Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Gwiezdne Wojny, Epizod 9 - Skywalker Odrodzenie ( XDDDDDDD)
Ja tam może staroświecki jestem, ale zwyczajnie mnie dziwi brak u szeroko pojętych świadomych widzów takiego mechanizmu: "poprzednik był chu.jowy, teraz nie dam im zarobić/poczekam na recki". inb4 "każdy robi z kasą co chce, ja poszedłem dla beki". Przyznam, że jeszcze parę dni temu się wahałem, czy nie iść do kina, ot dla samego wypadu, bo w tym roku byłem niewiele razy, ale czytam recki na 3/10, opinie świadczące o żenującym poziomie filmu no i dziękuję, nie muszę płacić za możliwość przekonania się na własne oczy, że "tak, jest naprawdę chu.jowo". A potem wpada jeden z drugim do tematu z rozkminami "czy naprawdę w otoczeniu twórców nie było nikogo, kto powiedziałby im, że to jest gó.wno?". No nie było, bo po co, skoro to gó.wno się sprzedaje, właśnie przez takich, którzy mimo racjonalnych przesłanek, nie potrafią sobie odmówić biletu do kina.
-
Star Wars Jedi: Fallen Order
Nie odczułem żadnej różnicy, a grałem z dnia na dzień bez patcha i z patchem.
-
The Last Of Us Remastered Edition
W Graczpospolitej jest temacik, zapraszamy. U mnie TloU nawet do Top10 nie wpadło, więc cóż, różnie bywa. No ale trudno się znowu spierać o to, że jakiś serwis dokonał takiego czy innego wyboru. Dla mnie ta gra to taki trochę casus Uncharted: pełno znanych graczom elementów, doprowadzonych przez ND do mistrzowskiej formy i połączone w jedną całość, która jednak sama w sobie wybitna nie jest.
-
Star Wars Jedi: Fallen Order
Nie no normal jest git, jak na dzisiejsze skażualone czasy stanowi nawet jakieś wyzwanie, problem w tym, że trafiasz na takiego żabola na początku gry i z jednej strony ambicja nie pozwala odpuścić, a z drugiej czekanie 2 minuty, żeby zginąć po 10 sekundach zwyczajnie zniechęca i wku.rwia. Teraz jak poczytałem to już wiem, że to był taki zimny prysznic na początek przygody, bo następne parę godzin już nie było faktycznie dużo okazji do częstych zgonów, ale raz na jakiś czas zdarzy się jeszcze, że po 10-15 minutach czyszczenia mapy, szukania znajdziek i oglądania cut scenek, na resztce energii trafiam na walkę z paroma przeciwnikami, po czym dostaję po du.pie zanim dotarłem do checkpointa i jedziemy od nowa. Nienawidzę takiego projektu rozgrywki. No i techniczne jest momentami dramat na PS4 Slim. Spadki do 15 klatek utrzymujące się przez dłuższe chwile, doczytywanie levelu kilka sekund na całkowitym freezie, tekstury ładujące się z dużym opóźnieniem, rozdziałka w ogóle nie wyglądająca na full HD etc.
-
własnie ukonczyłem...
