Skocz do zawartości

kotlet_schabowy

Użytkownicy
  • Postów

    4 238
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez kotlet_schabowy

  1. Potwierdzam, ale też skłaniam się ku temu, żeby jeszcze na kogoś poczekać, kiedy pisałem tu ostatnio to umknęło mi, że rodzinny to "trochę" wyższa kwota, niż indywidualny xD
  2. Daj spokój z tą gierką, sam skończyłem w bólach z momentami zwątpienia. Ten "system" ucieczek w stresie i ciągłe potykanie się jak ostatnia łajza to nieporozumienie. Tyle dobrze, że krótkie to.
  3. Tak sobie myślę, że z randomami z jakichś grup FB czy innych miejsc w necie nie bardzo chce mi się wchodzić w układy, więc na razie dałem na wstrzymanie. Jakby się tu trafiły choćby ze 4 osoby z nami licząc, to możemy coś podziałać, ale to taka luźna myśl.
  4. Barbie mimo hype'u, podchodziłem do filmu na luzie, ale po seansie jestem naprawdę zaskoczony szumem, jaki narobił. To wszystko, to tyle? Film, który mógłbym podsumować jako świetnie zrealizowaną, ładnie opakowaną, ale nadal po prostu naiwną bajkę dla nastolatek, z wtrąconymi co jakiś czas gagami "dla rodziców, którzy poszli z nimi do kina", jest niemalże epokowym dziełem i konkurował z (skądinąd też nie wybitnym) Oppenheimerem xD? I ta narracja, że to niby wcale nie jest żaden feministyczny przekaz, bo przecież parę momentów jest hehe autoironicznych i PRZEWROTNYCH (wcale nie jako kwiatek do kożucha). Dajcie spokój. Plusik dla aktorów i faktycznie Gosling zdecydowanie tutaj rządzi, więc jakiekolwiek zdziwienia w kontekście braku nominacji dla Margot Robbie są dla mnie z czapy, zresztą ona zarówno jako aktorka, jak i rzekoma piękność, jest dla mnie mocno przereklamowana. No ale to już tak nawiasem mówiąc.
  5. Przecież te rozbuchane budżety to głównie marketing, zresztą ceny gier i tak podniesiono. Co więcej tytuły, z największymi budżetami w historii wychodziły w większości generację, dwie generacje wstecz, i to właśnie w dużej mierze były typowe, blockbusterowe hity na licencjach. Ładnie sobie korpo wychowało ludzi z tym powtarzaniem pasującej im, racjonalizującej chujowe praktyki narracji. Przejrzyjcie sobie co miesiąc nowy numer PE i zobaczcie, jak wyglądają i co reprezentują gry, które czasami robi jedna osoba, i bynajmniej nie trwa to 10 lat. Tak, wiem, że to nie jest mityczne "AAA" czy nawet "AA", ale nie mówimy też o pixelartowych crapach.
  6. Panowie, polećcie coś z "dużych" tytułów, które: a) mają opcję gry na dwóch z wykorzystaniem podstawowych joy-conów b) oferują wykorzystanie opcji ruchowych (jak, zakładam, np. seria Wario Ware) W sensie, osobno traktując obie te kategorie. Przy okazji jestem otwarty na sugestię, czym z kategorii F2P (albo po prostu z darmowych gierek w eshopie) warto się zainteresować. Jakieś Fortnite'y itd. to nie moja bajka.
  7. Jako że tutaj pociąg już odjechał, to pytanie: gdzie polecacie szukać opcji dołączenia się do rodziny? Ten dostęp, co na allegro sprzedają po stówkę, to jak rozumiem dostęp do konta rodzinnego, czyli "nieco" drogo by wychodziło. Ale załóżmy, że nie mam alternatywy i lepiej dać 100 zł, niż 170 zł: takie zakupy są, że tak powiem, pewne, bezpieczne? Czy potem jakiś random może mi coś wyłączyć i elo?
