-
Postów
4 238 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Nemesis : nie no bez skrajności, że albo realizm, albo kicz. O ile w klasycznej jedynce można było dyskutować, czy dwumetrowy koks dałby radę z ręki strzelać minigunem, albo czy egzoszkielet Foxa wytrzymałby deptanie REXa, tak w TTS mamy przy byle okazji dwumetrowe salta czy słynne skakanie po rakiecie. Niepotrzebne (czasami, bo są też rewelacyjne scenki) efekciarstwo.
-
Autor Widmo : senna atmosfera, powoli rozwijająca się intryga, i Zagrane dobrze (props dla Brosnana, szkoda, że w sumie tak go niewiele), no i ogólnie klimat jest całkiem gęsty, choć thrillerem bym tego nie nazwał. Takie 6,5/10, bez szału. Zodiac : tutaj mamy również do czynienia z filmem nieco monotonnym, momentami wręcz nudnym, choć wątek główny wciąga. Kto zna historię z realnego świata, ten wie mniej więcej, jak to się rozwinie, ja wiedziałem przed seansem tylko tyle, że (niech będzie, że spoiler) W filmie brylują Gyllenhaal i Downey Jr. (oboje całkowicie w swoim stylu, bez zaskoczeń), plus Rufallo, za którym, jako aktorem, ogólnie nie przepadam. Oczekiwałem troszkę więcej wątków "zagadek", no i lepiej zarysowanego klimatu lat, w których miała miejsce akcja. W sumie to chyba najsłabszy film Finchera, który widziałem, ale nadal całkiem dobre kino, trza się jedynie nastawić na długi i spokojny seans. Fałszerze : Oscar dla filmu nieanglojęzycznego sprzed paru lat, konkurował z Katyniem. Dosyć krótka, treściwa opowieść o żydowskim cwaniaku i fałszerzu działającym w nazistowskich Niemczech, który trafia do niewoli, a później do obozowego komanda zajmującego się fałszowaniem m.in. funtów i dolarów (historia i bohaterowie oparci na prawdziwej operacji Bernhard). Interesuje mnie tematyka obozowa, więc film na wstępie ma plus. Props dla aktora odtwarzającego główną rolę. Trochę tu klisz i sztampy, ale ogląda się dobrze, także polecam, jak ktoś lubi takie klimaty. The Royal Tennenbaums : w ramach sprawdzania twórczości Andersona. No niestety, jest słabo. Oczywiście jego styl wylewa się z ekranu, ale nie idą za tym ani humor, ani ciekawi bohaterowie (może poza tytułowym). Jak zwykle nagromadzenie znanych nazwisk w większych i mniejszych epizodach, specyficzne ujęcia itd. No ale ogólnie film mnie raczej znudził, a w przypadku Grand Budapest Hotel i Moonrise Kingdom nie było takiej opcji. Nie polecam. In The Name of The Father : no wreszcie coś naprawdę świetnego. Oparta na faktach historia niesłusznie skazanego w połowie lat 70tych (z grupką znajomych i krewnych) za działania terrorystyczne młodego chłopaka z Belfastu, który ląduje w celi z ojcem, również wciągniętym do sprawy. W roli głównej Daniel Day Lewis, jak zwykle świetnie, obok niego Pete Postlethwaite, również na bardzo wysokim poziomie. Jak to się mówi, poruszająca opowiesć, która przypominaja/uświadamia też przyjemne działania wymiaru sprawidliwości, również w "cywilizowanych" krajach. Minus za mało odczuwalny upływ czasu. Polecam.
-
Nie grałem w TTS, ale umówmy się, remake MGSa bez oryginalnej muzy (już mniejsza o nowy voice acting, bo ekipa aktorów jest niemal ta sama) musi dużo stracić na klimacie. MGS 4 pokazał No i kontrowersyjne cut scenki. W 2004 oglądając trailery jarałem się niesamowicie, zresztą do dziś uważam, że Gray Fox vs REX to miazga, ale momentami są bardzo przesadzone i kiczowate. Na jakimś emu z ciekawości można sprawdzić kiedyś.
