-
Postów
4 238 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na metalcoola temat w Graczpospolita
Ukazała się, chyba nawet mój jeden kumpel ją miał. Widocznie przy odpowiedniej umowie z Sony dało się dorzucić demko do innego niż OPSM pisma (później takie akcje miały miejsce w przypadku Neo Plusa, już za czasów PS2). Swoją drogą, Playa dosyć długo kupowałem, zaletą była na pewno cena i multiplatformowość,choć momentami wydawał mi się mało profesjonalny (recki), no i dużo miejsca poświęcali na opisy (z naprawdę dużą ilością screenów). Papier też był marnej jakości, szybko się darł. O ile dobrze kojarzę, to dorzucali też czasami naklejki. Tak czy siak, druga liga za PE, N+ i CDA. -
Wczoraj byłem, no i szału nie ma. Ciężko mi się w sumie do czegoś doczepić jakoś mocniej, film zwyczajnie nie zrobił na mnie wrażenia i nie wywołał mocniejszych emocji w żadnym momencie, jest nijaki. Anime widziałem raz (GiTS 1995), no podobało mi się, ale żaden ze mnie fan i niewiele już z niego pamiętam. Tutaj mamy ciekawy zabieg, bo generalnie fabuła mocno się różni od oryginału, jednak dostajemy momentami scenki niemal 1:1 przeniesione z anime. Scenariusz wygładzony pod Hollywoodzkie standardy, a niektóre dialogi niestety brzmiały trochę żałośnie (patos i banał). Scarlett nie lubię i drażni mnie jej obecność na ekranie, ale przyznam, że wypadła nawet nieźle (poza "drobną" kwestią całkowitego niedopasowania pod względem fizycznym), stonowana rola. Batou i Aramaki na propsie. Na pewno warte pochwały są wizualia (świetne, naturalne efekty, naprawdę rzadko czuć plastik i cgi) i ogólnie wizja przedstawionego świata. Obejrzeć i zapomnieć, na powtórkę raczej się prędko nie skuszę, za to chętnie powtórzę sobie anime i sprawdzę sequel.
-
-
Grubo, że w ogóle kojarzycie tych łaków z nazwisk, diet itd. Byle kto zostaje nagle doradcą od odżywiania i ćwiczeń na YT i jeszcze ma w chooj wyświetleń, pomyśleć, że kiedyś ludziom wystarczyły czarno białe gify z atlasu ćwiczeń, względnie wątki na sfd xd.
-
Ogólnie Cohen i "klasyczne" fabuły (filmowy Ali G, Dyktator) = kupa. Za to w wydaniu "improwizowanych" scenek (Borat, Bruno, serial, który swoją drogą polecam w ch.uj, bo chyba nie jest zbyt popularny, a jest kwintesencją jego stylu) rządzi. Ja ostatnio widziałem : Lion : Droga do domu : dokładnie taki, jak oczekiwałem. Mniej więcej połowa filmu to losy młodego Saroo i przy okazji niezła wycieczka po mało przyjemnej stronie Indii (w sumie w zachodnim kinie dominuje tego typu przedstawienie tego kraju xd). Jest cicho, spokojnie, daje się odczuć samotność i zagubienie. Robi wrażenie, a chłopaczek, który grał głównego bohatera wypadł naprawdę nieźle. Później przenosimy się do jego dorosłości no i tu już mamy bardziej standardową formułę, zachodnie twarze i klimaty no i sam wątek poszukiwania domu. Generalnie film mi się bardzo podobał, żadne to epokowe dzieło, ot dobrze opowiedziana, momentami wzruszająca historia. Warto sprawdzić. Pasażerowie : po przeczytanych opiniach nie miałem wielkich oczekiwań, spodziewałem się typowego plastikowego 6/10, no i zostałem przyjemnie zaskoczony. Dobry pomysł wyjściowy, niezłe efekty (wnętrza to raczej klasyka "estetycznego", sterylnego sci-fi, za to statek zaprojektowany pomysłowo), Lawrence o dziwo nie irytuje i nawet czuć chemię między nią i Prattem. Dostajemy też oczywiście typowo hollywoodzkie motywy i zagrywki wywołujące wątpliwości, no ale nic nie powoduje irytuacji, no chyba, że ktoś jest uczulony na Propsuję.
-
O ile Reaktywacja i Rewolucje tracą w chooj (co naturalne) na porównaniach do pierwszej części, tak jako kino rozrywkowe reprezentują poziom nieosiągalny dla blockbusterów z ostatnich lat, o czym my w ogóle mówimy. Całość (plus Animatrix) to fenomen, cieszę się, że w nim uczestniczyłem i nie pogardzę jakąś nową odsłoną. Rebootu bym nie chciał, ale już sequel albo prequel (są głosy, że B. Jordan miałby być młodym Morfeuszem, abstrah.ując już od tego, że w ogóle nie pasuje) bym sprawdził.
