-
Postów
4 238 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Standardowo bity>>>>>>>nawijka i teksty (USB, Monza, no klasa). Nie ma tu chyba niczego, czego bym nie słyszał na ich materiałach do tej pory (no może Steez jeszcze nie nawinął zwrotki, nie pamiętam). "Ona leży na łóżku/on sypie koks/patrzę na Warszawę/widzę typów w bramie" i "gęste" storytellingi, jak z jakiegoś generatora xd. No ale ogólnie nie mam problemu z tym, żeby posłuchać sobie kawałków bez wczuwania się w tekst i tylko w takich kategoriach traktuję ich twórczość.
-
U mnie odwrotnie, przegapiłem pierwszą serię i żałuję, bo połowa efektu poszła się je.bać xd. Ale ogólnie wesoło. Prawie każdy z "dużych", który zje.bał w pierwszej serii, porządnie odbił w drugiej, a ci, co nie zyebali w pierwszej, spadli w drugiej.
-
Ja wróciłem do trójki zaraz po GoW 2018 no i było średnio (pomijając to, że ogólnie trójka była taka sobie). Gra się wydaja jakaś taka prostacka. Inna sprawa, że wszystkie główne części zaliczyłem po kilka razy i w ogóle starej formuły mam już dość. Ale znać "wypada", a parę epickich momentów w stylu starych części zawsze spoko.
-
Wjechał kolejny odcinek fajnej serii komentarzy speców z DF na temat dawnych imprez i pokazów. Długie, ale dobrze się to ogląda, polecam wszystkie "odcinki".
-
I wrzucił jeszcze chu.jowszego screena xd. Żeby cieszyć się w pełni jakąkolwiek edycją RE2, trzeba po prostu grać na kineskopie i tyle. Względnie emulator z jakimiś mocnymi "wygładzaczami", ale to i tak nie to samo. Tła 320x240 odpalone na ekranie z wysoką rozdziałką, szczególnie w kontraście z podciągniętymi w górę elementami 3D, nie mają prawda dobrze wyglądać. Obaj wrzuciliście screeny obrzydzające grę, która w praktyce nadal bardzo dobrze się trzyma.
-
Resident Evil 0 (HD Remake, wersja na PS3) Parę zdań już napisałem w temacie dedykowanym, także ogólnie: chyba najsłabszy Resident z klasycznych, w które grałem (Remake przede mną, CV do ogrania kiedyś). Męczący, ślamazarny, "złośliwie" utrudniający życie graczowi. Jak wiadomo, ta część wyróżnia się w zasadzie dwoma elementami: brakiem słynnych skrzyń na przedmioty (co w połączeniu z ograniczonym miejscem w "kieszeniach" powoduje mnóstwo biegania, przerzucania/porzucania itemów i generalnie stratę czasu połączoną z frustracją, a zajmowanie w takim układzie dwóch slotów przez duże bronie i wymaganego do popchnięcia fabuły przez prawie całą grę "harpuna" jest już zwyczajnie bezczelne) oraz dwie grywalne jednocześnie postaci. Prawda jest taka, że poza wymuszonymi przez twórców momentami rozstania (ze trzy w skali gry) i kilkoma zagadkami, najbardziej sensowne z punktu widzenia bezpiecznego przetrwania jest zostawianie jednej postaci w spokojnym miejscu i latanie po lokacjach drugą, ewentualnie branie ich naraz w miejsca, gdzie potrzeba dużo miejsca w ekwipunku. AI samodzielnie poruszającej się (i, w zależności od naszej chęci, również walczącej) postaci praktycznie nie istnieje i jeśli nie chcemy w moment stracić zdrowia i amunicji bez sensu, to lepiej się rozdzielać. Poza tym standard serii. Chodzenie po pomieszczeniach, szukanie przedmiotów i kluczy, łączenie ich, okazjonalne strzelanie do zombiaków i kilku innych przyjemniaczków (w sumie zestaw niezbyt duży), a najlepiej wymijanie kogo się da, rozwiązywanie zagadek itd. Trochę oldschool, ale trzon rozgrywki satysfakcjonujący, strzelanie dosyć mięsiste (szczególnie klasyczny headshot ze strzelby), a wygląda to wszystko pięknie-tła z elementami interaktywnymi w ogóle się nie zestarzały, na dodatek zachowano wersje w wysokiej rozdziałce, więc nie ma mowy o jakimś rozciąganiu czy pikselozie znanej z wielu konwersji gier z prerenderowanymi planszami. Z tego co widziałem na porównaniach, to dosyć mocno podciągnięto w stosunku do wersji z GC również modele 3D i oświetlenie. Ogólnie: miodzio, w ogóle nie ma wstydu przy dzisiejszych produkcjach (no może poza filmikami FMV, które wyglądają chyba nawet gorzej, niż w RE3 z PSXa). Poza tym: fabułka i "zły" słabiutkie nawet jak na Residentowe standardy (i w zasadzie nie wnosząca do wątków z RE1 prawie nic ciekawego), muzyki niewiele, ale jak jest, to odpowiednio buduje klimat, no i właśnie ten klimat mimo wszystko survivalu, całkiem gęsty momentami, choć o strachu nie ma tu raczej mowy. Dla fanów serii, nawet nie tych hardkorowych, pozycja obowiązkowa, ale trzeba momentami zagryźć zęby.