-
Popencjusz dalej zaskakuje :
-
Trylogia Pusher : mocno chwalona przez większość znajomych, również w necie, mnie nie zmiażdżyła. Od razu zaznaczę, że jako najlepszą uznaję trójkę (ta z Milo), za najsłabszą dwójkę (w roli głównej Tonny, czyli Mikkelsen). Na pewno duży props się należy za klimacik, brudny, trochę mroczny, brak tu "ładnej" i przyjemnej strony gangsterki, zresztą jest to doprowadzone niemal do skrajności, bo z jednej strony mamy do czynienia z przestępcami obracającymi dużą kasą, z drugiej wszyscy wyglądają i zachowują się, jakby ledwo starczało im na jedzenie, a każdy dług jaki zrobią urasta do rangi problemu, który zakończyć się może dla nich tragicznie. Ja rozumiem, że to celowe, no ale zahacza o przesadę i pewien brak autentyczności, bo ciężko uwierzyć, że zachowując się po prostu głupio, doszliby do robienia takich interesów. Tonny wypada w tym wszystkim jeszcze w miarę autentycznie, bo jego postać jest taka od początku, ale Milo, którego znamy z poprzednich części jako budzącego postrach bossa, a w trójce to lekka przesada. W każdym razie, w całej trylogii mamy zbiór ciekawych, dobrze zagranych postaci (fajnie, że mamy, nieraz naprawdę długie, dialogi w językach ojczystych, w tym całkiem spory epizod Polaka, swoją drogą, bekowy). Refn jeszcze nie odpływał, film dosyć klasyczny w formie, oczywiście nie bez pewnej symboliki niektórych scen. Obejrzeć warto, przede wszystkim dla odmiennego, duńskiego klimatu, dobrych dialogów i świetnych postaci. No i trójka ma mocne zakończen ie, to trzeba przyznać. Polecam, ale bez nastawiania się na mega uderzenie.
-
Płytkę przesłuchałem w całości raz i ponownie, jak w przypadku Elliminati, mam ochotę wracać do góra kilku utworów. W tym przypadku propsuję Johna Rambo, Streetwear, Feat. Mimo ogólnych spustów, nie jaram się specjalnie produkcjami Sir Micha i wolałbym kolaborację z jakimś innym producentem (Matheo przede wszystkim). Parę niezłych wersów też się trafiło, aż się uśmiechnąłem pod nosem słuchając.
- 59 odpowiedzi
-
- 2014zjedzony
- pozdrawiam
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji temat w Metal Gear Solid
Snake i Liquid mają w 1984 po 12 lat przecież, więc gdzie tu Hayter. Chyba, że mnie ominęło jakieś info o jakichś epizodach w innych latach w piątce, albo, że liczycie na coś w stylu scenki po napisach, no ale tu chyba też nie ma się co łudzić, że David zdradziłby to na tweeterze. No i fakt, John Cygan też by się nadał. -
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji temat w Metal Gear Solid
Wybór aktora może nie do końca trafiony, ale decyzja o rezygnacji z Haytera poniekąd słuszna, w końcu na jakimś etapie trzeba troszkę mocniej podkreślić odmienność Snake'a i BB, a głos odgrywa tu dużą rolę (wyobraźcie sobie Mogli zostawić tego Bardziej bym się przyczepił do wyglądu, kolejna część po MGS3, gdzie BB wygląda prawie tak samo, lepiej by się prezentował, jakby wyglądał jak Solidus, zaczes, siwizna. Na tym artworku, z którego zrobiono fanowską okładkę, wygląda git. Dobrze, że chociaż bandany się pozbyli. -
Byłem (2D ofkoz), no i całe szczęście, lepsze wrażenia niż po Godzilli. Ogólnie troszkę za mocno podkreślano w tym wszystkim rolę Mystique, co pewnie ma związek z realnym światem i mocną pozycją Jennifer Lawrance. Za mało relacji Xavier : Magneto. Za mało przyszłości (liczyłem na zupełnie inne proporcje w filmie). Niezbyt mi pasuje design Sentinelów z przyszłości, a ci z przeszłości wyglądają tandetnie (słabe CGI). Props za ekipę aktorów/mutantów (oczywiście prym wiodą Fassbender i McAvoy), za Quicksilvera, za przedstawienie świata lat 70ych, za ogólny klimat (przede wszystkim końcówe sceny w przyszłości) i parę świetnych scen (wspomniany Quicksilver, finałowe starcie, akcja we Francji, pojedyncze ujęcia). Takie 7+, mimo narzekania na początku. Czy lepsze od FC, ciężko powiedzieć. Czekam na następną część, świetna scenka po napisach mi w ogóle o niej przypomniała.