-
Nadrobiłem w końcu większość Oscarowych zaległości, także pierwsza partia. Manchester by the Sea : nie wiem, czy to zasługa przehype'owania, ale film nie sprostał moim oczekiwaniom. W ogóle nie rozumiem ogólniej podjary, bo, choć wszystko jest ok, to wypada zadać pytanie, co go tak naprawdę wyróżnia ? Jasne, Affleck wypadł świetnie (no ale dla osób kojarzących go z czegoś więcej, niż Ocean's Eleven nie jest to żadne zaskoczenie), mamy ze dwie, trzy sceny wywołujące mocniejsze emocje (posterunek, rozmowa z żoną, owszem, poruszające). Chłodne, smutne kino z realistycznie uchwyconymi relacjami międzyludzkimi (choć wątpliwości może budzić podejście do całej sytuacji Patricka, dzieciaka), tylko tyle i aż tyle. Ja do niego raczej nie wrócę. Fences : tu natomiast pozytywne zaskoczenie, szczególnie po niezbyt wciągającym początku. Stopniowo poznajemy relacje rodzinne i historię bohaterów, rzucające nowe światło na ich zachowanie i motywację. Aktorsko pierwsza klasa, scenariusz, jak to ktoś gdzieś zauważył, odczuwalnie na podstawie sztuki, ot mamy kilku bohaterów, w zasadzie jedno miejsce akcji, a całość jest zdominowana przez dialogi. Dla mnie bomba, może poza wstawkami ze "Śmiercią". Polecam. Hacksaw Ridge : spodziewałem się przeciętniaka z potencjałem, a dostałem bardzo dobre, choć w sumie klasyczne, kino. Bałem się też, że druga, typowo wojenna, połowa wypadnie gorzej, a tu proszę, świetne, mięsiste (nie ma omijania nieprzyjemnych widoków, Mel nie przesadza, ale dosadnie pokazuje "uroki" wojny) sceny, nie nudzą, trzymają w napięciu (choć generalnie wiemy, jak skończy nasz bohater). No i sam wątek żołnierza odmawiającego używania broni, no ciekawe, tym bardziej, że historia napisana przez życie. Satysfakcjonujące kino.
-
Ten launch trailer xd. Nie no szkoda gadać, czekam na opinie i pierwsze recenzje, co by się nie działo, to gierkę i tak sprawdzę, ale nie jestem zbytnio przekonany na ten moment.
-
Najpierw przez ~4 lata rzucają nam jakieś ochłapy typu artwork, a teraz nagle parę miechów przed premierą pokazują nam pół gry. Dziwna kampania, chyba zbastuję z oglądaniem tego. Niech rzucą jakiś fajny story trailer (może na premierę będzie) a nie pokazują całe misje i levele lol.
-
No Reaperzy byli problemem naszej galaktyki, technologia przekaźników masy też była "tutejsza", co tu więcej wyjaśniać ? W Andromedzie wymyśli się jakiś ichniejszy sposób na szybką podróż i tyle. Dla mnie bardziej bezsensowny jest cały wątek poszukiwania planety do życia tak daleko od naszej galaktyki, która, jak powszechnie wiadomo, ma dosyć sporo do zaoferowania w tym temacie, a przynajmniej w serii ME nic nie wskazywało na to, że miejsce się nam kończy i trzeba szukać nowego domu. O ile nie pojawi się gdzieś w scenariuszu wątek ucieczki przed Reaperami (a czuję, że się pojawi), to całe założenie fabularne jest naciągane w chooj.
