Zawsze mnie zastanawiało jak to jest się znaleźć w centrum wypadku i widzieć zachowanie ludzi. W sobotę stałem na parkingu przy cmentarzu w rodzinnym mieście, nagle słyszę huk, odwracam się i tylko kątem oka widziałem jak motocykl odbija się od Kangoo i typ leci 10 metrów dalej. Podbiegam do typa (oczywiście nikt kto był bliżej nie podszedł, wszyscy stali jak z kamienia), przytomny, stęka, że wszystko go boli. Brat od razu zadzwonił na 112, ja tam typa uspokoiłem, bo chciał się podrywać, mówię, żeby leżał, zaraz pogotowie będzie. Ktoś tam przy nim został ja pobiegłem po koc termiczny, bo niby gorąco, ale w szoku to zaraz telepać może. Zaczął trochę odzyskiwać świadomość, mówił, że raczej tylko ręka go boli, ale krew miał na twarzy. Ktoś tam przy nim został, ja poszedłem do motocykla kluczyki wyjąć, bo się lało wszystko co możliwe z niego. Straż szybko przyjechała, więc go przejęli, za chwilę pogotowie.
Rozpier.dala mnie zachowanie ludzi w takiej sytuacji. Jedna baba krzyczy podnieście go, drugi janusz, żeby kask zdjąć. Jakaś grażyna podchodzi i mówi, że jej mąż też miał wypadek niedawno. No ch.uj to kogo obchodzi xd Najlepszy był typ, straż przyjechała, a on do nich, że są najmniej potrzebni akurat, bo na karetkę czekamy, no debil xd
Co te polaki to ja nie wiem, podstawowych zasad pierwszej pomocy nie znają.