Skocz do zawartości

kotlet_schabowy

Użytkownicy
  • Postów

    4 238
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez kotlet_schabowy

  1. Tzn. mówimy o aneksie kuchennym, czy to jakaś gra słów i czegoś nie łapię? Bo jak to pierwsze, to dziękuję, dziwna moda z połowy lat 90, która obecnie stała się dla wielu po prostu obowiązkiem, bo często mieszkania są tak projektowane, a to znowu dlatego, że zawsze to optyczne powiększenie przestrzeni. Nagle wszyscy tak mieszkają i koło się nakręca, bo nie mieć aneksu to jakoś tak dziwnie, "prlowsko" xd.
  2. Skończyłem i z ostatnich głośnych seriali, które niedawno nadrabiałem (Stranger Things 3, Mandalorian) Watchmen zdecydowanie najbardziej mnie zainteresował. Zdaję sobie sprawę, że to trochę efekt dosyć prostych zagrywek Lindelofa (tajemnica goni tajemnicę, cliffhanger w każdym odcinku) i często było tak, że o ile większość odcinka niekoniecznie była jakaś wspaniale poprowadzona (szczególnie początkowe epizody), tak końcówka sprawiała, że miałem ochotę zaraz odpalić następny. Tak jak mówię, trochę tanie, ale działa. Fajnie, że mimo wszystko wraca sporo znanych bohaterów i opowieść jest bardzo mocno osadzona w świecie komiksu, bo przed premierą miałem wrażenie, że to będzie bardzo luźna kontynuacja. Inna sprawa, że nie wyobrażam sobie oglądać tego bez znajomości materiału źródłowego, mimo, że często dostajemy dosyć mało subtelną ekspozycję. Gorzej, że nowe postacie to w większości niewypał, z największym nieporozumieniem, jakim jest, poniekąd główna bohaterka. Odpychające, wulgarne babsko z zerową charyzmą i zwyczajnie nieciekawą historią. Zdecydowanie największy minus serialu. Za to taki Irons kradnie prawie każdą scenę, cały jego wątek to rewelacja. Fabuła trochę przekombinowana a rasowy wątek przewodni może na początku nawet odrzucać, no ale jak przymkniemy na to oko i przyjmiemy, że w Watchmen nie wszystko jest takie, jak się pozornie wydaje, to rozwiązanie okazuje się całkiem niezłe (choć finał trochę przekombinowany). No nie mogę powiedzieć, że jestem do końca usatysfakcjonowany, ale całość ma w sobie to coś, co sprawiło, że w przerwach między seansem kolejnych odcinków dużo o serialu myślałem.
  3. A to nie wystarczy bliżej się z fotelem ulokować? Niedługo i 80 będzie ludziom mało, ale będą siedzieć od niego coraz dalej i w coraz większych pomieszczeniach. No ale w sumie kto bogatemu zabroni. inb4 "równie dobrze można grać na 24 calowym monitorze i siedzieć pół metra od niego": otóż to xd. A Figaro po prostu chyba nie powinien decydować się na te kolumny przy obecnym układzie w mieszkaniu. Zresztą jak na moje to nawet zamiana miejscami kanapy (domyślam się, że z tej perspektywy było foto robione) i TV z szafą by polepszyły efekt, no ale może nie ma miejsca.
  4. A dla mnie właśnie z powodu jej "prostoty" jedynka zawsze była najsłabsza. Jakoś nie czułem motywacji (tak wiem, to tylko relaksująca platformówka dla dzieci), jako jedyne zadanie mając do uwolnienia kolejnego no-name smoka i ewentualnie masterowanie poziomu (co oczywiście uczyniłem). Dwójka w tym względzie wypada idealnie z tymi swoimi pobocznymi czynnościami, powrotami z nowymi umiejętnościami etc.