  8. Oppenheimer Nie wiem jakim cudem umknęło mi, że film jest "dostępny" jakoś od listopada 2023, mimo, że była to jedna z niewielu zeszłorocznych premier, na których nadrobieniu mi mocno zależało. Bo do kina też jakoś mi do końca nie było po drodze i był to pierwszy twór Nolana od TDK, którego nie oglądałem na wielkim ekranie. I to niestety od razu czuć. Bo Nolan to reżyser ewidentnie "epicko-bombastyczny" i mam wrażenie, że od czasu trylogii Batmanów i wejścia w full blockbusterowy świat, nie jest już w stanie zrobić tak dobrego "kameralnego" kina, jak we wcześniejszych latach kariery. A Tenet i Dunkierka pokazały, że z tymi rozbuchanymi dziełami też ostatnio jest coraz słabiej, choć mimo wszystko seans w kinie zapewniał te dodatkowe wrażenia audio wizualne, bo tutaj Chris zawsze daje radę. Problem z Oppenheimerem jest taki, że to rodzaj kina, do którego Nolan jako reżyser, a bardziej jako scenarzysta, po prostu się nie nadaje. Kina stojącego dialogami i psychologią bohaterów. A przecież te aspekty zawsze były największymi problemami scenariuszy jego filmów. Memiczne już gadki o sile miłości, patetyczne wykłady i bohaterskie hasła, do tego częste dziury w scenariuszu, to niestety dosyć charakterystyczna cecha jego twórczości. No ale, powtórzę się: robił kino porywające swoją warstwą wizualną, świeżością i pomysłowością czy w końcu po prostu skalą (praktyczne efekty na zawsze w moim sercu). A tutaj tego praktycznie nie ma, bo nie ma prawa być, mimo, że mówimy o biografii twórcy jebanej bomby atomowej. No ale nawet gdybyśmy dostali te mityczne sceny wybuchów, których w dużej mierze zabrakło (co rozumiem z punktu widzenia pomysłu na fabułę i narrację i generalnie kupuję), to nadal byłaby to kropla w morzu (3h seansu) raczej powolnej narracji. I tutaj też jest nierówno, bo o ile praktycznie wszystko, co się dzieje w Los Alamos i dotyczy samego procesu organizowania ekipy, eksperymentów itd. wypadło świetnie (w dużej mierze dzięki charyzmie i talentowi aktorów, ale też za sprawą montażu i zdjęć), tak już epizody "czarno białe" to trochę jak osobny, dużo słabszy film. Pseudo kino sądowe, i to toczące się na dwóch płaszczyznach (typowy Nolanizm, ale tutaj słabo pasujący i wprowadzający dodatkowy chaos), gdzie Strauss stał się, z punktu widzenia widza, niemal głównym bohaterem, mocno z dupy. Ogólnie w tych segmentach czuć, że film jest skrojony pod Amerykanina znającego historię tych lat. Trochę to całościowo niespójne i zwyczajnie nudne. A można było choćby mocniej rozbudować wątek szpiegów (Fuchs, ale też nieobecni Rosenbergowie), na który liczyłem prawie cały seans, do momentu, kiedy podsumowano go dosłownie jednym zdaniem xD Oppenheimer, najważniejszy tu przecież, przechodzi dziwną i przyspieszoną ewolucję, która mnie, jako widza nie przekonała. Już nawet nie mówię tu o realnej postaci historycznej, tylko o bohaterze filmu, bo przecież nawet w biografiach to są dwa różne tematy. Za mało tu głębi jak na film mający chyba w domyśle skupić się na wewnętrznych przeżyciach bohaterów, za dużo bałaganu, choćby w postaci tych licznych nazwisk, które pojawiają się, a później nawet ciężko je przypisać do danej twarzy, bo po prostu nie mieli wystarczająco czasu ekranowego. Nie był to nieudany film i nawet jak na tak długi metraż i seans na koniec tygodnia późnym wieczorem czułem się przez większość jego trwania zaangażowany (choć nie ukrywam, że raz przysnąłem), nie powiem też, żebym był mocno zawiedziony, bo raz, że znam już na tyle Nolana, a dwa, że sama tematyka i założenia jego najnowszego dzieła też nastawiały mnie w odpowiedni sposób, ale koniec końców jakiś niedosyt jest. Co by nie mówić, są tu jednak sceny: perełki, gdzie ujawniają się te najlepsze elementy stylu reżysera, choćby cała sekwencja testu Trinity. W takich momentach Nolan się sprawdza i dla takich momentów trzeba było jednak iść do tego kina. Aha, w trakcie seansu nasuwało mi się jeszcze często pytanie, kim jest ta dziwna pani, przypominająca Emily Blunt xD.
