Skocz do zawartości

kotlet_schabowy

Użytkownicy
  • Postów

    4 238
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez kotlet_schabowy

  1. A Most Wanted Man : powolne, szaro-bure kino "szpiegowskie", ale tego właśnie oczekiwałem i nie zawiodłem się. PS-H oczywiście świetny, chociaż nie była to rola nastawiona na fajerwerki aktorskie, ot stonowany, zmęczony agent. Dafoe na drugim planie też na propsie. Mocny klimacik, ale intryga nie jest jakaś niesamowicie wciągająca, ot standard. To taki film, który ogląda się dobrze i w sumie nie da się powiedzieć o nim niczego złego (no chyba, że kogoś z założenia takie kino usypia), ale też szybko się o nim zapomni.
  2. Sam niewiele gram, ale powiem tyle : odbębnij sobie to, co się da zrobić samemu, w zamkniętej sesji, a we wszelkie rozgrywki wieloosobowe baw się tylko ze znajomymi. Zarobioną kasę od razu wpłacaj (przez aplikację w komórce) na konto bankowe. Na początku długo nie będziesz miał dostępnej większości broni, ciuchów itd., więc cierpliwości. Chcesz szybko nabić expa, zalicz szkołę latania (dobra zabawa swoją drogą), najlepiej na złoto. Prawie do 30 levelu grałem bez własnego domu i kupiłem go ot tak, dla zajawki, nie ma wielkiej potrzeby tego robić od razu. To tak z grubsza.
  3. Również widziałem niedawno Guardians of the Galaxy, ale z mojej strony bez entuzjazmu specjalnego. Owszem, oglądało się to lepiej niż Kapitana 2 czy Avengers, ale nadal wieje tym marvelowskim plastikiem. Inne postacie, inne realia, ale zamysł jakby podobny, a do mnie to nie trafia. Na pewno należy spropsować całą (prawie, bo laska jest bezbarwna) ekipę głównych bohaterów, z naciskiem na Groota i Rocketa (co prawda nie przepadam za takim ewidentnym podkreślaniu na każdym kroku, jak dana postać jest śmieszkowa i w ogóle cool). Drugi plan w większości też niezły, no i sporo tu humoru. Wizualia to typowy dzisiejszy blockbuster : miliony na efekty CGI, wszystko się świeci, błyszczy, jest kolorowe, ale w ogóle nie ma klimatu. No i drugi grzech ostatnich hitów : nudne, nie zajmujące widza (przynajmniej mnie) sceny akcji. Jak wspomniałem na początku, film lepszy niż większość ostatnich z MCU, ale po podjarce, z jaką mieliśmy do czynienia po premierze, oczekiwałem czegoś lepszego.
  4. Sin City 2 : oglądało się dobrze, choć spadek poziomu w stosunku do jedynki jest mocno odczuwalny. Marv oczywiście na propsie, epizody z Gordonem-Levittem również, natomiast, bądź co bądź, najważniejszy wątek Dwighta i Avy wypada najgorzej, przynudza. Swoją drogą, w stosunku do Evy Green panuje jakaś przesadzona, gimberska podjarka (wiadomo, cycki, ale z drugiej strony ta twarz...), choć nie powiem, wypadła przekonująco. Willisa tu praktycznie nie ma, wątek policjantów wciśnięty na siłę, a zamiana aktorów z jedynki na pierwszym czy drugim planie też rzuca się w oczy i negatywnie wpływa na całość. Wizualnie natomiast jest świetnie, konwencja jak najbardziej mi pasuje. Całokształt to takie 6/10. Jesteś Bogiem : jako przedstawienie historii zespołu : słabiutko (dużo przekłamań, dużo uproszczeń, ogólnie wszystko po łebkach). Jako film sam w sobie : średniawka. Jakiś tam klimat lat 90tych udało się zbudować, aktorzy też w większości wiarygodni, ale, no nie wiem, nie dostałem nic mocnego, nic ponad przeciętność. Jakimś fanem PFK nie jestem, ale słuchało się i sentyment jakiś tam jest, a mimo to nie poczułem się poruszony.
