Undertale
...
...
...
"In this world, it's kill or be killed."
...
Ekhem. Uumm... Tak! Undertale! Ja nie wiem co Wy tu jeszcze do diaska robicie i dlaczego tak mało moich znajomych ze Steama ma ten tytuł w swojej bibliotece. Ruszajcie natychmiast i kupujcie, bo... bo... kuźwa, nie! Nie tak. Nie będę Was tak przekonywał.
Jeszcze raz.
Wyobraźcie sobie, że odpalacie grę o cudownej fabule i świetnych postaciach. Grę o świetnym soundtracku i świetnym systemie walki. Gry ani za długiej, ani za krótkiej, lecz w sam raz. Grze w której grafika, choć może wydawać się odpychająca - idealnie pasuje do gry, jej klimatu i specyficznej otoczki. Wyobraźcie sobie grę, która przykłuje Was do monitora i ani śmie Was od niego odciągnąć. Wyobraźcie sobie... Undertale.
Undertale, gra indie z zeszłego roku, która podbiła serca niemal wszystkich, którzy w nią grali. Gra, która odstraszyła grafiką, ale przyciągnęła wszystkim innym.
Gra zaczyna się niewinnie, ot, jakieś tam postacie, coś się tam dzieje, trochę walczymy, norma. Potem pojawia się dwójka braci - Sans i Papyrus którzy kradną całą akcję dla siebie. Przegenialny humor, świetne sceny, no po prostu BOMBA. Wtedy się odkrywa, że undertale to nie jest do końca gra za jaką się mogło ją uważać. Nie będę mówił zbyt wiele o samej przygodzie, ale powiem Wam tyle - dla samej fabuły, warto. Bardzo warto. Takiej roszady emocji nie miałem od czasów... chyba nigdy. Bardzo często parskałem śmiechem, albo miałem po prostu banana na ryju, ale równie dobrze momentami czułem się cholernie źle.
Gameplay jest "typowy" dla jrpgów. Chodzimy po overworldzie, napotykamy rounder eccountery i walczymy z wrogami, których widzimy od frontu. System walki jest quasi turowy, w takim sensie, że ok, możemy wydawać polecenia podczas naszych tur, ale KAŻDA akcja wroga, na moment przenosi naszą postać (reprezentowaną przez małe serduszko) na mały wycinek ekranu, gdzie w zasadzie bierzemy udział w minigrze polegającej na unikaniu pocisków wroga, coś w stylu bullet hella z różnych shmupów. Oczywiście i tutaj gra sama bawi się konwencją i często zmienia reguły tych walk, dodaje nam różne modyfikatory do naszej postaci, zaczynamy unikać nie tylko pociski ale też inne ciekawe rzeczy. W walkach nie sposób się nudzić.
Jeśli graczowi zamarzy się zaatakowanie wroga, to dostajemy na moment nowe okienko, w którym musimy już mieć odpowiednie wyczucie czasu i trafić "kreska w srodek ekranu". Dlaczego mówię, "zamarzy się zaatakowanie"? Gdyż atakowanie wroga jest całkowicie opcjonalne! Jasne, za pokonanie wroga dostajemy ważny LV od LOVE, czyli swoisty odpowiednik levela oraz EXP (wiadomo), ale to całkowicie od nas zależy czy zabijemy wroga czy nie. Możemy zamiast tego np go... pogłaskać. Albo pogadać. Rozśmieszyć, obrazić, gapić się, co wróg to inne opcje. Na każdego z nich trzeba znaleźć "haczyk" (np. pogłaskanie psa), dzięki czemu możemy wroga oszczędzić zdobywając tylko trochę złota i nic więcej.
Podczas podróży po świecie wielokrotnie trafimy na różne zagadki logiczne czy elementy zręcznościowe, jednak żadne z nich nie są na tyle trudne, by zatrzymać nas dłużej niż na parę minut. Sama gra zresztą również nie jest długa, bo idzie ją skończyć w 5-6 godzin. Jednak w ciągu tych kilku godzin odwiedzimy sporo różnorodnych miejscówek pełnych, jak już wspomniałem, świetnych postaci. Od zapomnianych ruin, po śnieżne szczyty, jaskinie, tunele, sci-fi otoczenie - nie sposób się tu nudzić i w żaden sposób monotonia się nie ma prawa wedrzeć. Nawet walki następują na tyle rzadko, że nie irytują.
Muzyka jest cudowna. I w sumie tyle można powiedzieć. Kiedy trzeba - skoczna i wesoła, kiedy walczymy z bossami - szybka, dynamiczna, poważna i pompująca krew do serca. Kiedy ma być smutno - łzy cisną się do oczu. Jest bardzo dobrze i choć póki co żadna piosenka nie zapadła mi aż tak bardzo do głowy, tak z pewnością zacznę słuchać niektórych jej kawałków.
Grafika? No cóż, wiadomo jak jest. Na screenach widać, że gra wygląda na produkt zrobiony w paincie przez 15 latka na początku XXI wieku. Ale wiecie co? ani trochę to nie przeszkadza. Spodziewałem się, że będzie negatywnie wpływać na odbiór gry, ale nope. Grafika idealnie się komponuje ze wszystkim i jedyne co mi tak naprawdę przeszkadzało, to (pipi)itnie żółty kolor głównego protagonisty. Tyle. Cała reszta tip top, łącznie ze świetnymi modelami wrogów podczas walk <3
Czytałem wiele opinii ludzi na temat Undertale. Ba, nawet 2 strony wcześniej w tym temacie swoje pozytywne uczucia wylewają zarówno Velius i Teddy. Podobnie jak Velius, nie chciałem dać się ponieść hajpowi. Podchodziłem do gry na spokojnie, kupując ją po paru piwach, bo 'he he, czemu nie, daj mi jeszcze jedno piwo, klik, kupilem, gul gul, dawaj piwo!" i potem jak tylko odpalilem to moje reakcje byly "O MOJ DOBRY BOZE JAKIE TO DOBRE" (gra, nie piwo, choć piwo też).
A jeśli do tego wszystkiego lubicie chore akcje i PRZEGENIALNE łamanie czwartej ściany ... Kupujcie. Nie pożałujecie.
/10