-
Zaliczyłem niedawno pierwszy raz całość, zbierałem się od dawna, no ale w sumie nic nie straciłem, a załapałem się na wydanie BD. Ofkoz spoilery. Co mogę powiedzieć, na pewno jest to jeden z najlepszych seriali, jakie widziałem. W przeciwieństwie do niektórych widzów, przypadł mi do gustu od pierwszego odcinka (najlepsze wrażenie zrobiły chyba na początku dialogi : świetne, naturalne, obfitujące w przekleństwa, które nie zostały wepchane na siłę), z lekkimi opadami zajawki w dalszych etapach historii. Nie nazwę go jednak ani arcydziełem, ani niekwestionowanym nr 1. Po pierwsze, pałeczkę lidera dzierży niezmiennie The Sopranos. Wiadomo, HBO bryluje jeśli chodzi o mocne, realistyczne, trzymające stały, wysoki poziom serie, tam jednak ten poziom był jeszcze wyższy i jeszcze konsekwentniej utrzymywany. Po drugie, w przeciwieństwie do gimbosnobów, nie widzę sensu w porównywaniu seriali czysto rozrywkowych czy będących klimatycznie na zupełnie innym biegunie, do The Wire, czy wielce objawionym pisaniu, że "Breaking Bad to gó.wno", bo zobaczyło się coś poważniejszego, spodobało się i zostało się prawdziwym smakoszem xd. To może najpierw, co mi nie przypasowało. Ostatni sezon to spadek formy. Nie tego spodziewałem się na zakończenie takiego dzieła. Po S04 oczekiwania były duże. Wątek gazety średnio wciągający, natomiast sprawa "seryjnego zabójcy" to w ogóle absurd i straszne zepsucie jakiegokolwiek napięcia czy intrygi. Serio, powszechnie przyjęło się czepiać pomysłu na Hamsterdam, no to jak dla mnie to, co robi McNulty w S05 przebija tamtą historię. Poza tym trochę zbyt naiwne było pokazywanie tych problemów finansowych w policji. Psujące się auta, gliniarze obijający sobie/postronnym pyski za byle gó.wno itd. Słabo, dobrze chociaż, że rozwiązanie wątku miało ręce i nogi. Postaci, które działały mi na nerwy i kopałbym je po twarzy : Snoop, Kima, Ziggy. A propos, jak na tak mocno osadzony w realiach serial, to ten ostatni jest mocno z kosmosu, co mam na myśli : nikt normalny nie traktowałby go poważnie i nie pozwolił wejść w jakiekolwiek interesy. W The Wire wiemy, jak było, i jak się to skończyło, no ale nie jest to przekonujące. Inny przypadek : brat Mouzone, no ale jego jest mało i nie irytuje. Z drugiej strony, scen, bohaterów czy dialogów, trzymających wysoki poziom jest tak dużo, że ciężko wybrać swoje ulubione. The Wire pięknie pokazuje nam funkcjonowanie miasta i działanie szeroko pojętego "systemu" z różnych perspektyw, no i bezsens "wojny" z narkotykami. Jest też boleśnie trafny we wnioskach, które z niego płyną. Kwestia wszędobylskich, wpływających na wszystko statystyk, jakie to prawdziwe. Tak samo zresztą zajmowanie się przez funkcjonariuszy pierdołami i płotkami, szczególnie, jak pomyślimy sobie o naszej policji (kłania się cały wywód Colvina dotyczący niepisanej umowy w kwestii picia piwa na schodkach). Początkowe "zdezorientowanie" tym przeskakiwaniem z jednego świata do innego (w sezonie drugim wręcz szok) szybko ustępuje uznaniu, jak sprawnie jest to skonstruowane. Koniec końców, dobrze, że mimo wszystko mieliśmy pewien konkretny, główny wątek, czasem w tle, czasem na pierwszym planie. Aha, sezon 4 to jeden z najlepszych sezonów jakiegokolwiek serialu w ogóle. Mistrzostwo, które na upartego mogłoby funkcjonować jako osobna całość. Zakończenie pozostawiało z poczuciem smutku i pustki (czego nie mogę powiedzieć, niestety, o zamknięciu całego serialu). Fajnie, że później mieliśmy okazję obserwować losy części ekipy. W każdym razie S04>S01>S02>S03>S05, elo.
-
Jak widać mamy teraz odwrotny efekt i krytyka filmu/jego potencjalnej wygranej z góry jest uznawana za niemerytoryczną i wynikającą z uprzedzeń. Ja zlewam poprawność polityczną lub jej brak, film to po prostu przykład przerostu formy nad treścią, przestylizowany, artsy, indie, zwał jak zwał. Dobry, to max. Dłuży się przez ciągłe reklamy, niektórych mogą też nudzić piosenki (wszystkie z nominowanych do Oscara za najlepszy utwór są wykonywane w czasie gali na żywo), mniej znaczące/interesujące kategorie to gdzieś połowa gali i faktycznie trochę to zamula, ale między tym wszystkim dostajemy inne interesujące wstawki. Ciekawie robi się zazwyczaj w drugiej połowie. Ja tam lubię sobie Oscary obejrzeć, mają swój klimacik, niestety w tym roku po raz pierwszy od dawna odpuszczam, tym bardziej, że z ważniejszych kategorii widziałem może ze dwa, trzy filmy. Zgadzam się z przedmówcą, oglądać galę na drugi dzień to nie to samo, zresztą pewnie ze sto razy usłyszę od kogoś, albo z radia, kto wygrał w najlepszych kategoriach. Tak czy siak, jak ktoś choć trochę "siedzi" w temacie, to jednak polecam.