  5. L.A. Noire : fajny rodzynek wśród tego, co dostajemy w ostatnich latach, przynajmniej w dziedzinie gier AAA. Znakiem rozpoznawczym jest oczywiście zastosowana technologia odwzorowania twarzy i mimiki : po prostu rewelka. W 2011 rzecz jasna robiło to większe wrażenie (no ale wtedy widziałem to tylko na trailerach), ale myślę, że nadal do tego poziomu żadna gierka się nie zbliża (inna sprawa, że to po prostu kwestia wielkich nakładów finansowych). Fajnie też spotkać w świecie gry twarze, które gdzieś tam się już widziało w filmach czy serialach (choć 90 % obsady to noname'y). Ogółem graficznie mamy wysoki poziom, choć najlepiej prezentują się, poza sylwetkami ludzkimi, wnętrza (ogrom szczegółów, dobre tekstury). Miasto, szczególnie w ciągu dnia (syndrom GTA) prezentuje się już niespecjalnie. Gra plusuje też samym sposobem zabawy : niby w gameplay'u nie ma niczego naprawdę odkrywczego (może patent z odczytywaniem kłamstw z twarzy jest, z uwagi na technologię, nowinką), ale obecna tu mieszanina jest całkiem nietypowa. Co ważne, poszczególne elementy (jazda po mieście, strzelanie) nie są wybrakowane, sprawiają frajdę. Tu jedynie podkreślę, że twórcy trochę przesadzili z rozmiarem L.A., jako, że nie mamy tu do czynienia stricte z grą free-roamingową i roboty tu za wiele nie ma. Jazda od miejsca do miejsca po prostu momentami się dłuży i w pewnym momencie człowiek zaczyna używać opcji skipowania (niezbyt wygodnie rozwiązanej). Na dodatek ruch uliczny wydaje się momentami być nastawiony na umyślne przyblokowanie Gracza (nawet z włączonym kogutem). Audycje radiowe to nie GTA, nie ma wczuwki i wsłuchiwania się w czasie jazdy, muzyka buduje klimat lat 40tych, ale nic ponadto. Swoją drogą, własnie odwzorowanie klimatu i realiów lat 40tych jest kolejnym dużym atutem tytułu, tym bardziej, że okres tuż po II WŚ nie jest zbyt często przedstawiany w grach. Co do przeszukiwań i przesłuchań : naprawdę fajnie rozwiązane i satysfakcjonujące, ale : - w czasie przesłuchań są momenty nie do końca jasne i nie chodzi tu o kwestie językowe. Najczęściej można się yebnąć między opcją wątpliwości a kłamstwem (bo po twarzy wiadomo od razu, czy odrzucić prawdę), nieraz dopasowałem pozornie sensowny dowód do zarzutu o kłamstwo, a tu zonk. - powtarzalność wykonywanych czynności jest bardzo odczuwalna. To największa wada tytułu. Od pierwszej do ostatniej sprawy, mamy właściwie ten sam schemat działania, z różną ilością i kolejnością fragmentów śledztwa. Tu czy tam mamy okazyjny pościg, bijatykę czy strzelaninę, ale to są dodatki. To jedna z tych gier, które zrobiłyby lepsze wrażenie, gdyby były krótsze, ot tak na 10 h. Skończyłem fabułę mając jakieś 17 h na liczniku, a czułem się, jakbym grał z 30, momentami wyczekując już końca. Tu warto zaznaczyć, że akcja zagęszcza się mniej więcej w ostatnich 5 h, historia mocniej wciąga i jest prowadzona trochę płynniej, bo wcześniej mieliśmy mocno zaznaczony podział na osobne śledztwa i ofiary, z jakimś tam wątkiem przewodnim na trzecim planie. Najbardziej przymulały epizody "Czarnej Dalii". Sprawa za sprawą prawie to samo, a koniec końców, wątek Ogólnie scenariusz, choć na dosyć wysokim poziomie, ma kilka cienkich momentów. Niestety, szczególnie słabo wypada końcówka. Nie zmienia to faktu, że postaci zbudowane są naprawdę dobrze. Ogółem : fajna odskocznia od panujących trendów, ale nie jest to jakiś hit, do którego będę wracać. Za duży rozmach jak na tytuł, w którym w sumie w kółko robi się to samo. Polecam sprawdzić, kto jeszcze nie grał.
  6. Żadnego, z tego co pamiętam.
