Niby tylko 9h, ale treści jest tam od groma i ciut, ciut. Tak jak z RE2 Remake Capcom waliło trailerami i gameplayami pokazującymi 3/4 gry tak tutaj oglądając każdy gameplay, screen i trailer nie widzieliście prawie nic. Różnorodność miejscówek jest ogromna, po poprzedniej części chińczyki wzięli sobie do serca też krytykę na temat jednakowych przeciwników i zaprojektowali całą gamę potworków. Ba, jeden segment przypomina mi raczej PT/Silent Hille i choć można by się spierać, że nie pasuje do gry o nazwie Resident Evil, ale mi podobał się w opór Nie ma co, robota odrobiona dobrze (minus za jedną z końcowych lokacji - wizualnie może i wygląda, ale poruszanie się po niej to droga przez mękę). No i jeszcze są Merce oraz tryb będący wariacją gry, Village of Shadows, gdzie poziom trudności pikuje w górę, a itemy i ich rozstawienie różni się od pierwszego przejścia. Jeśli ktoś przejdzie grę i będzie mu mało to na spokojnie wyciśnie z niej dodatkowy czas rozgrywki.
Jak pewnie widać, podobało mi się. Ba, podobało mi się bardzo i na chwilę obecną nic lepszego w tym roku nie wyszło (z oczywistych względów nie grałem w Returnala, więc wykreślam go z równania, także blueboye, nie bijcie ani mnie, ani piany, chyba, że w CW). Wcześniej wspomniałem, że jest to udany miks RE4 i REmake, zdanie podtrzymuję. Miejscówki, które zwiedzamy są w dużej większości zaprojektowane świetnie, pełne sekretów i dają dobre poczucie progresji w miarę rozwiązywania kolejnych łamigłówek i odkrywania kolejnych segmentów. Pod tym względem to pełnoprawny Resident Evil i każdy kto lubi serię poczuje się tutaj jak na starych śmieciach. Strzelanko wypada nieźle, zwłaszcza po upgrejdach broni i rozwinięciu swojego arsenału o dodatkowy oręż. Tutaj oczywiście wychodzi warstwa "miksu RE4", gdzie w miarę grania czuć, że faktycznie robimy większe i lepsze kuku poczwarom, które wpadają pod lufę trzymanego gnata. Jeśli odrzuciły kogoś "kapiszony" z dema i narzekał na przeciwników będących gąbkami na pociski to w pełnej wersji też będzie kręcić nosem (albo nauczy się strzelać w głowę, która pięknie eksploduje po trzech-czterech strzałach ). Pamiętacie, jak wyglądało to w RE4? Jeśli nie korzystaliście ze schematu "headshot-kop-nóż na glebie" to przeciwnicy początkowo również przyjmowali ołów w ogromnych ilościach. Teraz tamta część jest otaczana kultem i pewnie akolici Leona niespecjalnie chcą przypominać sobie, jak to faktycznie wyglądało. Mi strzelanko siadło, w Mercenaries (które w 100% opiera się na walce) pewnie spędzę sporo czasu.
@XM. pytał o bossów. Jest kilku, jest kilku minibossów, a wszyscy w sumie sprowadzają się do napakowania ich śrutem aż nie padną (oprócz chyba przedostatniego, który jest XD i za cholerę nie pasuje do tej gry), w międzyczasie korzystając z otoczenia albo do uniknięcia ataków, albo do zdobycia przewagi. Wizualnie zajebiści, ale żadnej większej rozkminy przy nich nie ma. Strzelaj, aż nie zdechnie.
Oprawa AV to cud, miód i orzeszki To, jak prezentują się niektóre z miejscówek na konsoli nowej generacji naprawdę potrafi urzec. Wiadomo, trafia się słabsza tekstura tu i tam schowana w kącie czy model ziemniaków w koszu jest kanciasty, ale całość cieszy oko jak każda gra na RE Engine. Z RTX framerate trzymał sztywne 60 klatek i ani razu nie odczułem, żeby coś szarpnęło (a jeśli tak było to pewnie Freesync zrobił to, co do niego należy). Tu nie ma co się rozwodzić, bo 4K/RTX/60 FPS to jest coś, co tygryski lubią najbardziej i czego chyba wszyscy oczekujemy po tej generacji konsol. Dorzucamy niemal nieistniejące loadingi i robi nam się z tego bardzo ładny obrazek. Technicznie nie mam do czego się przypieprzyć, bugów nie uświadczono - way to go, Capcom. I teraz po chwalonku przyszedł czas na narzekanko, bo nie wszystko mi się podobało. Zarzuty dotyczące fabuły naturalnie ospoileruję i nie polecam wchodzić tam przed skończeniem gry.
Pierwsze co idzie na ogień to to, czego po poprzednich częściach chyba wszyscy się spodziewali - końcówka gry. Kurwa, przecież to DOSŁOWNIE wygląda jak Call of Duty od Capcomu XD Brakowało mi tylko tego, żeby Roach i Soap wybiegli z piwnicy jakiegoś wilkołaka krzycząc OI MATE WHERE MAKAROV. W zasadzie od momentu przejścia
gra robi zwrot w full akcję. Nie podoba mi się taki sposób kończenia gry i tyle dobrego, że finałowa potyczka jest wymagająca. Gdyby nie ona to końcówka byłaby nawet bardziej zmaszczona niż kopalnia w RE7, ale ostatni boss trochę ratuje honor gierki. A propo ratowania:
I chociaż w historii jest to wyjaśnione, to biłem się z myślami, czy właśnie zobaczyłem największy kretynizm świata, czy może jednak świetny zabieg zmieniający spojrzenie nie tylko na to, co do tej pory pokazano, ale i na całe RE7. Po nocy skłaniam się raczej ku tej drugiej opcji, ale nadal - pierwsze wrażenie po tym elemencie historii to było "niech mnie chuy XDD". Coś jeszcze mi się nie podobało? Chyba niektórzy przeciwnicy, którzy są upierdliwi jak cholera i występują w dużych ilościach podczas jednego story beatu - albo zmniejszyć ich ilość, albo wywalić w cholerę, tak bym to widział. I to tyle.
Czy polecam? No raczej. Zajebista gierka. Jeśli z RE7 było Ci nie po drodze - poczekaj na srogie promo albo pożycz od znajomego, bo prawdopodobnie wioska, mimo lżejszego klimatu, również Ci się nie spodoba. Jem śniadanko i wracam na Merce, baj.