  5. kotlet_schabowy

    Death Stranding

    Przecież 3/4 gadżetów i mechanik w grach Kojimy co najmniej od MGS4 to sztuka dla sztuki, zabawki nie użyteczne przy normalnym graniu, ewentualnie do skomentowania na forum albo zrobienia filmiku na YT o 10 ciekawostkach w nowej grze mistrza. DS jest tego idealnym przykładem. Problem (oczywiście zależy dla kogo) tkwi w tym, że od MGS V tworzy on złudzenie, że warto/należy bawić się w ich zbieranie, ulepszanie, craftowanie etc., a rozwiązane to jest w sposób arcy żmudny. Latanie po mapie i uzupełnianie surowcami w jakichś horrendalnych ilościach maszyn do robienia dróg, pędzę lecę xd. A trollingiem to jest fizyka "motoru" xd. Ja pier.dolę ile sprzeczności w tym tytule, oj można by elaboraty pisać. Gameplay mocno wciąga i pewnie gdybym miał nieograniczony wolny czas, to też nabiłbym ze 100h, ale te aktywności poboczne to jest mamienie gracza tanią nagrodą, zastrzykiem satysfakcji po wykonaniu zadania, wyczyszczeniu mapy itd. To jest pseudo rozrywka, jak nabijanie setek godzin w grach online, robiąc ciągle to samo. A najgorsze jest to, że misje "fabularne" to w zasadzie to samo, tylko czeka nas (nie zawsze) ciekawszy przerywnik. No Phantom Pain jak chu.j. Paradoksalnie (albo taki miał być właśnie genialny przekaz), w grze przewija się wątek właśnie uzależnienia od lajków, dostaw, oksytocyny etc. w kontekście negatywnych zjawisk. Ja w tę pułapkę na pewno nie wpadnę.
  6. Ja tylko wpadłem z apelem: niech Myszaq już nie pisze, albo pisze coś innego, niż te pseudo "ciężkie" (choć w pewnym sensie są ciężkie, w czytaniu) wytwory, bo darowałem sobie brzydsze określenie. Obok artykułów o gierkach na telefon i setnego wałkowania tematu "relacja z Japonii/rynek gier w Polsce" to najsłabsze teksty w PE.
  7. Prędzej bym się już martwił o stan tych kamienic, niż budynków z wielkiej płyty. Nie mówiąc o tym, jakim utrapieniem mogą być jakiekolwiek modyfikacje, jeśli budynek jest zabytkiem albo łapie się w obręb parku kulturowego (na przykładzie Krakowa: w związku z ustawą o zakazie palenia paliwami stałymi doszło do absurdów, gdzie modyfikacja sposobu ogrzewania budynku była blokowana przez konserwatora zabytków, ergo właściciele utknęli w próżni, bo ani palić, ani zmieniać). Ale w sumie nie będę się wymądrzał, bo znasz temat, a ja nie xd. Przy odpowiednim majątku można się bawić w inwestycje. Te dwa punkty w zasadzie się łączą, bo trend na "posiadanie swojego" za wszelką cenę napędza popyt. No bo tak na "chłopski rozum", to co to znaczy "brakuje mieszkań", ludzie żyją na ulicach i czekają, aż deweloper postawi osiedle? No nie, po prostu łatwość dostępu kredytu nakręca ludzi do ucieczki na swoje. Teraz jest fajnie, ale kredyt hipoteczny to nie raty na telewizor. Nie życząc nikomu kłopotów, ale za parę-paręnaście lat jak wspomniane raty skoczą, to wiele osób może mieć zonka. Z drugiej strony dane raczej jasno wskazują, że procent mieszkających z rodzicami jest największy od dekad. Problemem nie jest wspomniany "brak mieszkań" (jak oczekiwanie na przydział w PRLu xd) tylko kwestie finansowe i społeczne. Wspomnianych singli jest coraz więcej a mało komu zwyczajnie opłaca się iść "na swoje", będąc samemu. Samodzielne finansowanie opłat zjadałaby ludziom większość pensji, bo nie czarujmy się, prawdziwy świat to nie jest wykop ani FPE, gdzie sami programiści i inni bogole. Znowu wkraczam bardziej w kontekst socjologiczny, niż czysto ekonomiczny, ale uważam, że tutaj nastąpi najprędzej odczuwalna zmiana. To słynne bogacenie się społeczeństwa to takie trochę pozorne jest, w zależności od tego, na jakie wskaźniki patrzymy. Sam znam chyba tylko jedną osobę ~30 letnią, która jest "samotna", ale zdecydowała się na własne mieszkanie i to nawet niemałe, ale to wynika tylko z tego, że, jak na nasze otoczenie, zarabia bardzo dobrze.