  7. Nowe Żółwie Ninja : okazało się, że nie jest nawet tak źle. Owszem, jest tu sztampowa do bólu "intryga", Megan Fox będąca tylko i wyłącznie ozdobą i raczej nie kojarząca się z O'Neil z bajki (ale przynajmniej nie irytuje), trochę kosmiczny design Shreddera czy przedłużające się sceny akcji, w trakcie których momentami przestawałem się skupiać na flmie, ale same żółwie są naprawdę spoko. Nawet ich design mi nie przeszkadza, a rzucane teksty nieraz wywołują uśmiech. Taki średniaczek, ale jego oglądanie jest całkiem przyjemne, jakbyśmy dostali więcej żółwi kosztem pościgów i wybuchów to byłoby lepiej. Jack Strong : kolejny w ostatnim czasie polski film, który okazał się naprawdę dobry. Niespodzianki nie ma, bo źródła, których opinię szanuję, chwaliły nowy twór Pasikowskiego, pozostaje się tylko zgodzić. Oczywiście pierwsze założenie, jakie musimy zrobić podchodząc do tego filmu (z czym ja nie mam żadnego problemu) jest takie, że Kukliński to bohater i jego czyny były chwalebne. Dostajemy raczej typowego, pozytywnego bohatera, bez "kontrowersyjnych" wątków z przeszłości, finansowych (troszkę przebąkiwanych) itd. Dorociński jak zwykle spisał się bardzo dobrze, drugi plan też ok (głównie Ruscy). Jeżeli scena budzi napięcie, mimo, że wiem mniej więcej, jak to się skończy to znaczy, że została nieźle napisana i wyreżyserowana. Również muzyka ma swoje mocniejsze, charakterystyczne momenty. Propsuję i polecam.
  8. Swoją drogą, pewnie nie wszyscy wiedzą, że dostaliśmy też w pewnym momencie polski dubbing : w filmach DBZ 12 i 13, wydanych razem na jednym VHS (oficjalnie). Nie widzę tego nigdzie na YT, ale przyznam, że brzmiało to całkiem nieźle (a przynajmniej jak oglądałem lata temu, to byłem zadowolony).
  9. Dubbing to jedno, w wersji angielskiej na dodatek muzyka była spier.dolona (nie wiem, jak tam w Kai). Można się śmiać z francuskiej wersji (wtedy i tak wyboru nie mieliśmy) ale przynajmniej zostawili oryginalną muzykę, a nawet część jakichś okrzyków i odgłosów. Poza tym sentyment niesamowity .
  10. Dawn of the Planet of The Apes : mocno odczuwalny spadek poziomu w stosunku do bardzo dobrej jedynki. Całość jest jakaś taka bardziej typowa, hollywoodzka, niż poprzednik (w negatywnym sensie), sporo tu klisz kina akcji. Postaci ludzkie zupełnie bez wyrazu (za Clarkiem ogólnie nie przepadam), za to małpy są świetne. Ich wykonanie jest po prostu rewelacyjne, jeszcze lepsze niż w prequelu. No i parę ujęć robi wrażenie (mimo, że z reguły nie mamy tu nic odkrywczego). Czyli ogólnie lekki zawód.
  11. To co piszecie o "remasterze" to w sumie kpina (ten draw distance xd), całe przedsięwzięcie ratuje jedynie cena. Swoją drogą, w Europie premiera SA miała miejsce równe 10 lat temu (parę dni po USA). To był piątek i pamiętam, że wyniknęły jakieś jaja z dostawami i przesyłkami, potem zaczął się długi weekend związany z Wszystkich Świętych i ogólnie chyba mało kto w Polsce zagrał w to przed 2 listopada (pomijam piratów, zresztą miał miejsce głośny wyciek, tak z tydzień, dwa przed oficjalną premierą). Ludzie się napalali na pre-ordery, zamawiali z ultimy kurierem po 249 zł , po czym czekali tak samo jak wszyscy albo i dłużej. Ja dzwoniłem codziennie do MM i pytałem, no i w końcu się udało. Jedyna gra w moim życiu, którą kupiłem na premierę. Warto było. To tak wspominkowo.
