-
Postów
4 238 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Nikt chyba nie przeczy, że zmiany są potrzebne, ale mogą one iść w różnych kierunkach. Równie dobrze mogli pójść w full slashera. Zagrać na pewno zagram, bo zbyt lubię tę serię, no i wszystko wskazuje na to, że to będzie zwyczajnie dobra gra, ale na podstawie dotychczasowych materiałów średnio jara mnie kierunek, w którym poszli i obecność elementów rozgrywki, których mam w innych tytułach powyżej uszu, tyle.
-
Ogólnie kopii trójki nie dało się skończyć, w późniejszych etapach gra świrowała w temacie przemieszczania się między światami, mieszała ilość posiadanych jaj itd. Insomniac umiał robić zabezpieczenia (w dwójce też były jakieś hece, gra wykrywała chipa i blokowała się przed menu głównym), nawet jakiś artykuł swego czasu o tym czytałem i chyba dopiero stosunkowo niedawno złamali Spyro 3. Cóż, niejedno polskie dziecko zaliczyło zonka.
-
Jest i trailer :
-
Spyro to raczej lekkie platformówki, przynajmniej jeśli chodzi o zwykłe zaliczenie całości, na pewno nie nastawione na jakieś precyzyjne, techniczne skoki czy coś. Trudność pojawia się przy próbie masterowania-szukanie poukrywanych orbów/jajek, niektóre czasówki, mini gierki. Mnie to w tamtych czasach (z późniejszymi powtórkami, choćby parę lat temu) strasznie jarało i o ile do jedynki się nigdy do końca nie przekonałem, tak dwójka, z racji zmiany formuły "zadań" to dla mnie jeden z najlepszych tytułów na PSXa. Trójki z pewnych powodów (xd) nigdy nie skończyłem, ale trzymała poziom poprzedniczki i wprowadziła parę fajnych patentów. Także trylogia siądzie jak złoto, myślę, że akurat na Święta będzie klimatycznie. Screeny prezentują się ślicznie, choć faktycznie paleta barw odbiega mocno od oryginalnej. Szczerze mówiąc bardziej mi zależy, żeby nie zepsuli muzyki, bo to był jeden z kluczowych elementów budujących świetny klimacik serii.
-
Ostatnio głównie zaległe starocie z backloga : Murder in the First : lata czterdzieste, Alcatraz, jeden z więźniów (świetny Kevin Bacon) za próbę ucieczki zostaje wsadzony na 3 lata do karceru, po czym praktycznie wariuje i przy pierwszej okazji zabija współwięźnia. Grozi mu komora gazowa, ale młody prawnik (Slater) broni go, odpowiedzialną za wszystko czyniąc administrację więzienia. Scenariusz jest bardzo luźno oparty na autentycznej historii, i odradzam sprawdzać przed seansem, jak było naprawdę, bo może to troszkę "osłabić" przekaz. Dobry film w klimatach "sądowniczych", mocno polecam, głównie ze względu na Bacona. Mississipi w Ogniu : tu natomiast mamy popis przede wszystkim Gene'a Hackmana (pozornie przyjemny pan w średnim wieku, w praktyce badass), ale większość obsady robi dobrą robotę (partneruje mu zawsze mile widziany Willem Dafoe, mocny jest też drugi plan). Znowu faktyczne wydarzenia były inspiracją dla twórców, tym razem morderstwo na tle rasowym na południu USA w latach sześćdziesiątych i toczące się w związku z nim śledztwo FBI. Mocna atmosfera i wspomniane już aktorstwo to najważniejsze plusy. Ogólnie dobry przykład, że kiedyś robiło się kino poruszające kwestie rasowe, nie będące pretensjonalnym, prostacko wpychającym swój przekaz tworem. Warto sprawdzić. Lęk Pierwotny : głośny chyba głównie za sprawą roli młodego (a grającego i tak dużo młodszego) Edwarda Nortona. Nie zdradzając za dużo : ministrant zabija księdza, znany prawnik-karierowicz podejmuje się jego obrony pro bono, później "intryga" się komplikuje. Faktem jest, że Norton to największy plus filmu, ładnie przedstawia dwie osobowości Poza tym Richard Gere w swoim standardowym, lekko zamulonym stylu i znowu klimaty sądowe. Było ok, ale bez rewelacji. Lewy Sercowy : najmniej standardowy z dzisiejszej listy, no ale to w końcu P.T. Anderson. Coś, co teoretycznie nazwać można by "komedią romantyczną" w efekcie jest ciekawą mieszanką. Dla mnie to głównie przedstawienie osoby z dużymi zaburzeniami (przede wszystkim fobia społeczna), tego, jaki mają wpływ na jego życie i skąd się wzięły. Forma (na czele z celowo męczącą momentami, muzyką) pomaga nam odczuć ciągłe napięcie. Głównego bohatera gra Sandler i jest to chyba najczęściej wymieniany w różnych zestawieniach przykład jego dobrej, wykraczającej poza standardowe emploi, roli. Epizod zalicza też P.S. Hoffman i jak zwykle robi mocną robotę. Film specyficzny, ale z uwagi na tematykę i kilka naprawdę dobrych scen, warty sprawdzenia.
