Pograłem i dalej mi się nie podoba ta cała oprawa stołu i kart w trakcie gry niczym z Hearthstone'a, ale kurde to dalej Gwint, który przeokrutnie wciąga. Mimo licznych porażek syndrom kolejnej partyjki jest cały czas obecny. Samej gry w Gwinta trzeba się trochę nauczyć od nowa, bo właściwości wielu kart się zmieniły, niektóre mają kompletnie inne zastosowania a i doszły też zupełnie nowe. Dzięki temu poprawiono znacznie balans, gdzie Królestwa Północy i Nilfgaard nie są już dominującymi taliami, choć jak wczoraj zagrałem z kolesiem grającym Czarnymi to nie było czego zbierać ze mnie :potter: Na plus także to, że nie ma od razu możliwości grania gier rankingowych, trzeba wbić 10 lvl, by do tego czasu zbudować sobie w miarę sensowną talię do gry o większą stawkę niż przyjacielskie pojedynki. Ogólnie wrażenia jak najbardziej pozytywne po ograniu tej zamkniętej bety i chyba skuszę się na wersję retail.