  12. Podobno typowe 7/10. Ostatnio widziałem : Wall Street : czuć lewicowe ideały przez co momentami jest to wszystko nieco naiwne ale ogląda się naprawdę dobrze (czuć ten klimat filmów z tamtych lat). Oczywiście świetny Douglas, Sheen momentami powyżej przeciętnej. Dobre kino. Pluton : bardzo dobry. Sheen zrobił na mnie dużo lepsze wrażenie, niż w WS, ale prym wiodą Berenger i Dafoe, zresztą cała ekipa trzyma poziom. Parę mocnych scen, niezła muzyka (w zasadzie jeden utwór), ogólny klimat beznadziei i syfu. Props. 22 Jump Street : prequela prawie nie pamiętam, więc ciężko mi powiedzieć, czy jest jakaś odczuwalna poprawa/pogorszenie poziomu, ot przyjemna komedyjka z paroma śmiesznymi scenami, nie żebym się zanosił śmiechem. Twórcy parę razy pokazują dystans do swego dzieła, duet bohaterów nawet się sprawdza (Hilla lubię, Tatum w takiej roli też się sprawdza), raczej nie ma żenujących momentów. Można obejrzeć, jak na to, co ostatnio prezentują "mainstreamowe" komedie, to jest powyżej średniej.
  13. Co by nie mówić, SA z lepszym draw distancem i w full hd pociągnie naprawdę słabiutki PC, więc na ten moment poza trofeami i aspektem czysto kolekcjonerskim nie widzę za bardzo powodu do kupowania tego na past geny. Choć widzę, że magia tytułu i tak już działa.
  14. MGS : Peace Walker : słaby MGS, średnia gra. Absurdy i groteska w fabule i męczący gameplay, to tak z grubsza. Crap to nie jest, no ale oczekiwania niespełnione. Dałbym 6+, może 7-. Więcej w temacie dedykowanym.
  15. Dziś skończyłem Peace Walkera, no i zawód mocny, niestety. Cały post zawiera SPOILERY. Aż dziw, że powszechnie uznaje się go za tytuł lepszy od Portable Ops, ba, spotkałem się nawet z opinią, że to lepszy MGS od czwórki. Jak dla mnie jest na odwrót i PW ląduje na szarym końcu mojego rankingu głównych MGSów (bez Acidów itd.). Zacznę jednak od umiarkowanych pozytywów : akcja ma miejsce w całkiem ciekawym miejscu (powrót do konkretnie określonych, z grubsza realnych miejscówek, a nie jakieś Middle East czy South America znane z czwórki), no i jak na możliwości PSP (na którym grę zaliczyłem) mamy nawet parę przyjemnych widoczków. Ogólnie grafika wypada całkiem nieźle. Misje typowo skradankowe są co prawda banalne (do szczęścia przez całą fabułę i większość ukończonych misji pobocznych potrzebny mi był tylko Mk22), ale trzymają MGSowy poziom, najbliżej im klimatem do MGS 3. Przerywniki komiksowe same w sobie są ok, dubbing tradycyjnie na dobrym poziomie. Pierwszy poważny zgrzyt to gameplay. Ogólnie mamy tu do czynienia z zupełnie nie pasującą do MGSów (co było też wadą PO) strukturą małych, krótkich misji. No ale specyfika przenośnej konsoli to tłumaczy. Gorzej, że w PW jednym z najważniejszych elementów gameplay'u jest "zarządzanie" bazą i ekipą najemników (czego namiastkę również mieliśmy w PO). Samo w sobie nie byłoby to może do końca takie złe (nie powiem, bo nawet momentami wciąga i satysfakcjonuje), gdyby nie to, że na graczu wymusza się farmienie, robienie powtarzalnych, nudnych czynności (w skrócie : sztucznie wydłuża czas gry), żeby zrobić postęp w wątku głównym lub przynajmniej ograniczyć sobie męki w starciach z bossami. A propos : mamy tu do czynienia z pierwszym tak poważnym zerwaniem z tradycjami serii w temacie walk z bossami : walczymy tylko i wyłącznie z maszynami. Nie dość, że ich design jest marny (i ta szaro-bura kolorystyka z dodatkiem cool czerwonych elementów), to jeszcze walki opierają się na prostackim nawalaniu rakietami (o ile ogarnąłeś sobie w R&D broń na poziomie). Do tego ta "mini gierka" z wyciąganiem płytek, bleh. O bezsensie z punktu widzenie fabularnego wspomnę za chwilę. Tu znowu PO>PW. Pewnie sporo z Was ograła PW na dużych konsolach, ja miałem nieprzyjemnośc obcować z wersją na PSP, i nie będę oryginalny mówiąc że sterowanie jest koszmarne. Jest gorsze, niż w PO, serio. Wciśnięto tu elementy z MGS4, które nie mają racji bytu