  8. kotlet_schabowy

    Death Stranding

    Ja też dziś wsiąkłem prawie na 5 h, trochę postępu w fabule, pojawienie się pewnej formy szybkiej podróży i uruchomienie motorka pozytywnie wpłynęło na ogólne odczucia. W sumie miałem dalej grać ale jestem już zmęczony. Obszar, na którym teraz jestem, zapowiada się na dosyć rozległy i wymagający sporej ilości "podłączeń do sieci", więc obawiam się, że może mnie to zamulić, ale nie ma się co źle nastawiać. Tylko ta znikoma ilość muzyki (opcję puszczania samemu piosenek odrzucam, nigdy do mnie takie coś nie przemawiało) mi się nie podoba.
  9. No może w kwotach bezwzględnych, ale trochę inaczej to wygląda, jak spojrzymy na stosunek ceny m2 w danym mieście do średniej, mediany czy dominanty płac w tym samym regionie. Gadkę o cenie materiałów jako źródle całego zła słyszę non stop i szczerze, zaczyna mnie już mierzić. W ogóle słuchanie się developerów to jak słuchanie Januszy biznesu "panie ja to praktycznie dokładam do tego". Abstrahuję już od "spiskowych" wątków powiązań ze światem przestępczym, bo to inna dyskusja. W Krakowie kwestia jest taka, że bodajże 40% nowych mieszkań jest kupowane przez inwestorów, a nie "prywatnych" właścicieli. Więc tak, teoretycznie działa zasada rynkowa, bo przecież popyt jest, trza budować, nie trzeba obniżać cen. Tyle, że to się opiera na spekulacji, że wynajem/odsprzedaż z zyskiem to jest pewniaczek na najbliższe dekady, poniekąd słusznie, ale zważywszy na demografię (mnie zawsze rozwala, że wg statystyk w Krakowie przez ostatnie 10-15 lat przybyło może kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców, a mieszkań wybudowano jak dla miliona xd), otwarcie granic dla Ukraińców na zachód (w uproszczeniu) i pogłębiającą się polaryzację zarobków, plus czynniki ekonomiczne, na których się nie znam, to jako laik stwierdzam, że może być różnie.
  10. Star Wars: Jedi Fallen Order Bardzo dobra gierka, choć ma sporo wad. Trzon jest jednak na tyle dobry, że da się to wybaczyć. No zwyczajnie cieszyło mnie każde odpalenie jej, kolejne starcia, łażenie po lokacjach, oglądanie widoczków. Jest tu to słynne "coś". Tym większe zaskoczenie, bo o grze praktycznie nic nie wiedziałem do premiery. Całość składa się w dużym stopniu ze znanych elementów (abstrahuje od serii Souls, której nie znam, ale powiedzmy, że czuć to ducha nowego GoWa, trochę Uncharted, może Tomb Ridera), które razem dają całkiem fajny efekt. Co prawda to bieganie po ścianach czy skakanie po linach (trochę niedopracowane pod kątem fizyki, ergo prowadzące do błędów) mogliby sobie darować i nic byśmy na tym nie stracili, ale reszta jest elegancka. Podobał mi się przede wszystkim system walki (choć musiałem sobie mocno poprzekładać przyciski, żeby sterowanie miało sens) i tzw. feeling miecza świetlnego. Do tego fajne i intuicyjne patenty z wykorzystaniem mocy (nie poszli w przerost formy nad treścią i dostaliśmy w zasadzie dwie główne moce) i można się bawić w dżedaja. Trochę irytowały momentami rzadkie (a może lepiej powiedzieć- nie do końca sensownie rozstawione) checkpointy (inb4 "casual"), bo sam patent z odzyskiwaniem XP nie stanowił problemu. Metroidvaniowe patenty też na dłuższą metę mnie męczą i nie jestem zwolennikiem takiego prowadzenia