-
Postów
4 238 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Component albo kabel RGB to najlepsze ze "zwykłych" opcji (czyli bez jakichś dziwacznych urządzeń, upscalerów itd.). Nie wiem jak w obecnych TV, ale w moim LCDku jest jeszcze eurozłącze i nawet znośnie te gierki z PS2 wyglądają (ale i tak słabiutko w porównaniu do crtka, to wiadomo) Co do modelu, to też mam 39xxxx i mimo 16 lat na karku działa jak ta lala, tyle, że jak sam wspomniałeś, jest głośny (jak wszystkie faty). Mimo wszystko jakbym miał komuś doradzać, to polecałbym slimki, raz, że praktycznie nieawaryjne, dwa, że niemal bezszelestne (zasilacz na zewnątrz i brak wiatraka). No i malutkie.
-
No zdecydowanie najsłabsze z GTA w 3D, no ale wiadomo, lepiej atencyjnie zjechać piątkę xd.
-
Ja też w miarę bezboleśnie przebrnąłem przez gierkę, fabuła plus trochę (ale nie za wiele) pobocznych, no momentami monotonia się wkradała i na pewno do niej nie wrócę, ale klimacik, setting i samo obcowanie z, co by nie mówić, next genowym miejskim open worldem, który to gatunek praktycznie "wyginął" na obecnej generacji, trochę rekompensowały minusy.
-
Nie mówię, że to jest główny przekaz fabularny, dlatego napisałem "w stylu". Ja to wszystko co napisałeś łapię, tylko no zwyczajnie nie robi to na mnie aż takiego wrażenia. Może kwestia "wrażliwości". Tym bardziej, że forma w jakiej to jest podane nie jest jakoś wybitnie subtelna. Nazwijmy przeciwników nazwiskami znanych filozofów, gracze się będą GŁOWIĆ o co chodzi. Zresztą jak sam napisałeś, te wnioski można wyciągnąć nie mając szerszego kontekstu z dzieł filozoficznych (nie oszukujmy się, jaki procent graczy faktycznie poznał materiał źródłowy a nie jakieś opracowania z neta?). Porównanie do MGSów jest dobre, ja bym dorzucił do tego Matrixa, bo we wszystkich tych przypadkach po latach/z dystansu widać, że to wszystko jest takie troszkę, płytkie. Ot, wrzućmy jakieś elementy zahaczające o filozofię, "zwykli" gracze będą odbierać fabułę na poziomie "2B i 9S walczą z wrogami, na końcu mamy twisty", a dla innych będzie głęboko. No cóż, nie chcę się tu robić na cynika, ale mnie to, jak wspomniałem, jakoś nie poruszyło.
-
Zaczepiłeś o jeden aspekt z całości, tak jakby to było meritum. No ale rozumiem, że gra może się podobać i życzę dobrej zabawy. Ja np. mam fioła na punkcie MGSów i pewnie niektórzy by się popukali w głowę na myśl, że można się jarać scenkami z gościem w egzoszkielecie rozwalającym z P90 trzy potężne mechy sterowane przez zawirusowaną SI, w rytm energicznej, epickiej muzyki skomponowanej przez hollywoodzkiego kompozytora. A, że z Nierem nie pykło, to bywa. W sumie sprawdziłbym jedynkę, no ale wiadomo, jak wygląda sytuacja.
