czasy powstawania i po 10-15 latach od zakończenia emisji serial już jest dosyć suchy. Abstrahując już od tego, że masa ludzi oglądała serial długo po premierze (albo nawet po jego zakończeniu), a i tak go wielbią. Zresztą jak dla mnie większym problemem Friends (który to serial generalnie lubię, ale kult też uważam za mocno przesadzony) jest notoryczne try hardowanie (czego ucieleśnieniem jest cała postać Phoebe) i przedstawienie relacji Ross i Rachel (tzn. uwielbiane przez mass media, ale oderwane od rzeczywistości, romantyczne farmazony). Całość ciągnią Chandler i Joey. Podobny problem mam z Jak Poznałem Waszą Matkę, które jest znacznie świeższym (a więc wymykającym się argumentowi o czasie powstawania) przykładem darzonego kultu serialu komediowego. Za to takie "That 70s Show" jest serialem zdecydowanie śmieszniejszym i mimo, że "na poważnie" oglądałem go będąc już sporo starszym od bohaterów, to nadal łatwiejszym do utożsamienia się z nimi. Ostatnio widziałem: Dżentelmeni No dobry, dobry. Trochę przekombinowana intryga (co szczególnie czuć w końcówce, a dokładnie w jej szybkim wytłumaczeniu), ale ogląda się to świetnie od początku do końca. Guy Ritchie jakiego polubiliśmy dawno temu. Dobre dialogi, zabawa formą (choć bez przesady), świetna obsada. Klasykiem nie będzie, ale w ostatnich miesiącach raczej nic lepszego nie wyszło.
  2. Już nie przesadzajcie z tym TN. Sam z dwojga złego wolę te słynne gorsze kolory (które wcale aż tak złe nie są), niż "srebrzenie" i całkowity brak czerni w IPS. Oczywiście mówimy tu o budżetowych monitorach. Jedyne co mi przychodzi do głowy to barwa-ciepłe i gamma na max.
  3. Jeśli Ci to umknęło (tak jak mi przez jakieś pół gry), to przypominam, że trzymając blok błyskawicznie zmniejsza się poziom zbicia naszej postury. Druga moja rada, to obserwowanie efektów przy uderzeniach we wroga, kiedy robimy dłuższe kombo. Jak "zaświeci" się jasna i mocno pomarańczowa iskra, to znak, że następny cios już nie wejdzie i trzeba przejść do defensywy. Dzięki temu patentowi można sobie kontrolować sytuację i zamiast nieśmiałego uderzenia raz/blok albo unik, wjeżdżać 3-4 hity z rzędu. Taka jeszcze errata do tego co pisałem wcześniej o najtrudniejszych bossach. Jak mogłem zapomnieć o Demonie Nienawiści xd? Zdecydowanie pierwsze miejsce na liście. Jedyny, którego scheesowałem, nawet będąc już po Genichiro. Nie żałuję ani trochę. Swoją drogą, jak można zauważyć po używanej przeze mnie nomenklaturze, grałem po polsku. To pierwszy taki przypadek od lat i powiem szczerze, że nieraz czułem, że coś tu jest nie do końca halo z tłumaczeniem. Ale z drugiej strony podobał mi się używany język, niekoniecznie zawsze dosłownie oddający oryginał (tzn. domyślam się, bo przecież nie znam japońskiego, ale na pewno w porównaniu do wersji po angielsku).
  4. No nie wiem, prawie dwa dni po kupnie zapach wyczuwałem nawet po wejściu do pomieszczenia, w którym leży pisemko xd
  5. Miałem podobne wrażenia po kupnie nowego monitora, u mnie pomogło zwiększenie saturacji. Ale z tego co widzę, to nie masz stricte tak nazwanego ustawienia. A może jednak gdzieś tam jest?