-
The Order : 1886 Raczej nic odkrywczego nie napiszę, bo z tego co pamiętam, to gierka była raczej mocno zjechana. Strasznie mało gry w grze, to najważniejszy zarzut. Jedna sprawa, to multum długich przerywników filmowych, (jakby to chociaż były jakieś błyskotliwe dialogi albo wartka akcja, to bym wybaczył), a druga, że w momentach, kiedy już teoretycznie kierujemy naszym bohaterem, co chwila ta kontrola jest nam albo odbierana, albo ograniczana. Mamy tu najgorsze cechy typowego cinematic experience doprowadzone do "perfekcji" : powolne łażenie i słuchanie, co ktoś ma do powiedzenia, czekanie, aż kompan zrobi swoje i pozwoli nam to iść dalej, skrypty, QTE itd. No kur.wa, jakie to było ślamazarne i dłużące się to niepojęte. Kiedy już dotrzemy do mięsa, czyli strzelanin, zabawa robi się całkiem fajna i aż żal, że nie stanowi to faktycznego trzonu rozgrywki. Przede wszystkim mamy do dyspozycji sporo fajnych, nietypowych broni. Inna sprawa, że niektórym trochę brakuje mocy i czujemy, jakbyśmy strzelali słynnymi już kapiszonami. Poza tym to standardowy cover shooter, tyle, że chowanie się za zasłonami i ogólne manewrowanie gościem w czasie akcji jest mocno niedorobione, że o braku szybkiego uniku/turlania się nie wspomnę. Prowadzić to może, mimo stosunkowo niskiego poziomu trudności, do momentów frustracji. Poza tym mamy przerywniki w postaci "mini gierek" (całkiem przyjemne, mogło być tego więcej) czy sekcji "skradanych" (słabe). Znajdźki i "poznawanie" dzięki nim świata gry przemilczę. Gierka stoi oprawą, która jest naprawdę niesamowita i obok U4 to jak na razie najlepszy pokaz możliwości PS4. Co prawda mamy te zyebane pasy, ziarno i ogólnie jest niezbyt wyraźnie, ale trudno nie spropsować kunsztu grafików : szczegółowość obiektów, tekstury, oświetlenie i efekty, nie mówiąc o samej stronie artystycznej : miodzio. No ale ile można się jarać graficzką ? Sam klimat i realia początkowo robią wrażenie, tyle, że potencjał nie jest zbytnio wykorzystany, a historia jakoś mocno nie wciąga (co w grze opierającej się na "filmowej" narracji jest nieporozumieniem). The Order to najlepszy przykład przerostu formy nad treścią, wydmuszka. Dobrze chociaż, że krótka.