-
Zobaczę podsumowanie na końcowym save, ale obstawiam, że z 10-12 h mi na pewno zejdzie. Przy 5-6 h potrzebnych na stare części to jest mocny przeskok, choć w jedynce i dwójce mamy kilka scenariuszy, więc może to trochę bez sensu porównywać w ten sposób. W CV nie grałem, czeka na swoją kolej, ale mogę się odbić, odpaliłem na PS2 dosłownie na moment i technicznie strasznie się postarzała.
-
No mocno ciągnie się ta część, chyba najdłuższy Resident z tych klasycznych. Jestem na początku fabryki i strzelam, że jeszcze ze 2-3 h spokojnie. No ale jak się sztucznie wydłuża czas gry lataniem przez całą planszę po itemy albo zmienianiem bohaterów i robieniem nimi dwa razy tej samej trasy (bo jak poruszamy się w parze, to zawsze tej drugiej ofierze coś się przytrafi), to nie dziwne. Ja już mam dość.
-
I drugi dwupak z częściami z PSP.
-
Tak jak mówisz, "Paparazzi" na pewno nie było na PSX. Swoją drogą, po latach jestem dosyć zaskoczony tekstem jednego z moich ulubionych lata temu, a słuchanego bez większego zrozumienia kawałków z OSTa, mianowicie Del the Funky Homosapien- If you must xD
-
Od dawna się już zbierałem i w końcu wziąłem się za Tony'ego Hawka 3. W momencie premiery miałem PSXa i to na nim wymęczyłem tą część, no ale jak wiadomo, przeskok generacji sprawił, że to niemal dwie różne gry. Wygląda i rusza się to nadal ładnie (60 klatek, zaskoczenie), mega intuicyjne sterowanie sprawia, że nawet po latach na dzień dobry siadają wyuczone kombinacje, no zwyczajnie fajnie się pyka. Co prawda to nie te czasy, żebym bawił się w przechodzenie wszystkich plansz każdym skejterem, ale jedno takie konkretne zaliczenie całości zamierzam zrobić (a leci to naprawdę szybko, choć niektóre zadania są mocno upierdliwe). Spodziewałem się też, że soundtrack będzie mocno rozbudowany w stosunku do szaraka (w końcu pojemność płyty), a tu zdziwko, bo na razie słyszałem może jeden "nowy" kawałek.
-
Moja trzecia. Świetny tytuł, robił przede wszystkim klimatem, no i mimo afery z downgradem, to wizualnie i tak mi sie podobał. Fajna odmiana od GTA: VC, choć na dobrą sprawę nie miały nawet pod względem mechaniki dużo wspólnego. Na trójkę nie ma co liczyć, niestety. A też bym z przyjemnością sprawdził.
-
Skąd taki wniosek ?
-
>Chodzenie do multipleksów w inny dzień niż promocyjne środy czy co tam jest. @grzybiarz klapa pod względem artystycznym, ale jeden z najlepszych wyników finansowych i frekwencyjnych ostatnich lat. Cóż, ludzie poszli w ciemno, ze względu na sentyment do starych części (choć akurat nie trzeba było recenzji, żeby się domyśleć, że będzie kupa).