w tej formie na tej konsoli. Mamy kilka ustawień, ale wypowiem się krótko o tym, którego używałem, bo uznałem za najbardziej sensowny : aby wykonać skok, trzeba wcisnąc kwadrat i kierunek (mam dodawać, ile razy Snake zaczął kopać powietrze, zamiast zrobić unik, i traciłem przez to energię i czas ?). Największe jaja są z przeglądanem broni i inwentarza (przytrzymać kółko, wcisnąć i trzymać L lub R, po czym strzałkami wybierać przedmiot). Szczytem chamstwa jest, również po raz pierwszy w serii, brak pauzy w momencie wyboru ekwipunku (ku.rwa, dlaczego ?). Doprowadza to, w połączeniu z absurdalną klawiszologią, do bezsensownego spinania się, pośpiechu i pomyłek, szczególnie przy gorętszych akcjach. Pomysł na CQC był spoko, ale wykonanie leży (opóźnienia w reakcji na przycisk itd.). Jak wspomniałem, gra całe szczęście jest przez większość fabuły naprawdę łatwa, w innym razie pewnie bym to po prostu olał. Aha, dodanie QTE do scenek przrywnikowych jest bez sensu i upierdliwe. Przełknąłbym pewnie to wszystko bez dużego skrzywienia, gdyby nie to, że zawiodła fabuła, rzecz najważniejsza w serii. Nie wiem, co się stało z Kojimą, ale jeśli ktoś uznał scenariusz czwórki za grafomanię, to polecam skończyć PW, szybko zacznie doceniać poprzednią część. Przypominam o nadchodzących spoilerach. Pomijam już całkowite olanie wydarzeń z PO, czy wskakiwanie z rozpędu do nowych wątków i postaci. Ta historyjka (pomijam teraz formę przerywników) jest jak wyrwana z jakiegoś marnego komiksu. Może pojadę punktami, luźno o fabule i innych motywach : - BB i Kaz prowadzą sobie swoją działalność, nie angażując się mocniej politycznie, ale nagle łykają propozycję randomowego gościa i nastolatki (jak później się dowiadujemy, Kaz wszystko zaplanował, ehh), bo Big Boss po dwóch wypowiedzianych przez młodą zdaniach i wysłuchaniu taśmy z głosem "The Boss" poczuł chęć pomocy jej, jej biednemu krajowi, tudzież niesienia POKOJU (to słowo do wyrzygania będzie nam wciskane w różnych językach, rodzajach i kontekstach przed całą fabułę, drugie miejsce dla "deterrent"). Po czym kumają się z czerwonymi i zaczyna się zabawa. Bo a nuż ta kulka wpakowana mentorce osobiście jednak jej nie zabiła ? - zostaje nam wciśnięty wątek jakichś niby wątpliwości BB co do lojalności The Boss, tym samym kalając całe piękne zakończenie trójki (co zresztą ogólnie robią te prequelo/sequele). Na koniec, a jakże, okazuje się, że owszem, jednak poświęciła się dla kraju (dzięki za info); - cały wątek AI i sprawa technologii. Ogólnie Kojima ma z tym kłopot, bo z jednej strony lubi robić prequele, ale z drugiej nie potrafi się powstrzymać przed wciskaniem do nich nieuzasadnionej realiami ani logiką technologii. W efekcie dostajemy w 1974 roku AI (dla pozorów "starodawności" zamknięte w siermiężnej, metalowej budzie), z jakim na przestrzeni serii spotkamy się dopiero w okolicach 2005 (superkomputery Hala), a tak na poważnie, żeby sobie porozmawiać, dopiero w w 2009. Na dodatek sam pomysł na "odtwarzanie" postaci The Boss w formie AI na podstawie danych o jej życiu, dokomunetów itd. jest po prostu absurdalny, oderwany od serii i przebija nawet nanomaszyny z czwórki. Jeszcze te rzewne sceny, kiedy to kupa złomu, jaką jest Peace Walker/The Boss, wchodzi do wody, w tle leci smutna piosenka (która wszystkim postaciom kojarzy się z The Boss, mimo, iż jako gracze słyszeliśmy ją przez całę grę może kilka sekund i nie ma dla nas żadnej wartości emocjonalnej), a BB, wiadomo, salutuje. Dajcie ludzie spokój. To samo tyczy się Metal Gearów : w jednym epizodzie dostajemy ich więcej, niż przez całą serię, zarówno pod względem ilości modeli, jak ilości maszyn ogółem. Skąd na to hajs, to już nawet nie pytam, bo to czepialstwo (żeby uruchomić produkcję Shagohoda potrzeba było środków Filozofów, będacych w rękach Volgina). Mamy taką jakby inflację Metal Geara : przestaje robić wrażenie i być czymś wyjątkowym. No i ta