Shadow of the Tomb Raider
Najnowsze i jak na razie ostatnie przygody Lary, to nie jest poziom Uncharted 4. Co nie zmienia faktu, to ciągle jest dobra gra (U4 też jest dobrą grą w żadnym wypadku nie jest grą wybitną jak niektórzy uważają). Zabawa jest przednia i jest tu wszystko, co było wcześniej. Ale twórcy niczego na nas nie wymuszają. Grobowce, artefakty czy misje poboczne, to tylko wybór. Oś fabularna to niestety klisza i kalka, jak w większości gierek można skipować te nude paplando o zagrożeniu, bogach, złowieszczej trójcy i tajemniczym plemieniu. Jonah to parówa, olbrzymi chłop a co chwilę dupę ratuje mu chuda laska, tyle razy miałem nadzieję, że zginą ale niestety. Szkoda, że developerzy nie dali dobrego albo złego zakończenia, jak to teraz jest w modzie. Już bym się postarał o to, żeby Jonah nigdy nie wyszedł z dżungli.
Postać Lary jest natomiast za(pipi)ista, twarda i urocza jednocześnie, emocje na twarzy idą w parze ze zgrabnym tyłeczkiem. Strzela się mało, gra jest nastawiona na eksplorację i ciche wbijanie czekanu w czaszkę czy wieszaniu na gałęzi. Wychodzi to podczas irytującej finałowej walki, gdzie pifpaf po prostu nie zdaje egzaminu i psuje to epickość ostatniej misji
8/10