Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
własnie ukonczyłem...
God of War : Ascension Wrażenia mam nieco podobne do tych Farmera z poprzedniej strony. Jest to na pewno najsłabsza z "dużych" części serii, w sumie to chyba nawet mogłaby walczyć o tytuł najsłabszej w ogóle. Dostajemy z grubsza klasyczną formułę GoWa, z kilkoma dosyć znaczącymi modyfikacjami w systemie walki. Tutaj z jednej strony plus za odrobinę świeżości, bo dostajemy chyba największe zmiany w tym temacie od początku sagi, z drugiej zaś strony, ciężko mi pochwalić rozwiązania, które w rezultacie spowodowały spadek frajdy z gry. I bynajmniej nie jest trudniej (grałem na normalu i było łatwiutko), problem z tym, że walki stały się nudniejsze. Rozkręcamy się dopiero z nabiciem paska "specjala", z którym to dostajemy część znanych i lubianych ciosów z poprzednich części. Pasek łatwo wyzerować, i zostajemy z kilkoma efektywnymi ciosami na krzyż, plus wątpliwej jakości odmianami naszych ostrzy. Dodać do tego tragiczne parry i mamy skutecznie obniżoną przyjemność ze starć, czyli rzeczy najważniejszej w tego typu grze. Poza tym, to standardowy GoW, tyle, że wszystko ma jakąś mniejszą skalę. Historyjka beznadziejna, wrogowie też, muzyka jeszcze bardziej nijaka, niż w trójce (która to mogła się pochwalić przynajmniej kilkoma charakterystycznymi, dobrymi motywami). Plus za niektóre scenerie (cały epizod z figurą Apolla), no i graficznie jak zwykle mamy do czynienia z absolutnie najwyższą półką (niestety, mam wrażenie, że występuje tu też najwięcej spadków animacji). Gra się dobrze, a znudzić się nawet nie zdążymy, no ale ostatecznie oceniłbym całość na takie 6+. Szkoda, że najwyraźniej priorytetem było multi, którego nawet nie tknąłem.
-
Konsolowa Tęcza
W przypadku Super Slima, poza oczywistymi względami estetycznymi (tu dodam, że mimo tej tandetnej obudowy, konsola chodzi chyba najciszej ze wszystkich), dochodzą problemy z działaniem gier : w wielu miejscach w necie można się spotkać z narzekaniami na nierówny framerate czy słabe doczytywanie tekstur w grach, z którymi na starszych konsolach nie było żadnych kłopotów. Poza tym dochodzi koszt dokupienia dysku (z mojej strony uwaga : o ile nie zamierzasz jechać tylko na cyfrowej dystrybucji, to nie warto brać HDD większego niż 250 GB - to miało sens w czasach świetności PS Plusa). O nowego Slima już raczej trudno (a jeśli jest, to w nieadekwatnej cenie), także w temacie gwarancji może być różnie. Aha, modele 2xxx to ostatnie z możliwością łatwej modyfikacji softu. Na dodatek mają ładniejszy front i podświetlane przyciski, w przeciwieństwie do nowszych odmian.
-
Metal Gear Solid
Faktycznie fajnie się tego słucha, no i poznajemy dosyć interesujące, osobiste spojrzenie Haytera na kwestię jego rozstania się z serią przy okazji GZ/V (jakby ktoś chciał tylko to sprawdzić, to niech przewija do 57:55).
-
Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
Pamiętam zapowiedź tego numeru, bo akurat miałem poprzedni, trochę żałowałem później, że go nie kupiłem (mało dem, ale SR pewnie by zrobił robotę). Tak się składa, że w numerze 3/99 na CD wrzucili chyba 14 gier Yaroze, które ukazały się do tej pory w OPSM. Możecie sobie wyobrazić, jakie wrażenie w kiosku robił wielki napis na okładce "14 pełnych wersji na CD !". Oczywiście w praktyce, jak napisałeś, były to gry w stylu indyków, w większości bardzo proste i ograniczone, a przede wszystkim, zwyczajnie niezbyt interesujące. No ale na płytce znalazło się także demo MGSa, jak się później okazało, największy skarb tego numeru, dzięki któremu zostałem fanem serii. Poczytałbym sobie teraz te stare pisemka, których nie miałem, ale jakoś nie mam werwy do zabawy w licytacje.