-
Przede wszystkim ma świetną muzykę i specyficzny, nie całkiem cukierkowo-animkowy, baśniowy klimat. Moja styczność z serią to właśnie dwójka na PC (na klawie i z jakimś pokracznym spolszczeniem xd), i demo Origins, do edycji 2D zbieram się od lat, także jest coś w tym, że Rayman jakoś nie elektryzuje i do pierwszej ligi nie należy, pewnie nie bez powodu, ale to dobre gierki i tyle. Jak na mój gust trochę za mało, żeby uzasadniać robienie jakichś remasterów starych części, no ale kto bogatemu zabroni ?
-
Murdered : Soul Suspect Wersja na PS3 jest na PSN za cenę piwa, a że tematyka wydawała się ciekawa, to nie zaszkodziło sprawdzić. W skrócie : na początku nasz bohater zostaje zabity i jako duch próbujemy rozwiązać zagadkę grasującego w miasteczku Salem mordercy. Pomysł wyjściowy i kilka patentów wiążących się z nim (przenikanie przez ściany, "opętanie" npców) to największe i w sumie jedyne zalety tej gierki, ale potencjał jest mocno niewykorzystany. Ogólnie to baardzo prosta przygodówka, opierająca się na eksploracji i rozwiązywaniu "zagadek" (które natomiast opierają się na zbieractwie poszlak i dowodów na miejscu zbrodni). Dosyć szybko wkrada się monotonia, ale tytuł jest króciutki (z 6h), więc nie zdążymy się przejeść. Scenariusz niestety mocno sztampowy, a głównemu bohaterowi zupełnie brak charyzmy (voice actor wypowiada swoje kwestie, jakby przysypiał). Generalnie można sprawdzić jako szybkiego samograja w przerwie między innymi tytułami, ale niewiele się straci olewając tę gierkę. No i jak to kogoś interesuje, to stosunkowo łatwo wbić platynę (opiera się na zbieraniu notatek i innych pierdół). Typowe 6/10.
-
Neutralny to młotkowy, robienie prostego podchwytem, o którym mowa, jak na moje nazewnictwo, wymaga skręcenia dłoni na zewnątrz.
-
Na stojąco prostym, na modlitewniku łamanym, małym ciężarem. Tak jak Nemesis, lepiej czuję pracę mięśnia na prostym, może przez mocniejsze "skręcenie" nadgarstka na zewnątrz.
-
Przede wszystkim czwórka zasadniczo różni się od U2. Obowiązkowych strzelanin tu jest, nie wiem, ze 3-4 przez całą grę ? Reszta jest do zaliczenia przez stealth, który na wyższych poziomach jest mocno premiowany, i wygląda wyraźnie inaczej, niż na normalu (brak znaczników, dużo lepszy wzrok wrogów, losowe ścieżki). Trochę jak ze słynnym graniem w Tlou bez nasłuchiwania. Ja się na crushingu czysto gameplay'owo bawiłem lepiej, niż na normalu. Blindfire mimo wszystko parę razy mi się przydał, przede wszystkim w posiadłości (która swoją drogą zapewniła mi najwięcej nerwów).
-
Podbijam przedmówcę, tyle, że ja dotarłem do połowy ostatniego sezonu i teraz, po paru tygodniach przerwy, w ogóle przypomniałem sobie, że zostały mi jeszcze trzy odcinki, co samo w sobie pokazuje, jak mocno mnie wciągnęło. Inna sprawa, że po drugim sezonie poziom raczej spada (chyba nie przypadek, że akurat wtedy serial przejął Netflix). Miał być przekaz i mocny komentarz socjologiczny, wyszło niewiarygodnie i momentami śmiesznie. Nie mówiąc o zwyczajnych głupotach fabularnych poszczególnych odcinków. Z braku laku dokończę kiedyś S04 i raczej podziękuję tej produkcji.
-
Danke. Chyba się skuszę na jakiś tytuł za szóstaka na PS3 xd.
-
Sleeping Dogs za niecałe 19 zł mi się rzuciło w oczy, no i sporo gier za grosze na PS3. W związku z tym mam pytanie : jak to jest z tym pobieraniem przez Sony przynajmniej 20 zł za zakupy ? Powiedzmy, że mam w portfelu 30 zł, kupiłem na PSN gierkę za 6,25 zł, dostaję komunikat, że to za mało i transakcja się nie odbywa, czy jak ?