Wolfenstein II: The New Colossus Z jednej strony więcej tego samego (czyli bardzo dobrego, jedynka to dla mnie jedno z większych pozytywnych zaskoczeń ostatnich lat), z drugiej coś tu nie do końca jako całość pykło. Oczywiście gameplay nadal robi robotę, strzelanie i rozpierducha sprawiają frajdę, skradanie też, ale może przez to, że to kolejny raz" to samo", nie ma już takiego wow. Fabuła, poza tym, że dostajemy ostrą, często wręcz groteskową jazdę, zostawia trochę niedosyt (zakończenie, przy którym myślałem, że czeka mnie jeszcze z 2 h gry i właściwy ending). Nowe postacie to same pokemony, z wybitnie irytującą Grace (czarna) na czele i jej beta kolegą Super Speshem (jego przydługi monolog w Roswell, który chyba miał być zabawny, mocno mnie zmęczył). Ogólnie pachnie tu trochę tym słynnym LEWACTWEM, no ale powiedzmy, że w tej konwencji aż tak to nie gryzie. Co nie zmienia faktu, że historyjka i ekipa z jedynki wypadły dużo lepiej. Poza tym: naprawdę mocno poprawiona grafika (TNO to była praktycznie poprzednia generacja), nadal płynniutka animacja, za to muzyka jakby trochę bez wyrazu (poza paroma momentami). Jeśli chodzi o strukturę rozgrywki i najczęstsze chyba zarzuty, jakie padają, to mi akurat nie przeszkadzało łażenie po łodzi-hubie (lubię takie motywy z uspokojeniem akcji i spokojnym zwiedzaniem, poszerzaniem lore, pogadaniem z ekipą), kill roomy w sumie też mnie nie męczyły (choć jak się na spokojnie zastanowiłem, to faktycznie w stosunku do prequela jest to trochę nie do końca korzystna tendencja), przemyślenia Blazko traktowałem z przymrużeniem oka. Poziom trudności normal jest dosyć łatwy i jakoś od połowy gry zmieniłem o jeden wyżej, który, poza pewnymi przegiętymi momentami, był odpowiedni do satysfakcjonującej zabawy. Na minus cała lokacja w Nowym Jorku, która śmierdzi Falloutem na kilometr (a że w tym roku wymęczyłem F4, to bynajmniej nie tęskniłem), wspomniane zakończenie, pójście na łatwiznę z pobocznymi zadaniami (zwyczajne powtarzanie leveli, ja spasowałem, tym bardziej mając na uwadzę długi czas ładowania lokacji i każdorazowo wymagany powrót do bazy) i wepchanie kosmicznych ilości znajdziek, no ale w sumie trudno za poważny problem uważać nieobowiązkowe dodatki. Aha, wkur.wiała mnie zmiana broni i podnoszenie większych pukawek, nieraz w ferworze akcji narobił się przez to bałagan. Zupełnie nie trafiły do mnie też gadżety rozszerzające nasze możliwości, mało użyteczne, przerost formy nad treścią. Technicznie: trochę dłużyły się loadingi po śmierci, czasem występowały też pewne problemy z fizyką (utknięcie w przeszkodzie). Sama fabuła zaliczana na spokojnie zajęła mi ok 20 godzin i jest to dobry wynik jak na taką grę, choć pod koniec już trochę wkradało się znużenie (ale nie tyle z powodu samego strzelania, które bawiło do końca, co samej formuły). No ogólnie godna kontynuacja, bawiłem się bardzo dobrze i szkoda, że kolejna część to jakieś niewiadomoco, na które nie mam już zbytniej ochoty.
-
Star Wars Jedi: Fallen Order
Miałem ochotę wpaść do tematu z pochwałami, bo gierka naprawdę (przynajmniej po pierwszych paru h) jest bardzo dobra, podoba mi się feeling używania miecza, system walki, klimacik, prezencja, ale im dalej w las tym częściej wkrada się frustracja z powodów czysto technicznych. Gra nastawiona na częste zgony antagonisty ma loadingi po śmierci trwające po pół minuty? Dzięki, z każdą nieudaną próbą, kiedy po dwóch hitach czeka mnie oglądanie czarnego ekranu a potem powrót na miejsce (w praktyce brak możliwości praktycznej nauki i doskonalenia stylu) coraz bardziej kusi mnie obniżenie poziomu trudności. Jak ja nie znoszę takich przypadłości w grach. Jeszcze kamera która często daje ciała i wkur.w gotowy. No zobaczymy co dalej.
-
Resident Evil 3 Remake
Ja usłyszałem coś brzmiącego jak początek tego słynnego "hasła" jak pojawił się jego zarys, taki lekki tease, ale może się przesłyszałem. Generalnie słaby ten trailer, pocięte szybkie ujęcia, nic ciekawego w sumie nie pokazano. No i teraz mogę się przychylić do narzekających na szpetną Jill, szkoda jej trochę, bo za czasów "starego" designu to była najlepsza du.pa w serii.