-
Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
Nie do końca. Pamiętam np. Komputer Świat Gry, miał chyba najlepszą cenę z tych pism (jakieś 7 zł na początku poprzedniej dekady), no ale dem było tak z 5-6, a pełniak to raczej jakiś oldschool (ale często były to smakowite kąski, np. Simon the Sorcerer 2, który mi akurat gdzieś przepadł). Swoją drogą, to pismo miało przeyebaną tabelkę z ocenami gier. Były też Click czy Play, też za mniej niż 10 zł, ale bez pełniaków i z niewielką ilością demek. Sam nawet w latach świetności mojego pierwszego PC (powiedzmy, że 00-03) nie nabywałem CDA, a nie powiem, pismo robiło wrażenie objętością i zawartością (inna sprawa, że mimo grania zarówno na konsolach jak i PC, czułem jakąś niechęć do tego światka blacharzy i ich stylu).
-
własnie ukonczyłem...
Nadal trochę mało konkretów. Cinematic experience jest wyjątkowy, bo jest, a filtry są ok, bo są integralną częścią gry, hm. Ja tam akurat ostatnie, co mam do zarzucenia tej grze, to filmowość czy biadolenie Maxa (gość jako całokształt to akurat jej największy plus), ale filtry były wkur.wiające. Chyba sobie kiedyś zaliczę MP3 prawilnie na PC, bo port na PS3 w ogóle wrażenie jakiegoś takiego zamulonego robił. A braku komiksowych scenek nie wybaczę, to było integralną częścią serii.
-
własnie ukonczyłem...
Bagna czy co to tam było, chyba najsłabszy moment w gierce. Stadion też średniawo. No ale dla mnie to gra na 7+, prawie wszystko, co opisałeś w pierwszym akapicie, wywołało u mnie odwrotne wrażenia. Mój ranking to MP 1>2>3.
-
własnie ukonczyłem...
Shadow of the Colossus (PS3) Jeszcze w czasach PS2 miałem smaka na ten tytuł, no ale odkładałem, odkładałem, aż w końcu, mając już PS3 i korzystając z bardzo korzystnej oferty na PSN, wszedłem w jego posiadanie. Patrząc dziś na filmiki DF z porównaniem obu wersji jestem lekko zaskoczony, jak marny był framerate w oryginalnej wersji (inna sprawa, że, sądząc po powszechnych zachwytach, nie miało to aż takiego wpływu na całokształt, i sam pewnie bym przesadnie nie narzekał, grając ~10 lat temu) i tym bardziej zadowolony, że ograłem najlepszą możliwą wersję. Każdy wie, o co w SotC biega, więc moje odczucia : momentami dramatyczne sterowanie i kamera, skutecznie utrudniające wspinaczkę. Graficznie pod kątem artystycznym super, poza tym, mimo rodowodu, wygląda całkiem nieźle. Muzyka piękna, po raz pierwszy od dłuższego czasu trafiłem na gierkę, z której ścieżka dźwiękowa chodziła za mną w przerwach od szpilania. Oczekiwałem walk z każdym kolejnym kolosem w dużej mierze właśnie ze względu na muzykę. Same starcia : rewelka. Poza dwoma momentami, walki były raczej proste do rozkminienia (bo poza tym trudności praktycznie nie było), ale poszczególne ich etapy odpowiednio dawkowane nam przez twórców. Sam pomysł jak dla mnie zdał egzamin całkowicie, nie nudziłem się i nie narzekam na brak dodatkowych atrakcji. Nie ukrywam, że poza przebrnięciem przez wątek główny, nie bawiłem się w żadne zwiedzanie, odkrywanie itd., pusty i cichy świat mnie do tego nie zachęcił, także sorry, może jakbym grał parę lat temu. Ogólnie : było dobrze, tytuł znać trzeba. Opadu szczęki nie odnotowałem, ale było kilka epickich momentów.