-
Mass Effect : Andromeda Wczoraj skończyłem, po niecałych 70h mam prawie 100 % postępu (zostały jakieś najmarniejsze fetch questy). Wiedziałem, że nie będzie rewelacji, ale trochę liczyłem na to, że wszechobecna krytyka i zawód były trochę na wyrost, ot takie trochę hejtowanie razem ze wszystkimi, beka z animacji facjat itd. No i niestety, tytuł rozczarowania 2017 jak najbardziej zasłużony, a piszę to jako osoba, dla której trylogia ME to jedna z najlepszych rzeczy, jakie przytrafiły się tamtej generacji. Trochę się rozpisałem, także TL;DR : rozwleczony, często nudny, niedorobiony technicznie tytuł, grając w który czułem się, jakbym nie miał do czynienia z częścią oryginalnej serii od prawdziwych twórców, tylko jakąś podróbą na licencji. Płaskie i nieciekawe postaci, brak poważnych wyborów fabularnych, niepotrzebne wprowadzenie formuły open world. Ma swoje momenty, zarówno w kwestii rozgrywki, jak i historii, ale jest ich zdecydowanie za mało. Parafrazując najpopularniejszą opinię o MGSV : średnia gra, beznadziejny Mass Effect. 6+/10. -żeby mieć to za sobą : strona techniczna. Grałem rzecz jasna z patchem, który coś tam poprawił. Gęby faktycznie wyglądają sztucznie i momentami śmiesznie, ich największy problem to "martwe" oczy i generalnie mimika. Inna sprawa, że są po prostu brzydkie i większość poza naszą ekipą pochodzi z generatora (rudy z afro na Nexusie xd). Poza tym graficznie jest bardzo ładnie i estetycznie. Widoczki są momentami piękne, elementy otoczenia, kombinezony i stroje czy jakieś tam urządzenia bardzo szczegółowe, no i oświetlenie jest świetne. Inna sprawa, że artystycznie mało co robi wrażenie. Aha, framerate lubi spaść (PS4), a były momenty, że coś się zyebało i przez jakieś pół minuty grałem w 10-15 fpsach, bez wyraźnego powodu. Bugów tu też pod dostatkiem, a restartować gierkę musiałem w czasie całej przygody ze 4-5 razy. - fabuła, uniwersum : pomijam już fakt, że pomysł wyjściowy jest naciągany (owszem Wątek główny, co nie jest ewenementem w serii, jest stosunkowo krótki i nie porywa jakoś bardzo, ale mimo wszystko jedyny wywołuje jakiekolwiek emocje. Tyle tylko, że to wszystko nie ma w sobie praktycznie żadnej oryginalności. Nowe rasy to setny raz to samo, ot lekka egzotyka, ale z grubsza nic, czego byśmy nie znali (w ogóle nie daje nam się odczuć, że jesteśmy w innej galaktyce). Na dodatek, jak na skalę wydarzeń, wszystko jest jakieś takie błahe (pierwszy kontakt z Angarami, lol). Artystycznie też nie ma szału. Planeta dżungla, planeta pustynia (i to tak ze 2 razy), planeta zimowa, a na nich taśmowo produkowane zabudowania i elementy otoczenia. No dobra, motywacja i funkcjonowanie Kettów nawet troszkę interesuje, a Jaal jako bohater jest jednym z niewielu plusów gry (choć jako członek załogi to taka grzeczna wersja Javika), ale to trochę mało. Ogólnie świat jest, co w kontekście fabularnym może i zrozumiałe, pusty. Większe wrażenie obcowania z nieznanym miałem w starych częściach, mimo, że szwędaliśmy się teoretycznie po starych śmieciach. Design Remnantów i ich miejscówek na dłuższą metę powoduje mdłości, ciągle to samo. - postaci : tutaj chyba najbardziej boli spadek formy. W zdecydowanej większości bohaterowie są po prostu nieinteresujący. Scott Ryder niczym się nie wyróżnia i rola jaką objął to w zasadzie dzieło przypadku. Przyznam jednak, że w ciągu gry daje się go nawet trochę polubić, rzuca czasem jakimś sucharem czy ripostą, choć generalnie