-
Całkowicie się podpisuję pod nobodylikeyou. Wypowiedź zawiera oczywiście SPOILERY. Owszem, w trójce mamy do czynienia z zestawem dziwaków, szczególnie jak opisze się ich krótko tak, jak to uczynił raven, ale kurde bele : - po pierwsze, mają oni dobry lub bardzo dobry design i motyw muzyczny; - po drugie, walki z nimi są świetne (przypominam przy okazji, że w dwójce walczymy tak naprawdę z czterema bossami, w trójce z siedmioma, roboty pomijam) i rozmawiamy o grze, więc ma to mimo wszystko jakieś znaczenie dla oceny postaci; - po trzecie, dziwolągami są tylko Cobrasi, przerywniki w wędrówce Naked Snake'a, ot rozrywka. Główna ekipa złych jest świetna. W dwójce natomiast freaki stanowią większość głównych wrogów a Kojima dorobił im większe tło i znaczenie. Na dodatek mają na siłę wepchane jakieś udziwniające atrybuty, jakby nie można było w spokoju ich zostawić (Vamp poza wszystkim, co widzimy, musi być też biseksualny i mieć romans akurat z ojcem Fortune, Fortune nie może mieć ciemnych włosów jak przeciętna murzynka, Fatman musi malować paznokcie i jeździć na rolkach). Także, drogi ravenie, to są zasadnicze różnice w ocenie bossów w tych częściach. Problemem jest natomiast MGS 4, który ma tylko czterech bossów : dziwaków, z brakiem jakiegokolwiek większego udziału w historii, interesującego tła i z wyjętym z du.py motywem angażowania modelek do ich odegrania. Zostaje Ocelot, rewelka, no ale z czym do ludzi ? Nawiązując jeszcze do marcowej wymiany zdań w tym temacie : w pewnym sensie zgoda z Waldkiem. MGSy (poza jedynką ,która jest ponadczasowa i ani mój, ani jej wiek nie ma znaczenia) wpasowały się idealnie w zajwkę dzieciaka/nastolatka, ale po latach pewne głupoty i kicz są coraz mocniej zauważalne. Tak jak zauważył, jako CAŁOŚĆ, wcale nie są dobrze ze sobą poszczególne części połączone, i nie ma tu nic do rzeczy rozumienie scenariusza, bo uwierzcie mi, przerobiłem to na wszystkie możliwe sposoby. Ja wolę na tym etapie traktować MGSy jako osobne twory. Nie da się ukryć, każdą część Kojima planował jako "ostatnią", każdej zakończenie to cliffhanger, który ma mały lub zerowy wpływ na następną część, każda skupia się na czymś innym i wyróżnia się specyficznym klimatem. Już pomijam tutaj fakt, iż Kojima z części na część dodawał wątki i rozwinięcia starych wątków, które stały czasem w sprzeczności z poprzednimi częściami. Dobrym przyjkładem jest cała postać Ocelota. Poznajemy go jako zwykłego, typowego złego w jedynce, i w tej roli jest idealny, później okazuje się podwójnym agentem, a na koniec już nie wiadomo do końca, kiedy był sobą, kiedy nie, i w czwórce poznajemy ostatecznie jego osobistą motywację, czyli podążanie za Big Bossem i jego odnalezienie. Serio, nie chce mi się rozpisywać zdanie po zdaniu, co w tym wszystkim uważam za niekonsekwencję albo głupotę, ale uważam, że zepsuto ciekawą postać, a motyw ręki stał się największym failem tej serii. Odpowiadając na pytanie z ankiety : oczywiście jedynka. Wiadomo, sentyment i te sprawy (mogę się podpisać pod słowami Andżeja, bo ładnie zawsze przedstawia to, co ja też czuję w stosunku do tej gierki : każdy dźwięk, obiekt, dialog, odgłos, wrył się w psychikę młodego człowieka, totalnie zafascynowanego grą), ale pewne sprawy są raczej obiektywne : fabuła, postacie, stosunek wątków paranormalnych do realnych, stosunek gameplay'u do przerywników, klimat. Na dodatek bez specjalnych zgrzytów da się w to grać nawet dzisiaj. Z dwójką jest ciekawa sprawa. Sprzedała się chyba najlepiej ze