-
Przez pryzmat czasu
Pomijając kwestie technologiczne, kiedy to po latach po prostu w dany tytuł źle się gra (wspomniane przez Shena Tenchu chociażby), to miałem parę takich sytuacji, w większości chodziło o przekonanie się do gry, która początkowo mnie niezbyt przyciągnęła. Mowa tutaj o kwestii dni-tygodnia, nie powrotu po latach. Przykład : Dead Space. Pograłem z pół godziny i zupełnie nie miałem ochoty na dalszą zabawę. Gra leżała nieruszana z tydzień, w końcu się przemogłem, no i jak już wsiąkłem w klimat, to na całego, a po wszystkim mogę powiedzieć, że to jedna z moich ulubionych serii tamtej generacji. Natomiast jeśli zaliczyłem daną gierkę i niezbyt przypadła mi do gustu/odrzuciła na tyle, że nawet nie skończyłem, to chyba nie zdarzyło się, żebym widział sens we wracaniu do niej i ewentualnie dokonywał rewizji poglądu. W drugą stronę ? Niech będzie MGS V, którym mocno jarałem się do skończenia głównego wątku i mimo oczywistych wad byłbym w stanie dać 9/10, natomiast po wszystkim nie mam najmniejszej ochoty włączać tej gry nawet na pół godziny. Bawiąc się w wystawianie ocen, nadal nie dałbym mniej, niż 8, także nie jest to jakiś ostry zjazd w dół. Przykładem związanym z większym upływem czasu jest Half Life. W okolicach 99-00 grałem na PC w demo Opposing Force i jarałem się niesamowicie. Po latach (myślę, że jakoś 06-07) zaliczyłem sobie jedynkę w ramach przygotowań do sequela i szczerze mówiąc nie sprawiło mi to większej przyjemności, ot spełnić obowiązek gracza i brać się za dwójeczkę.
-
Czego Wam brakuje w gierkach, co dawniej było standardem?
Z drugiej strony, na PC masz quick save'a, i cała ta otoczka w sumie idzie się yebać. Czego mi brakuje ? W sumie nie tak dużo. Na danym etapie rozwoju gamingu jarałem się tym, co dostawałem, przyjmując zmiany bez większych problemów. Powiedzmy, że brakuje mi popularności platformówek, większej ilości skradanek, no i ogólnie pojętej różnorodności wydawanych gierek. Czasy PSXa to kilka mocnych tytułów z diametralnie innej bajki miesięcznie. Teraz mainstreamowy, mocny tytuł, nie dość, że pojawia się raz na kwartał, to z reguły opiera się na schemacie : otwarty świat/korytarz - elementy rpg - elementy akcji (cover system) mieszane z eksploracją - odnajdywanie notatek/audiobooków - skrypty i szeroko pojęte cinematic experience. Nie robi już wielkiej różnicy, czy gramy w fpp, action-adventure, rpg akcji. Odpowiedzią są indyki, no ale nie czarujmy się, to jest osobny temat.
-
Polonizacje
Jeśli mnie pytałeś : nie grałem w żadnego Wieśka, ale zdecydowałbym się rzecz jasna na granie z polską ścieżką. No ale to wyjątek, zresztą nie mam zbyt często okazji grać w polskie produkcje, a chyba mało która aż tak mocno stawia na nasz język (pamiętam, jak wychodził Painkiller na Xa i było zdziwko, jak to tak, polska gra, a nawet napisów PL nie miała, no ale to inne czasy, X bez oficjalnej dystrybucji w kraju xd).
-
Polonizacje
W 90 % przypadków wybieram angielską ścieżkę i angielskie napisy, czasem zdarzy się zagrać z napisami PL, natomiast polski dubbing odpalam tylko i wyłącznie z ciekawości, na kilka minut, jeśli w ogóle Jak bardzo profesjonalny by on nie był, zawsze pozostanie czymś nienaturalnym, oderwanym od oryginalnej gry aktorskiej, przecież dana osoba nie przypadkowo została wybrana przez twórców do odgrywania jakiejś roli. Patrząc na sprawę z perspektywy innych odbiorców : napisy powinny być już absolutnym minimum przy oficjalnej dystrybucji gry, natomiast dubbing na pewno zachęci do sięgnięcia po tytuł jakiś odsetek osób.
-
OSCARY
No żart powtarzany 100 razy przestaje być śmieszny, więc w tym przypadku nastąpiło to już na początku gali, z drugiej strony skłamałbym pisząc, że nie uśmiechnąłem się momentami (Suge xd). Robotę i tak zrobił Ali G. W poszczególnych kategoriach parę zaskoczeń, ale w sumie tylko drugoplanowa rola męska, efekty specjalne i najlepszy film są mocno dyskusyjne. Spotlight, owszem, jest poprawnym produktem, ale w trakcie gali dało się odczuć, że bardziej niż sam poziom dzieła, w grę wchodzi otoczka społeczna (co jest o tyle ciekawe, że skandal wybuchnął -naście lat temu). W ogóle, natchnione, patetyczne gadki to Oscarowy standard, ale najbardziej rozje.bał i tak Leo ze swoim globalnym ociepleniem. Aha, Wendzikowska w Canal + to nie był najlepszy wybór, mówiąc delikatnie.
