kiedyś przeczytałem piękną książkę o minimalizmie, która zmieniła moje życie. Powiem tak: no i hui, że prezent? To, że podarunek, to znaczy, że ma już teraz tylko całe życie leżeć gdzieś na półce/strychu/w piniwcy i porastać coraz to grubsza warstwą pajęczyn, kurzu i innego syfiastwa? Okej, prezent, wartość emocjonalna - to jest ważne. Ważnym jest by pamiętać o tym prezencie, o tej osobie, by mieć dobre wspomnienia ze wspomnianym przedmiotem, ale jeśli ma się on tylko kurzyć i być nieużywanym - to po co to trzymać? Lepiej sprzedać/podarować komuś innemu/wyrzucić, bo to tylko fizyczna manifestacja uczuć związanych z daną osobą. A przecież nie trzeba się otaczać bezużytecznymi przedmiotami, tylko dlatego, że je od kogoś dostaliśmy. Najważniejsze i tak są tylko emocje i dobre wspomnienia.