-
Postów
4 238 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na metalcoola temat w Graczpospolita
Kiedyś była taka niepisana zasada, żeby nie kupować kompa na przełomie generacji konsol. I ja to odczułem na własnej skórze. Bodajże w 1999 albo na początku 2000 kupiłem/dostałem pierwszego PC, konfiguracja wówczas całkiem znośna (64 MB RAM chociażby). Po roku/dwóch praktycznie nie mogłem grać w nowości (a słynnego GTA3 nawet nie próbowałem instalować). Czasem trafiła się gierka fajnie zoptymalizowana (np. The Thing), ale to rzadkość. Oczywiście nikt nie bronił mi zrobić upgrade'a, ale to osobna kwestia. Meritum jest takie, że bazowy sprzęt starczał naprawdę na niedługo. Dla porównania, komp, którego złożyłem w 2008 (za naprawdę sensowną kasę, bodajże okolice 1500 zł), wystarczył mi praktycznie na całą generację, zapewniając wizualia lepsze, niż na konsolach. Nie dziwne, że chwilowo zostałem pecetowcem xd. -
No jak na razie to można mieć mocno uzasadnione obawy, że zamiast wspomnianych 5h konkretnej historii w Midgardzie, dostaniemy 30h wypełnionych powtarzalnymi, nie dodającymi za wiele do fabuły questami typu przynieś, podaj, rozwal mobków. Jak to kogoś cieszy, bo WINCYJ kontentu w ukochanym świecie, to spoko. Mi się zapala lampka ostrzegawcza.
-
Lol fakt, mimo wszystko edycja poszła. Cóż, mimo pewnych postępów w ostatnich częściach, serię nadal najlepiej podsumowuje materiał dunkey'a.
-
Mi było ciężko z Mafią w okolicach 2010, więc teraz chyba bym poległ. A może i nie? Faktem jest, że wspomniane wyżej przyzwyczajenie to podstawa. Mimo wszystko niektóre gry zdecydowanie gorzej niż inne się starzeją i czasem jedna głupia mechanika, którą człowiek przełknąłby 20 lat temu, potrafi mocno napsuć krwi. Ja pamiętam, że sporo irytacji wywołały u mnie policyjne pościgi. Za to dwójeczka jak wjedzie to będzie już elegancko.
-
Assassin's Creed: Origins Totalnie z braku laku, bo serii miałem dość już po trylogii Ezio. Cóż, mimo wielu zmian na plus, korzenie nadal są mocno wyczuwalne i nowy AC skutecznie przypomniał mi, dlaczego gry z cyklu trzeba sobie dawkować (tym bardziej nie wyobrażam sobie grania we wszystkie części, które wyszły w międzyczasie). Co zagrało? Przede wszystkim system walki. Wreszcie nie dostajemy opartego na dwóch przyciskach machania szabelką , której mocy w ogóle nie czuć. Są tu te słynne elementy Soulsów (podobno xd), co w takiej dosyć przystępnej formie zapewnia mięsistość walk, wymusza jakąś tam taktykę i ogólnie jest satysfakcjonujące. No chyba, że trafiamy na przeciwników kilka lvl wyższych, wtedy można się co najwyżej powkur.wiać na tani sposób, w jaki nas wykańczają. W ogóle system sugerowanego poziomu potrzebnego do zaliczenia misji jest irytujący, bo opiera się na tanim nabijaniu expa tylko po to, by nagle magicznie wszystko stało się proste, a wrogowie łatwiutcy. Takie rozwiązanie miałoby sens, gdyby gracz mógł sobie odbić brak odpowiedniego lvl taktyką, cierpliwością czy ekwipunkiem, a tutaj jest to czarno białe: niski exp, dostajesz wpier.dol, wysoki: Ty spuszczasz wpier.dol. Słabe. Poziom nabijamy głównie w misjach pobocznych, a te to zazwyczaj nudy, schemat i w ogóle szkoda sobie nimi zawracać głowę. Tutaj nic się nie zmieniło od starych części. Nie dość, że w żaden sposób nie potrafią zainteresować "fabularnie", to jeszcze robi się w nich praktycznie zawsze to samo, z naciskiem na przemieszczanie z punktu do punktu, słuchanie czyjegoś pier.dolenia albo szukanie wskazówek w "śledztwie" (straszny niewypał). Generalnie: yebać. Poza tym mamy sporo czynności pobocznych, ale co z tego, skoro większość z nich po pierwszym razie po prostu nie bawi. Rydwanem zaliczyłem parę wyścigów i podziękowałem. Walki na arenie: ile można. Zbieranie pierdółek, milion takich samych obozów do oczyszczenia (co samo w sobie jest całkiem fajnym motywem, bo można się pobawić w skradanie i kombinowanie, pachnące wręcz MGSV, no ale co za dużo to i świnia nie zje), odkrywanie mapy, wchodzenie na punkty widokowe: wszystkiego przesyt. Oczywiście robotę robi to, co zawsze w tej serii: widoczki, miejscówki, obcowanie z zabytkowymi czy legendarnymi wręcz obiektami. Teraz, dzięki pięknej grafice i świetnej lokalizacji, w jakiej działamy, jest pod tym względem szczególnie dobrze. Tyle tylko, że to wydmuszka, ładna do popatrzenia i raczej tyle. Muzyka, choć mówimy gównie o niewielu, powtarzających się motywach, jest bardzo dobra i fajnie buduje klimacik. Główny wątek znowu jest totalnie nieabsorbujący i nie ma na siebie pomysłu (trochę osobista zemsta, choć w pewnym momencie już sam się gubiłem, na kim, tu znowu wątek polityczny i ważne postacie historyczne, jednak pokazane strasznie po łebkach, tutaj znowu trochę Animusa i Abstergo). Tyle dobrze, że główny bohater jest ciekawie skonstruowany, ma jaja i ogólnie można go polubić (za to żonka powinna być tłem, a tu nagle zrobili z niej grywalną postać, nie lubię takich patentów, bo zamiast grać zbudowaną i rozwiniętą przeze mnie postacią, muszę wskakiwać w czyjeś buty). Za to drugi i trzeci plan to porażka. I tu jest właśnie największy problem tej gry: dosyć szybko wkradające się zmęczenie i nuda. Zaliczyłem fabułę i trochę pobocznych misji w 30h i miałem dość. Nie odkryłem połowy mapy, ale zwyczajnie mi to już zwisa. Podstawowe elementy gry, takie jak walka, zarządzanie ekwipunkiem, craftowanie, zostały poprawione i zapewniają frajdę, ale wszystko to jest wepchnięte w ogromny świat i ogromną ilość czynności, które rozmywają całość, mimo swojego uroku wizualnego. Stąd moje ambiwalentne uczucia, bo z jednej strony nie ciągnęło mnie do gry, z drugiej jak już ją odpaliłem, to wsiąkałem i robiłem pełno rzeczy, które znowu w pewnym momencie mi się przejadały. Generalnie jest postęp (wow xd), ale za chwalony Origins Odyssey szybko się nie wezmę.
-
Żebyś się ku.rwa nie zdziwił z tymi 60 fps xd. Właśnie takie pier.dolenie sprawia, że graczy można doić. Łyknęli, jak to wspaniale jest móc dopłacić za droższą wersję, a na koniec i tak będą grać w 30 klatkach i nienatywnym 4K, bo co nam pan zrobi? Mnie to wali, że Pro czy XoX nie pokazują pełnego potencjału, więc gadka o tym, jakby to było, gdybyśmy dostali tylko niższe sprzęty, to nie do mnie, bo i tak siedzę na bieda wersjach i tak samo będzie z PS5. Tyle, że tutaj obie strony tracą, i tu już jest problem. Zrozumcie ludzie, że, analogicznie jak z przywoływanymi tu PC, jeśli dev, szczególnie leniwy/niechlujny (tak wiem, upraszczam proces produkcji gry do poziomu Januszowego) dostaje możliwość pisania gry pod mocniejszy sprzęt, to nie bawi się w sztuczki magiczne, żeby grę zoptymalizować, tylko korzysta z zasobów wersji "pro", a basic dostaje dziadowską rozdziałkę i framerate, bo przecież można się wytłumaczyć technologią. Tyle, że każdy, kto zalicza exy na PS4 na Slimce/Fat dobrze wie, że da się osiągnąć wspaniałe rezultaty na słabszym sprzęcie. Więc to, że jakieś Controle czy inne Gwiezdne Wojny działają na gorszych sprzętach jak kupa, to jeszcze nie świadczy o tym, że są one za słabe. Jeszcze ktoś mi może powie, że przymus wydania gry, z którą poradzi sobie zdecydowanie słabszy sprzęt, nie wpływa na ograniczanie wersji na lepszy xd. Przecież Xone i XoX to jest prawie różnica generacji. Grafika to nie tylko lepsza rozdziałka, framerate, efekty (choć wielu to zadowoli, w tych pieniądzach). Macie Wolfensteina TNO, który wyszedł jeszcze na PS3. Odpalcie go sobie na wypasionym PC na ultra 120 fps, a potem włączcie Wolfa 2, który był już pisany tylko pod nową generację i powiedzcie, że nie ma zdecydowanej różnicy (inb4 co innego przeskok generacji, a co innego dwóch wersji tego samego sprzętu: no jak pokazał Microsoft, niekoniecznie, przynajmniej na papierze). Reasumując, róbta co chceta, choć ja oceniam taką politykę negatywnie, a osobiście po prostu bawi mnie, jak konsument sobie racjonalizuje czysto biznesowe posunięcia gigantów branży i nagle okazuje się, że to jest dokładnie to, czego oczekiwał od życia. Chu.j, że generację, dwie temu nawet by mu do głowy nie przyszło, że tego potrzebuje (dobrze pamiętam, że zawsze mówiło się, że po prostu powinien być skrócony cykl życia sprzętu).