-
Top dekady 2010-2019 (gierki)
Mass Effect 2: zdecydowanie na pierwszym miejscu, zresztą mógłbym tu całą trylogię pod jednym punktem wcisnąć (jedynkę zaliczyłem w 2010). Dla mnie definicja poprzedniej generacji, a do tej pory żaden wirtualny świat nie wciągnął mnie w aż takim stopniu. Jako, że ciężko mi nazbierać 10 pozycji, to zaliczmy tu też trójkę. edit powyższe dwa to nie ostatnia dekada, więc powiedzmy, że nie liczymy. GTA IV i V: wrzucam na jednym miejscu, choć piątkę stawiam dużo wyżej od czwórki. Jednak ciężko nie oddać poprzedniczce tego, że w 2008 to był mocny skok do przodu w temacie sandboxów, powiew faktycznie nowej generacji no i do dziś w niektórych aspektach trzyma się lepiej, niż kontynuacja. Wolfenstein: TNO: przykład na to, że można połączyć "bezmózgą" sieczkę z czymś głębszym, zrobić wciągającego singla na paręnaście godzin i zainteresować gracza scenkami i fabułą jak za dawnych czasów. Gameplay'owo czysty fun, ale bez całej otoczki, poje.banych patentów i ogólnej przesady to nie byłoby to samo (i dlatego np. taki Doom w ogóle mnie nie jara). Deus Ex: Human Revolution: znowu to, co cenię chyba najbardziej w "poważnych" gierkach: świetnie zbudowany, przekonujący świat, wciągający wątek (choć sama fabuła wcale nie najwyższych lotów), szeroko pojęty klimat (w którego budowaniu wielką rolę odgrywa piękny soundtrack). Kolejna cześć to typowy do bólu sequel, o którym raczej nie będę pamiętał, ale HR to była dla mnie bomba. Uncharted 4: trochę naciągana pozycja na liście, bo w sumie żadna gra z serii nie była dla mnie jakimś objawieniem, ot świetne przygody, dopracowane (przede wszystkim pod względem technicznym) w każdym calu, gdzie w sumie ciężko się doczepić do czegoś konkretnego (o ile ktoś nie ma z założenia złego nastawienia do stylu serii), ale tak jak wspomniałem, nie są to gamechangery, do których będę wracał. Mimo wszystko, za całokształt, na listę wskakuje najlepsza, obok dwójki, część serii i mój pierwszy tytuł na PS4, na dzień dobry pokazujący moc generacji. God of War (2018). W ostatniej dekadzie ukazała się też trójka, ale była ona dla mnie sporym zawodem, szczególnie po tym, co pokazały dwie części na PS2. GoW na PS4 to przede wszystkim świetna narracja (i poniekąd przełomowy patent z "jednym ujęciem") i wspaniała oprawa, połączone z bardzo dobrym, satysfakcjonującym systemem walki. Ma swoje wady, i to nie drobne, a tuż po skończeniu sam byłem pierwszy do stawiania zarzutów. Jednak z perspektywy czasu widzę, jak mocny to tytuł i jak wyróżnia się na tle innych gier, które zaliczyłem do tej pory na obecnej generacji. Ma "to coś" i tyle. Cuphead: za uzależniający gameplay i niesamowitą, przełomową oprawę, za którą studio powinno być wychwalane przez lata. Jak widać moje top dekady to, mimo, że od 2013 mamy nowe konsole, praktycznie tylko poprzednia generacja. Co więcej, edytowałem posta, bo z rozpędu wrzuciłem kilka gier z poprzedniej dekady, a bez nich w ogóle ciężko mi uzbierać dziesiątkę. Zostawiam w takim razie tak jak jest, nie będę dopisywać na siłę. Jedna sprawa, że nie sprawdziłem jeszcze paru kozaków (Wiesiek 3 i RDR2 mogą trochę namieszać, po DS nie oczekuję cudów, ale też muszę nadrobić), co nie zmienia faktu, że to nie przypadek. Prawdziwych opadów szczęki i gier, które za wiele lat będę wspominał jako kamienie milowe, było jak dla mnie na tej generacji po prostu niewiele.
-
Resident Evil 3 Remake
Ten Nemesis No ale moja ulubiona część, to jestem ciekaw, co tam pokażą.