technologia : 1974 i rozwiązania z MG REXa (cały Zeke), a nawet go przewyższające (sterowanie AI, latanie). Brak tu jakiejś konsekwencji. Zresztą, wygląd maszyn kroczących powinien bardziej nawiązywać do modeli z MG i MG2 (które w ogóle Kojima strasznie olewa), bo o ile projekty Granina z MGS3 można traktować troszkę jako easter eggi, tak tutaj mamy już jawne nawiązywanie do REXa (rail gun, nogi); - stary Otacona oczywiście, w stylu Kojimy, musi być niemal identyczny jak syn, głos podkłada mu ten sam aktor, no i zajmuje się, a jak, Metal Gearami. No ale nie będę kłamał, fajnie, że się pojawił, miło spotkać jakąś postać powiązaną mocniej z pozostałymi częściami sagi; - tortury dodane na siłę, rozmywające jeszcze bardziej wątek "prawdy" o The Boss; - telefon BB (skąd go wziął xd) do Norad, motyw jak z jakiegoś akcyjniaka; - Coldman miał potencjał, ale nie został on wykorzystany. No i beka z zostawienia mu w helikopterze (końcówka) walizki z terminalem do uruchomienia głowic. - ogólnie rzecz biorąc fabułę śledzi się z jako takim zaciekawieniem, ale czeka się raczej na jakieś ważniejsze z punktu widzenia sagi wydarzenia i wnioski. To, że BB się odwraca od kraju i zmierza w kierunku stworzenia OH wiemy od trójki (w zasadzie od MG), fajnie, że możemy podziwiać rozwój jego idei (która na ten moment ogranicza się to do "pracujemy dla wszystkich i dla nikogo, będą na nas polować, ale będziemy walczyć"), ale gdzie jakieś większe nawiązanie do Zero, gdzie Ocelot, gdzie wątek Patriotów ? Wreszcie, gdzie przemilczany całkowice cały projekt Les Enfants Terribles ? No cóż, liczymy na Phantom Pain. Przesłuchu.je sobie dopiero teraz rozmowy z kaset i muszę przyznać, że zawarto w nich parę ciekawostek i nadano pewnym postaciom głębi. Jednak to, jak BB i Miller wypowiadają się o Che, to już dla mnie lekka przesada (że BB mógłby mu buty czyścić, że był człowiekiem wrażliwym na krzywdę innych, dlatego go zlikwidowali, itd.). Kojima, czemu ? I inne, których nie ma sensu wymieniać. Mogłem oczywiście coś źle zrozumieć, ale nie zmienia to odbioru całości. Cóż, PW, podobnie jak PO, będę traktować jako takie odskocznie od głównej historii, bez specjalnego wczuwania się (pomyśleć, że początkowo Kojima chciał z PW zrobić pełnoprawną piątkę). Mam tylko nadzieję, że PP nie pójdzie gameplay'owo w podobnym do PW kierunku, bo o fabułę mimo wszystko się nie martwię, w końcu to duża, numerowana część.
  16. Super Meat Boy : dla odmiany od "komercji" i żeby w końcu pyknąć w jakąś platformówkę. Cóż, zabawa była średnia. Gierka ogólnie zasłynęła wysokim poziomem trudności. Fakt, bywa ciężko, ale, po pierwsze, tylko w ułamku etapów jest naprawdę hardkorowo, a dwa, to jest trudność opierająca się na nie do końca fair zagrywce : pół albo 3/4 etapu można sobie od razu obcykać, ale potem mamy jeden przeje.bany moment, przez który będziemy powtarzać level 100 razy. W takich momentach czuję, że tracę czas na naprawdę bezsensowną rozgrywkę. No nie jara mnie to. Paradoksalnie, kiedy udawało mi się zaliczyć te najcięższe levele, najczęściej dostawałem A+. Fizyka skakania odznacza się denerwującym "poślizgiem" bohatera, wku.rwia mnie to w platformówkach. Druga sprawa : gra jest nastawiona na częste umieranie i szybkie pokonywanie danych fragmentów leveli, a są momenty, kiedy bez sensu zatrzymuje gracza na samym początku po kilka sekund (jakiś krótki korytarzyk bez przeszkód czy coś). Nieraz nie złapało mi też dobrze skoku. Wśród tytułów stawiających na metodę prób i błędów i liczne powtórki, dużo więcej frajdy zapewniło mi Hotline Miami. SMB epatuje tym "fajnym" klimatem 8 bitów (grafika, chiptune, nawiązania do oldschoolowych motywów growych itd.), co mnie zupełnie nie jara. Ogólnie rzecz biorąc w grach wolę proporcje, kiedy przyjemności jest dużo więcej niż frustracji. Przyznam jednak, że SMB wjeżdża człowiekowi na ambicje i nie pozwala odpuścić, mimo kolejnych nieudanych prób.