wszystkich (ewentualnie gorzej od czwórki, nie jestem pewien), choć to niekoniecznie musi być wynikiem odbioru tej części przez fanów, raczej rozpędu po rewelacyjnej jedynce. To tłumaczyłoby trochę spadek sprzedaży trójki (po zawodzie dwójką). Druga rzecz : powierzchownie oceniając, jest to często najbardziej krytykowana część, no i propsowanie jej i stawianie na szczycie w rankingach (szczególnie w starciu z trójką) stało się takie nieco hipsterskie. Ot, zaczęło się powtarzać w kółko tezy o ambicji, o niezrozumieniu dwójki, o drugim i trzecim dnie, no i dochodzi do tego, że dla niektórych krytyka dwójki = nie zrozumienie jej. No ale choćby jak bardzo uzasadnione to było, Raiden nie był w dwójce fajną postacią, mówiąc ogólnie. Nie, fani nie chcieli nim grać i dziękujemy za uszczęśliwianie na siłę. Ja tam lubię tą część, chyba nawet bardziej niż trójkę (mówimy o historii, bo jako gra to MGS3>MGS2, tyle, że Substance miał od cholery fajnych misji VR, no i dwójkę tak czy siak skończyłem więcej razy), ale ma naprawdę dużo wad. Trójka dużo lepiej wyważona. Czwórka to inna historia, na razie jestem zbyt na świeżo (skończyłem pierwszy raz w maju), ale raczej znalazłaby się na samym dole rankingu.
-
Chyba każda częśc doczekała się oficjalnej nowelizacji, jedynka i dwójka na pewno, ale jak z dostępnością, to nie mam pojęcia, może być na allegro jutro, a może za rok, w księgarniach nie ma co szukać. Słyszałem, że nowelizacja MGS4 jest godna uwagi : http://www.goodreads.com/book/show/11486145-metal-gear-solid Podobno rozwija parę niewyjaśnionych wątków a pomija niektóre głupoty. Tylko po angielsku, ale dostępna na allegro.
-
Dla mnie obie te postacie to niewypały i nudziarze. Moim kanonem było ratowanie Ashley, bo tak czy siak jest troszkę lepszą bohaterką niż Kaidan, ale z romansu po ME1 już zrezygnowałem. Względy gameplayowe pomijam, bo nie bawiłem się nigdy w Insanity.
-
Samo zaliczenie GoWów na najwyższym poziomie trudności (God/Titan) to już inna zabawa, niż normal, więc nie ma co pier.dolić, komuś nie przypasiła seria, to skończył raz, ja skończyłem dwie pierwsze części parę razy, i co to udowadnia ? Inna sprawa, że to zaliczanie ponowne, masterowanie itd. i tak w dużym stopniu zależy od obecnego podejścia, czasu, sytuacji Gracza. Na PS2 robiłem 100 % we wszystkim, co miałem, grając parę lat na PC nie zaliczyłem żadnej gierki poza serią ME więcej, niż raz, natomiast PS3 prędzej motywuje trofeami. nobody : zaliczenie jedynki na poziomie God odblokowywało z tego co pamiętam całkiem ciekawe bonusy.
-
Też niedawno widziałem Grand Budapest Hotel i również polecam, świetny film z mega obsadą (choć poza Fiennesem to gwiazdy mamy albo w epizodach,albo w cameo). Prezentuje się rewelacyjnie (twórczością Andresona zainteresowałem się dopiero po dobrym Moonrise Kingdom, pod względem klimatu i reżyserii dużo między nimi podobieństw), nie nudzi, bawi. Widziałem też niedawno Godzillę, w kinie, pisałem więcej w wątku jej poświęconym, tu krótko : zawód, mało Godzilli, kosztem Muto i nijakich wątków "ludzkich", mało Cranstona, ale przynajmniej świetne efekty, kozacki wygląd tytułowego monstrum no i parę fajnych scen (końcówka). Napoleon Dynamite : film podobno obrósł w pewnych kręgach kultem, zresztą pamiętam, że w okolicach jego premiery na FPE też się sporo osób jarało. Nie śmieszy w standardowy sposób, że tak powiem, no miałem momentami bekę, ale nie zdziwię się, jak ktoś po 10 minutach to dzieło wyłączy. Props za grę aktorską odtwórcy głównej roli.