-
No to by sobie mógł napisać o tym w temacie "Ostatnio widziałem", w czym problem lol.
-
No chociażby to co napisał bluber. inb4 "mogłeś się z tym liczyć oglądając taki film", ok, co nie zmienia faktu.
-
Moonlight : pod względem formalnym jest to kino, za jakim nie przepadam (długie ujęcia z ręki, mało dialogów, klimaty momentami wręcz oniryczne), abstrahuję od samej tematyki, z którą nie mam problemu, o ile jest podana w odpowiedni sposób (tu subtelności czasem brak i robi się trochę niesmacznie). Czuć tu "artyzm". Drugi problem, jakim mam z tym filmem, to przesadny tragizm i nagromadzenie problemów głównego bohatera (przypomina mi Precious) : chłopak jest gejem, dorasta w dzielnicy dilerów i ćpunów, matka jest narkomanką, ojca brak, i w tym wszystkim zachowuje się jak aspergerowiec. Nie wiem, czy przekaz miał być "jak ciężko mają homo", ale jak dla mnie taka osoba jak on miałaby przeje.bane, przykładowo, w szkole i bez tego. Mimo wszystko film zostaje w głowie, może to też za sprawą muzyki, może właśnie specyficznego klimatu, parę ujęć całkiem ciekawie wyszło (pierdoła, jak kamera na otwierających się drzwiach samochodu, lubię takie motywy). Podobało mi się pokazanie trzech etapów życia jako trzech "rozdziałów", odtwórcy głównego bohatera dobrze się spisali (a i pod względem wyglądu trafnie ich dobrano). Nie jest to zły film, ale z czystym sumieniem polecić nie mogę, po prostu nie w moim guście.
-
Hell or High Water Niby kino idealnie wpasowujące się w moje gusta, ale czegoś tu zabrakło, całość jakaś taka pusta i sztampowa. No dobra, trochę zaskakująca jest końcówka i Bena Fostera lubię, wypadł dobrze i gra tutaj pierwsze skrzypce, Pine nie przeszkadza, a Bridges sprawdza się jako klasyczny podstarzały funkcjonariusz (niektóre pociski na partnera : pół Indianina, pół Meksyka, nawet bekowe). Reszta to tło. Ładne widoczki, powolne tempo, trochę nachalne przesłanie "złe banki vs zwykli ludzie", ogólnie kino poprawne, ale nic ponadto.
-
Tam chyba ze cztery pytania z "podtekstem" politycznym padły, lekka żenua (chociaż gorsze od pytań było tylko zachowanie uczestniczki), tym bardziej, że stare edycje z tego co pamiętam trzymały jako taki poziom. No i wspomniana długość odcinka lol.
-
Kiedy można kogoś nazwać znawcą gier?
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na michal temat w Graczpospolita
Na pewno nie udziela się w CW. -
Killzone 2 Po jedynce, która z punktu widzenia czasu nie była zbyt dobrą grą (w 2005 kupiłem za 79 zł i się grało, ale czułem, że coś jest nie tak), mającą skopaną przede wszystkim frajdę ze strzelania, nie oczekiwałem po sequelu wiele, mimo, że niemal zewsząd płynął przekaz o znacznej poprawie tego aspektu. Faktycznie, jest dużo lepiej, gameplay sprawia autentyczną przyjemność, mamy niezły (choć nie zawsze skuteczny i dobrze działający) system osłon, bronie mają swoją moc (choć nadal trzeba wpakować sporo amunicji w każdego wroga, a rozrzut jest mocny), no i co chwilę dostajemy jakiś nowy aspekt rozgrywki (to czołg, to mech, to działko), plus zmianę widoczków. W tym ostatnim temacie co prawda szału nie ma, ot mroczne, szaro-bure scenerie, które owszem, mają swój klimat, ale w końcu robią się monotonne (a architektura poziomów też nie powala). Nudy tu nie ma. Tu przejdę do grafiki, która przy premierze gry była niemałym wydarzeniem (wątek trailera z 2005 itd.), no i cóż, po ośmiu latach gra prezentuje się jak dla mnie świetnie. Modele broni, szczegóły otoczenia, elementy podatne na zniszczenia, efekty - miodzio, lata temu musiało wywoływać opad szczeny. Kuleją trochę twarze postaci, może momentami jakieś słabsze tekstury. Co mi nie przypasowało : gra jest trochę za krótka (pykło 