-
Postów
4 238 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Ja liczę jeszcze na cross-genową dwójkę. Pseudo argumentami, jakich mogę użyć jest to, że podobne pożegnanie (po prawie 2 latach obecności next genów) dostało PS2, oraz to, że od czasów PS3 na premierę, ba, nawet w pierwszym roku życia konsol Sony, nie wychodzą takie megatony, jaką będzie właśnie GoW2. Przyjmując premierę nowego sprzętu na końcówkę 2020, to idąc tym tropem, grę otrzymalibyśmy jakoś w 2022. Ciężko mi w to uwierzyć. Do trzech w ogóle nie wchodzimy, a jeden (końcówka) to praktycznie interaktywna scenka. Przy czym nie widzę problemu w pokazaniu plansz challange'owych od zupełnie innej strony w kolejnej części.
-
No może za wytrwałość chociażby, jednak trzeba mieć silny charakter, żeby przez lata nie ulegać pewnym otaczającym pokusom i mieć umiar. Nie będę oceniał czy to słuszne, czy nie, jeśli on się z tym dobrze czuje, to wszystko gra, choć uważam, że to jest niekoniecznie potrzebne ograniczanie sobie pewnych niegroźnych w mojej ocenie przyjemności. Z drugiej strony osoba wciągająca mateusza też powie abstynentowi "byku, fajnie jest sobie czasem przydupcyć w nocha, czemu nie spróbujesz?", także lol. No ale jednak mamy w społeczeństwie bardzo luźne i wyrozumiałe podejście do chlania alko. Generalnie to Berion grzecznie i kulturalnie opisał swoje (jakkolwiek kontrowersyjne by nie było) podejście, a tu jakieś niskie zagrywki typu "pewnie w dzieciństwie cośtam cośtam" i w ogóle szok i beka, no słabo panowie. A ode mnie props za to, że o tym piszesz i masz wyje.bane, że to co mówisz jest niemodne/śmieszne/żenujące dla większości. Jak widać mniej żenujące, niż różnego rodzaju ekstrawagancje i patologie "z drugiej strony". Gdzie tacy?
- 157 odpowiedzi
-
- 3
-
- wolfenstein
- youngblood
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Mnie nawet przekonał, a do tej pory jakiekolwiek info o "Jokerze" po mnie całkowicie spływało, ale to zasługa Phoenixa, który pewnie będzie największą (oby nie jedyną) zaletą filmu. Trochę za duże nagromadzenie nieprzyjemnych przypadków, jakie go spotykają (a to dopiero 2 minutowy trailer), na razie wygląda to na przeruchany kierunek "ludzie byli wobec mnie źli, więc zostałem złoczyńcą", no ale zobaczymy.
-
No byłoby to nawet znośne, gdyby nie te wstawki z jego udziałem i inne "zabawne" jutubowe ADHD patenty.
-
Każdą część serii zaliczyłem przynajmniej 2 razy, bo zwyczajnie dobrze się bawiłem, tutaj nic mnie nie zachęca do powtórki. Wierzę, że zabawa w coopie mogłaby polepszyć doznania, no ale to żadne pocieszenie.
-
Ratchet : Gladiator (Deadlocked) W czasach świetności serii na PS2 ominąłem tą część z premedytacją i po zaliczeniu jej po latach bynajmniej nie żałuję. Wszystkie negatywy, których się wtedy spodziewałem, okazały się prawdą. Sam tytuł uczciwie sugeruje, że mamy do czynienia ze swego rodzaju "odnogą" głównej sagi: Clank nie jest postacią grywalną, to raz. Dwa, przemodelowano cały system progresu, dzięki czemu mamy wrażenie, że gramy w jakiś bezduszny mission-pack, a nie pełnoprawną część. Nie zwiedzamy planet, wykonując kolejne zadania, szukając gadżetów i strzelając, tylko zaliczamy taśmowo podrzucane nam wyzwania podane na liście w menu, opierające się w zasadzie tylko i wyłącznie na walce. Gra szybko się nudzi i wpada w schemat, po 1-2 godzinach (z około 6-7 potrzebnych na zaliczenie) widziałem już wszystko i poza lekką odmianą scenerii, chyba żaden aspekt gameplay'u poważniej się nie zmieniał. Rozwałka przeciwników, liniowe przebijanie się przez plansze, hackowanie terminali, żeby otworzyć drogę dalej, co jakiś czas odmiana w postaci kierowania stateczkiem/samochodzikiem/"pajęczym" mechem (strasznie ślamazarne i nie dające niemal żadnej frajdy). Weźcie najsłabsze momenty R&C 3, opierające się na generycznych starciach na levelach pod multiplayer i rozszerzcie to na całą grę, a uzyskacie mniej więcej jej obraz. Generalnie: zawód i najsłabsza część serii. Plus za warstwę techniczną (mimo biednego designu, to gra nadal prezentuje się ładnie, no i mamy 60 fpsów) i momentami niezłą muzykę.