-
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
Tak: zlewaj jakieś ranki, expienie bazy i żołnierzy etc.
-
Gwiezdne Wojny, Epizod 9 - Skywalker Odrodzenie ( XDDDDDDD)
Zero emocji, raczej odczuwalny cynizm w graniu na nostalgii i fałsz (szczególnie patrząc na bohaterów nowej trylogii). Taki montaż może by mnie ruszył przed EVII, kiedy faktycznie jakaś tam atmosfera dużego wydarzenia się udzielała, no i nie wiedzieliśmy jeszcze, czym okażą się nowe epizody xd.
-
Schorzenia po trzydziestce
Ty no fajnie sobie coś dopowiedziałeś, tylko nie bardzo wiem do czego się to odnosi, bo raczej nie do trwającej dyskusji. Śmiem twierdzić, że zdrowe nawyki w diecie i trybie życia (zdroworozsądkowo, nie z przesadną gorliwością neofity) miałem wprowadzone przed Tobą, ale nie lubię robić z tego jakiegoś big dealu. A idealnie od linijki żyć się nie da. Trudno się nie zgodzić, ale z drugiej strony zawsze w takich momentach ciśnie się na usta, że możesz wpaść pod auto będąc najzdrowszym człowiekiem na Ziemi, z drugiej strony menel alkoholik i nikotynista pożyje 80 lat bez większych problemów zdrowotnych. Ale wiadomo, lepiej dbać o siebie, szkoda, że to też w dużym stopniu zależy od majętności. Ja jestem zdania (też podpartego badaniami naukowymi, które lubicie), że jednym z największych niszczycieli naszego zdrowia fizycznego i psychicznego jest praca zawodowa, przynajmniej w tej klasycznej formie 8h dziennie, 26 dni urlopu rocznie. Szczególnie w Polsce, na etacie i z naszą "higieną" pracy. I ci wszyscy multisportowcy z dietą pudełkową mogą sobie pilnować posiłków, uprawiać sporty i żreć witaminy, co nie zmienia faktu, że od ciągłych stresów, targetów, chu.jowego szefa, toksycznych współpracowników czy zwyczajnego, mniej lub bardziej świadomego, poczucia presji (kredycik, anyone?) robią sobie na tyle dużą krzywdę, że popołudniowa drzemka to byłby ich najmniejszy problem. Dlatego moim celem nie jest bogactwo kosztem życia, ale spokojne życie bez spiny. A jak to osiągnąć, to inny temat.
-
Schorzenia po trzydziestce
Aha czyli wspomagasz się ww. napojami, ale uzasadniasz swoją energię zupełnie innymi czynnikami.
-
Polski rap ktory starzeje sie najszybciej
Polskie dinozaury się zestarzały, bo w chwili nagrywania byli najczęściej po prostu słabi lirycznie/technicznie. Podkłady często stały (kwestia gustu oczywiście) na wyższym poziomie, niż teraz, no chyba, że mówimy o jakichś bitach robionych na FL czy amidze. O masteringu nie wspominam, bo to inna sprawa. Ale pozostaje kwestia sentymentu, więc ja do takiego Eldoki (który i tak nie był aż tak kwadratowy jak na tamte czasy) zawsze chętnie wrócę bez zgrzytania zębami. Choć sentyment też ma swoje granice, bo z wiekiem pewne mądrości życiowe wypowiadane z ust ówczesnych 20 latków brzmią dosyć śmiesznie. Co do Pejowca, to śmiem twierdzić, że jego target pozostał ten sam, tylko dorasta (wiekowo) razem z nim. Dlatego też mimo praktycznie zerowego progressu, nadal jego twórczość ma jako takie wzięcie. Po prostu ci, co mieli 15 lat jak wyszło Na Legalu, teraz mają >30 i do szczęścia im wystarczy "kolejny raz to samo". Zresztą ogólnie jestem zdania, że z rapu "z przekazem" się wyrasta, natomiast ten robiony dla zabawy i wartości czysto muzycznej ma to do siebie, że szybko się nudzi i zazwyczaj jest robiony pod kątem obecnych trendów. Dlatego od paru lat już bardziej śledzę newsy i okazyjnie przesłucham nową płytę kogoś z dawnych kotów (by, najczęściej, być nią zawiedziony), bo po prostu uważam, że nie ma czego słuchać. Dobra, można odpalić "na bekę" Belmondziaka czy "dla bitu" Hewrę, no ale jaką to ma wartość pozamuzyczną i memową? (inb4 "beka z szukania wartości w PL rapie). Dlatego też, abstrahując od jego "prawdziwości", taki Sokół, mimo niezmiennej od 1999 techniki, potrafi mnie jeszcze zainteresować jakąś trafną obserwacją czy błyskotliwym wersem i jest, obok np. Pezeta (szkoda, że przynajmniej od 2012 nie ma słuchu do bitów), raperem, którego nowe dokonania chętnie sprawdzę.