  9. Ale się tego źle słucha, męczący styl mówienia plus ten jebany jutubowy montaż z cięciami co zdanie. A koleś ma widzę setki tysięcy wyświetleń. W sumie na ile czytałem jeszcze w tamtych czasach N+, to ten Matt był chyba dosyć randomowym wyrobnikiem. To tak abstrahując od meritum. Faktem jest, że ich odwzajemniona miłość z Sony była już wtedy trochę "podejrzana" i chyba nawet w PE z tego kpiono. Ale z drugiej strony, mieli często ekskluzywny materiał z jakichś wczesnych pokazów. Sam pamiętam, jak kupiłem numer z The Getaway 2 na okładce, bo to była w czasach "raczkującego" jeszcze neta niezła bomba. Co do Killzone'a, to w PE dostał chyba przynajmniej 8, więc bez przesady.
  10. kotlet_schabowy

    Piwo

    Kurde kusił mnie ten pakiet, bo czysto finansowo wychodził sensownie (darmowa przesyłka) i lubię ich szkło, ale raz, że 2/3 piwka z zestawu już piłem (z czego "żółty" mi niezbyt przypasował i nie miałem ochoty na powtórkę), a dwa, że dosyć szybko się skończyły i dylemat się rozwiązał. Koniec końców, zamówiłem sobie niedawno z innej stronki tego najnowszego Komesika (srebrny) i coraz ciężej już dostępnego Barley Wine (fiolet). Malinę piłem i sztos. Dawno kupiłeś "niebieskiego"? Bo nigdzie go nie widziałem na żywo, nawet w tamtym roku, a w necie też chyba od dawna niedostępny.
  11. Dzięki za wyczerpującą odpowiedź.
  12. Coś mnie naszło na konsolę Nintendo, notabene byłaby to pierwsza od czasów GBA. Początkowo myślałem, żeby poczekać na jakieś info o "Switchu 2", bo śmiało można założyć, że będzie miał kompatybilność wsteczną, ale raz, że to na razie niewiadoma, dwa, że nie jestem przekonany do kupowania konsol w okolicach premiery, a znowu czekać kolejny rok-dwa mi się nie chce, i w końcu trzy, że po prostu się trochę nakręciłem i nawet żałuję, że nie wpadłem na ten pomysł już z rok temu. No także załóżmy, że chcę kupić Switcha, stąd parę pytań. Rozumiem, że najsensowniej brać OLEDa (szybki research i widzę, że nie jest wiele droższy od "zwykłego")? Okolice 1500 zł za nówkę to duże złodziejstwo? Bo w jakieś gównopromki z zagranicznych amazonów bawić się nie zamierzam. Na co zwrócić uwagę/uważać po kupnie (najczęstsze problemy, awarie)? Jak wygląda kwestia sklepiku online i gierek z poprzednich konsol N, można sobie kupić dowolnego klasyka? Ceny cyfrówek są znośne, trafiają się jakieś promki typu 10-30 zł za indyka, jak choćby na PS4? Bo płacić więcej niż u konkurencji, byle tylko pograć "pod kołderką", to nie dla mnie. W razie niewypału i chęci odsprzedania, towar jest chodliwy, czy może być ciężko?
  13. Ratchet & Clank: Rift Apart (PS5) Grałem w okolicach świąt i początku roku, ale dopiero teraz mnie wzięło na "skrobnięcie" paru zdań, więc część przemyśleń już mi uleciała. No, to jest next gen, i to wydany ledwo ~pół roku po premierze nowej konsoli. Pomijając już patent z przeskakiwaniem między uniwersami, który to robi użytek z SSD (wcale nie jest to aż tak rozbudowany i często występujący w grze motyw, a osobiście po prostu mnie nie grzeje), to wrażenie robi oczywiście warstwa wizualna. Gra jest prześliczna, modele niesamowicie szczegółowe, no i oczywiście robotę robi oświetlenie (tryb performance+RT). Gadki o tym, że "tym razem to już faktycznie poziom animacji Pixara" powtarzają się co generację, ale wydaje mi się, że tym razem faktycznie jesteśmy tego najbliżej w historii. Do tego świetne zastosowanie Dual Sense'a (triggery i różnicowanie rodzaju ognia w zależności od nacisku, rewelka) no i można było odczuć powiew faktycznej świeżości, przynajmniej w tematach czysto technicznych. Bo w temacie gameplay'u dostajemy z grubsza powtórkę z rozrywki. Wiadomo, Ratchet to Ratchet, gra się po prostu dobrze, ale w sumie niewiele tu nowego, bo też ciężko chyba o jakieś rewolucje, przynajmniej pozostając w znanej konwencji. Mamy oczywiście kilka nowych broni ze swoją osobliwą specyfiką, ale w praktyce i tak korzystamy z kilku podstawowych i najbardziej efektywnych (przynajmniej ja tak gram w tę serię, bawiąc się pozostałymi pukawkami chwilę w celach eksperymentalnych, albo żeby nabić ich expa). Za to jakoś niewiele tutaj nowych gadżetów. Na plus szeroko pojęty movement, co stało się już wizytówką gier Insomniac. Świetnie śmiga