-
Postów
1 533 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Wojtq
-
Spasowałem po dwóch odcinkach. Dostrzegam jego wyjątkowość, ale nie mogę patrzeć na świat, gdzie każdy każdego yebie jak psa. No dzięki. Zdecydowanie idź za Ślepnąc od świateł, coś wspaniałego. Zazdroszczę ludziom mieszkającym w Warszawie, bo odbiór na pewno +10. Od siebie dodam 3 rzeczy: This much I know is true. Zamknięta całość w 6 odcinkach, wspaniały dramat rodzinny, i choć może przybić, to niesie ze sobą jakąś nadzieję. Ja uwielbiam takie rzeczy traktujące o dziedzictwie i jakiejś nawet rodzinnej klątwie i naznaczeniu, więc trafiło do mnie wspaniale. Podobnie jak 5-odcinkowe Patrick Melrose ze świetnym Benedyktem w roli alkoholika. Jeśli lubisz obserwować ludzi i ich motywy działania (a czasem ich brak), to bier. Aha, no i Czarnobyl koniecznie - perełka ostatnich lat, kolejny filmoserial zamnięty w 5 odcinkach. 10/10 Od kilku lat o tym wiedziałem, ale teraz jak patrzę na moje powyższe polecanki, to jeszcze bardziej zdaję sobie sprawę, że HBO to się nie pyer.doli w tańcu.
-
PS5 nie zmieści mi się do er-te-fałki, a na zewnątrz kapa, bo kable na wierzchu. Jak żyć? Co robić? Czy istnieje jeszcze jakikolwiek sens?
-
Dzięki Panowie. X-Meni to rzeczywiście nie jego działka, a Thora trudno już dostać, więc chyba postawię na jakąś pewniejszą książkę. Plusy lecą jak szalone.
-
Widzę, że już jest 4 tom, także odpada, za długie. A jest jakiś dopasiony komiks w świecie Avengersów, który jest zamkniętą całością? Może być gruby i ciężki.
-
Zastanawiam się nad kupnem bratu komiksu z Marvela, a najlepiej taki, w którym główne skrzypce grałby Iron Man lub Thor. Możecie polecić jakiś dobry komiks który byłby zamkniętą całością i traktowałby o którymś z tych bohaterów?
-
To, plus postać homoseksualna z doopy i bez sensu - Netflix w sosie własnym. Wplatanie postaci lgbt tylko po to, żeby wyskoczyły nagle z kapelusza jest irytujące, ale feministyczny wydźwięk wcale, bo bohaterka nie miała misji typu "a ja Wam wszystkim pokażę, że jesteście do niczego". Nie gardzi też pomocą kolegów. Poza tym ciężko nie zakochać się w Ani. Dla mnie filmwebowe 9/10, czyli rewelacja. Finał nie byłby taki mocny, gdybyśmy nie zżyli się tak dobrze z bohaterami. Ja się wzruszyłem okrutnie.
-
Zdecydowanie popieram pochwały "Gambitu Królowej". Świetnie poprowadzony, a do tego idzie się zżyć z bohaterami (no szczególnie z Anya ), a końcówkę bardzo żywo przeżywałem. I tak jak wspomina drozdu - Dorociński też zasługuje na uznanie. Jego rola jest bardzo stoicka, ale sprawdza się w niej wyśmienicie, a dzięki scenariuszowi udało się z niego zrobić naprawdę godnego zapamiętania bossa.
-
Ja ostatnio leżę chory i nadrabiam oglądania za wsze czasy. Pamiętałem, że chwalono tu kiedyś Haunting of Hill House i łyknąłem go w jeden dzień. Piękne połączenie horroru z dramatem, bardzo miło spędziłem czas z tymi bohaterami, tu i ówdzie szło się całkiem nieźle przestraszyć, ale cieszyło też to, że nawet mimo użycia wielu horrorowych klisz, sceny strachu nie kończyły się w banalny sposób. Do tego scenariusz jest bardzo zręcznie poukładany, wszystko ma tu jakiś swój sens i jest zgrabnie zazębione. A końcóweczka, na którą zauważyłem wielu narzeka, siadła mi w sam raz (zwłaszcza monolog pewnej postaci). Także Netflix potrafi, ale trzeba im bardzo dobrych twórców, żeby utrzymać jakość. Dobrze, że Mike Flanagan kręci dla N kolejny serialo-horror - Midnight Mass. Oficjalny zarys fabuły przedstawia się tak: A jak według Was sprawdza się Bly Manor?
-
Nie byłbym takim optymistą, bo jak podaje Wikipedia: Originally planned for a theatrical release by Paramount Pictures, the distribution rights to the film were sold to Netflix due to the COVID-19 pandemic. Film rzeczywiście bardzo wciągający i jak przystało na dobry dramat sądowy nie raz i nie dwa aż skręca człowieka z obserwowania tej niesprawiedliwości. Bardzo pozytywnie się zaskoczyłem widząc Marka Rylance na ekranie - obserwowanie jego aktorstwa to sama radość.