  6. Skille to spory niewypał tej gry. Abstrahując już od chorych ilości expa, jakie trzeba włożyć w ich wyższe poziomy, to na dodatek większość z nich to duża niewiadoma i można bez sensu wkopać się w nie to, co trzeba. 3/4 z nich była dla mnie bezużyteczna. Liczy się tak naprawdę tylko ulepszenie tykwy, poprawienie stopnia ukrycia, zwiększenie ilości symboli ducha i ewentualnie coś tam związanego z lootem. Na NG++ dopiero się dowiedziałem, że w sztukach walki mnichów jest opcja wydłużenia czasu działania cukierków xd. Co do protez, to jak dla mnie przy odpowiednim podejściu można bezproblemowo zaliczyć gierkę bez nich, nie mówiąc o ich levelowaniu (na koniec gry będziesz miał i tak w chu.j kasy). Używałem tylko shurikenów. To. Ogólnie nieraz szukałem tam pomocy i zawsze kończyło się tak, że walczyłem po swojemu xd. Taki Isshin w Shura ending: jego druga faza i "podpalanie" podłogi długo było dla mnie nie do ogarnięcia. Na YT gość robił to z parasolką, spróbowałem no i ni chu.ja nie dawałem rady, ogólnie nie ogarniam tej parasolki xd. Skończyło się na tym, że, jak zwykle, rozwiązanie było dosyć proste i oparte na timingu, mianowicie wystarczyło w odpowiednim momencie odskoczyć w bok. Niestety, przez takie motywy gra mocno irytuje, bo zanim nauczysz się, co robić w ostatniej fazie bossa, to musisz 15 razy zaliczyć dwie poprzednie, które już masz opanowane. No i ten nieszczęsny loading, dramat. Co do bossów, to dla mnie z punktu widzenia pierwszego przejścia, najgorszy był Sowa (pierwsze starcie). Więcej czasu i nerwów zabrał mi oczywiście ostatni szef, ale tam problem miałem tylko z ostatnią fazą. No mógłbym tu też wpisać byka, bo przy nim mocno zwątpiłem, ale to był taki pierwszy zimny prysznic, koniec końców potrzebowałem może 3 prób (swoją drogą jest to też chyba najsłabszy boss w grze pod względem pomysłu na walkę). Małpa np. jest łatwa, ale nie lubię tej walki, nawet za trzecim razem była dla mnie mocno chaotyczna, raczej nie zachęcająca do walki w zwarciu. Ale mając obcykany system, chyba wszyscy są na podobnym poziomie.
  7. kotlet_schabowy

    Days Gone

    W sumie na jakieś 40-50h gry może ze 3 razy mi zabrakło paliwa, ale zawsze w promieniu paruset metrów znalazł się kanister. Bardziej irytowało to, że fast travel do dalszych lokalizacji trzeba było robić "na raty", bo na długą podróż nie starczyło nawet pełnego baku.
  8. kotlet_schabowy

    Tenet

    Jak nie przełożą premiery to zapowiada się pierwsza wizyta w kinie od czasu epidemii (i w ogóle w tym roku). Chyba na nic w temacie filmów w tym roku tak nie czekam.
  9. No i wbiłem platynę. Jakby mi z miecha temu ktoś powiedział, że tak to się skończy, to bym się popukał w głowę xd. Ale trofka za wszystkie skille to jest jakieś je.bane nieporozumienie. Czułem się jak debil nie szanujący swojego czasu, farmiąc expa poprzez robienie w kółko tego samego. Gdyby nie to, że to było ostatnie brakujące trofeum i trochę czasu i wysiłku już włożyłem w poprzednie, to bym to zlał. I tak na NG++ miałem stosunkowo mało roboty, ale jak ktoś zrobił platynę na jednym playthrough, to współczuję tej zabawy xd. Podsumowanie 3 przejść gry: 1- droga przez mękę, rage quity, radzenie sobie z co trudniejszymi walkami techniką "podjazdową", czyli bieganiem sprintem i ciachaniem w odpowiednim momencie (długie, monotonne, obarczone ryzykiem); 2- granie tak, jak to od początku powinno wyglądać. Raczej bezproblemowe przelecenie przez większość szefów, z wyjątkiem tych, z którymi miałem do czynienia po raz pierwszy (Shura ending, potem załadowanie save'a z pendrive i Purification). Walka w sposób prawilny i zgodny z zamierzeniami twórców, czyli szermierka, zbijanie postury, napieranie. Jedyna odczuwalna trudność to mniejszy pasek naszej postury. Tu miałem początkowo kończyć przygodę, bo w pewnym momencie się skapłem, że mój plan na zrobienie kilku zakończeń naraz oraz platyny spalił na panewce (trofka za wszystkich bossów nie wskoczyła z powodu ładowania save, zabrakło mi lapisu lazuli do upgrade'ów protez), ale pomyślałem, chu.j, jedziemy dalej; 3- przelecenie jak przez masełko. Zaliczyłem całość w jakieś 4-5h, prawie w jednej sesji. Walki często no dmg albo bliskie no dmg. Za trzecim razem czułem się już jak totalny kozak, uśmiechając pod nosem na myśl o tym, na jakie najróżniejsze sposoby męczyłem się z danymi przeciwnikami za pierwszym razem. Pomijając nieprzyjemne wrażenie, jakie zrobiło farmienie expa na koniec, to bawiłem się za 2 i 3 razem rewelacyjnie. Ten system jest tak dobry, że najchętniej odpaliłbym sobie znowu jakieś pojedyncze walki, bo całości zaczynać od nowa już nie będę. Może kiedyś. Generalnie wspaniała gra.