-
Schorzenia po trzydziestce
No lepiej ale to zazwyczaj nie jest kwestia widzimisię, tylko trybu życia i pewnych predyspozycji. Wstając o 6:00 musiałbym zasnąć ok 22:00, co dla "nocnego marka" (tego się za bardzo nie da przeskoczyć, bo to leży w naszej naturze) jest mało realne. Ergo: w nocy kładę się później, rano wstaję mało wyspany, popołudniu ratuję się drzemką. Skoro nie dam rady wycisnąć tych słynnych 8h poza weekendami i urlopem, to muszę sobie jakoś radzić. A skoro pojawił się tu wątek bycia ciągle zmęczonym, to drzemka jest chyba najprostszą radą. Widzisz, ja np. nie pijam kawy (energetyk od święta). Moje 6-7 h snu wystarcza mi, żeby sprawnie i bez ziewania funkcjonować w pracy, ale później przychodzi zmęczenie, które wolę zniwelować krótkim odcięciem, niż sztucznym ładowaniem. Nie zgodzę się, wystarczy, że masz męczącą (również, a może nawet przede wszystkim, umysłowo) pracę a i tak będziesz popołudniu zmulony i mózg będzie potrzebował choćby chwilowego resetu. I po sobie wiem, że ten krótki reset jest zbawienny.
-
Horizon: Zero Dawn
No ja też, może dlatego, że więcej tam filtrów i efektów, niż naturalności.
-
Schorzenia po trzydziestce
Co Wy, nie stosujecie drzemek? Ja w każdy dzień pracujący po powrocie do domu jestem padnięty i senny, ale to nie dziwne po 6-7 h snu w nocy. W dni wolne problemu nie ma. Krótka drzemka po pracy i obiadku to mus, czasem nawet pół minuty urwanego filmu działa rewelacyjnie. A jak nie idę na siłkę i nie mam innych spraw, to zwyczajnie kładę się do łóżka, stopery do uszu i ile pośpię, tyle pośpię, czasem pół godziny, czasem ze dwie. Należy mi się odrobina odpoczynku. Generalnie regularne niedosypianie to jest powolne wyniszczanie organizmu i proszenie się o kłopoty na stare (albo i nie tak stare) lata.
-
Konsolowa Tęcza
To ja z drugiej strony spytam o jakiś konkretny powód do dopingowania takich inicjatyw, jak Stadia. Poza pseudo romantycznym "im więcej sprzętów i konkurencji na rynku, tym lepiej dla nas: graczy :)".
-
własnie ukonczyłem...
Jeśli "jak GTA V" rozumiesz jako "analogicznie do LS z GTAV" to tak, dokładnie tak.
-
własnie ukonczyłem...
Jestem niemal pewny, że szóstka to będzie powrót do VC. Ale raczej w czasach współczesnych.
-
własnie ukonczyłem...