-
Ku.rwa ale lipa z tym "pokazem" na E3, a było to jedyne, na co serio czekałem, poza U4. W takim układzie końcówka 2015 to najwcześniejszy termin premiery chyba.
-
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Fuji temat w Metal Gear Solid
I znowu spoilerów w kur.wę, ja chyba po raz pierwszy odkąd mam Net, podziękuję za to wydarzenie. Choć ciężko będzie. -
Sprawdź We Are Marshall z McConaughey'em i Jackiem z Lostów.
-
Byłem dziś w kinie (oczywiście 2D) i niestety, zawiodłem się. Nie jest to zły film jako tako, jest to zły film z Godzillą w tytule. O śmiesznej ilości czasu ekranowego tytułowego monstrum (jak i reklamowanego na gwiazdę filmu Cranstona) pewnie już każdy pisał. Tu jednak podkreślę, że każde jego pojawianie się ma moc, wygląda i brzmi rewelacyjnie, może nawet przez to, że jest go tak mało, to te fragmenty smakują jeszcze lepiej. Mamy za to dużo więcej a także sporo rozwleczonych, nudnych fragmentów . O głupotach scenariusza nie wspominam, bo to już normalka w takim kinie. Na takie wady łatwiej przymknąć oko, gdy film ma mocny klimat, trzyma w napięciu, a tu tego zabrakło. Jest kilka świetnych scen (częściowo zdradzony w trailerze skok HALO), bardzo ładne zdjęcia, świetne efekty wizualne (naprawdę przekonująco wykonane zniszczenia miast) i niezłe efekty dźwiękowe, no ale ogólnie rzecz biorąc, film jest średniakiem i na pewno lepsze wrażenie zrobił na mnie ten z 1998 (że byłem wtedy młodziakiem, to inna sprawa), który nadal lubię sobie odświeżyć. Żaden ze mnie wyznawca "prawdziwej" Godzilli, więc mieszanie z błotem Emmerichowskiego tworu, choć uzasadnione, mnie nie obchodzi. Szkoda, liczę, że chociaż Xmeni spełnią oczekiwania. Co nie zmienia faktu, że i tak Godzilla 2014>>>Pacific Rim. A tak w ogóle to od Cloverfield (mimo, że tam monstrum widzimy naprawdę króciutko) chyba nic z potworami mnie jakoś mocniej nie ruszyło. Co pokazuje, że nie chodzi wcale o pokazywanie potworasów non stop, a o jakiś klimat.
-
Skończyłem Bioshock Infinite : Burial at Sea part 2 i wreszcie pożegnałem się z "trylogią" Infinite. Wreszcie, bo grając w ostatni epizod gra mnie już po prostu zmęczyła. Formuła Bio się wyczerpała dla mnie. Niby spoko, że skupiono się bardziej na cichej eliminacji, ograniczono rozwałkę, no i wiadomo, fajnie znowu pochodzić po ale wątek światów równoległych z każdym epizodem wydaje mi się coraz słabszy. Fajnie, że daje pole do wrzucenia smaczków i ale do mnie do końca nie trafia, sprawia, że wszystko można uzasadnić. W ogóle takie epizodyczne granie to nie dla mnie, rok temu podstawka, w zimie jeden ep, teraz drugi, totalne wybicie z klimatu i chłonięcia historii. Dlatego zresztą olałem granie w kolejne epizody Walking Dead i Wolfa w okolicach premiery, skończę sobie razem wszystko.
-
Nie przesadzajcie znowu. Jakieś smaczki są, klimat Jaka 1 troszkę podobny do Crasha 1, no ale mimo wszystko pełne 3D i struktura "otwartego" świata to zupełnie inna bajka niż Crashe, gameplay'owo dla mnie to dwa różne światy. Sequele Jaka to już w ogóle.
-
Technologii może tam dużo nie ma, ale Teoria Spisku z Gibsonem jest całkiem ok (głównie ze względu na Mela).
