Może Was zachęcę swoją recenzją, zapraszam
RESIDENT EVIL WELCOME TO RACCOON CITY (bez spoilerów)
WSTĘPNIAK
Na wstępie poinformuję iż jako stary fan serii Resident Evil pisząc tą recenzję odniosę się nie tylko do obejrzanego dziś filmu ale również do poprzednich adaptacji a tym bardziej gier z serii bo nawiązań i porównań jest naprawdę dużo, na szczęście bardziej do gier aniżeli adaptacji Paula W.S Andersona.
RESIDENT EVIL NA SREBRNYM EKRANIE
Rok 2002, premiera filmu Resident Evil! Co to był za czas, kiedy seria gier osiągała gigantyczną popularność, fani pojawiali się jak przysłowiowe grzyby po deszczu a niejaki Paul W.S Anderson postanowił wydać ze swojego warsztatu adaptacje gry Resident Evil. Twórca znany z filmu „Mortal Kombat” dostał spory kredyt zaufania od fanów ale nie tylko, kina bowiem pękały w szwach a widzowie domagali się kolejnych części. Paul zwłaszcza w części pierwszej zaskarbił sobie serca fanów za sprawą świetnie poprowadzonej akcji, fabuły oraz jak na tamte czasy nowatorskich pomysłów, które do tej pory są rozpamiętywane (któż nie pamięta sceny z laserami?). Dodatkowym atutem byli znani aktorzy tacy jak Milla Jovovich (notabene Żona Paula), która do ostatniej części tego tasiemca wykazywała się swoimi umiejętnościami aktorski i matriksowymi ujęciami.
Kolejne części jak to nazwałem tasiemca zaczęły odcinać kupony i bardziej przypominały filmy akcji niż horror z jakiego przecież słynęła seria na początku. Zarówno Capcom jak i twórca adaptacji na pewien czas zatracili się w schemacie uwielbianym przez fanów i serwowali kolejne części typowego kina akcji, jednym się to podobało a drudzy spalili by na stosie młodego wówczas reżysera. Pomimo skrajnych opinii po czasie można stwierdzić jak absurdalnie i przyszłościowo podszedł do tematu. Jego wizja Resident Evil, my byliśmy widzami i jako fani mogliśmy to przeżywać i to dość długo bo seria liczyła pokaźną liczbę odsłon.
WITAJCIE W NOWYM RACCOON CITY
Pierwsze doniesienia o nowej adaptacji wywołały nie mały szum na scenie Resident Evil. Pierwsze ujęcia oraz aktorzy z początku zupełnie nie podobni nawet do wersji Remake Resident Evil sugerowały słaby film, nawet nie podchodzący pod wcześniej wspomnianego Paula W.S. Andersena a jednak! Jakież było moje zdziwienie podczas oglądania nowej adaptacji a po zakończonym seansie przysłowiowa burza mózgu.
Przyznaje szczerze, że od początku nie wierzyłem w nowy projekt, uważałem, że skończy jako zwykły popcorniak i nawet podejście reżysera, który zapewniał spore nawiązania do gier niezbyt mnie przekonywały choć gdzieś z tylu głowy dawałem zielone światło.
Film „Resident Evil Welcome to Raccoon City” od razu zaznaczę jest jak mokry sen fana gier bowiem ilość materiału źródłowego zawartego w 107 minutach przerasta oczekiwania i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
NOWA WIZJA, STARY KLIMAT
Twórcy nowej adaptacji od samego początku zaznaczali, że chcą pokazać projekt oparty solidnie o gry i to im się udało, natomiast wiele wątków fabularnych oraz postacie dramatu przedstawili na swój sposób i wiecie co? To też im się udało. Nie obyło się bez pewnych zgrzytów, dziur fabularnych i masy wątków, które fani wyłapią dając minus, dla osób, które serii nie znają będzie to jeszcze większy problem.
