-
Postów
4 238 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Faktycznie, wydawanie dodatkowej kasy na propsie. Grzybiarz : kup kabel RGB, byle nie jakiś shit, który w praktyce jest kablem kompozytowym z wbudowanym eurozłączem. Na dodatek jakość obrazu będzie dużo lepsza. Na necie są opisy, jak je odróżnić, z tego co pamiętam, to ten prawdziwy ma mieć więcej blaszek. Ja 15 lat temu kupiłem jeden za 20 zł i do dziś działa, więc nie trzeba wyszukiwać jak najdroższego.
-
Odpalanie czegokolwiek z PSX i w ogóle z płyt CD na MCBoot odpada. NTSC z PS2 będą śmigać. A tak swoją drogą, to zrobienie sobie samemu takiej karty jest prościutkie, tylko potrzebujesz, choćby na 10 minut, drugiej konsoli z chipem lub Swap Magic.
-
Jak zależy Ci na czasie, to wszamaj coś z chlebem razowym, bo owsiankę pasuje trochę podgotować, potem studzenie.
-
Nie no najpierw Red napisał, że to jego ulubiona przekąska, potem, że okazjonalnie po treningu z bananem. Ale mniejsza o to. Amatorskie, czyli nie wyczynowe, nie w celach startu w zawodach, chyba oczywiste. Ja tam nie uznaję skrajności "albo idealnie, albo do doopy", wszystko można wypośrodkować. Po jakimś czasie się załapie, że jeden byczek z drugim wygląda lepiej niż ja, jedząc gorzej, a kiedy indziej może być na odwrót, więc jak się parę lat poćwiczy, to te paranoiczne momentami diety ala sfd (nie wliczaj białka roślinnego, nie wliczaj białka z twarogu, nie wliczaj białka z kurczaka z lidla, a tak w ogóle to na koniec podziel bilans przez dwa, bo i tak wszystkiego organizm nie wchłania !) zaczyna się traktować już nie do końca na serio. Zaczynają potem świeżaki ćwiczyć, żołądek i jelita im odmawiają posłuszeństwa, portfel chudnie, i się zniechęcają.
-
kolega co trenuje ? puszczanie latawca ? O ile wypełni sobie resztą posiłków zapotrzebowanie dzienne, to niech sobie je nawet 1/10 twarogu, przecież napisali, że to przekąska, zamiast jogurtu czy coś. W przypadku jedzenia jako posiłek po treningowy : zgoda z tym co piszesz, choć, jak ze wszystkim w kulturystyce, w przypadku amatorskiego ćwiczenia nie ma się co aż tak spinać. Zresztą z tymi magicznymi "2-2,5 g/kg masy" to też niekoniecznie jest tak do końca jak zostało wylansowane, ale jak tam kto chce. Niektórzy ważąc 80 kg jedzą po 300 g białka dziennie i im się wydaje, że mało. Zawsze lepiej nie palić, to każdy powie, ogólnie to na pewno jakiś wpływ jest. Obciążasz wątrobę i tracisz kalorie, które organizm wydatkuje na wydalenie toksyn. To tak na szybko.
-
Gram od paru dni i kurde, coś nie mogą się wciągnąć. Może to kwestia zmienionego podejścia do gier w ogóle, bo 10 lat temu po kupieniu San Andreas nie mogłem się oderwać od konsoli i nie wyobrażalna byłaby sytuacja, że na polu pada, ja mam wolne i siedzę w domu, a nie mam w ogóle ochoty włączać nowego GTA. Chyba już odwykłem od free-roamingowej zabawy, nie jara mnie już zwiedzanie dla zwiedzania, robienie rozpierduchy, największą frajdę dają mi misje fabularne, ewentualnie sprawdzanie takich bajerów, jak net i tv (ze względu na humor). Zagrałem raz w tenisa i już wiem, że tego nie zrobię ponownie. Mam 8 h na liczniku, jeszcze bez Trevora, i tak jak wspomniałem, nie chce mi się włączać konsoli. Nie wchodzi w grę jakiś większy kryzys, bo zaliczam sobie po kolei zaległe tytuły i czerpię z tego duży fun. Pewnie jeszcze się to rozkręci, no ale miałem potrzebę to wyrzucić z siebie.
-
Ja już byłem niemalże gotów użyć save editora, bo to było moje trzecie przejście ME2, które miało skutkować "idealnym" savem. No ale zacisnąłem zeby i przebrnąłem czwarty raz. Efekt jest taki, że gierka mi się trochę przejadła i minie jeszcze trochę czasu (grałem w 2011), zanim do niej wrócę.