-
Oczywiście, że na CRT, zawsze dziwiło mnie nagłe pozbywanie się przez ludzi starych telewizorów, bo "przyszło nowe", a potem nie mają na czym grać w retro sprzęty. Grając na LCD bym chyba zwymiotował (przez chwilę na PS2 pykałem na LCD ze względu na wygodniejsze ustawienie i większą przekątną, ale podarowałem to sobie, też kupa).
-
Słuszne uwagi. Ta katapulta rzeczywiście wyszła karykaturalnie. W ogóle jak zobaczyłem Outer Haven, to liczyłem na coś ala Tanker z MGS2 plus klimat Arsenala, a tu lipa, jeden większy level (osobiście przebiegłem go z rozpierduchą, po którejś z kolei próbie skradania się, powtarzania i ustawianai wszystkiego od nowa, znudziło mi się, przynajmniej Rail Gun się przydał, notabene, przesadzona, ale jakże przyjemna w użyciu broń), korytarzyki i arena walki. Ray atakujący "naszych" na Missouri potraktowany po macoszemu, a mogła być z tego ładna akcja, Jak se pomyślę, jak zayebiście się pewne rzeczy mogły prezentować... Swoją drogą, z małych pierdół, totalnym bezsensem jest wrzucenie pod Select opisu sterowania Oo. Zamiast kontynuować wieloletnią tradycję i dać wygodne włączanie radia, mamy niepotrzebny bajer.
-
Metal Gear Solid 4 : w sumie lekki zawód. Gra się świetnie, patenty są wyborne, ale grania (i przede wszystkim, klasycznego skradania) jest po prostu za mało, za to cutscenek bardzo dużo. Na poziomie Solid Normal miałem po zakończeniu ok 21,5 h, z czego obstawiam z 12 h gry właściwej, z lizaniem ścian i powtórkami (o ile liczą się do czasu gry) w przypadku zauważenia. Historia ma parę żenujących momentów, ale większość wątków z poprzednich części zostało, wg mnie, porządnie zamkniętych. Zakończenie (właściwe) świetne. Szkoda, że sporo rzeczy przez te kilka lat od premiery stopniowo miałem spoilowane. Snake wymiata, to najważniejsze. Tak czy siak, historia i emocje lepsze niż w zdecydowanej większości gier. W rozwinięciu dłuższa wypowiedź z wątku o MGSie, zawierająca mnóstwo spoilerów jakby komuś się chciało czytać :
-
Dobra, skończyłem w nocy MGSa 4. Post zawiera oczywiście SPOILERY. Zaznaczę, że jestem fanem serii MGS od samego początku, a od zagrania w dwójkę już naprawdę głęboko siedzącym w temacie. Każdą część z głównej serii cenię na swój sposób, choć nie da się ukryć, że to jedynka jest tytułem najlepszym, najlepiej wyważonym. Trójkę natomiast uznaję za najlepszego MGSa w kategorii gameplay'u, ale nie ukrywam, że to wątek Solid Snake'a i Patriotów był najbardziej interesujący, stąd największą ciekawość wzbudzała kontynuacja tych wątków. Po pierwsze, sześć lat od premiery to sporo czasu, szczególnie w przypadku takich gier, jak MGS, a to z uwagi na wszechobecne spoilery. Ile rzeczy miałem spier.dolonych to głowa mała, dość powiedzieć, że w sumie chyba największy planowany opad szczeny, czyli Big Boss w końcówce, też miałem zepsuty, ot gdzieś tam na YT widziałem miniaturkę, tytuł filmiku i voila. Inna sprawa to debile, które nie mogą się powstrzymać od pierd.olenia o czwórce w komentach np. do filmików z poprzednich części (tak też trafiłem na spoile). Żeby było jeszcze fajniej, to nawet na najlepszej stronce o serii potrafili rzucać spoilerami, no bo w końcu fan to już powinien dawno fabułę znać (swoją drogą, sporo ludzi zaraz po premierzy "przechodziło" grę na YT, bo nie mogli wytrzymać, a nie mieli konsoli). Inna sprawa, ile motywów zdradzono w oficjalnych trailerach. Pier.dole, z MGSV nie oglądam już żadnego zwiastunu, japońce mają dziwne rozumienie słowa spoiler chyba. Przecież przebieg prawie całego aktu I był opowiedziany