-
Mr Robot - 2015 - USA Network
Skończyłem, no i słabe to było. W sumie tylko pierwszy odcinek jest na poziomie, w okolicach trzeciego już miałem dość i oglądałem z rozpędu, żeby tylko zakończyć. Zmarnowany potencjał, bo pomysł na głównego bohatera bardzo dobry (zresztą jest jednym z niewielu plusów serialu, props dla Maleka, wywołuje współczucie i w sumie jakąś sympatię), ale zamiast uderzać od razu w wojowanie z korporacjami, można było, przynajmniej w pierwszym sezonie, skupić się na nieco bardziej przyziemnych wydarzeniach i samej postaci Elliota. Dużo tu gimbofilozofii, hasełka o wolności, ucisku korporacji (Evil Corp xd) itd. wypadają tandetnie po prostu. Wymieszali klisze z Fight Clubu, Matrixa, Dextera i innych tworów popkulturowych w jedną papkę bez własnej duszy. Poza tym, jak na 10 odcinków, to dostaliśmy dużo niepotrzebnych wątków (epizod dilera i jest nie dość, że wciśnięty na siłę i totalnie z doopy, to jeszcze jego rozwiązanie jest zupełnie niepoważne). Bohaterowie w większości irytujący. Wyróżnić można muzykę i warstwę wizualną. No, to tyle, S02 raczej nie sprawdzę.
-
Fargo (2014)
Jakiś czas temu skończyłem drugi sezon i stawiam go ogólnie wyżej niż pierwszy, z taką uwagą : S01 miał świetny początek, zapowiadający coś lepszego, niż w rezultacie dostałem (choć to nadal dobry serial), natomiast S02 na początku trochę zamulał, nie mogłem się przekonać do ekipy, ale z każdym kolejnym odcinkiem było coraz lepiej, by w okolicach E06-08 osiągnąć poziom wręcz rewelacyjny. Finał taki se, a rozwiązanie kwestii ale całokształt jak najbardziej in plus, trzeci sezon sprawdzę z chęcią.
-
Pieprzenie
Przede wszystkim jakieś 75 % ludzi (dane z du.py) ani nie oglądała żadnego filmu, ani nie czytała książki, ot po prostu hasło Frankenstein sobie funkcjonuje i tyle. To trochę tak, jak z "zakwasami". Na dodatek znając fakty, i tak używa się tej uproszczonej wersji, żeby się normalnie dogadać.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Jak nie widzisz różnicy między napier.dalanką z serii Rocky 1-5 a Creedem to lol. Mało realnym było w sumie głównie Ostatnio widziałem : The Breakfest Club : dobre, młodzieżowe kino w klimatach lat 80tych. Na zachodzie podobno klasyk, u nas mało znany, a warto sprawdzić. Trochę śmiechu, trochę "przekazu", dobrze wyważone.
-
Nowości
Te mixtape'y Prosto to od zawsze kiszki były (pierwszy ma kilka spoko kawałków, ale to bardziej sentyment), ale na czwórce są ze 3, 4 dobre numery (głównie przez bity). Sprawdź lepiej De Nekst Best Mixtape.
-
Małpa Mówi
Kawałek z Włodim na propsie, reszty w ogóle nie pamiętam, może na dniach sobie powtórzę.
-
Poleć coś w stylu...
Filmy Guy'a Ritchiego (Porachunki, Przekręt, Rock 'N' Rolla), choć po avatarze wnioskuję, że pewnie znasz. Poza tym, pozostając w podobnych klimatach, Layer Cake, Lucky Number Slevin.
