-
Postów
4 238 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Bartezoo, zabierasz się pierwszy raz za ME2 ?
-
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji temat w Metal Gear Solid
W podstawowych kasetach i filmach na 90 % tego nie było. Tzn. tylko o To jest właśnie jeden z problemów tej części : w sytuacji, kiedy każda scenka i dialog są na wagę złota, to dużo ciekawostek jest opcjonalnych czy wręcz poukrywanych. Ja dopiero po skończeniu fabuły dowiedziałem się, że Nobody : charyzma, bo jednak ciągnie pociąga za sobą te tłumy, ludki mu salutują, cieszą się, jak dostaną po pysku, zgłaszają się dobrowolnie itd. Niezależnie od tego, jak przedstawiono go w tej części, jest liderem. Oczywiście my, jako gracze, wykonujemy te wszystkie czynności (zarządzanie, budowanie), ale -
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji temat w Metal Gear Solid
Z całą mizernością Huey'a, to Bo prawda jest taka, że choć jako bohatera opowieści lubimy BB, to cała ta idea (do tej pory już sto razy rozmyta) raju dla żołnierzy/świata bez granic i odwoływanie się do jakiejś tam wizji The Boss to jest jakaś taka mętna i mało pociągająca dla zwykłego człowieka (zresztą dla mnie jego motywacje opisane w starych MG zawsze były nieprzekonujące i liczyłem raczej na to, że w nowych częściach pójdzie to w trochę innym kierunku). No ale dobra, to już chyba dobry czas na podsumowanie piątki. Zaliczyłem ją z 60h na liczniku i pewnie jakimiś 50 % postępu, ale po zakończeniu fabuły nie jestem zbytnio zmotywowany do zabawy w powtarzalne/schematyczne misje dodatkowe. Luźne wrażenia : - gameplay jest bardzo dobry, wiadomo wszem i wobec. Obawiałem się trochę formuły PW, ale okazało się, że piątka wszystkie te elementy rozbudowywania bazy itd. dostarcza Graczowi w o wiele lepszej i przyjemniejszej formie. W ogóle MGSV to typowy tytuł żywiący się natręctwami graczy. Tu coś znaleźć, tu rozwinąć ile się, da, złapać kogo się da, zebrać diamenciki, wyczyścić bazę itd. itp. Lepiej się z tego szybko "wyleczyć". Samo skradanie, czyszczenie baz i posterunków to czysta frajda. Sterowanie, kontrola postaci, to wszystko sam miód. Jednak pomysł na otwarty świat uważam za chybiony, z prostego powodu : nic byśmy nie stracili, gdybyśmy dostali opcję wyboru misji z listy i byli wrzucani wprost do akcji, dokładnie jak w PW. Podróżowanie czy zwiedzanie terenów nie daje żadnej satysfakcji i jest po prostu niepotrzebne. Tereny są ogromne, ale przemierza się je niewygodnie (blokady terenu). Do tego loadingi/oglądanie przelotu helikopterem. powodują, że w sumie żadna metoda na skakanie po mapie i zaliczanie np. side opsów nie jest naprawdę efektywna (i każdy kombinuje tylko sposoby na szybką podróż). Szkoda. No ale Kojima sobie wkręcił już parę dobrych lat temu, że musi mieć otwarty świat, mimo, że wcale to do jego serii nie pasuje. Mam nadzieję, że ktokolwiek przejmie po nim pałeczkę, wróci w tym temacie do korzeni. Przy okazji, system checkpointów też potrafi wku.rwić. Namęczysz się w "bazie" pół godziny, pozbierasz co się da, nagle alarm albo śmierć, i robisz wszystko od początku, CHYBA, że w pewnym momencie po prostu wybiegłeś 500 metrów za strefę misji i magiczny save sam się zrobił xd. Spoko. Swoją drogą, trochę dziwne, jak zmalała rola kamer w serii, już chyba od czasów MGS2 zeszły na margines, co w trójce było jeszcze naturalne. No