-
Te wielkie wytwórnie muszą chyba brać pod uwagę groźbę splajtowania kin, aż tacy głupi nie są, co? Zastanawiałem się, czy dla ogólnego podtrzymania biznesu nie byłoby lepiej, gdyby wydali te filmy teraz podczas Covidu, żeby 1) zminimalizować swoje straty, 2) utrzymać kina przy życiu i 3) tym samym zapewnić sobie miejsce dystrybucji na czasy post-covid. A że musieliby poświęcić kilka dużych produkcji, no to trudno. Lepiej teraz stracić, niż później nie mieć kin, do których można by wrócić. No chyba, że wszystko już pójdzie w streamingi, czego mimo wszystko bym nie chciał.
-
Trailer sprzed miesiąca, a dopiero dziś się natknąłem. Zapowiada się emocjonująco. Jak to ktoś zauważył w komentarzach na YT: "whoever made this trailer should be making all trailers from now on"
-
Jaranko tym większe, fajna ekipa.
-
A może ten projekt to po prostu test dla świeżego zespołu w Pune? Dali im jakiś niewymagający projekt żeby sprawdzić jak sobie poradzą. Gra robiłaby o wiele lepsze wrażenie gdyby te twarze nie przypominały facjat z oryginalnej Mafii. Piaski Czasu i późniejsze Warrior Within to były fantastyczne gry (Two Thrones już zbyt wtórne) i nagrałem się w nie wystarczająco, więc Remake mam gdzieś. Chętnie bym przyjął zupełnie nowego Prince’a, z nowymi mechanikami, bez cofania czasu.
-
Jak się popatrzy na ostatnie lata to już wcześniej można zobaczyć te "tematy" w oskarowych filmach (choć wątek kobiecy trudno uważać za jakiś wyjątkowy temat), ale pod żadnym pozorem nie powinno normować się zatrudniania ludzi ze względu na ich płeć/rasę/orientację/wyznanie! Dzisiaj taka norma, jutro kolejna, pojutrze kolejna, a to wszystko sprawi, że pewne grupy ludzi będą jeszcze bardziej negatywnie nastawione do innych grup, aż w końcu coś potężnie yebnie i wszyscy znów będą się zastanawiać co poszło nie tak. Ta norma co prawda dotyczy "tylko" kategorii Najlepszy Film, ale nie trudno się domyślić, że stanie się to standardem w Hollywoodzie. Taki "Parasite" czy "Dunkierka" odpadłyby w przedbiegach, no chyba, że jacyś geje pracowaliby na planie filmowym (co za absurd). A może wszystko będzie cacy? Walić już jednak same filmy, to nawet nie chodzi tylko o nie, tylko o pewną mentalność która się szerzy w innych sektorach gospodarki. Pracuję w banku i widzę te jawne rozmowy o parytetach, o "problemie", że na najwyższych stanowiskach kierowniczych nie ma kobiet i mniejszości etnicznych, a każdy sektor musi raportować procent zatrudnianych osób ze względu na płeć i lepiej dla nich, żeby było 50/50.
-
Może jestem głupi, ale wątpię. Za szybko to wszystko, za dużo bezsensownych informacji, że ten ma to, że ten tamto i ten tego. Może Chris wreszcie spojrzał w piąty wymiar, a ten film to jego ewangelia? Nie wiem, ale zawiodłem się bardzo. Już na początku miałem dość tego natłoku informacji i akcji skaczącej gdzieś indziej co chwila, ale później wcale nie było lepiej i w zasadzie film oglądałem na chłodno i w zniecierpliwieniu, a w trzecim akcie już całkiem dałem sobie spokój. W filmie w którym wszystko może się stać trudno o emocje. I ten wątek blondyny - kogo to obchodzi? Fajna muzyka, fajne sceny akcji (walka w korytarzu i pościg) i fajni aktorzy. EDIT. Po przespaniu nocy chciałbym mu oddać jeszcze więcej sprawiedliwości. Wizualia robią duże wrażenie, podobnie jak wykonanie różnorakich akcji łączących normalny bieg czasu z inwersją. Człowiek zaczyna się zastanawiać, jak by to wyglądało w prawdziwym świecie, więc mimo wszystko coś zostaje w głowie. Wszystkie te akcje są bardzo naturalnie wplecione w wydarzenia i łatwo w to uwierzyć. Film mógłby jednak wiele zyskać, gdyby miał zgrabniej rozplanowane te akcje i gdybyśmy poprzez wolniejsze briefingi rodem z "heist-movies" mogli lepiej wejść w buty bohatera i nadążać za akcją (tutaj co prawda też były briefingi, ale czy ktoś za tym nadążał?). Aha, no i otwarcie filmu zrobiło na mnie ogromnie pozytywne wrażenie.
