Pograłem tak z 3h i jeszcze jak byczku. To jest Jet Set Radio Future Aftermath czy jakkolwiek by to nazwać. Movement sztywniutki, klimat od razu znany, wskakuje się w to jak w wygodne papcioszki, które czekały od lat gdzieś tam w domu rodzinnym czy u babci na wsi - czuć, że to jest to, że tego uczucia nie da się podrobić I przy okazji na Switchu rusza się zajebiście w stałych 60 klateczkach (po zaznaczeniu w opcjach "Unleash The Beast", bez tego trzyma się 30 klatek). Fanom JSR nie trzeba polecać, nowicjusze mogą zobaczyć, jak wyglądała ta słynna dusza Dreamcasta.