ale mniejsza z tym. Znowu dostajemy milion gadżetów i znowu większość jest niepotrzebna. Nawet pudłem prawie się nie bawiłem. - nie odkryję Ameryki stwierdzając, że mamy tego wszystkiego po prostu przesyt. Gdyby skondensować trochę zabawę, wyszłoby to grze tylko na dobre. Kogo tak naprawdę jara piąty czy dziesiąty powrót do znanej miejscówki, np. na lotnisko, tylko z inny rozstawieniem czy uzbrojeniem wrogów ? Jasne, mogłem jechać tylko misje fabularne, no ale wtedy pozostaje pytanie, po co w ogóle tyle zawartości ? Zresztą to byłoby utrudnianiem sobie życia, bo więcej kasy i lepiej rozwinięta baza : mimo wszystko lepszy sprzęt na główne misje. Wszystko jest na dodatek rozwleczone wspomnianym już docieraniem na misje. - system towarzysza misji jest świetny, a właściwie to DD jest zayebisty, choć ma trochę przesadzoną moc.Za to D-walkera nie użyłem ani razu - praktycznie brak walk z bossami, no nie fajnie. - muzyka : tylko kilka charakterystycznych melodii i dużo ciszy. Kolejny aspekt słabszy niż w poprzednikach. Duży props za Quiet's Theme, za to Sins of The Father zupełnie mi nie przypadło do gustu. O piosenkach z epoki się nie wypowiadam : fajny smaczek i tylko tyle. Muszę sobie sprawdzić soundtrack na spokojnie, oderwany od gry. Za to dubbing to jak zwykle najwyższa półka. Keifer mi pasuje (choć sprawdziłby się Richard Boyle), a Ocelot fajnie nawiązuje do swojej starszej wersji. No ale MGS to dla mnie głównie fabuła, postacie, znane uniwersum. Szkoda, że Kojima skacze ze skrajności w skrajność w temacie proporcji gra : filmiki i teraz dostajemy tytuł z powoli i niezbyt emocjonująco rozwijającym się wątkiem głównym, plus (niejednokrotnie ciekawszymi) przedstawionymi w formie kaset informacjami pobocznymi. Widziałem, że do wielu osób ten patent trafia, bo przecież nie zatrzymuje gracza na siłę. Dla mnie jednak kasety nie mają żadnych plusów w stosunku do rozmów codecowych. Żeby dokładnie ich wysłuchać i się skupić, i tak muszę się zatrzymać i patrzeć jak głupi w menusy iDroida/kręcić się w kółko Big Bossem/cokolwiek w tym stylu. Na dodatek są to głównie monologi, często rozwleczone bardziej niż słynne już rozmowy z poprzedników. No i, jaki by nie był, mało w nich MGSowego humoru. Także codec>kasety. - zachwalana reżyseria scenek, kiedy już je dostajemy : mnie nie do końca przekonuje. Nie jestem fanem kręcenia "z ręki", ciągłego przebywania blisko bohaterów. No ale nie powiem, jest parę mocniejszych motywów. Szkoda, że niewiele będę miał ochotę obejrzeć ponownie, a do list z najlepszymi scenkami z serii, raczej ciężko będzie się którejś załapać. Poza tym, tradycyjnie, trailery dużo pokazały (a i tak widziałem tylko ze dwa), a jakby tego było mało, Koji wpadł na genialny pomysł zapowiadania obsady każdej misji (twardo patrzyłem przy każdym początku misji w środek ekranu, żeby sobie nie spoilować). W ogóle po chooj ta epizodyczność misji ? Dochodzi do śmiesznych sytuacji, kiedy filmik kończy się Super immersja dzifko. Co do konkretów : Chyba lepiej dla wszystkich, że Hideo się pożegnał z MGSem. Ja podtrzymuję to, co kiedyś pisałem : seria jako całość fabularnie nie trzyma się kupy i wolę poszczególne części traktować jako osobne twory, ewentualnie podstawową trylogię uznać za ładną i w miarę sensowną całość (ale ze słabo zamkniętym wątkiem Patriotów). O ile czwórka była przesadzona w temacie