-
Petycja petycją, wiadomo, że moc to ma żadną, ale zwrócenie uwagi na pewien problem, który, jeśli role są odwrócone, jest nagłaśniany, a męscy oprawcy poddawani ostracyzmowi- zawsze spoko. Swoją drogą, jakby ją czysto teoretycznie zastąpili jakąkolwiek generyczną pięknością z charakteryzacją, to nikt by nawet nie zwrócił uwagi xd.
-
Bumblebee No zdecydowanie zwyżka formy w stosunku do ostatnich dzieł spod znaku Transformers, teraz to wreszcie przypomina normalny film. Co prawda główna bohaterka skutecznie obrzydza dużą część (szczególnie pierwszą połowę) seansu, ale po zagryzieniu zębów jest znośnie. Drugi plan, poza Ceną, słabiutki, no ale powiedzmy, że to bardziej wina scenariusza. Fabuła to klisza za kliszą, standardowo mocno przynudzając w ostatnim akcie, ale tytułowego robota ogląda się z uśmiechem, a efekty, jak zwykle w serii, to ekstraklasa. No i design maszyn elegancki. Można sprawdzić. Aquaman Kolejny film ze stajni DC, co do którego słychać głosy, że "tym razem się udało" i kolejny raz zawód. W zasadzie jedyny plus to Momoa, świetny, charyzmatyczny, idealnie trafiony castingowo. Na drugim planie parę epizodów/cameo, które też trzymają jakiś poziom (Dafoe), ale też sporo nijakości (Wilson jakoś nie bardzo się wpasował w towarzystwo, Heard jako sztampowa ozdoba z obowiązkowym "ciętym" językiem). Wizualnie mamy tu skrajności: od momentów autentycznie ślicznych, po tandetę przypominającą lata 90. Raz, że artystycznie bywa wątpliwie (cepeliada), dwa, że CGI często mocno nie domaga. No ale to wszystko dałoby się przełknąć, gdyby nie zepsute fundamenty. Film jest rozwleczony i w dużej mierze nudny (jakoś od Sycylii wypatrywałem końca), twórcy nie do końca (znowu) zdecydowali się, w jakie tony uderzyć, i z jednej strony mamy groteskową powagę, z drugiej pseudo-luz budowany okazyjnymi żartami. Nie kupuję tego. Lore, szczególnie jak na film, który częściowo przynajmniej miał być origin movie, jest słabo zarysowane (szczególnie geneza Atlantów). Black Mantę skwituję tylko "xD". Zmarnowany potencjał, góra na 5/10, szkoda, że takie twory nabijają kosmiczne wyniki w box office.
-
Jakby mało baterii zżerało światło w DS4, to teraz miałby być jeszcze cały wyświetlacz xd? Zresztą problem zawsze był nawet nie w samej obecności tych zbędnych bajerów, co w braku możliwości ich wyłączenia. Grałem ostatnio dosyć dużo na PS3 i w temacie żywotności baterii przeskok na PS4, gdzie nie jestem w stanie skończyć gry bez kilku ładowań, jest mocarny.