-
No fajne to, choć bez opadu szczęki w żadnym aspekcie. Muza oczywiście jak była, tak nadal jest wspaniała, graficznie jest bardzo dobrze, ale tylko tyle, przynajmniej na Slimie (niektóre tekstury rozmazane, no i znowu te dziwne, poszarpane na brzegach włosy, casus nowych Gwiezdnych Wojen, rozdziałka to chyba nawet nie 1080p), za to efekty świetne. FF VII zaliczyłem po raz pierwszy trochę ponad rok temu, więc elementu grania na nostalgii rzecz jasna tu nie ma, za to mam w miarę zdystansowane i "świeże" podejście do oryginału i remake'u, i powiem, że nowy system jest elegancki. Zachowuje trochę charakteru starego, jednocześnie jest na tyle zmieniony, że trzeba go ogarnąć na nowo i bawić się w inny sposób (choć przyznam, że momentami było mocno chaotycznie, plątałem się z przyciskami i komendami i troszkę zatęskniłem do ślamazarnej turówki, ale to kwestia przyzwyczajenia). Całość sprawia wrażenia idealnego odświeżenia w duchu oryginału. Dubbing pasuje, design pasuje, ogólny klimat jest uchwycony świetnie. Nie jestem napalony i rzecz jasna nawet nie myślę o zakupie, ale wrażenie jest pozytywne. Aha, każdy, kto uważa, że epizod ukazany w demku jest jakoś niesamowicie rozbudowany (abstrahuję od oczywistości, jaką jest zaprojektowanie leveli i wszystkiego od zera) w stosunku do wersji z 1997, to chyba dawno w nią nie grał.
-
Służyć ma tym, co zawsze: korporacjom, które to sprzedają. Wiem, że to truzim, ale jak widzę dorosłych chłopów będących wręcz wdzięcznymi za to, że wspaniali włodarze dają nam wybór, to zaczynam doceniać marketingowe osiągnięcia w kreowaniu potrzeb. No także wszelkiego rodzaju wersje Pro to wyciągnięcie kasy od tych parunastu procent "core'owych" graczy, chcących dopłacić za lepsze efekty wizualne. Co jest uczciwe, zresztą niech każdy sobie wydaje kasę, jak lubi. Oczywiście zawsze znajdzie się trochę bufonów kpiących z tych "oszczędnych" (w końcu to kawałek plastiku, mamy 2020 rok, zostań parę razy na nadgodzinach i cię będzie stać), ale fakty są takie, że droższe wersje zawsze były i będą mniejszą częścią rynku, bo nawet w tych potężnych Stanach, gdzie różnica w cenie między modelami, zestawiając z taką Polską, jest śmieszna (patrząc przez pryzmat siły nabywczej pieniądza) jest pełno tych śmiesznych "casuali", którzy po prostu chcą kupić taniej konsolę. No i każdy siedzący w giereczkach wie, że i tak gry powstają pod kątem tych słabszych sprzętów, ergo mocniejsze raczej, jak pisał przedmówca, nie mają okazji rozwinąć skrzydeł. I dla mnie to jest jeden z obiektywnych argumentów "przeciw" równocześnie wydawanym różnym modelom.