powrotów znanych twarzy, koneksji, nawiązań do poprzedników i ogólnej sentymentalności, tak piątka jest jakby obok głównej serii. Dziwny to MGS, to na pewno. W przeciwieństwie do wspomnianej czwórki, raczej godny polecenia osobie nie znającej serii. Mimo wszystko ma swój specyficzny, trochę tajemniczy klimat, opowieść wciąga, a parę wątków zostało fajnie przedstawionych czy wręcz zamkniętych (timeline przed napisami końcowymi odpowiedział na część pytań lepiej, niż scenki czy nagrania). Ojciec serii trochę jednak przedobrzył. Szkoda, bo po takich sobie PO i PW mieliśmy okazję dostać fenomenalne powiązanie między starymi a nowymi częściami. Ale kolejny sequel i tak pewnie nadejdzie, i ja bardzo chętnie go sprawdzę. tl;dr : dobra gra, warta każdej złotówki, ale średni MGS. -
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji temat w Metal Gear Solid
Yano : jakoś mnie zniechęciło jak ze dwa razy ją wziąłem na misję i była mało użyteczna. Może to przez przyzwyczajenie do DD. Nobody : Fakt, choć jest to dosyć subtelne. Myślałem kiedyś o tym, i mimo wszystko Kojima podał nam te "brudne" fakty z życia BB w taki sposób, że on koniec końców nadal jest spoko, to jest nasz bohater, no bo w końcu trudno nie mieć protagonisty, któremy kibicujemy. W PW mamy w ogóle pseudo-romantyczne podejście do tematu rebalii i anarchizmu (nawiązania do Che). Zresztą począwszy od trójki, z zakończeniem czwórki na czele, BB miał być wybielony, ja to np. kupuję, bo cała historia fajnie pokazywała, że to, czy ktoś jest "zły" czy "dobry", szczególnie w temacie polityki czy wojny, zależy od kontekstu (truizm, ale mówimy o gierkach). Widać, że Kojima to lubi, też na przykładzie -
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji temat w Metal Gear Solid
Wczoraj dopiero zaliczyłem The Truth, także czas na głębsze rozkminy dopiero nadszedł, ale szczerze mówiąc nie chce mi się już szukać trzeciego dna w MGSach. Na ten moment oceniam to, co po prostu, co dostałem w temacie historii Big Bossa i reszty ekipy. Teraz pytanie, które pewnie już nie raz padło : -
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji temat w Metal Gear Solid
Owszem, ale nie wpływa to jak dla mnie w żaden sposób na ocenę wątku głównego. Inaczej : to, że przesłucham 20 minut monologów o tym, skąd się wziął Skull Face, o jego motywach itd. nie zmieni faktu, że cała intryga i poprowadzenie tej historii są mocno średnie, a momentami po prostu głupie. -
No raczej, że oryginalny, zawsze i wszędzie. Na dodatek ME jedynka ma innych aktorów, niż dwójka (nie wiem, czy wszystkich powracających w sequelu, ale na pewno Sheparda), a trójka w ogóle nie ma PL dubbingu.
-
Ku.rwa gość po prostu napisał, że był zaskoczony, bo co jak co, ale o Moon "przeciętny" widz nie słyszał albo słyszał nie wiele, a skojarzenie automatyczne jest "nie słyszałem=pewnie nic nadzwyczajnego". Film faktycznie spoko, ot taki na jedno obejrzenie. Może chętniej bym do niego wrócił, gdyby nie to, że gra tam Sam Rockwell. Source Code to już typowe 6/10, z Duncanem może być tak jak z Blomkampem. Ostatnio widziałem : Southpaw : przeciętniak, kto nie obejrzy, nic nie straci. Poprawnie wykonane, ale nie wyróżniające się niczym szczególnym, za to wypełnione kliszami kino. Może plusik za jako takie pokazanie realiów treningów czy walk. Fajnie, że Jake się stara i w ogóle, no ale trochę to mdłe.