się szczególnie po zdobyciu odrzutowych butów. Ogólnie seria dawno stała się zręcznościową strzelanką z momentami luźniejszej eksploracji i spokojniejszymi przerywnikami z Clankiem (te w Rift Apart mają swój urok, ale momentami trochę mnie męczyły, dłużyły się), szkoda, że Insomniac przy okazji nowej generacji nie skusiło się na "twardy reset" w temacie rozgrywki i powrót do korzeni, ale w sumie już mieli okazję w 2016 i zrobili coś wręcz odwrotnego, czyli skiepścili fajne proporcje oryginału i zrobili z tego "nowoczesną" nijakość, więc ten pociąg już raczej odjechał. Dodam, że występująca od kilku części tendencja do wrzucania rozległych, "otwartych" leveli, gdzie robimy jakieś mało frapujące rzeczy, często związane z szukaniem pierdół, też mi nie pasuje. A tutaj boli to tym bardziej, że leveli ogólnie jest mało, a żeby było lepiej, do niektórych wracamy w niby innej iteracji (tu się zmieni pogoda, tu mamy nowy środek transportu). Ogólnie gra jest dosyć krótka i prosta, choć tu akurat dla chętnych zostają dodatkowe poziomy trudności/tryb challange. Pomysł z wrzuceniem nowej parki bohaterów i niejako pomieszaniu naszych duetów wypadł średnio. Nie, żeby Ratchet był jakimś niezwykle charyzmatycznym bohaterem (w sumie to jajka stracił już w Going Commando), ale Rivet też jest jakaś taka nijaka, a mam wrażenie, że spędzamy z nią większość gry. Za to "odpowiednik" Clanka, czyli Kit, to chyba najfajniejsza postać w tej historyjce. Ogólnie fabuła i bohaterowie są mocno meh , ale to już niestety standard części wydanych po starej trylogii (może A Crank in Time trochę się tu wyróżnia na plus). Swoją drogą, przeskakiwanie między postaciami równa się tak naprawdę tylko zmianie skina, bo gra się identycznie. Z posta nie bije jakiś specjalny entuzjazm, bo też skupiłem się trochę mocniej na tym, co mi nie przypasowało, ale gierka jest ogólnie ok, relaksująca, piękna, zwyczajnie przyjemna (przez większość czasu). Ale nie będzie klasykiem i wracać (tym bardziej po zrobieniu dosyć prostej platyny) do niej nie będę, chyba, że w celach przetestowania jakiegoś ewentualnego nowego wyświetlacza.
  14. Przecież całkiem sporo pomysłów wyszło od niego, na czele z samą nazwą nowej sagi. Nawet parę szkiców/projektów postaci zrobił, w tym całą trójkę głównych bohaterów. To, że po latach zaczyna się typowe dla "ojców serii" pitolenie o kanonie i zaprzeczanie samemu sobie w różnych wywiadach (pozdro Kojima), to jedno, to, że generalnie GT nie był już tworzony bezpośrednio przez niego, to drugie, i w końcu to, że efekt końcowy był wyraźnie słabszy od poprzednich serii, to trzecie, ale nie zmienia to faktu, że "błogosławieństwo" i wkład Toriyamy były. Wiadomo, że świętością i fundamentem wszystkiego jest manga, ale to też nie tak, że proces tworzenia DB to "pan Toriyama napisał mangę, później zrobiono z tego anime, a wszystko poza tym to fikcja ogułem". Na pewnym etapie jedno i drugie funkcjonowało już jednocześnie, a sam Tori był motywowany przez studio do ciągnięcia dalej całości w formie papierowej, mimo regularnego "wypalania się" (znowu casus Kojimy i wieczne robienie "ostatniego" MGSa). Przyjęło się w fandomie, że Buu Saga powstała na siłę, a prawda jest taka, że rozkminy o zakończeniu serii były zarówno po sadze Cella, jak i po sadze Friezy. A GT i tak jest lepsze niż Super, co jest najlepszym podsumowaniem tej ostatniej i co pokazuje, że bliższa obecność mistrza nie jest automatycznie gwarancją jakości. W sumie sagi Bebiego i złych smoków były całkiem spoko, muzyka słaba, ale to akurat cecha wspólna z Superem, za to projekty nowych transformacji (którymi twórcy nie srali co 10 odcinków, jak w DBS) to niebo a ziemia i przynajmniej czuć jakąś podbudowę i LORE, a nie tylko "dobra chuj jestem teraz silniejszy więc mam nowy, w kurwę nie pasujący do niczego kolor włosów". No dobra, ta akcja z promieniami transformującymi Vegetę to była żenada xD. Największym grzechem GT (poza zwyczajną nudą, szczgólnie na początku) był niestety sam pomysł wyjściowy, czyli odmłodzenie Goku i wepchanie do głównej ekipy okropnej Pan i bezjajecznego Trunksa, jednocześnie marnując potencjał chociażby Gohana i Gotena. No ale wiadomo, miał być vibe oryginalnego DB i klimat "przygody".