wszystko bardzo grzecznie i bezpiecznie. Właśnie, to ogólnie charakteryzuje większość postaci w ME:A. Brak tu pazura. Nawet "źli" (nie mówię o kettach) są jacyś ułożeni. Nasze ekipa to nieporozumienie. Liam : do odstrzału. Cora i Vetra : totalne meh, mogłoby ich w ogóle nie być i nie zrobiłoby to różnicy. Drack, Jaal, Peebee : jedyne w miarę ciekawe i budzące sympatię osobistości, ale to nadal poziom drugiego planu w trylogii (zresztą kroganin to w zasadzie starszy Wrex). Pozostali członkowie załogi nie warci wzmianki. Brak chemii, brak ciekawego tła, nijaki design. Obśmiany Jacob z ME2 miał większą "głębię", niż część naszej ekipy w Andromedzie. - gameplay : po pierwsze, formuła otwartego świata, pomijając, że w ogóle mam jej dość, nie pykła i zaowocowała zwyczajnymi nudami i zmęczeniem. Mamy kilka głównych planet, na których robimy dziesiątki powtarzalnych, często strasznie błahych czynności, których mamy dość po pierwszych paru godzinach gry. Na dodatek misje notorycznie wymagają od nas przelecenia z jednego systemu gwiezdnego do drugiego, przykładowo po to, by komuś powiedzieć, że zadanie wykonane. Nie byłoby to takim problemem, gdyby nie wszędobylskie i długie loadingi pod postacią oglądanych setny raz animacji lotu/lądowania. Serio, system zadań to chyba najbardziej zniechęcający aspekt Andromedy. To już nie przyjemność, to praca. Mam ten "problem", że raczej lubię czyścić mapy i robić wszystko, co się da (szczególnie w grze, w której może to skutkować fabularnie), więc tutaj sam sobie jestem trochę winien obrzydzenia tytułu. No ale mimo wszystko twórcy to zaimplementowali, na dodatek wprowadzając bajzel nieprzejrzystym menu z zadaniami i mapą. Ujmę to tak : przypomnijcie sobie te nudne, puste misje poboczne z ME1 i wyobraźcie sobie, że stają się one fundamentem rozgrywki, tyle, że zamiast kilkunastu krótkich wizyt na różnych planetach, mamy kilka wielkich światów, ergo mniejszą różnorodność, a zadań w cholerę. Po "zaliczeniu" pierwszego świata, pod względem czysto gameplay'owym widzieliśmy już wszystko, dosłownie. Czeka nas powtarzanie tego samego w innym otoczeniu. Aha, ekwipunek i craftowanie to powrót do najgorszych elementów ME1, całe szczęście można to z grubsza olać i posługiwać się zabawkami znalezionymi w czasie zwiedzania map. Wszędzie słychać, że walka to w zasadzie jedna rzecz, która się udała. Owszem, strzelanie sprawia jakąś tam przyjemność, ale nie ma też powodów do zachwytów. Cover system działa słabo, mamy mocno ograniczone sloty na "moce specjalne" (co przy ilości, jaką mamy możliwą do stworzenia, jest wręcz śmieszne). Melee jest żałośnie toporne, wymiany ognia sprawiają frajdę dopiero po wyekwipowaniu konkretnych broni, no i przede wszystkim jest ich tyle, że i tak dopada nas nuda i rutyna. Pewnym urozmaiceniem jest jet-pack, wprowadza trochę dynamiki na polu walki i przy ciężkim poruszaniu się bohatera jest w sumie najlepszym sposobem na wyjście z opresji. No ale niech będzie, że jak na poziom całości, strzelanie jest ok. Co do innych aspektów : jazda Nomadem wcale nie jest jakoś niesamowicie przyjemniejsza od eksploracji w Mako. Przy tym rozmiarze map jest to kolejna nudna czynność, na dodatek sztucznie rozwleczona za sprawą mało wydajnego systemu przyspieszenia oraz ukształtowania terenu na złość graczowi : albo jedź naokoło góry, albo próbuj w ślimaczym tempie wjechać po stoku, próbując nie spier.dolić się z niego po drodze. Rozpisałem