-
Czy hejtują ? Poza trollingiem ala CW i jakimiś pojedynczymi przypadkami, to dostrzegam raczej dwie tendencje: albo zachwyty i oceny 10/10, albo brak zachwytu i umiarkowane pochwały tak na 7/10 (w tej grupie np. ja). Jeśli miałbym powiedzieć, co najbardziej dzieli graczy, to powiedziałbym, że sam fundament rozgrywki: jednemu wielki, otwarty świat z tysiącem pierdółek i zadań pasuje, drugiemu przeszkadza w chłonięciu fabuły i przyjemności z walk. Żeby "kupić" tych drugich, zadania i aktywności muszą być naprawdę świetnie zaprojektowane (gry od Rockstar, Wiedźmin 3), a to o H:ZD, nawet będąc fanem, ciężko powiedzieć. A momenty z deszczem to dla mnie najbrzydsze fragmenty Horizona. Za każdym razem czekałem z utęsknieniem na koniec.
-
Ratchet and Clank : Into the Nexus Wreszcie nadrobiłem ostatnią (poza remake'iem) prawilną część od Insomniac. Grało się przyjemnie, trzon standardowy, ale sporo fajnych i stosunkowo świeżych patentów robi robotę (bajery grawitacyjne, świetne levele Clanka). Rozwalanie wrogów (a przy okazji skrzynek i otoczenia) na kawałeczki i zbieranie tysięcy śrubek od lat tak samo satysfakcjonuje. Gierka jest króciutka, takie mocno rozbudowane DLC (większe, niż QfB, ot tak na 5h), ale mocno wypełnione konkretami. Zwróciła też moją uwagę bardzo ładna muzyka. Leveli jest mało, choć są dosyć rozległe, jednak ich architektura i design są dosyć mdłe. Doczepić się mogę głównie do kwestii technicznych: Nexus to pierwszy Ratchet, który nie działa w 60fpsach, ba, miałem wrażenie, że ciężko tu nawet o 30 klatek. Framerate jest nędzny i niestety, ale w tak dynamicznej grze naprawdę to przeszkadza. Dziwne, bo w sumie jakichś wodotrysków graficznych tu nie ma (ale nie zaprzeczę, gra wygląda świetnie). Jest to też chyba najbardziej zabugowana część serii, notorycznie wyciszała mi się bez powodu muzyka, bez patcha w pewnym momencie nie dało się kontynuować przygody, do tego inne, mniejsze pierdółki. Historyjka taka sobie, humoru nie za wiele, zresztą wszystkie przygody naszych bohaterów na PS3 jakoś tak niezbyt mnie przekonują postaciami, dialogami i wątkami, miałkie to jakieś, szczególnie w porównaniu do trylogii z PS2. Tak czy siak, dla fanów serii albo po prostu osób spragnionych fajnej zręcznościówki, pozycja warta sprawdzenia. Tyle, że raczej na jakiejś promocji.
-
Pamiętnik (2004) W pewnych kręgach klasyk, to sprawdziłem, no i żeby przetrawić ten film trzeba patrzeć na niego z mocnym dystansem, ot melodramat, klisze charakterystyczne dla gatunku, miłość, rozstanie, mezalians, przewidywalne zakończenie, wzruszenia. Bo patrząc "na logikę", to można by napisać tylko "xd". Mimo wszystko prywatnie uważam, że takie filmy, szczególnie trafiając do masowego, młodego odbiorcy, mają w jakimś stopniu szkodliwy wpływ na postrzeganie relacji damsko-męskich. Plusik za wątek w teraźniejszości, jedyny, który faktycznie może wywołać jakieś emocje. Vice No fajna propagandówka, taka nie za subtelna. Forma ciekawa, rozrywkowa, więc ogląda się to dobrze, ale trochę przypomina dzieła co lepszych, mających umiejętności montażowe, youtuberów. Przebitki na "szokujące" sceny, napisy, narracja, no zabawa filmem (wesoło wygląda "zakończenie" i napisy w połowie filmu). Charakteryzacja, głownie Bale'a, świetna, dialogi na poziomie, ale całość pachnie czymś między filmami Michaela Moore'a, a Olivera Stone'a. Cheney i spółka jak źli z kreskówek, jak to ktoś gdzieś napisał.
-
Godziny konkursów weekendowych w Planicy to jest kur.wa zbrodnia, ale nastawiłem alarm i jakoś dałem radę, bo klimat jest piękny i tak jak kanabis, też myślę od jakiegoś czasu, żeby się tam wybrać. W przyszłym roku odbywają się tam mistrzostwa świata w lotach. A sezon dobry, świetna forma naszych i coraz częściej błyszczący Wolny, za to trochę goryczy po kilku ostatnich konkursach w wykonaniu Kamila, dobrze, że nie zyebał tej drużynówki na koniec.