-
Mid 90s: debiut (chyba?) Jonah Hilla za kamerą (odpowiada też za skrypt). Oglądałem w ciemno, nastawiałem się na coś komediowego, biorąc pod uwagę emploi twórcy, a dostałem w sumie gorzki i dosyć pesymistyczny epizod z życia dorastającego i szukającego tożsamości i bliskości chłopaka z dysfunkcyjnej rodziny. Wszystko w klimatach "skejtowskich". Poza starszym bratem i matką grają tu praktycznie same nieznane twarze, co samo w sobie byłoby oczywiście na miejscu, gdyby nie to, że części z nich nie za bardzo to wychodzi i w ogóle trochę irytują (na czele odtwórcą głównej roli). Poza tym typowo młodzieżowe motywy i trochę grania na nostalgii (ale mimo wszystko dosyć subtelnie). Nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia, taki średniak, o którym prędko zapomnę. First Man: miałem iść do kina, nie wyszło, i w paru momentach (począwszy od sekwencji otwierającej) mocno żałowałem. Przechodziło mi jednak oglądając ciągnące się i mocno zamulaste fragmenty "melodramatyczne", których jest tu niestety za dużo. Nie byłoby problemu, gdyby zrealizowano je w ciekawy sposób, bo, jak wiadomo, da się. Depresyjny Gosling i jego pozbawiona wyrazu partnerka we wspólnych scenach przynudzają i czekałem na jakieś interakcje z kolegami z NASA i oczywiście momenty związane stricte z misją. Wizualnie i technicznie sceny kosmiczne są świetne, a pomijając finał, jakże inne od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni przez Hollywood: klaustrofobiczne, kiedy trzeba, to ciche, bez przesadzonego rozmachu. Koniec końców, całokształt mnie nie zachwycił.
-
Łudziłem się właśnie, że standardowo jakoś w połowie gry dostaniemy "upgrade" ilości slotów xd. Wyszło na to, że twórcy uraczyli nas kilkoma utrudniającymi życie zmianami na raz: duże bronie zajmują po dwa sloty, mamy ich tylko 6, nie mamy skrzyń, no i musimy dbać o broń, amunicję i zdrowie dwóch postaci (ergo, wypadałoby ich wyposażyć w jakąś lekką i ciężką broń i już żegnamy się z 4 miejscami u każdej postaci).
-
Zacząłem RE0 na PS3 no i nie będę oryginalny mówiąc, że system ekwipunku, już przecież mocno upierdliwy w klasycznych częściach, teraz stał się zwyczajnie nieznośny. Ale ogólnie gra się, jak to w Residenty, fajnie. A z "ciekawszych" sytuacji: przy akcji w pociągu z zaciąganiem hamulca przebiegłem Billym na koniec, po drodze trochę obrywając (w rezultacie status danger, zero roślinek), zatrzymujemy pociąg, po cutscence mam kontrolę nad Rebbecą, mija dosłownie kilka sekund i kilka zombiaków podchodzi i wykańcza mi Billa xd. I fru powtarzamy cała sekwencję. Ehh ten oldschool.
-
Poszukiwania DS2 to u mnie niekończąca się historia, więc z nieba mi spadł ten sposób od Gumisia. Wczoraj pobawiłem się chwilę DS3 i działa jak ta lala. No tyle, że tylko przez OPS2L, więc wiadomo, z czym się to łączy. Co nie zmienia faktu, że świetne rozwiązanie.
-
Dzięki, faktycznie było o tym info.
-
@Farmer @drozdu7 Jeszcze kwestia fabularna, bo chyba mi umknęło (spoilery z Horizona) :
-
Niektóre serie po prostu nie nadają się do przejścia w 3D.
-
PSX Extreme 258
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Perez temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
To ja dodam od siebie, że tej strony o polskich produkcjach chyba nigdy nie przeczytałem całej, to jest zbiór info nadający się, jak już przedmówca zauważył, na jakąś pigułę albo do wymieszania z "normalnymi" newsami. Wiadomo, ojczyzna i te sprawy, ale czy faktycznie w jednym kraju pod względem developerki dzieje się aż tak dużo ciekawych rzeczy, że trzeba na to osobnej strony? Japonia to potęga i od dekad jest traktowana jako rejon równoznaczny z USA czy Europą jako całością w temacie gamingu, więc Ohayo Nippon to inna bajka. Nie przekonuje mnie też dział Warsztat. Nie uzasadnię tego jakoś konkretnie, czytam bo czytam, ale jakiś taki miałki mi się wydaje. Ujmuje zbyt szerokie tematy, żeby potem przedstawić je bardzo ogólnie. Żeby było coś przyjemnego: dobrze czyta mi się Piechotę, liczę na jego większy wkład w treść PE. -