gameplay'u, ale powiedzmy, że przy odpowiednim podejściu ("je.bać, wrócę tu na koniec, albo w ogóle oleję te skrzynie") nie męczy to za bardzo, a i backtracking nie jest specjalnie bolesny. Cieszy mnie też, że twórcy nie poszli we wprowadzany często na siłę rozwój broni/gadżetów, customizacja opiera się na skórkach i jest totalnie opcjonalna. Dostajemy w miarę skondensowany, konkretny gameplay, i to lubię. Jak na dzisiejsze standardy to gra stanowi wyzwanie nawet na normalu, nie traktuje gracza jak jełopa, więc to zawsze plus. Czas gry optymalny, jakieś 20-25 h bez masterowania. Oczywiście cała otoczka SW robi tu potężną robotę, bo choć nie jestem jakimś mega fanem, to jednak lubię to uniwersum i bez tego pewnie przeszedłbym (jak wielu) obok tytułu obojętnie. Inna sprawa, że wątek główny jest przeciętny a bohaterowie raczej bez wyrazu, nawiązań do znanych wydarzeń też mogłoby być trochę więcej, ale to mały problem. Na pewno na krytykę zasługują niedoróbki techniczne (grałem na PS4 Slim): błędy, męczące loadingi (szczególnie w kontekście potencjalnie częstych zgonów), niska rozdziałka. Artystycznie jest natomiast ładnie, choć najmniej podobała mi się Dathomir, sztampowa "ognista" lokacja, bleh. Aha, muzyka jakaś taka bez wyrazu, potencjał był większy. Ogólnie: dobra zabawa i polecam, jeśli ktoś się jeszcze waha.
  11. kotlet_schabowy

    The Shield

    Skończyłem niedawno i przyszedłem trochę ponarzekać, choć jak widać temat jest raczej zapomniany, co też jest znamienne. Poniżej SPOILERY. The Shield to jeden z moich największych zawodów w temacie seriali. Wynika to w dużym stopniu z hype'u i kreowania go (w pewnych kręgach, mimo wszystko nie mainstreamowych) na objawienie i stawianie obok The Wire na listach najlepszych serii TV w historii. Cóż, porównanie to jest wręcz śmieszne, bo koło dzieła HBO The Shield nawet nie stało. Serialowi bliżej do tasiemców pokroju CSI i nie przesadzam teraz jakoś mocno. Co prawda mamy jakiś główny wątek w tle (czasem bardzo dalekim), ale mniej więcej do 3-4 sezonu nie czuć większej powagi sytuacji. Codzienne perypetie bandy brudnych gliniarzy, którym dosłownie wszystko uchodzi na sucho. Gdyby nie decyzja (może i takie zamierzenie było od początku, nie wiem) o zakończeniu serialu, to w ogóle by mnie nie zdziwiło, gdyby znowu na koniec wszystko się ułożyło. Problem z tym serialem jest taki, że, przykładowo, kiedy pojawia się Kavanaugh ze swoim śledztwem przeciw Vicowi, to ja od pierwszego odcinka wiem, że to się skończy po myśli naszego łysola, i tak przez cały serial. Pod koniec niby atmosfera się zagęszcza (wątek z Lemem i jego konsekwencje, swoją drogą dzięki debilom uznającym wrzucanie "Lem :(" bez kontekstu po całym forum za niesamowity trolling, pięć sezonów oglądałem wiedząc, że będzie po typie, no ale z drugiej strony moje zaangażowanie emocjonalne w wydarzenia było na tyle słabe, że w sumie nie ruszyło mnie to jakoś mocniej), z autentycznie ciężkim finałem, za który należy się props (nie było to jednak, jak niektórzy opisywali, druzgocące doświadczenie, po którym nie można dojść do siebie xd), no ale takie ciekawsze momenty giną w natłoku mało interesujących śledztw, nudnych wątków noname'owych bandziorów ze zmyślonych, prostacko