-
W Krakowie to teraz chyba bida z takimi mniejszymi klubami czysto bokserskimi, albo "sieciówki", albo inne dyscypliny. Ale trenowanie na samych workach, lustrach i skakankach, bez sparringów, to wydaje mi się, że szybko się może znudzić. Sam się kiedyś mocno w to bawiłem i czasem kusi, żeby wrócić ale raczej w innej dyscyplinie, zastanawiam się nad jakimiś zapasami. Co nie zmienia faktu, że Redowi, tak jak Mejm i Blaise, polecam ten klasyczny sport, z wymienionych już przez nich powodów. Myślę, że warto w każdym wieku, choć nie mówię z doświadczenia, bo ja akurat zaczynałem za gnojka i kolesie po 20-25 lat to byli już poważni seniorzy, a jeszcze starsi to już raczej na osobne treningi chodzili. No ale czysto kondycyjnie i sprawnościowo to sporty walki są chyba najlepszą opcją. W przypadku sparringu z dzieciakiem istnieje realna szansa na bycie pozmiatanym, no ale nie nauczysz się walcząc ze słabszym xd.
-
PSX Extreme 260
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Perez temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Kwietniowy numer i już mamy faworyta do najniższego miejsca w corocznym rankingu okładek xd. -
Oj cicho to na pewno nie było. Przecież łatka zboczka przylgnęła do MJa już praktycznie na stałe, czy to w popkulturze (choćby kawałki Eminema), czy w ocenie zwykłych ludzi. Klasyczna sytuacja, gdzie "niesmak pozostał" (nie bez powodu). Oczywiście nie było mowy o żadnym bojkocie medialnym, bo to zakrawa na histerię. A co do głosu ofiar, to nie widziałem jeszcze dokumentu, ale z tego co czytałem to jednym z ważniejszych wątków są wspomnienia jednego ze świadków, który (jakby nie było, pod przysięgą) zeznawał w procesie lata temu, że o niczym nie wiedział/nic zdrożnego się nie działo. No a teraz mu się odwidziało. Widziałem ostatnio Green Book No typowe dzieło Oscarowe, a że w tym roku nie widziałem ich za wiele, to łyknąłem bez zgrzytu. Największy zarzut: zachowanie Tony'ego ociera się momentami o groteskę, no głupka wiejskiego z niego zrobili i jakoś ciężko mi uwierzyć, że facet w rzeczywistości tak się zachowywał. Domyślam się, że zabieg miał na celu podkręcenie kontrastu między bohaterami, przedstawienie jego rozwoju (choć w sumie czy jakiś niesamowity rozwój miał miejsce ? był niegroźnym ignorantem, szczerym i prostym facetem i takim został, to nie American History X), no ale mnie nie do końca przekonał. Poza tym oglądało się przyjemnie, o dziwo spojrzenie na kwestie rasowe nie jest tutaj tak płytkie i czarno-białe, jakby się można spodziewać po hollywoodzkim hicie, aktorsko na świetnym poziomie, humor w sam raz, no fajny film, do zapomnienia za kilka dni.
-
Z wymienionych nie grałem w Vampyra, ale głos idzie zdecydowanie na Detroit. Jeśli chodzi o czas, to zaliczenie zajęło mi jakieś 15-17 h. Na Andromedę, z racji na strukturę otwartego świata, potrzebujesz spokojnie 40-50, z czego połowa to powtarzanie praktycznie takiego samego schematu działań.