-
Oczywiście, że tak. To była gierka na 35-45 h z możliwością wielu godzin dodatkowej "zabawy" (czyt. grindu), która nadal spokojnie mogła by być gierką na 35-45 h i nikt by nie płakał. SE wybrało inną drogę prawdopodobnie z powodów czysto biznesowych, no i cóż, zobaczymy, co z tego wyjdzie, ale wbrew forsowanym przez niektórych tez, to nie była jedyna możliwość zrobienia remake'u. Tyle, że takie osoby dały sobie wmówić, że inaczej by się dziś "nie dało" (czego zaprzeczeniem jest kilka innych, nawet wymienianych już tutaj, remake'ów z ostatnich lat). No ale zaraz zobaczymy pseudoironiczny komentarz w stylu "no tak, przecież mogli zrobić prerenderowane tła, wrzucić te same lokacje i sprzedać fanom, byłoby super".
-
Urazy, kontuzje, eliminacja ze sportów..
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na sir_ryszard temat w SpartakuS
A ja ku.rwa skręciłem kostkę, pierwszy raz w życiu. Człowiek całe dzieciństwo skakał, latał, uprawiał sport i nic mu się nie działo (no dobra, czasem się podziało), a na starość se kuku robi. Początek roku jakieś strzyknięcie w krzyżach, które też się okazało niebagatelne i ciągnie się do dziś, teraz to, ehh, to jest chyba ta słynna trzydziestka na karku. Jakieś doświadczenia z tym urazem, rady na przyszłość etc.? Oczywiście mam w otoczeniu osoby z którymi się konsultowałem, ale zawsze się przyda spojrzenie innych ćwiczących. -
A ja natomiast polecam białko kfd, u mnie żadnych bąków i innych dziwnych reakcji nigdy nie było, więc skoro tak sobie oceniamy czysto subiektywnie, to uważam, że warto. No chyba, że jesteś z tych, dla których nadrzędną cechą, za którą są w stanie zapłacić więcej, jest np. rozpuszczalność (czytaj: musisz pomieszać i potrząsnąć szejkerem trochę dłużej, niż przy białku Olimpu) xd. Koniec końców, te różnice cenowe nie są aż tak potężne (co, na logikę, jest argumentem zarówno za, jak i przeciw w dyskusji o wyższości jakościowej jednego nad drugim), więc jak masz się czuć spokojniej i nie wkręcać sobie potem autosugestii, że "tanie, to pewnie gorsze", to lepiej dopłać.
-
Podchodząc na czysto, bez doświadczeń z soulsami, mam inną perspektywę, ale też jakoś nie odczułem tych problemów z systemem walki w aż takim stopniu. Na normalu miałem parę momentów frustracji, ale głównie za sprawą rzadkich checkpointów, więc wychodzi na to, że jak ktoś ma pewne nawyki, to gra mu się gorzej. Zgodzę się, że czasem parry wchodziły/nie wchodziły totalnie z du.py, przez co raczej nie stawiałem na nie w swojej taktyce (a szkoda, bo miały w zamyśle stanowić jeden z trzonów systemu), ale na pewno nie zgodzę się z tym: Dla ludzi nie będących fanatykami gier FS taki system, abstrahując już jego wad w tym konkretnie przypadku, jest nadal świeżością i fajną, dającą więcej satysfakcji odmianą od casualowego siekania, więc nie uważam, że podejście "albo rybki albo akwarium" miało tu sens.
-
Niecałe 10 h i pierwsze wku.rwienie na system wymuszania levelowania. Gdzieś mi mignęło w temacie, że to wyolbrzymiony problem i nabijanie expa jest potrzebne dopiero na końcu. No to na moim przykładzie widać, że nie do końca. Jadę główne misje i okazyjnie coś pobocznego i w okolicach pierwszego spotkania z Kleopatrą pierwszy raz pojechałem na misję, której wskazany poziom był bodajże o 3 wyższy niż mój. Pomyślałem, chooj, kto nie ryzykuje ten nie je. No i akurat trafiła się misja spamująca falami przeciwników. Poradziłem sobie, ale dysproporcja między mną a nimi była przesadzona, szczególnie jak na tę serię. Poza tym to mój pierwszy AC od Revelations, który już mnie mocno zmęczył formułą i chociaż fundamenty są z grubsza podobne i nie czuję motywacji i chęci do odbijania w bok, a fabuła na razie jest mizerna, tak czuć mocne odświeżenie całości i wreszcie czysty gameplay (walka!) sprawia trochę frajdy.
-
Mi tam przypomina Bat-Jacksona xd
-
Zrobiłem wszystko (swoją drogą, system sam tworzy kilka partycji nawet instalując na pojedynczej) i nadal chu.jnia. Nie mówiąc już o tym, że każdy nowy krok to kolejny problem do rozwiązywania i googlowania xd. Ah te komputery.