-
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji temat w Metal Gear Solid
Ja użyłem wozów z uzbrojeniem ze cztery razy : do rozwalenia wrogiego konwoju w jakiejś standardowej misji, dwa razy na Skulls i raz na (spoiler z 30 misji) Poza tym czasem wygodniej się przemieścić jeepem niż zadupcać na nogach, ale to tylko jak akurat jakiś się trafi w pobliżu. No ale jak poradziłeś sobie z tamtymi momentami bez nich, to pewnie i w przyszłości ich nie użyjesz. No lipa lipa, właśnie tam się poratowałem wozem z armatką, w sumie zapomniałem zupełnie o d-walkerze. Zresztą cały wątek to dla mnie nieporozumienie. -
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji temat w Metal Gear Solid
Właśnie tak rozkminiałem, po co rozszerzenie z głośnikami do idroida xd. To są te MGSowe patenty, z którymi jedyna styczność to przeczytanie o nich w kąciku szperacza, ewentualnie wypróbowanie raz dla sprawdzenia. Raz się chyba w kiblu schowałem, ale nie w czasie alarmu, zresztą nie znoszę grać z alarmem, wolę walnąć restarta (chyba, że checkpoint był dawno). -
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji temat w Metal Gear Solid
Nie wiem, czy myślimy o tym samym, jesli chodzi o to niezbyt fajna, a owi osobnicy przekombinowani, nawet jak na MGSa. Po paru próbach zamówiłem sobie do niej wóz opancerzony z działkiem i poszło. Jeśli mowa o wcześniejszym spotkaniu to było niezłe, klimatyczne. -
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji temat w Metal Gear Solid
Dzięki za rady. No tak, ale podchodząc do gry na czysto i bez wcześniejszego rozpytania, nie wiesz tego. Tytuł stara się przekonać Cię, że to warte zachodu (bo, przykładowo, skąd masz wiedzieć, że po ~10 misjach osiągniesz już max GMP, a i tak nie ma go za bardzo na co wydawać ?). No i nie powiedziałbym, że od początku można zlewać żołnierzy, przynajmniej do momentu zapełnienia podstawowego składu mother base (ochotników aż tylu nie ma). Samo R&D się przeciez mocno przydaje (choć na upartego gierkę zaliczy się z dwiema podstawowymi pukawkami i jakąś wyrzutnią). Zawsze wolałem raczej dokładnie poznawać dany tytuł, nie przebiegać, bawić się, ale tutaj nastąpiło przedobrzenie. Tym bardziej, że szperanie nie jest jakoś specjalnie wynagradzane (znajdźka w postaci kasety z nagraniem odgłosów s.rania, dzięki xd). -
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji temat w Metal Gear Solid
Ja mam 30 h, skończone 23 misje plus kilkanaście side opsów i powiem szczerze, że już powoli zaczyna mnie to męczyć. Kur.wa wychodzi na to, że jestem dopiero w połowie fabuły. Przestałem się już bawić, przeczesywać odwiedzane miejscówki i fultonować kogo się da, bo i tak nie jest to aż tak potrzebne, skłaniam się powoli do przebiegania przez misje. Najgorsze jak dla mnie jest to, ile traci się czasu na przemieszczanie po mapie/helikopter/loadingi. No i zanim dotrę do prawdziwego celu misji, to zazwyczaj po drodze jestem skazany na "zabawę" po raz setny w podchody na jakichś mniejszych posterunkach. Mimo wszystko to MGS, historia, jaka by nie była i jak lipnie nie byłaby podana, to jednak wciąga, a człowiek oczekuje na kolejne fragmenty układanki (i dostaje je gdzieś tak raz na 3 godziny xd). Swoją drogą : wiecie, dlaczego nie mogę ulepszyć helikoptera na trzeci poziom (mam już drugi i odpowiednie surowce) ? Nie wyskakuje żaden komunikat, ot po prostu kliknięcie w menu w odpowiednią ikonkę nic nie daje. Dodam, że sprawdzałem to nie siedząc w środku. -
W sumie podbijam. Z TS jest taki problem, że teoretycznie miał wszystko, żeby stać się przynajmniej dobrym filmem (przede wszystkim Bale, pomysł na postać Worthingtona, no i przeniesienie się do okresu wojny), a wyszło strasznie nijako, w porywach średnio, z wielką ilością głupot, wizualnie byle jak (choć początkowe sceny dają radę), bez jakiejkolwiek naprawdę mocno wbijającej się w pamięć sceny. No i PG13. Mimo wszystko wolałbym dostać kontynuację tego wątku z tą ekipą, niż niby sequel, niby odświeżanie. No ale film chyba nie zarobił. Z drugiej strony, czego oczekiwać po jakimś McG.
-
Figaro : zyskał właśnie na braku upierdliwego ekwipunku (przecież to było jakieś nieporozumienie w ME1, jakieś wyrzucanie śmieci, żeby było miejsce, już nie pamiętam dokładnie, ale wiem, że się wkur.wiałem) i jakości strzelania, które stało się, stety lub niestety, dominującym elementem gameplay'u. Ja tam mako lubiłem, natomiast sondowanie planet było baardzo upierdliwe w ME2, ale to już inna kwestia.
