popełniłem recenzję ostatnio, więc w sumie mogę tutaj wrzucić też, co by to 2x nie pisać tego samego.
Shovel Knight (3DS)
Czasy świetności NESa minęły jakoś 20 lat temu. Wówczas platformówki typu DuckTales, Chip & Dale, Darkwing Duck były jednymi z najlepszych w swoich rodzaju i ja po dziś dzień z radością do nich wracam. Dlaczego o nich wspominam? Shovel Knight – gra, która rozpoczęła swój żywot na serwisie kickstarter, blisko pięciokrotnie przebijając potrzebną kwotę na jej zrealizowanie – bardzo, ale to bardzo mocno nawiązuje do klasyki 8 bitowych platformerów. Czy oldschool w dzisiejszych czasach może się udać? Uprzedzając – może i robi to w diabelnie dobrym stylu! SZPADLE W DŁOŃ!
Na ratunek księżniczce!
Fabuła, jak przystało na rasową 8-bitową platformówkę nie należy do szczególnych. Shovel Knight, wraz z Shield Knight w latach swojej świetności podróżowali razem i byli najsławniejszymi rycerzami w królestwie. Pewnego razu jednak zapędzili się za daleko, do niebezpiecznego Tower of Fate, gdzie Shovel Knight utracił swoją lubą. Nasz protagonista popadł w rozpacz i przestał dbać o „swoje” tereny, przez to Enchantress i jej Order of No Quarter zaczęli sprawować rządy. Rycerzowi nie zostało nic innego, jak wziąć łopatę i wyruszyć na ratunek królestwa jak i Shield Knight, która być może nadal znajduje się w Tower of Fate.
Get diggin’!
Jak się gra? FE-NO-ME-NA-LNIE. Na myśl od razu przychodzą gry wymienione we wstępnie, na czele z Kaczymi Opowieściami. Co my tu mamy? Zbieranie skarbów? Jest. Otwieranie skrzyń? Jest. Skakanie na łopacie jak na pogo? JEST! Oczywistym jest, na czym najbardziej wzorowali się developerzy z Yacht Club Games. Rycerzem steruje się nad wyraz dobrze, nigdy nie miałem problemów z opanowaniem postaci. Na dolnym ekranie mamy cały czas dostęp do naszego ekwipunku, a na górnym oczywiście widzimy rozgrywkę. Cała gra jest podzielona na kilka sekcji: Główny level z bossem , mapa świata, miasto, specjalne levele – wyzwania gdzie możemy całkiem sporo zarobić o ile nie zginiemy po drodze. A ginąć w tej grze będziemy często.
Wzorem klasycznych tytułów na NESa poziom trudności jest dość mocno wyśrubowany. To nie jest w żadnym razie gra dla świeżaków bądź ludzi o słabych nerwach! Nawet ja miałem nieraz problem z przejściem jakiegoś fragmentu gry. Śmierć jest tym bardziej bolesna, że gdy giniemy, tracimy część naszego złota, za który kupujemy ulepszenia zbroi i łopaty. Gdy po drodze do miejsca naszego zgonu uda nam się nie umrzeć, jest szansa, że odzyskamy worki z naszym złotem. Jeśli po drodze zginiemy… Cóż, wzorem Dark Souls – przepada nam to, co utraciliśmy. Jest to tym bardziej bolesne, gdyż checkpointy są dość skąpe na głównych levelach (na wyzwaniowych ich w ogóle nie ma), a przy New Game + ich ilość zmniejsza się jeszcze o połowę. Dla mnie poziom trudności jak najbardziej na plus, widać kolejne próby nawiązania do klasyków, jednak dla niektórych to mimo wszystko może być przeszkodą przed zakupem.
Każdy level charakteryzuje się innym stylem. Biegamy po zamkach, łodziach podwodnych, laboratoriach, kopalniach. Na każdym poziomie czekają na nas nowe wyzwania, twórcy na każdym kroku zaskakują nas nowymi pomysłami, nie sposób się nudzić. Oczywiście zwieńczeniem każdego poziomu jest walka z bossem. Tutaj mały zgrzyt, bo praktycznie każdego dało radę przejść na jedno kopyto atakując od góry…
W trakcie gry zdobywamy nowe wyposażenie, ułatwiające nam przygodę, jak i również umożliwiające dostęp do miejsc wcześniej nieosiągalnych. Znajdujemy także kartki z muzyką, gdy zwrócimy takowe do barda w mieście, będziemy mogli bezproblemowo odsłuchać utwory z gry.
Oldschool!
A jak gra wygląda? Świetnie! A przynajmniej patrząc przez pryzmat 8-bitowców. Pixele oczywiście są widoczne, ale cały feeling gry, desing lokacji, postaci, sprawia, że grafika ani trochę nie razi, ba – jest nawet atutem. Dodajmy do tego ładne efekty specjalne typu wybuchy bomb, błyskawice, deszcz, bardzo dobrze zrealizowany efekt paralaksy czy naprawdę dobry efekt 3D i obrazuje nam się naprawdę ładna pozycja do ogrania. W zasadzie w tej kwestii nie ma się do czego przyczepić, najwyżej do tego, że często postacie nachodzą częściowo na ściany, ale to już czepianie się na siłę.
THAT MUSIC!
Mamy staroszkolny poziom trudności, mamy 8-bitową grafikę, więc logicznym jest to, że muzyka również będzie nawiązywać do czasów świetności Famicoma. Muzyka w większości przypadków jest bardzo udana, niektóre utwory zapadają w pamięć i aż chce się ich słuchać. Z drugiej strony, niektóre utwory wyraźnie odstają, jakby w pewnym momencie brakło twórcom inwencji twórczej na kreowanie utworów. Szkoda, bo większość to naprawdę bardzo dobrze skomponowane dzieła. Oczywiście nie samą muzyką soundtrack stoi, ale wszelkie dźwięki tła, dialogów (klasyczne „pikanie”), ataków, itd. Itp. są w porządku, raczej ciężko było coś w tej kwestii zawalić.
Shovel Knight to typowy powrót do przeszłości. Istna sentymentalna podróż w czasy dzieciństwa, kiedy to w dniu I komunii ogrywało się DuckTales 2 i wcale nie chciało się iść do kościoła. Jest niemal perfekcyjnym trybutem dla starych, dobrych czasów. Dość krótki czas przejścia (~7 godzin bez większego przeszukiwania leveli, oczywiście nie licząc New Game+) przy wysokiej jak na nasze standardy cenie wynoszącej 60 złotych sprawia, że trzeba się parę razy zastanowić, czy warto. Jednak, kiedy przebolejemy cenę, dostajemy produkt niemalże idealny w każdym aspekcie. Jeśli chcecie poczuć się jak w latach 90. kiedy w Polsce królował Pegasus – kierujcie się do eShopu. Nie pożałujecie.
9+/10 i znak jakości Reggiego
PS w drodze są darmowe DLC, w tym 3 osobne kampanie dla bodaj Plague, Specter i King Knight. Więc te 60 zł wygląda trochu lepiej patrząc przyszłościowo