-
Nie pamiętam już dokładnie, ale ogólnie to dobrze być całkiem "dobrym" lub całkiem "złym", opcja pośrednia potrafi wykluczyć czasem możliwość najlepszego rozwiązania konfliktu (czerwona i niebieska opcja dialogowa), co jest bardzo ważne w paru momentach w kontekście lojalności pewnych członków załogi (raz się tak uje.bałem i, spoiler z końcówki Expa chyba w ME2 nie ładuje się w retorykę.
-
W jego stylu byłoby coś z repertuaru Queen. Jarałbym się.
-
Gra jako plik, czy gra jako pudełko?
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na waldusthecyc temat w Graczpospolita
Co z tego, skoro kolorystyka i tak psuje cały efekt wizualny ? Tak samo jak X360 vs PS3. Co do tematu, to obecnie granie w wersję cyfrową uważam za całkiem fajną opcję i nie mam nic przeciwko, jest wygodnie i cicho (napęd), no ale nie da się ignorować podstawowych minusów, czyli braku możliwości pożyczenia/odsprzedania takiej gry, problem w przypadku awarii któregoś z elementów systemu (wiem, że teraz wszyscy grają we wszystko po jednym razie, ale załóżmy, że chcę sobie gierkę powtórzyć za kilka lat, po drodze padł mi dysk, a na serwerze już nie wisi), no i najważniejsze, czyli wartość fizyczna, fetysz pudełek i instrukcji (fakt, teraz już marnych). -
Wg. mnie będzie nawet dużo lepiej. Najlepsza część, co by nie mówić.
-
Drugiej Ziemii nie tykaj, nudziarstwo straszne i w sumie nie przypominam sobie, żeby był tam jakiś wątek przyszłości, w każdym razie świat jest taki jak dziś, tylko pojawia się tytułowy twór. Polecam w każdym razie Pamięć Absolutną (starą oczywiście), Oblivion, Gattaca, Equilibrium, Raport Mniejszości. Poza tym średniaki, które może Ci się spodobają : Surogaci, Babylon A.D, Repo Man.
-
Wszystko to oczywiście racja (choć do małpy nic nie mam, a motyw z Sigintem i Ablem, choć naciągany, to jestem w stanie łyknąć), ale powiem tak : po "oswojeniu" się z pewnymi głupotami, drugie przejście (nadal ze wszystkimi wstawkam, próbowałem yebane retrospekcje zaliczyć i jakimś cudem się nie udało) było mniej irytujące (mówię o fabule), a w paru momentach dopiero za drugim razem doceniłem reżyserię i, mimo wszystko, soundtrack (MG Saga i montaż przy wiadomej walce, coś pięknego, ). Poza tym gierka, o ile kogoś całkiem nie odrzuciła, zyskuje przy następnych podejściach, zabawie w odkrywanie wszystkiego co się da. Zdobycie emblematu Big Boss też niesie ze sobą zupełnie nowe doznania. Właściwie dopiero wtedy gra staje się naprawdę skradanką, można się parę razy mocniej wkur.wić (przy pościgu motocyklem momentami myślałem, że nie wytrzymam, jeden z cięższych momentów w grach w ogóle, a miałem Solar Guna), ale satysfakcja ogromna. Zrobiłem sobie przerwę i pod koniec lata pewnie podejdę do brakujących mi emblematów i platyny.
-
The Wolf Among Us : skończyłem całość, z czego dwa pierwsze epy w okolicach premiery, a resztę już po premierze ostatniego, i chyba tylko granie zaraz po sobie ma sens w przypadku takich gier. Ogólnie gra to duże słowo, to trzeba traktować po prostu jak interaktywny serial (stąd czekanie paru miechów na następny odcinek jest bez sensu). Porównując do WD (S01), Wolf wypada gorzej, zarówno pod względem historii, emocji, jak i gameplay'u (jest go jeszcze mniej). Zresztą gra jest też chyba krótsza niż WD. Fabuła jest wciągająca, choć ma przymulające momenty, postacie w większości (słaba Snow White) bardzo interesujące, no i z niezłym designem. Ogólnie rzecz biorąc, ciekawa przygoda, ale nie ma rewelacji. Takie 7/10.
-
Jak zrobią normalny tryb Story/Kampanii, a nie takie goowno jakie było w T6, to będzie miło.