się, a narzekania miałbym jeszcze na drugie tyle tekstu (brak odpowiedzi w stylu paragon/renegade, nie zapadająca w pamięć, nijaka muzyka, konkretne dziury scenariuszowe, politpoprawność i wciśnięte na siłę parytety). Można by spytać, skąd w takim razie tyle godzin gry i mimo wszystko niezła ocena ? Powiem tak : trochę z mojej natury, trochę z tego, że jednak nie jest to tragiczny tytuł, tylko trzeba odpowiednio w niego grać. Jest kilka chwil, w których czuć magię tego uniwersum i klimat starych części - lojalnościówki, mimo słabej podbudowy fabularnej i emocjonalnej, są konkretnymi i w miarę ciekawymi misjami w osobnych miejscówkach, poza tym kilka momentów w głównej historii też robi wrażenie, no i mimo wszystko sam klimat odkrywania nieznanego nadal gdzieś tam w tle jest. Szkoda, że jest to wszystko utopione w morzu monotonnych czynności, niewydolne technicznie, z mało ciekawymi bohaterami. Mogło byś wspaniale, a dostaliśmy najgorszą część serii, która może być jej powodem jej końca. Dla fana zagrać to tak czy siak obowiązek, tylko nie warto się za bardzo wczuwać.
-
Justice League No słabiutko, słabiutko. Chyba najgorszy z DCEU, a to już naprawdę źle o nim świadczy. Zestaw luźnych, słabo napisanych scen, posklejanych bez większego pomysłu, z jakimś naciąganym wątkiem głównym i beznadziejnym złym w tle. Całość ogląda się jak kino akcji klasy B z TV Puls, tyle, że tu mamy znane gęby i wielki budżet (choć nie czuć tego na pewno w kwestiach wizualnych : mdłe kolorki z ohydną końcówką na czele, gumowe efekty, brak charakterystycznych motywów muzycznych, mimo zaangażowania Elfmana). Zresztą obsada też się nie popisuje, a Affleck po fajnym występie w BvS, którego był jednym z niewielu plusów, tutaj jest jakiś przygaszony, mało efektowny. Flash ma momenty, ale to jest typowy do bólu comic-relief. Aquaman nie ma pola do popisu, WW chyba najlepiej z całej paczki, Cyborga nawet nie komentuję, a Cóż, po tym, ile zamieszania było przy produkcji filmu, w sumie nie dziwne, że mamy taki efekt końcowy. Nie warto tracić czasu.
-
Innym kablem, ale kompa testowałem na różnych, cyfrowym i analogowym. Chyba, że obydwa się yebią, ale to musiałby być duży zbieg okoliczności. Pachnie mi to jakimś problemem z zasilaczem, ale nie pasuje do tego właśnie ta kwestia poprawnego działania pod Plejami. Ale sprawdzę jeszcze jakiś inny kabel. Edit : zauważyłem, że problem jest powiązany z wyświetlaniem jasnych kolorów. Zrobiłem test włączając na cały ekran pusty, czarny i biały obraz : przy białym monitor wyłącza się po paru sekundach, przy czarnym działa. No nic, przejdę się zagadać do jakiegoś serwisu.
-
Jakiś czas temu pojawił mi się problem z monitorem LCD : otóż po uruchomieniu PC, przez pierwsze kilka-kilkanaście minut co jakiś czas monitor zachowuje się, jakbym wypiął kabel video (sprawdzane na DVI i D-Sub) czarny ekran, brak sygnału. Po operacji "wyłącz/włącz" przyciskiem zasilania, wraca do normalności. Po chwili powtórka z rozrywki, aż w końcu się uspokaja i działa normalnie nawet parę godzin. Co ciekawe, po podpięciu konsoli (PS3/4) problem nie występuje. Z drugiej strony, na innym monitorze podłączonym do PC też nie ma problemu, więc wykluczam winę kompa. Wyświetlacz ma prawie 10 lat i biorę pod uwagę, że po prostu trzeba będzie kupić nowy, ale z drugiej strony, jeśli okazałoby się, że to jakaś pierdoła do stosunkowo taniej naprawy, to nie zaszkodzi go sobie zostawić. Jakieś sugestie ?