  17. Transformers 4 : niektórym ciężko będzie w to uwierzyć, ale to film gorszy niż trójka. Nowa ekipa ludzi jest jeszcze choojowsza niż poprzednia, począwszy od Wahlberga, który osiągnął chyba maksimum niedopasowania do roli (nie łykam, że ten człowiek jest "wynalazcą", nie łykam jego "technicznego" slangu, nie łykam, że jest ojcem nastolatki), przez resztę ferajny (wkur.wiająca córeczka). Mówcie co chcecie o rolach Szyi, jego rodzinki czy Torturro w poprzednikach, to i tak był przynajmniej poziom wyżej. Ogólnie sceny z ludźmi to koszmar, rzygać się chce od tych dialogów. No film jest tak głupi w tym najgorszym tego słowa znaczeniu, że źle się go po prostu ogląda. Na dodatek trwa 2h40m. O zagrywce z Chinami nie wspominam, bo omówiono to już wszędzie, powiem nawet, że zmiana scenerii pozytywnie wpływa na seans, a w tym filmie tak naprawdę nic nie wymaga porządnego uzasadnienia. Sceny akcji z reguły ssą i tradycyjnie są chaotyczne (ogólnie nayebali wątków i "złych"), humoru mało i jest raczej niskich lotów. Nie oglądać, piątkę, jak powstanie, już sobie chyba daruję.
  18. Zacząłem się trochę bawić w online i co najbardziej zwraca uwagę : po pierwsze, loadingi, począwszy od strasznie długiego początkowego, przez każde ładowanie przy przeskakiwaniu między sesjami itd. Najlepsze, jak odebrałem zaproszenie do misji, zgodziłem się, po czym od razu dostałem komunikat, że nie ma już miejsca i znowu loading Oo. Druga sprawa, choć to pewnie żadne odkrycie : granie ma sens jedynie ze znajomymi, na losowych oszołomów nie ma co liczyć, uciekną z rozgrywki byle kiedy, zawieszą się albo zaczną wydziwiać, nie mówiąc o tym, ile trzeba czekać na przyjęcie zaproszeń. Zabawa ogólnie jest taka sobie, najwięcej czasu na razie spędziłem samotnie (szkoła latania, sklepy) i gdyby nie to, że chcę wbić platynę (ciężko będzie z tym 100 poziomem w multi), to bym pewnie olał ten tryb. Aha, kreator postaci to nieporozumienie.
  19. Automata : to ten sci-fi z Banderasem, którego trailery ktoś wrzucał na forum. Zapowiadało się dobrze, wyszło średnio. Trochę zmarnowany potencjał, bo mamy na początu całkiem klimatyczną wizję przyszłości (z paroma kliszami typu wielkie hologramy wokół wieżowców, które nie mają większego celu, albo hologramowe wyświetlacze w domach, których jakość obrazu jest gorsza niż na telewizorach CRT i parę innych takich motywików), niezłe wizualia (czuć, że budżet raczej niewielki, ale dzięki temu mamy chyba więcej efektów praktycznych) i ciekawy pomysł na fabułę, ale z postępem akcji wszystko traci siłę. Dosyć szybko akcja przenosi się poza miasto i cały pseudo cyberpunkowy klimat znika. Tempo zwalnia, dialogi są średnie a niektóre akcje są wręcz prostackie. Montaż też jakiś dziwny. Ogólnie wyszedł przeciętniak, o którym pewnie szybko zapomnę.