-
The Revenant
Wrażenia spisałem w innym temacie, a z perspektywy kilkunastu dni po seansie : film trochę przehajpowany i z dużym potencjałem na bycie szybko zapomnianym. No dobra, po latach widzowie będą kojarzyć "Leo vs niedźwiedź" i ładne widoczki, i to w sumie tyle. Nadal więcej, niż dobry, ale na ten moment nie wyobrażam sobie, żebym miał go kiedyś ochotę powtórzyć.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Steve Jobs : lekki zawód. Scenariusz Sorkina miał gwarantować najwyższy poziom, i owszem, w temacie dialogów jest świetnie i stanowią one jedną z największych zalet filmu, ale całokształt ma dziwną formę, taką trochę zbyt rwaną, ot trzy "akty" przedstawienia, z pojawiającymi się później autocytatami. Zresztą częstotliwość dialogów i ich tempo są zaskakujące, można śmiało powiedzieć, że to przegadany film. Całość kręci się wokół zakulisowych przygotowań do trzech różnych konferencji prowadzonych przez Jobsa, które w istocie są okazją do przedstawienia jego trudnych relacji z innymi (głównie ex żona i córka, Woźniak i prezes Apple). Film, co raczej nie zaskakuje, lepszy od Jobsa z Kutcherem, ale ogólnie pozostawia raczej obojętnym. Zresztą, co tu dużo gadać : przepychanie wizerunku Jobsa jako wizjonera i geniusza jest od jakiegoś czasu lekko męczące. Fassbender jak zwykle na wysokim poziomie, no ale sorry, chociaż odrobina fizycznego podobieństwa pomogłaby w łyknięciu, że to jest Jobs, a nie Fass, jeśli wiecie, o co mi chodzi. Wizualnych "eksperymentów" Boyle'a tu raczej niewiele, ale jak już są, to wypadają interesująco. Obejrzeć warto, bez nastawiania się na wybitne dzieło. Creed : w sumie to meh. Klisza za kliszą, ale to akurat było oczywiste (najbardziej odczuwalne są schematy znane z Rockiego 1). Dobry Sly, poprawny odtwórca roli tytułowej i zbędny/słaby wątek romansowy z irytującą laską. Walki ładnie nakręcone i mające trochę więcej do czynienia z realizmem, niż klasyczne starcia z serii o Rockym, tracą natomiast na ładunku emocjonalnym. Całość jest jakaś taka bezjajeczna, choć parę scen można wyróżnić na plus. Wszystko co dobre w filmie to zasługa Stallone'a i jechania na sentymentach, jednocześnie nie do końca rozumiem aż takie zachwyty nad tą rolą, ot stonowany, mamroczący pod nosem, zmęczony Rocky, trochę wyższy level, niż w ostatniej części cyklu. Trochę powyżej średniej.
-
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
Czyli wszystko git.
-
Pomoc
Czasem 5 h snu daje lepszy efekt dla samopoczucia, niż 7, kwestia, w jaką fazę snu trafisz w momencie pobudki. Jeśli ten nocny tryb będziesz miał długoterminowo, to spokojnie, samo przyjdzie. Jak to jest cykliczna zmiana, to może być lipa. Widziałem kiedyś reklamy jakichś niby "intelygentnych" budzików, które ustawiały Ci pobudkę w odpowiedniej fazie snu, żeby wstać jak najbardziej rześkim (zamiast 11:00 np 10:45) ale w sumie skąd zegarek ma wiedzieć, kiedy zasnąłeś i w jakiej jesteś fazie xd ? Kur.wa, nawet appki z tym mają : https://play.google.com/store/apps/details?id=com.urbandroid.sleep&hl=pl niektórzy piszą, że placebo, ale w sumie, jak działa, to czemu nie ?
-
własnie ukonczyłem...
Ratchet and Clank : Quest for Booty Zażądanie za to ~70 zł (bo chyba tyle kosztowało przy premierze) to ze strony dystrybutora mocny lol. Gra w porywach na 3-4 h. No ale abstrahując już od tego : jest dobrze. Początek (po prologu), kiedy lądujemy na wyspie bez broni, jest mega przyjemny, czułem się przez chwilę, jakbym grał w połączenie serii R&C i Jak and Daxter (plaża, śmiganie po wyspie, "zagadki", pułapki). Szkoda, że nie dostaliśmy tego więcej. W sumie jest to największy powiew świeżości w serii od jej początków. Motyw z arsenałem, w którego posiadanie wchodzimy stopniowo, nie ma go dużo, a jego rozwój jest ograniczony, jak najbardziej in plus (elementy rpg w temacie broni to dla mnie jeden najbardziej niepotrzebnych chwytów w serii, skłamałbym mówiąc, że levelowanie nie wywołuje jakiejś frajdy, ale z drugiej strony przymusza gracza to używania wyjściowo słabych broni do znudzenia). Graficznie zauważalny postęp w stosunku do prequela. Poza tym standardowe dla serii klimaty, tylko Clanka brak. Dla fana pozycja obowiązkowa, ale raczej do wypożyczenia od znajomego.