-
PSX Extreme 270
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Perez temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Ja jeszcze tylko szybko wpadłem napisać, że tekst Marcellusa w tym numerze to niezłe kuriozum. -
Na AHCI zwróciłem uwagę przy poprzedniej próbie i było ustawione. Na niepodzielonym dysku ten sam problem. Jeszcze popatrzę do tego biosu. GPT czyli ?
-
Panowie prośba o pomoc, choć już zakładam najgorsze (czyli uszkodzenie hdd). Próbuję postawić i uruchomić Win10 na laptopie, z którym były problemy (zawieszał się w trakcie bootowania, nie wchodził nawet do systemu). Sprzęt to Dell Inspiron 3558. Zrobiłem bootowalny USB, udaje się go uruchomić, włączyć instalkę (uprzednio usunąłem stare partycje, wszystko idzie na totalnego czyściocha) i teoretycznie wszystko leci jak powinno, do momentu pierwszego, ponownego uruchomienia. Po nim mam kilka komunikatów o konfiguracji etc. i w końcu wyskakuje błąd "Instalator systemu Windows nie może skonfigurować systemu Windows do działania na zasobach sprzętowych tego komputera." Próbowałem nie dzielić dysku na partycje i jest tak samo. W diagnostyce puszczanej z biosu mam komunikat o jakimś problemie z dyskiem, ale takie ubuntu zainstalowane z USB działa. Jakieś sugestie? Mój trop to jakaś niekompatybilność instalowanej windy, ale to nie powinno wyjść jakoś wcześniej? Sprzęt jest na x64, taki też wybrałem system.
-
PSX Extreme 270
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Perez temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
W tym numerze znowu jeden z redaktorów użył określenia "lewackie". Wiem, że @raven_raven zaginoł, ale wołam, bo chyba tak tego nie zostawi. A nie, czekaj, to był Sobek, nie ma tematu. Tak na serio, to numer dobry, poza wałkowaniem po raz setny Wiedźmina (tak wiem, względy "marketingowe", gorący temat) i, znowu, wypocin Myszaqa. Kolejny raz apeluję o przykrócenie tego pana, chociażby poprzez ograniczenie miejsca na jego twórczość do jednej strony. Już abstrahując od samej jakości tekstu, nie czaję, czemu dostajemy cykl comiesięcznego męczenia jednego gatunku filmów/innych dzieł kultury. To tak jakby inny zgred dostał stałą rubrykę dotyczącą np. tylko chińskich bajek albo westernów. -
Terminator: Dark Fate Więcej napisałem w temacie dedykowanym i nie strzępiłbym już na tę kupę klawiatury, gdyby nie to, że seans nakręcił mnie na powtórkę T1 i T2 (co mogę dopisać do malutkiej listy plusów DF) i o ile na świeżo po filmie byłem jeszcze w miarę łaskawy, tak po odgrzaniu klasyków Camerona kontrast między nimi a nowymi popłuczynami stał się aż bolesny. Kwintesencja nieprzemyślanego, złego sequela znanej marki i rozmieniania jej na drobne. Lego Batman: Film Niby jest wesoło, kolorowo i z dystansem, ale w pewnym momencie tempo i żarciki zaczynają męczyć, a film zwyczajnie nużyć. Props za stronę wizualną. Poza tym niezobowiązująca "bajka" na niedzielę. Jay i Cichy Bob Powracają Wielkim fanem pierwszej części (czy w ogóle twórczości Smitha) nie jestem, ot trzeba czuć ten przejarany klimat. Problem z "rebootem" jest taki, że to właśnie fani będą najbardziej zawiedzeni, bo tego, za co można lubić przygody tytułowego duetu, jest tu jakoś dziwnie mało. Wjechały natomiast, niby traktowane z dystansem, ale jednak zalatujące powagą, wątki wychowania, rodzicielstwa czy tej słynnej równości. Zabrakło jaj, żeby całkiem pojechać po polit poprawności i jak dla mnie wyszło to wszystko jakoś sztucznie. Poza tym zwyczajnie nie ma tu za dużo powodów do śmiechu. Nie polecam. Jumanji Jakoś ominął mnie w dzieciństwie, a wiem, że dla wielu to mega klasyk, to w końcu sprawdziłem. Cóż, ciężko teraz oceniać takie, co by nie mówić, filmy dla dzieciaków, więc nie będę zbyt surowy. Napiszę tylko, że trochę się zawiodłem, przede wszystkim tym, że film jedzie praktycznie cały czas na jednym, powtarzającym się patencie, a humor jest nienajwyższych lotów. W ogóle nie czułem atmosfery przygody, a na to liczyłem.