Horizon : Zero Dawn Niecałe 50h, prawie 100 % postępu i wpadająca dosłownie przy okazji platyna. Wrażenia ogólnie pozytywne, ale rewelacji nie ma. Gra jest/była zdecydowanie przehajpowana. Z jednej strony mogę zrozumieć zachwyty, jeśli do kogoś trafia ten konkretnie rodzaj zabawy i "zatraca" się w wielkim, pięknym, otwartym świecie. Ja jestem z tych, którzy po paru godzinach zaczynają już używać tylko i wyłącznie szybkiej podróży (całe szczęście stosunkowo szybko wchodzimy w posiadanie itemu pozwalającego na nieograniczone stosowanie tego patentu). Prawie na każdym kroku czuć tutaj rozmach, budżet i przywiązanie do szczegółów. Tyle, że duża część zabawy to następna z kolei odmiana słynnych już ubi-gier. Wielka mapa zasiana milionem znaczników, którą odsłaniamy wbijając się na punkty "widokowe" (no ale nie będę udawał, każde spotkanie z Tallneckiem to była przyjemność, a nie było ich na tyle, żeby się to znudziło), obozy bandytów, znajdźki, handlarze, mało oryginalne misje poboczne etc. Co do tych ostatnich, to wypadają naprawdę miernie. Schemat jest z grubsza zawsze ten sam-pogadaj z kimś, pójdź we wskazane miejsce i używając nowej inkarnacji "detective mode" zbadaj tropy, co ostatecznie prowadzi do gwoździa programu, czyli starcia. A najbardziej mnie wku.rwia, że to kolejna gra, gdzie na zakończenie misji muszę się zameldować u zlecającej ją osoby (często po drugiej stronie mapy), żeby ją zakończyć. Kiedy przestaną implementować ten chory patent ? Generalnie tych zleceń jest za dużo, odwiedzając nowe osady na dzień dobry atakowani jesteśmy kilkoma znacznikami świeżych misji i bynajmniej nie wywołuje to w nas dreszczyku emocji. Efekt końcowy jest taki, że zaliczałem sobie grę w swoim tempie, mając pootwieranych 5 zadań pobocznych i niejako przy okazji trafiałem na miejsca z misji, którą zlecił mi ktoś 4 godziny temu (dysonans między zaangażowaniem Aloy w losy jakiegoś randoma, a tym, że ja jako gracz nie pamiętam w ogóle tego wątku, jest odczuwalny). Co mi nie pasowało: szeroko pojęty crafting, którego w ogóle nie lubię w grach, przynajmniej w takiej, jak tutaj, formie. Ot pierdoła, motywująca (a właściwie zmuszająca) gracza do zajmowania się zbieraniem kolejnych śmieci i traceniem czasu na "zarządzanie" ekwipunkiem, czyli wywalaniem/sprzedawaniem balastu, bo przecież mamy ograniczone miejsce w "plecaku". Tu wchodzi kolejna sztampa, czyli system ROZWOJU. Jeśli chodzi o skille naszej bohaterki, to jest on wyjątkowo naciągany. Połowa jest zbędna, a duża część powinna być zwyczajnie w podstawowym zestawie ruchów (możliwość strzelania z łuku stojąc na linie czy stealth kill w trakcie zwisania na gzymsie jako opcje dodatkowe xd). Ulepszanie ekwipunku natomiast wymaga od nas biegania za zwierzaczkami i liczenie na uśmiech losu, że TYM RAZEM wypadnie z niego również kość albo skóra, a nie tylko mięso (w chooj sensowne z logicznego punktu widzenia xd). No ale taki urok szeroko pojętych action-rpg. In minus również zaliczanie kotłów. Strasznie śmierdziały mi ostatnim Mass Effectem (nawet wizualnie zbliżone), co nie jest pozytywnym skojarzeniem. No ale przynosiły przynajmniej konkretne korzyści gameplay'owe. Tyle dobrze, że też nie było ich dużo (a jeden nawet wyróżniał się designem i sposobem rozgrywki). Misje główne to inna bajka, ale to już niestety norma w open-worldach. Wątek główny jest wciągający i odkrywanie kolejnych fragmentów układanki i poznawanie historii upadku cywilizacji jest jedną z największych zalet Horizona. Cenię sobie ciekawą historię w grach i dla niej jestem w stanie wybaczyć inne braki. Tyle, że przez charakter gry jest to rozmyte i rozciągnięte, no bo przecież nikt nie leci na pałę przez fabułę, tylko bawimy się pobocznymi aktywnościami, robimy inne misje itd. Druga sprawa, że poza Aloy i Sylensem dostajemy zbieraninę totalnie nijakich i nie interesujących nas bohaterów na drugim i dalszym planie. Zresztą dialogi same w sobie nie