-
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji temat w Metal Gear Solid
super granie kurfo Ej ale Bartezoo przynajmniej mówi co widział, a nie przekleja kawałków z DF. Mnie się gra dobrze i się cieszę, bo wykreślając z listy MGSV nie ma na next genach już żadnego tytułu, dla którego miałbym któregoś zakupić. I nie nie ma co udawać, że poza oczywistymi zmianami technicznymi, wersje na next gen zapewniają diametralnie inną zabawę. Pokazać Wam różnicę między generacjami, która bolała ? A i tak się cieszyło. Idę grać. Jak do tej pory (kończę Afganistan) najlepszym momentem było chyba zupełnie nie czaję, czemu to wrzucili jako side ops. -
Otóż to, gameplay, mimo zwrócenia się w kierunku "casualowe strzelanie", zyskał (ja bym mimo wszystko zostawił system amunicji z jedynki, ale to inna bajka). Akurat "zabawa" ekwipunkiem, mimo, że miała w ME1 więcej wspólnego z RPG niż w późniejszych częściach serii, to jeden z najbardziej męczących i źle zaprojektowanych elementów tej gry, stąd też ja przyjąłem z radością zmiany z dwójki. Co do fabuły, faktycznie ME2 to w zasadzie tylko zbieranie ekipy i dwa, trzy momenty popychające całość do przodu (w tym zakończenie), z drugiej strony, ME1 robiło największe wrażenie samym przedstawieniem uniwersum, bo główne misje fabularne są szczerze mówiąc średnio porywające (tu odbić kolonię, tu coś tam), dopiero spotkanie z na Virmire trochę rozkręca klimat, no a potem Ilos i zakończenie (najlepsze z trylogii jak dla mnie).
-
Marsjanin : lekka i przyjemna przygoda, ze sporą ilością elementów humorystycznych. Dla niektórych może to być wręcz wadą, bo o ile bohaterowie faktycznie co chwila znajdują się w dużym zagrożeniu, to nad wszystkim unosi się atmosfera luzu (potęgowana dodatkowo przez soundtrack, swoją drogą, mimo jego "klimatyczności", średnio dobrany). Aktorsko jest nieźle (o ile ktoś nie jest uczulony na Damona, ja go lubię, szczególnie w tego typu rolach), ale połowa obsady wydaje się wciśnięta trochę na siłę (ekipa "ziemska", Kristen Wiig chociażby). W ogóle film się momentami dłuży, niestety (czas : 2h20m). Dostajemy parę fajnych widoczków (trochę za mało jak na mój gust), efekty stoją na najwyższym poziomie (choć po Interstellar nic tu nie spowoduje opadu szczęki), są też hollywoodzkie "niemożliwe" akcje trzymające w napięciu, zwroty akcji, no ogólnie rzemieślnicza, mainstreamowa robota. Luźne skojarzenie, jakie przychodzi mi do głowy, to "Apollo 13". Nie ma naprawdę dużych wad, ale nie robi też szału i raczej nie wywołuje większych emocji. Powtórki nie planuję.