-
Nier: Automata U mnie chłodniejsze przyjęcie, niż u kolegi parę postów wyżej. Miałem odnieść się do niektórych punktów napisanymi przez drozda, ale postawiłem jednak na standardowy ciąg przemyśleń. A na przestrzeni tych ~2 miechów, których potrzebowałem, żeby zaliczyć te słynne 3 scenariusze (przy czym pierwsze dwa machnąłem dosyć szybko, a później z racji braku czasu i chęci, trochę się to rozwlekło) część tych przemyśleń mi się pojawiło i pewnie już uleciało. Ogólnie, mógłbym tu użyć klasycznego "fałszywy Mesjasz". Hype na forumie był przeje.bany, toteż oczekiwania trochę zawyżone. Ok, gra ma przyjemny, choć raczej prosty system walki, ale ile można powtarzać te same sekwencje ciachania dziesiątek robocików? W pewnych momentach (końcówka 3 scenariusza) idzie to już w przesadę. Tu od razu kolejny zarzut, czyli poziomy trudności. Na normalu gra staje się dosyć szybko wręcz banalna (odpowiednie chipy i praktycznie nie giniemy), a brak wyzwania, jak wiadomo, prowadzi do nudy. Hard jest natomiast przesadzony, opiera się tylko na kosmicznie zwiększonej utracie HP po trafieniu przez wroga (przy co większych gagatkach oznacza to one hit kill), co wiąże się z częstym oglądaniem dosyć długiego loadingu i powrotem po swoje "ciało" od ostatniego checkpointa (albo ładowanie save'a), mijając po drodze zrespionych przeciwników. Ergo-mało grywalne. Swoją drogą, pomysł na chipy (czyli upgrade'y) całkiem sympatyczny. Co prawda większość z nich jest zupełnie bezużyteczna, ale pozwalają trochę pobawić się gameplay'em. Samo siekanie, jak wspomniałem, wypada dobrze, szczególnie w połączeniu z efektownymi unikami i kontrami (choć brak tu bloku). W pierwszych godzinach bardzo satysfakcjonujące, później trochę powszednieje. Broni można mieć multum, ale co z tego, skoro i tak używać warto tych najlepszych (czyli w moim przypadku ze trzech). Aha, nie podoba mi się, ile pierdółek-znajdziek potrzeba, żeby np. upgrade'ować broń czy poda. Tyle dobrze, że mamy tu jakąś różnorodność gameplay'ową, no ale znowu, co za dużo to niezdrowo. Sekcje latano-strzelane raz, że są, ponownie, śmiesznie proste, dwa, niesamowicie rozwleczone. To już bardziej spodobało mi się hackowanie, stosunkowo urozmaicone. No ale wiadomo, że gra (podobno) stoi fabułą i narracją. No cóż, mnie jedno i drugie nie porwało. Owszem, parę patentów, łamania czwartej ściany itd. jest naprawdę ciekawych, ale całokształt nie wywołał we mnie jakichś większych emocji. Wszystko było trochę, jak ta paleta barw: wyblakłe. Może jakąś rolę odgrywa tu brak znajomości Niera: nie wiem. Prawdopodobnie trochę mnie ominęło/pozostało do analizy i interpretacji, ale generalnie takie japońskie, egzystencjalne pitu pitu w stylu "czy maszyny majo dusze" to mnie obecnie średnio rusza. Może jakbym miał 14 lat to bym się jarał. O grafice można powiedzieć krótko: gra jest po prostu brzydka. Niby jakąś rekompensatą jest 60 fps (baardzo niestabilne), ale kur.wa, panowie, umówmy się. To jest wczesne PS3. Tekstury są paskudne, projekty postaci (no, może poza głównymi bohaterami) i otoczenia biedne, paleta kolorów i mgła, choć to zabiegi celowe, pogłębiają jeszcze efekt brzydoty. Na dodatek mamy tu niesamowite kontrasty, jakby na część assetów nie starczyło kasy/czasu. Artystycznie też nie widzę za wiele powodów do zachwytów. No i w jakiej to śmiga rozdziałce, 720p xd? Muzyka to inna historia. I tu znowu temat wszechobecnego hype'u. Pewnie narażę się niektórym, ale dla mnie ten aspekt w Automacie jest przereklamowany. Oczywiście, ogólnie rzecz biorąc to kawał dobrej roboty (a do kilku utworów będę wracał), ale często miałem odczucie takiej, nie wiem, czy to dobre określenie, pretensjonalności. Idealnym przykładem jest dla mnie park rozrywki, jako całokształt. Fajerwerki, kolory, majestatyczne budowle i piękna, podkreślam, PIĘKNA muzyka w tle, skrzypce, kobiecy śpiew w dziwnym języku, no jak dla mnie to jest barok, żeby nie powiedzieć, kicz. Ale props za płynne zmiany tempa a przede wszystkim patent z chiptunem w czasie hackowania. Z takich luźniejszch kwestii: momentami kamera niedomaga, misje poboczne to jest tragedia (zrobiłem 80% i ze świecą szukać wartościowych pod względem fabularnym czy tam szeroko pojętego l0re), voice acting w wersji angielskiej świetny (odpaliłem na początku japoński i po prologu się z nim pożegnałem), bardzo ładna animacja ciosów czy ogólnie poruszania się naszych postaci, no i mimo wszystko interesujący świat i wątek główny. Tyle, że poprowadzony w sposób, mnie przynajmniej, trochę niesatysfakcjonujący. Grę na pewno "trzeba" sprawdzić, bo jak na dzisiejsze standardy to mocny rodzynek, a sam gameplay, dopóki nie wkrada się monotonia, jest zwyczajnie przyjemny. No ale dla mnie nie będzie to żaden kamień milowy i tytuł, do którego będę wracał (choć w kolekcji raczej zostawię).