Trzeba jasno podkreślić, że ten film to nie festiwal CGI i akcji rodem z Matriksa a klimat bardziej kojarzy się z filmami klasy B okresu lat 90. To podejście bardzo mi się spodobało. Samo miasto Raccoon City nie bryluje w wieżowce i nie jest przepasane autostradami, to bardziej miasteczko z klimatem, górskim warto podkreślić a to moim zdaniem kolejny plus.
Sama fabuła nie stara się wykładać
wszystkiego (zresztą ciężko zawrzeć wszystko co chcieli twórcy w 107 minutach produkcji). Dlatego wiele wątków fani wyłapią od razu, choć fabuła nawiązuje głównie do Resident Evil 1,2 oraz Remake. Aktorzy choć z początku wydawałoby się nie pasują do swych ról to po krótkim czasie przyzwyczajenia możemy przyjąć ich wersję bez większego problemu. Takie postacie jak Albert Wesker, Jill Valentine, Chris / Claire Redfield, Leon S Kennedy, Brian Irons, Ben oraz wiele innych pojawiają się w produkcji i zapamiętujemy je bez problemu. Ich wątki niejednokrotnie są odmienne od pierwowzoru ale nie przeszkadza to w rażący sposób. To już zależy od naszego podejścia do danych postaci.
RACCOON CITY W NOWEJ WERSJI
W filmie główna akcja dzieje się w samym mieście, okolicach, rezydencji Spencera oraz posterunku R.P.D. Tutaj twórcy nie zawiedli serwując iście festiwal lokacji, które fani bez problemu odnajdą w grach, a masa nawiązań oraz dialogów przypomni stare czasy. Widz szybko wyłapuje takie smaczki ciesząc oko. Wisienką na torcie moim zdaniem jest właśnie klimat filmów klasy B i choć mam świadomość, że film nie osiągnie takich wyświetleń jak adaptacje kiedyś to jestem dumny, że doczekałem fajnego kina na bazie mojej ulubionej serii.
Jak wcześniej wspominałem film opiera się na dwóch pierwszych odsłonach co jednocześnie jest atutem i minusem, już wyjaśniam dlaczego. Jeżeli twórcy chcą zawrzeć w jednym filmie tyle wątków to logicznym jest, że pewne elementy nie zagrają no i tutaj wkradają się minusy. Dla osoby nie znającej gier to w ogóle będzie kuriozum ale i dla fanów pewne wątki zostają urywane, niedokończone lub pozostawione na kolejną część a uwierzcie mi, że takowa jest już w produkcji bowiem koniec tego filmu jednoznacznie sugeruje kontynuację. Gra aktorska wypada całkiem nieźle, może niektóre postacie nie są zbyt rozwijane wraz z fabułą ale jakoś wybitnie mi to nie przeszkadzało chłonąć film.
SYMFONIA GROZY
Miejsca przedstawione w filmie to niemal identyczne odwzorowania z gier a co z warstwą audio? Ta po prostu pasuje do filmu i na tym mógłbym zakończyć ten element, jest poprawnie i tyle, pasuje do wyświetlanych scen i nie szukałbym tutaj większych minusów.
A jak przedstawiają się główni oponenci? Sama historia Korporacji Umbrella też uległa zmianie, bez większych spoilerów mogę wspomnieć o innej genezie przemiany ludzi w żywe trupy ale też pojawiają się takie postacie jak Lisa Trevor, Licker czy choćby doktor Birkin, wszyscy przedstawieni w dość dobry sposób i z nawiązaniem do gier.
Zapytacie więc gdzie można jeszcze doszukać się minusów skoro w większości przeczytanego tekstu pojawiły się rekomendacje? Produkcja dla wielu w przeciwieństwie do filmów Paula potrzebuje atencji fanów, osoby trzecie mogą czuć się zagubione a wręcz pozostaną z wieloma pytaniami, które przeważą nad odpowiedziami.
Podsumowując mocno rekomenduje Wam obejrzenie tego filmu, warto dać kredyt zaufania jeśli ktoś się wahał. Jako stary fan jestem ukontentowany i czekam na kolejną część, dobre kino na bazie gier z domieszką nowych pomysłów polane starym znanym i dobrym sosem wyszło tym razem bardzo dobrze.
Ocena 8/10