-
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji temat w Metal Gear Solid
No przeskok z next genów pewnie jest bolesny (myślę, że głównie przez fpsy), ale jak się nie ma porównania, to wygląda to wszystko ok. Nie da się ukryć, że to mimo wszystko gra middle genowa. Podbijam, zresztą głos BB też potrafi się "zlać" z innymi, szczególnie gdy słuchamy rozmów z kaset. Mimo wszystko props za lekkie naleciałości ze starego Ocelota. Z innej beczki : nie wiem, czy ktoś tutaj już zwrócił na to uwagę, ale gwiazdozbiory na nocnym niebie zostały odwzorowane zgodnie z realiami (a nie napaćkano losowo gwiazdek jak to w gierkach bywa). -
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji temat w Metal Gear Solid
Gram w PP jakieś kilkanaście godzin i jak na razie zabawa jest naprawdę dobra (szkoda, że tak naprawdę Ground Zeroes spoiluje nowości gameplay'owe). Mechanika, sterowanie itd. to bomba, ale powoli wkrada się schematyczność (nigdy w MGSach nie stawiałem na zabawę milionem różnych gadżetów, w miarę możliwości na zwykłych żołnierzy wystarcza mi jeden gnat i CQC, więc naturalne, że zabawa robi się powtarzalna), no i wkur.wia mnie system podróżowania (właściwie to, ile czasu muszę tracić na dotarcia z miejsca na miejsce, nawet helikopterem). Grzebanie przy zarządzaniu bazą/ludźmi to w ogóle nie moja bajka i staram się załatwiać te sprawy jak najszybciej i najprościej. Fabularnie wiadomo, rozkręca się powoli, ale na razie nie narzekam. Aha, gra na PS3 prezentuje się naprawdę bardzo dobrze, a poza cutscenkami nie dostrzegłem jakichś mocniejszych spadków animacji. Pomyśleć, że kiedyś myślałem, że dla MGSV przyda się już kupić PS4 xd. Na ten moment, nie będę oryginalny : gra dobra, ale nie jest to kierunek, w jakim powinien iść MGS. -
Terminator : Genisys : Szykowałem się na całkowitą padakę, a film okazał się całkiem zjadliwy, ot średniak z lepszymi i gorszymi momentami. Zdecydowanym minusem jest prawie cała ekipa aktorska, i j nie chodzi tylko o ich umiejętności, a po prostu wygląd. Chyba w żadnej filmowej serii nie spotkałem się z taką niekonsekwencją w wyglądzie jednego bohatera (Connor, zresztą Reese też). Sarah jest beznadziejna, Kyle po prostu nijaki i bez krzty charyzmy, a za Jasonem Clarkiem po prostu nie przepadam, choć trzeba przyznać, że reprezentuje jeszcze jako taki poziom (tyle, że dla mnie to nie jest John Connor). Najważniejsze, że mamy tu Arniego, który mocno podnosi poziom całości, wprowadza momentami lekki uśmiech i bądź co bądź, jest dla widza jedynym prawdziwym łącznikiem z pozostałymi częściami serii. Historyjka ma oczywiście parę nielogiczności, efekty nie robią wrażenia (szczególnie mając w pamięci T2 sprzed -nastu lat), ale ogólnie rzecz biorąc da się to obejrzeć bez odruchu wymiotnego.
-
PW ukazał się po czwórce. Jak dla mnie seria MGS z całą swoją kiczowatością, motywami paranormalnymi czy po prostu śmiesznymi, tylko dwa razy przekroczyła granicę na tyle, że mogłem powiedzieć nie, tego nie kupuję, to jest ku.rwa za głupie (spoiler z MGS2/4 i PW) : Nie no po prostu nie toleruję tej części, tak jak niektórzy byli uczuleni na czwórkę. HL2>>Bioshock>>>Dishonored. Elo
-
Straight Outta Compton : O filmie coś tam przed premierą słyszałem, ale mimo sentymentu (jeśli można tak to określić) do NWA, nie czekałem na niego, ot, pewnie kiedyś bym obejrzał z braku laku, jak Notoriousa (6/10). Spontanicznie pojawiła się okazja wyskoczenia na seans, no i jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Przede wszystkim film wciąga od początku (mocny wstęp) i mimo długości (2,5 h) nie przymula. Po drugie, aktorzy zostali świetnie dobrani, a poza podobieństwem do ekipy z Compton, grają nawet nieźle (syn Cube'a co prawda nie przeskakuje raczej jego poziomu gry aktorskiej, no ale gość wygląda prawie 1:1 jak stary). Pierwsze skrzypce grają tu Ice Cube i Eazy-E i, co mnie dosyć mocno zaskoczyło, to ich konflikt został tu zaznaczony najmocniej, a beef z Dre został w zasadzie przemilczany, co z uwagi na słynne kawałki, jakie były jego owocami, jest conajmniej dziwne. Pod względem fabularnym mamy tu raczej standard "gatunku" (parę ckliwych momentów, raczej unikanie "demonizowania" kogokolwiek z ekipy, rolę złego przejął tu w sumie Swoją drogą, kiedy na ekranie pojawia się Suge, wiadomo, że zaraz będzie się działo coś mocnego. Poza tym dostajemy warstwę muzyczną na najwyższym poziomie, dobrą reżyserię i trochę humoru (pierwsze nawijki Eaziego w studio xd). Film jest skonstruowany tak, żeby dało się go bezboleśnie łyknąć nawet w ogóle nie znając tematu, no ale nie oszukujmy się, jest skierowany głównie do słuchaczy rapu, chciażby niedzielnych. Polecam.