-
40 lat branżowego marketingu mieliśmy do czynienia z ładnymi/artystycznymi okładkami funkcjonującymi obok generycznych brzydactw, ale nagle w 2019 gra Kojimy musi mieć CGI Reedusa, bo bez tego się nie sprzeda. Gra, o której w zasadzie nic nie wiadomo, a mimo to gromadzi na tajemniczym streamingu trailera >100 000 widzów i jest głównym exem Sony na ten rok, ale jej być albo nie być będzie stanowić okładka. W czasach, kiedy, jak sami forumowicze na każdym kroku przypominają, coraz coraz potężniejszy udział w sprzedaży gier ma dystrybucja cyfrowa. Nie mówiąc o tym, że nawet coś tam o steelbooku było ostatnio na twitterze pisane, że sam mistrz Hideo go projektował. No ale faktycznie, zaorane. No panowie, albo stosujemy rynkowe podejście konsekwentnie, albo do wybranych i pasujących nam w dyskusji kwestiach. Bo w takim razie DS w ogóle nie miałoby racji bytu jako nowe IP w tych trudnych czasach.
-
Ta jasne. O ile mógłbym przyjąć taki punkt widzenia w przypadku MGSV i tego strasznego Konami (abstrahując od tego, że od lat okładki MGSów pod ich banderą, przynajmniej te na rynek EU i JP, były artami), tak teraz, przy podkreślanej na każdym kroku niezależności Kojimy i chwaleniu się przez niego samego swoim wkładem w "większość" aspektów gry, nie łykam czegoś takiego.
-
Ja pier.dolę. Dawno nie zmęczyło mnie tak półtorej minuty jakiegoś materiału (abstrahując już od tego, że to po prostu sklejone, luźne fragmenty, które już pokazywano). Wiem, że tu nie ma o czym w ogóle dyskutować, ale na ten moment wygląda to tak, jakby całym pomysłem na film było odgrywanie scenek z polityki ala Szymon Majewski Show. Tyle, że bardziej żenujące.
-
Kojimie już przy MGSV coś się odkleiło w temacie okładek. Mieć na pokładzie Shinkawę i wrzucać generyczne CGI gęby na cover, no nie wiem co tak słabo.
-
Z tego co pamiętam to spotkanie wszystkich "underbossów" w tej opuszczonej chacie na bagnach (wiem, że spotykają się parę razy ale to ostatnie jest dosyć mocno zaakcentowane, jako moment ważnych decyzji). Po tym pewne misje/opcje mogą przestać być dostępne, no i fabularnie też się to odbija.
-
Zarzucanie U4 słabego czucia broni czy słynnych "kapiszonów" pachnie mi już takim płynięciem z falą, żeby doje.bać serii z rozpędu. Strzelanie ma feeling zdecydowanie lepszy niż chociażby w takim GTAV, gdzie jakoś nie słyszy się co krok narzekania na tę kwestię (albo tonie w morzu płaczu o gorszą fizykę). Zresztą dla mnie wśród wielu zmian na plus w stosunku do trylogii z PS3, czwórka przede wszystkim świetnie rozwinęła stealth jako pełnoprawny sposób przebijania się przez plansze.