rozpisanych ekip i kolejnych nieinteresujących, głównych "złych". W ogóle serial cierpi na natłok postaci, często wrzucanych na siłę i zwyczajnie nieciekawych (obowiązkowa kobitka zaangażowana w wydarzenia w Farmington, którą Vic musi bajerować, bo wiadomo, to Vic, każda mu ulegnie). Trochę też w pewnym momencie śmiesznie zaczęło wyglądać to, że każdy bandzior w LA jest albo do przekupienia, albo do zastraszenia przez Vica, poczynając od płotek, po bossów kartelów. Aż dziwne w takim razie, że przestępcy w ogóle funkcjonują. No ale to Ameryka, może tam faktycznie tak jest. Nienaturalnie wypadają też często dialogi, szczególnie rzucane przy byle okazji one-linery, gdzie mam wrażenie, jakby bohaterowie mieli je przygotowane wcześniej i tylko czekali, żeby z dumą je wygłosić. Na plus epizody skupiające się na sprawach Dutcha i w ogóle relacja między nim a Wyms (dwie najlepsze postacie w serialu). Bohaterowie to w ogóle chyba największy problem The Shield, bo poza wspomnianą dwójką, ze świecą szukać tu kogoś, kogo zwyczajnie można polubić i mu kibicować. Vic nie jest po prostu antybohaterem, który wzbudza sympatię mimo wątpliwych moralnie decyzji (niby uzasadnionych celem), jest zwyczajnym bandziorem, złoczyńcą i ku.tasem, któremu jako widz życzyłem w końcu upadku. Kolejna sprawa, to potraktowane po macoszemu wątki poboczne, które miały potencjał, a często w czasie trwania serialu zwyczajnie zniknęły. Orientacja murzyna, "ciemna strona" Dutcha, choroba Wyms, no wolałbym więcej czasu ekranowego na porządne rozwinięcie tych wątków, niż kolejne bieganie za dilerem-Latynosem. Osobna kwestia to realizacja serialu, ten dziwaczny montaż i zalatujące para-dokumentem ujęcia jakoś mnie nie przekonały. Aktorzy też w większości nie robią szału, z Viciem jadącym 8 sezonów na dwóch grymasach (przy próbie pokazania jakichś większych emocji wypadającym wręcz śmiesznie) na czele. No także jak wspomniałem, The Wire ze swoim przywiązaniem do detali, scenariuszem, przekazem, aktorstwem i autentycznością to jest inna planeta. Shield to co najwyżej serial "do prasowania".
  12. Nie będę rozbijał opinii na poszczególne odcinki, całościowo podobało mi się, choć nie było to jakieś rewelacyjne przeżycie. Poprawny, to chyba najtrafniejsze słowo, co przy poziomie ostatnich dzieł spod znaku SW (poza R1, zresztą nieprzypadkowo estetycznie chyba najbliższemu serialowi) jest dużą pochwałą. Podoba mi się szeroko pojęta warstwa wizualna, pseudorealistyczne podejście do uniwersum (można by powiedzieć, że, wyłączając oczywiście wątek Baby Yody, dosyć przyziemne), znośnie zarysowane postacie (może poza "Suicide Squadem" z du.py, straszna sztampa), nawiązania do innych części itd. Na minus pełno klisz, tak wytartych, że aż obrażających widza próbą budowania "napięcia" (z finałem na czele) no i długość odcinków. Nie do końca przekonuje mnie też struktura serialu przypominająca fabułę gry, gdzie poszczególne odcinki (szczególnie w środku) to "misje poboczne", zamykające się w całości w tych 35 minutach, a nie mające większego wpływu na wątek główny. Tak czy siak, w kategoriach niezobowiązującej rozrywki, jest git. Nie wyczekuję kolejnych części z niecierpliwością, ale chętnie będę sprawdzać, co tam dalej wymyślą.
