Wczoraj w końcu trochę pobiegałem i muszę przyznać, że takich przygód jeszcze nigdy nie miałem. Zazwyczaj biegam w parku nadmorskim Reagana w Gdańsku. Często jeździ tam straż miejska, albo policja. Biegnę sobie, a miejskie mnie zatrzymują i pytają dlaczego biegnę po ścieżce rowerowej. No to im mówię, że na chodniku jest jeszcze trochę błota pośniegowego ( miejscami nawet sporo ) i nie chcę się wyrżnąć, a także nie chcę chlapać na ludzi, bo sporo ich akurat wczoraj spacerowało. Poza tym, przez prawie godzinę biegania mijałem może 2 rowery, więc nie utrudniam ruchu. Oni do mnie, że to nie ma znaczenia i nie mogę biegać po ścieżce Nie chciało mi się z nimi kłócić, pobiegłem dalej, a gdy straciłem ich ze wzroku z powrotem wkroczyłem na ścieżkę rowerową. Za(pipi)iście się po niej biega, bo jest z tartanu, więc fajnie amortyzuje kroki. Po kilkunastu minutach, zajeżdzają mi drogę i mówią, że to ostatnie ostrzeżenie. Następnym razem zostanę wylegitymowany, a że pewnie nie mam dokumentów, to zostanę zabrany na komendę :D Musiałem się powstrzymać od śmiechu, ale powiedziałem, że ok. Jak tu mieć szacunek do tych imbecyli ? Normalnie, podczas sezonu wiosenno-letniego, nie biegałbym po ścieżce, ale teraz nikt po niej nie jeździ...
To jeszcze nie koniec przygód. Pod koniec biegania, zatrzymuje mnie żul. Prawie mnie złapał z biegu. Zdejmuję słuchawki, a on do mnie, gdzie biegnę. Ja, z bananem na ryju, żeby go tylko spławić odpowiadam, że na Kasprowy Wierch, a koleś z przerażeniem na twarzy: ' A to nie przeszkadzam, bo jeszcze kawał drogi przez Panem '
I to wszystko podczas godziny biegania