-
Dwa razy w życiu mnie coś pobolewało w stawach z powodu ćwiczeń, dwa razy glukozamina pomogła, więc wiesz. inb4 "placebo", no to za takie grosze nie mam nic przeciwko. No chyba, że ktoś sobie notorycznie na poważnie zajeżdża stawy np. ćwicząc za dużymi ciężarami, to wiadomo, że bez flexa ani rusz. Ale tu polecałbym raczej po prostu rozwagę w treningu.
-
Oz jest bardzo dobry, ale to mocno "dziwny" serial, trochę oniryczny, nie mówiąc o tym, że w końcowych sezonach poszli już całkiem w przesadę. Plusem jest to, że mamy tam sporo aktorów z późniejszych hitów HBO.
-
No to parę fot też nie zaszkodzi: "Po 25 latach odsiadki Franz Maurer wychodzi z więzienia i wkracza w nową Polskę, w której nic nie jest takie, jak zapamiętał. Kto i co czeka na człowieka, który przez ostatnie ćwierć wieku nie robił nic? Jak odnajdzie się w świecie, w którym dawne zasady i lojalność przestały obowiązywać? Tego dowiemy się, gdy los ponownie połączy Franza i "Nowego". Ich spotkanie zmieni wszystko. " Hm, ja dwójki daaawno nie widziałem, ale nie przypominam sobie nic na temat zamykania Franza. Oczywiście wszystko mogło się wydarzyć, ale robienie z tego luźnej wzmianki w opisie fabuły jakby to była zupełnie oczywista kwestia trochę mnie zaskakuje.
- 80 odpowiedzi
-
- psy
- pasikowski
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dla mnie świetna postać i bardzo ciekawy wątek próby wyrwania się z gangsterskiego sposobu na zarabianie, jednocześnie gość, który nie był prostym bandziorem szanowanym głównie za argument siły/władzy, tylko inteligentnym, ironicznym (i często wrednym), honorowym (co w tym świecie jak wiadomo nie jest największą cnotą) kozakiem. No i ze względów na więzy rodzinne, przeszłość i zwyczajną charakterność jeden z tych, którzy umieli postawić się Tony'emu, co też tworzyło fajne sytuacje napięcia między nimi. Jeden z moich ulubionych bohaterów. Ralph i Richie to typowe chamy, których nikt nie chciałby spotkać w realu, popier.doleńce, które mogą odwalić cokolwiek, bo i tak ujdzie im to na sucho, co oczywiście nie znaczy, że są papierowi,w Sopranos praktycznie nie ma płaskich postaci, a już na pewno nie na pierwszych dwóch planach.
-
@milan wyobraź sobie poprzednie gry Cage'a tylko bez większości ich minusów, i masz Detroit. Serio, to jest dokładnie to, czym jego "dzieła" aspirowały od lat, żeby być. Fabularnie jest momentami naiwnie (samo motyw "rebelii" uciskanej grupy to sztampa), ale ilość rozwiązań to rekompensuje.
-
Czemu brak wiary? Wręcz przeciwnie, wiara, że dostarczą dokładnie to, co do tej pory. Z reguły dobre kino rozrywkowe na raz, nie wyróżniające się z grubsza niczym od całej masy ich pozostałych dzieł. Czasem to film na 5, czasem na 7, rzadko coś więcej. Abstrahując od najnowszego pajęczaka, którego nie widziałem, a o Homecoming złego słowa nie powiem, bo to jeden z najlepszych Marvelów (i, co rzadkie w MCU, ma dobrze skonstruowanego złego) to już Amazing Spiderman był super i obok wyżej wymienionego to najlepszy film z pająkiem, tyle, że ludziom pozostał niesmak po zje.banym sequelu z Electro i ogólnej wtopie projektu.
-
Wszystkiemu co wymieniłeś, brakuje tak prostej i oczywistej rzeczy, jak podbudowanie. To, że Tutaj zmienia zdanie na przestrzeni kilku chwil w zasadzie. To samo z Jaimiem. Książki nie czytałem, ale można śmiało założyć, że nie taki plan na zakończenie miał George.