w kilku trailerach, dużo akcji z dalszej części gry również, nawet Shadow Moses. Jedno, o czym serio nie miałem pojęcia do samego końca, to akt V, całe szczęście. Szkoda, duża szkoda, no ale dość już na ten temat. Podchodziłem do czwórki z lekką rezerwą, w końcu z jednej strony miałem ultrapozytywne recenzje branży, z drugiej całkiem częstą krytykę fanów. Niestety, w jakimś stopniu również się zawiodłem. Przede wszystkim, podobnie jak w dwójce, za mało tu mięsa, grania. Mamy ogromną ilość filmików (dobrze, że codecowe rozmowy ograniczono do minimum), co może nie było dla fana problemem, gdyby ich poziom był wyższy. Odczuwam duży niedosyt, tym bardziej, że potencjał był naprawdę spory. Masa gadżetów i broni, których nawet nie ma okazji i potrzeby użyć, opcja kustomizacji która praktycznie się nie przydaje itd. Zresztą w ogóle mało tu czystego skradania, a dużo strzelania. Nie przypadł mi do gustu wątek walczących PMC, rozmywa to zupełnie klimat rozgrywki, niby mam się skradać, ale mogę się włączyć w wojnę, włączę się, to mam niekończące się respawny wrogów, alarm w takiej sytuacji to w ogóle lekki absurd. Męczy mnie ta masowość walk, nawet w potyczki z częścią bossów musieli wepchnąć zwykłe oddziały. Swoją drogą, nie podoba mi się design oddziału FROGS, tudzież ich hurtowe występowanie. Właśnie, bossowie. Oddział BB od pierwszych zapowiedzi mi nie pasował, no i ostatecznie, nie przekonał mnie. Marny design, naciągane nazwiązania do poprzednich części, żałosne motanie się po walce i historie Drebina. Przyznam jedynie, że same walki są na niezłym poziomie, opierające się na jakimś ciekawym patencie, jak to w MGSach. Walkiz Vampem/Gekko, Ray vs Rex i ostatnie starcie z Ocelotem na plusie. Bardzo fajny jest epizod śledzenia gościa w III akcie, no ale znowu, krótkie to. Zreszą w ogóle akt III wypada najlepiej pod względem klimatu i poruszanych wątków, niepotrzebnie tylko tak rozwleczono te końcowe scenki. Na Shadow Moses zaliczamy kozacką podróż w przeszłość, to fakt, ale znowu, skradania tam niewiele. No ale całościowo ten akt wypada świetnie, właśnie ze względu na odwiedzanie starych miejscówek, rozmowy z Otaconem itd. Ostatni akt niestety również nie oferuje dużo grania, poza walką z bossem, no ale końcówka z wlekącym się Snake'em miała dużą moc. Co więcej można powiedzieć o historii ? Na pewno plus za całkiem niezłe wyjaśnienie/rozwiązanie pewnych zagadnień z poprzednich części, chociażby w miarę poukładany wątek Patriotów. Co do słynnej ręki i osobowości Liquida, to powiem tak : ten pomysł był spalony w MGS2, gdzie, nie ma co ukrywać, Kojima na pewno nie miał na myśli rozwiazania podanego w czwórce. Dostaliśmy średnie wyjaśnienie, no ale chyba najlepsze w obecnej sytuacji. Tak czy siak, jedna z najciekawszych postaci serii, czyli Ocelot, została przez te kombinacje zepsuta, szkoda. Brakuje mi też trochę szerszego przedstawienia tła obecnej sytuacji niektórych postaci (Raiden, Sunny). Niestety, scenariusz ma też sporo momentów po prostu głupich (biorę pod uwagę, że mogłem nie wszystko ogarnąć), chociażby to, że Snake musiał się wlec do GW, zamiast posłać samego Metal Geara Mk3. Są też momenty zwyczajnie nie na miejscu, jak większość z udziałem Akiby (przemieszanie strzelaniny z udziałem Meryl i wątków "romantycznych" to facepalm jak chooj), dziwne lub nienaturalne zachowania postaci. Nagrodę za najbardziej niewiarygodny i żenujący romans i tak przyznaję Otaconowi i Naomi, a jej śmierć i towarzysząca temu otoczka to jeden z najsłabszych momentów serii. No ale