  13. Jestem świeżo po trzecim sezonie i dla mnie mocny zawód. Większość elementów, o ile mnie nie irytowała, to w najlepszym wypadku pozostawiała mocno obojętnym. Jedna rzecz, że formuła się wyczerpuje, ale druga, że w tym sezonie proporcje poszczególnych motywów, za które lubię poprzednie serie, były zachwiane. Za mało wesołych przygód młodych bohaterów, za dużo zwykłej jatki i "akcji". Nie oszukujmy się, nie polubiliśmy tego serialu za sceny rozpierduchy robionej przez generyczne CGI stworki (ja przy tych scenach tylko czekam na ich koniec). A dodam, że drugi, często krytykowany sezon, mi przypadł mocno do gustu. Z bohaterami jest ten problem, że, jak często bywa w sequelach filmów, kolejne części wprowadzają nowe postaci/rozbudowują role znanych, z którymi z jednej strony wypada później coś robić, a z drugiej nie bardzo jest na to pomysł i czas. No i czemu każda nowa postać dziewczęca/kobieca to musi być irytująca zołza, a ja jako widz mam z jakichś przyczyn kupować to, że inni bohaterowie ją lubią/podoba się chłopakom? Nie mówiąc już o wątkach "feministycznych" xd. Ze znanej ekipy w sumie tylko Hopper, Dustin, Steve i Bauman dają radę. Motywy przewodnie jakoś tak giną w tle wydarzeń i nagle w ostatnim odcinku w ogóle przypomina się widzowi, że Byersowie się wyprowadzają (mimo, że wątek takich rozstań to klisza, to można było to poprowadzić w ciekawszym kierunku, niż tylko łzawe zakończenie). No i wspomniany już w temacie brak reakcji "świata" na wydarzenia. Sztucznie to wyszło, jakoś tak niezamierzenie kameralnie. Podsumowując, mam wrażenie, że serial stał się nieironicznie tym, czego miał być pastiszem. Ja rozumiem konwencję/hołd dla epoki, ale wypada mieć trochę umiaru oraz własnego charakteru. Kolejne sezony "z obowiązku" obejrzę, ale nie czekam jakoś mocno.
  14. kotlet_schabowy

    Death Stranding

    Eh no jak na razie (z 5h na liczniku) to jedna z tych gier, które jak włączę, to już gram i nawet wciąga, ale jak nie gram, to w ogóle nie tęsknię i nie mam ochoty odpalać konsoli. Zupełne przeciwieństwo takiego SW, na którego każdorazowe włączenie cieszyłem się jak dzieciak otwierający zabawkę. No cóż, zobaczymy, co dalej. No ale wygląda to wyśmienicie.
  15. Tu nie chodzi o gorszy/lepszy, bo to dziecinne, tylko o zachowanie jakiegoś poziomu "obycia" z branżą, dziedziną, o której się ktoś wypowiada czy wręcz, jak niektórzy na fpe, występuje w roli mędrca. Bo jak potem czyta się, że taki jeden z drugim analityk z CW zaliczył w danym roku 4 gry, to jak brać na poważnie jego mądrości (inb4 "kto bierze na poważnie CW"- to tylko przykład tematu). No chyba, że ktoś ma zerowy backlog i w danym roku faktycznie nie wyszło za wiele ciekawych tytułów, ale dobrze wiemy, że zazwyczaj nie o to się rozchodzi. Ja zaliczyłem jakieś 15 gier, co jak na mnie jest zadowalającym wynikiem, bo staram się utrzymać "standard" chociaż jednego tytułu miesięcznie (uśredniając, bo wiadomo, że jedną gierkę zaliczę w tydzień, inną w miesiąc, a przez jakiś okres w ogóle nie gram). Prawie wszystkie, to tytuły z poprzednich lat, z 2019 załapały się tylko nowe Gwiezdne Wojny.
  16. No średnio na jeża. Nie chcę przesadzać, ale mam wrażenie, że podjarka tym filmem to trochę sytuacja jak z nowymi szatami króla. Wypada propsować, podziwiać "hołd dla starego Hollywood" (zawsze mnie rozwala ten motyw, pokolenie 30 latków z Europy wschodniej, wychowanych na VHSach z Królem Lwem i Rambo, wielce wczuwa się w Tarantinowską pasję kina lat 60 z USA czy westernów), wybitne role (no dobra, tu ciężko się doczepić, ale z całym szacunkiem dla aktorów, z naciskiem na główny duet - nie mieli materiału, na którym mogliby wypracować jakieś cuda), cool groteskę na koniec (zwyczajna powtórka pomysłu z Bękartów, no ale spoko, bo jest przesada i przemoc) czy szeroko pojęty klimat. No cóż, jak dla mnie film rozwleczony, skaczący po wątkach i dygresjach, które często nużą, z takim sobie scenariuszem, bo nie chcę już rzucać wyświechtanym "film o niczym". Mogę spropsować kilka scen/"epizodów", bo takie określenie by mogło do tego filmu pasować, ale generalnie to chyba najsłabsze dzieło QT. A Margot mnie zwyczajnie irytowała.