-
No nie zastopowanie, ale moment zapamiętałem jako spadek formy całości. To, że strzelajo, nie znaczy jeszcze, że się będę jarał. Ex Machina : niezłe, kameralne kino. Nic tu jakoś mocniej nie zaskakuje, ale całość trzyma formę. Jeden z przykładów, na to, że dobre sci-fi obejdzie się bez fajerwerków. Snajper : poprawny, ale w przypadku Clinta to mało. Cooper jakiś bez wyrazu. Brak zapadających w pamięć, mocnych scen, może poza motywem z pierwszego trailera. Ni to laurka, ni to komentarz na temat dramatu wojny. Poprawny, ale nijaki.
-
Jupiter : Intronizacja : straszne gó.wno, w sumie to było wiadomo po premierze, ale gdzieś tam jeszcze nazwisko Wachowskich budziło nadzieje na choć odrobinę pozytywnego zaskoczenia. Niestety, potwierdza się tylko postępujący upadek. Co tu dużo mówić : absurdalna historyjka, klisza za kliszą, aktorstwo marne, efekty to przerost formy nad treścią (miliardy świecidełek, ale design leży). Głupie to jak but. Ostatnio taką lipą były czwarte Transformery. Omijać z daleka. Rok przemocy (A Most Violent Year) : rok 1981, przedsiębiorca zmaga się z napadami na jego firmę, naciskami i ogólnym syfem wokół prowadzenia biznesu. Stonowane, powolne, ale nie nudne kino, bez rewelacji, ale ja lubię takie filmy. Dobra rola Isaaca, Jessica Chastain świeci dekoltem (poza tym też ma niezłe momenty), drugi plan na poziomie. Dobre, surowe zdjęcia. Polecam, bo film chyba nie jest zbyt popularny, a warto go sprawdzić. Chappie : no niestety forma Blomkampa z każdym kolejnym filmem leci w dół. Na plus tytułowy robot (choć jego głos mnie momentami irytował), i to w zasadzie tyle. Fabuła pełna charakterystycznych dla blockbusterów głupotek i nielogiczności, beznadziejna w roli głównych bohaterów ekipa Die Antwoord (cała ich obecność jest bolesna dla widza, zasadniczy minus produkcji), no ogółem nie trafiła do mnie konwencja mieszająca groteskowych bohaterów, naiwne idee a z drugiej strony brudne i pseudorealistyczne sci-fi. Exodus : średniak do potęgi. Żadnych odważnych pomysłów (może poza kontrowersyjnym dla niektórych wizerunkiem Boga), wszystko "od linijki", bez jaj. Żaden element nie jest całkiem zły, ale jako całość film po prostu nie porywa. Spoko wypada jedynie Ramzes. Nuda, a hasła o tym, że Książę Egiptu stoi parę poziomów wyżej, nie są na wyrost. Child 44 : książki nie czytałem więc nie mam porównania. Film sam w sobie zawiódł moje oczekiwania. Dużym plusem jest sam setting, mało popularny w mainstreamowych filmach, no ale klimat terroru można było jeszcze mocniej pociągnąć. Sam główny wątek jest niezbyt wciągający, na dodatek prowadzony w dosyć urywany sposób. Mimo, że film jest długi, to na koniec i tak zostawia niedosyt w temacie wątku mordercy. No i słynne już rosyjskie akcenty bohaterów : wypadają momentami śmiesznie, no i w ogóle nie widzę sensu w filmie, którego wszyscy bohaterowie są Rosjanami, a nie emigrantami z Rosji w USA. Hardy na propsie, reszta bez szału. Nie polecam. Mad Max : film to jedna, wielka, poyebana jazda. Projekty badguy'ów miażdżą, ogólny klimat świetny, szkoda, że momentami tempo siada (akcja w nocy z drzewem, początek), no i muzyka mimo wszystko jakoś niespecjalnie mi przypadła do gustu. Wyjątkowy film i dobra zabawa, to fakt, jednak nie mam ochoty na powtórkę (chyba, że pojedynczych scen) i żadnym klasykiem to dla mnie nie będzie.