GTA V (PS4) Powtórka po ~5 latach, wtedy wymęczyłem piątkę niemalże na maksa na PS3. Od jakiegoś czasu miałem ochotę na powrót, a że nie gram ostatnio w nic konkretnego i czasu trochę mało, to taka formuła "kilka misji i wyłączam konsolę" idealnie mi pasowała. Pierwsze wrażenie: kurde, przecież to wygląda prawie tak samo, jak na past genach. Zauważalny aliasing (szczególnie w dzień), 30fpsów z dosyć częstymi i mocnymi dropami, obiekty z grubsza wyglądające tak samo, no szału ni ma. Na plus skrócone loadingi przy zmianie bohaterów. Jednak któregoś dnia coś mnie wzięło, żeby odpalić obie wersje jedna po drugiej (z przyczyn technicznych nie mogłem podłączyć obu sprzętów jednocześnie) no i szybko zrewidowałem swoje poglądy. Niestety, ale stara wersja wygląda obecnie jak kupa, szczególnie na TV FHD (odpaliłem z czystej ciekawości też na 14 calowym CRT i śmiem twierdzić, że efekt jest lepszy xd), a framerate woła o pomstę do nieba (szybki rzut oka na porównanie DF i wychodzi na to, że rzadko kiedy gra trzyma w ogóle 30 klatek). Nie da się ukryć, że piątka na PS4 to gra z rodowodem past genowym i sama ma już kilka lat, ale ma "momenty": pochwalić warto przede wszystkim poprawę efektów świetlnych. Koniec końców, widoczki, szczególnie na prowincji, przy zachodzie słońca, nadal potrafią zrobić duże wrażenie. Dodatki do soundtracku ciężko mi ocenić, bo nie osłuchałem się z nimi aż tak (ściągnąłem aktualizację po parunastu godzinach gry), ale całkiem nowe stacje do mnie nie trafiły, za to bonusowe kawałki w ulubionych Non Stop Pop FM i LS Rock Radio zawsze spoko. Największa zmiana w gameplay'u to oczywiście tryb FPP, i to jest naprawdę fajny bajer, istotnie wpływający na sposób gry i wprowadzający świeżość do zabawy. Większość sztrzelanin starałem się zaliczyć z perspektywy pierwszej osoby (oczywiście bez auto aimu) i albo to ja się postarzałem, albo gra nie jest aż tak banalna, jakby się wydawało. Przede wszystkim szybko leci nam zdrowie, jak wystawimy się na ostrzał, a że regeneruje się tylko połowa, to trzeba uważać. Fajnie jest też sobie sprawdzać wnętrza różnych pojazdów, modele broni lub zwyczajnie poprzyglądać się z bliska otoczeniu. Za to spory props. A jak z perspektywy lat trzyma się sama gra? Cóż, raczej nie zmieniła się moja ocena poszczególnych aspektów. Nadal uważam, że to zdecydowanie lepsze GTA, niż czwórka. Wygrywa przede wszystkim najważniejszym, co ta seria ma do zaoferowania (a przynajmniej dla mnie), czyli światem, w którym się znajdujemy. Los Santos samo w sobie jest miejscówką ciekawszą, niż generyczne LC, a to przecież tylko wycinek mapy, której najciekawsze rejony są właśnie poza obszarem miejskim. Dla mnie tu nie ma dyskusji. Abstrahując od czysto gameplayowych kwestii czyli słynnej fizyki aut czy ilości strzelanin, to piątka jest zwyczajnie bardziej różnorodna i ciekawsza. Inna sprawa, że zaliczając grę ponownie, te nowości (szczególnie patenty w misjach fabularnych) nie robią już takiego wrażenia. Generalnie wątek główny jest mocno średni, z największymi minusami w postaci intrygi z FIB, niektórych dialogów i niestety postaci Franklina. Nie ma tu dobrego antagonisty. Formę trzymają przede wszystkim poboczne/osobiste wątki Trevora i Michaela. No tak czy siak wspaniała gra. Tym bardziej smutno, że nie dostaliśmy szóstki w pełni wykorzystującej moc current genów.
-
Death Stranding
Spokojnie, za jakiś miesiąc-dwa zaczną dominować już opinie typu "fałszywy mesjasz" i powolutku tendencja w kierunku "największy zawód 2019", coraz większa beka w CW itd. Klasyczny cykl życia gry na FPE xd. Czy to źle? Nie wiem, ja wolę nie ulegać hajpowi, bo wypacza poglądy i z dużym dystansem biorę dyszki latające pierwszy tydzień po premierze.