  17. Na każdym równie brzydko.
  18. kotlet_schabowy

    Tenet

    No, po odskoczni, która okazała się jego najsłabszym filmem, wygląda na to, że Nolan wraca do tego, co wychodzi mu najlepiej. Oczywiście czekam.
  19. Ja tam może staroświecki jestem, ale zwyczajnie mnie dziwi brak u szeroko pojętych świadomych widzów takiego mechanizmu: "poprzednik był chu.jowy, teraz nie dam im zarobić/poczekam na recki". inb4 "każdy robi z kasą co chce, ja poszedłem dla beki". Przyznam, że jeszcze parę dni temu się wahałem, czy nie iść do kina, ot dla samego wypadu, bo w tym roku byłem niewiele razy, ale czytam recki na 3/10, opinie świadczące o żenującym poziomie filmu no i dziękuję, nie muszę płacić za możliwość przekonania się na własne oczy, że "tak, jest naprawdę chu.jowo". A potem wpada jeden z drugim do tematu z rozkminami "czy naprawdę w otoczeniu twórców nie było nikogo, kto powiedziałby im, że to jest gó.wno?". No nie było, bo po co, skoro to gó.wno się sprzedaje, właśnie przez takich, którzy mimo racjonalnych przesłanek, nie potrafią sobie odmówić biletu do kina.
  20. Nie odczułem żadnej różnicy, a grałem z dnia na dzień bez patcha i z patchem.
  21. W Graczpospolitej jest temacik, zapraszamy. U mnie TloU nawet do Top10 nie wpadło, więc cóż, różnie bywa. No ale trudno się znowu spierać o to, że jakiś serwis dokonał takiego czy innego wyboru. Dla mnie ta gra to taki trochę casus Uncharted: pełno znanych graczom elementów, doprowadzonych przez ND do mistrzowskiej formy i połączone w jedną całość, która jednak sama w sobie wybitna nie jest.
  22. Nie no normal jest git, jak na dzisiejsze skażualone czasy stanowi nawet jakieś wyzwanie, problem w tym, że trafiasz na takiego żabola na początku gry i z jednej strony ambicja nie pozwala odpuścić, a z drugiej czekanie 2 minuty, żeby zginąć po 10 sekundach zwyczajnie zniechęca i wku.rwia. Teraz jak poczytałem to już wiem, że to był taki zimny prysznic na początek przygody, bo następne parę godzin już nie było faktycznie dużo okazji do częstych zgonów, ale raz na jakiś czas zdarzy się jeszcze, że po 10-15 minutach czyszczenia mapy, szukania znajdziek i oglądania cut scenek, na resztce energii trafiam na walkę z paroma przeciwnikami, po czym dostaję po du.pie zanim dotarłem do checkpointa i jedziemy od nowa. Nienawidzę takiego projektu rozgrywki. No i techniczne jest momentami dramat na PS4 Slim. Spadki do 15 klatek utrzymujące się przez dłuższe chwile, doczytywanie levelu kilka sekund na całkowitym freezie, tekstury ładujące się z dużym opóźnieniem, rozdziałka w ogóle nie wyglądająca na full HD etc.