  10. kotlet_schabowy

    Days Gone

    Red nie wygłupiaj się, graj z oryginalną ścieżką. Deacon w oryginale to jak dla mnie jeden z najlepszych występów w giereczkach. No świetny jest gość. Wersji PL słyszałem tyle , co z trailerów no i wystarczyło mi to, słabiutko wypada w zestawieniu.
  11. kotlet_schabowy

    Days Gone

    Przeczytaj sobie opinie 2-3 strony wstecz, to będziesz miał pogląd na sytuację. Ja ani nie jestem fanem ubi gierek, ani zombiaków, a gra mnie mocno wciągnęła i była jednym z największych pozytywnych zaskoczeń ostatnich lat. Dialogi, o których wspominałeś, to akurat mocna strona tego tytułu, postaci są naturalne i można je polubić. Natomiast side questy można z grubsza olać, ale i tak miałem chęć na ich zaliczanie. Gierka ma w sobie to słynne "coś". Dla mnie zdecydowanie DG>Horizon.
  12. Powtórzę się (i pewnie po innych też), ale 2 i 3 bez DLC są mocno wykastrowane i jeśli dziś ktoś chce ograć wszystko jak należy, nie wydając fortuny (i nie bawiąc się we wspomniane wyżej kombinacje), to faktycznie jedyną nadzieją jest solidny remaster ze wszystkimi dodatkami. To jest jak dla mnie chyba największy argument za taką odświeżoną trylogią. No, jedynka wymaga mocniejszego liftingu, to też.
  13. Pewnie mówisz o dokumencie od Latkowskiego, który ma poruszać problem pedofilii wśród "elit", i tu akurat nie nastawiałbym się na żadną tanią sensację i propagandę, bo gość zna się na rzeczy, a temat próbował podjąć już od wielu lat. Oczywiście TVP może w swoim stylu zrobić z tego "odpowiedź" na Sekielskich, co samo w sobie nie umniejsza jak dla mnie filmowi (a pewnie wiele osób z góry do niego podejdzie tak, jak Ty, i problem się rozmydli, a szkoda). No chyba, że mowa o czymś innym, ale wątpię.
  14. Jeżeli gra z irlandzkiego PSN nie ma języka polskiego "wbudowanego" przez wydawcę (powinno to być zaznaczone w opisie gry w sklepiku), to wg mnie jedynym sposobem jest założenie polskiego konta i ściąganie polskich wersji. Później można w nie grać również na koncie irlandzkim, jeśli by Ci na tym zależało.