  15. W ogóle to sporo baboli w tym numerze, ponad "średnią Extrimową". W tekście o Lego poucinany każdy wiersz w ostatnim akapicie, w newsach brak liczebnika w info o sprzedaży jednej z gierek, powtórka 3 groszówek w recce Tekkena, no i akcja w listach. A przeczytałem może z połowę pisma.
  16. To. A trailer mogę podsumować tylko krótkim "xD". Spoko, że ktoś jeszcze nieironicznie kupuje odpały Kojimbo jako wizjonerstwo, "ciekaw" jestem, ile nawpycha do gry znanych aktorów, w końcu dopiero wtedy jest prawdziwa FILMOWOŚĆ i geniusz może się w pełni realizować. Dobra, nie będę się wyzłośliwiał, po doświadczeniu jakim była jedynka zlewam tę grę, za X lat ogram dla widoczków.
  17. Empik i InMedio brak, na sali w Carrefourze był. Na ten moment tylko przeglądnąłem całość i przeczytałem "100 najbardziej oczekiwanych..." (patrząc na to, jakie mamy na ten moment pewniaki zapowiedziane na najbliższe lata, to podziwiam za podjęcie wyzwania i celowanie aż w sto pozycji, bo musiało to być momentami naprawdę trudne zadanie xD), w którym to znowu zastosowano znany z poprzedniego numeru, nietrafiony patent z układem "nie po kolei". A no i zapach i papier w tym miesiącu na propsie.
  18. kotlet_schabowy

    HBO Max

    Sukcesja Pierwszy sezon i kawałek drugiego za mną, dobrze usiąść jak za dawnych czasów do serialu produkcji HBO i dostać najwyższą jakość zarówno w temacie scenariusza, castingu jak i oprawy A/V. I brak woke gówna (powiedzmy). W sumie niewiele o serialu wiedziałem, poza tym, że wszędzie podnieta i propsy, więc tym lepiej. Cztery sezony gotowe do obejrzenia w swoim tempie, bez czekania na premierę kolejnego, coś pięknego.