-
PSX Extreme 202
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Perez temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Ja też propsuję nowy papier, zmiana na plus. -
Owszem, pomysł niezły, ale realizacja słaba. Nuda, pretensjonalność, gimby się mogą popodniecać głosem Scarlett. Ostatnio widziałem : Noe : Wybrany Przez Boga : totalny średniak. Poza brak tu jakiegoś naprawdę nietypowego pomysłu na przedstawienie tak popularnej historii, a po Aronofskym spodziewałem się jakiegoś zaskoczenia. Props za scenę fajnie wplecioną w główną fabułę. Nikt z ekipy jakoś wybitnie się nie zaprezentował (Russel ma dobre momenty, ale to wszystko). Film jest rozwleczony i momentami nudny, a to, co najciekawsze, jest przedstawione po łebkach i bardzo szybko (w ogóle nie pasowały mi takie uproszczenia, jak Widać tu jakieś próby pokazania "dramatów" ludzkich, ale jest to potraktowane skrótowo i trochę naiwnie. Pod względem wizualnym jest tak se, dominacja szaroburych kolorów, ale kilka efektów i scen robi niezłe wrażenie.
-
Owszem, ale nie musi też zanikać w oczoyebnej ferii eksplozji i błysków. No i sporo tu irytujących QTE. Po 90 % stosunkowo łatwej rozgrywki, końcówka jest po prostu niezbalansowana.
-
Albo to, albo kwestia, jak się przetnie ten złom. Tak czy siak, w ferworze walki nie było to jasne. Ba, niektórzy rezygnowali z zabawy w blade mode w tym momencie i po prostu unikali tych kawałków poprzez ninja run, bo tak im ten fragment dawał w du.pę.
-
Życie Carlita : jeden z niewielu klasyków "gangsterskich", których dotąd nie widziałem, a zbierałem się od lat. Co tu dużo mówić, świetny film, nie dziwne, że doczekał się miana kultowego. Kozacki Pacino, który grając w kolejnych, teoretycznie podobnych filmach, nigdy nie wypada wtórnie (oczywiście to też zasługa scenariuszy), równie dobry Penn (którego rola, jak i inne motywy w tym filmie, stanowi ciekawy smaczek dla fanów Vice City), bardzo dobry soundtrack no i klimat. Stawiam wyżej, niż Scarface'a tego samego reżysera. Końcowy pościg to majstersztyk. Top Gun : znowu zaległy hit. Nadal dobrze się ogląda. Tak jak wyżej, świetna ścieżka dźwiękowa, fajny klimacik i niezłe role głównej ekipy (choć niektóre momenty trochę ciepłe). Militariami i samolotami się nie jaram, ale i tak spoko.
-
Co do Senatora, to przyznam, że się mocno nawkur.wiałem przy nim, dopóki nie przeczytałem gdzieś, że w momencie, jak rzuca kawałkami Metal Geara, można, po uprzednim idealnym przecięciu owych kawałków, kontynuować blade mode i ciachnąć go w głowę, co skutkuje scenką i pojawieniem się kilku "apteczek", co było dla mnie zbawienne (nie miałem żadnej w tej walce). Wówczas walka okazała się lajtowa. Głupia sprawa, no ale mało czytelne to wszystko było.
-
Metal Gear Rising : Revengeance. Słabo. Grałem na siłę, byle przemęczyć, bo nie mam w zwyczaju porzucać rozpoczętych gier (chyba, że są naprawdę ciulowe). Tytuł mnie interesował głównie z uwagi na uniwersum, ale zachęciła mnie też całkiem przyjemna sesyjka u znajomych. Niestety, jak to w slasherach bywa, przez chwilę jest zabawnie, ale robienie w gruncie rzeczy w kółko tego samego całą grę szybko zaczyna nużyć. Na normalu gierka jest dosyć prosta (podstawa to obcykać parry), oczywiście do momentu ostatnich dwóch walk z bossami. Nie wiem, co oni tam w głowach mieli, ale chyba nie słyszeli o czymś takim, jak balans. Na samego finałowego bossa straciłem chyba tyle czasu, co na resztę gry, i nie, nie uważam tego za fajne, niecasualowe itd, po prostu irytujące. Inna sprawa, że system ulepszeń, które można kupić, pozwala na to w niewielu momentach, więc jakbym w ostatniej potyczce chciał coś poprawić, to musiałbym cały chapter powtarzać. System walki i patent z blade mode jest całkiem spoko, wciśnięte na siłę natomiast wydają się sekcje skradankowe (i pudło, lol). Gierka całe szczęście jest dosyć krótka, no ale nastawiona na masterowanie. Z innych spraw : muzyka beznadziejna, design też mi się nie podoba (tandetne to wszystko), z uniwersum MG ma to w sumie tak naprawdę niewiele do czynienia, a przerywniki to momentami żenada, plus te patetyczne, błahe dialogi, szczególnie z bossami. Cóż, fanem slasherów nie jestem, więc zachowując jakiś obiektywizm nie będę z gry robił crapa, fanom gatunku, wnioskując po opiniach dookoła, się podoba. Dla mnie to takie 5+/10. Aha, grałem na PC, na którym (a jakże), nie obyło się bez dziwnych problemów, ale przyznam, że graficznie wygląda to bardzo ładnie, no i zoptymalizowane też jest nieźle (na moim starym sprzęcie leciało całkiem płynnie).