-
Było już wrzucane gdzieś na forum, ale przy okazji warto przypomnieć: https://kotaku.com/the-story-behind-mass-effect-andromedas-troubled-five-1795886428 świetny, wyjaśniający sporo artykuł "zza kulis" developingu Andromedy. Z ważniejszych spraw: pierwotny projekt szedł bardziej w kierunku No Man's Sky ale jakoś po 3 latach poszedł prawie w całości do kosza (co samo w sobie jak dla mnie nie było złą decyzją), silnik nie bardzo nadawał się do tej gry, ekipy były rozrzucone po kraju, a gra w ostatecznym kształcie powstawała tak naprawdę około 1,5 roku, w dużym pośpiechu. Ja ostatnio skończyłem Resident Evil Remake HD remaster na PS3, tak jak 0. Tu od razu napiszę, że zauważalnie lepiej prezentowały się tła w prequelu. W Remake'u dosyć często trafiamy na rozmazane rendery w dosyć niskiej rozdziałce, co jest o tyle dziwne, że równie często poruszamy się po ładnie odświeżonych lokacjach. Szkoda, no ale można to przełknąć. Poza tym gra się lepiej, bo to jednak RE 1 bez przekombinowanych, nowych patentów. Chociaż pomysł na permanentne pozbywanie się zombiaków poprzez spalanie, choć sam w sobie całkiem spoko, za sprawą realizacji (noszenie dwóch dodatkowych itemów-zapalniczki i paliwa, które na dodatek trzeba uzupełniać w rozsianych po mapach miejscówkach) wypada uciążliwie i osobiście darowałem sobie jego stosowanie po kilku razach. Odczuwalnie zmieniono dialogi i scenki, co można rozpatrywać jako plus (mniej żenady), ale i tak historyjka i zachowania bohaterów są momentami absurdalne. Cóz, urok serii, szczególnie tej części. Poza tym: stary dobry RE z jego minusami i plusami. Jedynkę zaliczyłem dawno temu, więc grałem praktycznie na świeżo, no i momentami było trudnawo, chwilę trzeba było pokombinować z lokacjami i przedmiotami, a licznik na koniec pokazał rekordowe chyba 12 h. Scenariusz Jill, ale za Chrisa się nie biorę na razie, starczy mi już Residentów i w ogóle horrorów, robię przerwę (a myślałem, żeby powtórzyć sobie czwórkę i sprawdzić jeszcze CV). Ale z Capcomowym oldschoolem się chyba jeszcze nie żegnam, bo na PS2 czeka właśnie Onimusha.
-
Panowie, pytanie: w europejskich i amerykańskich wersjach Yakuzy 1 i 2 na PS2 nie ma japońskiego dubbingu ? Japoniec ma angielskie napisy ?
-
ad. 1: trzon jest dobry, głównie z uwagi na "wertykalność" akcji, ale akcji jest przesyt i szybko staje się nudna. Nie mówiąc o takich kwestiach, jak jeszcze większe zubożenie zarządzania ekipą (brak rozdzielonych komend dla ataków "specjalnych"). Zresztą marnym pocieszeniem dla fanów jest to, że element, na którym najmniej im zależało, jest najlepszy w serii, to bardziej plus dla osób "z zewnątrz". To tak jakby w nowym Wolfensteinie zje.bali gunplay, ale miał najlepszą fabułę z serii. ad. 2 zostały usprawnione, ale nadal (stan na wiosnę 2018, z tego co wiem nie wydawano już żadnych poprawek) pozostawiały dużo do życzenia. Sam zaliczyłem ze dwa crashe do dashboarda i niezliczoną liczbę mniejszych glitchy. ad. 3 nieprawda, da się zmieścić, czego najlepszym przykładem jest ME1. Zresztą Andromeda miała jakieś tam pseudo wybory, ale ich obecność nie jest wartością samą w sobie, jeśli gracz nie odczuwa (z racji marnego scenariusza i obojętności na losy postaci) ich wagi. ad. 4 są złe, bo są, z dosłownie dwoma wyjątkami, bezjajeczne, płaskie, nie zapadające w pamięć, nie wyróżniające się z tłumu, czy to charakterem, czy designem. Generyczne, tak to ładnie nazwijmy. Top z Andromedy to średniaki z trylogii. ad 5. "okej" to za mało na kontynuację ME, która wręcz słynie z epickiej muzyki. Soundtracki z trylogii puszczam do dziś, ze ścieżki Andromedy nie pamiętam nawet jednego kawałka. ad 6. uznają czy nie, nie zaczarują świata, ME: A należy do serii, a że jest wybitnie od niej odstającym, nie mającym z nią w zasadzie dużo wspólnego tworem, który mocno uderzył w kondycję cyklu (o ile całkiem jej nie zabił), to inna kwestia. Ktoś powie, że zachowując dystans nie powinno się obwiniać gry/filmu za samo to, że nie jest tym, czym chcielibyśmy, żeby była, że nie spełniła wymagań, że poprzedniczki postawiły tak wysoko poprzeczkę, że nie dało się wypaść przy nich dobrze. Nie zgadzam się z tym, ale nawet jeśli przyjąć by taką postawę, to Andromeda nie ma się czym obronić jako samodzielnie funkcjonujący byt. Gameplay'owo niedomaga głównie za sprawą rozwleczenia, powtarzalności i miałkości zadań i czynności, które musimy wykonać, generyczne questy i mechanizmy, schematami i ogólną nudą. Zawodzi najbardziej w temacie, dla którego wszyscy grali w poprzednie części, czyli interesujących bohaterów, z którymi można się "zżyć", aury tajemnicy i magii poznawanego świata, ras (główna część serii, mająca rozpocząć całą trylogię, z akcją w nowej galaktyce, wprowadziła 2 nowe, ważne rasy xd), dialogów wymagających czasem od nas zastanowienia się, czy warto odpowiedzieć w dany sposób, i fabuły jako takiej. xD.