powiedzmy, że to japońska szkoła scenopisarstwa. Dalej : zastanawiam się, czy nagły przypływ uczuć i chęc przekazania prawd objawionych była wystarczającym powodem dla Big Bossa do wykonania na sobie wyroku ? Pomijam to, że zostawił go w niezbyt wygodnej sytuacji, w której trzeba zająć się dwoma truchłami, w tym ciała pożądanego od lat przez różnego rodzaju grupy. No ale dobra. Końcówka gra na emocjach, ale dobrze, że mimo wszystko Snake się nie zastrzelił. Za to takie długie pokazywanie ślubu mogli sobie darować. Zresztą gra cierpi (co akurat nie jest nowością w serii) na rozwleczenie filmów dotyczących nawet najbardziej błahych spraw. Dużo takich motywów bym mógł wymienić, ale w sumie po co, pewnie na tych 124 stronach wszystko już zostało omówione. Co by jednak nie mówić, Solid Snake pozostał kozakiem, ciągnie tę historię, nie żenuje, jego historia działa na emocje. Powrót po nieobecności w MGS3 i drugim planie w dwójce uważam za udany, mimo obaw. Hayter spisał się na medal. Zresztą vocie acting jak zwykle jest na najwyższym poziomie, tu nie można się doczepić. Big Boss też zaliczył fajny powrót, no ale jest to akcja typu "ożyłem po zniszczeniu Patriotów, załatwiłem dwie sprawy i umieram, nara". Co nie zmienia faktu, że scenki z jego udziałem mają moc, bardzo ładne zakończenie sagi. Szybko o kwestiach technicznych : wiadomo, gra ma swoje lata, trzeba to brać pod uwagę, no ale nie da się ukryć, że sporo lokacji wygląda niezbyt ładnie, co jest o tyle niezrozumiałe, że mamy do czynienia z raczej zamkniętymi, niewielkimi miejscówkami (przerywanymi loadingami, plus instalka na początku), brakiem zniszczeń i mało zaawansowaną fizyką. Nadrabiają modele postaci i scenki przerywnikowe ogółem, tutaj jest świetnie. Trzeba oddać sprawiedliwość, że w 2008 musiało to robić duże wrażenie, a i nadal jest w większości bardzo ładnie. Co do muzyki, to znowu, lekki zawód, Jest parę świetnych kompozycji (Old Snake, Love Theme, Mobs Alive, Sorrow), ale zdecydowana większość nie wyróżnia się zbytnio. No i odczuwa się brak klasycznego main theme, duża szkoda, że nie załatwiono jakoś tej sprawy. Przbrzmiewają gdzieś tam próby nawiązania do tych dźwięków, no ale rezultat jest byle jaki. Stawiam wyżej ścieżki z poprzedników, ale tej daję szansę, bo często soundtracki wkręcają się przy spokojnych przesłuchach poza grą. Podsumowując : choć brzmi to wszystko dosyć negatywnie, to zaznaczam, że grało się naprawdę przyjemnie, ale tego grania nie było za dużo. Krytykowane archaizmy sterowania (i nie tylko) ja odbieram jako plus : dobrze wejść w świat starego dobrego MGSa. OctoCamo jest zayebiste, różnorodne ruchy i możliwości Snake'a bawią (a że nie zawsze jest potrzeba z nich korzystać, to inna sprawa). Historia, mimo swoich wad i momentami naiwności, wciąga całkowicie od początku do końca. MGS to MGS, fabuła i postacie są tak czy siak ciekawsze niż w 90 % gier. Na mój negatywny odbiór wpływ miały spoilery, zakładam, że w innym wypadku zaliczyłbym parę razy opad szczeny i przełożyłoby się to na wrażenie ogólne. Myślę, że gierka zyska przy następnych przejściach, bo choć platyna wydaje się nierealna, to spróbuję przynajmniej, standardowo, zaliczyć poziom extreme, zero alarmów i zero zabójstw. tl;dr : lekki zawód na płaszczyźnie scenariusza, technicznie wysoki poziom, choć muzyka bez rewelacji, gameplay przyjemny, ale za mało go w stosunku do filmików. Ta, bawiłem się chwilę w wojenkę do momentu aż zauważyłem, że jak nie pójdę dalej, to można tak w nieskończoność, ale to w pierwszych dwóch aktach.