-
Dostawca internetu
W UPC daję 59 zł za 120Mb download, upload jakiś marny, ale też mi na nim nie zależy. Na TV wyje.bane. Defaultowy router marny w chu.j i PS4 dwie ściany dalej już prawie nie łapie neta, ale to każdy znajomy z tym sprzętem na to narzeka. W tym samym pokoju/po kablu maks i raczej stabilnie, choć akurat jak to piszę, to mam jakieś spadki pierwszy raz od daaawna. Generalnie polecam, przy tym, co się odpier.dalało przy Netii (przynajmniej raz na miecha parę godzin albo pół dnia bez neta, śmieszna prędkość i żenująca oferta dla klienta, który zamierza odejść) to sam się sobie dziwię, że tak późno ich zlałem i uciekłem gdzie indziej. Oczywiście pewnie na ten moment za ten hajs można mieć ze dwa razy tyle, ale mam dość śledzenia wszystkich ofert i skupiania się na tym.
-
Wspinaczka
Teoretycznie sezon burzowy trwa całe wakacje, tak "na oko" to najgorszy wydaje się czerwiec i lipiec. Za to początek/połowa września to idealny okres, z jedynym minusem w postaci wcześniejszego zmroku i trochę niższej temperatury, no ale i tak nie planujesz raczej łazić po górach do 19:00. Ja nie lubię wstawać skoro świt, więc patrzę na to trochę inaczej, ale jeśli miałbyś dobre warunki i zaczął wędrówkę np. o 5:00-6:00 z parkingu (mowa teraz o stronie polskiej), to nad Morskim Okiem jesteś koło 8:00, stamtąd jeszcze ze 4h w górę, chwilę posiedzieć dla widoczków, no i zejście odpowiednio krótsze, więc liczmy, że ok 17:00 trasa skończona i wsiadasz w auto. Opcji noclegu nie brałem nigdy na poważnie pod uwagę, trochę też ze względów ekonomicznych, bo obstawiam, że tanio tam górale nie mają, a ilość miejsc (poza "glebą") też ograniczona. Owszem, możesz yebnąć w jeden dzień Dolinę Pięciu Stawów i iść spać, a nazajutrz Rysy, ale ja uważam, że to za duży wysiłek dzień po dniu, a nie daj Boże nadwyrężyć jakiś mięsień albo nabawić się obtarcia. Z drugiej strony dojść w 3h do schroniska i układać się do spania to lekka beka xd. No trochę ni w chu.j ni w oko jest ten szlak po polskiej stronie, dlatego abstrahując od wyzwania, o którym pisał sosna, to mi się ta trasa nie podoba.
-
Wspinaczka
Pytanie, czy chodziłeś coś po górach ostatnio, żeby porównać swoje możliwości i co rozumiesz jako "na przypał? Kondycyjnie raczej nic nie stoi na przeszkodzie, jak cały rok trzymasz formę, ot długi spacer, sporo podejść pod górę i kilka trudniejszych fragmentów z łańcuchami. Sam przymierzam się od paru lat i nie wychodzi mi tylko z powodów organizacyjnych, ale na pewno nie wystartowałbym na Rysy gdyby to miała być moja pierwsza wędrówka w sezonie. Poza tym to jak na moje rozeznanie tematu to w dobrą pogodę można iść śmiało, Rysy brzmią dumnie, bo to najwyższy szczyt w kraju, ale stereotypowe Janusze w sandałach (widziałem też nagranie gościa z psem) tam się potrafią wbić bez problemu. Dużo wody i żarcia, plus na górze pewnie mocno pi.ździ nawet w środku lata, ale jakieś sprzęty, specjalistyczny strój itd. są raczej zbędne. Inna kwestia, że od strony polskiej trzeba się nastawić na prawie 3h łatwego i stosunkowo monotonnego marszu po asfalcie aż do Morskiego Oka (po drodze pełno niedzielnych turystów, górali w wozach etc.) i dopiero stamtąd zaczyna się prawdziwa wędrówka. Od strony słowackiej trasa jest czasowo krótsza i raczej polecana, no ale to też już kwestia preferencji (dojazd, wykupienie ubezpieczenia).