-
Zaskoczenia w sumie brak, przecież ich typowy fanbase to bananowi licealiści, względnie studenciaki, które posmakowały "życia" po wyprowadzce, coś tam wypili, coś tam wciągnęli i znajo życie NOCNE. Jak to na wykopie piszą, Oskarki i Julki. Ale żeby być fair, to powiem, że takie akcje jak opisana wyżej mogłyby się przytrafić pewnie na koncertach większości raperów. Ostatnio z tyłu tramwaju usłyszałem początek "Jak Disney", właśnie taka parka stereotypowa xd. Całe szczęście szybko wyłączyli (wybitnie mnie ten kawałek męczy swoją drogą, skipuję przy odsłuchu).
-
Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na metalcoola temat w Graczpospolita
No ja podobnie, grałem na PSX i zazdrościłem blacharzom tych wszystkich pisemek, demek, pełnych wersji za 20 zł (tyle samo kosztował OPSM z kilkoma demami). Dużo czytania, jakość papieru, płyty wypełnione po brzegi, no inny świat co by nie mówić. Później nabyłem kompa, zachłysnąłem się tym trochę, a koniec końców i tak najlepsze wspomnienia mam z szarakiem, połowy gier na piecu nawet nie skończyłem, typowy efekt przesytu. -
Niezła bida xd. Prey na promocji droższy, niż pudełko w folii, Wolfenstein droższy, niż miesiąc (i rok) temu itd.
-
Silent Hill 2 Prawilnie na PS2, jedna z niewielu już ważniejszych zaległości z tego okresu. Cóż, wielkim fanem SH nigdy nie byłem, jedynkę skończyłem w 2004 (najlepsze jest to, że ledwo pięcioletnia wtedy gra wydawała mi się wtedy niezłym oldschoolem, pomyśleć, że dwójka jest już prawie pełnoletnia) i przez te lata nie byłem jakoś strasznie nakręcony na kontynuację, bardziej działały na mnie wszechobecne peany pochwalne dotyczące fabuły i ogólnie kultowy status. No to w końcu się sprawdziło. Trzon gry to niemal kopia jedynki. Serio, grało się praktycznie tak samo. Latanie po uliczkach miasta, odhaczanie na mapie nieprzejezdnych dróg, dotarcie do lokacji fabularnej, zwiedzanie hurtowej ilości pokoi, okazjonalne starcia z jakimiś brzydalami, zbieranie przedmiotów i użycie ich w innym miejscu, czasem jakaś zagadka, boss, scenka- schemat powtórz ze trzy razy. Nawet szpital się powtarza, tyle, że tym razem psychiatryczny. Nie mówię, że to jakaś straszna wada, bo generalnie gra się dobrze i pasuje mi taki system (tym bardziej, że nie mamy tu Residentowych przeszkadzaczy w rodzaju ograniczenia save'ów czy ekwipunku a mapka jest rozwiązana bardzo dobrze), ale jest to warte odnotowania. Gra na normalnym poziomie trudności akcji jest łatwiutka, (choć pierwsza godzina-dwie sprawia wrażenie, że będzie inaczej). Kogo się da trzeba ominąć, a w razie czego pokraki i tak nie wymagają dużej ilości amunicji do ubicia. Zresztą ilość znajdywanych nabojów i "zdrowia" w drugiej połowie gry (oczywiście jeśli chce się nam minimum poszukać) jest już kosmiczna. Co do zagadek, to też wybrałem poziom normal i raz miałem lekką zwiechę. Fabularnie...no cóż, ujmę to tak, że SH2 zostawiło mnie z mocnym niedosytem. Abstrahując od kilku