  19. kotlet_schabowy

    Promocje

    Ten dylemat trwa od paru/parunastu miesięcy na pepperze i stał się już w zasadzie tamtejszym memem. Z tego co wiem to trochę no name z agresywną polityką cenową i raczej pozytywnymi opiniami tych, którzy mu zaufali, do tego jakieś tam niezależne badania składu już były ogarniane i niby białko ok. Ja mimo wszystko odpuszczam xD
  20. Spider-Man 2 Im dalej od skończenia gry, tym ciężej przychodzi napisanie czegoś więcej. No to może rzucę mało odkrywczo, że to niezwykle bezpieczny sequel gier, które same w sobie nie były żadnymi objawieniami, ale o których też ciężko coś złego napisać. Ot, po prostu są "fajne". No i teraz też fajnie się skakało/odbijało/szybowało, ale ile jeszcze można? Na ten moment nie wyobrażam sobie, żebym z entuzjazmem odpalił za X lat kolejną, opartą na tym samym schemacie część serii. Nowy patent na przemieszczanie się został wpleciony w całkiem naturalny sposób i korzysta się z niego intuicyjnie, jednocześnie jest na tyle ograniczony, żeby nie spychać tradycyjnego śmigania na pajęczynie na drugi plan. Nowości jest więcej, ale generalnie to raczej kosmetyka i rewolucji oczywiście brak. Ogólnie uczucie powtórki z rozrywki miałem cały czas, bo i miasto to samo, i pomysł na zabawę z grubsza ten sam (śmiganie po mieście/obijanie ryjów/skradanie się/jakaś odmiana w ciaśniejszej przestrzeni). Misje fabularne przeplatane są nawet znośnymi zadaniami pobocznymi, a dla chętnych są dostępne dziesiątki opcjonalnych, schematycznych zajęć pokroju "zniszczenia kryjówki gangu". Osobiście szybko wychodziły mi bokiem i o ile część zrobiłem "z rozpędu" lub licząc na podexpienie bohaterów, tak niektóre olałem po pierwszym razie. Nawet obecność nowych dzielnic Nowego Jorku nie przekłada się jakoś praktycznie na zabawę, zresztą gra wcale aż tak bardzo nas tam nie kieruje. Aha, misje MJ do zaorania. Całość "ciągnie" więc wątek główny, i tutaj jest raczej zadowalająco, ale też bez siedzenia na krawędzi fotela w jakimkolwiek momencie. Kraven i jego przydupasy szczerze mówiąc mało mnie interesowali, zresztą chyba każdy czekał na rozkręcenie się wątków związanych z Symbiotem. No i póki nie odwaliło się jakieś groteskowe to było ok, później czekałem już tylko na koniec. Ale na pewno pochwalę przekonujące przedstawienie "odklejania się" Parkera pod wpływem kostiumu i ogólnie fajnie zarysowane relacje miedzy bohaterami. W temacie gameplay'u na plus wszelkie patenty związane z Dual Sensem, skutecznie zwiększające immersję i dodające trochę funu do pozornie "zwykłych" czynności. Na pewno zmęczyła mnie liczba walk i czas ich trwania. Momentami, głównie w późniejszych etapach (kiedy pojawia się "nowy" rodzaj mobków), już nie mogłem się doczekać ich końca, a tu znowu kolejna fala i kolejna. Jasne, w systemie walki też dostaliśmy kilka nowości, ale nie oszukujmy się, to nadal stary, dobry Spider-Man. Aha, drzewko rozwoju i dostępne opcje można sobie w 80% darować i prawie nic się nie straci. Czyli standard. Czas gry jest w sam raz, a ograniczając zabawę w fetch questy można się zamknąć pewnie w kilkunastu godzinach. Całość prezentuje się ślicznie (grałem głównie w trybie performance), ale w żadnym wypadku nie wywołuje opadu szczęki i poczucia "to jest next gen". Szczególnie NPCe czy twarze nawet tych ważniejszych postaci (z litości odpuszczę temat zmiany gęby Petera i wątpliwej urody MJ). Może kiedyś. Także z jednej strony dobrze popykać w typowe AAA od Sony, które jeszcze niedawno wychodziły niektórym bokiem, a teraz stają się wartościowymi i rzadkimi rodzynkami w ogólnym line-upie PS5. Nie da się ukryć, że poza kilkoma momentami, zabawa jest raczej bezstresowa i zwyczajnie relaksująca, a to, szok, jedno z głównych zadań gier konsolowych. Z drugiej strony nie ma się co oszukiwać, to tylko kolejny Pająk. Szkoda, że Insomniac poszło/zostało oddelegowane w takim kierunku (szczególnie w kontekście ostatnich wycieków, które już całkiem pozbawiają nadziei na jakąś różnorodność w najbliższych latach).