  15. Na forum od 2003 - zamontowanie łącza stałego. Może przesadzę mówiąc, że to ostatnie beztroskie (stosunkowo) i w sumie w pełni szczęśliwe lata, ale na pewno koniec pewnego okresu. Chyba apogeum zajawki na giereczki, złote lata PS2. Prenumerata PE, jakieś nieśmiałe próby pisanie czegoś samemu (czy to w necie, czy do magazynów). Jednocześnie wszystko z lekkim niedosytem. PC z netem nie w swoim pokoju, ergo ograniczony dostęp. Granie na konsoli na oryginałach, więc gier nie za dużo i nie za często. Ot, takie tam problemy gimba. Rok 2012 to, powiedzmy, końcówka studiów, dobry okres jeśli chodzi o stosunek czas/obowiązki, chociaż z kasą krucho. Jeszcze trochę nadziei na fajną przyszłość, ale już bez specjalnego czarowania się, że będzie wspaniale. Liznąłem gó.wnopracy i wiedziałem, że fizolem na pewno nie mogę być, bo bym oci.piał, co dało mi pewną motywację do "rozwoju" (cóż, fizolem nie jestem, ale biedakiem nadal). Gejmingowo dziwny okres, z jednej strony dużo czasu i odpowiedni sprzęt, z drugiej zaliczałem może z 4-5 gierek rocznie, jakoś tak przepływało mi to wszystko między palcami. Grałem tylko na PC, więc sporo konsolowych eksów mnie minęło, ale co się odwlecze, to nie uciecze (mimo wszystko żałuję, że nie kupiłem wcześniej PS3). FPE śledziłem chyba wtedy bardziej z przyzwyczajenia, raczej mocny spadek aktywności (której i tak nigdy przecież nie było aż tak dużo). Towarzysko życiowy peak, od tamtego czasu już równia pochyła w dół. A 2020? Szkoda gadać, szkoda strzępić ryja.
  16. A moje wspomnienie to zaspoilerowanie sobie w jakimś tekście w N+ słynnego "wciśnięcia kwadratu"...ale i tak było pięknie. Wrzutka ode mnie, w sumie bliska tej z MGS3: W ogóle ta gra co krok zachwyca miejscówkami. Może poza jakimiś generycznymi, wilgotnymi lochami/bagnami/jaskiniami i wioską Mibu. Nie mam pod ręką fajnego przykładu, ale nawet zwyczajne dachy w zamku Ashina, z widoczkiem na odległe góry i opadającym powoli śniegiem, robią wrażenie. Pozostając w temacie MGSów: Arsenal Gear (poniżej leciutkie spoilery) Ciężko znaleźć dobrego screena w HD. A miejscówka arcy klimatyczna. Trafiamy do tajemniczego miejsca i generalnie nie wiadomo o co chodzi jakby. Campbellowi odje.bało i wydzwania do nas z creepy gadkami, wokół pełno MG RAYów i futurystycznie ubranych żołnierzy, muzyka dodaje atmosfery, a w pewnym momencie w końcu spotykamy "oficjalnie" Solid Snake'a, takiego, jakiego chcieliśmy widzieć całą grę. A później jest tylko lepiej. Szkoda, że jesteśmy tam tak krótko i mimo wszystko to malutka lokacja. Jakby proporcje w grze były tak powiedzmy 1:2:1 Tankowiec:BS:AG, to by było całkiem sympatycznie.
  17. Ja zmieniłem na jeden wyższy niż normal jakoś w połowie gry. W ogóle nie czułem wyzwania, przede wszystkim po planszach pałęta się potężna ilość lootu i "zdrowia". Oczywiście zdarzały się opisane przez Czarka sytuacje (czyli parę sekund i zgon), ale to kwestia "nauczenia" się planszy, i tutaj już nie odczułem jakiejś większej różnicy między poziomami trudności.
  18. Zależy, ile zamieszasz grać godzin i jaki masz styl (lizanie ścian?) lol. Jak liczymy "dziś" jako 4h do północy, to niekoniecznie, jak chcesz grać w nocy, to raczej tak. Z tego co kojarzę to ten moment jest jakoś w 3/4 fabuły.
  19. Oj nahajpował swego czasu Hiv na Jaka II, wystawiając bodajże 10- (czym tam 9+ z odpowiednią adnotacją, bo PE wtedy "bało się" dawać dyszek). Rok 2003, co za wspaniały czas dla PS2. Osobiście ominąłem wtedy Jaka, bo byłem team R&C, a powód (poza tym, że Ratchety to wspaniałe gierki) był dosyć prozaiczny: grałem na oryginałach, nie przelewało się, i strasznie zwracałem uwagę na podawany w reckach czas gry, a Jaki były raczej krótkimi gierkami. Z punktu widzenia czasu wiem, że to było w sumie głupie, ale cóż. Do serii wróciłem od du.py strony w 2005, zaczynając właśnie od dwójeczki, której nie wspominam z jakimś mocnym rozrzewnieniem. Byłem raczej fanem bardziej cukierkowych klimatów w platformówkach, co zresztą się nie zmieniło, więc ten trochę na siłę cool i edgy klimat, będący ukłonem w stronę panujących trendów, nie do końca mnie przekonywał. Koniec końców, grało się super, a jakichś trudności szczerze mówiąc sobie nie przypominam. A moja historia z serią potoczyła się tak, że nadrobiłem rewelacyjną jedyneczkę, a trójka leży do dziś na kupce wstydu. I w jej przypadku też trochę odrzucająco zadziałały eksperymenty z settingiem, nacisk na pojazdy etc. ND trochę przekombinowało z tą serią jak dla mnie.