zakończeń (którego to rozwiązania, szczególnie wymagającego zaliczenia gry w całości i spełniania jakichś dziwacznych warunków, nie znoszę), jest bardzo oszczędna, zostawiająca szerokie pole do własnych interpretacji. Dla wielu odbiorców to wartość sama w sobie, ja fanem szczątkowo przedstawianych historii nie jestem. Typ gry, po której trzeba usiąść do różnych analiz, żeby zacząć doceniać pewne szczegóły. Co też uczynić zamierzam. No i kwintesencja serii, czyli klimat. Nie powiem, żebym odczuwał strach, bo gry generalnie tak na mnie nie działają, ale ogólna schiza jest odczuwalna, a atmosfera gęsta, szczególnie w klaustrofobicznych pomieszczeniach. Kolejne osobliwości i dziwaczne postaci, które spotykamy na swojej drodze są ciekawe i wyczekujemy więcej. Udźwiękowienie odgrywa tu dużą rolę i jest tradycyjnie na wysokim poziomie. Technicznie gra to w ogóle cacko, na CRT nadal wygląda świetnie (choć przez rozdziałkę i filtry momentami jest mocno niewyraźnie, co może wpływać na gameplay, np. jednego przedmiotu potrzebnego do pchnięcia fabuły dalej nie znalazłem bez poradnika mimo trzech wizyt w odpowiednim pomieszczeniu i przeklikania się przyciskiem "inspekcji" po prawie każdym zakamarku). Szczególne wrażenie robi system oświetlenia i cieni, ale też poziom szczegółów w pokojach czy modele postaci. Zdecydowanym minusem są natomiast dużo dłuższe niż w prequelu loadingi przy przejściu między pomieszczeniami (a te przejścia na przestrzeni całej gry idą w dziesiątki, jak nie setki). Zniechęcające do podróżowania i wytrącające z immersji. Nie ma chyba sensu wystawiać na siłę oceny. Byłaby ona pozytywna, ale szczęka w żadnym momencie mi nie opadła. Znać w każdym razie wypada. Z rozpędu może wezmę się za trójkę i czwórkę, no ale to po jakieś przerwie na inne tytuły.
-
Kingsley na podstawie dema to strasznie toporny i drewniany mi się wydawał, zero podjarki. Jeszcze jakiś dziwny styl wizualny z czarną "mgłą" ograniczającą widok, meh, typowe 6/10 tamtych czasów. Z gier, które zbierały dobre oceny, a nie przebiły się jakoś mocniej do mainstreamu, pamiętam też (choć nie grałem) 40 winks. Spyro to była technicznie miazga, gameplay'owo czysty fun i to, że stanowi mniejsze wyzwanie niż gra X (szczególnie mając +25 lat xd) to akurat jej nie umniejsza, a robienie z niego crapa "bo Mario i Banjo lepsze" to już bufonada. Z prawd objawionych w ogóle lekka beka, raz, że nikt siedzący choć trochę w temacie nigdy (ani 20 lat temu, ani teraz) nie twierdził, że PSX miał podjazd do flagowców od Nintendo, a dwa, że nawet większość tu obecnych sonowców w którymś momencie swojego doświadczenia gejmingowego miało większy czy mniejszy kontakt z różnymi sprzętami. Jak, Sly i Ratchet (plus kilka innych gierek z drugiej ligi) robiły robotę na generacji PS2, mimo momentami zbytniego "odpłynięcia" mechaniką od korzeni. GC mógł pochwalić się wtedy jednym Marianem i jakimiś niedobitkami z Donkey Kongiem także no różnie bywało.