  21. Astro's Playroom (PS5) Nie "właśnie", bo prawie dwa miechy temu, ale jakoś mi zeszło z opisaniem wrażeń. Świetny dodatek do konsoli na rozpoczęcie z nią przygody, choć może "dodatek" nie oddaje jej w pełni sprawiedliwości, bo to mimo wszystko pełnoprawna gra. Zdecydowanie więcej, niż demo, choć nie da się ukryć, że to krótka i "kompaktowa" przygoda. Fundamenty rozgrywki są dosyć proste, ot raczej klasyczna platformówka, w której trochę czuć vibe Sackboy'a, choć tutaj mamy na pewno więcej swobody. O gameplay'u nie ma się co rozpisywać, bo gierka stoi przede wszystkim dwoma aspektami. Jeden to poznanie możliwości Dual Sense'a, i tutaj robota jest naprawdę rewelacyjnie wykonana. Jak na mój pierwszy kontakt z padem (pomijam krótkie epizody u kogoś znajomego) nie mogło być chyba lepszej prezentacji. Oporowe triggery, haptyka i inne bajery, no cudo, momentalnie mnie "kupili". Liczę na jak najlepsze wykorzystywanie tych bajerów w grach, choć wiem, że częściej będzie to tylko wrzuconym na siłę dodatkiem. A może nie? Druga sprawa to ogólny zamysł, stojący za przygodą: zwiedzamy "wnętrze" PS5 i odnajdujemy znajdźki związane z poprzednimi sprzętami Sony. I jako osoba trwająca w tym obozie od 25 lat dostałem po prostu nostalgiczną bombę. Wszelkie gadżety, które odnajdujemy (kunsztownie wykonane w 3D z opcją obracania ich, a jakże, używając żyroskopu w padzie), znajome odgłosy, animacje czy w końcu spotykane po drodze postacie i motywy z innych gier (warto się dokładnie przyglądać i nie spieszyć, bo sporo smaczków jest ukrytych lub przynajmniej nie rzucających się w oczy) zwyczajnie cieszą. No dla mnie rewelka, choć trochę taka słodko gorzka ta sentymentalna podróż, zważywszy na to, jaką formę prezentowały (w różnych względach, ale przede wszystkim w temacie line-upu) poprzednie Plejstacje w porównaniu do piątej iteracji. No ale to tak trochę nawiasem mówiąc. Wykonanie też jest tip top, trochę grałem na starszym TV FHD, a trochę na całkiem sympatycznym monitorku 1440p i oczywiście ta druga opcja zapewniła mi lepsze doznania, ale Astro tak czy siak robi wrażenie szczegółowym wykonaniem obiektów, efektami świetlnymi i oczywiście płynnością. No i design całości po prostu gra, Astro jest pocieszny i spokojnie może aspirować do miana maskotki najnowszych konsol Sony. Do tego naprawdę fajne kawałki osadzone tematycznie w klimacie danej miejscówki (z "SSD" na czele) i mamy komplet. Ja w każdym razie bawiłem się przednio i prawie cały czas miałem banana na gębie. Chętnie przyjąłbym kolejną, "pełnoprawną" część serii, a na ten moment mam smaka na edycję zrobioną pod PS VR. Ale to już inna historia.
  22. kotlet_schabowy

    Bloodborne

    Skończyłem The Old Hunters i chyba nie użyję za mocnych słów pisząc, że trochę się zawiodłem. Trochę za duży hype na to DLC miałem (również dzięki forumowiczom xd), a okazało się dosyć krótkie i w sumie niezbyt wymagające. Od razu powiem, że grałem na NG, z levelem w okolicach 120 i zdaję sobie sprawę, że tym samym miałem ułatwione zadanie, a gro ludzi zaliczało ten epizod na NG+, no ale tak zamierzałem i tak zrobiłem. Prędzej czy później zaliczę NG+ podstawki z dodatkiem. Z jednej strony na tym etapie przygody z BB ten "brak wyzwania" (który tak czy siak wiązał się z kilkoma powtórkami przy Ludwigu, Sierocie czy Larrym) jest w pewnym sensie wygodny i zapewnia po prostu dobrą zabawę gameplay'em, z drugiej, paradoksalnie, trochę jej nie służy, bo nawet nie zdążyłem nasłuchać się niektórych utworów z OSTa, a już było po wszystkim xD. Druga sprawa, że tętnienia krwi wpadające za mobków są na tyle mizerne, że w sumie nie zależało mi jakoś bardzo na ich stracie po zgonie, więc odpadł ten charakterystyczny dreszczyk, kiedy to zapuszczając się w coraz głębsze zakamarki nieznanego poziomu zastanawiam się, jak daleko jeszcze do latarni i czy "doniosę". No ale to nadal więcej Bloodborne'a, więc tak czy siak spoko. Design miejscówek (choć klimatów "rybackich" z zasady w grach nie lubię, tak tutaj atmosfera jest tak gęsta, że prawie czuć tę wilgoć), wrogów i oczywiście bossów jak zawsze tip top.