-
Szkoda chłopa. Szczególnie polubiłem go po tym wywiadzie:
-
Ciekawe czy kiedyś się na tym potkną, czy raczej będzie jak z hitlerowskimi niemcami, gdzie suma wielu zgód doprowadziła do powstania ideologicznej potęgi. Chociaż chyba już nią jest? Nie mam nic przeciwko gejom, ale to co robi Netflix jest karykaturą rzeczywistości. Siadając do filmu sygnowanego ich logiem tylko czekam, aż pojawi się jakiś wątek LGBT z doopy, nikomu niepotrzebny dla fabuły i wciśnięty bez sensu. Chyba w Romie obyło się bez tego (ale tutaj film nie powstał za ich pieniądze/na ich zlecenie). Obejrzałem dwa odcinki tego High Score i tylko na początku było o tym transie, co było w miarę uzasadnione "fabularnie" (pewnie cieszyli się jak głupi gdy znaleźli tę historię). Podobają mi się te animowane wstawki stylizowane na stary pixel-art, szczególnie scena w sądzie z drugiego odcinka.
-
Kiedyś spotkałem się z taką myślą: "Netflix is social engineering, not entertainment."
-
HBO ostatnimi czasy to prawdziwa kopalnia serialowego dobra — premiery na wrzesień: 4 września— Raised by the wolves 14 września — The Third Day // We are who we are Wczoraj skończyłem To wiem na pewno z wybitną rolą Marka Ruffalo i jestem zachwycony. Dosyć przygnębiający serial o braciach bliźniakach, z czego jeden jest chory na schizofrenię, a drugi stara się nim opiekować za wszelką cenę. To co szczególnie mi się podobało to to, że nie zawsze zgadzałem się z postępkami głównego bohatera, ani sposobem w jaki traktował innych, ale i tak trudno nie kibicować mu w jego staraniach. To również historia o tym co niesiemy w genach i na ile nasze życie jest zdeterminowane przez czyny naszych przodków. Serial podany w formacie, który uwielbiam, czyli kilkuodcinkowej, zamkniętej historii. Zdecydowanie polecam. Devs - kolejny miniserial od twórcy kojarzonego z filmami. Unikalny klimat, intrygujące idee i poczucie obcowania z czymś z poza tego świata, podobnie jak to było w innych produkcjach tego reżysera. Powolne tempo buduje fajną atmosferę, ale pod koniec miałem już go nieco dość, bo wszyscy zaczęli zachowywać się jak posągi, co miało sens z perspektywy obrazowanych pomysłów, ale było męczące w oglądaniu. Byłoby lepiej gdyby serial był skrócony o jakieś dwa odcinki. Warto i tak.
-
Dzięki Panowie. Postawię na Norsemen i How to sell drugs.
-
Możecie polecić jakiś luźny i zabawny serial, który unika żenady i który nie sprawia, że czujecie jakbyście tracili czas? Ewentualnie jakiś najlepszy dokument, który widzieliście na Netflixie? Szukam czegoś, czym mógłbym przyjemnie zabić czas w pociągu.
-
Nowy film Charliego Kaufmana. Przyznaję, że wzięło mnie to z zaskoczenia, chociaż wolałbym chyba nie oglądać zwiastuna. Szykuje się szalone kino. Premiera 4 września.
-
Skończyłem dzisiaj. Piękna gra. Przez tydzień żyłem tymi wydarzeniami i z tymi bohaterami (33 godziny). A to co wyczynia się pod koniec - jeszcze nigdy nie czułem się tak dziwnie przy grze. Dobry pomysł. Co by to było, gdyby...
-
Oczywiście, że jest chronologia - let me do it for you -> https://pl.wikipedia.org/wiki/DC_Extended_Universe Człowiek ze stali - swego czasu bardzo mi się podobał Batman v Superman: Świt sprawiedliwości - taki średniak Legion samobójców - straszne gunwo, jeden z najgorszych filmów wszech czasów Wonder Woman - przyjemne, głównie ze względu na Gal, ale przyjemne Liga Sprawiedliwości - nie widziałem Aquaman - nie widziałem Shazam! - też przyjemne Ptaki Nocy - nie widziałem Ogólnie jakiegoś szału wielkiego nie ma, ale przy niektórych można miło spędzić czas.
-
Boże Ciało Pan Komasa kręci takie filmy, które z jakiegoś powodu bardzo do mnie trafiają. Świetnie zagrany i fantastycznie poprowadzony. Wielki plus za to, że nie jest to kolejny film, który ma demaskować grzechy kościoła, który to temat jest już dość nudny nawet dla takiego ateisty jak ja. Bardzo egzystencjalny temat zostaje tutaj zaprzęgnięty do opowiedzenia wciągającej historii o poróżnionej społeczności. Ciekawe jak wiele można zdziałać gdy tylko ludzie postrzegają cię w pewnych ramach. Wsiąknąłem od początku do końca, podobnie jak na Hejterze. Obydwa filmy są na płatnych VOD, także polecam bardzo. 10/10 Lovebirds - wpadło na Netflixa i obejrzałem mając nadzieję na fajną komedię. Niestety to dość szmirowaty film z durnymi sytuacjami, a stałe odwołania do pop-kultury, albo wyśmiewanie się z białych w ostatnio modny stereotypowy sposób (biały policjant? Rasista. Biali studenci? Na pewno używają tabletek gwałtu) jest potwornie męczące. Główna para jest sympatyczna, a dziewczyna bywa urocza, ale ogólnie meh/10.