-
Poniżej spoilery z trylogii: Niby czemu wyklucza? System przetrwał, a ludziom zostawiono wybór, czy będą się odłączać. Z obsadą, przy bezpośredniej kontynuacji, faktycznie już gorzej, ale nie takie wykręty robili scenarzyści w Holly. Zresztą najbardziej prawdopodobne/sensowne jest pójście w poprzednie "wcielenia" Neo. Tyle, że wg obecnej wiedzy, żaden z nich nie osiągnął sukcesu, więc trochę dziwnie prowadzić fabułę z taką świadomością. Co prawda gdyby to nie było mocno oczekiwane kino z wielkim budżetem i twórcami, których "odwaga" w kreowaniu światów jest już mocno wątpliwa, to motyw "od początku wiadomo, że im się nie uda" mógłby być intrygującym punktem wyjścia, ale na to raczej ciężko liczyć. Skończy się pewnie na scenariuszowych kombinacjach alpejskich. W świetle takich potworków, jak ostatnie Terminatory, wszystko jest możliwe.
-
Pozostaje współczuć tym ludziom ignorancji. Tylko po co się wypowiadać, jak się na czymś nie zna (inb4 witamy w internecie)? To tak jakbym mędrkował, że "hehe na Starosielcach to pewnie działki z domem za 50 000 kupisz, bo wiadomo, patola, Szkolna, Boboli, Meksyk". I żeby nie było, że jestem z tych, co wpadają w drugą skrajność i wieszczą, jak to jest wesoło, bezpiecznie i kolorowo- w Krk generalnie nie jest pod tym względem najlepiej, ale ze względu na swoją charakterystyczność i odrębność, stereotyp złej NH jest silny, bo dla przeciętnego słoika/obcego nazwy Kurdwanów, Prokocim, Olsza czy Azory są po prostu nieznane. Z mojej strony eot, bo odchodzimy od tematu.
-
xD Fajne jest to przekonanie ludzi nie mających za wiele do czynienia z Krk, że jak Huta, to tanio, mimo, że to jedna z najbardziej pożądanych przez "średniaków" lokalizacja, z cenami za metr plasującymi się jakoś w górnej połowie stawki jeśli chodzi o dzielnice. Zresztą w ogóle przyjezdnych/drobnomieszczan poznasz po tym, że nie wiedzą, że Kraków jako miasto to w 75% powierzchni właśnie te obciachowe blokowiska-sypialnie, im się wydaje, że jest Rynek z Wawelem, Kazimierz i NH. Generalnie jeśli dla kogoś dobra komunikacja z resztą miasta, względny spokój i cisza, zieleń, przestrzeń, również dla samochodów i pełno szeroko pojętych usług publicznych i prywatnych jest mniej wartościowe, niż APARTAMENT W ŚRÓDMIEŚCIU 5 MINUT SPACERKIEM POD ADASIA to oczywiście może sobie wybrzydzać, ale mnie zawsze bawiło fetyszyzowanie tego niesamowitego Rynku i przepłacanie za metr, kiedy lokalizacje, z których do tej ziemi obiecanej dojedziesz w 10-15 minut tramwajem (kursującym co kilka minut) są o kilkanaście procent tańsze. A potem te wielkie Krakusy i tak dojeżdżają do pracy do jakiegoś Zabierzowa xd. To tak już trochę odbijając od meritum. No i protip: im większy metraż, tym niższa cena za metr.
-
O ile Holland jeszcze się wpasował, tak Lloyd jako doktorek jest niezastąpiony. Tego rozbieganego wzroku w połączeniu z nadpobudliwą gadką nie da się podrobić.
-
Chyba na nic w kinie tak nie czekałem od lat, uwielbiam trylogię + Animatrixa i perspektywa powrotu jednej z ostatnich "wielkich" serii bombastyczych sci-fi przed erą MCU, z powracającą ekipą (choć obecna forma Wachowskich powoduje przynajmniej lekki sceptycyzm) jest piękna. Nie mogą tego zepsuć, niech trzyma chociaż poziom Rewolucji, a i tak będzie miało więcej duszy, niż większość blockbusterów ostatnich paru sezonów.