  23. Zaniedbałem ten temat, a uzbierały się przez ponad miesiąc już 4 gierki, a piąta w drodze, więc po trochę nadrobię zaległości, niekoniecznie chronologicznie. It Takes Two (PS4/PS5) Oj chciałbym móc się jarać, chwalić i zachwycać, bo gra sama w sobie na to zasługuje, ale mocno mnie w tym studzi fakt, że...strasznie długo to przechodziliśmy z kumplem. Momentami ciężko było się zgrać i przerwy bywały naprawdę długie, a jak zacząłem z jedną osobą, to już nie chciałem potem kombinować i szukać innego wspólnika w połowie. Immersja mocno siadała i pod koniec już chciałem mieć to z głowy (tym bardziej, że kończył mi się PS Plus), z postanowieniem "nigdy więcej". Pomijając sam fakt potrzeby zgrywania się z kimś w czasie, generalnie idea takiego coopowego grania nie trafiła do mnie do końca. Może inaczej: zabawa była przednia, a patenty naprawdę oryginalne i fajne, a samo multi z żywym towarzyszem zawsze na propsie, ale It takes Two mimo wszystko stawia dosyć mocno na narrację i dialogi, a tutaj ciężko było się wczuć, no ja w każdym razie wolę takie coś chłonąć solo, na spokojnie i w ciszy. Gra wygląda ślicznie, poza aspektami czysto technicznymi przede wszystkim muszę pochwalić design świata i postaci, no rewelka. Zbieranina NPCów (na czele z panem książką) bywa rozbrajająca. Ogólnie atmosfera jest świetna. No także szacun za pomysł i realizację, fajne mini gierki, przekonujących bohaterów (i oczywiście ich voice acting) i masę różnych ciekawych motywików. Ale generalnie to raczej "nie dla mnie". Firewatch (PS4) Od lat gdzieś tam się ten tytuł przewijał jako klasyka, czołowe osiągnięcie w temacie indyków, narracji, symulatorów chodzenia itd. itp. no to w końcu z okazji dobrej promki, skusiłem się. No i szczerze mówiąc nie wiem, skąd takie spusty. Jasne, historyjka jest fajnie poprowadzona i pojawiające się w trakcie przygody tajemnice budzą zainteresowanie, ale żeby aż tak się jarać? Sam pomysł wyjściowy i setting jest naprawdę spoko, podobał mi się też patent z krótkofalówką i opcjami dialogowymi, z drugiej strony momentami spacerowanie (i lukanie na niezwykle niewygodną w użyciu mapę) robiło się męczące i mało wygodne, do tego lekko ślamazarne. Grafika nadrabia stylem, bo technicznie jest słabo, do tego ze słabym frameratem. Plus za voice acting i humor, bohaterów można polubić i to chyba największy plus Firewatcha. Ogólnie raczej meh, oczywiście grałem w gorsze i bardziej miałkie blantmany, ale tutaj powodów do zachwytu też za bardzo nie miałem.
  24. Ten tekst o PSP to momentami niezbyt rzetelny, że pozwolę sobie użyć takiego słowa, szczególnie te fragmenty nawiązujące do DSa, który wypada w tym kontekście jak jakiś biedny kuzyn, a przecież platforma ta była gigantycznym hitem i wcale nie aż taką technologiczną biedą (stwierdzenie, że był niewiele mocniejszy od GBA, w świetle tego, że jednym z tytułów startowych był w pełni trójwymiarowy Super Mario 64, jest lekko nie na miejscu). Odczucia miałem takie, jakby autor nie miał do czynienia z tymi handheldami, a na pewno nie w latach ich świetności, i zdaję sobie sprawę, że nie da się mieć styczności z każdym sprzętem retro, który się opisuje w czasopiśmie, no ale wtedy warto trochę lepiej się rozeznać w temacie. Ogólnie jakiś taki nieoszlifowany ten tekst. Z innych już przeczytanych, to wyróżnię ten dotyczący DVD (wiadomo, Dżujo, ale też sama tematyka ciekawa i przekaz w pewien sposób "alarmujący") i o BB, ogólnie Grabarczyk od dłuższego czasu pokazuje całkiem niezły warsztat, taki poziom jeszcze nie do końca "premium" jak niektórzy zgredzi, ale też już nie suche wyrobnictwo i pisanie od sztancy.
  25. A jeszcze tylko dodam, że ktoś trochę popłynął z układem graficznym poszczególnych tytułów w "top 100", normalnie labirynt dla wzroku, żeby to po kolei czytać. Nic wielkiego, no ale mało wygodne.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...