Metal: Hellsinger - zbytnio tajemnicą nie jest, że rzuciłem się na tę gierkę jak cygan na darmowe Marlboro i ostatnie dni upłynęły mi na ciągłym wciskaniu RT do rytmu. Tzn. wciskanych guziorów było od groma więcej, bo M:H pod płaszczem strzelanki rytmicznej jest jednocześnie chyba najintensywniejszym i najdynamiczniejszym FPSem od czasów Dooma Eternal. Dzieje się tu dużo, szybko, gra nie próbuje nawet udawać, że chodzi w niej tylko o strzelanko w takt wybijanej melodii i nie rzuca żadnych zagadek, znajdziek, sidequestów czy innych "follow me Eivor.., znaczy, Unknown". Złośliwy powiedziałby, że lecimy od killrooma do killrooma, a na końcu jest boss. W sumie za dużo by się nie pomylił, bo przez większość czasu tak to właśnie wygląda. Ale umówmy się: gdy gra jest skoncentrowana na tym, żeby zrobić coś dobrze i nie rozwadnia się tam, gdzie jest to niepotrzebne (a tutaj byłoby to okrutnie niepotrzebne) to wychodzi jej to na korzyść. Pomiędzy standardowymi poziomami (każdy ze swoim trackiem) możemy wziąć się za tzw. Udręki, które odblokowują się po przejściu każdego levelu. To w sumie wyzwania o podkręconym poziomie trudności, których zaliczenie daje nam możliwość wyekwipowania pewnych ułatwiaczek bądź bonusów we właściwych poziomach. Przykładowo Udręka każe nam wykończyć 99 przeciwników do rytmu (i tylko takie zabójstwa się zaliczają), ale jesteśmy wyekwipowani w cztery bronie, które po każdym killu zmieniają się na następną i nie mamy innego wpływu na to, co mamy w rękach. W zamian dostaniemy Sigil, który nie pozwoli naszemu paskowi furii spaść poniżej mnożnika x2, i tak dalej, i tak dalej. Fajna odskocznia od poziomów fabularnych i momentami musiałem nieźle spiąć i spocić dupsko, żeby skończyć te Udręki.
Ogółem ode mnie 9 i polecajka fhui, bo bawiłem się przepysznie przez cały czas, a dzięki świetnej muzyczce wrócę do niej na pewno i spróbuję się na wyższym poziomie trudności albo pomasterować sobie wyniki (sc00rwesyny doskonale wiedzieli co robią wrzucając leaderboardy ). Perełka z Game Passa? No raczej.