7,5 h na normalu, tu dodam, że normal jest momentami wymagający, poziom trudności dobrze wyważono), czuć niedosyt, bo niektórych patentów tylko posmakujemy, a potem już nie wracają. Nie trafia do mnie opcja noszenia tylko dwóch spluw, no ale ten zarzut mogę skierować generalnie do wszystkich "nowoczesnych" fpsów. Fabuły praktycznie tu nie ma, postaci nam zwisają, a szkoda, bo uniwersum ma potencjał. Podobnie jak w jedynce, jesteśmy wrzucani od razu w wir wielkich wydarzeń, sorry, ale nie będę zagłębiał się w jakieś bliżej nieokreślone źródła, żeby poznać historię konfliktu. Historyjka ma swoje momenty i parę niezłych scen, ale to nadal za mało, jak na tak epicką skalę. Dochodzi do tego, że w jednozdaniowych podsumowaniach wyświetlanych w czasie loadingu dowiaduję się więcej, niż zobaczyłem na przerywniku. Tu jeszcze kwestia techniczna, czyli wyświetlanie napisów : aktualnie wypowiedziane kwestia pojawiają się pod spodem, wyżej dalej "wisi" poprzednie zdanie, nieczytelne, bez sensu. Ogólnie podobało mi się i byłem miło zaskoczony. Brak zbędnego rozmieniania się na drobne, przemy przed siebie i naku.rwiamy w Highów (choć level design pozwala czasem na wybór ścieżki do celu). Seria ma swój charakterystyczny, "ciężki" gameplay, i jest to dobra odmiana od, przykładowo, CODów.
-
Nie zgodzę się, wydźwięk większości epizodów BM jest taki, że "wszyscy" dali się zwariować, a jednostki, które się ogarnęły są wyjątkami, traktowanymi przez ogół jako coś dziwnego, nieprawidłowego (Murzyn jeżdżący na bieżni, laska z niskimi ocenami, robiąca raban na weselu itd.).
-
Mnie tam zawsze poruszała scena ta muzyka
-
Wtrącę się tylko i raczej odradzę This is the End, tzn. humor i całokształt może się spodobać (dla mnie były denne), ale tematyka to apokalipsa, jakieś demony itd. sprawy, raczej dalekie od tego, o co pytasz. Project X jest zaskakująco niezły (bo po trailerach oczekiwałem kupsztala). Sprawdź The Neighbours oraz sequel, mi niezbyt przypadło do gustu (widziałem tylko jedynkę), ale może Ci podpasuje.
-
Dragon Ball (także Z, GT i Super)
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na raven_raven temat w MANGA&ANIME
Ja walczę dalej, jestem po E30 no i nie jest lepiej nic a nic. Profanacja sagi. Stare postaci obdarte z tego, za co je lubiliśmy, nowe to nieporozumienie (jakiś kur.wa Jaco xd), muzyka denna, transformacje z du.py, nielogiczności i sprzeczności z "kanonem", no szkoda gadać. GT było słabe, ale nadal kilka klas lepsze, niż ta abominacja. No ale przeżyję jakoś te 20 minut dziennie z nadzieją, że coś się poprawi jeszcze. -
W końcu obejrzałem, no i podobało mi się. Tak na świeżo to nawet mogę powiedzieć, że bardziej, niż EVII, ale nie ma tu jakiejś przepaści jakościowej. Ot, idealnie trafiła do mnie konwencja, uchwycenie uniwersum z trochę innej perspektywy, choć i tak autorzy nie poszli na całość i ducha SW czuć cały czas. Początek faktycznie trochę przymulasty, o głównych bohaterach dużo dobrego też powiedzieć nie można (ten cały Cassian to jeszcze większa lipa, niż Jyn, zero charyzmy), z całą ekipą zresztą jakoś zbytnio zżyć się nie można, no ale nadrabiają zdjęcia, sceny akcji, nawiązania do poprzednich części (fajnie też, że nie osrano do końca NT i dostajemy, choć w bardzo małej roli Film mną nie pozamiatał, ale jest solidny, i w niejednym momencie w czasie seansu czułem zwykłą radochę. No i kolejny raz przekonałem się, jak dobrym wyborem jest całkowite olewanie trailerów. Widziałem teaser (z którego 3/4 scen w ogóle nie było obecnych w filmie lol) i podziękowałem za dalsze materiały. Teraz sprawdziłem zwiastuny i tyle fajnych widoczków i scen zdradziły, że nie warto.
-
The Equalizer z Denzelem nawet spoko.