stoją na specjalnie wysokim poziomie (a system wyboru kwestii to sztuka dla sztuki). O świecie sporo dowiadujemy się, a jakże, ze znajdywanych po świecie "notatek", ale poza tymi znaczącymi fabularnie to gro z nich zawiera informacje nieistotne/nudne. A ogólnie jest ich od zayebania. Ale przyznam, że całość działa na wyobraźnię (w czym duża zasługa uniknięcia pokazywania wprost wydarzeń z przeszłości), co dawno w przypadku gierek mi się nie zdarzyło. Aha, zakończenie jest słabe i po łebkach. Co natomiast zdecydowanie na plus: walki z maszynami. W zasadzie to jeden z fundamentów rozgrywki, więc jest to kwestia zasadnicza w ocenie całości. Satysfakcjonujące, nie takie proste nawet na normalu, wymagające minimum taktyki. Jako, że samo sterowanie Aloy i używanie broni (z naciskiem na łuk) jest responsywne i przyjemne, to starcia tym bardziej sprawiają frajdę (chociaż roll i ślizg myliły mi się pierwsze parę godzin xd). Przyjemnie też wykonywało się próby łowieckie, zwłaszcza, że skupiały się na mięsie, czyli właśnie różnorodnych potyczkach. Używanie włóczni jest toporne, ale da się to przełknąć. Trochę ponarzekałem, ale koniec końców pozbierałem te wszystkie pierdółki, pozaliczałem te gó.wnozadania i odhaczyłem co się da na mapie, bo generalnie mimo zgrzytów było przyjemnie (a że mam taką słabość jako gracz, to inna sprawa). Żadne objawienie, do którego zamierzam wracać czy lecę kupić DLC (może kiedyś). Na pewno technologiczny majstersztyk, na który w niemal każdym momencie rozgrywki przyjemnie się patrzy i nie oszukujmy się, to ma duże znaczenie dla odbioru całości. Poza drobnymi mankamentami (woda, twarze npców) jest zachwycająco, a grałem na PS4 Slim. Niestety, jak wspomniałem w innym temacie, trochę za dużo tu klimatów Assassinów i odtwórczych patentów, za którymi osobiście niezbyt przepadam. Także dla mnie to jest takie 7+/10 jeśli miałbym operować cyferkami.
-
Akurat w Wolfie to występuje i działa wręcz idealnie (krótkie loadingi). Poza tym teraz piszesz o skipowaniu scenek, a na poprzedniej stronie o pierwszym zaliczeniu gry i że przerywniki (nie tylko w sensie filmowym) są dla Ciebie zbędne i wolałbyś czyste mięso, także dwa różne zagadnienia. Meritum jest takie, że dla jednych Wolf ze swoimi scenkami, skradaniem, strzelaniem na szynach czy momentami "chodzonymi" jako całość się sprawdza i te elementy stanowią o jego charakterze, dla innych nie i tyle.
-
@aphromo Gracz i myślę, że generalnie człowiek, z natury szuka najefektywniejszych rozwiązań danego problemu. Jeżeli zauważę, że daną taktyką mogę najszybciej i najsprawniej rozwalić upierdliwego bossa, to nie będę sobie utrudniał zabawy, byle było "ciekawie". To designerzy mają tak zaprojektować rozgrywkę, żebym miał potrzebę/ochotę korzystać z danych zabawek. A z doświadczenia wiem, że wyższy poziom trudności jeszcze bardziej sprzyja takim zachowaniom. Oczywiście są przypadki, kiedy pewne mechaniki zaczęły być przydatne dopiero, jak robiło się naprawdę trudno, ale śmiem wątpić, żeby w Horizonie aż tak zmieniał się trzon zabawy. Łuk "zwykły", łuk łowcy, proca do granatów: na tym przeleciałem 90 % starć. Zabawa amunicją jest wystarczającym urozmaiceniem. Reszta mogłaby dla mnie nie istnieć. Nie mówiąc o tym, że koło wyboru zapewnia miejsce na 4 zabawki, więc siłą rzeczy nie będę skakał co chwilę po menusach. Większa satysfakcja ? Jak jakiś tytuł mnie wciągnął totalnie albo oferował fajne bonusy za zaliczanie na trudniejszych poziomach, to robiłem to z większą lub mniejszą przyjemnością, jednak niemal zawsze dopiero po jednokrotnym zaliczeniu na poziomie wyjściowym. Czasem ten normal był łatwiejszy (Uncharted, gdzie faktycznie można startować na hardzie, nie będąc wyjadaczem), czasem trudniejszy. W przypadku H: ZD moim zdaniem mamy do czynienia z fajnie wyważonym domyślnym poziomem, a inna sprawa, że gra jako całokształt nie zachęciła mnie do powtórzenia jej. W wolnej chwili odpalę tego harda i zobaczę, co się faktycznie zmieniło.