-
Dla mnie mimo wielu wad i częstych spadków poziomu (Geneza, Apocalypse), Xmeni od Foxa mieli zasadniczy plus: byli "jacyś", byli inni, niż robione od linijki dzieła Marvela. Mutanci od Disney'a to będzie kolejny rozbuchany do potężnych rozmiarów produkt od szablonu, gdzie teoretycznie wszystko gra, ale jednocześnie brak jakiejkolwiek tożsamości. Będą "likeable" postacie z heheszkowymi tekstami, będzie "chemia" między wszystkimi bohaterami, będzie CGI kupa, będzie wprowadzanie noname'ów, na których nikt nie czekał, ale marketing wciśnie to ludziom tak, jakbyśmy mieli dostać najbardziej wypatrywaną premierę dekady itd. No ale może się mylę.
-
Szkoda, fajne mini uniwersum było, ale po Apocalypse już się zaczęło yebać, a teraz jeszcze całkowicie zje.bali marketingowo, bo artystycznie to sam nie wiem, mało recenzji widziałem, ale obstawiam, że nie ma aż takiej tragedii.
-
Mi te menusy się mocno z MGS4 kojarzą. Co do przenoszenia postępu, to ja bym to ujął inaczej, niż Wredny: przy drugim podejściu będziesz mógł powtórzyć niezaliczone questy (niestety, część z nich od nowa, jeśli przerwałeś w trakcie) natomiast zaliczone są już odhaczone i nie powtarzają się. Musisz tylko odhaczyć wszystko przed fabularnym momentem, który rzuca nas do co swoją drogą jest dosyć zje.bane, bo raz, że za pierwszym razem uderza z zaskoczenia, a dwa, że nie skończyłem questa, w którym musiałem dać hajs parce, która czaiła się w tej miejscówce, bo włączyła mi się rozmowa fabularna i quest zniknął. Bronie przechodzą, upgrade'y, kasa też. Sam chętnie bym już się poprodukował o Nierze, ale mam zaliczone dopiero 2 przejścia i czasowo/życiowo nie ma bata, żebym w najbliższym czasie ruszył z trzecim, a chcę prawilnie poznać całość. Ile w ogóle zajmuje typowo 3 walkthrough? Powiedzmy, że pierwsze dwa pyknąłem w ~30h z ponad 70% zadań pobocznych.
-
Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na metalcoola temat w Graczpospolita
Tak ciągnąc jeszcze tę dygresję: niedawno trafiłem na jakimś portalu zachodnim na zestawienie najlepszych filmów wyreżyserowanych przez kobiety i znalazł się tam Matrix xd. -
Jako, że jestem świeżo po drugim scenariuszu: no akurat A i B, pomijając pewne pomniejsze różnice gameplay'owe (hackowanie, trochę zmieniona walka, otwieranie skrzynek) i dodatkowe misje poboczne to w 3/4 taka sama gra. Narracyjnie momentami wykorzystuje pokazanie innej perspektywy, ale za rzadko. Dla mnie na ten moment to jest klasyczny przypadek jak w starych gierkach typu RE2, gdzie mieliśmy kompanie dwiema postaciami i parę różnic między scenariuszami. Nie przeczę, że zamysłem twórcy było przekazanie całej historii dopiero po ukończeniu ich wszystkich (i tak też zamierzam zrobić), ale przyjęto formę endingów z creditsami (inb4 jak się zabiję po godzinie gry to też mam ending) itd., więc ciężko tu na siłę udawać, że to ciąg dalszy tej samej historii.
-
Przecież jeśli Ori miałoby ukazać się pod banderą N, to w 2015 wyszłoby co najwyżej na WiiU i zostało chwilową ciekawostką, w którą zagrałoby 15 osób w kraju xd. A w 2018 dostalibyśmy port na Switcha, w który tym razem zagrałoby już 30 zapaleńców. Oczywiście przesadzam (i zdaję sobie sprawę, że na zachodnich rynkach sytuacja przedstawia się trochę inaczej), ale zwyczajnie uważam, że nie ma logicznych podstaw by zakładać scenariusz Asaxa. Co by nie mówić o popularności Xone'a (a gra przecież wyszła też na PC), to jednak w tamtym okresie exy na ten sprzęt miały dosyć mocną siłę "medialnego" przebicia, a Ori do dziś jest wymieniane, jako jeden z lepszych tytułów generacji.