  23. Wolfenstein II: The New Colossus Z jednej strony więcej tego samego (czyli bardzo dobrego, jedynka to dla mnie jedno z większych pozytywnych zaskoczeń ostatnich lat), z drugiej coś tu nie do końca jako całość pykło. Oczywiście gameplay nadal robi robotę, strzelanie i rozpierducha sprawiają frajdę, skradanie też, ale może przez to, że to kolejny raz" to samo", nie ma już takiego wow. Fabuła, poza tym, że dostajemy ostrą, często wręcz groteskową jazdę, zostawia trochę niedosyt (zakończenie, przy którym myślałem, że czeka mnie jeszcze z 2 h gry i właściwy ending). Nowe postacie to same pokemony, z wybitnie irytującą Grace (czarna) na czele i jej beta kolegą Super Speshem (jego przydługi monolog w Roswell, który chyba miał być zabawny, mocno mnie zmęczył). Ogólnie pachnie tu trochę tym słynnym LEWACTWEM, no ale powiedzmy, że w tej konwencji aż tak to nie gryzie. Co nie zmienia faktu, że historyjka i ekipa z jedynki wypadły dużo lepiej. Poza tym: naprawdę mocno poprawiona grafika (TNO to była praktycznie poprzednia generacja), nadal płynniutka animacja, za to muzyka jakby trochę bez wyrazu (poza paroma momentami). Jeśli chodzi o strukturę rozgrywki i najczęstsze chyba zarzuty, jakie padają, to mi akurat nie przeszkadzało łażenie po łodzi-hubie (lubię takie motywy z uspokojeniem akcji i spokojnym zwiedzaniem, poszerzaniem lore, pogadaniem z ekipą), kill roomy w sumie też mnie nie męczyły (choć jak się na spokojnie zastanowiłem, to faktycznie w stosunku do prequela jest to trochę nie do końca korzystna tendencja), przemyślenia Blazko traktowałem z przymrużeniem oka. Poziom trudności normal jest dosyć łatwy i jakoś od połowy gry zmieniłem o jeden wyżej, który, poza pewnymi przegiętymi momentami, był odpowiedni do satysfakcjonującej zabawy. Na minus cała lokacja w Nowym Jorku, która śmierdzi Falloutem na kilometr (a że w tym roku wymęczyłem F4, to bynajmniej nie tęskniłem), wspomniane zakończenie, pójście na łatwiznę z pobocznymi zadaniami (zwyczajne powtarzanie leveli, ja spasowałem, tym bardziej mając na uwadzę długi czas ładowania lokacji i każdorazowo wymagany powrót do bazy) i wepchanie kosmicznych ilości znajdziek, no ale w sumie trudno za poważny problem uważać nieobowiązkowe dodatki. Aha, wkur.wiała mnie zmiana broni i podnoszenie większych pukawek, nieraz w ferworze akcji narobił się przez to bałagan. Zupełnie nie trafiły do mnie też gadżety rozszerzające nasze możliwości, mało użyteczne, przerost formy nad treścią. Technicznie: trochę dłużyły się loadingi po śmierci, czasem występowały też pewne problemy z fizyką (utknięcie w przeszkodzie). Sama fabuła zaliczana na spokojnie zajęła mi ok 20 godzin i jest to dobry wynik jak na taką grę, choć pod koniec już trochę wkradało się znużenie (ale nie tyle z powodu samego strzelania, które bawiło do końca, co samej formuły). No ogólnie godna kontynuacja, bawiłem się bardzo dobrze i szkoda, że kolejna część to jakieś niewiadomoco, na które nie mam już zbytniej ochoty.
  24. Miałem ochotę wpaść do tematu z pochwałami, bo gierka naprawdę (przynajmniej po pierwszych paru h) jest bardzo dobra, podoba mi się feeling używania miecza, system walki, klimacik, prezencja, ale im dalej w las tym częściej wkrada się frustracja z powodów czysto technicznych. Gra nastawiona na częste zgony antagonisty ma loadingi po śmierci trwające po pół minuty? Dzięki, z każdą nieudaną próbą, kiedy po dwóch hitach czeka mnie oglądanie czarnego ekranu a potem powrót na miejsce (w praktyce brak możliwości praktycznej nauki i doskonalenia stylu) coraz bardziej kusi mnie obniżenie poziomu trudności. Jak ja nie znoszę takich przypadłości w grach. Jeszcze kamera która często daje ciała i wkur.w gotowy. No zobaczymy co dalej.
  25. Ja usłyszałem coś brzmiącego jak początek tego słynnego "hasła" jak pojawił się jego zarys, taki lekki tease, ale może się przesłyszałem. Generalnie słaby ten trailer, pocięte szybkie ujęcia, nic ciekawego w sumie nie pokazano. No i teraz mogę się przychylić do narzekających na szpetną Jill, szkoda jej trochę, bo za czasów "starego" designu to była najlepsza du.pa w serii.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...