Gra skończona. Nie mam co narzekać, bo dała mi zajęcie na chyba 150h, eksplorację po post-apo świecie, czyli ogólnie to co uwielbiam. Chwilę przed tym grałem jednak w F2 i w wielu aspektach F4 to spory krok wstecz. Poza charyzmą statsy nie mają żadnego wpływu na dialogi. Wystarczy mieć CH na ok 4, resztę dobić ubraniami (np. strój Reginalda, peruka, modne okulary) lub dragami i czerwone speech checki wchodzą góra za 3 próbą. Gdzie te czasy, gdzie inteligencja na poziomie 1 pozwalała nam tylko powiedzieć "uug?". No ale rozumiem, lore jest takie, że nasz bohater był wykształcony przed wojną, więc nawet INT=1 oznacza ponadprzeciętnie kumatego Sebę-prawnika.
Poza syntkami, brak ciekawych świeżych wrogów. Wiadomo, że to zamknięte uniwersum, ale kurde, nawet centaury wycięto z produkcji. Jedynie bandyci, mutanty, syntki, robaki.
Radiant questy - argh, współczuję "completionistom", którzy po skończeniu questa mają wypączkowane 2 kolejne na zasadzie "przynieś", "zabij". Przydałoby się czasem odmówić, no ale "General, another settlement needs our help". Ewentualnie mogłyby mieć swoją zakładkę, by nie zaśmiecały osi fabularnej.
Przestarzały engine - po Dying Light czasem instynktownie starałem się gdzieś wspiąć. No ale nie, nasz klocek nie wejdzie na żadną półkę powyżej pasa.
Strzalenie poza Vats i snajperką nie daje mi frajdy. Ot kapiszony.
Potem robi się za łatwo - większość wrogów to 1-shot kill. Można zwiększyć poziom trudności, wiem.
Fabuła pod koniec zbytnio nas kieruje, bez możliwości rozwiązania spraw na różne sposoby. Zabij tych, zabij tamtych. Nie ma opcji na jakieś negocjacje, sojusze.
Ogólnie gra przednia, chciałem Fallout 3.5 i dostałem - co spędziłem to moje. Aha, budowania wiosek nie tknąłem, ale jak ktoś lubi minecrafty to pewnie da mu to kolejne 100h. Chciałbym teraz taki Fallout 5 z przytupem, nowy, ogromny, z zaawansowanymi dialogami. Mogę poczekać do 2021 ;/