-
Pomijam kwestię poziomu samych gier, bo w F4 nie grałem, ale co drugiej części posta : w ME bugi nadal są, w większość nie przeszkadzające jakoś znacznie w grze (choć parę razy się zaklinowałem postacią w jakimś kącie i chwilę mi zajęło, zanim się wydostałem lol), ale w pierwszych ~15h ze dwa razy mnie zwyczajnie wyje.bało do menu konsoli (dobrze, że autosave'y są często).
-
Ostatnio widziałem : Śmierć Stalina : Rozi na którejś z poprzednich stron przypomniał o tym filmie, który zebrał całkiem niezłe recenzje, ale przemknął jakoś cichaczem. Akurat niedawno rocznica tej pięknej chwili, to okazja na seans w sam raz. Jest to mocno humorystyczne, ale trzymające się z grubsza realiów, spojrzenie na kilka dni wokół tytułowego momentu, z naciskiem na przetasowania władzy. Świetna obsada, na czele z Buscemim i odgrywającego rolę Żukowa Jasonem Isaacsem. Czuć, że ekipa musiała dobrze bawić się na planie. Piękne przedstawienie absurdów tamtego czasu i systemu, choć dla nieznającego historii widza niektóre sytuacje mogą się wydawać naciąganymi na potrzeby komedii. Polecam mocno, tym bardziej, że tematyka nadal mało obecna w popularnym kinie. Co robimy w ukryciu : na FPE zdania były raczej skrajnie podzielone, ja się rozpisywać nie będę: po prostu mnie nie śmieszył. Przebrnąłem jakoś przez to niecałe 1,5h, nie cierpiałem jakoś mocno, ale to co widziałem było mi totalnie obojętne. Thor : Ragnarok : dobre, luźne kino rozrywkowe, jak dla mnie całe MCU może iść w takim (czyli momentami czysto komediowym) kierunku. Oczywiście cały "trzon" filmu jest z grubsza standardowy, wątek przewodni i główna zła spływają po widzu, ale epizod na Sakaar, ekipa, dialogi i kilka scen akcji jak najbardziej na plus. Wonder Woman : tutaj już nie tak różowo. Brak luzu Marvela, co samo w sobie nie jest wadą (trudno, żeby wszystko kręcić na jedno kopyto), ale to co ma być poważne wypada nudno i jest błahe. Z takich pierdół, niezamierzenie śmiesznie wyglądają też te wrzucane do scen walk piruety i inne obroty w powietrzu nawet przy najbardziej prostej akcji, nie mówiąc o skokach tytułowej bohaterki xd. W ogóle sztucznie momentami wypadają efekty specjalne, do czego się w sumie już przyzwyczaiłem w adaptacjach komiksów. Nie jestem w stanie przywołać jednej, naprawdę dobrej sceny. Na dodatek rozwlekli film prawie na 2,5 h. Ogólnie podnieta na punkcie tego dzieła i rozbicie box office'u jest dla mnie mocno zaskakujące. Dla mnie typowe 5/10. W kolejce Justice League, nie oczekuję cudów xd.
-
To, że po premierze masy ludu jechały grę głównie za błędy, animację twarzy itd. to prawda, co nie zmienia faktu, że to są tak naprawdę najmniejsze i najłatwiejsze do zaakceptowania problemy. Z plusami, które wymieniłeś jest taka sprawa, że każdy z nich idzie w parze z jakąś wadą. Oczywiście, Andromeda rozkręca się z czasem i faktycznie pierwsze godziny w porównaniu do dalszej zabawy to jest dramat, ale są momenty, że ma się po prostu dość. Piszę to po ok. 40h grania, obstawiam, że zakończenie to kwestia tygodnia, więc wtedy coś więcej dodam.