-
Ucieczka z Alcatraz : klasyka kina "ucieczkowego", ale oglądając w dzisiejszych czasach dopiero pierwszy raz napiszę, że to kino tylko dobre. Dużo zagrywek, które były później często stosowane w tego typu filmach, stąd widza teraz już nie zaskoczą. W roli głównej typowy Clint, wiadomo, na propsie. Teddy Bear : pełnometrażowe rozwinięcie znanego może niektórym filmu Dennis, pokazującego problemy z kontaktami międzyludzkimi u nieśmiałego duńskiego kulturysty. Cóż, krótki metraż trafił do mnie lepiej. Tutaj mamy wątek podróży do Tajlandii, poznania tam dziewczyny, no i oczywiście toksycznej relacji z matką. Wszystkie te ludzkie zachowania jest doprowadzone do lekkiej przesady, no ale może żyją gdzieś tam tacy ludzie. Trzeba przyznać, że główny bohater budzi sympatię. Bardzo powolny rozwój wydarzeń. Dla mnie średniak, nie warty zachodu. You Don't Know Jack : film oparty na faktach, przedstawia działalność lekarza, parajacego się na przełomie lat 80 i 90 w USA eutanazją i walczacego o prawo do owej procedury dla pacjentów. Wątki poszczególnych "zabiegów" przeplatają się z wątkiem zmagania się z systemem prawnym, pozwami itd. W roli głownej Al Pacino, drugi plan Goodman i Sarandon. Jakbym chciał to prosto przedstawić : lewackie pitolenie. No ale rozszerzę myśl. Przede wszystkim mamy bardzo jednostronne, wręcz naiwne przedstawienie problemu. Dobry doktor i jego ekipa, biedni pacjenci a po drugiej stronie dzicy, bezlitośni konserwatyści tudzież religijni fanatycy, reprezentowani w całym filmie jako skandujące tłumy albo zły pan prokurator. Ba, brak tu właściwie (za wyjątkiem postaci Goodmana) jakichkolwiek wątpliwości i rozterek (może to kwestia materiału źródłowego). Element jakiejś dwuznaczności wprowadza adwokat głównego bohatera, ale nie dotyczy to sprawy eutanazji samej w sobie, a kwestii prawdziwej motywacji i udziału w tym polityki. Swoją drogą, nie do końca rozumiem, a film mi w tym nie pomógł, do czego część pacjentów potrzebowała pomocy lekarza, skora a) sami byli na tyle sprawni, że mogli zapewnić sobie sprzęt i przeprowadzenie zabiegu b) mogła, na identycznych zasadach prawnych, pomóc im rodzina. Kwestia stwierdzenia zgonu i wypełnienia formularza ? Straszne spłycenie całego problemu. Dodam, że jedyny wyrok skazujący doktorek wyłapał za własnoręczne wprowadzenie zabójczych środków pacjentowi. No ale pomijając kwestie poglądowe, film jest po prostu niezbyt ciekawy. Na pewno nie odmówię Pacino dobrej roli (no i fizycznie wypadł naprawdę podobnie do realnego doktora), pochwała należy się też odtwórcy roli adwokata, natomiast Goodman gra prawie zawsze taką samą postać. Dla mnie porażka, co zaskakuje o tyle, że reżyser ma na koncie parę naprawdę dobrych filmów (Rain Man, Sleepers, Sphere).
-
Rzyg mentalny, lol, piszesz o trailerach, na dodatek gier. Ja wiem, że motyw muzyczny jest już przeruchany strasznie, ale wtedy to była inna sprawa. Dla fana ME1 kozak. No ale beka z wszystkiego co popularne wśród mas, wiadomo. Proszę o niebekowy wg Blubera trailer gry wideo.
-
Rasmentalism - Za Młodzi Na Heroda [2013]
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Sugan temat w HHC - HaIPe HaOPe Crew
Strasznie to nudne jak dla mnie, jeden odsłuch w całości mi wystarczył, żeby nie mieć ochoty wracać do niczego poza może trzema kawałkami. Co gorsze, nawet z tych trzech nie zapisał mi się w pamięci żaden wers.