  20. No mi tam szczęka nie opadła. Na dodatek jak spojrzałem, jak (nie) reaguje podłoże, piasek, na ruch, to też jakoś tak od razu -10 do efektu.
  21. Przeleciałem NG+ do momentu spotkania z Sową jak przez masełko, a teraz bęc, Emma+Isshin i kur.wa flashbacki z pierwszego walkthrough xd. Niech to się już skończy, ostatni raz dodaję sobie sam na własne życzenie cierpienia. To uczucie, gdy w pierwszym podejściu do bossa rozdupcasz go jak lamusa, potem wchodzi druga faza, gdzie nie idzie ci już tak dobrze, a potem zaczyna się zabawa i kilka razy nie możesz nawet pierwszego etapu zaliczyć. Nie wiem, co jest z tą grą, ale mam taką tezę, że podejście "z ulicy" z racji braku nerwówki i spinania się o techniki przeciwnika paradoksalnie często przynosi dobry rezultat.
  22. Poniekąd się zgadzam. Co prawda nie wadzi mi "pretensjonalność" (lubię jego styl, zresztą w tekstach poza Regionem Filmowym też wypada bardzo dobrze), ale, o czym kiedyś już wspominałem, dobór filmów do działu. Regularnie jakieś przeciętniaki albo popcorniaki ze średnią ocen (jego, nie jakichś agregatów z du.py) w okolicach 6/10. No i ciągle ten Netflix. Nawiążę tu do Myszaqa, który swego czasu prowadząc Region potrafił zachęcić do filmu, którego pewnie sam z siebie bym nie sprawdził. Takie twory, jak Telefon, Inni, Kandydat do dziś kojarzę z tamtą rubryką. Oczywiście czasy się zmieniły i w dobie internetu i potężnej machiny marketingowej ciężko już ominąć coś, co złapało choć trochę fejmu, ale myślę, że mimo wszystko siedząc w temacie można by co miesiąc wygrzebać jakieś perełki.
  23. W sumie meh. Może dlatego, że te gry się na tyle dobrze zestarzały, że całkiem niedawno sobie je odpaliłem na szaraku i grałem bez zgrzytu. Graficzka, framerate i jakieś bonusy pewnie zrobią jakąś robotę, ale nie wierzę, że fizyka będzie oddana tak, żeby czuł ten feeling, który tak lubię (a praktycznie we wszystkich nowszych częściach było jakoś dziwnie pod tym względem, "pływanie" na desce). I żeby nie było, przegrałem w obie (oczywiście z naciskiem na niezaprzeczalnie najlepszą dwójkę) multum godzin, nie mówiąc o całej otoczce, zajawce na desce za małolata itd. Także nostalgia jest potężna, ale mimo wszystko z dystansem.