-
Nawiązując do poprzedniej strony, przypomina mi się podobna dyskusja dotycząca bodajże Gravity, gdzie naczelnym argumentem na zarzuty było "zobaczyłbyś w imaxie w 3d to byś inaczej śpiewał". Ja wiem, że to medium stoi warstwą wizualną, ale jeżeli jakieś dzieło tak diametralnie miałoby tracić w domowych warunkach, no to sorry, ale nie był to wybitny film. Dla mnie najlepszym podsumowaniem Dunkierki jest to, że parę miechów po premierze nie pamiętałem, że w ogóle byłem na tym w kinie. Tak, zdjęciami i udźwiękowieniem miażdżył. Ostatnio widziałem : The Shape of Water : no fajna bajka, ale najlepszy film 2017 wg Akademii ? Lekki lol. Uniwersalne, ale też zupełnie nie odkrywcze przesłanie, ładne obrazy i muzyka, pełno klisz. Oczywiście plus za niezawodnego Shannona. Get Out : ciekawy pomysł i dobra realizacja, generalnie bliżej temu do czarnej komedii, za co akurat ode mnie plus. Najbardziej kojarzy mi się chyba z The Visit. Przyjemny seans, ale nie róbmy z tego jakiegoś wydarzenia w kinematografii. Darkest Hour/The Post : wrzucam pod jedną pozycję, bo można obydwa skwitować w ten sam sposób : mdłe, skrojone pod Oscary filmidła, jakich było już pełno i rezygnacja z seansu naprawdę niczego nie zmieni w Waszym życiu. Oldman zaliczył świetny występ (no i bardzo przekonująco go ucharakteryzowali), ale film, co tu dużo mówić, nudzi. Wyróżnić mogę jeszcze ewentualnie Mendelsohna w roli króla, świetny wybór. W The Post natomiast wątek główny jest dosyć ciekawy, za to postacie są nam w większości obojętne (typowa Streep, typowy Hanks), a całość pokazana (może i słusznie ?) w czarno biały sposób. No na pewno, jak już ktoś tu wspominał, są to filmy zyskujące dużo u widowni z USA i UK. Disaster Artist : no tu się dobrze bawiłem. The Room w całości nie widziałem i nie zamierzam, ale w dobie internetu nie da się nie znać przynajmniej podstawowych faktów na temat Tommy'ego i jego opus magnum, w tym najbardziej klasycznych fragmentów. Nie będę odkrywczy chwaląc świetnego starszego Franco (choć to rola z cyklu "kopia 1:1 oryginału"), parę zabawnych momentów i niezły soundtrack. Z tego co się orientuję, to i tak całość jest dosyć "ugrzeczniona" w stosunku do wydarzeń opisanych w książce i skrojona pod typowo filmową fabułę , no ale w sumie się nie dziwię. Tym niemniej chętnie sięgnę po tekst źródłowy.
-
Ja obserwuję w tobie intelektualną płytkość.
-
Gala jak gala : przeciągnięta, reklam i przerw tyle, że w zasadzie nie da się tego normalnie oglądać (abstrahu.jąc od polskiego czasu emisji), hollywoodzkie natchnione frazesy o równości, humoru nie za wiele (choć Kimmel momentami dawał radę), wygrane w większości bez zaskoczeń. Tendencja spadkowa trwa, ale jednak magia Oscarów mimo wszystko nadal zachęca do śledzenia. Ale to działa, w dwie strony. Nie zgadasz się z nagrodą : prostaczki zarzucą Ci, że kierują Tobą jakieś przesłanki rasowe, i pogadane. Ja w ogóle byłem zaskoczony tyloma wyróżnieniami dla tego filmu, zważywszy na jego gatunek, ogólnie mówiąc. No nie-oscarowe to dzieło, choć zaraz ktoś się odezwie, że Oscary od dawna wymykają się stereotypom. Inna sprawa, że pomysłowe i momentami błyskotliwe, w tym roku to wystarczyło.
-
Transmisja bez tłumaczenia leci na Pro7, google i pierwsze parę wyników. Na razie z ważniejszych nagród : męska rola drugoplanowa dla Sama Rockwella za 3 billboardy.