  20. Takie 5/10. The Place Beyond the Pines tego samego reżysera (też z Ryanem) dużo lepsze. Ja ostatnio widziałem trylogię Piratów z Karaibów. W skrócie : część 1>2>3. Przy czym dwójka i trójka na podobnym poziomie. Pierwsza część to zabawne kino przygodowe. Następne niby zachowują podobny styl, ale mamy przesyt wątków, przesyt zdrad i zmian sojuszy (w rezultacie ciężko komukolwiek na serio dopingować), czego apogeum mamy w części trzeciej. Sparrow, owszem, jest postacią charakterystyczną i raczej sympatyczną, ale ile można jechać na tych samych zagrywkach ? Aha, motyw "zwidów" Jacka w trójce jest wciśnięty strasznie na siłę, do i tak już za długiego filmu (seans po prostu męczył). Propsuję Geoffrey'a Rusha i jego postać, Davy Jonesa, sporo ładnych ujęć, no i w sumie efekty specjalne. Seans czwórki odkładam na nieokreśloną przyszłość.
  21. Mimo nakręcenia paru shitów, dla Vegi odwieczny props za Pitbulla, dlatego też wracając do "swoich" klimatów ma u mnie jakiś kredyt zaufania. Zresztą osoby, których opinie o kinie mają dla mnie znaczenie, oceniają ten film umiarkowanie dobrze. No ale i tak chooj wie kiedy się to obejrzy. Ogólnie czytanie filmwebowych komentów i rozkminianie ocen społeczności jest samo w sobie niezbyt poważne, ale akurat to pytanie : mnie zupełnie nie dziwi.
  22. Dziewczyna z tatuażem : kolejne po Zodiaku trochę rozciągnięte dzieło Finchera, mimo to i tak poziom od niego wyżej. Książki nie czytałem, więc w tym kontekście nie mam nic do powiedzenia, w każdym razie historia wciągająca i trzymająca w napięciu (mocna scena Trochę nawalone tych imion członków rodziny, wokół której toczy się śledztwo, można się na początku zamotać. Dużą część filmu mamy dwa wątki prowadzone równolegle i nie da się ukryć, że bardziej interesujące są perypetie Lisbeth. Tu zaznaczę, że Rooney Mara zagrała świetnie i jest najjaśniejszym punktem obsady. Doczepiłbym się trochę do dziwnego momentami montażu (sceny wydają się urwane). Propsuję natomiast mocny, zimny klimat. Film dobry, ale nie jest to czołówka dzieł Finchera. Unforgiven : za westernami nie przepadam (z wyjątkami, np. w postaci Tombstone), ale status klasyka oraz Clint jako reżyser zachęciły mnie do seansu. W gatunku nie siedzę, ale jest to dosyć nietypowy jego przedstawiciel. Bohaterowie pokazani jako zmęczeni fizycznie i psychicznie, zgorzkniali, czasem wręcz niezdarni, akcje rozwijające się w dosyć nieprzewidzianym kierunku, jedynie postać szeryfa jest całkiem typowa, no i na sam koniec dostajemy W filmie mamy też kilka ciekawych postaci epizodycznych i wątków pobocznych (English Bob). Dobre kino, przyjemny seans.
  23. Niestety, jest słabiutkie, szczególnie w porównaniu do dwóch ostatnich filmów Wesa. Skup się na Moonrise Kingdom na razie.
  24. Jedna z niewielu naprawdę momentami śmiesznych i nie żenujących komedii romantycznych ostatnich lat. W ciemności : chyba lepiej bym zrobił, oglądając to przed Różą. Średniak, nie rozumiem zachwytów. Jasne, Więckiewicz bardzo dobry, niektórzy na drugim planie ok, ale właściwie żadnego z bohaterów nie można polubić, ba, oglądając większość ze scen i słuchając dialogów w kanałach mam ochotę ich bić, a to jest jakieś osiągnięcie. Nie warto przytaczać konkretnych akcji, lekkim zaskoczeniem było dla mnie, gdy na koniec dostaliśmy info o prawdziwości tej historii - o ile rzeczywiście wiernie trzyma się faktów, to cudem wielkim jest, iż Pochodzący z Lipska Żyd Mundek, z uwagi na swój wygląd, niewiarygodny (choć całkiem interesująca z niego postać). Holland serwuje nam niby naturalizm, co momentami zwiększa wiarygodność obrazu, kiedy indziej wydaje się natomiast wpychane na siłę. Aha, napisy są potrzebne również do dużej części "polskich" dialogów (z których większość jest akurat spoko). Propsuję sceny na powierzchni i wątek Ukraińców. Ogólnie największą wadą jest cała ekipa kanałowa i to co tam się dzieje, no a chyba miało być na odwrót.
  25. kotlet_schabowy

    Godzilla

×
×
  • Dodaj nową pozycję...