  24. Sekiro: Shadows Die Twice W sumie nie "właśnie", bo już ponad tydzień temu, i nie do końca "ukończyłem", bo gram nadal i chcę zaliczyć inny ending. Trochę wrażeń i wylewanych na bieżąco żalów wrzucałem w temacie dedykowanym, więc tu postaram się dosyć ogólnie. Przede wszystkim to pierwsze gierka od From, którą zaliczyłem, w przypadku Soulsów i BB rezygnowałem jakoś po godzinie. Tutaj przyciągnął mnie przede wszystkim klimat, dobiegające z niektórych stron opinie, że gierka ma w sobie ducha Tenchu, którą to serię za czasów PSX i PS2 uwielbiałem, no i zmiany w stosunku do poprzednich gier FS w samym gameplay'u. Mało brakowało, a i tę grę bym rzucił w kąt bez ukończenia, bo miałem dosyć mocny kryzys po paru godzinach i zrobiłem typowego rage quita. Trzon gry był jednak na tyle dobry, a starcia tak mocno wjeżdżające na ambicję, że wróciłem. I choć jeszcze wieeele razy miałem gry dość i sporo ku.rew poleciało (generalnie źle znoszę porażki i frustrujące momenty w grach), to całościowo nie żałuję, bo Sekiro to świetna gra, zdecydowanie wyróżniająca się na plus w tłumie typowych AAA ostatnich lat. Nie jest jednak bez wad, i to naprawdę znaczących. Dziś sobie pozwolę pojechać punktami, zaczynając od plusów: - wspomniany klimat, setting, całe założenie, że kierujemy shinobi, a dużo gameplay'u to działanie w ukryciu. Żaden ze mnie weaboo, ale jednak katany, shurikeny, muzyka, japoński dubbing uruchomiły we mnie trochę tego nerda sprzed -nastu lat. Na dodatek graficznie jest naprawdę ładnie, a momentami pięknie (niekoniecznie czysto techniczne, bo chociażby framerat moocno kuleje, ale od strony artystycznej i designerskiej jest tip top); - system walki. No to jest rewelacja. Jak to ktoś gdzieś ładnie określił, prawdziwa szermierka. Kiedy opanujemy (albo przynajmniej nie będziemy już całkowitymi noobami) kilka kluczowych technik i mechanik, to tak naprawdę reszta gadżetów staje się tłem, a walka sprawia dużą przyjemność. Ten dźwięk klingi, efekty towarzyszące, mięsiste cięcia, bajka. Najlepiej siadły starcia typowo 1 vs 1, bez zbędnego pie.rdolenia ze strony przeciwnika w postaci jakiejś magii czy dziwnych sztuczek. Dwóch kozaków z bronią białą, blok, kontra, unik; - design leveli, system progresji i ogólne wędrowanie i odkrywanie świata. Mamy sporo wolności (w zasadzie mając dany punkt fabuły do odhaczenia w pewnym momencie możemy sobie wybrać dowolną z trzech ścieżek/lokacji i bawić się po swojemu). Nie przytłacza nas jednak przesadna wielkość czy otwartość świata, jest odpowiednio skondensowany, i dobrze; - replayability: grę od razu po skończeniu miałem ochotę odpalić od razu. Co prawda patent z kilkoma zakończeniami (a właściwie sposobami, dzięki którym można je uzyskać) jest trochę tanio rozwiązany i bierze nas z zaskoczenia (gdybym przy pierwszym przejściu wybrał w pewnym momencie fabuły nie tą odpowiedź, co "trzeba" i w rezultacie stracił 1/3 gry, to bym się troszkę wku.rwił), ale sam motyw sprawdzenia się ze swoją obecną wiedzą i skillem z wrogami, którzy za pierwszym razem mocno napsuli nam krwi, jest zachęcający do zabawy. Co mi nie zagrało: - gra jest frustrująco trudna. Pisząc "frustrująco" mam na myśli szereg zagrywek, które są zwyczajnie złośliwym psuciem graczowi życia. Nie chcę się powtarzać, ale wspomnę tylko o utracie części expa i kasy, przebieganie czasem sporych kawałków lokacji, żeby powtórzyć walkę, loadingi, cutscenki, ale przede wszystkim fundamentalne założenie walki - musisz zginąć, żeby się nauczyć. Ja wiem, że to jest właśnie idea gier FS, ale nie do końca to kupuję. Tym bardziej, że nie mamy tu znanej chociażby z Cupheada czy Hotline Miami, natychmiastowości powtórki, która rekompensowałaby złość z porażki, ale też zapewniała pozostanie "w transie", nie wytrącała z flow. Generalnie wiele razy miałem zwyczajnie uczucie marnowania własnego czasu, a nie jestem już gimbem, który podchodzi do tego bezrefleksyjnie. Gra wg różnych źródeł zajmuje jakieś 30-40 h. Cóż, powiem tylko tyle, że zdarzało się spędzić 2-3 h na powtarzaniu jednej i tej samej walki, czyli de facto stojąc w miejscu. Ostatni boss to były trzy podejścia po ok 2h xd. Ja wiem, że FS jest darzone kultem i dla ich wyznawców takie gorzkie żale nowego w temacie mogą się wydawać śmieszne, ale to nadal gra wideo. We mnie wyzwalała na tyle dużo negatywnych emocji, że nieraz kwestionowałem sens takiej "zabawy". Oczywiście nagrodą za wytrwałość była ta słynna satysfakcja (dawno nie spotykana w takim natężeniu w innych grach), ale trzeba tu sobie zrobić rachunek zysków i strat. Jak na moje to NG+ reprezentuje poziom trudności, który byłby w sam raz za pierwszym razem. Brak tu też solidnego tutoriala i wprowadzenia w poszczególne zasady tego świata. O pewnych mechanikach diametralnie zmieniających zabawę dowiadywałem się po X godzinach gry (np. z planszy na ekranie ładowania xd); - pełno niepotrzebnych/nieefektywnych w walce gadżetów. Cała idea protezy (pomijając świetną, choć często działającą dosyć losowo i zwyczajnie źle, linkę) to sztuka dla sztuki, przez całą grę regularnie używałem dosłownie jednego "rozszerzenia" (zresztą to samo tyczy się cukierków-potionów). Gra stawia na skuteczne, konkretne działania w celu zwycięstwa, wszelkie dodatki są formą rozproszenia, na dodatek mocno ryzykowną w użyciu; - kamera. Gra słynie z dotkliwego karania gracza za błędy, jednakże notorycznie byłem karany za nie swoje przewinienia. W ciaśniejszych pomieszczeniach (a niekiedy takie areny są wymuszone) nie da się normalnie walczyć. Lockowanie wroga często głupieje; - drobniejsze glitche. O ile normalnie można na to przymknąć oko, tak w takiej grze jakaś zagrywka nie fair ze strony systemu, szczególnie w trakcie walki na skraju naszej wytrzymałości, może zadecydować o losie pada. Podsumowując: gierka świetna, ale chyba nie powtórzyłbym z pełną świadomością takiego doświadczenia. Trzon gameplay'u wyszedł wybornie i tym bardziej szkoda by go było ominąć. Tak czy siak gra na pewno jest warta sprawdzenia nawet przez ludzi, których raczej nie ciągnie do gier From, albo tak jak ja, odbili się od nich. Jest na tyle od nich inna, ale zachowuje (tak mi się wydaje) pewne podstawy ich game designu. Tutaj sobie piszemy na FPE, gdzie sami hardkorowcy (xd), ale mam sporo znajomych, którzy nie są żadnymi casualami, ale nie mógłbym im z czystym sumieniem gierki polecić, bo wiem, że zwyczajnie by ją odłożyli szybko na półkę. Choć oceny i nagrody dla Sekiro w branżowym światku są raczej zasłużone, tak trochę mnie dziwią. Dużo można stracić odpuszczając, ale powtórzę coś, co pisałem gdzie indziej: jak dla mnie idealny poziom trudności walk z bossami i sub-bossami (bo to oni są tu największym kłopotem, a starcia te stanowią w sumie trzon rozgrywki) byłby tak 20-30 % niższy, niż dostaliśmy.
  25. kotlet_schabowy

    Yakuza Kiwami

    Doszedłem do starcia z Majimą na "sali" do baseballa i po raz pierwszy mam trudności, żeby kogoś pokonać. Albo pomijam jakiś ważny element systemu walki, albo serio jest on tak zje.bany. W momencie, jak gość świeci się na dany kolor i regeneruje sobie energię, mam możliwość mu jakoś przeszkodzić? Chu.j ma takie kombo, że jak siądzie pierwszy cios, to jestem w du.pie i mam wrażenie, że czasem tylko losowo uda mi się zrobić dasha/blok w trakcie. Ogólnie gierka prostacka, a tu nagle mam problemy jak w Sekiro i muszę się uczyć kombinacji bossa xd. Już pomijam rozwiązanie, które było archaiczne już w momencie premiery oryginału, czyli manualne save'y. Lekkie zdziwko, jak odechciało mi się walczyć i stanąłem przed wyborem utraty progresu (bo ostatni save zrobiłem chu.j wie kiedy) albo powtarzania walki do upadłego. Odpada przy tym możliwość uzupełnienia ekwipunku. Generalnie jak na razie wrażenia są mocno negatywne.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...